Historia
 
Do końca wierni Księża z Katynia
Marcin Więckowski

Ten las z pozoru nie różni się niczym od wszystkich innych. Brzozy o śnieżnobiałych pniach pną się wysoko do góry, jedna obok drugiej. Spokój tego miejsca ginie jednak na zawsze, kiedy do lasu wjeżdżają pierwsze spychacze, by wykopać głębokie, podłużne rowy. Potem ciężarówki przywożą więźniów, wszystkich w polskich mundurach. Wyprowadzani są pojedynczo z dźwiękoszczelnej kabiny, przekonani, że mają zostać przeniesieni do innego obozu. Dopiero w ostatnim momencie dociera do nich, co się dzieje, ale wtedy jest już za późno na walkę lub ucieczkę. Jeden enkawudzista przytrzymuje za kołnierz, drugi wiąże ręce sznurem. Kilka wymuszonych kroków do przodu. Pierwszy kat trzymający więźnia uchyla się, aby nie zostać zbryzganym krwią. Drugi strzela w tył głowy. Ciało pada bezwładnie do rowu. To już trzecia warstwa…

 

Kiedy Polacy bili się dzielnie z niemieckim wrogiem, który napadł na nasz kraj od zachodu, północy i południa, na dotychczas spokojnych wschodnich rubieżach państwa polskiego trwało odtwarzanie jednostek i mobilizacja rezerw.

 

Dnia 17 września…

Jednak ostatnie nadzieje na skuteczną obronę przed agresorem prysły w chwili przekroczenia granicy wschodniej przez oddziały Armii Czerwonej. Wkraczający zaraz za nią funkcjonariusze sowieckiej tajnej policji, NKWD, wprowadzili na podbitych ziemiach terror niczym nieróżniący się od tego, jaki rozpętało gestapo na terenach znajdujących się pod okupacją niemiecką. Wiosną 1940 roku ofiarą enkawudzistów miały paść 22 tysiące obywateli polskich, których jedyną „winą” było przywiązanie do niepodległej Rzeczypospolitej. W tym roku obchodzimy 80. rocznicę zbrodni katyńskiej.

Słowo „Katyń” w naszej powszechnej świadomości kojarzy się przede wszystkim z wojskiem. Słusznie, bo głównym celem oprawców był korpus oficerski Wojska Polskiego, znienawidzony przez Sowietów za zadaną im klęskę w 1920 roku i jego rzekomą „klasowość”. Jest to jednak również duże uproszczenie. Ofiarą zbrodni padli przede wszystkim żołnierze rezerwy, którzy na co dzień byli naukowcami, nauczycielami, prawnikami, lekarzami i duchownymi. Krótko mówiąc – elitą narodu. Szczególną grupę pośród nich stanowili księża.

 

Służba w niewoli

Według oficjalnych statystyk NKWD z 1 kwietnia 1940 roku (sporządzonych na dwa dni przed rozpoczęciem egzekucji) w obozie jenieckim w Kozielsku przebywało ośmiu duchownych, w Starobielsku dziewięciu, a w „policyjnym” obozie w Ostaszkowie (gdzie przetrzymywano głównie funkcjonariuszy Policji Państwowej, Straży Granicznej i Służby Więziennej) – pięciu. Dziś wiemy jednak, że te dane są niepełne, bo wielu kapłanów ukrywało swój status, nie z obawy o życie, ale przed tym, że zarejestrowani jako duchowni mogliby zostać oddzieleni od swoich podopiecznych. Stowarzyszenie Pamięci Kapelanów Katyńskich we współpracy z Episkopatem Polski ustaliło w 2018 r., że we wszystkich miejscach straceń zginęło co najmniej 33 duszpasterzy Wojska Polskiego, z których 20 było żołnierzami zawodowymi, 11 rezerwistami, a dwóch klerykami, których powołano do służby we wrześniu 1939 r. jako sanitariuszy. Pod kątem wyznaniowym na grupę 33 katyńskich kapelanów składało się 26 rzymskich katolików, jeden grekokatolik, trzech prawosławnych, dwóch ewangelików oraz jeden żydowski rabin. Możliwe jednak, że i te informacje są niekompletne, a wszystkich nazwisk katyńskich duchownych nie poznamy nigdy.

 

Kapelani prowadzili opiekę duszpasterską nad żołnierzami, dzieląc z nimi wszystkie trudy życia w niewoli: głód, zimno, tęsknotę za domem i rodziną, strach przed rysującą się w ciemnych barwach przyszłością, szykany i zniewagi ze strony strażników. Spowiadali na spacerach, organizowali życie religijnie w obozach, odprawiali Msze św. na więziennych pryczach ze zwykłym chlebem zamiast komunikatów, których nie mieli. W grudniu 1939 r. postarali się o choinkę do każdego baraku i jakieś skromne ozdoby, inicjowali wspólne śpiewanie kolęd. Kiedy sowieckie władze zorientowały się, jaki wpływ wywierają duszpasterze na swoich podopiecznych, usiłowali oddzielić ich od reszty więźniów, umieszczając w izolatkach, więzieniach specjalnych lub przenosząc z obozu do obozu. Kapelani pozostali jednak ze swoimi żołnierzami do samego końca, tak jak przysięgali, spowiadając jeszcze niczego nieświadomych nawet w drodze na miejsce kaźni, a tuż przed własną śmiercią udzielając wszystkim absolucji.

Pozostali z nimi na zawsze w braterskich mogiłach w Katyniu, Miednoje, Kuropatach i Bykowni, a także innych, wciąż nieznanych nam miejscach.

 

Twarze bohaterów

Dokładne opisanie życia i dokonań każdego ze znanych nam katyńskich kapelanów to temat na książkę. Tutaj tylko więc nakreślę biografie kilku z nich. Za klasyczny życiorys katyńskiego kapelana może posłużyć historia ks. mjr. Jana Leona Ziółkowskiego (pośmiertnie awansowanego do stopnia podpułkownika w roku 2007), możliwe, że obecnie najbardzieh znanej postaci z grona katyńskich księży. Urodził się w 1889 roku w Woli Wieruszyckiej pod Bochnią w diecezji krakowskiej. Ukończył diecezjalne seminarium duchowne w Krakowie i studiował teologię na Uniwersytecie Jagiellońskim. W 1913 roku przyjął święcenia kapłańskie i został wikariuszem w parafii w Babicach. Jednak kiedy wezwała go ojczyzna, w 1919 roku na ochotnika poszedł walczyć z bolszewikami. Tak rozpoczęła się, trwająca 21 lat, wspaniała służba kapelana. Swój szlak bojowy w wojnie polsko-bolszewickiej ksiądz Ziółkowski rozpoczął od bitwy pod Dyneburgiem w styczniu 1920 roku, w której polskie wojsko uratowało zaprzyjaźnioną Łotwę, tak jak Polska zaatakowaną przez bolszewicką Rosję. Później przeszedł ze swoją jednostką całą wyprawę kijowską wiosną 1920 roku oraz wyczerpujący i bardzo niebezpieczny odwrót z Ukrainy latem. Uczestniczył w odparciu wroga spod bram Warszawy w sierpniu i w ostatecznym rozgromieniu armii bolszewickiej nad Niemnem we wrześniu 1920 roku. Zdobył Krzyż Walecznych za ratowanie rannych i spowiadanie umierających żołnierzy pod ostrzałem. Otrzymał także kilka niższych odznaczeń polskich i łotewskich. Przez całe dwudziestolecie międzywojenne był kapelanem dużych jednostek wojskowych. We wrześniu 1939 roku w nieznanych okolicznościach dostał się do niewoli sowieckiej i przebywał ze swoimi żołnierzami w obozie w Kozielsku. Został zamordowany w kwietniu 1940 roku w Katyniu.

 

Co nie powinno dziwić, wielu katyńskich kapelanów pochodziło z Kresów wschodnich, bo to właśnie te ziemie dostały się pod sowiecką okupację w 1939 roku. Za przykłady mogą tu posłużyć dwaj inni majorzy pośmiertnie awansowani na podpułkowników – ks. Antoni Aleksandrowicz i ks. Edward Choma. Pierwszy z nich pochodził z terenów dzisiejszej Białorusi, urodził się jako potomek powstańca styczniowego w typowo polskiej wsi pod Mińskiem. Wstąpił do rzymskokatolickiego seminarium w Petersburgu i przyjął święcenia kapłańskie w 1917 roku, tuż przed rewolucją bolszewicką. Dwa lata później wstąpił do Wojska Polskiego i służył na froncie do końca wojny polsko-bolszewickiej. Po demobilizacji kierował kilkoma parafiami wojskowymi w różnych garnizonach. Po dostaniu się do sowieckiej niewoli przebywał w Starobielsku, w specjalnym więzieniu na Butyrkach w Moskwie, a w końcu w Kozielsku. Zginął wywieziony do Katynia. Ksiądz Choma również był Kresowiakiem, pochodził ze Złoczowa w województwie lwowskim. Został księdzem i kapelanem jeszcze w czasach zaborów, opiekując się polskimi żołnierzami armii austriackiej na froncie włoskim. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości uczestniczył w wojnie polsko-ukraińskiej i obronie Lwowa, a także wojnie polsko-bolszewickiej, za co dosłużył się Krzyża Walecznych i Medalu Niepodległości. Później przez dwadzieścia lat był proboszczem kolejnych wojskowych parafii. Jego losy od września 1939 aż do śmierci w Katyniu wiosną 1940 roku są identyczne jak ks. Aleksandrowicza.

 

Bardzo interesującym przykładem jest jedyny w gronie katyńskich kapelanów grekokatolik, ks. mjr Mikołaj Ilków. Urodził się w ukraińskiej rodzinie pod Kałuszem na terenie greckokatolickiej diecezji stanisławowskiej. Studiował teologię na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie i przyjął święcenia kapłańskie w 1919 roku. Był nie tylko sprawnym administratorem wielu parafii, ale także posłem na Sejm RP z ramienia Partii Ukraińsko-Włościańskiej. W 1935 roku został zawodowym kapelanem Wojska Polskiego. W niewoli opiekował się przede wszystkim żołnierzami pochodzenia ukraińskiego, znając ich modlitwy, obrządek i język. Zginął w Katyniu jako Ukrainiec do końca lojalny wobec Polski.

 

Wśród katyńskich duchownych nie zabrakło także zakonnika. Najmłodszym z całego opisywanego grona był urodzony w roku 1916 kleryk kpt. Ignacy Drabczyński, który przyjął imię brata Dominika w zgromadzeniu franciszkanów reformatów. Pochodził z Kęt w archidiecezji krakowskiej. Kształcił się w Krakowie i Wieliczce, gdzie w 1938 roku złożył śluby ubóstwa, czystości i posłuszeństwa. Wypełniając je, na polecenie swoich przełożonych, po wybuchu wojny z Niemcami wraz z grupą zakonników wyruszył na wschód, do Chełma, gdzie służył jako sanitariusz w szpitalu polowym. Po zajęciu tego miasta przez Armię Czerwoną dostał się do niewoli. W rezerwie Wojska Polskiego nosił stopień porucznika (pośmiertnie został awansowany na kapitana). Nie było mu dane ukończyć studiów kapłańskich. Zginął jako franciszkański kleryk w Katyniu, rozstrzelany w maju 1940 roku wraz z jedną z ostatnich grup więźniów przeznaczonych do likwidacji.

 

Historia zatacza krąg

10 kwietnia 2010 roku polski samolot z państwową delegacją zmierzającą do Smoleńska na obchody 70. rocznicy zbrodni katyńskiej rozbił się przy lądowaniu. Na pokładzie znajdowało się ośmiu księży katolickich, jeden prawosławny oraz jeden duchowny ewangelicki: kapelani Wojska Polskiego, kapelan prezydenta, kapelani rodzin katyńskich oraz rektor Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. W ten tragiczny sposób historia katyńskich kapelanów dopisała krwawymi literami kolejny rozdział. Miejmy nadzieję, że już ostatni…

 

Marcin Więckowski



NAJNOWSZE WYDANIE:
Twoja wiara cię uzdrowi!
Bezspornie kwestia zdrowia jest bardzo ważna. Zwrócił też na nią uwagę Kościół Święty, nadając Matce Najświętszej tytuł Uzdrowienia Chorych, św. Józefowi – Nadziei Chorych, a także ustanawiając świętych patronów, których przyzywamy w różnych dolegliwościach.

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
Niebo zaczyna się w Fatimie
Łukasz Dankiewicz

Różniło nas wiele: miejsce pochodzenia, życiowe doświadczenie, wiek i osobiste historie. Jedni przyjechali z dużych miast, inni z małych miejscowości. Niektórzy w ciszy serca nieśli trudne intencje, inni jechali z wdzięcznością za otrzymane łaski. Ale połączył nas jeden cel – chęć oddania czci Matce Bożej w portugalskiej Fatimie.

 

W dniach 24–28 czerwca odbyła się kolejna już pielgrzymka Apostołów Fatimy do kraju trojga pastuszków. Nasza podróż rozpoczęła się w Lizbonie, mieście o niezwykle bogatej historii, której ślady widać niemal na każdym kroku. Jednym z miejsc, które szczególnie zapadły pielgrzymom w pamięć, był manueliński Klasztor Hieronimitów w dzielnicy Belem, gdzie spoczywa słynny Vasco da Gama.


Wcześniej stanęliśmy przed Pomnikiem Odkrywców – upamiętniającym tych, którzy z odwagą wypływali na nieznane wody, by odkrywać nowe szlaki i nowe ziemie. Okazały monument symbolicznie przypomniał nam, że i my właśnie wyruszyliśmy w szczególną podróż – nie przez oceany, lecz przez głębię swojego ducha…


Tam, gdzie mówiła Maryja


Po kilkugodzinnym pobycie w stolicy Portugalii udaliśmy się do Fatimy, która stanowiła najważniejszy punkt naszej pielgrzymki. Każdego dnia uczestniczyliśmy w porannej Mszy Świętej. Wieczory spędzaliśmy zaś w modlitewnym skupieniu podczas Różańca i procesji światła. Morze świec niesionych przez pielgrzymów z całego świata i wspólne Ave Maria głęboko zapisały się w naszych sercach.


Odwiedziliśmy również Aljustrel – wioskę, z której pochodzili Łucja, Franciszek i Hiacynta. Ich domy, proste i ubogie, uzmysłowiły nam, dlaczego Maryja ukazała się właśnie trojgu małym pastuszkom. Spacerując ścieżkami Drogi Krzyżowej, odtwarzaliśmy ich codzienność pełną modlitwy, ofiary i dziecięcego zawierzenia.


Z kolei Muzeum Fatimskie pozwoliło spojrzeć na objawienia z historycznej perspektywy. Pamiątki po pastuszkach, wota składane przez pielgrzymów, kula z zamachu na Jana Pawła II umieszczona w bogato zdobionej Maryjnej koronie – wszystko to opowiadało jedną historię: o wierze, cierpieniu, nadziei i Bożej obecności w ludzkich dziejach.


Szlakiem portugalskiej historii


W kolejnych dniach odwiedziliśmy inne ważne miejsca dla portugalskiej historii i duchowości. W Batalhi monumentalny klasztor wybudowany jako wotum wdzięczności dla Maryi po zwycięstwie w bitwie pod Aljubarrotą, kluczowym dla samodzielności Portugalii. W miasteczku Alcobaça zatrzymaliśmy się przy grobach króla Pedra i jego żony Inês de Castro, by poznać historię ich tragicznej miłości i uświadomić sobie, że ta bywa silniejsza niż śmierć.


W Nazaré, nad oceanem, wspięliśmy się do sanktuarium Matki Bożej, spoglądając na bezkres wody i powierzając Jej nasze troski i nadzieje. A w średniowiecznym Óbidos, z jego bielonymi domami i wąskimi uliczkami, mogliśmy poczuć się jak pielgrzymi sprzed wieków. Na mnie bardzo duże wrażenie zrobił zamek templariuszy w Tomar. Budowla ta skąpana jest w aurze tajemnicy i mroku, a legendy na temat tego zakonu rycerskiego do dziś krążą po całej Europie.


Dokładne poznanie wszystkich tych miejsc było możliwe dzięki nieocenionej pilot naszej pielgrzymki, pani Ewelinie. Jej olbrzymia wiedza na temat historii Portugalii, lokalnych obyczajów czy aktualnej sytuacji w kraju mogłaby z pewnością zawstydzić niejednego rdzennego mieszkańca.


Słowa podziękowania


Kilkudniowy pobyt w Portugalii bez wątpienia był czasem modlitwy, rozmów, radości i wzruszeń. Każdy z nas wniósł coś do tej pielgrzymki. W autokarze, przy posiłkach, w ciszy kaplic i na ścieżkach Fatimy stawaliśmy się wspólnotą, która nie tylko podróżowała razem, ale dzieliła się wiarą.


Na zakończenie pragnę z całego serca podziękować każdej i każdemu z Was za ten wspólnie spędzony czas – za obecność, modlitwę, życzliwość i świadectwo. Szczególne słowa wdzięczności kieruję do naszego duszpasterza, ojca Dariusza, który przez te kilka dni prowadził nas duchowo. Doskonałą puentą całego wyjazdu są jego słowa wypowiedziane do Apostołów Fatimy podczas drogi powrotnej do Polski: Dziękuję Wam za to, że nie była to wycieczka z elementami religijnymi, ale prawdziwa pielgrzymka!


Dla mnie ta pielgrzymka miała również szczególny, osobisty wymiar. Właśnie 13 maja 2017 roku – dokładnie w setną rocznicę pierwszego objawienia w Fatimie – wziąłem ślub. Wówczas data ta wydawała mi się jedynie zbiegiem okoliczności. Dziś wiem, że była to zapowiedź i zaproszenie, którego głębię zacząłem rozumieć dopiero w trakcie pobytu w Fatimie.


* * *


Spotkanie Apostołów Fatimy w Zawoi


W dniach 26–29 maja grupa Apostołów Fatimy gościła w Zawoi, która przywitała nas wprawdzie chłodem i deszczem, jednak wszyscy uczestnicy przyjechali z niezwykle pozytywnym nastawieniem. Spotkanie rozpoczęło się od wystąpienia Sławomira Skiby, wiceprezesa Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi, który przypomniał o misji i najważniejszych akcjach Stowarzyszenia, po czym uczestnicy obejrzeli film o Objawieniach Fatimskich. Następnie wspólnie odmówiliśmy Różaniec i odśpiewaliśmy litanię loretańską.

Następnego dnia Apostołowie udali się do sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej w Zakopanem, gdzie uczestniczyli we Mszy Świętej. Następnie zwiedzili ciekawe miejsca, tj. Jaszczurówkę, Czerwony Dwór i urokliwe zakątki stolicy polskich Tatr. Po powrocie do Zawoi p. Jacek Kotula przybliżył wszystkim uczestnikom postać św. Charbela.

28 maja udaliśmy się do Krakowa, gdzie uczestniczyliśmy we Mszy Świętej w Sanktuarium św. Jana Pawła II, a następnie zwiedziliśmy niezwykle interesującą wystawę „Nasz Papież”. Następnie nasza wspólnota udała się do Kalwarii Zebrzydowskiej, by poznać historię i miejsca związane z tym wspaniałym sanktuarium Maryjnym.

Dziękujemy wszystkim za udział w tym niezwykłym kilkudniowym wydarzeniu.

KG

 


Listy od Przyjaciół
 
Listy

Szanowna Redakcjo!

„Przymierze z Maryją” jest bardzo wartościowym pismem. Cenię inicjatywę i tematykę, jaką poruszacie. Jestem głęboko przekonana, że jest ona właściwa, niebudząca żadnych zastrzeżeń ani uwag. Jest wartością samą w sobie. To samo piękno, jakie ukazujecie w osobie Boga-Stwórcy pogłębia naszą wiarę jeszcze bardziej. Jest drogowskazem, prawdą i życiem. Bóg jest źródłem i twórcą wszelkiego piękna.

Anna z Ostrowca

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Piszę do Państwa pierwszy raz, choć znamy się poprzez listy i wszystkie przesyłki, które od Was otrzymałam i za które bardzo serdecznie dziękuję. Listy czytam zaraz po wyjęciu z koperty, a „Przymierze…” – od początku do końca. Szczególnie dziękuję za życzenie urodzinowe, byłam mile zaskoczona, że ktoś tak dalece pamięta o moich urodzinach. Tyle miłych słów napisanych odręcznie i tak pięknym pismem. Jeszcze raz dziękuję za wszystko, za piękne „Przymierze z Maryją”. Niech Pan Bóg błogosławi na kolejne dni i lata, pozdrawiam Was serdecznie, życzę sił i zdrowia. Szczęść Boże!

Stała czytelniczka Zofia

 

 

Szanowny Panie Prezesie!

Z całego serca dziękuję za wszystkie materiały, które od Was otrzymuję: za „Przymierze z Maryją”, „Apostoła Fatimy”, kalendarz, za magazyn „Polonia Christiana” oraz wszystkie inne materiały i upominki. Wszystkie czasopisma czytamy, wzbogacając swoją wiedzę katolicką. Dziękuję za wszystkie akcje, które prowadzicie, bo są bardzo potrzebne. Życzę dalszej wytrwałości w działalności Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi, a Boża Opatrzność niech nad Wami czuwa!

Tadeusz z Pomorskiego

 

 

Szczęść Boże!

Dziękuję bardzo za „Przymierze z Maryją” oraz 4. numer „Apostoła Fatimy”. Wszystkie artykuły zawarte w „Przymierzu…” są interesujące. Dużo nowego wnoszą do mojej dotychczasowej wiedzy. Artykuł „Istota postu” autorstwa ks. Bartłomieja Wajdy wskazuje nam drogi, jak rozróżnić istotę postu podjętego z motywu religijnego od „postu”, jako zwykłej czynności świeckiej. Szczególnie zainteresował mnie artykuł „Rozważania o miłosierdziu” autorstwa red. Bogusława Bajora. Moim zdaniem, jeżeli nie będziemy miłosierni wobec osób trzecich, nasze serca staną się zatwardziałe i niezdolne do przykładania miłosierdzia.

Panie Prezesie, w ostatnim liście wspomina Pan o spadku zainteresowania prenumeratą „Przymierza…”. Jestem zdziwiona tą sytuacją, gdyż każdy artykuł, zawarty w nim, czytałam z zaciekawieniem. Wielu rzeczy się uczę i umacniam moją wiarę i miłość do Pana Boga, Jezusa Chrystusa, a także do Matki Najświętszej. Serdecznie pozdrawiam i życzę Wam wszystkiego najlepszego, błogosławieństwa oraz opieki Matki Bożej Fatimskiej.

Maria z Choszczna

 

 

Szczęść Boże!

Pragnę z serca złożyć podziękowanie za życzenia z okazji moich urodzin oraz za numery pism: „Przymierze z Maryją” i „Polonia Christiana”, które otrzymuję od Państwa. Uważam, że tematyka zawarta we wspomnianych czasopismach jest zawsze wartościowa i życzyłbym sobie (i Wam), by te wartościowe periodyki – „Przymierze…” i „Polonia…”, rozwijały się i były promowane w naszym Narodzie, który zawsze trwał w wierze katolickiej. Jest to nie tylko moje życzenie, ale też wyrażają je moi Przyjaciele, z którymi dzielę się tymi pismami.

Marian z Garwolina

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Serdecznie dziękuję za „Przymierze z Maryją” oraz kalendarze. Z wielką radością i wdzięcznością przyjmuję wszystkie przesyłki. Stanowią one dla mnie nie tylko źródło duchowego umocnienia, ale także inspirację do codziennego życia w wierze. Chciałabym zapewnić, że zgadzam się z poruszaną tematyką, doceniam trud Redakcji w przygotowywaniu każdego numeru. Artykuły pomagają mi pogłębić moją wiarę, zrozumieć przesłanie Matki Bożej oraz lepiej przeżywać liturgiczne okresy, takie jak Wielki Post czy Wielkanoc. Dziękuję również za przypomnienie o wartości nabożeństw Pięciu Pierwszych Sobót Miesiąca oraz za możliwość zapoznania się z Apostolatem Fatimy. To bardzo cenne materiały, które z chęcią po przeczytaniu przekazuję dalej bliskim. Życzę całej Redakcji Bożego błogosławieństwa i nieustannej opieki Najświętszej Maryi Panny w dalszym szerzeniu tego pięknego dzieła.

Regina z Lubuskiego

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Nawiązując kontakt ze Stowarzyszeniem Ks. Piotra Skargi i wstępując do Apostolatu Fatimy pragnęłam być częścią wspaniałej, katolickiej organizacji. Od 2009 roku otrzymałam od Was książki, figurkę Maryi Fatimskiej, dewocjonalia, różańce, medal czy notes Apostoła Fatimy. Brałam też udział w 2023 roku w pielgrzymce do Fatimy, gdzie uczestniczyliśmy w codziennej Mszy Świętej, a wieczorem w procesjach ze świecami (…). My wszyscy Apostołowie Fatimy w zjednoczeniu z naszym Stowarzyszeniem razem zaufaliśmy Maryi i Panu Jezusowi. Mamy spełniać uczynki miłosierdzia. Zawsze modlimy się przez Maryję do Pana Jezusa. Ona nas kocha i nigdy nie opuszcza. My, katolicy, powinniśmy jak najszybciej ochrzcić swoje dzieci, by nie narażać ich na utratę zbawienia wiecznego. Powinniśmy razem z dziećmi i rodzicami klękać przed wizerunkiem Matki Bożej i modlić się, odmawiając modlitwy „Ojcze nasz” i „Zdrowaś Maryjo” w intencjach wynagrodzenia Panu Jezusowi i Jego Matce za każde skandaliczne i gorszące wydarzenia, za bluźnierstwa i za prześladowanych chrześcijan. Powinniśmy uczęszczać na pielgrzymki i prosić Maryję o wyproszenie wszelkich łask. Powinniśmy też w dni majowe uczęszczać na nabożeństwa Maryjne, a po nich nawiedzać kapliczki i oddawać jej cześć w stosownych pieśniach…

Dziękuję za wszystko. Z Panem Bogiem!

Ewa