Z dziecięcej biblioteczki
 
Historia Ady Merton

Ciąg dalszy z poprzedniego numeru


To był wtorek. Pan Merton przebywał poza domem trzy dni. Ten dzień, w którym ojciec wyszedł, był bardzo smutny. Ada siedziała z głową wtuloną w ramiona matki oczekując na powrót ojca. Pani Merton zauważyła, że córka była zmęczona i słaba. Dziewczynka przyznała, że źle się czuje już od trzech dni i że odczuwa uporczywy ból w piersiach.
- Czuję się bardzo zmęczona mamo. Pójdę się położyć.

Pani Merton ułożyła do snu córkę i sama udała się na spoczynek. Myśl o osamotnieniu matki męczyła Adę. W końcu dziewczynka, ubrawszy się w śliczną sukienkę komunijną, wykradła się cichutko z pokoju i poszła do matki. Nagle osłabienie wzmogło się i zimny dreszcz przeszył jej ciało. Ból w piersiach stał się gwałtowniejszy, a zawroty głowy większe. Ada wtoczyła się do pokoju.
- Mamo pomóż mi, jestem chora.

Przeżywając straszliwe męki matka złapała dziecko na ręce zanim zdążyło upaść i natychmiast posłała po lekarza. Doktor przybył po 10 minutach. Po krótkim badaniu złapał się za głowę. Dziewczynka miała zaawansowane zapalenie płuc. Wtedy była to straszliwa choroba, siejąca ogromne spustoszenie.

Na twarzy pani Merton zarysowała się rozpacz. Uklękła przy dziecku i zaczęła całować jej drobne rączki. Ada poprosiła o księdza i srebrny krucyfiks.
- Mamusiu - z trudem wymamrotała dziewczynka - wiem, że umieram, ale jestem bardzo szczęśliwa.

Wkrótce przybył ksiądz z Najświętszym Sakramentem. Odwracając się do matki, Ada wyszeptała:
- Tę Komunię ofiarowuję za ciebie i tatusia.

Poniedziałek i wtorek mijały wolno. Matka ani na minutę nie opuściła cierpiącej córeczki, ani też na moment nie osłabła jej czujność. Wybiła siódma po południu. Ada lekko drzemała. Obok niej były Małgorzata, siostra Felicja i matka. Wszystkie trzy wypatrywały najmniejszego poruszenia dziecka. Nagle twarz Ady zaczęła się zmieniać. Najpierw wyglądała smutno, potem radośnie, w końcu otworzyła oczy i rozejrzała się dookoła:
- Czy tatuś jest tutaj? - spytała.
- Ado, kochanie, cierpisz? - zapytała załamana matka, pochylając się nad dzieckiem.
|- Troszeczkę mamusiu. Myślałam, że tatuś jest obok mnie i próbując go dotknąć, obudziłam się. Pewnego dnia spotkam się z nim, ale nie tutaj. Proszę o to Pana Boga. Słuchasz mnie mamusiu? Jesteś blisko?
- Mów aniołku, jestem tu.
- Proszę powiedz biednemu tatusiowi, że zostawiam mu moją miłość - Ada mówiła z wielkim trudem.

W tym samym czasie siostra Felicja przyłożyła krzyż do ust umierającej. Dziewczynka ucałowała go z wielką wdzięcznością i delikatnością. Pani Merton milczała. Stała jak struta, patrząc jak ktoś, kto patrzy na coś, co jest najcenniejsze na świecie i widzi to po raz ostatni. Nagle Ada uniosła się do połowy łóżka i spojrzała niewidzącym wzrokiem przed siebie, tak jakby patrzyła na zjawę. Następnie zwróciwszy się w kierunku matki, uśmiechnęła się słodko i powiedziała:
- Mamusiu idę do domu ... Do Jezusa i Maryi.

W tym momencie dał się słyszeć hałas. Ktoś pospiesznie biegł po schodach. Był to pan Merton. Kiedy wbiegł bez tchu do pokoju Ady, zobaczył klęczącą siostrę Felicję, płaczącą gorzko nianię i swoją żonę tępo wpatrującą się w martwe ciało swojego ukochanego dziecka.

Po pewnym czasie

Po stracie córki, pani Merton nie mogła dojść do siebie. Stopniowo traciła rozum. Oskarżała męża o zabranie jej wszystkiego, co miała najcenniejszego na świecie: Boga, wiary, córki, szczęścia. Siostra Felicja zrozumiała, że obecność męża tylko pogarsza sytuację. Dlatego też poprosiła panią Merton, aby poszła z nią do klasztoru, gdzie zatroszczyła się o nią, tak jak o jej córeczkę.

Tymczasem pan Merton czuł się jeszcze bardziej samotny. Najgorszy był dla niego pierwszy dzień po śmierci córki. Był zrozpaczony... Zastanawiał się, czy nie wrócić do Boga, którego kiedyś odrzucił i którego tak bardzo obraził. Kiedy tak walczył ze sobą, niania Małgorzata przyniosła mu otwartą księgę. Było to Pismo Święte. Pan Merton zaczął czytać „Przypowieść o synu marnotrawnym". Kiedy skończył, jego dusza napełniła się radością, a łzy skruchy wypełniły oczy. Wstał, poprosił o powóz i wyszedł poszukać starego nauczyciela i spowiednika, jeszcze z czasów studenckich - ojca Eliota. Ojciec przyjął go z otwartymi ramionami mówiąc:
- Długo na ciebie czekałem synu.

Po długiej i szczerej spowiedzi oraz rekolekcjach, Jan Merton powrócił na łono Kościoła. Przyjął Pana Jezusa w Komunii św.

Ojciec Eliot zaczął odwiedzać w klasztorze panią Merton. Krok po kroku delikatnie, acz konsekwentnie przywracał ją Bogu. Pewnego pięknego dnia światło na nowo zawitało do jej serca. Na myśl o tym, że Ada nie została utracona na zawsze, że pewnego dnia znowu ją ujrzy, pani Merton całkowicie wyzdrowiała. Doszło też do jej pojednania z mężem. Oboje cieszyli się z odzyskania wiary.

Cztery lata później ten sam dobry Bóg, który przyjął dar Ady i wysłuchał jej modlitw o nawrócenie rodziców, dał tym dwojgu marnotrawnym dzieciom jeszcze jeden dar - syna, któremu dali na imię Robert. Robert był psotnikiem. Żywym i radosnym dzieckiem. Jednak stawał się poważny i skupiony zawsze wtedy, kiedy wraz z rodzicami odwiedzał malutki grób, nad którym unosiła się cudowna woń róż, lilii i fiołków. Wtedy mówił:
- Kochana siostrzyczko. Ja też kiedyś umrę i pójdę do nieba i pewnego dnia spotkam się z tobą...


Z angielskiego przełożyła Agnieszka Stelmach na podst. Ada Merton, Crusade - Magazine of the American TFP July - August 1998. Tę prawdziwą historię opisał w swojej książce jezuita o. Francis J. Finn.


NAJNOWSZE WYDANIE:
Wzór męża i ojca
Wielu z nas ma wielkie nabożeństwo do świętego Józefa. Prosimy go o pomoc między innymi w problemach rodzinnych czy w sytuacjach trudnych. Dlaczego tak się dzieje? Nie mamy przecież o nim większej wiedzy, bo i Ewangelie poświęciły mu niewiele miejsca.

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
Opatrzność Boża czuwa nade mną

– Jestem sympatykiem Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi od wielu lat. Podoba mi się to, że bronicie fundamentalnej, a nie liberalnej wiary katolickiej oraz poruszacie temat prześladowań i działań przeciw naszemu Kościołowi. Martwię się tym chaosem, który jest obecnie w Kościele – mówi Pan Józef Łazaj należący do Apostolatu Fatimy od 2019 roku. W tym numerze naszego pisma prezentujemy jego świadectwo.

 

W tym roku będę obchodził z żoną 58. rocznicę ślubu i sam skończę 80 lat. Mamy dwójkę dzieci, oboje dali nam pięcioro wnuków i troje prawnuków. Wielokrotnie w swoim życiu doświadczyłem działania Opatrzności Bożej, której każdego dnia się powierzam i która nade mną czuwa, o czym jestem głęboko przekonany. Żeby nie być gołosłownym Pan Józef opowiada jedną z historii, która zdarzyła się, zanim przeszedł na emeryturę.

Świadectwo


W zakładzie pracy mieliśmy pasiekę. Pewnej czerwcowej niedzieli jechałem drogą leśną z Żyglinka do Nakła Śląskiego, przez Świerklaniec, by skontrolować lot pszczół. Żadnego ruchu na drodze, słońce świeciło wprost w oczy. Na liczniku skromne 120 km/h. W pewnym momencie, zupełnie nieoczekiwanie, w odległości około 10–15 metrów przed sobą zauważyłem przechodzącego, w poprzek drogi, łosia. Na hamowanie nie było już czasu, krzyknąłem tylko: „Jezu” i gwałtownie skręciłem w prawo, chcąc rowem ominąć potężne zwierzę. Nie potrafię odpowiedzieć, jak to się stało. Droga stosunkowo wąska, pobocza prawie nie było, a ja wyjechałem na drogę bez wstrząsu, bez uszkodzeń. Zatrzymałem się po kilkudziesięciu metrach. Cały trzęsący się z wrażenia, spojrzałem do tyłu – przez drogę przechodził drugi łoś. Gdy wracałem, oglądałem to miejsce. Nie mogłem uwierzyć, pobocze bardzo wąskie z wyrwami, wkopany kamienny słupek. Jakim cudem wyszedłem z tego cało, nie wiem. Mogłem tylko przypuszczać, że mój krzyk o pomoc został wysłuchany. Ten przypadek na wiele lat pozbawił mnie poczucia bezpieczeństwa przy jeździe przez las.

Rodzina szkołą życia i wiary


Urodziłem się w Woźnikach Śląskich. Pochodzę z wielodzietnej rodziny robotniczej. To była rodzina zwarta i kochająca się. Panowała w niej dyscyplina, której dziś w rodzinach brakuje. Ojciec pracował jako robotnik leśny, a pomagali mu najstarsi moi bracia. Mieliśmy też małe gospodarstwo. Kiedy ojciec wstawał o brzasku i szedł kosić łąkę, to ja szedłem później z młodszą siostrą Ireną tę trawę rozrzucać i suszyć, a kiedy on, spracowany po całym dniu, wieczorem, klękał przy łóżku, to dla mnie był to autorytet i widok, którego nigdy nie zapomnę. Wszyscy pracowali ciężko i choć przy pracy niewiele mówiło się o Bogu, to ten Bóg był zawsze blisko. Dla wszystkich było oczywiste, że w niedzielę idzie się do kościoła. Wiara nie podlegała żadnym wątpliwościom.

Szykany za sprzeciw


Skończyłem szkołę podstawową w miejscowości Dyrdy, liceum ogólnokształcące w Tarnowskich Górach, a 2-letnie technikum górnicze w Chorzowie-Batorym. Gdy w 1965 roku biskupi polscy napisali słynny list do biskupów niemieckich, komuniści organizowali masówki, podczas których krzyczano: „Jakim prawem przebaczają?”. Ja się odezwałem, broniąc polskich hierarchów; z tego powodu byłem gnębiony i nawet chciano mnie wyrzucić ze szkoły, ale wszystko skończyło się dobrze: zdobyłem tytuł technika-górnika i rozpocząłem pracę w odkrywkowej kopalni dolomitu i w tej branży, na wielu stanowiskach, przepracowałem aż do emerytury.

Wiary trzeba bronić!


Już w okresie komuny miałem świadomość, że naszej wiary trzeba bronić i z takim nastawieniem żyję cały czas, bo wciąż widzę, że jest ona atakowana przez system, później przez liberalizm. Po przejściu na emeryturę czytałem bardzo dużo książek katolickich i zgromadziłem bardzo bogatą bibliotekę religijną, w której największym skarbem jest mistyczne, cudowne dzieło Marii Valtorty, pt. Poemat Boga-Człowieka. Dzięki temu moja wiedza i świadomość religijna bardzo mocno się rozwijały.


Na Facebooku toczę na temat wiary zacięte dyskusje, w których wykorzystuję wiedzę zdobytą m.in. dzięki artykułom publikowanym w „Przymierzu z Maryją”. Prowadzę bloga, (myslebowierze.pl), gdzie publikuję artykuły poświęcone obronie wiary. Co istotne, na blogu tematy te są trwałe i dostępne, a na Facebooku są usuwane i znikają. Cieszę się z tego, co robię, i jestem przekonany, że są to działania niezbędne i konieczne, bo jeśli nie będziemy bronić naszej wiary, to jej przeciwnicy zapędzą nas do katakumb lub uznają, że jest to tylko nasza prywatna sprawa i wtedy nie będziemy mogli się w ogóle odzywać.

Moja książka


Zdecydowałem się nawet napisać książkę w obronie wiary, w której starałem się zestawić wszystkie elementy świata, które noszą znamiona cudów lub są cudami. Książka nosi tytuł Dlaczego? i jest opatrzona mottem: Dlaczego ludzie żyją dzisiaj tak, jakby Boga wcale nie było? Wydałem tę książkę za własne pieniądze, a cały nakład w większości rozdałem.


Oprac. JK

 


Listy od Przyjaciół
 

Szczęść Boże!

Jestem bardzo wdzięczna Redakcji za tak piękną pracę. 25-lecie istnienia Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi to dowód na to, że potrzebna jest taka działalność tysiącom polskich rodzin, jak również nam wszystkim. To pobudza serce i otwiera umysł na wiarę katolicką. Jeszcze raz serdecznie dziękuję za wyróżnienie w postaci pamiątkowego dyplomu i modlitwy Sługi Bożego Ks. Piotra Skargi.

Anna z Ostrowca Świętokrzyskiego

 

Szanowni Państwo!

Od dawna otrzymuję od Państwa „Przymierze z Maryją”. Na mojej ścianie też co roku wisi piękny kalendarz z Matką Bożą. Jakiś czas temu hojnie wspierałem Państwa działalność. Od tego czasu zdążyłem się ożenić, mam dwójkę wspaniałych dzieci. Razem z żoną wychowujemy je w duchu katolickim. Od czasu, gdy wspierałem Państwa moja sytuacja ekonomiczna nieco się pogorszyła, już nie jestem kawalerem, który swobodnie może dysponować swoimi zasobami. Może jednak wkrótce będę mógł wesprzeć Państwa działalność jakąś kwotą, bo uważam, że jest ona szlachetna i ważna.

Paweł


Szanowny Panie Prezesie!

Na wstępie pragnę Pana przeprosić za wieloletnie milczenie. Mimo braku reakcji z mojej strony, przysyłał mi Pan każdego roku kalendarz. Chociaż na to nie zasługiwałam, bardzo sobie to cenię. Kalendarze przypominają mi o każdym święcie kościelnym. Myślę, że miała w tym udział Fatimska Pani, której kapliczką obok naszego kościoła przez kilkanaście lat się opiekowałam. Od dwudziestu dwóch lat jestem na emeryturze, a głównym moim zajęciem są obecnie wizyty u lekarzy, w aptekach, na badaniach, no i oczywiście prace domowe. Kończąc, serdecznie Pana pozdrawiam, życzę wielu wspaniałych Przyjaciół, a przede wszystkim, aby Matka Najświętsza wspierała wszystkie inicjatywy podejmowane przez Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi.

Maria z Lubelskiego

 

Szczęść Boże!

Bardzo dziękuję za kolejną kampanię, od której zależy los i przyszłość naszej katolickiej Polski. Tak wielu Polaków zmieniło życie i poglądy po pandemii. Od nas, Apostołów, wymaga się budzenia sumień naszych rodaków, żeby nie odeszli od chrześcijańskich korzeni. Bóg zapłać za tak cudowne Wasze dzieło. Niech Wam Bóg błogosławi!

Anna z Małopolski

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Szanowny Panie Prezesie! Serdecznie dziękuję za dotychczasową korespondencję, która służy Czytelnikom w dziele popularyzacji Orędzia naszej Fatimskiej Pani, rozpala ogień patriotycznej miłości do naszej ukochanej Ojczyzny i podejmuje jakże niezbędną dla nas troskę o rozwój cywilizacji łacińskiej, a przede wszystkim jej trwanie w Europie i na świecie. Jestem Panu i Stowarzyszeniu, któremu Pan przewodzi, szczerze i serdecznie wdzięczny i mniemam, że tak czyni wielu Księży i Rodaków w Polsce i na emigracji. Niech te Wasze starania i trud wokół tej sprawy oraz tych tematów wynagrodzi Boża Opatrzność. Za przesłane egzemplarze „Przymierza z Maryją” serdecznie dziękuję. Staram się rozprowadzić je wśród moich najlepszych znajomych i przyjaciół.

Ks. Kazimierz

 

Szczęść Boże!

Dziękuję bardzo za piękny kalendarz „366 dni z Maryją” na 2024 rok, który poświęcony jest szkaplerzowi świętemu. Kalendarz jest bardzo ciekawy i pięknie wydany. Nie o wszystkich przedstawionych szkaplerzach wiedziałam, ale też nie wszystkie można przedstawić w kalendarzu ze względu na objętość. Tak samo jak Pana pragnieniem, tak również i moim jest, aby ten kalendarz trafił do jak największej liczby osób. Pozdrawiam serdecznie.

Lucyna z Bydgoszczy

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Na początku dziękuję serdecznie za przesłany kalendarz „366 dni z Maryją” na rok 2024. Dziękuję też za grudniowe „Przymierze z Maryją”. Dostałam również 4. numer „Apostoła Fatimy”. Przeczytałam list od Pana Prezesa i świadectwa ludzi, którzy są Apostołami Fatimy. Proponuje Pan, abym opowiedziała swoją historię. Moja historia nie jest niestety chwalebna. Żyłam bardzo daleko od Boga i Kościoła świętego. W zasadzie to nie było życie. Moja mama, bardzo pobożna niewiasta, modliła się za mnie, również kapłani modlili się za mnie. Kiedyś, gdy leżałam i czułam od nóg drętwienie, poczułam trzy pocałunki tak gorące i pełne miłości, że zapragnęłam żyć. Mama była przy mnie, wyciągnęłam ręce do niej i pomogła mi wstać. Teraz sama jestem mamą i wiem, co czuła moja, kiedy żyłam daleko od Boga…

Anna


Szczęść Boże!

Dziękuję za wielkie zaangażowanie i tak wspaniałe dzieło, jakie tworzycie. Dziękuję też za list, „Przymierze z Maryją” i drugi kalendarz z Maryją. W świątecznym „Przymierzu…” opisaliście różne ciekawe tematy związane z Bożym Narodzeniem np. jak godnie przeżyć Wigilię i narodziny Chrystusa. Dziękuję jeszcze za dwa wspaniałe upominki: szopkę bożonarodzeniową i kartę z modlitwą o triumf wiary katolickiej. Nie możemy ani na moment przestać działać na rzecz obrony wiary. Ja w miarę swoich możliwości finansowych, jak do tej pory, gdy zdrowie pozwoli, będę nadal wspierać Was swoim „groszem”… W modlitwach często polecam Bogu i Matce Najświętszej całe Stowarzyszenie. Szczęść Wam Boże na dalsze lata!

Z Panem Bogiem

Stefania z Płocka

 

Szanowni Państwo!

Mozambik jest jednym z najbiedniejszych państw świata i wszelka pomoc materialna, a nade wszystko duchowa, jest nieodzowna. Wsparcie Stowarzyszenia dla tych społeczności jest wielką radością, gdyż mogą z nadzieją budować swoją przyszłość i wieczność! Szczęść Wam Boże!

Marek z Lublina