Święte wzory
 
Św. Kazimierz – męstwo, pokora i pobożność
Adam Kowalik

Wprzeciwieństwie do większości członków rodu Jagiellonów, słynących z gwałtownych temperamentów, był spokojnego usposobienia. Nie przeszkodziło mu to jednak świetnie władać bronią i jeździć konno. Najchętniej jednak słuchał opowieści o królu Węgier, św. Władysławie, i św. Jadwidze Śląskiej. Pełen dostojeństwa, ale i pokory królewicz zwykł nosić pod szatami ostrą włosiennicę oraz spędzać całe noce na modlitwie przed drzwiami krakowskich kościołów…

Św. Kazimierz był drugim z kolei synem pary królewskiej – Kazimierza IV Jagiellończyka oraz Elżbiety Rakuszanki. Przyszedł na świat w Krakowie 3 października 1458 roku. Od najmłodszych lat przejawiał wybitne zdolności intelektualne oraz odznaczał się szlachetnością charakteru.
Zgodnie ze zwyczajem pierwsze kilka lat życia królewicz spędził pod opieką matki. W tym okresie za nauczanie królewicza odpowiedzialny był ochmistrz Stanisław Szydłowiecki. Od 1567 roku edukacją Kazimierza kierował Jan Długosz – nie tylko wielki historyk, ale także wielka postać Kościoła. W zadaniu tym wspierał go Szydłowiecki, ucząc młodzieńca sztuki wojennej. Gdy królewicz miał 17 lat, do grona wychowawców dołączył Filip Kallimach.

Nieudana wyprawa na Węgry

Wydarzenia roku 1471 wyrwały księcia z monotonii teoretycznego przyswajania wiedzy niezbędnej monarsze na rzecz „zajęć praktycznych”. Właśnie węgierska szlachta, niezadowolona z rządów króla Macieja Korwina, zawiązała spisek w celu obalenia niepopularnego władcy. Na jego czele stanął prymas Jan Vitéz. Odzyskaną koronę spiskowcy chcieli oddać polskiemu księciu. Król Kazimierz IV postanowił skorzystać z szansy na pozyskanie dla dynastii kolejnego władztwa (właśnie najstarszy syn Władysław zasiadł na tronie Czech) i zdecydował się posłać na Węgry młodszego syna.

 

Nastoletni Kazimierz podjął wyzwanie. W towarzystwie doświadczonego polityka Piotra Dunina z Prawkowic wyruszył na czele 12-tysięcznej armii na Węgry. Należy podkreślić, że polski królewicz miał pełne prawa do Korony św. Stefana. Jego matka, królowa Elżbieta, była jedyną siostrą Władysława V Pogrobowca, który panował na Węgrzech przed Maciejem Korwinem. Po bezpotomnej śmierci brata prawa do tronu węgierskiego przeszły więc na nią oraz jej dzieci. Ówczesny król, Maciej Korwin, został wyniesiony do władzy dzięki popularności, jaką cieszył się jego ojciec, wielki Jan Hunyady.
Z pewnością polskim książęciem nie powodowała rządza władzy. Po koronę węgierską sięgnął głównie po to, by w przyszłości, wzorem stryja Władysława Warneńczyka, stanąć na czele krucjaty, która zdruzgotałaby potęgę Turcji.

Niestety, wyprawa węgierska zakończyła się niepowodzeniem. Stronnictwu projagiellońskiemu nie udało się zmobilizować odpowiednich sił, a topnienie wojsk najemnych zmusiło go do wycofania się. Nastoletni pretendent wrócił więc do Polski. Znający przymioty królewicza Polacy nie byli zresztą rozczarowani – niepowodzenie wyprawy węgierskiej oznaczało, że w przyszłości dobrze rokujący Kazimierz zasiądzie na tronie krakowskim.

Głęboka pobożność


Niedługo po powrocie do Polski Kazimierz pojechał z całą rodziną do Częstochowy. W jasnogórskim klasztorze wszyscy wpisali się do tamtejszej konfraterni. Niewątpliwie stanowiło to wielkie przeżycie dla przyszłego świętego, który żywił wielkie nabożeństwo do Matki Bożej. Przypuszczalnie właśnie wtedy przed cudownym obrazem złożył śluby czystości.

Książę Kazimierz słynął z głębokiej pobożności. Religijność zaszczepiła w nim najprawdopodobniej matka. Królowa Elżbieta znana była bowiem ze świątobliwego życia. Przyszły święty nie tylko chętnie się modlił, ale także rad spełniał praktyki pokutne: rozdawał jałmużnę, pościł, sypiał na podłodze, nosił włosiennicę. Często skracał czas przeznaczony na sen i ­nocami wymykał się z pałacu, by w pokorze modlić się, leżąc krzyżem u drzwi kościołów. W takiej pozycji często widywali go strażnicy miejscy. Wielki kult Najświętszego Sakramentu był bowiem drugim znamiennym rysem pobożności Jagiellończyka.

Sprawiedliwy książę


Po objęciu przez brata Władysława władzy w Czechach, Kazimierz został automatycznie następcą tronu polskiego. Nie wyrzekł się także pretensji do korony węgierskiej. Gdy ukończył 17 lat, ojciec zaczął wprowadzać go w arkana rządzenia państwem. Zapraszał syna na narady państwowe, brał ze sobą na sejmy. Kazimierz towarzyszył także królowi w wędrówkach po kraju, podczas których monarcha nadzorował działanie lokalnej administracji, rozstrzygał spory, spotykał się z poddanymi, by poznawać ich problemy. Podczas tych podróży królewicz chętnie odwiedzał miejsca kultu religijnego, by oddawać się modlitwie i uczynkom miłosierdzia. Kilkakrotnie bywał w jednym z najsławniejszych polskich sanktuariów późnego średniowiecza, czyli na Świętym Krzyżu.

W1481 roku król Kazimierz musiał wyjechać na Litwę, by uporządkować tamtejsze sprawy państwowe. Właśnie w Wielkim Księstwie wykryto spisek przeciwko monarsze i niezbędna była tam jego obecność. Opuszczając na dłuższy czas Koronę, władzę namiestniczą nad królestwem pozostawił w rękach syna. Książę chętnie wykonywał powierzone sobie obowiązki. Jego rządy cechowała sprawiedliwość i troska o ubogich. Starał się wspierać handel wiślany, dużą wagę przywiązywał do zaprowadzenia porządku i bezpieczeństwa na terenach trapionych rozbójnictwem.

Hojny jałmużnik

Wiosną 1483 r. królewicz na polecenie ojca wyjechał na Litwę. Przebywając w Wilnie, przejął obowiązki zmarłego podkomorzego i osobiście zajmował się prowadzeniem kancelarii, kwitując własnym podpisem przyjęcie pieniędzy. Zostało to odebrane przez współczesnych jako akt wielkiej pokory księcia. W tym okresie wielką popularność zdobył młody Jagiellończyk wśród ubogich wilnian, których hojnie wspierał jałmużnami.

Narodziny dla Nieba i kult Świętego


Niestety Polska i Litwa nie zaznały samodzielnych rządów świętego księcia Kazimierza. Podczas pobytu na Litwie, zachorował on na gruźlicę i zmarł. Stało się to w Grodnie 4 marca 1484 roku. Pierwotnie spoczął w katedrze wileńskiej w kaplicy Matki Bożej, w której szczególnie lubił się modlić. Część szczątków świętego spoczywa tam do dziś.

Bardzo szybko świątobliwy królewicz został przez wiernych otoczony kultem. Najbujniej szerzył się on w Wilnie, szczególnie wśród ubogich, którym za życia święty dał odczuć swoją szczodrość. Kult ten jest zresztą na tamtych terenach żywy do dziś; za przykład może posłużyć ciągle popularny odpust ku czci św. Kazimierza królewicza, powiązany z jarmarkiem – słynne „kaziuki”.

Liczne uzdrowienia oraz łaski, jakie za przyczyną Kazimierza spływały na proszących, skłaniały władze duchowne do podjęcia starań o kanonizację. Wstawiennictwu królewicza współcześni przypisywali m.in. wielkie zwycięstwo wojsk polsko litewskich nad czterokrotnie liczniejszymi oddziałami moskiewskimi w bitwie pod Orszą 8 września 1514 roku.

Rozpoczęty za pontyfikatu papieża Leona X proces kanonizacyjny szybko postępował naprzód. Niestety nie doszło jeszcze wtedy do wyniesienia polskiego królewicza na ołtarze, choć sprawa nie jest do końca jasna, gdyż akta procesu uległy zniszczeniu podczas spustoszenia Rzymu przez wojska cesarskie w 1527 r. (tzw. sacco di Roma).

Ostatecznie świętość Kazimierza Jagiellończyka potwierdził Ojciec Święty Klemens VIII bullą z 7 listopada 1602 r. Nie był to jednak akt kanonizacji sensu stricte, lecz stwierdzenie, że polski królewicz należy do grona świętych z powołaniem się na zaginioną bullę Leona X.
Z tej okazji również otwarto grób Świętego. Jego ciało pomimo znacznej wilgotności tam panującej, po 118 latach było nienaruszone.
Kościół wspomina św. Kazimierza królewicza 4 marca, czyli w dniu jego narodzin dla Nieba.



NAJNOWSZE WYDANIE:
Budzimy sumienia Polaków!
Obchodzimy właśnie piękny jubileusz… 25 lat temu w Krakowie grupa młodych katolików powołała do życia Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej im. Ks. Piotra Skargi, by wzorem swego patrona budzić uśpione sumienia Polaków – wzywać do nawrócenia, dbać o duchowe dobro kraju i pielęgnować tradycyjną pobożność.

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
Pielgrzymka do Fatimy - Maryja nas zaprasza!
Agnieszka Kowalska

Wszystko ma swój czas i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem (Koh 3,1). Po raz kolejny mogłam się o tym przekonać, kiedy dostałam możliwość towarzyszenia jako opiekun naszym Przyjaciołom – Apostołom Fatimy w pielgrzymce do miejsc, gdzie Matka Boża objawiła się trojgu pastuszkom.

 

Odkąd pamiętam, maj gra melodię „łąk umajonych”. Wszystko dzięki mojemu tacie, który od najmłodszych lat zabierał mnie na nabożeństwa majowe. Uczciwie trzeba przyznać, że z biegiem lat, wśród natłoku codziennych spraw i zmartwień, zdarza się zaniedbywać w sprawach Nieba, ale Matka Najświętsza o swoich dzieciach nie zapomina nigdy. Najlepszy dowód stanowi dla mnie ta możliwość, by miesiąc po ślubie móc razem z mężem zawierzyć nasze małżeństwo i rodzinę bezpośrednio Fatimskiej Pani.


Jestem przekonana, że choć nasza grupa pielgrzymów została wyłoniona na drodze losowania, nikt z nas nie znalazł się tutaj przypadkiem. I tak z sercami przepełnionymi wdzięcznością za ten niespodziewany dar, o trzeciej nad ranem 16 maja 2024 roku wyruszyliśmy w podróż do miejsca, gdzie Niebo dotknęło ziemi.


Fatima przywitała nas pochmurnym niebem i deszczem. Nie popsuło nam to bynajmniej radości z faktu, że dotarliśmy do naszej ukochanej Matki. Co ciekawe podobna pogoda towarzyszyła nam w ciągu całego wyjazdu. Szare i posępne poranki zamieniały się w słoneczne, ciepłe popołudnia. Całkiem jak w życiu, kiedy co dzień splatają się chwile radosne i smutne.


Po pierwsze: Fatima


Każdy dzień rozpoczynaliśmy od Mszy Świętej w Kaplicy Objawień, a kończyliśmy wspólnym Różańcem i procesją z figurą Matki Bożej. Niesamowity był to widok na wielki plac wypełniony modlitwą i śpiewem tysięcy ludzi, rozświetlony światłem tysięcy świec.


Jeden dzień naszej pielgrzymki poświęciliśmy, by poznać miejsca i historię związaną z objawieniami. Odwiedziliśmy muzeum, w którym przechowywane są wota ofiarowane w podzięce Matce Bożej. Przeszliśmy Drogę Krzyżową, wędrując ścieżkami, którymi chodzili Łucja, Hiacynta i Franciszek. Zobaczyliśmy miejsca, w których mieszkali. Mogliśmy wyobrazić sobie, jak wyglądało ich codzienne życie. Zwiedziliśmy również przepiękną bazylikę Matki Bożej Różańcowej, gdzie pochowani są pastuszkowie z Fatimy. Niestety, majestat tego miejsca objawień niszczy brzydota wybudowanej naprzeciwko bazyliki poświęconej Trójcy Przenajświętszej…


Po drugie: zachwyt


Pielgrzymka do Fatimy, oprócz uczty dla duszy, była okazją do zobaczenia perełek architektury portugalskiej. Klasztor hieronimitów w Lizbonie, zamek templariuszy w Tomar, klasztor cystersów w Alcobaça, klasztor Matki Bożej Zwycięskiej w Batalha… aż trudno uwierzyć, że te majestatyczne budowle zostały zbudowane przez ludzi, którzy do dyspozycji mieli tylko „sznurek i młotek”. Przez, zdawałoby się, zwykłe mury tchnie duch ad maiorem Dei gloriam i przypomina o czasach, kiedy ludzie w większości potrafili wyrzec się korzyści dla siebie, bo wiedzieli, po co i dla Kogo na tym świecie żyją. Może jeszcze wrócą czasy dzieł Bogu na chwałę i ludziom na pożytek…


W czasie pielgrzymowania mieliśmy także okazję odwiedzić małe, urocze miasteczko Obidos. Pełne wąskich uliczek, białych domów, gdzie czas płynie zdecydowanie wolniej i przypomina o tym, jak ważne jest dobre przeżywanie tu i teraz. Ogromne wrażenie zrobiła też na nas pięknie położona nadmorska miejscowość Nazaré, z przepiękną plażą i oceanem, którego ogrom jednocześnie przeraża i zachwyca. Tutaj także znajduje się najstarsze portugalskie sanktuarium Maryjne, gdzie przechowywana jest figurka Matki Bożej z Dzieciątkiem, którą – jak głoszą legendy – wyrzeźbił sam św. Józef!


Po trzecie: ludzie


Jednak te wszystkie miejsca, widoki, przeżycia nie byłyby takie same, gdyby nie towarzystwo. Wielką wartością było dla mnie poznanie naszych drogich Apostołów. Nieoceniona była również rola pani pilot, która swoimi barwnymi opowieściami ożywiała wszystkie odwiedzane przez nas miejsca.


Z dalekiej Fatimy…


To były cztery dni wypełnione modlitwą, zwiedzaniem, rozmowami… Intensywne, ale warte włożonego wysiłku. Odwiedzenie miejsca, do którego z Nieba osobiście przybyła Matka Najświętsza, to wielki przywilej i łaska. Nie można jednak zapominać, że najważniejsza jest prośba, którą kieruje Ona codziennie do każdego z nas – by chwycić za różaniec i zapraszać Ją do naszych zwyczajnych spraw i obowiązków!


Listy od Przyjaciół
 
Listy

Szanowna Redakcjo!

Dziękuję za wszystkie „Przymierza z Maryją”. To jest moja lektura, na którą czekam i którą czytam „od deski do deski”. Wciąż odnajduję w niej coś nowego i pożytecznego. Składam serdeczne podziękowania i życzę całej Redakcji dużo zdrowia i wytrwałości w tym, co robicie. Jest to dla wielu ludzi olbrzymim wsparciem!

Anna z Podkarpacia

 

 

Szczęść Boże!

Bardzo szlachetna i potrzebna jest Wasza kampania poświęcona Matce Bożej Rozwiązującej Węzły. Różne węzły-problemy dotykają bardzo wielu Polaków. Jestem również zaniepokojony, że coraz więcej dzieci i młodzieży zmaga się z depresją i zaburzeniami lękowymi, jak również z wszelkimi uzależnieniami, czy to od alkoholu, czy innych używek. To bardzo niepokojące, gdyż problem ten nasila się i jest bardzo trudny do rozwiązania. Myślę jednak, że uda się rozwiązać większość węzłów za sprawą Matki Najświętszej.

Wojciech z Buska-Zdroju

 

 

Szanowny Panie Prezesie!

Na Pana ręce składam najserdeczniejsze podziękowania za nadesłane mi piękne i budujące życzenia urodzinowe. Pamiętam w moich modlitwach zanoszonych do Bożej Opatrzności o wszystkich pracownikach Stowarzyszenia na czele z Panem. Modlę się o Boże błogosławieństwo w życiu osobistym i zawodowym.

Zofia z Mielca

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Jako Apostołka Fatimy, na temat kampanii „Maryja rozwiąże każdy Twój problem” wypowiadam się z wielką ufnością do Matki Bożej, która pomoże rozwiązać każdy problem, gdy Ją o to prosimy. Wierzę w to głęboko. Jestem wzruszona, gdy czytam, jakie ludzie mają ciężkie sytuacje życiowe. Szanowny Panie Prezesie! Serdecznie dziękuję za wielkie dzieła, jakie tworzycie w Waszym Stowarzyszeniu. Dziękuję za poświęcony piękny obrazek, za książeczkę Maryjo, rozwiąż nasze węzły!, kartę, na której zapisałam problemy rodzinne. W modlitwie polecam Bogu i Matce Najświętszej całe Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi. Szczęść Wam Boże na dalsze lata. Z Panem Bogiem!

Irena z Bielska-Białej

 

 

Szczęść Boże!

Serdecznie dziękuję za przesłanie książki Św. Rita z Cascii. Dla niej nie ma rzeczy niemożliwych. Już czytamy, modlimy się. Za jej wstawiennictwem wypraszamy potrzebne łaski i opiekę nad rodziną i naszą Ojczyzną. Co roku pielgrzymujemy z parafii do sanktuarium w Nowym Sączu. Od dawna modlę się codziennie, aby za jej wstawiennictwem otrzymać łaski nieraz w trudnych sytuacjach. Życzę Wam błogosławieństwa Bożego i obfitych łask w działalności. Szczęść Wam Boże!

Józefa z Małopolskiego