Problemy
 
„Wolne związki"
Ks. Marcin Kostka FSSP

Nasza czytelniczka, Pani Maria, pisze o problemie związków „na kocią łapę”: Boli mnie to, że córka i zięć pozwalają moim wnukom na to, by te mieszkały z „partnerami”. Martwi mnie powszechne przyzwolenie na tzw. wolne związki, przed- i pozamałżeńskie kontakty seksualne. W jaki sposób mam rozmawiać z moimi dziećmi i wnukami, by ich przekonać, że takie relacje są złe, grzeszne?

Kapłani, duszpasterze i katecheci zauważają dzisiaj bardzo poważny problem „wolnych związków” – „życia na kocią łapę” – „wspólnego mieszkania przed ślubem” – „pozamałżeńskich kontaktów seksualnych”. Wydaje się, że moda na wspólne życie bez ślubu, zobowiązań i wzięcia odpowiedzialności za siebie zapanowała zwłaszcza wśród młodych ludzi, co społecznie zostało zaakceptowane także przez ich rodziców. Psychologowie i księża zgodnie przestrzegają, że konsekwencją tej mody na konkubinaty, wspólne pomieszkiwanie oraz pozamałżeńskie akty seksualne są nietrwałe małżeństwa i rozpad rodzin. Ze spisu powszechnego ludności przeprowadzonego przez Główny Urząd Statystyczny w 2011 r. wynika, że konkubinaty dotyczą 3 procent Polaków. Jednak w liczbach bezwzględnych jest to aż 643 tysięcy par, niemal dwa razy więcej niż w 2002 r. Według badań ponad połowę związków nieformalnych tworzą osoby młode i bardzo młode. 62 proc. kawalerów i panien żyje ze sobą na próbę, a 25 proc. ma za sobą nieudane małżeństwo. Aż 49 proc. tworzących konkubinaty nie przekroczyło 34 lat. Wzrasta też odsetek osób przekonanych, że zawarcie małżeństwa nie jest konieczne do założenia rodziny. Natomiast spośród osób do 34. roku życia 59 proc. akceptuje współżycie przed ślubem kościelnym. W 2013 r. zawarto najmniej małżeństw od końca II wojny światowej. Rośnie natomiast liczba związków nieformalnych.

Lęk przed odpowiedzialnością
Dziś młodzi ludzie coraz częściej boją się stanąć przed ołtarzem, bo – jak twierdzą – nie chcą zamykać sobie drogi do ślubu kościelnego, na wypadek gdyby ich obecny związek się rozpadł; muszą się wypróbować pod każdym względem. Znaczna część tych związków opiera się na założeniu, że dopóki jest nam ze sobą dobrze, to możemy razem żyć i korzystać z przyjemności. Wraz z rosnącym zjawiskiem konkubinatów pojawia się negatywna konsekwencja w postaci lęku przed odpowiedzialnością za drugą osobę, posiadaniem dzieci, przed zaangażowaniem się na poważnie w życie społeczne. Dziś także coraz częściej próbuje się usprawiedliwiać zjawisko kohabitacji, czyli wspólnego zamieszkania bez ślubu, tłumacząc, że dobrze przeżyty konkubinat pomaga w dobrym życiu małżeńskim i rodzinnym. Jednak badania prowadzone w USA, Kanadzie czy Szwecji wykazują, że małżeństwa, które żyły wcześniej „na próbę”, nie wytrzymują próby czasu.


Przyczyną tego, że młodzi ludzie decydują się na konkubinaty, jest na pewno zachłyśnięcie się pseudowolnością przyniesioną z krajów Europy Zachodniej oraz wadliwy system wychowania młodego pokolenia, który „bezstresowo” kształtuje osobowość i nie uczy świadomego i odpowiedzialnego podejmowania decyzji. Towarzyszy temu coraz większa obojętność religijna, upadek pobożności, praktyki modlitwy i coniedzielnej Mszy Świętej. Upada także autorytet nauczycieli i księży, a rodzice i dziadkowie nie potrafią w odpowiedni sposób motywować swoich dzieci i wnuków, by stawały po stronie tego, co dobre. Często można tu spotkać ciche przyzwolenie na wolny związek dzieci czy wnuków. Usprawiedliwień ludzie znajdują wiele, choćby i takie, że przecież wszyscy teraz tak robią.

Nie popełniaj grzechów cudzych!

 

W swej posłudze kapłańskiej spotkałem się właśnie z takim zjawiskiem pomieszania wartości i przyzwolenia na zło. Otóż na wyprawie wakacyjnej z grupą młodzieży wywiązała się dyskusja i pewien maturzysta, który przygotowywał się do wyjazdu ze swoją dziewczyną za granicę na studia, zapytał mnie wprost, jakie jest moje zdanie na temat zamieszkania dwojga ludzi ze sobą przed ślubem. Starałem się mu wyjaśnić, że takie podejście jest złe i nie powinien takiej decyzji podejmować ani nawet planować, zwłaszcza że uważa się za człowieka wierzącego. Wskazywałem na wartość relacji międzyludzkich, odpowiedzialność za drugiego człowieka, za uczucia i odpowiedzialność przed Bogiem, który związek mężczyzny i kobiety podniósł do rangi sakramentu; przestrzegałem także przed niebezpieczeństwami czyhającymi na ludzi, którzy wchodzą w wolne związki. Młodzieniec wysłuchał mojego zdania, choć z nim się nie zgadzał i przedstawiał dużo swoich argumentów. Następnego dnia miał spędzić dzień ze swoimi dziadkami, którzy w tej samej miejscowości byli w sanatorium. Wieczorem przyszedł i opowiedział, jak jego babcia zareagowała na moje stanowisko. Stwierdziła: A co ci wnuczku ksiądz mógł innego powiedzieć… On tak musi mówić. Ty rób, jak uważasz. Tym jednym zdaniem babcia (na co dzień „wierząca”, praktykująca katoliczka) zniszczyła swój własny autorytet i jednocześnie podważyła mój – kapłański. Skoro członkowie rodzin akceptują życie „na kocią łapę” swoich bliskich, to jak o nich walczyć? Biedni rodzice i dziadkowie nie zdają sobie sprawy, jak wielki ciężar odpowiedzialności biorą na siebie, przecież uczestniczą w grzechu cudzym: radzić do grzechu, zezwalać na grzech drugiego, pochwalać grzech drugiego, milczeć na grzech cudzy, nie karać grzechu, pomagać do grzechu, uniewinniać grzech cudzy – na 9 grzechów cudzych wymienianych przez katechizm aż 7 popełniają, gdy akceptują życie w konkubinacie. To poważne grzechy, z których trzeba się wyspowiadać, ale kto się spowiada?

Kryzys wiary, kryzys wychowania

 

Myślę, że głównym powodem wchodzenia młodych ludzi w związki nieformalne jest brak wiary oraz wychowania w duchu katolickim. Nie można tu oczywiście wykluczać grzeszności samego człowieka, który upada po wielokroć w życiu, ale sprawa życia wiarą jest chyba najistotniejszym problemem. Wielu Polaków utożsamia się z wiarą katolicką i w niej zostało ochrzczonych, jednakże szwankuje rodzinne wychowanie w wierze. Dzieci nie uczą się już pobożności od rodziców i dziadków, nie uczą się pacierza i katechizmu, rodziny nie klękają do wspólnej modlitwy, nie ma rodzinnego wyjścia na Mszę Świętą niedzielną i w niej uczestniczenia. Brakuje wyrazistych postaw ojców i matek a także dziadków jako ludzi już doświadczonych przez życie. Rodzice – ciągle zabiegani, przepracowani, by dzieci miały lepsze życie niż oni sami – nie znajdują czasu na wspólne rozmowy na życiowe tematy. Wychowanie pozostawiają szkole, w której kolejne pseudoreformy prowadzą młodych ludzi do zubożenia umysłowego i moralnego, gdyż kształtują jednostki gotowe do łatwego przyswajania i wykonywania poleceń władz, przekazywanych przez zmanipulowane media.

Rodzice przykładem

 

Dzieci i młodzież są wnikliwymi obserwatorami. Przyglądają się swoim rodzinom i relacjom w nich panującym. Patrzą, jak dziadkowie, a przede wszystkim jak ich rodzice przeżywają małżeństwo, jak się traktują, czy się kochają, czy przebaczają, czy naprawiają to, co uległo zepsuciu we wzajemnych relacjach, czy też się poddają, czy modlą się razem, czy modlą się za siebie, jak o sobie mówią wobec dzieci. Trudno się dziwić, że młody człowiek zdecyduje się na zamieszkanie z kimś bez małżeństwa, jeśli właśnie z domu rodzinnego wyniósł nienawiść rodziców do siebie nawzajem, ciągłe kłótnie, brak miłości, separacje, rozwody, niewierności i zdrady. I odwrotnie: gdzie w rodzinie i małżeństwie wszystko jest na swoim miejscu: Bóg na pierwszym, ojciec – głowa rodziny zaraz po Bogu, matka wspomagająca ojca i szczerze kochająca, miłość wzajemna rodziców do siebie i do dzieci, modlitwa i sakramenty, wspólne przeżywanie każdego dnia, praca, wychowanie, troska, ciągłe zmaganie w drodze do doskonałości, czas każdego dla każdego, rozmowy na wszystkie tematy, szczerość, właściwe ukazanie dobra i zła, przykład dobrego chrześcijańskiego życia – z takiej rodziny wyjdzie człowiek, który będzie potrafił zapewne właściwie pokierować swoim życiem.

Przypomina mi się w tym miejscu historia sprzed lat. Otóż pewien młodzieniec rozmawiał ze swoim dziadkiem, który z babcią obchodził właśnie jubileusz 60 lat sakramentalnego małżeństwa. Zapytał więc dziadka, jak to się stało, że wytrzymał tyle lat z tą samą kobietą. Dziadek odpowiedział, że za jego czasów, jak się coś psuło, to się to naprawiało, a nie wyrzucało na śmietnik. Myślę, że z tych słów płynie nauka dla współczesnych młodych ludzi obawiających się podjęcia życia małżeńskiego ­uświęconego i ­złączonego przez sakrament małżeństwa. Potrzeba wiary i odwagi oraz zaufania do Boga, który w sakramencie małżeństwa łączy dwoje ludzi. Potrzeba także wytrwałości i miłości oraz nieustannego naprawiania tego, co się w związku psuje. Potrzeba także wyzbycia się egoizmu i podjęcia życia dla współmałżonka oraz dla dzieci.

Konkubinat jest grzechem

 

Z całego serca zachęcam rodziców i dziadków, by byli dla dzieci i wnuków oparciem, by byli wzorem życia małżeńskiego i wytrwałości. Zachęcam, by dawali świadectwo o Bogu, który jest ważny w ich życiu, że na Nim budują swój świat i rodzinę. Zachęcam do świadectwa życia według Pisma Świętego i w oparciu o Tradycję Kościoła katolickiego oraz zasady moralności chrześcijańskiej. Bądźcie dla waszych dzieci i wnuków oparciem, zwłaszcza w podejmowaniu trudnych decyzji. Jeśli trzeba – upominajcie i zachęcajcie do nawrócenia, do powrotu do jedności z Bogiem i Kościołem, do wyjścia z grzechu i innych uwikłań. Przed Bogiem odpowiadacie za zbawienie waszych dzieci i wnuków. Dajcie im dobry przykład. Nie akceptujcie zła, w które wchodzą młodzi ludzie, nie akceptujcie związków „na kocią łapę”, wspólnego zamieszkania bez ślubu, kontaktów seksualnych poza małżeństwem. Rozmawiajcie z młodymi i módlcie się za nich. Zachęcajcie do odważnego podjęcia wyzwania, jakim jest miłość i małżeństwo. Zachęcajcie do dawnego zwyczaju czasu narzeczeństwa i zaręczyn. Nie potrzeba tu nerwów i złości. Trzeba do młodego człowieka wyjść ze zrozumieniem i miłością, trzeba mu pomóc obudzić się z letargu, w którym się znajduje. Trzeba pokazać, że można żyć inaczej, że nie potrzeba naśladować złej mody, ale pamiętać, by nie zatracić duszy nieśmiertelnej. Czas zauroczenia i zabawy minie szybko, a potem pozostanie rozczarowanie i głębokie zranienie, poczucie zbrukania i nieczystości.

Nikogo nie oceniajmy, ale chciejmy przypomnieć o tym, co jest zapisane w Ewangelii i jaka jest nauka Kościoła. Dzisiaj, w czasach liberalizacji pewnych pojęć, warto jasno przypominać, że konkubinat jest grzechem. Trzeba pokazywać, że sakrament małżeństwa nie jest pustym obrzędem, ale prawdziwą obecnością Chrystusa w relacji żony i męża. Warto pamiętać o słowach św. Jana Pawła II, że do ślubu nie idzie idealna kobieta i idealny mężczyzna, ale dwoje ludzi mających własną historię życia, problemy. Ważne, aby przypominać, iż moment małżeństwa nie jest końcem, lecz początkiem wspólnej drogi, w której Bóg pobłogosławi.



NAJNOWSZE WYDANIE:
Wzór męża i ojca
Wielu z nas ma wielkie nabożeństwo do świętego Józefa. Prosimy go o pomoc między innymi w problemach rodzinnych czy w sytuacjach trudnych. Dlaczego tak się dzieje? Nie mamy przecież o nim większej wiedzy, bo i Ewangelie poświęciły mu niewiele miejsca.

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
Opatrzność Boża czuwa nade mną

– Jestem sympatykiem Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi od wielu lat. Podoba mi się to, że bronicie fundamentalnej, a nie liberalnej wiary katolickiej oraz poruszacie temat prześladowań i działań przeciw naszemu Kościołowi. Martwię się tym chaosem, który jest obecnie w Kościele – mówi Pan Józef Łazaj należący do Apostolatu Fatimy od 2019 roku. W tym numerze naszego pisma prezentujemy jego świadectwo.

 

W tym roku będę obchodził z żoną 58. rocznicę ślubu i sam skończę 80 lat. Mamy dwójkę dzieci, oboje dali nam pięcioro wnuków i troje prawnuków. Wielokrotnie w swoim życiu doświadczyłem działania Opatrzności Bożej, której każdego dnia się powierzam i która nade mną czuwa, o czym jestem głęboko przekonany. Żeby nie być gołosłownym Pan Józef opowiada jedną z historii, która zdarzyła się, zanim przeszedł na emeryturę.

Świadectwo


W zakładzie pracy mieliśmy pasiekę. Pewnej czerwcowej niedzieli jechałem drogą leśną z Żyglinka do Nakła Śląskiego, przez Świerklaniec, by skontrolować lot pszczół. Żadnego ruchu na drodze, słońce świeciło wprost w oczy. Na liczniku skromne 120 km/h. W pewnym momencie, zupełnie nieoczekiwanie, w odległości około 10–15 metrów przed sobą zauważyłem przechodzącego, w poprzek drogi, łosia. Na hamowanie nie było już czasu, krzyknąłem tylko: „Jezu” i gwałtownie skręciłem w prawo, chcąc rowem ominąć potężne zwierzę. Nie potrafię odpowiedzieć, jak to się stało. Droga stosunkowo wąska, pobocza prawie nie było, a ja wyjechałem na drogę bez wstrząsu, bez uszkodzeń. Zatrzymałem się po kilkudziesięciu metrach. Cały trzęsący się z wrażenia, spojrzałem do tyłu – przez drogę przechodził drugi łoś. Gdy wracałem, oglądałem to miejsce. Nie mogłem uwierzyć, pobocze bardzo wąskie z wyrwami, wkopany kamienny słupek. Jakim cudem wyszedłem z tego cało, nie wiem. Mogłem tylko przypuszczać, że mój krzyk o pomoc został wysłuchany. Ten przypadek na wiele lat pozbawił mnie poczucia bezpieczeństwa przy jeździe przez las.

Rodzina szkołą życia i wiary


Urodziłem się w Woźnikach Śląskich. Pochodzę z wielodzietnej rodziny robotniczej. To była rodzina zwarta i kochająca się. Panowała w niej dyscyplina, której dziś w rodzinach brakuje. Ojciec pracował jako robotnik leśny, a pomagali mu najstarsi moi bracia. Mieliśmy też małe gospodarstwo. Kiedy ojciec wstawał o brzasku i szedł kosić łąkę, to ja szedłem później z młodszą siostrą Ireną tę trawę rozrzucać i suszyć, a kiedy on, spracowany po całym dniu, wieczorem, klękał przy łóżku, to dla mnie był to autorytet i widok, którego nigdy nie zapomnę. Wszyscy pracowali ciężko i choć przy pracy niewiele mówiło się o Bogu, to ten Bóg był zawsze blisko. Dla wszystkich było oczywiste, że w niedzielę idzie się do kościoła. Wiara nie podlegała żadnym wątpliwościom.

Szykany za sprzeciw


Skończyłem szkołę podstawową w miejscowości Dyrdy, liceum ogólnokształcące w Tarnowskich Górach, a 2-letnie technikum górnicze w Chorzowie-Batorym. Gdy w 1965 roku biskupi polscy napisali słynny list do biskupów niemieckich, komuniści organizowali masówki, podczas których krzyczano: „Jakim prawem przebaczają?”. Ja się odezwałem, broniąc polskich hierarchów; z tego powodu byłem gnębiony i nawet chciano mnie wyrzucić ze szkoły, ale wszystko skończyło się dobrze: zdobyłem tytuł technika-górnika i rozpocząłem pracę w odkrywkowej kopalni dolomitu i w tej branży, na wielu stanowiskach, przepracowałem aż do emerytury.

Wiary trzeba bronić!


Już w okresie komuny miałem świadomość, że naszej wiary trzeba bronić i z takim nastawieniem żyję cały czas, bo wciąż widzę, że jest ona atakowana przez system, później przez liberalizm. Po przejściu na emeryturę czytałem bardzo dużo książek katolickich i zgromadziłem bardzo bogatą bibliotekę religijną, w której największym skarbem jest mistyczne, cudowne dzieło Marii Valtorty, pt. Poemat Boga-Człowieka. Dzięki temu moja wiedza i świadomość religijna bardzo mocno się rozwijały.


Na Facebooku toczę na temat wiary zacięte dyskusje, w których wykorzystuję wiedzę zdobytą m.in. dzięki artykułom publikowanym w „Przymierzu z Maryją”. Prowadzę bloga, (myslebowierze.pl), gdzie publikuję artykuły poświęcone obronie wiary. Co istotne, na blogu tematy te są trwałe i dostępne, a na Facebooku są usuwane i znikają. Cieszę się z tego, co robię, i jestem przekonany, że są to działania niezbędne i konieczne, bo jeśli nie będziemy bronić naszej wiary, to jej przeciwnicy zapędzą nas do katakumb lub uznają, że jest to tylko nasza prywatna sprawa i wtedy nie będziemy mogli się w ogóle odzywać.

Moja książka


Zdecydowałem się nawet napisać książkę w obronie wiary, w której starałem się zestawić wszystkie elementy świata, które noszą znamiona cudów lub są cudami. Książka nosi tytuł Dlaczego? i jest opatrzona mottem: Dlaczego ludzie żyją dzisiaj tak, jakby Boga wcale nie było? Wydałem tę książkę za własne pieniądze, a cały nakład w większości rozdałem.


Oprac. JK

 


Listy od Przyjaciół
 

Szczęść Boże!

Jestem bardzo wdzięczna Redakcji za tak piękną pracę. 25-lecie istnienia Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi to dowód na to, że potrzebna jest taka działalność tysiącom polskich rodzin, jak również nam wszystkim. To pobudza serce i otwiera umysł na wiarę katolicką. Jeszcze raz serdecznie dziękuję za wyróżnienie w postaci pamiątkowego dyplomu i modlitwy Sługi Bożego Ks. Piotra Skargi.

Anna z Ostrowca Świętokrzyskiego

 

Szanowni Państwo!

Od dawna otrzymuję od Państwa „Przymierze z Maryją”. Na mojej ścianie też co roku wisi piękny kalendarz z Matką Bożą. Jakiś czas temu hojnie wspierałem Państwa działalność. Od tego czasu zdążyłem się ożenić, mam dwójkę wspaniałych dzieci. Razem z żoną wychowujemy je w duchu katolickim. Od czasu, gdy wspierałem Państwa moja sytuacja ekonomiczna nieco się pogorszyła, już nie jestem kawalerem, który swobodnie może dysponować swoimi zasobami. Może jednak wkrótce będę mógł wesprzeć Państwa działalność jakąś kwotą, bo uważam, że jest ona szlachetna i ważna.

Paweł


Szanowny Panie Prezesie!

Na wstępie pragnę Pana przeprosić za wieloletnie milczenie. Mimo braku reakcji z mojej strony, przysyłał mi Pan każdego roku kalendarz. Chociaż na to nie zasługiwałam, bardzo sobie to cenię. Kalendarze przypominają mi o każdym święcie kościelnym. Myślę, że miała w tym udział Fatimska Pani, której kapliczką obok naszego kościoła przez kilkanaście lat się opiekowałam. Od dwudziestu dwóch lat jestem na emeryturze, a głównym moim zajęciem są obecnie wizyty u lekarzy, w aptekach, na badaniach, no i oczywiście prace domowe. Kończąc, serdecznie Pana pozdrawiam, życzę wielu wspaniałych Przyjaciół, a przede wszystkim, aby Matka Najświętsza wspierała wszystkie inicjatywy podejmowane przez Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi.

Maria z Lubelskiego

 

Szczęść Boże!

Bardzo dziękuję za kolejną kampanię, od której zależy los i przyszłość naszej katolickiej Polski. Tak wielu Polaków zmieniło życie i poglądy po pandemii. Od nas, Apostołów, wymaga się budzenia sumień naszych rodaków, żeby nie odeszli od chrześcijańskich korzeni. Bóg zapłać za tak cudowne Wasze dzieło. Niech Wam Bóg błogosławi!

Anna z Małopolski

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Szanowny Panie Prezesie! Serdecznie dziękuję za dotychczasową korespondencję, która służy Czytelnikom w dziele popularyzacji Orędzia naszej Fatimskiej Pani, rozpala ogień patriotycznej miłości do naszej ukochanej Ojczyzny i podejmuje jakże niezbędną dla nas troskę o rozwój cywilizacji łacińskiej, a przede wszystkim jej trwanie w Europie i na świecie. Jestem Panu i Stowarzyszeniu, któremu Pan przewodzi, szczerze i serdecznie wdzięczny i mniemam, że tak czyni wielu Księży i Rodaków w Polsce i na emigracji. Niech te Wasze starania i trud wokół tej sprawy oraz tych tematów wynagrodzi Boża Opatrzność. Za przesłane egzemplarze „Przymierza z Maryją” serdecznie dziękuję. Staram się rozprowadzić je wśród moich najlepszych znajomych i przyjaciół.

Ks. Kazimierz

 

Szczęść Boże!

Dziękuję bardzo za piękny kalendarz „366 dni z Maryją” na 2024 rok, który poświęcony jest szkaplerzowi świętemu. Kalendarz jest bardzo ciekawy i pięknie wydany. Nie o wszystkich przedstawionych szkaplerzach wiedziałam, ale też nie wszystkie można przedstawić w kalendarzu ze względu na objętość. Tak samo jak Pana pragnieniem, tak również i moim jest, aby ten kalendarz trafił do jak największej liczby osób. Pozdrawiam serdecznie.

Lucyna z Bydgoszczy

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Na początku dziękuję serdecznie za przesłany kalendarz „366 dni z Maryją” na rok 2024. Dziękuję też za grudniowe „Przymierze z Maryją”. Dostałam również 4. numer „Apostoła Fatimy”. Przeczytałam list od Pana Prezesa i świadectwa ludzi, którzy są Apostołami Fatimy. Proponuje Pan, abym opowiedziała swoją historię. Moja historia nie jest niestety chwalebna. Żyłam bardzo daleko od Boga i Kościoła świętego. W zasadzie to nie było życie. Moja mama, bardzo pobożna niewiasta, modliła się za mnie, również kapłani modlili się za mnie. Kiedyś, gdy leżałam i czułam od nóg drętwienie, poczułam trzy pocałunki tak gorące i pełne miłości, że zapragnęłam żyć. Mama była przy mnie, wyciągnęłam ręce do niej i pomogła mi wstać. Teraz sama jestem mamą i wiem, co czuła moja, kiedy żyłam daleko od Boga…

Anna


Szczęść Boże!

Dziękuję za wielkie zaangażowanie i tak wspaniałe dzieło, jakie tworzycie. Dziękuję też za list, „Przymierze z Maryją” i drugi kalendarz z Maryją. W świątecznym „Przymierzu…” opisaliście różne ciekawe tematy związane z Bożym Narodzeniem np. jak godnie przeżyć Wigilię i narodziny Chrystusa. Dziękuję jeszcze za dwa wspaniałe upominki: szopkę bożonarodzeniową i kartę z modlitwą o triumf wiary katolickiej. Nie możemy ani na moment przestać działać na rzecz obrony wiary. Ja w miarę swoich możliwości finansowych, jak do tej pory, gdy zdrowie pozwoli, będę nadal wspierać Was swoim „groszem”… W modlitwach często polecam Bogu i Matce Najświętszej całe Stowarzyszenie. Szczęść Wam Boże na dalsze lata!

Z Panem Bogiem

Stefania z Płocka

 

Szanowni Państwo!

Mozambik jest jednym z najbiedniejszych państw świata i wszelka pomoc materialna, a nade wszystko duchowa, jest nieodzowna. Wsparcie Stowarzyszenia dla tych społeczności jest wielką radością, gdyż mogą z nadzieją budować swoją przyszłość i wieczność! Szczęść Wam Boże!

Marek z Lublina