Problemy
 
W zdrowym ciele zdrowy duch!
Marcin Więckowski

Ta zawarta w tytule stara prawda, znana już starożytnym, nigdy nie była tak aktualna, jak dzisiaj. Nasi przodkowie, którzy ciężko pracowali w świecie pozbawionym skomplikowanych maszyn i urządzeń, mieli na co dzień solidną dawkę ruchu i wysiłku. Dziś jednak, gdy wielu ludzi pracuje „za biurkiem”, musimy zadbać o aktywność fizyczną poza pracą: poprzez ćwiczenia i sport. Jest to konieczne nie tylko dla naszego zdrowia, ale i dla dobra duszy. Harmonijny rozwój duchowy i fizyczny powinien cechować dobrego katolika…

Pismo Święte wręcz roi się od sportowych porównań, a wzmianki o różnych zawodach, grach i ćwiczeniach odnajdziemy już w Starym Testamencie. Prekursorami sportu w świecie antycznym byli oczywiście Grecy, których kultura rozpoczęła ekspansję na wschód wraz z podbojami Aleksandra Wielkiego w IV wieku przed Chrystusem i dotarła także do Palestyny. Żydzi mieli pewne opory przed uprawianiem sportu, ponieważ starożytne zawody organizowano zwykle ku czci jakiegoś władcy, któremu oddawano boską cześć, co w sposób oczywisty godziło w monoteizm narodu wybranego. To samo można powiedzieć także o chrześcijanach. A jednak grecka kultura sportu była w tamtym kręgu cywilizacyjnym tak powszechna (wszędzie wznoszono stadiony, a w każdym mieście powstawał gimnazjon, czyli ośrodek kształcący tężyznę fizyczną młodzieży), że odwołania do sportu były przez wszystkich rozumiane. Dlatego również Apostołowie chętnie się nimi posługiwali.

W dobrych zawodach wystąpiłem...

Chyba najbardziej znany ze „sportowych” fragmentów z Biblii to słowa św. Pawła z 2 Listu do Tymoteusza: W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem. Na ostatek odłożono dla mnie wieniec sprawiedliwości, który mi w owym dniu odda Pan, sprawiedliwy Sędzia, a nie tylko mnie, ale i wszystkim, którzy umiłowali pojawienie się Jego (2Tm 4,7–8). Jeszcze szersze odwołanie do sportu pojawia się w 1 Liście do Koryntian: Czyż nie wiecie, że gdy zawodnicy biegną na stadionie, wszyscy wprawdzie biegną, lecz jeden tylko otrzymuje nagrodę? Przeto tak biegnijcie, abyście ją otrzymali. Każdy, który staje do zapasów, wszystkiego sobie odmawia; oni, aby zdobyć przemijającą nagrodę, my zaś nieprzemijającą. Ja przeto biegnę nie jakby na oślep; walczę nie tak, jakbym zadawał ciosy w próżnię, lecz poskramiam moje ciało i biorę je w niewolę, abym innym głosząc naukę, sam przypadkiem nie został uznany za niezdatnego (1 Kor 9,24–27).

A zatem już od pierwszych dekad po Zmartwychwstaniu Jezusa porównania sportowe były powszechnie używane przez chrześcijan jako metafora zmagań duchowych, które musi podjąć człowiek, aby zostać zbawiony. Oczywiście powyższego cytatu z 1 Listu do Koryntian nie można odczytywać w ten sposób, że Zbawienie jest zarezerwowane tylko dla nielicznych (co czynią np. Świadkowie Jehowy). Św. Paweł pisał tak dlatego, że w kręgu pogańskim panował zwierzęcy wręcz kult zwycięzcy. Na starożytnych igrzyskach nie było podium, nagradzano wyłącznie zwycięzcę, a pozostałych, włącznie z tymi, którzy zajęli drugie i trzecie miejsce, wyszydzano i upokarzano. To oczywiście wzmacniało niemal nadludzkie wysiłki, jakie musiał podjąć antyczny olimpijczyk, aby wygrać. Jego ascetyczny tryb życia, forsowne ćwiczenia, dieta i rezygnowanie z wszelkich przyjemności stawały się dogodnym porównaniem wobec starań chrześcijanina, który musi odmówić sobie wielu ziemskich uciech, aby zachować Boże Przykazania i wejść do Królestwa Niebieskiego.

Sport i średniowiecze - czy to przeciwieństwa?

Wkrótce po uznaniu chrześcijaństwa za religię państwową, w Cesarstwie Rzymskim w 393 roku odbyły się ostatnie starożytne igrzyska olimpijskie. Do ich organizacji powrócono dopiero w XIX wieku. Kościół jest przez to niekiedy oskarżany przez współczesnych krytyków o „pogrzebanie idei olimpijskiej” oraz „wzgardzenie sportem”. Nazbyt często zapominamy jednak o tym, jak te starożytne igrzyska wyglądały: chociażby w zapasach, gdzie wszystkie chwyty były dozwolone, a zawodnicy często straszliwie się ranili, wyłamywali sobie stawy, łamali ręce i wychodzili z zawodów jako kaleki. Chrześcijaństwo nie mogło zaakceptować takich barbarzyńskich widowisk, podobnie jak zakazało niewolnictwa czy walk gladiatorów. Poza tym obowiązek składania darów Zeusowi sprawił, że olimpiada tak bardzo kojarzyła się z pogaństwem, iż nie mogło być dla niej miejsca w nowym, chrześcijańskim porządku świata.

Czy oznacza to jednak, że w średniowiecznej Europie sport nie istniał? Nic bardziej mylnego! Przecież turnieje rycerskie to okres najpiękniejszej, sportowej rywalizacji w historii naszego kontynentu! Rycerze przygotowywali się do walki i zawodów już od najmłodszych lat, kształtując kondycję fizyczną i siłę mięśni. W tym celu uprawiali biegi, skoki, poruszanie się w zbroi (które też traktowano wówczas jako sport), rzut oszczepem, gry w kije, podnoszenie ciężarów czy zapasy. To prawda, że w średniowiecznym systemie szkolnictwa przykładano niewielką wagę do wychowania fizycznego, ale wynikało to z ówczesnego stylu życia, który wymagał znacznie większej aktywności na co dzień i dlatego nie szukano dodatkowych form zapewniających tężyznę ciała. W myśli średniowiecznej podkreślano wartość pracy, a nie sportu, jako aspektu fizycznego, który pomaga człowiekowi w rozwoju duchowym, według słynnej maksymy ora et labora (módl się i pracuj).

Mimo to św. Tomasz z Akwinu w ciepłych słowach pisał o ćwiczeniach fizycznych: Jedność bowiem duszy i ciała wynika z natury człowieka, a stąd można wysnuć wniosek, że doskonałość duszy nie może wykluczać naturalnej doskonałości ciała. Należy więc przyjąć, że doskonałe przysposobienie ciała jest konieczne do szczęśliwości pod każdym względem doskonałej. (…) Ciało wprawdzie niczego nie wnosi do tego działania duszy, na którym polega oglądanie Istoty Bożej – mogłoby jednak być przeszkodą w stosunku do tego działania. Stąd doskonałość ciała jest konieczna, by ciało nie przeszkadzało wzniesieniu myśli.

Sport dla człowieka czy przeciwko człowiekowi?

W czasach nowożytnych postępujący rozwój techniki i produkcja maszyn, które zaczęły wykonywać dużą część pracy za ludzi, a także zwiększająca się liczba pracowników umysłowych na rzecz fizycznych, sprawiły, że zaczęliśmy szukać innych form aktywności ruchowej, a sport stawał się coraz bardziej popularny, zwłaszcza w krajach chrześcijańskich.

Dobro niesione przez kulturę fizyczną graniczyło jednak i graniczy do dziś również z wieloma zagrożeniami. Wszystkie trzy systemy totalitarne XX wieku wykorzystywały wizerunki wysportowanych mężczyzn i kobiet jako wzór „nowego człowieka”, którego chciały stworzyć: oderwanego od Boga, za to bezgranicznie oddanego władzy. Wielu z Czytelników być może pamięta nienaturalnie umięśnione zawodniczki z Niemieckiej Republiki Demokratycznej. Wiele z nich przedwcześnie zmarło albo skończyło na wózku inwalidzkim z powodu totalnego zniszczenia zdrowia przez nadmierne stosowanie dopingu, do czego zmuszały je komunistyczne władze.

Zagrożenia niesione przez nadmierne uprawianie sportu ponad ludzkie siły, charakterystyczne dla ówczesnej epoki, bardzo celnie zauważał Sługa Boży bp Jan Pietraszko. Tak mówił o tym w kazaniach, które głosił w krakowskiej kolegiacie św. Anny w latach 1955–56: Skreśliwszy wieczność (…), człowiek przenosi wszystkie swe aspiracje na teren doczesny i ziemski. I tu zaczyna się seria tragicznych niekonsekwencji. Z jednej strony człowiek głosi postulat piękna i siły, radości życia, kultury ciała i siłą rzeczy zaczyna uprawiać ascezę, którą potępił w Ewangelii. Weźmy choćby wąski odcinek: sport. Ile ascezy, ile wyrzeczeń, pracy i utrudzenia do granic ostatecznej wytrzymałości wymaga sport pojęty w duchu laickim. Dla człowieka zdrowego, silnego, pięknego fizycznie poświęca się nie tylko wartości duchowe w znaczeniu chrześcijańskim, lecz poświęca się to, co się chciało ocalić: zdrowie, a nieraz życie… Płaci się ogromną cenę – nieproporcjonalnie wielką cenę. (…) Chrześcijaństwo nie jest wrogiem ani sportu, ani zdrowej kultury ciała. Nie zwalcza rozumnego używania przyjemności. Owszem – głosi potrzebę jednego i drugiego, lecz równocześnie zachowuje w tej dziedzinie dużo spokojnej powściągliwości, liczy się bowiem z całym człowiekiem.

Biskup Pietraszko ujął tymi słowami elementarnie ważną prawdę: sport ma służyć człowiekowi, a nie prowadzić do jego wypalenia i zniszczenia. Oczywiście, że zawodowi sportowcy muszą poddawać się codziennym, forsownym ćwiczeniom i diecie. Ważne jednak, aby ten wysiłek podejmowali tylko ci, którzy mają do tego ­predyspozycje fizyczne i aby nie był to wysiłek ponad ludzkie siły, prowadzący do nadwyrężenia zdolności organizmu. A już całkowicie niedopuszczalne jest stosowanie dopingu, który nie tylko przeczy samej idei sportu jako uczciwego współzawodnictwa, ale też prowadzi człowieka do ruiny zdrowotnej i psychicznej, będąc sprzeczną z duchem rywalizacji sportowej. Warto też pamiętać o tym, że w chrześcijaństwie jest miejsce nie tylko dla najlepszych i nie tylko dla zwycięzców, ale również dla tych, którym coś się nie udaje. Tym też chrześcijański sport różni się od tego, jak pojmowali go starożytni poganie, i dlatego dzisiaj wręczamy nagrody również za drugie, trzecie miejsca; doceniamy remisy i bramki strzelone nawet w przegranych meczach…

Ćwicz i nie zapominaj o Bogu!

Sport powinien być praktykowany proporcjonalnie do predyspozycji danej osoby otrzymanych od Boga, tak aby przynosił korzyść, a nie zgubę. Człowiek aktywny fizycznie jest zdrowszy, ma lepsze samopoczucie, zwiększoną koncentrację, lepszy sen itd. Ruch rozwija mięśnie, wpływa na prawidłowy wzrost i kształt kości, rozwija układ krążeniowo-oddechowy, podnosi sprawność i wydolność fizyczną.

Człowiekowi, który dba o siebie od strony fizycznej łatwiej przychodzi skupienie na modlitwie i podejmowanie rozmaitych wyzwań życia codziennego. Lepiej też postrzega samego siebie i innych ludzi, co daje większe możliwości podołania Bożym natchnieniom i niesienia Bożej miłości napotkanym osobom.

Tego wszystkiego nie da się jednak osiągnąć w oderwaniu od Boga i jego planu stworzenia, w pysznym przeświadczeniu o własnej potędze. To jest łatwa droga do przekroczenia granic fizycznych, na które nie mamy wpływu i do rychłego samozniszczenia człowieka. Pamiętajmy więc, aby podejmując aktywność fizyczną i uprawiając sport, przede wszystkim brać pod uwagę Boży plan względem nas.



NAJNOWSZE WYDANIE:
Bóg uniżył się dla nas!
Dwa tysiące lat temu nie było miejsca dla godnych narodzin Króla Wszechświata, ale czy dziś jest miejsce dla Niego w sercach i duszach ludzkich? Iluż naszych bliźnich, sąsiadów, członków rodzin zamyka przed Nim – i to z hukiem! – swoje drzwi?

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
Małopolska pielgrzymka Apostołów Fatimy
Tomasz D. Kolanek

Kilka miesięcy temu moja starsza córka – Kinga – zapytała: Tato, ilu masz przyjaciół? Moja odpowiedź brzmiała: Jednego – wujka Kacpra, na co Kinga zareagowała słowami: Uuuuu… To bardzo mało. Podejrzewam, że nie zrozumiała nic z mojego miniwykładu, iż nie liczy się ilość, tylko jakość… Kacper nigdy mnie nie zawiódł; gdy tylko może, służy mi pomocną dłonią; nie wstydzi się odmawiać ze mną publicznie Różańca; zawsze potrafi mnie wysłuchać, gdy trzeba – pocieszyć lub przywołać do porządku…

 

Na pewno każda z osób czytających ten tekst ma teraz przed oczami swojego przyjaciela lub przyjaciółkę, którzy czasem potrafią być bliżsi niż rodzeństwo. Jak zareagowalibyście, Drodzy Państwo, gdybym poinformował, że pewnego wrześniowego, deszczowego tygodnia miałem zaszczyt i przyjemność poznać kilkanaście osób, których tak jak Kacpra mógłbym nazwać moimi przyjaciółmi? Tak, tak… Spotkałem takich ludzi i  co ciekawe – wszyscy znajdowali się w jednym miejscu, czyli Centrum Szkoleniowo-Konferencyjnym im. Ks. Piotra Skargi w Zawoi. Tak, proszę Państwa, chodzi o Apostołów Fatimy i ich bliskich, którymi dane mi było opiekować się podczas wyjazdu pielgrzymkowego po Małopolsce.


Pięć dni…


W ciągu trwającego pięć dni wyjazdu wysłuchałem dziesiątek przeróżnych – czasem smutnych, niekiedy poruszających, często zabawnych, ale zawsze opowiedzianych z pasją – historii, rozmawiałem na setki różnych tematów i odmówiłem niezliczoną liczbę przepięknych modlitw, litanii i koronek, ale o tym za moment…

Wszystko zaczęło się w poniedziałek od mojej… nadmiernej pewności siebie. Na niebie pięknie świeciło słońce, chmury znajdowały się gdzieś hen, daleko, a temperatura zdawała się z każdą minutą rosnąć. Mając to wszystko na uwadze, powiedziałem sam do siebie: Niemożliwe, żeby z dnia na dzień pogoda zmieniła się tak jak to zapowiadają. A prognozy głosiły, że nadchodzi tydzień deszczu, a temperatura spadnie o niemal 20 stopni. Ja jednak nie wziąłem ani kurtki, ani żadnego okrycia przeciwdeszczowego…


W Krakowie i Kalwarii…


I tak oto nastał wtorek. Bardzo szybko przekonałem się, że prognozy tym razem się sprawdziły. Apostołowie Fatimy patrzyli na mnie z lekko zażenowanym uśmiechem – jakby prawie wszyscy chcieli mi powiedzieć: A nie mówiliśmy?…


No nic… Trzeba ruszać w drogę. Pierwszym punktem na naszej pielgrzymkowej mapie było Sanktuarium św. Jana Pawła II w Krakowie. Równo w południe wzięliśmy udział we Mszy Świętej, po której odmówiliśmy Koronkę do Bożego Miłosierdzia wraz z Litanią do Najświętszego Serca Pana Jezusa, a następnie mieliśmy możliwość zwiedzania wraz z przewodnikiem miejscowego muzeum i całego sanktuarium. Dla mnie osobiście najważniejszym punktem tegoż zwiedzania była kaplica Świętej Kingi. Kto nie wie dlaczego, tego odsyłam do początku czytanego właśnie teraz tekstu.


Kolejnym punktem naszej trasy była Kalwaria Zebrzydowska i… czy trzeba pisać coś więcej? Napisać, że jest to jedno z najwspanialszych miejsc na duchowej mapie Polski, to nic nie napisać. Powiedzieć, że Apostołowie Fatimy, mimo nieustannie padającego deszczu, byli zachwyceni zarówno, jeśli idzie o doznania turystyczne oraz przede wszystkim religijne, to jakby nic nie powiedzieć.


Ze św. Charbelem…


Niezwykle wzruszającym momentem był dla mnie środowy poranek, kiedy to każdy z obecnych na naszej pielgrzymce zapytał mnie: czy weźmiemy udział we Mszy Świętej. Tak się stało i to pomimo faktu, że musieliśmy przejść pieszo półtora kilometra w nieustających strugach deszczu.


Środa w ogóle była „dniem na odpoczynek”. Apostołowie Fatimy mogli przeżyć ten dzień w dowolny sposób. Zdecydowali jednak, że spędzą go na wspólnej modlitwie i wysłuchaniu kilku przesłań duchowych, jakie dla nich przygotowałem. Na koniec dnia odwiedził nas Jacek Kotula. Wygłosił on poruszający wykład o św. Charbelu Makh­loufie, podczas którego mogliśmy uczcić jego relikwie. Następnie odśpiewaliśmy Apel Jasnogórski.


Fatimskie Sanktuarium na Krzeptówkach


Czwartek z kolei był dniem kulminacji złych warunków atmosferycznych. Tego dnia mieliśmy się udać do Zakopanego do Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej na Krzeptówkach. Nie dość, że deszcz padał i padał, to jeszcze – jak to w Zakopanem – mocno dawał o sobie znać porywisty wiatr. Apostołowie dzielnie to przetrwali…. Po Mszy Świętej zapytałem jednego z kapłanów, czy możemy wspólnie odmówić Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Duchowny oczywiście się zgodził, ale nie to było najbardziej poruszające, tylko to, że do naszej kilkunastoosobowej modlącej się grupy dołączyło kilkadziesiąt osób.


Tak jak wcześniej poinformowałem – starałem się wraz z Apostołami Fatimy odmawiać nie tylko Różaniec i Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Wielu z nich powiedziało, że nie znało wcześniej np. Koronki do Ducha Świętego, Koronki Anielskiej czy też koronek wstawienniczych m. in. do świętego Gerarda, świętego Peregryna czy świętego Franciszka. Odmawialiśmy również litanie, których ja sam nie znałem, jak Litania do Ducha Świętego, po odmówieniu której wywiązała się bardzo ciekawa dyskusja dotycząca wezwania: Duchu Święty, który nas umocniłeś w sakramencie bierzmowania, zmiłuj się nad nami. Apostołowie Fatimy zwrócili uwagę, że tak wielu dziś zapomina, czym jest sakrament bierzmowania i ubolewali, że równie wielu nie chce przyjąć darów Ducha Świętego.


Piękny czas


Cóż więcej mogę napisać? To był naprawdę przepiękny czas. Ludzie, których miałem przyjemność poznać, z którymi rozmawiałem, wspólnie modliłem się i posilałem, są skarbem Kościoła, Polski i naszego Stowarzyszenia. Ja osobiście czułem się, jakbym znał ich od zawsze i jednocześnie mógłbym powiedzieć im o wszystkim, co dobre i co złe. Każdy z Apostołów Fatimy miał swoją własną historię wzlotów i upadków, radości i cierpień, przy których moje problemy są zwykłą błahostką. Każdy jednak przetrwał dobry i trudny czas dzięki wierze w Chrystusa – naszego Pana i Zbawiciela!


Listy od Przyjaciół
 
Listy

Szanowni Państwo!

Cieszę się ze wszystkich kampanii, jakie prowadzicie. Jako osoba wierząca uważam, że jest to wspaniała uczta duchowa. Oglądałam jubileusz Stowarzyszenia ks. Piotra Skargi i życzę Wam wszelkiego dobra. Bóg Wam zapłać za wszystkie lata. Zostańcie z Bogiem!

Barbara ze Środy Śląskiej

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Jestem pełna podziwu za to, co Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi robi na rzecz rodzin. Ja prawdziwie wierzę, że rodzina jest podstawą ładu i porządku społecznego oraz istotnych wartości dla funkcjonowania społeczeństwa. Jestem bardzo wdzięczna Panu Prezesowi za tę kampanię, dzięki której ludzie mogą zrozumieć, co to znaczy być prawdziwym chrześcijaninem. Bardzo pragnę, by nasza polska rodzina stała się miejscem modlitwy, pokoju i chrześcijańskich wartości, na wzór Świętej Rodziny z Nazaretu.

Najświętsza Rodzino, bądź naszą obroną! Tego bardzo pragnie polskie społeczeństwo!

Janina z Lubelskiego

 

 

Szczęść Boże!

Jako Apostołka Fatimy jestem bardzo zadowolona z akcji na rzecz rodziny, ponieważ właśnie rodzina jest najważniejsza. W naszym kraju niestety niszczy się ją najbardziej, jak tylko się da. Mam nadzieję, że Matka Boża pomoże Wam ją obronić. Bez rodzin jesteśmy skończeni. Cieszę się, że są takie akcje jak Wasza. Bardzo proszę o modlitwę – o to żebym wyszła z nowotworu.

Bóg zapłać!

Helena z Krakowa

Szczęść Boże!

Bardzo dziękuję za przepiękne materiały z niedawnej kampanii, a w szczególności za piękną tabliczkę z wizerunkiem Świętej Rodziny. Uważam, że jest to najpiękniejsza akcja z dotychczasowych, które znam. Gratuluję kreatywności! Niech Duch Święty prowadzi Was każdego dnia.

Roman ze Rzgowa

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Od kilku lat moje życie toczy się w cieniu trudnych doświadczeń, które jednak zbliżyły mnie do Jezusa i Maryi. Przez długi czas zmagałam się z problemami rodzinnymi – mąż był chorobliwie zazdrosny, atmosfera w domu była pełna napięcia, a ja nie miałam siły, by się bronić. Do tego doszły obowiązki wobec dzieci, chora siostra i matka w szpitalu. Czułam się przytłoczona, rozważałam rozwód, ale modlitwa dawała mi nadzieję. Prosiłam Boga, by pomógł mi przetrwać albo zakończyć to, co mnie niszczyło. W 2023 roku moje zdrowie załamało się. Trafiłam do szpitala z hemoglobiną na poziomie 6. Przeszłam transfuzję, badania wykazały guzy, zapalenia jelit, wątroby, nadżerki. Lekarze podejrzewali nowotwór. Byłam słaba, nie mogłam jeść ani się modlić. Mimo to ofiarowałam swoje cierpienie za grzeszników. W styczniu 2024, w święto Matki Bożej Gromnicznej, miałam trafić do szpitala, ale mnie nie przyjęto. Oddałam wszystko Bogu, prosząc o siłę i prowadzenie. W kwietniu usłyszałam wewnętrzny głos: „26 kwietnia otrzymasz dobrą wiadomość”. I rzeczywiście – hematolog powiedziała, że przeszczep szpiku nie będzie konieczny. W czerwcu przeszłam operację, podczas której miałam mistyczne doświadczenie. To wydarzenie umocniło moją wiarę. Wróciłam do zdrowia, choć ZUS odmówił mi świadczeń, a sąd pracy nie uwzględnił mojej sytuacji. Mimo to wróciłam do pracy w DPS. Zaangażowałam się w modlitwę za kapłanów w ramach Apostolatu Margaretka i Róż Różańcowych. Mam 14 kapłanów pod opieką modlitewną i 8 róż. Codzienna modlitwa daje mi siłę. W styczniu uczestniczyłam w Dniu Skupienia w Licheniu. To głęboko poruszyło moje serce. Doświadczyłam też duchowych ataków – nocą pojawiały się dziwne światła, cienie, głosy. Modliłam się, odpędzałam je, czułam obecność Pana Jezusa, który mnie chronił. Wierzę, że to była próba. Dziś wiem, że Bóg prowadzi mnie przez wszystko. Moje życie się odmieniło. Po latach wróciłam do spowiedzi, przyjęłam Komunię Świętą… Widzę, jak świat się zmienia, jak ludzie oddalają się od Boga, a ja chcę być świadkiem Jego miłości. Dziękuję Bogu za uzdrowienie, za siłę, za prowadzenie. Moje świadectwo to dowód, że nawet w najciemniejszych chwilach można odnaleźć światło – jeśli tylko otworzy się serce na Bożą obecność.

Marzena

 

 

Szczęść Boże!

Wasza kampania o Aniele Stróżu jest bardzo potrzebna, aby ludzie w niego uwierzyli, prosili go o potrzebne łaski i modlili się do niego. Wszystkie Wasze akcje są bardzo pożyteczne i potrzebne!

Daniela z Włocławka

 

 

Szanowni Państwo!

Dziękuję! Wielkich dzieł dokonujecie. Cieszę się, że należę do Apostolatu Fatimy, że otrzymuję „Przymierze z Maryją”. Bardzo mnie to raduje. Niestety, ogólny kryzys jest odczuwalny. Dzisiaj to wszystko mnie stresuje. Istnieje realne zagrożenie, a społeczeństwo potrzebuje informacji; niestety jest jej mało. Ludzie nadal milczą i stresują się, a władza chce wprowadzać programy deprawujące dzieci i młodzież. Musimy więc uciekać się pod opiekę Świętej Rodziny! Brawo za tę akcję! To jest Boże prawo – proszę nie ustawać!

Mieczysława z Przemyśla

 

 

Szczęść Boże!

Bardzo się cieszę, że powstała akcja dotycząca obrony rodziny. Jestem ojcem piątki dzieci, dzięki którym jestem dumny i szczęśliwy. Dziękuję Bogu za ten wspaniały dar. Proszę o Jego błogosławieństwo dla wszystkich rodzin w naszej Ojczyźnie! Święty Józefie, módl się za nami!

Jan z Lubelskiego

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Bardzo dziękuję całemu Stowarzyszeniu za wszystkie akcje i za „Przymierze z Maryją”. Wasze kampanie prowadzą do szczęścia Bożego na tym świecie i pięknego życia w Niebie. Bóg zapłać, że przyjmujecie to potrzebne natchnienie od Ducha Świętego.

Apostołka Agnieszka z Łódzkiego