Rodzina
 
Nie rezygnujmy ze sportu

 Z Przemysławem Babiarzem rozmawia Bogusław Bajor.

 

Czym dla Pana – katolika, komentatora sportowego, biegacza-amatora – jest sport?

– Sport daje możliwość utrzymania przez dłuższy czas kondycji i sprawności fizycznej, dlatego amatorsko biegam. Przede wszystkim jednak patrzę na sport jako na tę jedną z nielicznych dziedzin w naszym życiu, w której jest szansa, żeby przestrzegano reguł. I żeby te reguły nie były nieustannie podawane w wątpliwość. Niestety, obecnie żyjemy w kulturze zwątpienia i relatywizmu, gdzie wszystko jest względne. Sport zaś siłą rzeczy musi – choćby postulatywnie – rządzić się swoimi precyzyjnymi prawami. Tutaj ma być zachowana równość szans, jasność reguł i czystość gry.

 

Czy możemy mówić o wychowaniu przez sport? Innymi słowy, czy rzeczywiście „w zdrowym ciele, zdrowy duch”?

– Sport jest taką dziedziną życia, w której systematyczność, praca i wyrzeczenie są jedyną drogą do jakiegoś sukcesu. I dlatego do części młodych ludzi za pomocą sportu trafia argument, iż warto nad czymś systematycznie pracować, wyrzekając się – czasem nawet pożytecznych – dóbr czy przeżyć. W wychowaniu przez sport ważny jest argument, że warto wybrać pracę nad sobą, bo to przyniesie walkę o medal, nominację olimpijską albo po prostu osobistą satysfakcję. Przez sport można młodemu człowiekowi wpajać wierność zasadom, dążenie do celu i doprowadzić do osiągnięcia tego celu. Nierzadko zdarza się, że sport jest dla niektórych początkiem rozwoju duchowego, dlatego to sportowe poletko może być niezwykle żyzne w pracy wychowawczej.

 

Wielu ludzi Kościoła wypowiadało się w podobny sposób. Ba, są wśród nich święci – Jan Bosko czy Jan Paweł II...

– Jan Paweł II wielokrotnie deklarował sympatię do sportowców i sportu, a ponadto podkreślał jego walory wychowawcze. Z kolei synowie duchowi św. Jana Bosko, salezjanie, pozostają wierni temu nauczaniu swego założyciela, bo Salezjańska Organizacja Sportowa (SALOS) organizuje swoje igrzyska i zawody sportowe. Bierze udział w Światowych Igrzyskach Młodzieży Salezjańskiej. Idea wychowania młodego człowieka przez sport jest tam żywa i przynosi dobre owoce.

 

Ojciec Józef Bocheński OP pisał w De virtute militari, że sport ćwiczy męstwo, dyscyplinuje uczucia, obawy i odwagę. Jest szkołą męstwa. Zalecał zainteresowanie się piłką nożną każdemu, a już dowódcom czy żołnierzom obowiązkowo, bo – jak pisał: Futbol jest walką na małą skalę, wymagającą tych samych zalet, co walka serio.

– Dokładnie tak. Mecz piłkarski to taka mała wojenka. W futbolu mamy taktykę, obronę, atak. To zapożyczenia z języka wojny czy wojskowości. Ponieważ wojna i wojskowość są starsze od sportu, więc często zapożyczano język opisu wojskowego do sportu. Dziś wojna jest poniekąd dziedziną „wyklętą”, więc to język sportowy stanowi rezerwuar pojęć dla innych dziedzin. Politycy, księża często posługują się wyrazistymi, sportowymi wyrażeniami.

Kiedyś wojna była sztuką, szkołą męstwa. Kiedyś człowiek miał honor, godność wojskową, szedł bronić ojczyzny. Chciał być żołnierzem, oficerem. Dziś ten sposób myślenia jest passé. Na szczęście sport nadal pozostaje terytorium, gdzie może przejawiać się męstwo – zarówno mężczyzn, jak i kobiet, bo przecież cnota męstwa jest przynależna obu płciom, o czym możemy przekonać się, patrząc choćby na przykłady świętych.

 

Które sporty – Pana zdaniem – bardziej uczą podjęcia decyzji, męstwa – indywidualne czy zespołowe?

– Jedne i drugie. W sportach zespołowych uczymy się współdziałania. Musimy tworzyć wspólnotę, w której wygaszone są konflikty, ponieważ mamy do wykonania jakieś ważniejsze zadanie, do osiągnięcia jakiś wspólny cel. Musimy zrezygnować z egoizmu, by przyczynić się do sukcesu zespołu. A sporty indywidualne mają coś wspólnego z drogą rozwoju duchowego przez jakiś rodzaj osamotnienia. Nie chcę przez to powiedzieć, że ci, którzy uprawiają sporty indywidualne, to pustelnicy, bo prawdziwi eremici mogliby mnie wyśmiać, ale proszę zobaczyć, że mimo wszystko ci sportowcy, którzy trenują sporty indywidualne – jak np. pływacy – muszą zmierzyć się z samotnością. A samotność jest w sensie duchowym ważną drogą rozwoju. Człowiek powinien potrafić być z samym sobą, bo często w tej samotności zaczyna się mocniej i wyraźniej pojawiać Pan Bóg.

 

W Biblii jest sporo odniesień do zmagań sportowych. Czy religia i sport się zazębiają?

– One się wzajemnie przenikają. Religia jest taką dziedziną, która – jeśli ma mieć sens, a nie być tylko pustym rytuałem czy pustym obyczajem – musi spowijać, przenikać całego człowieka. Tylko wtedy ma moc przemieniania, czyli rozwoju. Z kolei sport jest taką dziedziną, która proponuje jakiś rodzaj doskonalenia. Sport jest pod pewnymi względami, na pewnych odcinkach, tożsamy z niektórymi elementami religii. Sportowcy poświęcają jakąś część swego życia – zdrowie, czas. I kiedy dochodzi do tego ostatecznego sprawdzianu – ważnego występu, walki o medale, ważnej rywalizacji, to bardzo często proszą Boga o pomoc. To dlatego widzimy sportowców czyniących przed zawodami znak krzyża…

 

…który nie jest mile widziany przez niektóre federacje sportowe, np. piłkarskie UEFA i FIFA.

– I to jest dramat. Jeśli ktoś chce odebrać sportowcom możliwość przeżegnania się znakiem krzyża przed jakimś występem, to jest to postępowanie nieludzkie. Tu jest też ogromna niekonsekwencja. Bo z jednej strony mamy np. z szacunkiem odnosić się do zachowań mających swoje korzenie w religiach animistycznych w Afryce, a z drugiej strony podpowiada nam się, by sportowcy z naszego kręgu cywilizacyjnego wyzbyli się zachowań związanych z chrześcijaństwem. To próba odebrania ludzkich praw, to rodzaj jakiejś obrzydliwej cenzury i jakiejś redukcji.

 

To jednak wpisuje się w szerszy kontekst współczesnej walki z krzyżem.

– Oczywiście. To niestety coraz powszechniejszy trend. Bardziej w mediach czy w życiu publicznym akceptuje się to, że ktoś przyznaje się do jakichś zabobonów lub praktyk magicznych, niż jeżeli ktoś manifestuje swój katolicyzm. 

 

Część katolików niezbyt przychylnie patrzy na sport. Mówią, że to niepoważna i nieistotna dziedzina życia. Jak starałby się Pan ich przekonać, że są w błędzie?

– Nie opuszczajmy tego statku, bo przejmą go korsarze… Nie rezygnujmy z dziedzin – takich jak sport, które istnieją i istnieć będą, a same w sobie nie są złe. Mają wiele elementów, które potrafią człowieka budować i prowadzić do doskonałości. Uczą wytrwałości, poświęcenia, wysiłku, odpowiedzialności. Nie warto na sport machać ręką. Terytoria opuszczone przez porządnych ludzi są natychmiast zawłaszczane i zagospodarowywane przez ludzi przewrotnych i nieodpowiedzialnych. Natura nie znosi próżni. Zadajmy sobie pytanie: czy naprawdę warto opuszczać i oddawać sport w ręce osób nieodpowiedzialnych? Nie, nie warto. Podobnie jak nie warto opuszczać przestrzeni publicznej i chować się z religijnością do katakumb.

 

Dziękuję za rozmowę.

 

Przemysław Babiarz (ur. 1963 r. w Przemyślu) – aktor, dziennikarz i komentator sportowy. Specjalizuje się w komentowaniu biegów narciarskich, pływania, lekkoatletyki oraz łyżwiarstwa figurowego. Jeden z ambasadorów akcji Nie wstydzę się Jezusa. Pracuje w TVP. 



NAJNOWSZE WYDANIE:
Wzór męża i ojca
Wielu z nas ma wielkie nabożeństwo do świętego Józefa. Prosimy go o pomoc między innymi w problemach rodzinnych czy w sytuacjach trudnych. Dlaczego tak się dzieje? Nie mamy przecież o nim większej wiedzy, bo i Ewangelie poświęciły mu niewiele miejsca.

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
Opatrzność Boża czuwa nade mną

– Jestem sympatykiem Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi od wielu lat. Podoba mi się to, że bronicie fundamentalnej, a nie liberalnej wiary katolickiej oraz poruszacie temat prześladowań i działań przeciw naszemu Kościołowi. Martwię się tym chaosem, który jest obecnie w Kościele – mówi Pan Józef Łazaj należący do Apostolatu Fatimy od 2019 roku. W tym numerze naszego pisma prezentujemy jego świadectwo.

 

W tym roku będę obchodził z żoną 58. rocznicę ślubu i sam skończę 80 lat. Mamy dwójkę dzieci, oboje dali nam pięcioro wnuków i troje prawnuków. Wielokrotnie w swoim życiu doświadczyłem działania Opatrzności Bożej, której każdego dnia się powierzam i która nade mną czuwa, o czym jestem głęboko przekonany. Żeby nie być gołosłownym Pan Józef opowiada jedną z historii, która zdarzyła się, zanim przeszedł na emeryturę.

Świadectwo


W zakładzie pracy mieliśmy pasiekę. Pewnej czerwcowej niedzieli jechałem drogą leśną z Żyglinka do Nakła Śląskiego, przez Świerklaniec, by skontrolować lot pszczół. Żadnego ruchu na drodze, słońce świeciło wprost w oczy. Na liczniku skromne 120 km/h. W pewnym momencie, zupełnie nieoczekiwanie, w odległości około 10–15 metrów przed sobą zauważyłem przechodzącego, w poprzek drogi, łosia. Na hamowanie nie było już czasu, krzyknąłem tylko: „Jezu” i gwałtownie skręciłem w prawo, chcąc rowem ominąć potężne zwierzę. Nie potrafię odpowiedzieć, jak to się stało. Droga stosunkowo wąska, pobocza prawie nie było, a ja wyjechałem na drogę bez wstrząsu, bez uszkodzeń. Zatrzymałem się po kilkudziesięciu metrach. Cały trzęsący się z wrażenia, spojrzałem do tyłu – przez drogę przechodził drugi łoś. Gdy wracałem, oglądałem to miejsce. Nie mogłem uwierzyć, pobocze bardzo wąskie z wyrwami, wkopany kamienny słupek. Jakim cudem wyszedłem z tego cało, nie wiem. Mogłem tylko przypuszczać, że mój krzyk o pomoc został wysłuchany. Ten przypadek na wiele lat pozbawił mnie poczucia bezpieczeństwa przy jeździe przez las.

Rodzina szkołą życia i wiary


Urodziłem się w Woźnikach Śląskich. Pochodzę z wielodzietnej rodziny robotniczej. To była rodzina zwarta i kochająca się. Panowała w niej dyscyplina, której dziś w rodzinach brakuje. Ojciec pracował jako robotnik leśny, a pomagali mu najstarsi moi bracia. Mieliśmy też małe gospodarstwo. Kiedy ojciec wstawał o brzasku i szedł kosić łąkę, to ja szedłem później z młodszą siostrą Ireną tę trawę rozrzucać i suszyć, a kiedy on, spracowany po całym dniu, wieczorem, klękał przy łóżku, to dla mnie był to autorytet i widok, którego nigdy nie zapomnę. Wszyscy pracowali ciężko i choć przy pracy niewiele mówiło się o Bogu, to ten Bóg był zawsze blisko. Dla wszystkich było oczywiste, że w niedzielę idzie się do kościoła. Wiara nie podlegała żadnym wątpliwościom.

Szykany za sprzeciw


Skończyłem szkołę podstawową w miejscowości Dyrdy, liceum ogólnokształcące w Tarnowskich Górach, a 2-letnie technikum górnicze w Chorzowie-Batorym. Gdy w 1965 roku biskupi polscy napisali słynny list do biskupów niemieckich, komuniści organizowali masówki, podczas których krzyczano: „Jakim prawem przebaczają?”. Ja się odezwałem, broniąc polskich hierarchów; z tego powodu byłem gnębiony i nawet chciano mnie wyrzucić ze szkoły, ale wszystko skończyło się dobrze: zdobyłem tytuł technika-górnika i rozpocząłem pracę w odkrywkowej kopalni dolomitu i w tej branży, na wielu stanowiskach, przepracowałem aż do emerytury.

Wiary trzeba bronić!


Już w okresie komuny miałem świadomość, że naszej wiary trzeba bronić i z takim nastawieniem żyję cały czas, bo wciąż widzę, że jest ona atakowana przez system, później przez liberalizm. Po przejściu na emeryturę czytałem bardzo dużo książek katolickich i zgromadziłem bardzo bogatą bibliotekę religijną, w której największym skarbem jest mistyczne, cudowne dzieło Marii Valtorty, pt. Poemat Boga-Człowieka. Dzięki temu moja wiedza i świadomość religijna bardzo mocno się rozwijały.


Na Facebooku toczę na temat wiary zacięte dyskusje, w których wykorzystuję wiedzę zdobytą m.in. dzięki artykułom publikowanym w „Przymierzu z Maryją”. Prowadzę bloga, (myslebowierze.pl), gdzie publikuję artykuły poświęcone obronie wiary. Co istotne, na blogu tematy te są trwałe i dostępne, a na Facebooku są usuwane i znikają. Cieszę się z tego, co robię, i jestem przekonany, że są to działania niezbędne i konieczne, bo jeśli nie będziemy bronić naszej wiary, to jej przeciwnicy zapędzą nas do katakumb lub uznają, że jest to tylko nasza prywatna sprawa i wtedy nie będziemy mogli się w ogóle odzywać.

Moja książka


Zdecydowałem się nawet napisać książkę w obronie wiary, w której starałem się zestawić wszystkie elementy świata, które noszą znamiona cudów lub są cudami. Książka nosi tytuł Dlaczego? i jest opatrzona mottem: Dlaczego ludzie żyją dzisiaj tak, jakby Boga wcale nie było? Wydałem tę książkę za własne pieniądze, a cały nakład w większości rozdałem.


Oprac. JK

 


Listy od Przyjaciół
 

Szczęść Boże!

Jestem bardzo wdzięczna Redakcji za tak piękną pracę. 25-lecie istnienia Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi to dowód na to, że potrzebna jest taka działalność tysiącom polskich rodzin, jak również nam wszystkim. To pobudza serce i otwiera umysł na wiarę katolicką. Jeszcze raz serdecznie dziękuję za wyróżnienie w postaci pamiątkowego dyplomu i modlitwy Sługi Bożego Ks. Piotra Skargi.

Anna z Ostrowca Świętokrzyskiego

 

Szanowni Państwo!

Od dawna otrzymuję od Państwa „Przymierze z Maryją”. Na mojej ścianie też co roku wisi piękny kalendarz z Matką Bożą. Jakiś czas temu hojnie wspierałem Państwa działalność. Od tego czasu zdążyłem się ożenić, mam dwójkę wspaniałych dzieci. Razem z żoną wychowujemy je w duchu katolickim. Od czasu, gdy wspierałem Państwa moja sytuacja ekonomiczna nieco się pogorszyła, już nie jestem kawalerem, który swobodnie może dysponować swoimi zasobami. Może jednak wkrótce będę mógł wesprzeć Państwa działalność jakąś kwotą, bo uważam, że jest ona szlachetna i ważna.

Paweł


Szanowny Panie Prezesie!

Na wstępie pragnę Pana przeprosić za wieloletnie milczenie. Mimo braku reakcji z mojej strony, przysyłał mi Pan każdego roku kalendarz. Chociaż na to nie zasługiwałam, bardzo sobie to cenię. Kalendarze przypominają mi o każdym święcie kościelnym. Myślę, że miała w tym udział Fatimska Pani, której kapliczką obok naszego kościoła przez kilkanaście lat się opiekowałam. Od dwudziestu dwóch lat jestem na emeryturze, a głównym moim zajęciem są obecnie wizyty u lekarzy, w aptekach, na badaniach, no i oczywiście prace domowe. Kończąc, serdecznie Pana pozdrawiam, życzę wielu wspaniałych Przyjaciół, a przede wszystkim, aby Matka Najświętsza wspierała wszystkie inicjatywy podejmowane przez Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi.

Maria z Lubelskiego

 

Szczęść Boże!

Bardzo dziękuję za kolejną kampanię, od której zależy los i przyszłość naszej katolickiej Polski. Tak wielu Polaków zmieniło życie i poglądy po pandemii. Od nas, Apostołów, wymaga się budzenia sumień naszych rodaków, żeby nie odeszli od chrześcijańskich korzeni. Bóg zapłać za tak cudowne Wasze dzieło. Niech Wam Bóg błogosławi!

Anna z Małopolski

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Szanowny Panie Prezesie! Serdecznie dziękuję za dotychczasową korespondencję, która służy Czytelnikom w dziele popularyzacji Orędzia naszej Fatimskiej Pani, rozpala ogień patriotycznej miłości do naszej ukochanej Ojczyzny i podejmuje jakże niezbędną dla nas troskę o rozwój cywilizacji łacińskiej, a przede wszystkim jej trwanie w Europie i na świecie. Jestem Panu i Stowarzyszeniu, któremu Pan przewodzi, szczerze i serdecznie wdzięczny i mniemam, że tak czyni wielu Księży i Rodaków w Polsce i na emigracji. Niech te Wasze starania i trud wokół tej sprawy oraz tych tematów wynagrodzi Boża Opatrzność. Za przesłane egzemplarze „Przymierza z Maryją” serdecznie dziękuję. Staram się rozprowadzić je wśród moich najlepszych znajomych i przyjaciół.

Ks. Kazimierz

 

Szczęść Boże!

Dziękuję bardzo za piękny kalendarz „366 dni z Maryją” na 2024 rok, który poświęcony jest szkaplerzowi świętemu. Kalendarz jest bardzo ciekawy i pięknie wydany. Nie o wszystkich przedstawionych szkaplerzach wiedziałam, ale też nie wszystkie można przedstawić w kalendarzu ze względu na objętość. Tak samo jak Pana pragnieniem, tak również i moim jest, aby ten kalendarz trafił do jak największej liczby osób. Pozdrawiam serdecznie.

Lucyna z Bydgoszczy

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Na początku dziękuję serdecznie za przesłany kalendarz „366 dni z Maryją” na rok 2024. Dziękuję też za grudniowe „Przymierze z Maryją”. Dostałam również 4. numer „Apostoła Fatimy”. Przeczytałam list od Pana Prezesa i świadectwa ludzi, którzy są Apostołami Fatimy. Proponuje Pan, abym opowiedziała swoją historię. Moja historia nie jest niestety chwalebna. Żyłam bardzo daleko od Boga i Kościoła świętego. W zasadzie to nie było życie. Moja mama, bardzo pobożna niewiasta, modliła się za mnie, również kapłani modlili się za mnie. Kiedyś, gdy leżałam i czułam od nóg drętwienie, poczułam trzy pocałunki tak gorące i pełne miłości, że zapragnęłam żyć. Mama była przy mnie, wyciągnęłam ręce do niej i pomogła mi wstać. Teraz sama jestem mamą i wiem, co czuła moja, kiedy żyłam daleko od Boga…

Anna


Szczęść Boże!

Dziękuję za wielkie zaangażowanie i tak wspaniałe dzieło, jakie tworzycie. Dziękuję też za list, „Przymierze z Maryją” i drugi kalendarz z Maryją. W świątecznym „Przymierzu…” opisaliście różne ciekawe tematy związane z Bożym Narodzeniem np. jak godnie przeżyć Wigilię i narodziny Chrystusa. Dziękuję jeszcze za dwa wspaniałe upominki: szopkę bożonarodzeniową i kartę z modlitwą o triumf wiary katolickiej. Nie możemy ani na moment przestać działać na rzecz obrony wiary. Ja w miarę swoich możliwości finansowych, jak do tej pory, gdy zdrowie pozwoli, będę nadal wspierać Was swoim „groszem”… W modlitwach często polecam Bogu i Matce Najświętszej całe Stowarzyszenie. Szczęść Wam Boże na dalsze lata!

Z Panem Bogiem

Stefania z Płocka

 

Szanowni Państwo!

Mozambik jest jednym z najbiedniejszych państw świata i wszelka pomoc materialna, a nade wszystko duchowa, jest nieodzowna. Wsparcie Stowarzyszenia dla tych społeczności jest wielką radością, gdyż mogą z nadzieją budować swoją przyszłość i wieczność! Szczęść Wam Boże!

Marek z Lublina