Historia
 
Męczennicy Dachau
Przed kancelarią obozu stoi dziewięciu duchownych, a wśród nich ksiądz biskup Michał Kozal. Jako świeżo przybyli mają się oni przedstawić komendantowi obozu, który stał się „panem życia i śmierci więźniów”. Nie są jednak godni ujrzenia oblicza komendanta i zamiast niego zjawia się jeden z jego zastępców, który zwraca się z wyuczonym przemówieniem do stojących na baczność w pasiakach kapłanów: „Społeczeństwo niemieckie wyparło się was; postawiło was poza nawiasem życia. (…) Jesteście w Dachau – skąd się nie wychodzi” (Jan Domagała, Ci, którzy przeszli przez Dachau).

 

Bł. Michał Kozal, który poniósł męczeńską śmierć z rąk pielęgniarza Józefa Sniessa, był jednym z wielu polskich duchownych, których hitlerowscy zbrodniarze osadzili w Dachau. To miejsce stało się dla nich ­Golgotą.

 

Pamięć o zbiorowej ofierze katolickich księży, zakonników i sióstr często zaciera się w obliczu holocaustu – straszliwej zagłady Żydów. Tragiczny los narodu żydowskiego często zaciemnia umysły wielu intelektualistów, którzy podobnie jak Elie Wiesel, twierdzą, że chrześcijaństwo umarło w Auschwitz. Niektórzy idą krok dalej, jak włoski pisarz Ferdynando Camon, przypisując Kościołowi Katolickiemu odpowiedzialność za tragedię: eksterminacja Żydów była końcowym aktem procesu wynikającego z samej istoty chrześcijaństwa, zawsze odrzucającego kontakt z „innymi”, o ile ci nie chcą się nawrócić.

 

 

Kościół musi upaść…

 

Tymczasem w 1934 roku podczas zlotu norymberskiego Hitlerjugend dzieci i młodzież śpiewały pieśń ze słowami: (…) Żaden podły ksiądz nie wydrze z nas uczucia, że jesteśmy dziećmi Hitlera. Czcimy nie Chrystusa, lecz Horsta Wessela (nazistę zamordowanego przez komunistów w 1930 roku – przyp. red). Precz z kadzidłami i wodą święconą (…). W 1941 roku w hitlerowskiej propagandzie pojawiło się hasło Kościół musi upaść, aby Niemcy mogły żyć.

 

A jednak Kościół nie upadł nawet w obozach zagłady – trwał w duszach skatowanych więźniów i osadzonych tam duchownych. Świadczy o tym fragment historii Wielkanocy w Dachau, opowiedzianej przez arcybiskupa Friedricha Wettera, podczas Mszy Świętej odprawionej w 50. rocznicę wyzwolenia KL Dachau:

 

W Wielki Piątek jeden z esesmanów upatrzył sobie więźnia, katolickiego księdza. – Wiesz, że Chrystus musiał dzisiaj umrzeć? – zapytał. – Tak, wiem – odpowiedział ksiądz. – No, to klękaj! – wrzasnął Niemiec. Ksiądz posłuchał i uklęknął. – Wiesz, że Chrystus był biczowany? – ciągnął esesman. – Tak – zgodnie z regulaminem odparł ksiądz, bo więzień musiał odpowiedzieć na pytanie. – No, to ściągaj koszulę! – i esesman kazał sobie przynieść kawałek drutu kolczastego. Biczował nim klęczącego tak długo, aż jego plecy zaczęły krwawić. Potem zwinął drut w formie wieńca i prowadził dalej przesłuchanie: – Czy nie założyli mu też cierniowej korony na głowę? – szydził. – Tak – powiedział więzień. – Więc ty też dostaniesz piękny wieniec! – i zaślepiony nienawiścią do chrześcijan esesman wcisnął klęczącemu wieniec z drutu kolczastego na głowę, aż trysnęła krew i skronie zabarwiły się na czerwono.

 

Co drugi polski ksiądz złożył ofiarę życia

 

W kaplicy Śmiertelnego Lęku Pana Jezusa, znajdującej się na terenie KL Dachau widnieje napis: Tu, w Dachau, co trzeci zamęczony był Polakiem, Co drugi z więzionych tu księży polskich złożył ofiarę życia. Ich Świętą pamięć czczą Księża Polacy – Współwięźniowie. Każdego roku, 29 kwietnia, przypada wspomnienie 108 błogosławionych męczenników. Ich beatyfikacji dokonał w 1999 roku Ojciec Święty Jan Paweł II. Poproszony niegdyś przez grupę pielgrzymów o przekazanie dla Polski relikwii, odparł: Dajcie mi grudkę polskiej ziemi, a ja krew z niej męczeńską wycisnę. Ta wasza ziemia to najlepsza relikwia.

 

Data 29 kwietnia 1945 roku jest symboliczna – tego dnia, o godzinie 17.25 niewielki oddział amerykańskiej 7. Armii gen. Pattona dotarł do Dachau i wyzwolił obóz, zapobiegając tym samym krwawej likwidacji przewidzianej na godzinę 21.00. Amerykanie minęli wcześniej pociąg ewakuacyjny z innego obozu, z Buchenwaldu. W wagonach znaleźli około 5000 więźniów. Żyło zaledwie 1300 i większość znajdowała się w stanie agonalnym. W Dachau zobaczyli rzeczy, o których większość nie mogła zapomnieć do końca życia…

 

Weterani sześciu kampanii, dla których śmierć była codziennością, słabli i wymiotowali w Dachau. Ale to nie widok i zapach śmierci wywoływał takie reakcje, ale okropny dowód ludzkiego okrucieństwa, które było niepojęte dla normalnego umysłu. – wspominał generał Felix L. Sparks, dowodzący oddziałem.

 

Pośród więźniów ze łzami w oczach witających swoich wybawicieli byli także polscy księża – z grupy 1780 doczekało wyzwolenia 830. Niektórzy z nich przeżywali piekło obozu od wielu lat. Nie byli oni jednak zwykłymi więźniami – duchownych traktowano ze szczególnym okrucieństwem, poddając eksperymentom medycznym i wojskowym, czyli najobrzydliwszym obozowym praktykom. Mimo to, duchowni starali się ciągle wypełniać swoje powołanie.

 

Głód Chleba Eucharystycznego

 

Ks. Konrad Szweda, więzień Oświęcimia i Dachau wspominał:

 

W ludziach o głębszym profilu duchowym rodził się głód Chleba Eucharystycznego. Jako kapłan zastanawiałem się, jak to pragnienie zaspokoić, skąd zdobyć hostie i wino, gdzie w takich warunkach odprawić Mszę Świętą. Nadarzyła się stosowna okazja. Jesienią 1941 roku pracowałem w zewnętrznym komandzie Buna‑Werke [KL Auschwitz‑Birkenau – przyp. red.]. Ksiądz proboszcz Skarbek z Oświęcimia przez cywilów dostarczał hostie, wino; przesłał także maleńki kielich z trzech części. Przenosiłem hostie za podszewką rękawa, wino w płaskiej buteleczce w bucie. Ileż westchnień do Boga, aby w bramie nie było rewizji. Pewnego razu ukryłem utensilia w skrzynce sanitarnej. Struchlałem, jakby oblał mnie strumień lodowatej wody, kiedy wartownik zarządził rewizję. W wieczornej pomroce rzuciłem skrzynkę za stertę cegieł. Esesman przeszukał kieszenie, obmacał dokładnie, lecz niczego nie znalazł. Ocalałem.

 

W obozie przechowywałem hostie w sienniku, w przemyślanych skrytkach pod deskami prycz. Innym razem, uszeregowani w dziesiątki, czekamy na apel. Niespodziewanie blokowy wywołuje mój numer! – Pójdziesz do bunkra, bo w twoim sienniku znaleziono hostie i mały kielich. Gęsią skórą pokryło się ciało. Zacząłem się gorąco modlić. Wiedziałem, że z bunkra żywcem nie wyjdę. Po godzinie idę do blokowego. Ze spokojem powiedział: – Tym razem daruję ci przestępstwo, oby się więcej nie powtórzyło. Znowu ocalałem. Krwawy Leon w obozowym szpitalu znalazł skrzynkę pod dolną kondygnacją łóżka, lecz próżną. l tym razem uniknąłem śmierci.

 

W tak strasznej rzeczywistości rodziła się potrzeba duchowości – sakrament, modlitwa, kontakt z duchownym stawały się nieraz potrzebą porównywalną z zaspokojeniem głodu. Za posiadanie jakichkolwiek przedmiotów kultu – różańca, medalika, poświęconego obrazka groziła śmierć, a więźniowie i tak ryzykowali. Dziś, kiedy te przedmioty są powszechnie dostępne, niełatwo zrozumieć, jak duże miały wówczas znaczenie i jak wysoką cenę można było za nie ­zapłacić.

 

 

Pan Bóg wie najlepiej dlaczego cierpieliśmy…

 

Jedną z najważniejszych funkcji  obozu było pozbawienie ludzkiego życia jakiejkolwiek wartości. Człowiek, który leżał obok na sienniku rano, wieczorem już nie żył – i to była obozowa codzienność. Jakie więc znaczenie miało poświęcenie życia, którego dokonał bodaj największy męczennik obozów – św. Maksymilian Maria Kolbe?

 

Odpowiedź przynoszą słowa biskupa Franciszka Korszyńskiego, aresztowanego wraz z bł. Michałem Kozalem: Chyba największą wartością naszego (…) pobytu w Dachau była nasza zbiorowa ofiara, na różny sposób składana na ołtarzu Boga, Kościoła i Ojczyzny przez długie miesiące i lata (…). Pan Bóg wie najlepiej, dlaczego cierpieliśmy.

 

Mateusz Ciupka

 



NAJNOWSZE WYDANIE:
Wzór męża i ojca
Wielu z nas ma wielkie nabożeństwo do świętego Józefa. Prosimy go o pomoc między innymi w problemach rodzinnych czy w sytuacjach trudnych. Dlaczego tak się dzieje? Nie mamy przecież o nim większej wiedzy, bo i Ewangelie poświęciły mu niewiele miejsca.

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
Opatrzność Boża czuwa nade mną

– Jestem sympatykiem Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi od wielu lat. Podoba mi się to, że bronicie fundamentalnej, a nie liberalnej wiary katolickiej oraz poruszacie temat prześladowań i działań przeciw naszemu Kościołowi. Martwię się tym chaosem, który jest obecnie w Kościele – mówi Pan Józef Łazaj należący do Apostolatu Fatimy od 2019 roku. W tym numerze naszego pisma prezentujemy jego świadectwo.

 

W tym roku będę obchodził z żoną 58. rocznicę ślubu i sam skończę 80 lat. Mamy dwójkę dzieci, oboje dali nam pięcioro wnuków i troje prawnuków. Wielokrotnie w swoim życiu doświadczyłem działania Opatrzności Bożej, której każdego dnia się powierzam i która nade mną czuwa, o czym jestem głęboko przekonany. Żeby nie być gołosłownym Pan Józef opowiada jedną z historii, która zdarzyła się, zanim przeszedł na emeryturę.

Świadectwo


W zakładzie pracy mieliśmy pasiekę. Pewnej czerwcowej niedzieli jechałem drogą leśną z Żyglinka do Nakła Śląskiego, przez Świerklaniec, by skontrolować lot pszczół. Żadnego ruchu na drodze, słońce świeciło wprost w oczy. Na liczniku skromne 120 km/h. W pewnym momencie, zupełnie nieoczekiwanie, w odległości około 10–15 metrów przed sobą zauważyłem przechodzącego, w poprzek drogi, łosia. Na hamowanie nie było już czasu, krzyknąłem tylko: „Jezu” i gwałtownie skręciłem w prawo, chcąc rowem ominąć potężne zwierzę. Nie potrafię odpowiedzieć, jak to się stało. Droga stosunkowo wąska, pobocza prawie nie było, a ja wyjechałem na drogę bez wstrząsu, bez uszkodzeń. Zatrzymałem się po kilkudziesięciu metrach. Cały trzęsący się z wrażenia, spojrzałem do tyłu – przez drogę przechodził drugi łoś. Gdy wracałem, oglądałem to miejsce. Nie mogłem uwierzyć, pobocze bardzo wąskie z wyrwami, wkopany kamienny słupek. Jakim cudem wyszedłem z tego cało, nie wiem. Mogłem tylko przypuszczać, że mój krzyk o pomoc został wysłuchany. Ten przypadek na wiele lat pozbawił mnie poczucia bezpieczeństwa przy jeździe przez las.

Rodzina szkołą życia i wiary


Urodziłem się w Woźnikach Śląskich. Pochodzę z wielodzietnej rodziny robotniczej. To była rodzina zwarta i kochająca się. Panowała w niej dyscyplina, której dziś w rodzinach brakuje. Ojciec pracował jako robotnik leśny, a pomagali mu najstarsi moi bracia. Mieliśmy też małe gospodarstwo. Kiedy ojciec wstawał o brzasku i szedł kosić łąkę, to ja szedłem później z młodszą siostrą Ireną tę trawę rozrzucać i suszyć, a kiedy on, spracowany po całym dniu, wieczorem, klękał przy łóżku, to dla mnie był to autorytet i widok, którego nigdy nie zapomnę. Wszyscy pracowali ciężko i choć przy pracy niewiele mówiło się o Bogu, to ten Bóg był zawsze blisko. Dla wszystkich było oczywiste, że w niedzielę idzie się do kościoła. Wiara nie podlegała żadnym wątpliwościom.

Szykany za sprzeciw


Skończyłem szkołę podstawową w miejscowości Dyrdy, liceum ogólnokształcące w Tarnowskich Górach, a 2-letnie technikum górnicze w Chorzowie-Batorym. Gdy w 1965 roku biskupi polscy napisali słynny list do biskupów niemieckich, komuniści organizowali masówki, podczas których krzyczano: „Jakim prawem przebaczają?”. Ja się odezwałem, broniąc polskich hierarchów; z tego powodu byłem gnębiony i nawet chciano mnie wyrzucić ze szkoły, ale wszystko skończyło się dobrze: zdobyłem tytuł technika-górnika i rozpocząłem pracę w odkrywkowej kopalni dolomitu i w tej branży, na wielu stanowiskach, przepracowałem aż do emerytury.

Wiary trzeba bronić!


Już w okresie komuny miałem świadomość, że naszej wiary trzeba bronić i z takim nastawieniem żyję cały czas, bo wciąż widzę, że jest ona atakowana przez system, później przez liberalizm. Po przejściu na emeryturę czytałem bardzo dużo książek katolickich i zgromadziłem bardzo bogatą bibliotekę religijną, w której największym skarbem jest mistyczne, cudowne dzieło Marii Valtorty, pt. Poemat Boga-Człowieka. Dzięki temu moja wiedza i świadomość religijna bardzo mocno się rozwijały.


Na Facebooku toczę na temat wiary zacięte dyskusje, w których wykorzystuję wiedzę zdobytą m.in. dzięki artykułom publikowanym w „Przymierzu z Maryją”. Prowadzę bloga, (myslebowierze.pl), gdzie publikuję artykuły poświęcone obronie wiary. Co istotne, na blogu tematy te są trwałe i dostępne, a na Facebooku są usuwane i znikają. Cieszę się z tego, co robię, i jestem przekonany, że są to działania niezbędne i konieczne, bo jeśli nie będziemy bronić naszej wiary, to jej przeciwnicy zapędzą nas do katakumb lub uznają, że jest to tylko nasza prywatna sprawa i wtedy nie będziemy mogli się w ogóle odzywać.

Moja książka


Zdecydowałem się nawet napisać książkę w obronie wiary, w której starałem się zestawić wszystkie elementy świata, które noszą znamiona cudów lub są cudami. Książka nosi tytuł Dlaczego? i jest opatrzona mottem: Dlaczego ludzie żyją dzisiaj tak, jakby Boga wcale nie było? Wydałem tę książkę za własne pieniądze, a cały nakład w większości rozdałem.


Oprac. JK

 


Listy od Przyjaciół
 

Szczęść Boże!

Jestem bardzo wdzięczna Redakcji za tak piękną pracę. 25-lecie istnienia Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi to dowód na to, że potrzebna jest taka działalność tysiącom polskich rodzin, jak również nam wszystkim. To pobudza serce i otwiera umysł na wiarę katolicką. Jeszcze raz serdecznie dziękuję za wyróżnienie w postaci pamiątkowego dyplomu i modlitwy Sługi Bożego Ks. Piotra Skargi.

Anna z Ostrowca Świętokrzyskiego

 

Szanowni Państwo!

Od dawna otrzymuję od Państwa „Przymierze z Maryją”. Na mojej ścianie też co roku wisi piękny kalendarz z Matką Bożą. Jakiś czas temu hojnie wspierałem Państwa działalność. Od tego czasu zdążyłem się ożenić, mam dwójkę wspaniałych dzieci. Razem z żoną wychowujemy je w duchu katolickim. Od czasu, gdy wspierałem Państwa moja sytuacja ekonomiczna nieco się pogorszyła, już nie jestem kawalerem, który swobodnie może dysponować swoimi zasobami. Może jednak wkrótce będę mógł wesprzeć Państwa działalność jakąś kwotą, bo uważam, że jest ona szlachetna i ważna.

Paweł


Szanowny Panie Prezesie!

Na wstępie pragnę Pana przeprosić za wieloletnie milczenie. Mimo braku reakcji z mojej strony, przysyłał mi Pan każdego roku kalendarz. Chociaż na to nie zasługiwałam, bardzo sobie to cenię. Kalendarze przypominają mi o każdym święcie kościelnym. Myślę, że miała w tym udział Fatimska Pani, której kapliczką obok naszego kościoła przez kilkanaście lat się opiekowałam. Od dwudziestu dwóch lat jestem na emeryturze, a głównym moim zajęciem są obecnie wizyty u lekarzy, w aptekach, na badaniach, no i oczywiście prace domowe. Kończąc, serdecznie Pana pozdrawiam, życzę wielu wspaniałych Przyjaciół, a przede wszystkim, aby Matka Najświętsza wspierała wszystkie inicjatywy podejmowane przez Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi.

Maria z Lubelskiego

 

Szczęść Boże!

Bardzo dziękuję za kolejną kampanię, od której zależy los i przyszłość naszej katolickiej Polski. Tak wielu Polaków zmieniło życie i poglądy po pandemii. Od nas, Apostołów, wymaga się budzenia sumień naszych rodaków, żeby nie odeszli od chrześcijańskich korzeni. Bóg zapłać za tak cudowne Wasze dzieło. Niech Wam Bóg błogosławi!

Anna z Małopolski

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Szanowny Panie Prezesie! Serdecznie dziękuję za dotychczasową korespondencję, która służy Czytelnikom w dziele popularyzacji Orędzia naszej Fatimskiej Pani, rozpala ogień patriotycznej miłości do naszej ukochanej Ojczyzny i podejmuje jakże niezbędną dla nas troskę o rozwój cywilizacji łacińskiej, a przede wszystkim jej trwanie w Europie i na świecie. Jestem Panu i Stowarzyszeniu, któremu Pan przewodzi, szczerze i serdecznie wdzięczny i mniemam, że tak czyni wielu Księży i Rodaków w Polsce i na emigracji. Niech te Wasze starania i trud wokół tej sprawy oraz tych tematów wynagrodzi Boża Opatrzność. Za przesłane egzemplarze „Przymierza z Maryją” serdecznie dziękuję. Staram się rozprowadzić je wśród moich najlepszych znajomych i przyjaciół.

Ks. Kazimierz

 

Szczęść Boże!

Dziękuję bardzo za piękny kalendarz „366 dni z Maryją” na 2024 rok, który poświęcony jest szkaplerzowi świętemu. Kalendarz jest bardzo ciekawy i pięknie wydany. Nie o wszystkich przedstawionych szkaplerzach wiedziałam, ale też nie wszystkie można przedstawić w kalendarzu ze względu na objętość. Tak samo jak Pana pragnieniem, tak również i moim jest, aby ten kalendarz trafił do jak największej liczby osób. Pozdrawiam serdecznie.

Lucyna z Bydgoszczy

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Na początku dziękuję serdecznie za przesłany kalendarz „366 dni z Maryją” na rok 2024. Dziękuję też za grudniowe „Przymierze z Maryją”. Dostałam również 4. numer „Apostoła Fatimy”. Przeczytałam list od Pana Prezesa i świadectwa ludzi, którzy są Apostołami Fatimy. Proponuje Pan, abym opowiedziała swoją historię. Moja historia nie jest niestety chwalebna. Żyłam bardzo daleko od Boga i Kościoła świętego. W zasadzie to nie było życie. Moja mama, bardzo pobożna niewiasta, modliła się za mnie, również kapłani modlili się za mnie. Kiedyś, gdy leżałam i czułam od nóg drętwienie, poczułam trzy pocałunki tak gorące i pełne miłości, że zapragnęłam żyć. Mama była przy mnie, wyciągnęłam ręce do niej i pomogła mi wstać. Teraz sama jestem mamą i wiem, co czuła moja, kiedy żyłam daleko od Boga…

Anna


Szczęść Boże!

Dziękuję za wielkie zaangażowanie i tak wspaniałe dzieło, jakie tworzycie. Dziękuję też za list, „Przymierze z Maryją” i drugi kalendarz z Maryją. W świątecznym „Przymierzu…” opisaliście różne ciekawe tematy związane z Bożym Narodzeniem np. jak godnie przeżyć Wigilię i narodziny Chrystusa. Dziękuję jeszcze za dwa wspaniałe upominki: szopkę bożonarodzeniową i kartę z modlitwą o triumf wiary katolickiej. Nie możemy ani na moment przestać działać na rzecz obrony wiary. Ja w miarę swoich możliwości finansowych, jak do tej pory, gdy zdrowie pozwoli, będę nadal wspierać Was swoim „groszem”… W modlitwach często polecam Bogu i Matce Najświętszej całe Stowarzyszenie. Szczęść Wam Boże na dalsze lata!

Z Panem Bogiem

Stefania z Płocka

 

Szanowni Państwo!

Mozambik jest jednym z najbiedniejszych państw świata i wszelka pomoc materialna, a nade wszystko duchowa, jest nieodzowna. Wsparcie Stowarzyszenia dla tych społeczności jest wielką radością, gdyż mogą z nadzieją budować swoją przyszłość i wieczność! Szczęść Wam Boże!

Marek z Lublina