Święte wzory
 
Bł. Aniela Salawa – Na usługi, Panie Jezu, na usługi!
Paweł Kot

Niezwykła i ujmująca, ale nadal niedoceniana – służąca-anioł, mistyczka, wzór poświęcenia, służby i skromności. Czy 100 lat po odejściu do swego umiłowanego Pana, bł. Aniela nauczy nas wymiatać brudy z naszych dusz?

 

Aniela Salawa urodziła się w 9 września 1881 roku w podkrakowskim Sieprawiu. Jako dziewiąte, najmłodsze dziecko w chłopskiej rodzinie, z powodu niedostatku była chorowita i niedożywiona. Matka Ewa uczyła swoje dzieci religijności, czytając im pobożne książki, zachęcając do rozmów i zadawania pytań. Najbardziej aktywna okazywała się zawsze Aniela. Dobrym przykładem dla rodzeństwa był także pracowity i religijny ojciec Bartłomiej. W młodych latach Aniela zwracała uwagę swoją pobożnością, lubiła modlić się w ciszy i samotności. Mówiła innym dzieciom, że właśnie wtedy czuła się „zagarnięta do Boga”.

Aniela chodziła przez dwa lata do szkoły. Niestety, mimo swych talentów, nie miała możliwości dalszego kształcenia w jej rodzinnej wsi. Gdy skończyła 16 lat, rodzice postanowili wydać ją za mąż za kogoś miejscowego. Aniela sprzeciwiła się ich zamiarom, mając nadzieję na znalezienie „lepszej partii” w przyszłości i chcąc uniknąć konieczności prowadzenia gospodarstwa na wsi przy swoim słabym zdrowiu. Ostatecznie jesienią 1897 roku wyjechała do Krakowa, by podjąć pracę jako służąca. W Krakowie pracowały już wtedy jej dwie siostry – Eleonora i Teresa.


Duchowa przemiana


Zanim znalazła stałe miejsce zatrudnienia, musiała kilkakrotnie zmieniać pracę. W końcu jednak została służącą u małżeństwa Fischerów na ulicy Senackiej. Spędziła u nich 11 lat i przez ten czas zaprzyjaźniła się z żoną adwokata. Pracowała, miała własne pieniądze i, starając się pomagać finansowo rodzicom, zaczęła większą wagę przykładać do ubioru, lubiąc zwracać na siebie uwagę. Zmiana stylu życia Anieli wzbudzała obawy skromnej i pobożnej siostry Teresy, która upominała ukochaną siostrę, bojąc się, by ta nie popadła w próżność.


Kluczowym momentem w życiu Anieli okazał się rok 1899 i właśnie śmierć chorującej na gruźlicę Teresy. Od tego momentu nasza bohaterka więcej czasu poświęcała na modlitwę i kontemplację. Codziennie przyjmowała Komunię Świętą, adorowała Najświętszy Sakrament. Jednak jeszcze nie była odmieniona wewnętrznie. Dalej lubiła się stroić, chciała się podobać ludziom. Uwielbiała tańczyć. I to podczas tańca, podobnie jak w przypadku św. Faustyny Kowalskiej, przemówił do niej Pan Jezus. Gdy zaproszona na wesele, pochłonięta była zabawą, usłyszała głos: Tak się tu bawisz! A tam, w kościele, samego Mnie zostawiasz, od wszystkich opuszczonego. Zmieszana, dokończyła taniec i pod jakimś pozorem szybko opuściła zabawę. Jak pisze: W te pędy biegłam do świątyni, do mojego Jezusa, to był mój ostatni taniec. Wkrótce po tym odczuła kolejny wyrzut Zbawiciela, gdy podbiegała sobie ulicą, zadowolona, że zwraca na siebie uwagę przechodniów, usłyszała: Dokąd biegniesz i komu chcesz się przypodobać? Wtedy odpowiedziała sobie w duszy, że do nikogo z ludzi biegnąć nie chce i nikomu na tym świecie nie pragnie się przypodobać. W swej gorliwości w spełnianiu obowiązków służącej pragnęła podobać się tylko Bogu.


Mając 18 lat, złożyła ślub czystości i marzyła o wstąpieniu do zakonu, jednak – po rozmowie ze spowiednikiem – zdecydowała, że większe duchowe zasługi zdobędzie, upokarzając się sumienną pracą jako służąca.


Rozwój duchowy


W 1900 roku wstąpiła do Katolickiego Stowarzyszenia Służby Żeńskiej pw. św. Zyty, którego zadaniem było niesienie pomocy służącym. Współpracując z tą organizacją, miała okazję, aby owocnie prowadzić apostolstwo wśród koleżanek, dla których była przykładem chrześcijańskiego życia. Wywierała silny wpływ na swoje otoczenie. Wspomagała każdego, kto potrzebował pomocy. Warto zaznaczyć, że jej opiece kapłani powierzali młode dziewczyny, które przybywały do Krakowa w poszukiwaniu pracy. W 1912 roku Aniela wstąpiła również do III zakonu św. Franciszka.


Brała udział w dyskusjach, broniąc nauki Kościoła. Jak powiedział pewien doktor prawa: Wiem, że była oczytana w sprawach religijnych, tak że ja przy niej byłem ignorantem. Skąd u niej taka wiedza? Przede wszystkim dużo czytała. Zgromadziła pokaźną bibliotekę. Przeczytała prawie wszystkie dostępne wtedy po polsku dzieła na temat życia wewnętrznego. Zagłębiała się w lekturze dzieł mistycznych i żywotów świętych.


Tęsknota za Bogiem


Mottem życia Anieli stał się jej akt strzelisty: Boże, żyję, bo każesz, umrę, bo chcesz, zbaw mnie, bo możesz. Korzystała z każdej wolnej chwili, aby być w kościele, bo tam czuła się szczęśliwa. Pierwszych nadzwyczajnych łask doświadczyła w kaplicy Męki Pańskiej u krakowskich franciszkanów. Tam miał jej się objawiać Pan Jezus. Miewała widzenia wielu scen z Męki Chrystusa.


Najchętniej w kościele kryła się gdzieś za filarem, z uśmiechem klęcząc godzinami na modlitwie: Rozkoszą moją było zaszyć się w jakiś zakątek świątyni, gdzie przez nikogo niedostrzeżona mogłam wylewać moją duszę przed Panem – pisała. Najbardziej lubiła kościół Matki Bożej Nieustającej Pomocy ojców redemptorystów na Podgórzu. Tam się spowiadała, ceniąc sobie owych zakonników jako kierowników duchowych. Ci pomagali jej rozeznać wolę Bożą i wyjaśniać fenomen coraz częstszych widzeń Pana Jezusa. To spowiednicy polecili Anieli spisywać te wizje w formie „Dziennika”.


Cierpienia za innych


W podobnym czasie, gdy Maryja w Fatimie apelowała, aby modlić się i pokutować za grzeszników, Aniela Salawa była już na tyle duchowo dojrzała, że pragnęła cierpieć za innych, tak jak jej ukochany Zbawiciel. Pod datą 7 lipca 1916 roku w jej „Dzienniku” czytamy: Pan Jezus z monstrancji żalił się bardzo na niewdzięczność ludzi. (…) Zachęcał Pan Jezus do bardzo wielkich ofiar. Mówił, jak bardzo jest zapomniany nawet u najbliższych i że prawie żadnej czci nie odbiera w stosunku do ilości ludzi.


W okresie I wojny światowej Aniela pomagała rannym żołnierzom i jeńcom wojennym, ale jej sytuacja gwałtownie się zmieniła. Po śmierci swojej chlebodawczyni została fałszywie oskarżona o kradzież i zwolniona ze służby. Biorąc na siebie cierpienia za innych, w krótkim czasie zapadła na wiele chorób – na stwardnienie rozsiane, później na raka żołądka i gruźlicę. Te cierpienia potęgowały rozpowiadane plotki, że jej choroby są udawane, a religijność na pokaz…


Pozbawiona środków do życia, zmieniała kolejne mieszkania w Krakowie, by ostatecznie zamieszkać w małym pokoiku w suterenie domu przy ul. Radziwiłłowskiej 20. Utrzymywali ją dobroczyńcy. W ostatnim okresie przeżywała „noc ciemną” – okres oczyszczenia, o którym wcześniej czytała u św. Jana od Krzyża. Podobnie jak w przypadku największych świętych mistyków Bóg dopuszczał wtedy na nią również bezpośrednie ataki szatana. Ponadto rozmawiała z duszami czyśćcowymi. U schyłku życia miała też dar jasnowidzenia.

Z inicjatywy jej ówczesnego spowiednika ofiarowała swe cierpienia za ojczyznę, która dopiero co odzyskała niepodległość i musiała jej bronić przed bolszewickim zagrożeniem. Na miesiąc przed śmiercią Aniela napisała „Akt ofiarowania się za Polskę”, przewidując też datę swojej śmierci. Pewnej nocy w tych dniach przyjaciółka Anna Pachacz, czuwająca przy jej łóżku, usłyszała słowa Anieli: Na usługi, Panie Jezu, na usługi!


Aniela Salawa zmarła 12 marca 1922 roku w szpitalu Stowarzyszenia św. Zyty. Została pochowana na Cmentarzu Rakowickim. Jej grób szybko stał się miejscem, do którego przychodzili wierni ze swymi prośbami, wierząc, że skoro ona nigdy nie odmawiała Jezusowi, to On też nie odmówi jej prośbom. Wtedy przyjął się zwyczaj, że każdy „petent” zabierał grudkę ziemi z jej grobu. Ludzi przychodziło wtedy tylu, że koleżanki Anieli musiały wiadrami tę ziemię uzupełniać.


Po zebraniu setek świadectw o jej skutecznym wstawiennictwie kard. Adam Stefan Sapieha podjął decyzję o przeniesieniu jej ciała do kaplicy Męki Pańskiej w bazylice św. Franciszka z Asyżu w Krakowie – tej, w której spędziła tak wiele chwil. 13 sierpnia 1991 roku papież Jan Paweł II ogłosił ją błogosławioną. Wspomnienie liturgiczne bł. Anieli obchodzimy 9 września.

* * *

Może właśnie dziś pełniej zrozumiemy bł. Anielę Salawę? Niech ta apostołka służby i pokory uleczy wszechobecną pychę i egoizm! Mówią, że nawet jedno zetknięcie z tym aniołem zostawia w duszy niezatarty ślad…



NAJNOWSZE WYDANIE:
Wzór męża i ojca
Wielu z nas ma wielkie nabożeństwo do świętego Józefa. Prosimy go o pomoc między innymi w problemach rodzinnych czy w sytuacjach trudnych. Dlaczego tak się dzieje? Nie mamy przecież o nim większej wiedzy, bo i Ewangelie poświęciły mu niewiele miejsca.

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
Opatrzność Boża czuwa nade mną

– Jestem sympatykiem Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi od wielu lat. Podoba mi się to, że bronicie fundamentalnej, a nie liberalnej wiary katolickiej oraz poruszacie temat prześladowań i działań przeciw naszemu Kościołowi. Martwię się tym chaosem, który jest obecnie w Kościele – mówi Pan Józef Łazaj należący do Apostolatu Fatimy od 2019 roku. W tym numerze naszego pisma prezentujemy jego świadectwo.

 

W tym roku będę obchodził z żoną 58. rocznicę ślubu i sam skończę 80 lat. Mamy dwójkę dzieci, oboje dali nam pięcioro wnuków i troje prawnuków. Wielokrotnie w swoim życiu doświadczyłem działania Opatrzności Bożej, której każdego dnia się powierzam i która nade mną czuwa, o czym jestem głęboko przekonany. Żeby nie być gołosłownym Pan Józef opowiada jedną z historii, która zdarzyła się, zanim przeszedł na emeryturę.

Świadectwo


W zakładzie pracy mieliśmy pasiekę. Pewnej czerwcowej niedzieli jechałem drogą leśną z Żyglinka do Nakła Śląskiego, przez Świerklaniec, by skontrolować lot pszczół. Żadnego ruchu na drodze, słońce świeciło wprost w oczy. Na liczniku skromne 120 km/h. W pewnym momencie, zupełnie nieoczekiwanie, w odległości około 10–15 metrów przed sobą zauważyłem przechodzącego, w poprzek drogi, łosia. Na hamowanie nie było już czasu, krzyknąłem tylko: „Jezu” i gwałtownie skręciłem w prawo, chcąc rowem ominąć potężne zwierzę. Nie potrafię odpowiedzieć, jak to się stało. Droga stosunkowo wąska, pobocza prawie nie było, a ja wyjechałem na drogę bez wstrząsu, bez uszkodzeń. Zatrzymałem się po kilkudziesięciu metrach. Cały trzęsący się z wrażenia, spojrzałem do tyłu – przez drogę przechodził drugi łoś. Gdy wracałem, oglądałem to miejsce. Nie mogłem uwierzyć, pobocze bardzo wąskie z wyrwami, wkopany kamienny słupek. Jakim cudem wyszedłem z tego cało, nie wiem. Mogłem tylko przypuszczać, że mój krzyk o pomoc został wysłuchany. Ten przypadek na wiele lat pozbawił mnie poczucia bezpieczeństwa przy jeździe przez las.

Rodzina szkołą życia i wiary


Urodziłem się w Woźnikach Śląskich. Pochodzę z wielodzietnej rodziny robotniczej. To była rodzina zwarta i kochająca się. Panowała w niej dyscyplina, której dziś w rodzinach brakuje. Ojciec pracował jako robotnik leśny, a pomagali mu najstarsi moi bracia. Mieliśmy też małe gospodarstwo. Kiedy ojciec wstawał o brzasku i szedł kosić łąkę, to ja szedłem później z młodszą siostrą Ireną tę trawę rozrzucać i suszyć, a kiedy on, spracowany po całym dniu, wieczorem, klękał przy łóżku, to dla mnie był to autorytet i widok, którego nigdy nie zapomnę. Wszyscy pracowali ciężko i choć przy pracy niewiele mówiło się o Bogu, to ten Bóg był zawsze blisko. Dla wszystkich było oczywiste, że w niedzielę idzie się do kościoła. Wiara nie podlegała żadnym wątpliwościom.

Szykany za sprzeciw


Skończyłem szkołę podstawową w miejscowości Dyrdy, liceum ogólnokształcące w Tarnowskich Górach, a 2-letnie technikum górnicze w Chorzowie-Batorym. Gdy w 1965 roku biskupi polscy napisali słynny list do biskupów niemieckich, komuniści organizowali masówki, podczas których krzyczano: „Jakim prawem przebaczają?”. Ja się odezwałem, broniąc polskich hierarchów; z tego powodu byłem gnębiony i nawet chciano mnie wyrzucić ze szkoły, ale wszystko skończyło się dobrze: zdobyłem tytuł technika-górnika i rozpocząłem pracę w odkrywkowej kopalni dolomitu i w tej branży, na wielu stanowiskach, przepracowałem aż do emerytury.

Wiary trzeba bronić!


Już w okresie komuny miałem świadomość, że naszej wiary trzeba bronić i z takim nastawieniem żyję cały czas, bo wciąż widzę, że jest ona atakowana przez system, później przez liberalizm. Po przejściu na emeryturę czytałem bardzo dużo książek katolickich i zgromadziłem bardzo bogatą bibliotekę religijną, w której największym skarbem jest mistyczne, cudowne dzieło Marii Valtorty, pt. Poemat Boga-Człowieka. Dzięki temu moja wiedza i świadomość religijna bardzo mocno się rozwijały.


Na Facebooku toczę na temat wiary zacięte dyskusje, w których wykorzystuję wiedzę zdobytą m.in. dzięki artykułom publikowanym w „Przymierzu z Maryją”. Prowadzę bloga, (myslebowierze.pl), gdzie publikuję artykuły poświęcone obronie wiary. Co istotne, na blogu tematy te są trwałe i dostępne, a na Facebooku są usuwane i znikają. Cieszę się z tego, co robię, i jestem przekonany, że są to działania niezbędne i konieczne, bo jeśli nie będziemy bronić naszej wiary, to jej przeciwnicy zapędzą nas do katakumb lub uznają, że jest to tylko nasza prywatna sprawa i wtedy nie będziemy mogli się w ogóle odzywać.

Moja książka


Zdecydowałem się nawet napisać książkę w obronie wiary, w której starałem się zestawić wszystkie elementy świata, które noszą znamiona cudów lub są cudami. Książka nosi tytuł Dlaczego? i jest opatrzona mottem: Dlaczego ludzie żyją dzisiaj tak, jakby Boga wcale nie było? Wydałem tę książkę za własne pieniądze, a cały nakład w większości rozdałem.


Oprac. JK

 


Listy od Przyjaciół
 

Szczęść Boże!

Jestem bardzo wdzięczna Redakcji za tak piękną pracę. 25-lecie istnienia Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi to dowód na to, że potrzebna jest taka działalność tysiącom polskich rodzin, jak również nam wszystkim. To pobudza serce i otwiera umysł na wiarę katolicką. Jeszcze raz serdecznie dziękuję za wyróżnienie w postaci pamiątkowego dyplomu i modlitwy Sługi Bożego Ks. Piotra Skargi.

Anna z Ostrowca Świętokrzyskiego

 

Szanowni Państwo!

Od dawna otrzymuję od Państwa „Przymierze z Maryją”. Na mojej ścianie też co roku wisi piękny kalendarz z Matką Bożą. Jakiś czas temu hojnie wspierałem Państwa działalność. Od tego czasu zdążyłem się ożenić, mam dwójkę wspaniałych dzieci. Razem z żoną wychowujemy je w duchu katolickim. Od czasu, gdy wspierałem Państwa moja sytuacja ekonomiczna nieco się pogorszyła, już nie jestem kawalerem, który swobodnie może dysponować swoimi zasobami. Może jednak wkrótce będę mógł wesprzeć Państwa działalność jakąś kwotą, bo uważam, że jest ona szlachetna i ważna.

Paweł


Szanowny Panie Prezesie!

Na wstępie pragnę Pana przeprosić za wieloletnie milczenie. Mimo braku reakcji z mojej strony, przysyłał mi Pan każdego roku kalendarz. Chociaż na to nie zasługiwałam, bardzo sobie to cenię. Kalendarze przypominają mi o każdym święcie kościelnym. Myślę, że miała w tym udział Fatimska Pani, której kapliczką obok naszego kościoła przez kilkanaście lat się opiekowałam. Od dwudziestu dwóch lat jestem na emeryturze, a głównym moim zajęciem są obecnie wizyty u lekarzy, w aptekach, na badaniach, no i oczywiście prace domowe. Kończąc, serdecznie Pana pozdrawiam, życzę wielu wspaniałych Przyjaciół, a przede wszystkim, aby Matka Najświętsza wspierała wszystkie inicjatywy podejmowane przez Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi.

Maria z Lubelskiego

 

Szczęść Boże!

Bardzo dziękuję za kolejną kampanię, od której zależy los i przyszłość naszej katolickiej Polski. Tak wielu Polaków zmieniło życie i poglądy po pandemii. Od nas, Apostołów, wymaga się budzenia sumień naszych rodaków, żeby nie odeszli od chrześcijańskich korzeni. Bóg zapłać za tak cudowne Wasze dzieło. Niech Wam Bóg błogosławi!

Anna z Małopolski

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Szanowny Panie Prezesie! Serdecznie dziękuję za dotychczasową korespondencję, która służy Czytelnikom w dziele popularyzacji Orędzia naszej Fatimskiej Pani, rozpala ogień patriotycznej miłości do naszej ukochanej Ojczyzny i podejmuje jakże niezbędną dla nas troskę o rozwój cywilizacji łacińskiej, a przede wszystkim jej trwanie w Europie i na świecie. Jestem Panu i Stowarzyszeniu, któremu Pan przewodzi, szczerze i serdecznie wdzięczny i mniemam, że tak czyni wielu Księży i Rodaków w Polsce i na emigracji. Niech te Wasze starania i trud wokół tej sprawy oraz tych tematów wynagrodzi Boża Opatrzność. Za przesłane egzemplarze „Przymierza z Maryją” serdecznie dziękuję. Staram się rozprowadzić je wśród moich najlepszych znajomych i przyjaciół.

Ks. Kazimierz

 

Szczęść Boże!

Dziękuję bardzo za piękny kalendarz „366 dni z Maryją” na 2024 rok, który poświęcony jest szkaplerzowi świętemu. Kalendarz jest bardzo ciekawy i pięknie wydany. Nie o wszystkich przedstawionych szkaplerzach wiedziałam, ale też nie wszystkie można przedstawić w kalendarzu ze względu na objętość. Tak samo jak Pana pragnieniem, tak również i moim jest, aby ten kalendarz trafił do jak największej liczby osób. Pozdrawiam serdecznie.

Lucyna z Bydgoszczy

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Na początku dziękuję serdecznie za przesłany kalendarz „366 dni z Maryją” na rok 2024. Dziękuję też za grudniowe „Przymierze z Maryją”. Dostałam również 4. numer „Apostoła Fatimy”. Przeczytałam list od Pana Prezesa i świadectwa ludzi, którzy są Apostołami Fatimy. Proponuje Pan, abym opowiedziała swoją historię. Moja historia nie jest niestety chwalebna. Żyłam bardzo daleko od Boga i Kościoła świętego. W zasadzie to nie było życie. Moja mama, bardzo pobożna niewiasta, modliła się za mnie, również kapłani modlili się za mnie. Kiedyś, gdy leżałam i czułam od nóg drętwienie, poczułam trzy pocałunki tak gorące i pełne miłości, że zapragnęłam żyć. Mama była przy mnie, wyciągnęłam ręce do niej i pomogła mi wstać. Teraz sama jestem mamą i wiem, co czuła moja, kiedy żyłam daleko od Boga…

Anna


Szczęść Boże!

Dziękuję za wielkie zaangażowanie i tak wspaniałe dzieło, jakie tworzycie. Dziękuję też za list, „Przymierze z Maryją” i drugi kalendarz z Maryją. W świątecznym „Przymierzu…” opisaliście różne ciekawe tematy związane z Bożym Narodzeniem np. jak godnie przeżyć Wigilię i narodziny Chrystusa. Dziękuję jeszcze za dwa wspaniałe upominki: szopkę bożonarodzeniową i kartę z modlitwą o triumf wiary katolickiej. Nie możemy ani na moment przestać działać na rzecz obrony wiary. Ja w miarę swoich możliwości finansowych, jak do tej pory, gdy zdrowie pozwoli, będę nadal wspierać Was swoim „groszem”… W modlitwach często polecam Bogu i Matce Najświętszej całe Stowarzyszenie. Szczęść Wam Boże na dalsze lata!

Z Panem Bogiem

Stefania z Płocka

 

Szanowni Państwo!

Mozambik jest jednym z najbiedniejszych państw świata i wszelka pomoc materialna, a nade wszystko duchowa, jest nieodzowna. Wsparcie Stowarzyszenia dla tych społeczności jest wielką radością, gdyż mogą z nadzieją budować swoją przyszłość i wieczność! Szczęść Wam Boże!

Marek z Lublina