Kiedy osiem lat temu ukazał się specjalny numer „Przymierza z Maryją” zatytułowany „Ty jesteś Piotr!”, nie sądziliśmy, że w tak nieoczekiwany sposób staniemy znów przed sytuacją zwołanego konklawe. W przededniu wysłania do druku obecnego numeru naszego pisma, 115 kardynałów z całego świata zadecydowało o przyszłych losach Kościoła, wybierając kolejnego następcę św. Piotra – Franciszka. Zmienił się Papież, ale dla zachowania wierności odwiecznemu nauczaniu Kościoła, istota papiestwa musi pozostać niezmienna, a Wikariusz Chrystusowy w osobie wybranego na Tron Piotrowy argentyńskiego kardynała Jorge Mario Bergoglio bierze na siebie brzemię odpowiedzialności za cały Kościół Święty.
Zapewne większość z nas Drodzy Przyjaciele poczuła boleśnie owego pamiętnego i historycznego dnia lutowego ten przeszywający serca katolickie cierń, jakim była wiadomość powtarzana przez wszystkie niemal media. Oto Ojciec Święty Benedykt XVI na przedpołudniowym spotkaniu z kardynałami nieoczekiwanie ogłosił zamiar swojej abdykacji, tj. oficjalnej rezygnacji z powierzonej mu misji przewodzenia Kościołowi jako Chrystusowy Namiestnik i następca św. Piotra. Jak trafnie skomentował tę informację kard. Angelo Sodano, spadła ona na nas, jak grom z jasnego nieba. A jakby na potwierdzenie tych słów, po południu nad Wiecznym Miastem rozpętała się potężna burza. Jedna zaś z błyskawic przeszyła niebo w taki sposób, że uderzyła w wierzchołek kopuły Bazyliki św. Piotra na Watykanie. Zdjęcie tego momentu – jak apokaliptyczny znak – obiegło cały świat za pośrednictwem licznych agencji informacyjnych.
Ileż pytań, lęku i niepewności zrodziło się w milionach dusz, które tamtego poniedziałku dowiedziały się o rychłym odejściu Papieża z piastowanego urzędu. Mimo wielu uspakajających komentarzy do tej decyzji papieskiej, nie sposób było zachować optymizm, gdy po raz pierwszy od 700 lat świat stał się świadkiem odchodzenia Papieża jeszcze za jego życia. Przez dwa tygodnie wierni z całego świata z nieukrywanym wzruszeniem żegnali ustępującego Wikariusza Chrystusa i zastanawiali się nad dramatyczną sytuacją całego Kościoła. W ostatnim dniu lutego byliśmy już świadkami, jak nieodwołany do wieczności Ojciec Święty Benedykt XVI oficjalnie rezygnuje i opuszcza Watykan, udając się do miejsca swojego odosobnienia. Komuś, kto kocha Kościół – naszą Matkę, z pewnością nie było łatwo patrzeć na te wydarzenia. Być może wielu z nas pozostało sam na sam z pytaniami, które niepokoją serca i każą głębiej zastanowić się nad tym, co może nas jeszcze czekać, a przede wszystkim, jakie burze mogą nadejść nad Łódź Piotrową – Mistyczne Ciało Chrystusa, jakim jest Kościół katolicki? I gdyby nie zapowiedź naszego Pana i Mistrza, że bramy piekielne go nie przemogą, to nasza wiara mogłaby być wystawiona na wielką próbę. I choć wybór nowego Papieża napełnił nas nową nadzieją, to jednak musimy być świadomi, że Ojciec Święty Franciszek staje u steru Łodzi Piotrowej, która miotana jest przez rozliczne burze.
Jako katolicy mamy obowiązek patrzenia na Kościół i współczesny świat oczami wiary. To ona pozwala nam przy pomocy łaski Bożej dostrzec, na jaką Kalwarię śladami swego Mistrza i Oblubieńca zmierza jego Oblubienica – Kościół Matka nasza. Po wielokroć papieże ostatnich dwustu lat zwracali światu uwagę na pogłębiający się kryzys wiary i moralności. Przypominali jednocześnie, że ten destrukcyjny dla świata i Kościoła proces nie jest anonimowy i nie dzieje się bez udziału i zaangażowania konkretnych ludzi oraz ideologii.
Papieskie napominanie
Błogosławiony Pius IX, papież, który ogłosił światu dogmat o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny, przestrzegał nie tylko przed otwartymi wrogami Kościoła, pragnącymi go zniszczyć od zewnątrz, ale też przed tymi wewnątrz Kościoła, którzy paktują ze złem:
Chociaż dzieci tego świata są bardziej przebiegłe niż dzieci światłości, to ich podstępy i gwałty odnosiłyby niewątpliwie mniejsze sukcesy, gdyby wśród tych, którzy zwą się katolikami, nie było takich, co wyciągają do nich przyjazną dłoń. Tak, niestety są tacy, co sprawiają wrażenie, że pragną iść w zgodzie z naszymi wrogami i usiłują doprowadzić do przymierza między światłością a ciemnością, do układu między sprawiedliwością a nikczemnością, za pomocą doktryn tzw. liberalnego katolicyzmu. One to oparte na najzgubniejszych zasadach schlebiają władzy świeckiej, gdy wkracza w sprawy duchowe i skłaniają dusze, aby szanowały lub przynajmniej tolerowały najbardziej nikczemne prawa, jak gdyby zupełnie nie obowiązywało przykazanie, że nigdy nie można służyć dwom panom. Są oni o wiele bardziej niebezpieczni i szkodliwi niż zdeklarowani wrogowie, nie tylko dlatego, że wspomagają wysiłki tych ostatnich, być może nie zdając sobie z tego sprawy, lecz również dlatego, że utrzymując w pewnych granicach potępione poglądy, przybierają pozory uczciwości i czystości doktryny, mamiąc nieostrożnych zwolenników porozumienia i zwodząc uczciwych ludzi, którzy sprzeciwiliby się jawnemu błędowi. W ten sposób dzielą umysły, zrywają jedność i osłabiają siły, które powinny zjednoczyć się w walce z wrogiem.
Kolejny Ojciec Święty Leon XIII osobiście, w sposób mistyczny doświadczył tej rozgrywającej się walki piekła z Kościołem. Modląc się pewnego dnia, usłyszał rozmowę, w której diabeł buńczucznie zapowiadał Panu Jezusowi, że może zniszczyć Jego Kościół. Papież zrelacjonował później tę rozmowę gronu swoich współpracowników, którzy towarzyszyli mu na modlitwie i pytali, co się stało. Jak bowiem opowiadali, byli zaniepokojeni nagłym poruszeniem Papieża podczas modlitwy, a zaraz potem zdziwionym i przerażonym wyrazem jego twarzy. Ojciec Święty powiedział im, że w chwili, gdy zamierzał zakończyć modlitwę, usłyszał dwa głosy – jeden łagodny, drugi szorstki i twardy. Szorstkim głosem szatan powiedział: – Mogę zniszczyć Twój Kościół! Pan Bóg zaś łagodnym głosem odrzekł: – Możesz? Uczyń więc to. Szatan: – Do tego potrzeba mi więcej czasu i władzy. Pan: – Ile czasu? Ile władzy? Szatan: – Od 75 do 100 lat i większą władzę nad tymi, którzy mi służą. Na to Pan: – Masz czas, będziesz miał władzę. Rób z tym, co zechcesz.
Natychmiast po tym widzeniu Leon XIII zamknął się w swoim gabinecie i po pół godziny przywołał do siebie Sekretarza Kongregacji Rytów, któremu wręczył arkusz papieru z zapisanym na nim tekstem modlitwy. Polecił wysłać ją wszystkim biskupom ordynariuszom na świecie. Była to modlitwa – egzorcyzm do św. Michała Archanioła: Święty Michale Archaniele! Broń nas w walce, a przeciw niegodziwości i zasadzkom złego ducha bądź naszą obroną. Oby go Bóg pogromić raczył, pokornie o to prosimy, a Ty, Książę niebieskich zastępów, Szatana i inne duchy złe, które na zgubę dusz ludzkich po tym świecie krążą, mocą Bożą strąć do piekła. Amen. Przez dziesiątki lat po każdej Mszy św. kapłani mieli obowiązek odmawiać tę modlitwę i prosić jej słowami św. Michała Archanioła o pomoc w tej walce Kościoła z siłami ciemności.
Papież potępia modernizm
Ale ta walka nie ustała. Przeciwnie, zgodnie z wieloma zapowiedziami i proroctwami świętych, nasiliła się, a kryzys wiary w niegdyś chrześcijańskich narodach ciągle się pogłębiał. Jednak walka z Kościołem nie ograniczała się tylko do otwartej wojny i bezpośrednich prześladowań, które często miały charakter krwawy, jak miało to miejsce m.in. w Meksyku na początku XX wieku. Wrogowie Kościoła coraz częściej próbowali zniszczyć go od środka przez propagowanie różnego rodzaju błędów, które miały prowadzić wiernych na manowce herezji, niszczyć dyscyplinę wewnątrz duchowieństwa i wreszcie uderzać w autorytet papiestwa i papieży. Jednak dzięki opiece Bożej i światłu Ducha Świętego, Kościół zbudowany na skale Piotrowej potrafił się obronić i ustami papieży demaskować przebiegłość wrogów. Tak było, kiedy nad Owczarnią Chrystusową zawisły czarne chmury błędów modernizmu, które wydawało się sprowadzą wiele dusz na drogę odstępstwa od prawdziwej wiary. Wówczas nastał wielki pontyfikat św. Piusa X, który zdemaskował intrygi wewnętrznych wrogów i na pewien czas powstrzymał ich ekspansję. Ktoś mógłby powiedzieć, że przecież Kościół na przestrzeni wieków zawsze musiał zwalczać i prostować jakieś błędy czy herezje i nie ma w tym nic nadzwyczajnego, bo tak krystalizowała się jego doktryna. Rzeczywiście tak było. Jednak herezja modernizmu, która przybierała już formę zorganizowanego ruchu wewnątrzkościelnego, okazała się tak niebezpieczną, że św. Pius X nazwał ją syntezą wszystkich herezji i wydał potępiającą ją encyklikę Pascendi dominici gregis. Święty Papież stwierdza w niej: Wyznać musimy, że szczególniej w ostatnich czasach wzrosła liczba takich nieprzyjaciół krzyża Chrystusowego, którzy za pomocą nowych a podstępnych środków usiłują paraliżować ożywcze działanie Kościoła, a nawet, gdyby się udało, doszczętnie wywrócić samo nawet królestwo Chrystusowe. (…) Zwlekać nam dłużej nie wolno. Wymaga tego przede wszystkim ta okoliczność, iż zwolenników błędów należy dziś szukać nie już wśród otwartych wrogów Kościoła, ale w samym Kościele: ukrywają się oni – że tak powiemy – w samym wnętrzu Kościoła; stąd też mogą być bardziej szkodliwi, bo są mniej dostrzegalni. Otwarte potępienie przez Papieża modernizmu i jego propagatorów powstrzymało ich wówczas od opanowywania Kościoła. Wielu jednak z nich od tamtego czasu przeszło do konspiracji, znajdując uczniów i naśladowców w kolejnych pokoleniach aż do dzisiaj.
Papież Pius XI odpowiadając na postępujący proces zeświecczenia społeczeństw i próby wyrugowania religii katolickiej ze sfery życia publicznego i politycznego, przypomniał światu odwieczne nauczanie Kościoła dotyczące społecznego panowania Chrystusa Króla. Uczynił to przez encyklikę Quas primas, którą wprowadził święto Chrystusa Króla. W encyklice Papież napominał: Jeżeli więc teraz nakazaliśmy czcić Chrystusa – Króla całemu światu katolickiemu, pragniemy przez to zaradzić potrzebom czasów obecnych i podać szczególne lekarstwo przeciwko zarazie, która zatruwa społeczeństwo ludzkie. A zarazą tą jest zeświecczenie czasów obecnych, tzw. laicyzm, jego błędy i niecne usiłowania; wiadomo Wam zaś, Czcigodni Bracia, że zbrodnia ta nie naraz dojrzała, lecz już od dawna ukrywała się w duszy społeczeństwa. Zaczęło się bowiem od tego, że przeczono panowaniu Chrystusa Pana nad wszystkimi narodami; odmawiano Kościołowi władzy nauczania ludzi, wydawania praw, rządzenia narodami, którą to władzę otrzymał Kościół od Chrystusa Pana, aby prowadził ludzi do szczęścia wiekuistego. I wtedy to zaczęto powoli zrównywać religię Chrystusową z innymi religiami fałszywymi i stawiać ją bezczelnie w tym samym rzędzie (…) A nie brakło i państw, które sądziły, że mogą się obejść bez Boga i że ich religia to – bezbożność i lekceważenie Boga.
Diagnozę Piusa XI – mówiącego o zarazie zeświecczenia jako zbrodni, która od dawna w ukryciu rozwijała się w duszy społeczeństwa – kontynuuował jego następca, Pius XII opisujący całą taktykę działania subtelnego i tajemniczego wroga Kościoła: Można go znaleźć wszędzie i wśród wszystkich; potrafi być gwałtowny i przebiegły. Przez ostatnie stulecia usiłował dokonać intelektualnego, moralnego i społecznego rozkładu jedności w Mistycznym Ciele Chrystusa. Pragnął natury bez łaski, rozumu bez wiary, wolności bez władzy, a czasami władzy bez wolności. Jest to „wróg”, który coraz bardziej się ujawnia, nie mając jakichkolwiek skrupułów: Chrystus tak, Kościół nie; następnie Bóg tak, Chrystus nie; a w końcu bezbożny okrzyk: Bóg umarł, a nawet, Bóg nigdy nie istniał! A oto teraz próba budowania struktury świata na fundamentach, których nie wahamy się wskazać jako głównych przyczyn zagrożenia, jakie zawisło nad ludzkością: gospodarka bez Boga, prawo bez Boga, polityka bez Boga.
Pomoc Maryi: zapowiedź kary i zwycięstwa
W obliczu tego bezbożnego procesu Pan nasz i Zbawiciel Jezus Chrystus nie pozostawił swego Kościoła na pastwę jego wrogów, ale poprzez kolejne znaki i wydarzenia, również te o nadprzyrodzonym charakterze, wskazywał drogi ratunku. Posyłał też wielokrotnie swoją ukochaną Matkę, aby wzywała krnąbrne dzieci do nawrócenia i przestrzegła przed mającymi nadejść karami, jeśli świat Jej nie posłucha. I tak Maryja przychodziła na rue de Bac w Paryżu (w 1830 roku), do La Salette (1846), Lourdes (1858), Fatimy (1917) i całkiem niedawno do japońskiej Akita (1973). Za każdym razem piętnowała grzechy zarówno te panoszące się w życiu prywatnym, jak i te publiczne, które próbują odebrać władzę Jej oraz Jej Syna nad całymi narodami. Bardzo wyraźnie mówiła też o atakach na Kościół oraz o jego wrogach zarówno tych zewnętrznych, jak i tych, którzy są wewnątrz i jako niewierni słudzy zdradzają Zbawiciela, zadając mu największe rany i ból. Za pośrednictwem św. Katarzyny Labouré w Paryżu przekazała światu Cudowny Medalik jako ratunek i broń przeciwko złemu duchowi. W La Salette płakała nad stanem Kościoła i straszliwymi grzechami popełnianymi przez jego sługi. W Lourdes potwierdziła niejako autorytet i władzę Papieża, kiedy wkrótce po ogłoszeniu przez bł. Piusa IX dogmatu o Jej Niepokalanym Poczęciu ukazała się mówiąc o sobie Ja jestem Niepokalane Poczęcie. W Fatimie zapowiedziała straszliwe kary, jakie spadną na cały świat, jeśli ludzie się nie nawrócą, i wreszcie zapowiedziała czas triumfu Jej Niepokalanego Serca. W Akita opisała tragiczny stan spustoszonej winnicy Pańskiej, grzechy ludzi Kościoła i raz jeszcze ostrzegła przed nieuniknionym nadejściem straszliwych kar dla pogrążonej w grzechach ludzkości.
Prorokom zdrowego rozsądku pod rozwagę
Tak zwani prorocy zdrowego rozsądku mogliby zarzucić nam propagowanie czarnowidztwa i pesymizm w patrzeniu na współczesny świat oraz wyolbrzymianie faktów związanych z kryzysem, jaki ich zdaniem w ogóle nie dotyka Kościoła. Zapewne przy tej okazji powołaliby się na swoistą interpretację Soboru Watykańskiego II, który zachęcał do większego otwarcia na świat i domagaliby się w ogóle „więcej radości”. Może ten i ów dla skrytykowania takiej wizji użyłby nawet określenia tzw. papieży soborowych, aby wskazać, że od czasów Vaticanum II namiestnicy Chrystusowi nawołują do większego optymizmu. Tym wszystkim „mentorom radości ponad wszystko” warto pod rozwagę przywołać słowa ostatnich papieży właśnie. W 1968 roku w jednym ze swoich przemówień Papież Paweł VI stwierdził: – Kościół znajduje się w okresie niepokoju. Niektórzy dokonują samokrytyki, można by nawet powiedzieć – samozniszczenia. Mamy do czynienia z czymś w rodzaju ostrego i złożonego zaburzenia wewnętrznego, którego po soborze nikt się nie spodziewał.(…) Kościół raniony jest również przez tych, którzy stanowią jego część. Ojciec Święty powrócił do tego tematu podczas swego przemówienia z okazji dziewiątej rocznicy koronacji papieskiej mówiąc, że odnosi wrażenie jakby dym szatana wśliznął się do Świątyni Boga przez jakąś szczelinę, a dokładnie – przez okna, które powinny być otwarte na światło. Myśleliśmy, że po soborze rozpoczną się słoneczne dni w historii Kościoła. A zamiast tego nadszedł dzień pochmurny, burzliwy i ciemny, pełen pytań i niepewności.
Myliłby się również ten, kto by sądził, że bł. Jan Paweł II daleki był od takiej diagnozy sytuacji, jaką stawiali nie raz jego poprzednicy i nie dostrzegał kryzysu wiary. – Trzeba być realistą i uznać z głębokim i bolesnym odczuciem, że duża część dzisiejszych chrześcijan czuje się zagubiona, zmieszana, zakłopotana, a nawet rozczarowana: idee sprzeciwiające się objawionej i niezmiennej Prawdzie rozprzestrzeniają się szeroko i daleko; otwarte herezje w dziedzinie dogmatów i moralności zostały rozpowszechnione wywołując zwątpienie, zamęt i bunt; nawet liturgia została zmieniona. Zanurzeni w intelektualnym i moralnym «relatywizmie» a przez to w permisywizmie, chrześcijanie są kuszeni przez ateizm, agnostycyzm, moralnie nieokreślony iluminizm, chrześcijaństwo socjologiczne bez zdefiniowanych dogmatów i obiektywnej moralności – stwierdzał Ojciec Święty w przemówieniu z 6 lutego 1981 r. opublikowanym przez „L’Osservatore Romano” następnego dnia po tym wystąpieniu.
Raport o stanie wiary
Kardynał Ratzinger jeszcze jako Prefekt Kongregacji Nauki Wiary w książce Raport o stanie wiary również nie pozostawiał złudzeń: Bezsprzecznie ostatnie dwudziestolecie było dla Kościoła katolickiego niefortunne. Skutki tego, co nastąpiło po soborze, są przeciwne oczekiwaniom wszystkich, także oczekiwaniom papieży Jana XXIII i Pawła VI. Chrześcijanie na nowo są w mniejszości i to bardziej jeszcze, niż byli u schyłku starożytności. (…) Papieże i Ojcowie Soborowi oczekiwali nowego zjednoczenia katolików, a tymczasem nastąpiła taka niezgoda, że wydaje się – używając słów Pawła VI – iż «autokrytyka przerodziła się w autodestrukcję». Oczekiwano przypływu entuzjazmu, a tymczasem nastąpił dojmujący upadek ducha i zniechęcenie. Oczekiwano skoku w przód, a tymczasem nastąpiła dekadencja spod znaku rzekomego «ducha soboru», natomiast jego prawdziwy duch został w ten sposób zdyskredytowany. (…) Stawiam diagnozę, iż chodzi tu o prawdziwy kryzys, który można leczyć i wyleczyć. Podczas pielgrzymki do Fatimy, już jako Ojciec Święty, Benedykt XVI przypomniał wizję cierpienia Kościoła zawartą w III części tajemnicy fatimskiej. Podkreślił też, że objawienia w Fatimie mówią m.in. o atakach na Papieża i Kościół, zarówno tych z zewnątrz, jak i pochodzących od ludzi Kościoła, którzy swoimi grzechami przysparzają Mistycznemu Ciału Chrystusa dodatkowych cierpień. To od zawsze było wiadome, ale dzisiaj widzimy to w naprawdę przerażający sposób. Największy ciężar na Kościół nie spada od wrogów zewnętrznych, ale zrodził się z grzechu wewnątrz Kościoła – stwierdził Ojciec Święty.
Warto wreszcie przypomnieć także to wstrząsające rozważanie kard. Josepha Ratzingera i jego modlitwę w trakcie Drogi Krzyżowej w Koloseum, w pamiętny Wielki Piątek 2005 roku, na kilka dni przed odejściem do wieczności bł. Jana Pawła II. Rozważając dziewiątą stację, kardynał prefekt modlił się: Co mówi nam trzeci upadek Jezusa pod ciężarem krzyża? Może nasuwać myśli o upadku wszystkich ludzi, o oddaleniu się od Chrystusa wielu chrześcijan, zdających się na sekularyzm bez Boga. Czy jednak nie powinniśmy myśleć także o tym, ile Chrystus musi wycierpieć w swoim Kościele? Ileż razy nadużywa się sakramentu Jego obecności, jak często wchodzi On w puste i niegodziwe serca! Ileż razy czcimy samych siebie, nie biorąc Go nawet pod uwagę! Ileż razy Jego słowo jest wypaczane i nadużywane! Jak mało wiary jest w licznych teoriach, ileż pustych słów! Ile brudu jest w Kościele, i to właśnie wśród tych, którzy poprzez kapłaństwo powinni należeć całkowicie do Niego! Ileż pychy i samouwielbienia! Jak mało cenimy sobie sakrament pojednania, w którym On czeka, by nas podźwignąć z upadków! To wszystko jest obecne w Jego męce. Zdrada uczniów, niegodne przyjmowanie Jego Ciała i Krwi jest z pewnością największym bólem, który przeszywa serce Zbawiciela. Nie pozostaje nam nic innego, jak z głębi duszy wołać do Niego Kyrie, eleison — Panie, ratuj! (por. Mt 8, 25). Panie, tak często Twój Kościół przypomina tonącą łódź. Łódź, która nabiera wody ze wszystkich stron. Także na Twoim polu widzimy więcej kąkolu niż zboża. Przeraża nas brud na szacie i obliczu Twego Kościoła. Ale to my sami je zbrukaliśmy! To my zdradzamy Cię za każdym razem, po wszystkich wielkich słowach i szumnych gestach. Zmiłuj się nad Twoim Kościołem: także w nim Adam ciągle na nowo upada. Naszym upadkiem powalamy Cię na ziemię. A szatan śmieje się szyderczo z nadzieją, że nie zdołasz podnieść się więcej z tego upadku. Liczy, że powalony upadkiem Twego Kościoła, będziesz leżał na ziemi, pokonany. Ty jednak podniesiesz się. Podniosłeś się, zmartwychwstałeś i możesz podźwignąć także nas. Zbawiaj i uświęcaj Twój Kościół. Zbawiaj i uświęcaj nas wszystkich.
Z papieżem do zwycięstwa
W radosnym okresie Wielkanocnym, kiedy radujemy się zwycięstwem naszego Pana nad śmiercią, piekłem i szatanem, nad wszelkimi spiskami i knowaniami Jego wrogów, z entuzjazmem zwracamy się do nowego Papieża – Wikariusza Chrystusowego Franciszka i zapewniamy go o naszej synowskiej wierności w tej walce przeciwko wrogom naszego zbawienia i wrogom cywilizacji chrześcijańskiej. Prosimy Cię Ojcze Święty, prowadź nas aż do triumfalnego zwycięstwa, o którym zapewniła nas sama Matka Boża w Fatimie! Niech słowa ukrzyżowanego Pana Jezusa z kościoła San Damiano: Franciszku, idź odbuduj Mój Kościół, gdyż popada w ruinę!, skierowane do świętego z Asyżu, staną się drogowskazem naszego Papieża na drodze do odbudowy Kościoła i całej cywilizacji chrześcijańskiej.
Nieco innej pogody spodziewaliśmy się po celu naszej podróży. Wyrwawszy się na moment z naszej jesiennej słoty, liczyliśmy choć na te kilka dni południowego słońca. Niestety, już przez okna lądującego samolotu widzimy, że upragniona Portugalia przywitała nas niskimi chmurami i deszczem. Ale nic to. Przynajmniej jest trochę cieplej niż w Polsce.
Po wylądowaniu i krótkim zwiedzaniu Lizbony pośród co chwilę odchodzącej i znów powracającej nadmorskiej mżawki, o zmroku wsiadamy do autobusu, który zawozi nas prosto do Fatimy – celu pielgrzymki naszego Apostolatu. Wpatrując się w strugi deszczu uderzające w szyby naszego pojazdu, odmawiamy pierwszy z wielu Różańców w czasie tej niesamowitej podróży. Padać przestaje dopiero, gdy zbliżamy się już do głównego celu naszego pielgrzymowania.
W Fatimie zakwaterowujemy się w hotelu, jemy kolację i udajemy się do Sanktuarium Matki Bożej Różańcowej. Witamy się z Fatimską Panią w kaplicy objawień, gdzie przed codziennym wieczornym nabożeństwem gromadzą się już pielgrzymi z całego świata. Słuchać ciche modlitwy w różnych językach. Wiele osób ma ze sobą flagi – tak dobrze widać tu powszechność Kościoła i to, jak Matka Boża przygarnia do Siebie wszystkie Swoje dzieci. Niektórzy obchodzą na kolanach figurę Maryi ustawioną w miejscu dębu, na którym ukazywała się fatimskim dzieciom. Inni idą do Niej na klęczkach przez cały plac…
Drugiego dnia udajemy się do Aljustrel – niegdyś małej wsi, a teraz osady położonej na obrzeżach miasta Fatima. To tutaj urodziła się trójka pastuszków – święci Franciszek i Hiacynta Marto oraz Służebnica Boża Łucja Dos Santos. Zanim jednak tam dotrzemy, wcześniej przejdziemy Drogą Krzyżową, którą ufundowali znajdującą się w pobliskim gaju oliwnym katoliccy uchodźcy z Węgier, uciekający przed komunistycznymi prześladowaniami. Przez całą drogę towarzyszy nam poranny, drobny deszczyk i lekki wiatr, dość typowy dla klimatu morskiego. Pani pilot przypomina nam, że pastuszkowie też często chodzili do Cova da Iria przy takiej właśnie pogodzie. Wtedy dociera do nas wartość tej z pozoru niezbyt sprzyjającej nam aury – zaczynamy rozumieć, że to specyficzne doświadczenie duchowe jest o wiele cenniejsze od wymarzonej przez nas słonecznej pogody.
Pod nieobecność kapłana, który niestety zachorował i nie mógł z nami polecieć, modlitwę prowadzi jeden z uczestników pielgrzymki, pan Jacek. Właśnie w tym momencie przekonujemy się, co znaczy nasza duchowa rodzina: wzajemne wspieranie się i prowadzenie na ścieżce zbawienia. Muszę przyznać, że dawno nie słyszałem tak pięknych, głębokich i pobożnych rozważań, jak te wygłoszone niemal na poczekaniu, bez przygotowania, przez osobę świecką. Do jego nietuzinkowej postaci jeszcze wrócimy…
Po przejściu Drogi Krzyżowej docieramy do Aljustrel. W tych okolicach doskonale zachowała się tradycyjna, portugalska architektura. Każdy dom ma pobielane ściany i spadzisty dach z pomarańczowej dachówki. Ponadto na bardzo wielu domostwach widnieją tradycyjne, porcelanowe obrazy z wizerunkiem Matki Bożej lub świętych. Właśnie dzięki takim detalom widać, że Portugalia jest naprawdę krajem katolickim, a jego mieszkańcy z dumą prezentują przywiązanie do swojej wiary. Odwiedzamy domy fatimskich dzieci. W nich spoglądamy na krzyże, przed którymi modlili się święci, czy kołyski, w których spali jako maleńkie dzieci. Odwiedzamy także miejsca objawień Anioła Portugalii, który przygotowywał fatimskich pastuszków na niełatwe w odbiorze Orędzie Matki Bożej.
Jak nie samym chlebem człowiek żyje, tak i nie samą modlitwą żyje pielgrzym. Dlatego trzeciego dnia, po pysznym śniadaniu w hotelu w Fatimie, udajemy się do pobliskiego miasta Tomar, nad którym góruje jeden z największych w Portugalii zamków, niegdyś główna siedziba słynnego zakonu templariuszy. Budowla oszałamia swoim rozmachem i starannością wykonania. Zwłaszcza w klasztornej kaplicy można by spędzić całe godziny, kontemplując każdy fresk, śledząc oczami każdy łuk, sklepienie, każde zdobienie i wyrzeźbiony w kamieniu wzorek. To również ważne doświadczenie formacyjne, móc zobaczyć, jak niesamowite dzieła stworzyła wspaniała cywilizacja chrześcijańska, której i my, Polacy, jesteśmy częścią!
Na koniec dnia wracamy do Fatimy. Przed wieczornym nabożeństwem okazuje się, że brakuje osób do niesienia drugiej figury Matki Bożej – tej, która okrąża plac przed sanktuarium na czele procesji. Szybka decyzja i z kilkoma Apostołami oraz pracownikami Stowarzyszenia idziemy za kaplicę, gdzie formuje się czoło procesji. Mam szczęście i zaszczyt wyjść wraz z pierwszą grupą. Jako nieco niższy wzrostem nie czuję na sobie aż tak bardzo ciężaru figury. Ale gdy przejmuje ją druga grupa, złożona z kobiet, szybko okazuje się, że idąca z przodu Hiszpanka nie daje rady jej utrzymać. Panowie ze służby sanktuarium podbiegają do mnie i proszą mnie o zastępstwo. Oczywiście nie mogę odmówić. Wtedy, jako trochę wyższy od niosących figurę pań, nagle biorę większość jej ciężaru na siebie. Aby temu sprostać, trzymam belkę obiema rękami, ale i tak sprawia mi to spory ból. Później, już w czasie drogi na lotnisko, wspomniany już pan Jacek będzie opowiadać o św. Rafce z Libanu, której kult propaguje w Polsce. Mniszka Rafka poprosiła Boga o cierpienia, bo wiedziała, że nie czując bólu Krzyża Chrystusa, nie da się wejść do Jego Królestwa…
Pisząc teraz to krótkie wspomnienie z pielgrzymki do Fatimy, wciąż czuję ciężar belki na moim lewym ramieniu…
Szanowni Państwo!
Życzę błogosławieństwa Bożego z okazji 25-lecia istnienia Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi. Serdecznie dziękuję Panu Prezesowi i całej Redakcji za modlitwę w mojej intencji. Jednocześnie pragnę podziękować za „Przymierze z Maryją”, które otrzymuję regularnie i czytam z wielkim zainteresowaniem. W miarę możliwości staram się wspierać dystrybucję tegoż pisma. Oczekuję go zawsze z wielką niecierpliwością.
Maria z Jarosławia
Szczęść Boże!
Jestem bardzo szczęśliwa, że prowadzicie takie akcje i kampanie, by coraz więcej ludzi znało i kochało Maryję z Guadalupe, naszą najukochańszą Mamę. W jej ramach pozwolę sobie wpisać imię swojej córki wraz z moim, ponieważ została zawierzona Matce Bożej z Guadalupe. 13 lat temu byłam w ciąży bardzo zagrożonej i według lekarzy nie miała szans na przeżycie. Mateńka z Guadalupe pomogła!
Kinga z Małopolski
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Pragnę serdecznie podziękować Panu za życzenia urodzinowe i za pamięć. Pozdrawiam wszystkich pracowników Stowarzyszenia i bardzo dziękuję za Wasz wkład w krzewienie prawd wiary, za otrzymywane od Was „Przymierze z Maryją”, które utwierdza mnie w wierze, za wszystkie przesyłki, a zwłaszcza za pakiet z obrazkiem „Maryjo, rozwiąż nasze węzły!”. Jestem przekonany, że Ona pomoże mi rozwiązać co najmniej większość z moich złych węzłów. Pragnę również podziękować za otrzymane materiały edukacyjne, które poszerzają moją wiedzę związaną z wiarą. Dziękuję także za otrzymywany magazyn „Polonia Christiana”, który czytam z wielką uwagą, często podkreślając to, co zwróciło moją uwagę i zainteresowanie. Pragnę wspierać finansowo Wasze i nasze Stowarzyszenie w miarę posiadanych przeze mnie środków. Zapewniam również całe Stowarzyszenie o swojej modlitwie w Waszej intencji, a także w intencji Apostołów Fatimy z ich rodzinami. Kończąc, pragnę złożyć na ręce Pana Prezesa i całej Redakcji moje pozdrowienia i podziękowania dla wszystkich pracowników Stowarzyszenia zaangażowanych w to zbożne dzieło. Niech Was Bóg i Matka Boża błogosławią i wspierają w każdy dzień.
Bronisław
Szanowni Państwo!
Wspieram wszystkie akcje Stowarzyszenia i dziękuję za wszelkie otrzymywane materiały, które pogłębiają moją wiarę, za wszystkie wizerunki Matki Bożej, z których w swoim sercu zrobiłam sobie „ołtarzyk”, do których modlę się na różańcu codziennie, za moje dzieci, wnuki i za męża alkoholika. Polecam swoje problemy Matce Najświętszej. Szczęść Boże!
Wiesława z Lubelskiego
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Pragnę podzielić się świadectwem… Koniec października 2020 roku. Leżę na łóżku. W pokoju panuje półmrok. Nie mogę zasnąć. Mój mąż jest chory i leży w drugim pokoju. Zamykam i otwieram oczy kilkukrotnie. Spoglądam w nogi łóżka i widzę stojącego młodzieńca (zakonnika) jakoś mi znajomego, który patrzy na mnie. Jego twarz robi wrażenie, jakby chciał mi coś powiedzieć. Ponownie zamknęłam oczy i otworzyłam z ciekawości, czy dalej będę go widzieć. Niestety, już go nie było. Znajoma postać nie dawała mi spokoju. Byłam jednak pewna, że to osoba święta. Na drugi dzień rano szukałam tej postaci w modlitewniku. I co się okazuje: to był święty Antoni z Padwy. Już wiele razy przychodził mi z pomocą w odnalezieniu zagubionych rzeczy. Widocznie chciał mi powiedzieć, że znów będę potrzebować jego pomocy. Od tej chwili postanowiłam obrać Go za swojego patrona. Za kilka dni znalazłam się w szpitalu w Kielcach na oddziale neurologicznym. I wtedy o pomoc poprosiłam właśnie św. Antoniego. Nie do wiary, że w tak trudnym czasie, drugiej fali pandemicznej, byłam znakomicie obsłużona przez lekarzy. Błyskawicznie miałam wykonane wszystkie badania okulistyczne, tomograf, rezonans magnetyczny. W szpitalu jednak nie zostałam. Wypisano mi zastrzyki. Dwa pierwsze otrzymałam już w szpitalu. Po przyjęciu całej serii opadnięta powieka wróciła do normy. Tak oto właśnie pomógł mi św. Antoni, za co dziękowałam mu modlitwą. Od tamtej pory we wszystkich trudnych sytuacjach zwracam się o pomoc do św. Antoniego – jest niezawodny. Dziękuję za Waszą akcję poświęconą temu świętemu!
Emilia
Szczęść Boże!
Uważam, że Wasza kampania „Matko Boża z Guadalupe, przymnóż nam wiary” jest, jak każde Wasze przedsięwzięcie, strzałem w „dziesiątkę”. Bardzo szlachetny cel, ponieważ bardzo dużo ludzi odchodzi od wiary w Boga, nie zdając sobie sprawy ze swojego postępowania. Może są zagubieni i trzeba ich ukierunkować w ich działaniu Być może jest im tak wygodnie, lecz obecna władza sprzyja odchodzeniu od Kościoła. Pamiętajmy bowiem o groźbie „opiłowywania katolików”
Wojciech z Buska-Zdroju
Szanowny Panie Prezesie!
Dziękuję za 137. numer „Przymierza z Maryją”. Zainteresował mnie szczególnie temat „Żal doskonały” ks. Bartłomieja Wajdy. Jest to temat ważny dla naszego zbawienia… Z okazji jubileuszu 25-lecia istnienia Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi życzę Panu Prezesowi i wszystkim pracownikom Stowarzyszenia dużo wytrwałości w działaniu. A nowe inicjatywy niech będą „drogą” otwierającą wiele ludzkich sumień. Z Panem Bogiem!
Maria z Zachodniopomorskiego
Szczęść Boże!
Bardzo kocham Matkę Bożą – pomogła mi rozwiązać tak wiele problemów. W rodzinie mojego syna Mateusza źle się działo, małżeństwo wisiało na włosku. Dzięki różańcowej modlitwie do Matki Bożej udało się uratować jego rodzinę. Syn Łukasz miał wypadek samochodowy, było z nim bardzo źle. Oboje z mężem codziennie odmawialiśmy Różaniec do Matki Bożej, a Ta wysłuchała naszych modlitw. W ramach tej pięknej kampanii „Maryjo, rozwiąż nasze węzły!” też możemy zwracać się do Maryi i tak wiele dla siebie wyprosić, nawet rzeczy, które wydają się niemożliwe.
Anna z Lubelskiego