Cudowne wydarzenia
 
Rzezimieszek, który zasłużył na Niebo
Agnieszka Stelmach


Każdy człowiek, nawet ten, który popełnił wiele błędów w życiu i pogrążył się w odmęcie zła, może zasłużyć sobie na nagrodę w Niebie. Wystarczy, że szczerze się nawróci, podejmie walkę ze złymi skłonnościami i zadośćuczyni złu, które wcześniej wyrządził. Święty Piotr Armengol jest tego doskonałym przykładem.


Urodził się w 1238 r. w rodzinie arystokratycznej Rocafort, której przodkowie byli bezpośrednio związani z hrabiami Barcelony i monarchami Aragonii oraz Kastylii.

Pomimo ogromnej dbałości rodziców o właściwe wychowanie i edukację, młody Piotr zszedł na złą drogę, oddając się rozpuście i rozbojom. Dołączył do gangu przestępców, który trudnił się porwaniami i napadami na podróżnych dla okupu. Wkrótce młody Armengol stał się szefem bandy rzezimieszków.

Z powodu złej sławy syna, Arnold Armengol de Moncada przeniósł się wraz z rodziną do królestwa Walencji.

Pewnego razu król Jakub, który planował podróż do Montpellier, by tam z władcą Francji omówić ważne sprawy, poprosił Arnolda o oczyszczenie drogi z groźnych rabusiów grasujących w rejonie Pirenejów. 

Szef bandy w... klasztorze


Na najbardziej niebezpiecznym odcinku podróży rycerze Arnolda zostali osaczeni przez bandytów. Szlachetny Hiszpan walczył zaciekle, raniąc kilku z nich i zatrzymując innych. Zobaczywszy jednak, że w pewnym miejscu opór złoczyńców jest szczególnie silny, zawrócił konia i ruszył w tamtym kierunku z mieczem w ręku.

Największy opór stawiał szef bandy. Poddany króla zagrzewał swoich rycerzy do walki. Sam w końcu go dopadł. Jakież było jego zdziwienie, gdy okazało się, że walczy z własnym synem! Równie zdziwiony był rzezimieszek, widząc przed sobą ojca. Smutek ogarnął obu mężczyzn. Zalany łzami Piotr upadł na twarz do nóg ojca, przekazując mu swój miecz i prosząc o wybaczenie.

Przepełniony wstydem, skruszony młodzieniec udał się do klasztoru Najświętszej Maryi Panny Miłosierdzia dla Odkupienia Niewolników (mercedarianie) w Barcelonie, gorąco pragnąc naprawić zło, którego się dopuścił.

Namiętności, które wcześniej nim miotały i prowadziły do najgorszych występków, zostały ujarzmione wskutek rygorystycznej pokuty, umartwień zmysłów i ciągłej modlitwy.

Piotr, podobnie jak inni zakonnicy, zajął się wykupywaniem chrześcijan z niewoli muzułmańskiej w królestwie Grenady i Murcji, prowincjach Hiszpanii, które były jeszcze w mocy Saracenów.

Więzienie i szubienica


Młody mercedarianin, skrupulatnie wypełniający swoje obowiązki, nie przestał marzyć o tym, aby móc pewnego dnia udać się do Afryki i ofiarować siebie w niewolę w zamian za uwolnienie wyznawców Chrystusa.

Po wielu staraniach wybrał się w upragnioną podróż w towarzystwie brata Wilhelma Florentino. Przybył do algierskiego miasta portowego Bejaia, gdzie wykupił 119 jeńców, którzy powrócili do kraju bez żadnych przeszkód. Jednak przed wyjazdem brat Armengol dowiedział się, że w niewoli jest także 18 dzieci, które barbarzyńscy mahometanie chcieli skłonić siłą do wyrzeczenia się wiary chrześcijańskiej. Duchowny postanowił ofiarować się w zamian za nie. Miał być zwolniony dopiero po dostarczeniu okupu. Maurowie zapowiedzieli jednak, że jeśli okup nie dotrze na czas, wówczas duchowny poniesie surową karę.

Opatrzność Boża sprawiła, iż Piotr mógł okazać w ten sposób dowód swego szczególnego zaufania do Wszechmocnej Pośredniczki, Najświętszej Maryi Panny, której był głęboko oddany.

Piotr Armengol w niewoli nawracał i czynił cuda, czekając cierpliwie na powrót brata Wilhelma. Jednak czas przewidziany na dostarczenie pieniędzy minął. Niewierni wtrącili go do więzienia, gdzie musiał przebywać przez wiele dni bez jedzenia i picia. Wreszcie, zirytowani Maurowie uknuli spisek. Oskarżyli go o bluźnierstwo przeciw Mahometowi i szpiegostwo. Saraceński sędzia skazał brata Piotra na śmierć przez powieszenie. Wkrótce też wyrok został wykonany. Maurowie zabronili ściągać jego ciała z szubienicy. Miało ono służyć jako pokarm dla drapieżnych ptaków.

Cudownie ocalony

Po sześciu dniach od egzekucji przybył brat Wilhelm z okupem. Dowiedziawszy się o tym co zaszło, udał się w towarzystwie kilku wykupionych jeńców do miejsca, w którym powieszono Piotra. Nie krył ogromnego żalu i emocji. Zbliżył się do powieszonego przyjaciela. Zauważył natychmiast, że chociaż ciało wisiało już sześć dni na słońcu, to nie wydzielało nieprzyjemnego zapachu. Wręcz przeciwnie, wokół niego unosiła się cudowna woń. Co więcej, brat Armengol przemówił: Błogosławiona Matka zachowała moje życie, bym świadczył o Jej cudzie.

Widząc to wszystko, niektórzy poganie nawrócili się. Brat Piotr wraz z przyjacielem powrócił do Barcelony, gdzie był witany przez tłumy mieszkańców z nieopisaną radością. Ludzie towarzyszyli mu w drodze od portu do klasztoru, dziękując Panu za Jego cuda. Wszystkich jednak interesowało cudowne ocalenie. – Co się stało? Jak to było możliwe? – pytali zarówno mieszkańcy Barcelony, jak i sami bracia zakonni.

Świątobliwy zakonnik długo nie chciał wyjawić tajemnicy. Wreszcie, ponaglany przez przełożonego opowiedział, co się wydarzyło. Mówił: Maryja, Matka Boga i nasza Matka, poprosiła Najświętszego Syna, aby ocalił moje życie. Po otrzymaniu tej łaski, sama Królowa Niebios podtrzymywała moje ciało, by nie zawisło na sznurze. Po wypowiedzeniu tych słów zakonnik poczuł ogromną słodycz w sercu i popadł w ekstazę.

Od tego zdarzenia brat Piotr Armengol bardzo cierpiał z powodu ran odniesionych przy powieszeniu. Uszkodzony kręgosłup i blady kolor twarzy świadczyły o tym, co przeszedł.

To były najszczęśliwsze chwile


Resztę życia mnich spędził w klasztorze Matki Bożej de los Prados, doskonaląc charakter. Często rozmawiał z Królową Aniołów, którą kochał tak bardzo, że aż trudno byłoby sobie wyobrazić jeszcze większe oddanie i cześć oraz synowską czułość.

Przy różnych okazjach powtarzał współbraciom: Wierzcie mi, moi drodzy bracia, tak naprawdę żyłem tylko wtedy, gdy zwisałem z szubienicy i wszyscy myśleli, że jestem martwy. To były najszczęśliwsze chwile.

Znosząc ogromne cierpienia z powodu wcześniej odniesionych ran, w końcu otrzymał prorocze widzenie o swojej śmierci. Odszedł do Pana w dniu 27 kwietnia 1304 roku. Jeszcze przed pochowaniem, za jego wstawiennictwem dokonało się siedem cudów.

Kult św. Piotra Armengola potwierdził papież Innocenty XI 28 marca 1686 roku. Doczesne szczątki św. Piotra Armengola znajdują się w Guardia dels Prats, w małej miejscowości, która zachowała wiele ze swej świetności z czasów średniowiecznych: kręte i wąskie uliczki, kamienne chodniki, budynki, zabytkowe pałace oraz rezydencje arystokratyczne i uroczy kościół w stylu romańskim, którego główna nawa pochodzi z czasów Świętego.   

* * *  

Ciało św. Piotra Armengola spoczywało nienaruszone do 1936 roku. Podczas hiszpańskiej wojny domowej komunistyczne bojówki wyniosły je i spaliły na placu przed kościołem. Mieszkające w okolicy dzieci pozbierały cenny popiół i  zaniosły do swoich domów. Po pokonaniu komunistów, relikwie wróciły do kościoła. Są tam do dziś w relikwiarzu umieszczonym nad głównym ołtarzem.



NAJNOWSZE WYDANIE:
Wzór męża i ojca
Wielu z nas ma wielkie nabożeństwo do świętego Józefa. Prosimy go o pomoc między innymi w problemach rodzinnych czy w sytuacjach trudnych. Dlaczego tak się dzieje? Nie mamy przecież o nim większej wiedzy, bo i Ewangelie poświęciły mu niewiele miejsca.

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
Opatrzność Boża czuwa nade mną

– Jestem sympatykiem Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi od wielu lat. Podoba mi się to, że bronicie fundamentalnej, a nie liberalnej wiary katolickiej oraz poruszacie temat prześladowań i działań przeciw naszemu Kościołowi. Martwię się tym chaosem, który jest obecnie w Kościele – mówi Pan Józef Łazaj należący do Apostolatu Fatimy od 2019 roku. W tym numerze naszego pisma prezentujemy jego świadectwo.

 

W tym roku będę obchodził z żoną 58. rocznicę ślubu i sam skończę 80 lat. Mamy dwójkę dzieci, oboje dali nam pięcioro wnuków i troje prawnuków. Wielokrotnie w swoim życiu doświadczyłem działania Opatrzności Bożej, której każdego dnia się powierzam i która nade mną czuwa, o czym jestem głęboko przekonany. Żeby nie być gołosłownym Pan Józef opowiada jedną z historii, która zdarzyła się, zanim przeszedł na emeryturę.

Świadectwo


W zakładzie pracy mieliśmy pasiekę. Pewnej czerwcowej niedzieli jechałem drogą leśną z Żyglinka do Nakła Śląskiego, przez Świerklaniec, by skontrolować lot pszczół. Żadnego ruchu na drodze, słońce świeciło wprost w oczy. Na liczniku skromne 120 km/h. W pewnym momencie, zupełnie nieoczekiwanie, w odległości około 10–15 metrów przed sobą zauważyłem przechodzącego, w poprzek drogi, łosia. Na hamowanie nie było już czasu, krzyknąłem tylko: „Jezu” i gwałtownie skręciłem w prawo, chcąc rowem ominąć potężne zwierzę. Nie potrafię odpowiedzieć, jak to się stało. Droga stosunkowo wąska, pobocza prawie nie było, a ja wyjechałem na drogę bez wstrząsu, bez uszkodzeń. Zatrzymałem się po kilkudziesięciu metrach. Cały trzęsący się z wrażenia, spojrzałem do tyłu – przez drogę przechodził drugi łoś. Gdy wracałem, oglądałem to miejsce. Nie mogłem uwierzyć, pobocze bardzo wąskie z wyrwami, wkopany kamienny słupek. Jakim cudem wyszedłem z tego cało, nie wiem. Mogłem tylko przypuszczać, że mój krzyk o pomoc został wysłuchany. Ten przypadek na wiele lat pozbawił mnie poczucia bezpieczeństwa przy jeździe przez las.

Rodzina szkołą życia i wiary


Urodziłem się w Woźnikach Śląskich. Pochodzę z wielodzietnej rodziny robotniczej. To była rodzina zwarta i kochająca się. Panowała w niej dyscyplina, której dziś w rodzinach brakuje. Ojciec pracował jako robotnik leśny, a pomagali mu najstarsi moi bracia. Mieliśmy też małe gospodarstwo. Kiedy ojciec wstawał o brzasku i szedł kosić łąkę, to ja szedłem później z młodszą siostrą Ireną tę trawę rozrzucać i suszyć, a kiedy on, spracowany po całym dniu, wieczorem, klękał przy łóżku, to dla mnie był to autorytet i widok, którego nigdy nie zapomnę. Wszyscy pracowali ciężko i choć przy pracy niewiele mówiło się o Bogu, to ten Bóg był zawsze blisko. Dla wszystkich było oczywiste, że w niedzielę idzie się do kościoła. Wiara nie podlegała żadnym wątpliwościom.

Szykany za sprzeciw


Skończyłem szkołę podstawową w miejscowości Dyrdy, liceum ogólnokształcące w Tarnowskich Górach, a 2-letnie technikum górnicze w Chorzowie-Batorym. Gdy w 1965 roku biskupi polscy napisali słynny list do biskupów niemieckich, komuniści organizowali masówki, podczas których krzyczano: „Jakim prawem przebaczają?”. Ja się odezwałem, broniąc polskich hierarchów; z tego powodu byłem gnębiony i nawet chciano mnie wyrzucić ze szkoły, ale wszystko skończyło się dobrze: zdobyłem tytuł technika-górnika i rozpocząłem pracę w odkrywkowej kopalni dolomitu i w tej branży, na wielu stanowiskach, przepracowałem aż do emerytury.

Wiary trzeba bronić!


Już w okresie komuny miałem świadomość, że naszej wiary trzeba bronić i z takim nastawieniem żyję cały czas, bo wciąż widzę, że jest ona atakowana przez system, później przez liberalizm. Po przejściu na emeryturę czytałem bardzo dużo książek katolickich i zgromadziłem bardzo bogatą bibliotekę religijną, w której największym skarbem jest mistyczne, cudowne dzieło Marii Valtorty, pt. Poemat Boga-Człowieka. Dzięki temu moja wiedza i świadomość religijna bardzo mocno się rozwijały.


Na Facebooku toczę na temat wiary zacięte dyskusje, w których wykorzystuję wiedzę zdobytą m.in. dzięki artykułom publikowanym w „Przymierzu z Maryją”. Prowadzę bloga, (myslebowierze.pl), gdzie publikuję artykuły poświęcone obronie wiary. Co istotne, na blogu tematy te są trwałe i dostępne, a na Facebooku są usuwane i znikają. Cieszę się z tego, co robię, i jestem przekonany, że są to działania niezbędne i konieczne, bo jeśli nie będziemy bronić naszej wiary, to jej przeciwnicy zapędzą nas do katakumb lub uznają, że jest to tylko nasza prywatna sprawa i wtedy nie będziemy mogli się w ogóle odzywać.

Moja książka


Zdecydowałem się nawet napisać książkę w obronie wiary, w której starałem się zestawić wszystkie elementy świata, które noszą znamiona cudów lub są cudami. Książka nosi tytuł Dlaczego? i jest opatrzona mottem: Dlaczego ludzie żyją dzisiaj tak, jakby Boga wcale nie było? Wydałem tę książkę za własne pieniądze, a cały nakład w większości rozdałem.


Oprac. JK

 


Listy od Przyjaciół
 

Szczęść Boże!

Jestem bardzo wdzięczna Redakcji za tak piękną pracę. 25-lecie istnienia Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi to dowód na to, że potrzebna jest taka działalność tysiącom polskich rodzin, jak również nam wszystkim. To pobudza serce i otwiera umysł na wiarę katolicką. Jeszcze raz serdecznie dziękuję za wyróżnienie w postaci pamiątkowego dyplomu i modlitwy Sługi Bożego Ks. Piotra Skargi.

Anna z Ostrowca Świętokrzyskiego

 

Szanowni Państwo!

Od dawna otrzymuję od Państwa „Przymierze z Maryją”. Na mojej ścianie też co roku wisi piękny kalendarz z Matką Bożą. Jakiś czas temu hojnie wspierałem Państwa działalność. Od tego czasu zdążyłem się ożenić, mam dwójkę wspaniałych dzieci. Razem z żoną wychowujemy je w duchu katolickim. Od czasu, gdy wspierałem Państwa moja sytuacja ekonomiczna nieco się pogorszyła, już nie jestem kawalerem, który swobodnie może dysponować swoimi zasobami. Może jednak wkrótce będę mógł wesprzeć Państwa działalność jakąś kwotą, bo uważam, że jest ona szlachetna i ważna.

Paweł


Szanowny Panie Prezesie!

Na wstępie pragnę Pana przeprosić za wieloletnie milczenie. Mimo braku reakcji z mojej strony, przysyłał mi Pan każdego roku kalendarz. Chociaż na to nie zasługiwałam, bardzo sobie to cenię. Kalendarze przypominają mi o każdym święcie kościelnym. Myślę, że miała w tym udział Fatimska Pani, której kapliczką obok naszego kościoła przez kilkanaście lat się opiekowałam. Od dwudziestu dwóch lat jestem na emeryturze, a głównym moim zajęciem są obecnie wizyty u lekarzy, w aptekach, na badaniach, no i oczywiście prace domowe. Kończąc, serdecznie Pana pozdrawiam, życzę wielu wspaniałych Przyjaciół, a przede wszystkim, aby Matka Najświętsza wspierała wszystkie inicjatywy podejmowane przez Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi.

Maria z Lubelskiego

 

Szczęść Boże!

Bardzo dziękuję za kolejną kampanię, od której zależy los i przyszłość naszej katolickiej Polski. Tak wielu Polaków zmieniło życie i poglądy po pandemii. Od nas, Apostołów, wymaga się budzenia sumień naszych rodaków, żeby nie odeszli od chrześcijańskich korzeni. Bóg zapłać za tak cudowne Wasze dzieło. Niech Wam Bóg błogosławi!

Anna z Małopolski

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Szanowny Panie Prezesie! Serdecznie dziękuję za dotychczasową korespondencję, która służy Czytelnikom w dziele popularyzacji Orędzia naszej Fatimskiej Pani, rozpala ogień patriotycznej miłości do naszej ukochanej Ojczyzny i podejmuje jakże niezbędną dla nas troskę o rozwój cywilizacji łacińskiej, a przede wszystkim jej trwanie w Europie i na świecie. Jestem Panu i Stowarzyszeniu, któremu Pan przewodzi, szczerze i serdecznie wdzięczny i mniemam, że tak czyni wielu Księży i Rodaków w Polsce i na emigracji. Niech te Wasze starania i trud wokół tej sprawy oraz tych tematów wynagrodzi Boża Opatrzność. Za przesłane egzemplarze „Przymierza z Maryją” serdecznie dziękuję. Staram się rozprowadzić je wśród moich najlepszych znajomych i przyjaciół.

Ks. Kazimierz

 

Szczęść Boże!

Dziękuję bardzo za piękny kalendarz „366 dni z Maryją” na 2024 rok, który poświęcony jest szkaplerzowi świętemu. Kalendarz jest bardzo ciekawy i pięknie wydany. Nie o wszystkich przedstawionych szkaplerzach wiedziałam, ale też nie wszystkie można przedstawić w kalendarzu ze względu na objętość. Tak samo jak Pana pragnieniem, tak również i moim jest, aby ten kalendarz trafił do jak największej liczby osób. Pozdrawiam serdecznie.

Lucyna z Bydgoszczy

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Na początku dziękuję serdecznie za przesłany kalendarz „366 dni z Maryją” na rok 2024. Dziękuję też za grudniowe „Przymierze z Maryją”. Dostałam również 4. numer „Apostoła Fatimy”. Przeczytałam list od Pana Prezesa i świadectwa ludzi, którzy są Apostołami Fatimy. Proponuje Pan, abym opowiedziała swoją historię. Moja historia nie jest niestety chwalebna. Żyłam bardzo daleko od Boga i Kościoła świętego. W zasadzie to nie było życie. Moja mama, bardzo pobożna niewiasta, modliła się za mnie, również kapłani modlili się za mnie. Kiedyś, gdy leżałam i czułam od nóg drętwienie, poczułam trzy pocałunki tak gorące i pełne miłości, że zapragnęłam żyć. Mama była przy mnie, wyciągnęłam ręce do niej i pomogła mi wstać. Teraz sama jestem mamą i wiem, co czuła moja, kiedy żyłam daleko od Boga…

Anna


Szczęść Boże!

Dziękuję za wielkie zaangażowanie i tak wspaniałe dzieło, jakie tworzycie. Dziękuję też za list, „Przymierze z Maryją” i drugi kalendarz z Maryją. W świątecznym „Przymierzu…” opisaliście różne ciekawe tematy związane z Bożym Narodzeniem np. jak godnie przeżyć Wigilię i narodziny Chrystusa. Dziękuję jeszcze za dwa wspaniałe upominki: szopkę bożonarodzeniową i kartę z modlitwą o triumf wiary katolickiej. Nie możemy ani na moment przestać działać na rzecz obrony wiary. Ja w miarę swoich możliwości finansowych, jak do tej pory, gdy zdrowie pozwoli, będę nadal wspierać Was swoim „groszem”… W modlitwach często polecam Bogu i Matce Najświętszej całe Stowarzyszenie. Szczęść Wam Boże na dalsze lata!

Z Panem Bogiem

Stefania z Płocka

 

Szanowni Państwo!

Mozambik jest jednym z najbiedniejszych państw świata i wszelka pomoc materialna, a nade wszystko duchowa, jest nieodzowna. Wsparcie Stowarzyszenia dla tych społeczności jest wielką radością, gdyż mogą z nadzieją budować swoją przyszłość i wieczność! Szczęść Wam Boże!

Marek z Lublina