Słowo kapłana
 
Prawdziwa miłość małżeńska

Nie jest błędem poszukiwanie ziemskiej szczęśliwości ani miłości w małżeństwie. W przeciwieństwie do niektórych sekt pogańskich lub protestanckich, Kościół nie uważa życia na ziemi za karę, lecz pojmuje je jako uczestnictwo w Bożym planie, chociaż jesteśmy tu na wygnaniu, a zatem dominuje w naszym życiu cierpienie.


Dla naszych rozważań istotne jest zatem dokładne zrozumienie tego, czym jest szczęście oraz miłość.

Wiele osób myli szczęście z przyjemnością, rozkoszą, radością czy beztroską. Gdyby na tym polegało szczęście, to nie mogłoby ono istnieć tam, gdzie jest ból, cierpienie, trudności i niepokój. Jeśli spokój wewnętrzny jest - jak naucza św. Augustyn - pokojem w porządku, możemy chyba powiedzieć, że szczęście polega na korzystaniu z tego pokoju, owocu ładu, który z kolei osiąga się i zachowuje dzięki przestrzeganiu Bożego prawa. Tak więc dusza przestrzegająca porządku cieszy się wewnętrznym pokojem. Jest szczęśliwa. Rodzina uporządkowana i  żyjąca wedle dziesięciu przykazań, doznaje pokoju. Jest szczęśliwa.

Otóż, w życiu doczesnym wielokrotnie najszczęśliwszym chwilom towarzyszą nieodłącznie ból i niepokój, za którymi potem tęsknimy, kiedy mamy już poczucie pełni zwycięstwa.

Jak mówi nasz Pan, brzemienna kobieta przed urodzeniem dziecka odczuwa niepokój, lecz później uczucie to ustępuje miejsca szczęściu i zadowoleniu wraz z pojawieniem się owocu jej żywota, a ona nie pamięta już o wcześniejszym cierpieniu (J 16, 21).

Jeden z pogańskich filozofów, obdarzony wybitną mądrością, starając się dociec, czym jest szczęście, doszedł do wniosku, że polega ono na przyjemności wynikającej z praktykowania cnoty.

Tę koncepcję, owoc naturalnej mądrości, potwierdza Boskie Objawienie, które ukazuje nam, że szczęście bierze się z bojaźni Bożej, jest darem Boga. I tak oto czytamy w Piśmie Świętym:

Światło wschodzi dla sprawiedliwego i radość dla ludzi prawego serca. (Ps 97, 11)
Którzy boicie się Pana, spodziewajcie się dobra, wiecznego wesela i zmiłowania! (Syr 2, 9)
Pan hojnie darzy łaską i chwałą, nie odmawia dobrodziejstw postępującym nienagannie. (Ps 84, 12-13)

Brak miłości w małżeństwie

Brak miłości w małżeństwie jest anomalią i brakiem. Jednak nie powinniśmy w tym kontekście pojmować miłości jako namiętności, zmysłowego pociągu, które zależą od kaprysów zmysłów, lecz jako głęboki i rzeczywisty szacunek, którego owocem jest poważanie, uczucie i wzajemna współpraca. Możemy zatem w tym miejscu odwołać się do św. Pawła i prawdziwej koncepcji chrześcijańskiego małżeństwa, będącego odzwierciedleniem miłości Chrystusa do Jego Mistycznej Oblubienicy, Kościoła. Święty Paweł, natchniony przez Ducha Świętego, w ten oto sposób zwracał się do pierwszych chrześcijan w Efezie:

Bądźcie sobie wzajemnie poddani w bojaźni Chrystusowej! Żony niechaj będą poddane swym mężom, jak Panu, bo mąż jest głową żony, jak i Chrystus - Głową Kościoła: On - Zbawca Ciała. Lecz jak Kościół poddany jest Chrystusowi, tak i żony mężom - we wszystkim. Mężowie miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie, aby go uświęcić, oczyściwszy obmyciem wodą, któremu towarzyszy słowo, aby osobiście stawić przed sobą Kościół jako chwalebny, nie mający skazy czy zmarszczki, czy czegoś podobnego, lecz aby był święty i nieskalany. Mężowie powinni miłować swoje żony, tak jak własne ciało. Kto miłuje swoją żonę, siebie samego miłuje. Przecież nigdy nikt nie odnosił się z nienawiścią do własnego ciała, lecz [każdy] je żywi i pielęgnuje, jak i Chrystus - Kościół, bo jesteśmy członkami Jego Ciała. Dlatego opuści człowiek ojca i matkę, a połączy się z żoną swoją, i będą dwoje jednym ciałem. Tajemnica to wielka, a ja mówię: w odniesieniu do Chrystusa i do Kościoła. W końcu więc niechaj także każdy z was tak miłuje swą żonę jak siebie samego! A żona niechaj się odnosi ze czcią do swojego męża! (Ef 5, 21-33).

Podstawy prawne małżeństwa

Tymczasem, o ile rzeczą normalną jest istnienie w małżeństwie wzajemnej miłości i uczucia, nie można podstaw prawnych związku opierać tylko na uczuciu. W takim wypadku małżeństwo byłoby jedną z najbardziej ulotnych i kruchych instytucji, bowiem opierałoby się jedynie na porywach i zmienności ludzkiego serca. Gdyby tak było, to wtedy po wygaśnięciu uczucia między małżonkami, małżeństwo ulegałoby rozwiązaniu, panowałby chaos niestabilnych i przejściowych związków, poligamia wynikająca z kolejnych rozwodów i wreszcie „wolna miłość".

A zatem istota umowy małżeńskiej nie leży tylko we wzajemnym uczuciu miłości małżonków, lecz przede wszystkim w obietnicy złożonej przez nich przed Bogiem, w pakcie, jaki zawarli postanawiając się połączyć na całe życie, w wierności, pragnieniu posiadania dzieci we współpracy z Bogiem we wspaniałym dziele przedłużenia rodzaju ludzkiego na ziemi. W rzeczywistości opiera się ono na miłości do Boga.

W ten sposób, nawet gdyby z powodu nieszczęścia ustało uczucie, dzięki któremu małżonkowie zawarli związek małżeński, nie ustałoby nierozerwalne zaangażowanie rzeczywiste, jak również głęboka miłość do dzieci i szacunek do wiary, sprawiających, że małżeństwo przetrwa. W przypadku chrześcijan dochodzi do tego jeszcze szczególny szacunek dla sakramentu małżeństwa.

Główny cel: potomstwo Jeśli chodzi o dzieci, nie należy przeciwstawiać wzajemnej miłości małżonków pragnieniu posiadania i akceptacji potomstwa, jakim Bóg błogosławi małżeństwo.

Gdy Kościół stwierdza, że potomstwo jest głównym celem małżeństwa, nie wyklucza on istnienia miłości między małżonkami, ponieważ taka miłość, jeśli jest prawdziwa, otwiera się na dar życia, na radość macierzyństwa i ojcostwa. Gdyby było inaczej, małżeństwo byłoby tym, co pewien francuski pisarz nazwał „egoizmem we dwoje", co przeciwstawia się prawidłowemu pojęciu związku małżeńskiego.

Jak już powiedzieliśmy, dzieci są darem, którym Bóg błogosławi małżeństwo, zwłaszcza w przypadku rodziny płodnej i licznej, i stanowią jeden z najsolidniejszych elementów stabilności i harmonii małżeńskiej.

Nie powinno się zatem postrzegać ich jako obciążenia, przeszkody małżeńskiej szczęśliwości, trudności jakich należy unikać, aby cieszyć się większą wolnością i łatwiej korzystać z życia. To bowiem jest pogańska i hedonistyczna koncepcja małżeństwa. Dzieci nie tylko nie są wcale przeszkodą dla harmonii i szczęścia związku, lecz są najpiękniejszym i najbardziej autentycznym wyrazem miłości małżeńskiej, dopełnieniem, bez którego - choćby to było jedynie pragnienie, jak w przypadku par bezpłodnych - miłość ta z łatwością usycha i więdnie.

Pigułka antykoncepcyjna

Wobec tego, prawdziwe szczęście nie polega na korzystaniu z rozkoszy życia, lecz na poczuciu satysfakcji wynikającej z praktykowania cnoty i bojaźni Bożej, wypełniania swoich obowiązków. Zasadza się ono także na radości z uczestnictwa w Boskim planie zaludnienia ziemi i niebieskiego Jeruzalem. Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię (Rdz 1, 28). Kiedy istnieją ważne i istotne powody, Kościół dopuszcza stosowanie naturalnych metod kontroli urodzin (dzisiaj metody te są coraz bardziej znane). Oczywiście, o ile faktycznie istnieją ku temu powody. W przypadku, gdy istnieją poważne przyczyny narzucające taką kontrolę (z powodów zdrowotnych, problemów ekonomicznych, zbyt częstych ciąż...) należy podjąć taką decyzję w bojaźni Bożej, smutku i pragnieniu, aby te okoliczności jak najszybciej ustąpiły, ubolewając, że pojawiła się konieczność zmuszająca do zastosowania takiego środka.

Dlaczego nie można używać pigułki antykoncepcyjnej?

Po pierwsze należy podkreślić, że wiele z tych pigułek to w rzeczywistości pigułki o działaniu aborcyjnym, nie zapobiegające zapłodnieniu, a usuwające z organizmu już poczętego człowieka. Jest to działanie kryminalne.

Poza tym, nawet jeśli dana pigułka nie jest środkiem poronnym, sprawia ona, że akt pożycia małżeńskiego zostaje pozbawiony w sposób sztuczny swojej naturalnej funkcji płodności. Jej stosowanie jest zatem porównywalne do grzechu, przez który Onan został ukarany śmiercią przez Boga (Rdz 38, 8-10). Nieważne jest to, czy przeszkodą w zapłodnieniu jest przerwanie stosunku czy używanie metod chemicznych, fizycznych jak prezerwatywy, lub innych łącznie z podwiązaniem jajowodów u kobiety lub przecięciem nasieniowodów (wasektomia) u mężczyzn. Żadnej z tych rzeczy nie dopuszcza moralność katolicka.

Metody naturalne

W przeciwieństwie do pigułki i innych metod, które sztucznie uniemożliwiają poczęcie w trakcie aktu małżeńskiego, metody naturalne oparte na znajomości okresów płodności kobiety, proponują tylko abstynencję w tych właśnie okresach. Nie ingerują więc we właściwie pojmowany akt małżeński, nie uniemożliwiają w sposób sztuczny poczęcia, lecz proponują jedynie powstrzymanie się od współżycia czyli realizacji tego aktu w konkretnych przypadkach, tj. w czasie dni płodnych.

Mimo że metody te są dosyć skuteczne, nie odznaczają się ową mechaniczną precyzją godnych potępienia metod sztucznych. I tak, chociaż pragnieniem małżonków jest, aby z jakiegoś niezwykle ważnego powodu nie doszło do poczęcia, to w duchu stosowania tych metod leży przyjęcie z miłością i wdzięcznością dziecka, jeżeli zostało już ono poczęte. Wola Boska nade wszystko.

Jeśli zaś chodzi o naturalną bezpłodność jednego lub dwojga małżonków, to taka bezpłodność nie uniemożliwia istnienia małżeństwa. Chyba, że owa bezpłodność jest wynikiem impotencji fizycznej lub psychicznej małżonków, jest nieodwracalna i, co ważne, została stwierdzona przed ślubem. Wówczas stanowi to przeszkodę w zawarciu małżeństwa.

Reasumując zatem, nie ma nic błędnego w pragnieniu osiągnięcia pewnej szczęśliwości także w życiu doczesnym. Błędem jest jednak pojmowanie szczęścia w sposób fałszywy lub przywiązywanie zbytniej wagi do tego pragnienia tak, że życie wieczne w niebie traci na atrakcyjności, choć to ono powinno zawsze i we wszystkim nas ukierunkowywać i porywać.

Ks. kanonik José Luis Villac



NAJNOWSZE WYDANIE:
Matka Kościoła zmiażdży jego głowę!
Dopiero co nastał nam nowy rok, a już za moment przeżywać będziemy Wielki Post. Szczególny to czas, w którym możemy przyjrzeć się wnikliwiej naszej chrześcijańskiej postawie i dokonać w niej niezbędnych korekt tak, by rzeczywiście być solą ziemi i świadectwem dla świata. Wszak Krew naszego Pana nie darmo została wylana za nas i za wielu…

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
Dziękuję za każdy przeżyty dzień

Pani Henryka Kłopotowska należy do Apostolatu Fatimy od jego początków, czyli od 2003 roku. Pochodzi z parafii Przemienienia Pańskiego w Perlejewie koło Siemiatycz. Tam przystąpiła do Pierwszej Komunii Świętej i bierzmowania, tam również mając zaledwie 17 lat zawarła sakrament małżeństwa.

 

– Po ślubie z mężem Stanisławem mieszkaliśmy w Siemiatyczach, ale w 1999 roku przeprowadziliśmy się do Białegostoku – opowiada Pani Henryka. – Tu należeliśmy najpierw do parafii katedralnej pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, ale później przenieśliśmy się na nowe osiedle i teraz chodzimy do kościoła pw. bł. Bolesławy Lament. Katedra była przepiękna, stara, a w nowym kościele jest na razie bardzo skromnie, chociaż ksiądz proboszcz stara się to zmienić, i w miarę możliwości finansowych robi, co się da.


– Mąż pracował 54 lata jako kierowca, 36 lat jeździł po Europie. Gdy mąż zarabiał, ja wychowywałam dzieci. Pilnowałam, żeby iść z nimi do kościoła na pierwszy piątek, do spowiedzi i Komunii, żeby je nauczyć, że tak trzeba. Teraz to
mój starszy syn, Sławek, musi o tym pamiętać i prowadzić do kościoła swoje dzieci. Czasami mogę mu co najwyżej o tym przypomnieć. Sławek jest szanowanym radcą prawnym, ale wciąż jako lektor służy do Mszy Świętej, co jest dla mnie wielkim zaszczytem. Synowa też jest bardzo religijna, z czego jestem bardzo zadowolona. Mam dwóch wnuków: jeden już pracuje, a drugi kończy studia.


– Młodszy syn, Ernest, skończył szkołę zawodową i interesuje się informatyką. Chodzi do kościoła, co miesiąc jest u spowiedzi i Komunii, co jest dla mnie bardzo ważne.


W Apostolacie od 20 lat


– Do Apostolatu Fatimy należę od 2003 roku. W 2017 roku byłam nawet zaproszona na Kongres Apostołów Fatimy w Krakowie. Przy okazji odwiedziłam wtedy Sanktuarium Bożego Miłosierdzia i Sanktuarium Jana Pawła II.


– Przez 20 lat dostałam ze Stowarzyszenia tak dużo dewocjonaliów, że trudno wszystkie spamiętać. Były wśród nich różańce, książki, szkaplerz, kropielnica i różne obrazki. Niedawno otrzymałam piękne wizerunki Najświętszego Serca Pana Jezusa i Niepokalanego Serca Maryi, które oprawione w ramki wiszą na ścianie w moim pokoju. Z kolei figura Matki Bożej Fatimskiej stoi w witrynie.


– Kiedyś nazbierałam tak dużo numerów „Przymierza z Maryją”, że nie wiedziałam, co z nimi zrobić. W końcu mąż zaniósł je do katedry i w ciągu dwóch dni się rozeszły, a ja je gromadziłam może nawet ponad 10 lat. Dopiero teraz, z ostatniego numeru „Przymierza…”, dowiedziałam się, że na obrazie Matka Boża Ostrobramska jest pokazana bez Pana Jezusa, bo nosiła Go wtedy pod swoim sercem. I że oryginał tego obrazu znajduje się w Wilnie, w Ostrej Bramie.


Złote gody na Jasnej Górze


Warto w tym miejscu wspomnieć, że Pani Henryka osobiście pielgrzymowała do ostrobramskiego – i nie tylko sanktuarium. – W 1992 roku byłam z mężem i młodszym synem w Druskiennikach i Ostrej Bramie, w kościele św. św. Piotra i Pawła. Wspólnie nawiedziliśmy również kilka razy sanktuarium Matki Bożej w Licheniu. Pamiętam, że jak byłam tam po raz pierwszy w 1994 roku z pielgrzymką z mojej parafii, to był tam tylko pusty plac; ziemia była dopiero poświęcona. A jak pojechałam tam z mężem kilka lat później, to zwiedzaliśmy kościół św. Doroty, Las Grębliński, drogę krzyżową, byliśmy na Mszy Świętej i Apelu Jasnogórskim. Kilka razy byliśmy także w Częstochowie. Naszą 50. rocznicę ślubu obchodziliśmy właśnie w jasnogórskim sanktuarium. Uczestniczyliśmy wtedy w Różańcu i Mszy Świętej w naszej intencji w Kaplicy Matki Bożej Częstochowskiej.

Jak być szczęśliwym


– Teraz opiekuję się mężem. On tyle lat pracował i zrobił dla nas bardzo dużo. Na co dzień wspólnie odmawiamy Różaniec z
 Radiem Maryja i Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Ostatnimi czasy najczęściej modlę się za zmarłych z naszych rodzin, a także o zdrowie i pokój w rodzinie. Dziękuję Panu Bogu za każdy przeżyty dzień, za rodzinę, za wnuki. Za to, że czuwa nade mną, że mam siłę do pracy. Czasami jest ciężko nawet obiad ugotować, ale jak wszystko się uda, to dziękuję za to Matce Bożej i Duchowi Świętemu.

Zakończmy to świadectwo Pani Henryki słowami, które usłyszała kiedyś od matki swojego męża i które utkwiły Jej w pamięci: – Kogo Pan Bóg kocha, temu krzyże daje, kto je cierpliwie znosi, szczęśliwym zostaje.


Oprac. JK


Listy od Przyjaciół
 
Listy

Szczęść Boże!

Bardzo dziękuję za przesłanie mi pięknego kalendarza „366 dni z Maryją” na rok 2024. Zajmie on bardzo ważne miejsce w moim domu. Obecność Maryi pomaga mi przezwyciężyć samotność i czasami smutek. Ona mnie nie opuści!

Barbara z Rudy Śląskiej

 

Szczęść Boże!

Jako mała dziewczynka zachorowałam na zapalenie opon mózgowych i wyszłam z tego zupełnie zdrowa. Do 18. roku życia byłam pod lekarską kontrolą, miałam nigdy nie mieć dzieci, a urodziłam ich czworo. Pierwsze dziecko zmarło mając 6 tygodni na zapalenie płuc. Mam jednego syna i dwie córki, doczekałam się pięciorga wnuków i jednego prawnuka. Wierzę, że z Bożą pomocą można osiągnąć wszystko czego człowiek pragnie. Chciałabym, żeby wszyscy ludzie uwierzyli w łaski, które płyną od Pana Jezusa za przyczyną Matki Najświętszej.

Lilianna ze Śląska

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Na wstępie serdecznie dziękuję za życzenia błogosławieństwa Bożego i opieki Najświętszej Maryi Panny. Podziękowania składam również za interesującą i wartościową książkę autorstwa Jerzego Wolaka o objawieniach Maki Bożej w Akicie. Maryja ciągle ostrzega nas przed Bożym gniewem i nie chce, abyśmy zginęli śmiercią wieczną. Matka Boża pragnie nas ratować i powinniśmy o tym zawsze pamiętać. Nadchodzą bardzo trudne czasy. Bardzo często zastanawiam się nad tym, że jeżeli ludzkość nie pokona grzechu, to Bóg może nas ukarać. Modlę się więc do Niepokalanego Serca Maryi, aby Ono zatryumfowało dla całej ludzkości. Kończąc moje przemyślenia na temat tych pełnych zamętu czasów – pamiętajmy, że Matka Boża nas przed nimi ostrzega, cały świat (w tym nasza Ojczyzna) jest zagrożony aborcją, eutanazją, ingerencją w płeć czy błędami popełnianymi przez niektórych kapłanów. Częstym zjawiskiem w obecnych czasach jest krytyka Kościoła, księży, a także wyśmiewanie się z naszej wiary. Te zjawiska prowadzą do kłótni i nienawiści….

Marianna z Włocławka

 

Szczęść Boże!

Z całego serca dziękuję za „Przymierze z Maryją” oraz wszystkie upominki. Wciąż dowiaduję się czegoś nowego z tej prasy katolickiej. Niech Bóg Was błogosławi. Proszę o modlitwę wstawienniczą za mnie w intencji szybkiego powrotu do zdrowia. Bóg zapłać za wszystko!

Justyna ze Śląska

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Bardzo dziękuję za piękny „Notes Apostoła Fatimy”, przygotowany z okazji 20-lecia istnienia Apostolatu Fatimy. Te 20 lat przyczyniły się do upowszechniania Prawdy, Dobra i Piękna, dzięki czemu wielu ludzi uznało te wartości za najistotniejsze w swoim życiu. Życzę Apostolatowi Fatimy i Panu Prezesowi wielu kolejnych lat w upowszechnianiu tego dzieła.

Marek z Lublina

 

Szczęść Boże!

Pragnę serdecznie podziękować za tak miłe i wzruszające życzenia urodzinowe. Jestem zachwycona tym, że przy nawale pracy w Stowarzyszeniu można jeszcze chwilę przeznaczyć dla innych. Jeszcze raz pięknie dziękuję, prosząc Matkę Bożą Częstochowską o opiekę i wiele łask tak potrzebnych do działania.

Z Panem Bogiem

Teresa z Częstochowy

 

Szczęść Boże!

Dziękuję za życzenia urodzinowe oraz za modlitwę. Pragnę w dużym skrócie podzielić się swoim życiem. Moja, mama urodzona w Warszawie, wojnę spędziła na Podhalu w oddziale AK. Pod koniec wojny dowiedziała się, że jej rodzina zginęła na Woli. Została sama z dzieckiem, które miała pod sercem. Wsiadła w pociąg i pojechała na ziemie odzyskane, gdzie przyjęli ją dobrzy ludzie. Znaleźli jej pracę, a ja wychowywałem się na wsi. Po przeprowadzce do Jeleniej Góry, gdzie zaopiekowali się nami jej znajomi z partyzantki, mama pracowała, a ja… wagarowałem. Na swoje potrzeby „zarabiałem” żebrząc pod kinem. Po przeprowadzce do Ząbkowic Śląskich mama zachorowała, a ja musiałem powtarzać piątą klasę. Po jej śmierci w 1958 roku, zostałem sam. Miałem 12 lat. Nazywano mnie „dzieckiem ulicy”. Trafiłem do znajomej mamy z dzieciństwa mieszkającej w Zakopanem. Traktowano mnie tam jak służącego. W kościele bywałem, choć w tym domu nie obchodzono świąt. Dziś mogę powiedzieć, że tak jak śmierć Pana Jezusa uratowała ludzkość, tak śmierć mamy uratowała mnie. To co nazywałem wolnością, było tak naprawdę moją „drogą krzyżową”. Wpadłem w szpony szatana. Gdy wyjechałem do Krakowa, ożeniłem się. Po roku dostałem mieszkanie, urodziła mi się córka i zacząłem wszystko od nowa. Wyjeżdżałem z zakładu pracy na Słowację, Węgry i do Izraela, gdzie zwiedziłem większość miejsc związanych ze Zbawicielem. Częste rozłąki oddaliły mnie jednak od żony. Byłem złym mężem i ojcem. Żona zachorowała na raka piersi i po ślubie córki i urodzeniu się wnuczki to ja się nią opiekowałem. Będąc na emeryturze, sam zacząłem chorować i miałem głęboką depresję. Wtedy nagle nastąpił przełom w moim życiu. Po przeczytaniu książki „Moc uwielbienia” odmieniło się wszystko. Wróciłem do Boga, zniknęły lęki depresyjne, a z nimi wszystko co było we mnie złe. Po latach poszedłem do spowiedzi. Od śmierci żony uczestniczę co dzień we Mszy Świętej, regularnie korzystam z sakramentu pokuty. Pojednałem się też z córką, która często odwiedza mnie wraz z wnuczką. Razem spędzamy święta.

Z Panem Bogiem

Ryszard z Krakowa

 

Szczęść Boże!

Jestem bardzo wdzięczna Waszemu Stowarzyszeniu za wszelkie kampanie – nie tylko kalendarze, ale i inne ciekawe książki czy gazetę „Przymierze z Maryją”. Już od kilku lat ten piękny kalendarz z Maryją ubogaca moje mieszkanie, ponieważ jestem wielką czcicielką Najświętszej Maryi Panny. Dlatego bardzo zasmuciło mnie to, że może go już nie otrzymam. Dziękuję za wszystko!

Elżbieta z Wieprza