W przeciwieństwie do wielu moich kolegów z podstawówki nigdy nie byłem ani ministrantem, ani lektorem. Wydawało mi się to zbyt „kościółkowe”. To nie dla mnie, to zbyt wymagające, szkoda na to czasu - myślałem. Msza Święta raz w tygodniu w zupełności mi wystarczy. Oaza? Nie, dziękuję, to przecież tylko dla tych „świętoszkowatych”, a ja nie chcę zostać księdzem! Wygodniej i bezpieczniej trzymać się na dystans...
Wszystko się zmieniło, gdy po raz pierwszy zetknąłem się z Grupami Apostolskimi - bo tak potocznie mówi się na Ruch Apostolstwa Młodzieży (RAM). Ruch założony z inicjatywy Karola Wojtyły w 1973 roku, powstał z myślą o takiej właśnie „chłodnej” młodzieży, „stojącej w wielkich drzwiach Kościoła”. Swoje początki miał w archidiecezji krakowskiej, obecnie prężnie działa również na Podkarpaciu w diecezjach przemyskiej i rzeszowskiej.
Początki mojej przynależności do Ruchu były podobne, jak większości „RAM-owiczów” – zostałem zewangelizowany przez kolegę ze szkoły. Oczywiście z początku nie byłem świadomy tego, że jestem ewangelizowany, mój kolega zrobił to bardzo subtelnie i zmyślnie. To były czasy licealne, znajomy, o którym tu mowa należał już do Grup Apostolskich, o czym wówczas nie wiedziałem. Znałem go przede wszystkim jako świetnego kumpla z ławki, lubiliśmy tę samą - gniewną (jak to w latach młodości bywa) muzykę. Spędzałem z nim dużo czasu, bo był jedną z niewielu osób, z którą udało mi się złapać dobry kontakt po zmianie szkoły. Kiedy zaproponował mi tygodniowy wyjazd w góry - w dodatku w bardzo atrakcyjnej cenie – zgodziłem się bez wahania. Uprzedził mnie, że ten wyjazd to tzw. „rekolekcje”, ale uznałem, że to nawet lepiej, bo rodzice tym chętniej mnie puszczą.
Już pierwszego dnia tego wyjazdu doznałem silnego szoku – ten sam kolega, który w szkole wydawał mi się wyluzowanym kumplem, klęczał w kaplicy, śpiewając pieśni religijne. I co najdziwniejsze – zarówno tam, w szkole, jak i wtedy, w tej kaplicy nikogo nie udawał, w każdym z tych miejsc był sobą. Po wyjściu z kaplicy dalej dało się z nim porozmawiać na każdy młodzieżowy temat. W tym momencie zacząłem sobie powoli uświadamiać, że życie wiarą, bycie blisko Boga, wcale nie przekreśla „bycia normalnym”, to było dla mnie w tamtym trudnym czasie dojrzewania zupełnie nowe odkrycie.
Opowiedziałem to swoje krótkie świadectwo, bo bardzo dobrze pokazuje ono istotę tego, czym są Grupy Apostolskie i jaki jest charyzmat tego ruchu. Burzliwe lata młodzieńcze to okres, w którym człowiek szuka swojej tożsamości, próbuje znaleźć swoje miejsce w świecie i zdefiniować samego siebie, przejmuje się tym, co inni o nim mówią i myślą. To też okres buntu i negacji. W tym okresie autorytetów szuka się wśród rówieśników, to oni inspirują i wyznaczają wzorce, bo to przecież do nich chcemy się dopasować, przez nich chcemy być akceptowani. Nastolatków mało interesują opinie dorosłych, choćby były słuszne i trafne.
I tutaj właśnie jest pole działań dla nas – ewangelizacja we własnym środowisku. Nienachalna, w myśl zasady: czyny mówią więcej niż słowa. Dawanie świadectwa swoim zachowaniem, swoją prawdziwą radością, tak, aby rówieśnicy zachodzili w głowę: co takiego sprawia, że ten człowiek jest tak prawdziwie szczęśliwy?. I aby sami dochodzili do właściwej odpowiedzi. Członkowie Ruchu są jak tajni agenci działający „pod przykrywką”. Nikt nie trafi do młodego człowieka tak, jak drugi młody człowiek.
Dzielenie się radością z bycia chrześcijaninem jest misją, którą każdy z nas wykonuje na co dzień. Bardzo często jednak – jak było i w moim przypadku – punktem kulminacyjnym, podczas którego młody człowiek na własnej skórze może odczuć piękno wspólnoty, są tygodniowe wyjazdy rekolekcyjne organizowane w czasie ferii i wakacji. To tam kształtują się wieloletnie przyjaźnie. Poza typowymi rekolekcjami formacyjnymi, dużą popularnością cieszą się rekolekcje tematyczne, podczas których uczestnicy mają możliwość doskonalenia swojego warsztatu muzycznego, aktorskiego czy tanecznego. Są rekolekcje sportowe, turystyczne, fotograficzne... Wszystko po to, aby każdy młody człowiek mógł znaleźć coś dla siebie, aby zrozumiał, że świętość to nie świętoszkowatość, lecz normalność. Nie musi się jej osiągać kosztem swoich zainteresowań, ale często dzięki nim.
Na zakończenie pragnę wspomnieć o takim właśnie „świętym w normalności” - bo takie określenie przylgnęło do śp. Grzegorza Wesołowskiego – wieloletniego animatora Grup Apostolskich. Zmarł nagle i niespodziewanie, robiąc to, co kochał - grając w siatkówkę. Można by o nim powiedzieć, że nazwisko zobowiązuje, bo każdy, kto go poznał, mógł doświadczyć bijącej od niego szczerej radości. Jego odejście z tego świata stało się inspiracją do zorganizowania siatkarskiego memoriału jego pamięci. Rokrocznie bierze w nim udział kilkaset młodych ludzi, rozgrywki odbywają się w kilku halach sportowych na Podhalu i Orawie. W tym roku odbędzie się jego jedenasta edycja.
Utkwiły mi w głowie słowa, które ks. Paweł Kubani - ogólnopolski moderator Ruchu – zwykł często mawiać: animatorem jest się do końca życia! Przykład Grzegorza pokazuje, że rozpoczęta przez niego na ziemi apostolska misja może trwać nawet jeszcze dłużej. To właśnie dzięki takim normalnym świętym każdy młody człowiek ma szansę zrozumieć, że dla niego w Kościele też znajdzie się miejsce, nawet jeśli dotychczas stał tylko w jego wielkich drzwiach.
Szymon Pipień
Nieco innej pogody spodziewaliśmy się po celu naszej podróży. Wyrwawszy się na moment z naszej jesiennej słoty, liczyliśmy choć na te kilka dni południowego słońca. Niestety, już przez okna lądującego samolotu widzimy, że upragniona Portugalia przywitała nas niskimi chmurami i deszczem. Ale nic to. Przynajmniej jest trochę cieplej niż w Polsce.
Po wylądowaniu i krótkim zwiedzaniu Lizbony pośród co chwilę odchodzącej i znów powracającej nadmorskiej mżawki, o zmroku wsiadamy do autobusu, który zawozi nas prosto do Fatimy – celu pielgrzymki naszego Apostolatu. Wpatrując się w strugi deszczu uderzające w szyby naszego pojazdu, odmawiamy pierwszy z wielu Różańców w czasie tej niesamowitej podróży. Padać przestaje dopiero, gdy zbliżamy się już do głównego celu naszego pielgrzymowania.
W Fatimie zakwaterowujemy się w hotelu, jemy kolację i udajemy się do Sanktuarium Matki Bożej Różańcowej. Witamy się z Fatimską Panią w kaplicy objawień, gdzie przed codziennym wieczornym nabożeństwem gromadzą się już pielgrzymi z całego świata. Słuchać ciche modlitwy w różnych językach. Wiele osób ma ze sobą flagi – tak dobrze widać tu powszechność Kościoła i to, jak Matka Boża przygarnia do Siebie wszystkie Swoje dzieci. Niektórzy obchodzą na kolanach figurę Maryi ustawioną w miejscu dębu, na którym ukazywała się fatimskim dzieciom. Inni idą do Niej na klęczkach przez cały plac…
Drugiego dnia udajemy się do Aljustrel – niegdyś małej wsi, a teraz osady położonej na obrzeżach miasta Fatima. To tutaj urodziła się trójka pastuszków – święci Franciszek i Hiacynta Marto oraz Służebnica Boża Łucja Dos Santos. Zanim jednak tam dotrzemy, wcześniej przejdziemy Drogą Krzyżową, którą ufundowali znajdującą się w pobliskim gaju oliwnym katoliccy uchodźcy z Węgier, uciekający przed komunistycznymi prześladowaniami. Przez całą drogę towarzyszy nam poranny, drobny deszczyk i lekki wiatr, dość typowy dla klimatu morskiego. Pani pilot przypomina nam, że pastuszkowie też często chodzili do Cova da Iria przy takiej właśnie pogodzie. Wtedy dociera do nas wartość tej z pozoru niezbyt sprzyjającej nam aury – zaczynamy rozumieć, że to specyficzne doświadczenie duchowe jest o wiele cenniejsze od wymarzonej przez nas słonecznej pogody.
Pod nieobecność kapłana, który niestety zachorował i nie mógł z nami polecieć, modlitwę prowadzi jeden z uczestników pielgrzymki, pan Jacek. Właśnie w tym momencie przekonujemy się, co znaczy nasza duchowa rodzina: wzajemne wspieranie się i prowadzenie na ścieżce zbawienia. Muszę przyznać, że dawno nie słyszałem tak pięknych, głębokich i pobożnych rozważań, jak te wygłoszone niemal na poczekaniu, bez przygotowania, przez osobę świecką. Do jego nietuzinkowej postaci jeszcze wrócimy…
Po przejściu Drogi Krzyżowej docieramy do Aljustrel. W tych okolicach doskonale zachowała się tradycyjna, portugalska architektura. Każdy dom ma pobielane ściany i spadzisty dach z pomarańczowej dachówki. Ponadto na bardzo wielu domostwach widnieją tradycyjne, porcelanowe obrazy z wizerunkiem Matki Bożej lub świętych. Właśnie dzięki takim detalom widać, że Portugalia jest naprawdę krajem katolickim, a jego mieszkańcy z dumą prezentują przywiązanie do swojej wiary. Odwiedzamy domy fatimskich dzieci. W nich spoglądamy na krzyże, przed którymi modlili się święci, czy kołyski, w których spali jako maleńkie dzieci. Odwiedzamy także miejsca objawień Anioła Portugalii, który przygotowywał fatimskich pastuszków na niełatwe w odbiorze Orędzie Matki Bożej.
Jak nie samym chlebem człowiek żyje, tak i nie samą modlitwą żyje pielgrzym. Dlatego trzeciego dnia, po pysznym śniadaniu w hotelu w Fatimie, udajemy się do pobliskiego miasta Tomar, nad którym góruje jeden z największych w Portugalii zamków, niegdyś główna siedziba słynnego zakonu templariuszy. Budowla oszałamia swoim rozmachem i starannością wykonania. Zwłaszcza w klasztornej kaplicy można by spędzić całe godziny, kontemplując każdy fresk, śledząc oczami każdy łuk, sklepienie, każde zdobienie i wyrzeźbiony w kamieniu wzorek. To również ważne doświadczenie formacyjne, móc zobaczyć, jak niesamowite dzieła stworzyła wspaniała cywilizacja chrześcijańska, której i my, Polacy, jesteśmy częścią!
Na koniec dnia wracamy do Fatimy. Przed wieczornym nabożeństwem okazuje się, że brakuje osób do niesienia drugiej figury Matki Bożej – tej, która okrąża plac przed sanktuarium na czele procesji. Szybka decyzja i z kilkoma Apostołami oraz pracownikami Stowarzyszenia idziemy za kaplicę, gdzie formuje się czoło procesji. Mam szczęście i zaszczyt wyjść wraz z pierwszą grupą. Jako nieco niższy wzrostem nie czuję na sobie aż tak bardzo ciężaru figury. Ale gdy przejmuje ją druga grupa, złożona z kobiet, szybko okazuje się, że idąca z przodu Hiszpanka nie daje rady jej utrzymać. Panowie ze służby sanktuarium podbiegają do mnie i proszą mnie o zastępstwo. Oczywiście nie mogę odmówić. Wtedy, jako trochę wyższy od niosących figurę pań, nagle biorę większość jej ciężaru na siebie. Aby temu sprostać, trzymam belkę obiema rękami, ale i tak sprawia mi to spory ból. Później, już w czasie drogi na lotnisko, wspomniany już pan Jacek będzie opowiadać o św. Rafce z Libanu, której kult propaguje w Polsce. Mniszka Rafka poprosiła Boga o cierpienia, bo wiedziała, że nie czując bólu Krzyża Chrystusa, nie da się wejść do Jego Królestwa…
Pisząc teraz to krótkie wspomnienie z pielgrzymki do Fatimy, wciąż czuję ciężar belki na moim lewym ramieniu…
Szanowni Państwo!
Życzę błogosławieństwa Bożego z okazji 25-lecia istnienia Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi. Serdecznie dziękuję Panu Prezesowi i całej Redakcji za modlitwę w mojej intencji. Jednocześnie pragnę podziękować za „Przymierze z Maryją”, które otrzymuję regularnie i czytam z wielkim zainteresowaniem. W miarę możliwości staram się wspierać dystrybucję tegoż pisma. Oczekuję go zawsze z wielką niecierpliwością.
Maria z Jarosławia
Szczęść Boże!
Jestem bardzo szczęśliwa, że prowadzicie takie akcje i kampanie, by coraz więcej ludzi znało i kochało Maryję z Guadalupe, naszą najukochańszą Mamę. W jej ramach pozwolę sobie wpisać imię swojej córki wraz z moim, ponieważ została zawierzona Matce Bożej z Guadalupe. 13 lat temu byłam w ciąży bardzo zagrożonej i według lekarzy nie miała szans na przeżycie. Mateńka z Guadalupe pomogła!
Kinga z Małopolski
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Pragnę serdecznie podziękować Panu za życzenia urodzinowe i za pamięć. Pozdrawiam wszystkich pracowników Stowarzyszenia i bardzo dziękuję za Wasz wkład w krzewienie prawd wiary, za otrzymywane od Was „Przymierze z Maryją”, które utwierdza mnie w wierze, za wszystkie przesyłki, a zwłaszcza za pakiet z obrazkiem „Maryjo, rozwiąż nasze węzły!”. Jestem przekonany, że Ona pomoże mi rozwiązać co najmniej większość z moich złych węzłów. Pragnę również podziękować za otrzymane materiały edukacyjne, które poszerzają moją wiedzę związaną z wiarą. Dziękuję także za otrzymywany magazyn „Polonia Christiana”, który czytam z wielką uwagą, często podkreślając to, co zwróciło moją uwagę i zainteresowanie. Pragnę wspierać finansowo Wasze i nasze Stowarzyszenie w miarę posiadanych przeze mnie środków. Zapewniam również całe Stowarzyszenie o swojej modlitwie w Waszej intencji, a także w intencji Apostołów Fatimy z ich rodzinami. Kończąc, pragnę złożyć na ręce Pana Prezesa i całej Redakcji moje pozdrowienia i podziękowania dla wszystkich pracowników Stowarzyszenia zaangażowanych w to zbożne dzieło. Niech Was Bóg i Matka Boża błogosławią i wspierają w każdy dzień.
Bronisław
Szanowni Państwo!
Wspieram wszystkie akcje Stowarzyszenia i dziękuję za wszelkie otrzymywane materiały, które pogłębiają moją wiarę, za wszystkie wizerunki Matki Bożej, z których w swoim sercu zrobiłam sobie „ołtarzyk”, do których modlę się na różańcu codziennie, za moje dzieci, wnuki i za męża alkoholika. Polecam swoje problemy Matce Najświętszej. Szczęść Boże!
Wiesława z Lubelskiego
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Pragnę podzielić się świadectwem… Koniec października 2020 roku. Leżę na łóżku. W pokoju panuje półmrok. Nie mogę zasnąć. Mój mąż jest chory i leży w drugim pokoju. Zamykam i otwieram oczy kilkukrotnie. Spoglądam w nogi łóżka i widzę stojącego młodzieńca (zakonnika) jakoś mi znajomego, który patrzy na mnie. Jego twarz robi wrażenie, jakby chciał mi coś powiedzieć. Ponownie zamknęłam oczy i otworzyłam z ciekawości, czy dalej będę go widzieć. Niestety, już go nie było. Znajoma postać nie dawała mi spokoju. Byłam jednak pewna, że to osoba święta. Na drugi dzień rano szukałam tej postaci w modlitewniku. I co się okazuje: to był święty Antoni z Padwy. Już wiele razy przychodził mi z pomocą w odnalezieniu zagubionych rzeczy. Widocznie chciał mi powiedzieć, że znów będę potrzebować jego pomocy. Od tej chwili postanowiłam obrać Go za swojego patrona. Za kilka dni znalazłam się w szpitalu w Kielcach na oddziale neurologicznym. I wtedy o pomoc poprosiłam właśnie św. Antoniego. Nie do wiary, że w tak trudnym czasie, drugiej fali pandemicznej, byłam znakomicie obsłużona przez lekarzy. Błyskawicznie miałam wykonane wszystkie badania okulistyczne, tomograf, rezonans magnetyczny. W szpitalu jednak nie zostałam. Wypisano mi zastrzyki. Dwa pierwsze otrzymałam już w szpitalu. Po przyjęciu całej serii opadnięta powieka wróciła do normy. Tak oto właśnie pomógł mi św. Antoni, za co dziękowałam mu modlitwą. Od tamtej pory we wszystkich trudnych sytuacjach zwracam się o pomoc do św. Antoniego – jest niezawodny. Dziękuję za Waszą akcję poświęconą temu świętemu!
Emilia
Szczęść Boże!
Uważam, że Wasza kampania „Matko Boża z Guadalupe, przymnóż nam wiary” jest, jak każde Wasze przedsięwzięcie, strzałem w „dziesiątkę”. Bardzo szlachetny cel, ponieważ bardzo dużo ludzi odchodzi od wiary w Boga, nie zdając sobie sprawy ze swojego postępowania. Może są zagubieni i trzeba ich ukierunkować w ich działaniu Być może jest im tak wygodnie, lecz obecna władza sprzyja odchodzeniu od Kościoła. Pamiętajmy bowiem o groźbie „opiłowywania katolików”
Wojciech z Buska-Zdroju
Szanowny Panie Prezesie!
Dziękuję za 137. numer „Przymierza z Maryją”. Zainteresował mnie szczególnie temat „Żal doskonały” ks. Bartłomieja Wajdy. Jest to temat ważny dla naszego zbawienia… Z okazji jubileuszu 25-lecia istnienia Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi życzę Panu Prezesowi i wszystkim pracownikom Stowarzyszenia dużo wytrwałości w działaniu. A nowe inicjatywy niech będą „drogą” otwierającą wiele ludzkich sumień. Z Panem Bogiem!
Maria z Zachodniopomorskiego
Szczęść Boże!
Bardzo kocham Matkę Bożą – pomogła mi rozwiązać tak wiele problemów. W rodzinie mojego syna Mateusza źle się działo, małżeństwo wisiało na włosku. Dzięki różańcowej modlitwie do Matki Bożej udało się uratować jego rodzinę. Syn Łukasz miał wypadek samochodowy, było z nim bardzo źle. Oboje z mężem codziennie odmawialiśmy Różaniec do Matki Bożej, a Ta wysłuchała naszych modlitw. W ramach tej pięknej kampanii „Maryjo, rozwiąż nasze węzły!” też możemy zwracać się do Maryi i tak wiele dla siebie wyprosić, nawet rzeczy, które wydają się niemożliwe.
Anna z Lubelskiego