Problemy
 
„Wolne związki"
Ks. Marcin Kostka FSSP

Nasza czytelniczka, Pani Maria, pisze o problemie związków „na kocią łapę”: Boli mnie to, że córka i zięć pozwalają moim wnukom na to, by te mieszkały z „partnerami”. Martwi mnie powszechne przyzwolenie na tzw. wolne związki, przed- i pozamałżeńskie kontakty seksualne. W jaki sposób mam rozmawiać z moimi dziećmi i wnukami, by ich przekonać, że takie relacje są złe, grzeszne?

Kapłani, duszpasterze i katecheci zauważają dzisiaj bardzo poważny problem „wolnych związków” – „życia na kocią łapę” – „wspólnego mieszkania przed ślubem” – „pozamałżeńskich kontaktów seksualnych”. Wydaje się, że moda na wspólne życie bez ślubu, zobowiązań i wzięcia odpowiedzialności za siebie zapanowała zwłaszcza wśród młodych ludzi, co społecznie zostało zaakceptowane także przez ich rodziców. Psychologowie i księża zgodnie przestrzegają, że konsekwencją tej mody na konkubinaty, wspólne pomieszkiwanie oraz pozamałżeńskie akty seksualne są nietrwałe małżeństwa i rozpad rodzin. Ze spisu powszechnego ludności przeprowadzonego przez Główny Urząd Statystyczny w 2011 r. wynika, że konkubinaty dotyczą 3 procent Polaków. Jednak w liczbach bezwzględnych jest to aż 643 tysięcy par, niemal dwa razy więcej niż w 2002 r. Według badań ponad połowę związków nieformalnych tworzą osoby młode i bardzo młode. 62 proc. kawalerów i panien żyje ze sobą na próbę, a 25 proc. ma za sobą nieudane małżeństwo. Aż 49 proc. tworzących konkubinaty nie przekroczyło 34 lat. Wzrasta też odsetek osób przekonanych, że zawarcie małżeństwa nie jest konieczne do założenia rodziny. Natomiast spośród osób do 34. roku życia 59 proc. akceptuje współżycie przed ślubem kościelnym. W 2013 r. zawarto najmniej małżeństw od końca II wojny światowej. Rośnie natomiast liczba związków nieformalnych.

Lęk przed odpowiedzialnością
Dziś młodzi ludzie coraz częściej boją się stanąć przed ołtarzem, bo – jak twierdzą – nie chcą zamykać sobie drogi do ślubu kościelnego, na wypadek gdyby ich obecny związek się rozpadł; muszą się wypróbować pod każdym względem. Znaczna część tych związków opiera się na założeniu, że dopóki jest nam ze sobą dobrze, to możemy razem żyć i korzystać z przyjemności. Wraz z rosnącym zjawiskiem konkubinatów pojawia się negatywna konsekwencja w postaci lęku przed odpowiedzialnością za drugą osobę, posiadaniem dzieci, przed zaangażowaniem się na poważnie w życie społeczne. Dziś także coraz częściej próbuje się usprawiedliwiać zjawisko kohabitacji, czyli wspólnego zamieszkania bez ślubu, tłumacząc, że dobrze przeżyty konkubinat pomaga w dobrym życiu małżeńskim i rodzinnym. Jednak badania prowadzone w USA, Kanadzie czy Szwecji wykazują, że małżeństwa, które żyły wcześniej „na próbę”, nie wytrzymują próby czasu.


Przyczyną tego, że młodzi ludzie decydują się na konkubinaty, jest na pewno zachłyśnięcie się pseudowolnością przyniesioną z krajów Europy Zachodniej oraz wadliwy system wychowania młodego pokolenia, który „bezstresowo” kształtuje osobowość i nie uczy świadomego i odpowiedzialnego podejmowania decyzji. Towarzyszy temu coraz większa obojętność religijna, upadek pobożności, praktyki modlitwy i coniedzielnej Mszy Świętej. Upada także autorytet nauczycieli i księży, a rodzice i dziadkowie nie potrafią w odpowiedni sposób motywować swoich dzieci i wnuków, by stawały po stronie tego, co dobre. Często można tu spotkać ciche przyzwolenie na wolny związek dzieci czy wnuków. Usprawiedliwień ludzie znajdują wiele, choćby i takie, że przecież wszyscy teraz tak robią.

Nie popełniaj grzechów cudzych!

 

W swej posłudze kapłańskiej spotkałem się właśnie z takim zjawiskiem pomieszania wartości i przyzwolenia na zło. Otóż na wyprawie wakacyjnej z grupą młodzieży wywiązała się dyskusja i pewien maturzysta, który przygotowywał się do wyjazdu ze swoją dziewczyną za granicę na studia, zapytał mnie wprost, jakie jest moje zdanie na temat zamieszkania dwojga ludzi ze sobą przed ślubem. Starałem się mu wyjaśnić, że takie podejście jest złe i nie powinien takiej decyzji podejmować ani nawet planować, zwłaszcza że uważa się za człowieka wierzącego. Wskazywałem na wartość relacji międzyludzkich, odpowiedzialność za drugiego człowieka, za uczucia i odpowiedzialność przed Bogiem, który związek mężczyzny i kobiety podniósł do rangi sakramentu; przestrzegałem także przed niebezpieczeństwami czyhającymi na ludzi, którzy wchodzą w wolne związki. Młodzieniec wysłuchał mojego zdania, choć z nim się nie zgadzał i przedstawiał dużo swoich argumentów. Następnego dnia miał spędzić dzień ze swoimi dziadkami, którzy w tej samej miejscowości byli w sanatorium. Wieczorem przyszedł i opowiedział, jak jego babcia zareagowała na moje stanowisko. Stwierdziła: A co ci wnuczku ksiądz mógł innego powiedzieć… On tak musi mówić. Ty rób, jak uważasz. Tym jednym zdaniem babcia (na co dzień „wierząca”, praktykująca katoliczka) zniszczyła swój własny autorytet i jednocześnie podważyła mój – kapłański. Skoro członkowie rodzin akceptują życie „na kocią łapę” swoich bliskich, to jak o nich walczyć? Biedni rodzice i dziadkowie nie zdają sobie sprawy, jak wielki ciężar odpowiedzialności biorą na siebie, przecież uczestniczą w grzechu cudzym: radzić do grzechu, zezwalać na grzech drugiego, pochwalać grzech drugiego, milczeć na grzech cudzy, nie karać grzechu, pomagać do grzechu, uniewinniać grzech cudzy – na 9 grzechów cudzych wymienianych przez katechizm aż 7 popełniają, gdy akceptują życie w konkubinacie. To poważne grzechy, z których trzeba się wyspowiadać, ale kto się spowiada?

Kryzys wiary, kryzys wychowania

 

Myślę, że głównym powodem wchodzenia młodych ludzi w związki nieformalne jest brak wiary oraz wychowania w duchu katolickim. Nie można tu oczywiście wykluczać grzeszności samego człowieka, który upada po wielokroć w życiu, ale sprawa życia wiarą jest chyba najistotniejszym problemem. Wielu Polaków utożsamia się z wiarą katolicką i w niej zostało ochrzczonych, jednakże szwankuje rodzinne wychowanie w wierze. Dzieci nie uczą się już pobożności od rodziców i dziadków, nie uczą się pacierza i katechizmu, rodziny nie klękają do wspólnej modlitwy, nie ma rodzinnego wyjścia na Mszę Świętą niedzielną i w niej uczestniczenia. Brakuje wyrazistych postaw ojców i matek a także dziadków jako ludzi już doświadczonych przez życie. Rodzice – ciągle zabiegani, przepracowani, by dzieci miały lepsze życie niż oni sami – nie znajdują czasu na wspólne rozmowy na życiowe tematy. Wychowanie pozostawiają szkole, w której kolejne pseudoreformy prowadzą młodych ludzi do zubożenia umysłowego i moralnego, gdyż kształtują jednostki gotowe do łatwego przyswajania i wykonywania poleceń władz, przekazywanych przez zmanipulowane media.

Rodzice przykładem

 

Dzieci i młodzież są wnikliwymi obserwatorami. Przyglądają się swoim rodzinom i relacjom w nich panującym. Patrzą, jak dziadkowie, a przede wszystkim jak ich rodzice przeżywają małżeństwo, jak się traktują, czy się kochają, czy przebaczają, czy naprawiają to, co uległo zepsuciu we wzajemnych relacjach, czy też się poddają, czy modlą się razem, czy modlą się za siebie, jak o sobie mówią wobec dzieci. Trudno się dziwić, że młody człowiek zdecyduje się na zamieszkanie z kimś bez małżeństwa, jeśli właśnie z domu rodzinnego wyniósł nienawiść rodziców do siebie nawzajem, ciągłe kłótnie, brak miłości, separacje, rozwody, niewierności i zdrady. I odwrotnie: gdzie w rodzinie i małżeństwie wszystko jest na swoim miejscu: Bóg na pierwszym, ojciec – głowa rodziny zaraz po Bogu, matka wspomagająca ojca i szczerze kochająca, miłość wzajemna rodziców do siebie i do dzieci, modlitwa i sakramenty, wspólne przeżywanie każdego dnia, praca, wychowanie, troska, ciągłe zmaganie w drodze do doskonałości, czas każdego dla każdego, rozmowy na wszystkie tematy, szczerość, właściwe ukazanie dobra i zła, przykład dobrego chrześcijańskiego życia – z takiej rodziny wyjdzie człowiek, który będzie potrafił zapewne właściwie pokierować swoim życiem.

Przypomina mi się w tym miejscu historia sprzed lat. Otóż pewien młodzieniec rozmawiał ze swoim dziadkiem, który z babcią obchodził właśnie jubileusz 60 lat sakramentalnego małżeństwa. Zapytał więc dziadka, jak to się stało, że wytrzymał tyle lat z tą samą kobietą. Dziadek odpowiedział, że za jego czasów, jak się coś psuło, to się to naprawiało, a nie wyrzucało na śmietnik. Myślę, że z tych słów płynie nauka dla współczesnych młodych ludzi obawiających się podjęcia życia małżeńskiego ­uświęconego i ­złączonego przez sakrament małżeństwa. Potrzeba wiary i odwagi oraz zaufania do Boga, który w sakramencie małżeństwa łączy dwoje ludzi. Potrzeba także wytrwałości i miłości oraz nieustannego naprawiania tego, co się w związku psuje. Potrzeba także wyzbycia się egoizmu i podjęcia życia dla współmałżonka oraz dla dzieci.

Konkubinat jest grzechem

 

Z całego serca zachęcam rodziców i dziadków, by byli dla dzieci i wnuków oparciem, by byli wzorem życia małżeńskiego i wytrwałości. Zachęcam, by dawali świadectwo o Bogu, który jest ważny w ich życiu, że na Nim budują swój świat i rodzinę. Zachęcam do świadectwa życia według Pisma Świętego i w oparciu o Tradycję Kościoła katolickiego oraz zasady moralności chrześcijańskiej. Bądźcie dla waszych dzieci i wnuków oparciem, zwłaszcza w podejmowaniu trudnych decyzji. Jeśli trzeba – upominajcie i zachęcajcie do nawrócenia, do powrotu do jedności z Bogiem i Kościołem, do wyjścia z grzechu i innych uwikłań. Przed Bogiem odpowiadacie za zbawienie waszych dzieci i wnuków. Dajcie im dobry przykład. Nie akceptujcie zła, w które wchodzą młodzi ludzie, nie akceptujcie związków „na kocią łapę”, wspólnego zamieszkania bez ślubu, kontaktów seksualnych poza małżeństwem. Rozmawiajcie z młodymi i módlcie się za nich. Zachęcajcie do odważnego podjęcia wyzwania, jakim jest miłość i małżeństwo. Zachęcajcie do dawnego zwyczaju czasu narzeczeństwa i zaręczyn. Nie potrzeba tu nerwów i złości. Trzeba do młodego człowieka wyjść ze zrozumieniem i miłością, trzeba mu pomóc obudzić się z letargu, w którym się znajduje. Trzeba pokazać, że można żyć inaczej, że nie potrzeba naśladować złej mody, ale pamiętać, by nie zatracić duszy nieśmiertelnej. Czas zauroczenia i zabawy minie szybko, a potem pozostanie rozczarowanie i głębokie zranienie, poczucie zbrukania i nieczystości.

Nikogo nie oceniajmy, ale chciejmy przypomnieć o tym, co jest zapisane w Ewangelii i jaka jest nauka Kościoła. Dzisiaj, w czasach liberalizacji pewnych pojęć, warto jasno przypominać, że konkubinat jest grzechem. Trzeba pokazywać, że sakrament małżeństwa nie jest pustym obrzędem, ale prawdziwą obecnością Chrystusa w relacji żony i męża. Warto pamiętać o słowach św. Jana Pawła II, że do ślubu nie idzie idealna kobieta i idealny mężczyzna, ale dwoje ludzi mających własną historię życia, problemy. Ważne, aby przypominać, iż moment małżeństwa nie jest końcem, lecz początkiem wspólnej drogi, w której Bóg pobłogosławi.



NAJNOWSZE WYDANIE:
Wierzę w Ciebie Boże żywy!
Drodzy Przyjaciele! Przeżywając październik, pamiętajmy o naszej Matce – Królowej Różańca Świętego. Prośmy Ją w tej pięknej modlitwie, by wyjednała nam łaskę mocnej i żywej wiary. Niech nasze przylgnięcie do Prawdy będzie pełne miłości i ufności, wszak wiara chrześcijanina jest spotkaniem z Jezusem Chrystusem – Synem Boga żywego i Bogiem, który zbawia!

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
Apostolat pomaga w życiu

– Pewnego razu otrzymałam zaproszenie do Apostolatu Fatimy i odpowiedziałam, że oczywiście chcę należeć. W Apostolacie cenię sobie zwłaszcza wspólnotę i modlitwę, bo to pomaga w życiu – mówi pani Brygida Sosna z parafii Matki Bożej Królowej Pokoju w Tarnowskich Górach.

 

Pani Brygida pochodzi z leżących w województwie śląskim Koszwic, a została ochrzczona w kościele pw. św. Jadwigi w Łagiewnikach Małych. Moja wiara jest zasługą wszystkich moich bliskich: dziadków i rodziców. Jestem osobą bardzo wierzącą oraz praktykującą i wiele rzeczy już wymodliłam – opowiada.


Wysłuchane modlitwy


Kilka lat temu pani Brygida poważnie zachorowała. Pełna obaw udała się do specjalisty, który skierował ją na operację. Bardzo się bałam, ale modliłam się cały czas i prosiłam Matkę Bożą o opiekę. Odmawiałam przede wszystkim Różaniec i modliłam się do Pana Jezusa. Operacja się udała – wspomina.

Jako przykład wymodlonej łaski podaje też operację serca swojego męża: Wszystko poszło dobrze, choć były powikłania, ale Pan Bóg i Maryja wysłuchali moich modlitw.


Zaczęło się od Różańca świętego


Pani Brygida zaczęła wspierać Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi wiele lat temu: Kiedyś prenumerowałam „Gościa Niedzielnego” i tam znalazłam informację, że można zamówić różaniec papieski, i to zrobiłam. Od tego momentu otrzymuję „Przymierze z Maryją” i wpłacam datki. Niektóre artykuły z „Przymierza z Maryją” np. o tym, jak są celebrowane Święta Bożego Narodzenia w różnych krajach czy skąd się wzięła choinka wykorzystywałam w szkole, na lekcjach wychowawczych.


Po pewnym czasie pani Brygida dostała też zaproszenie do Apostolatu Fatimy, na które pozytywnie odpowiedziała. Od tego czasu otrzymuje również czasopismo „Apostoł Fatimy” oraz magazyn „Polonia Christiana”, które czyta także jej małżonek, pan Andrzej.


Pielgrzymka do sanktuarium w Fatimie


W końcu nadszedł też dzień, gdy pani Brygida dowiedziała się, że wylosowała udział w pielgrzymce Apostolatu do Sanktuarium Fatimskiej Pani w Portugalii…


Gdy dostałam telefon, że wylosowałam pielgrzymkę do Fatimy, byłam bardzo zaskoczona. Raz już byliśmy z mężem w Fatimie. To był taki objazd po Portugalii. Dla mnie, nauczyciela geografii w szkole średniej jest to bardzo interesujący kraj, który darzę sympatią i zawsze chciałam tam pojechać.


Na pielgrzymce Apostolatu wszystko było wspaniale zorganizowane, zawsze na czas, a ponadto nasza grupa była zdyscyplinowana: nikt się nie spóźniał, nie zgubił, wszystko było perfekt. Zachwyciło mnie to, co zwiedzaliśmy: bazylika Matki Bożej Różańcowej, bazylika Trójcy Przenajświętszej, kaplica Chrystusa Króla, procesja ze świecami, Kaplica Objawień oraz Droga Krzyżowa, i za to bardzo dziękuję.


Zawsze byłam osobą towarzyską, a na pielgrzymce mogłam poznać i porozmawiać z innymi uczestnikami pielgrzymki. Najbliżej poznałam państwa Bożenę i Stanisława z Cieszyna oraz panią Krystynę ze Starego Sącza.


Przysłuchujący się naszej rozmowie mąż pani Brygidy, który towarzyszył jej podczas pielgrzymki, podzielił się także swoją opinią: Obawiałem się tego wyjazdu, bo ja też jestem po operacji. Jednak sił nie zabrakło i poradziliśmy sobie. Chcę podkreślić życzliwość pracowników Stowarzyszenia, którzy z nami byli. W wyjeździe do Fatimy najbardziej oprócz zabytków i wycieczek podobały nam się aspekty religijne: Droga Krzyżowa, Msze Święte, procesje, wspólny Różaniec.


A pani Brygida dodaje: Po powrocie z Fatimy mój mąż poszedł na pieszą pielgrzymkę do Sanktuarium Matki Bożej Sprawiedliwości i Miłości Społecznej w Piekarach Śląskich. W jedną stronę idzie się 14 km i małżonek, po tak ciężkiej operacji, przeszedł ten dystans w obie strony. Uważam, że to jest zasługa Matki Bożej Fatimskiej, że to Ona mu pozwoliła i nie wrócił taki zmęczony.


Pani Brygidzie dziękujemy za wspieranie Stowarzyszenia, za miłe słowa pod adresem naszych pracowników i życzymy jeszcze wielu łask Bożych otrzymanych za pośrednictwem Najświętszej Maryi Panny.


oprac. Janusz Komenda

 


Listy od Przyjaciół
 
Listy

Szczęść Boże!

Pragnę podziękować za przesłanie pięknego prezentu na okazję Chrztu Świętego. Zależało mi, aby podarunek podkreślał katolicki wymiar przyjęcia tego sakramentu. Bardzo doceniam Państwa akcje oraz ciekawe artykuły religijne, patriotyczne i historyczne, odwołujące się również do pięknego okresu w historii, jakim było Średniowiecze.

Mariusz

 

 

Szczęść Boże!

Z całego serca dziękuję za list i bardzo ciekawy folder o św. Ojcu Pio, obrazek z relikwią, a także za poświęcony różaniec na palec. Cieszę się niezmiernie. Dziękuję za otrzymane dary, a szczególnie za ciepłe i mądre słowa, przenikające do głębi mojej duszy. Jestem bardzo wdzięczna za ten kontakt. Jednocześnie przepraszam za moje dłuższe milczenie. Miałam wiele problemów, kłopotów rodzinnych, a przede wszystkim trudności z poruszaniem się. Mieszkam 7 kilometrów od najbliższej poczty. Nie jest łatwo skończyłam 81 lat. Liczy się każda pomoc w dowiezieniu do kościoła, lekarza itd. Ale… nie chcę narzekać! Mam przecież za co dziękować Panu Bogu i Matce Najświętszej. Gorąco Was pozdrawiam i dziękuję za pamięć.

Teresa z Mazowieckiego

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Serdecznie dziękuję za „Przymierze z Maryją”, które dostałam leżąc w szpitalu i walcząc o życie i to w same święta wielkanocne! To była trudna i niebezpieczna operacja. Rozległa przepuklina pępkowa, leżałam w tym szpitalu prawie trzy tygodnie, żywiona wyłącznie kroplówką podtrzymującą funkcje życiowe. Przez ten czas, mimo ostrego bólu, nie rozstawałam się z różańcem. Cały czas, gdy tylko otworzyłam oczy, modliłam się do Matki Najświętszej o ocalenie. Tak bardzo chciałam żyć! Teraz jestem po pobycie w szpitalu, dzieci się mną opiekują, bo sama niewiele mogę. Jestem ogromnie wdzięczna za wszystkie książeczki, które tak wiele dobrego wniosły do mojego życia. Najbardziej zaś za to, że istnieje taka organizacja, jak Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi. Bez Waszego Stowarzyszenia nie doświadczyłabym tego, czego teraz mam okazję doświadczyć. Dziękuję serdecznie, że jesteście i działacie tak prężnie!

Janina z Lubelskiego

 

 

Szczęść Boże!

Na początku bardzo serdecznie dziękuję za Waszą przesyłkę. Broszurę czytam z wielką radością, bo są to bardzo ciekawe wiadomości, nad którymi można się zastanowić. Pyta Pan, co dla mnie jest ważne w tym „Przymierzu z Maryją”? Dla mnie wszystko jest ważne, a ludzie powinni czytać to pismo i zastanowić się nad sobą. Przede wszystkim podziwiam tych, którzy prowadzą to wielkie dzieło, że są tak zaangażowani i wychodzą z pismem do ludzi. Trzeba dbać o to, aby wiara nie wygasła. Starsi ludzie na pewno chętnie, podobnie jak ja, czytają „Przymierze…”. Ja wiary nie straciłam. W tym roku kończę 88 lat, też nie mam wiele siły i zdrowia, ale dziękuję Panu Bogu za wszystko. Nie jestem sama, mieszkam z dziećmi, mam malutką prawnusię – ma 14 miesięcy. Jest bardzo kochana, taki śmieszek, aniołeczek. Pozdrawiam wszystkich Przyjaciół „Przymierza z Maryją”, nadal będę się za Was modlić i proszę o modlitwę. Pozostańcie z Panem Bogiem, Panem Jezusem Chrystusem i Maryją Matką naszą na wieki.

Helena ze Strzegomia

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Utrzymuję z Państwem kontakt od wielu lat i uważam, że otrzymane materiały dotyczące św. Antoniego są jednymi z najlepszych – są najciekawsze z dotychczas przesłanych. Jest to bardzo ważny święty w moim życiu, mój patron (podczas chrztu św. w 1941 roku, w bardzo ciężkich czasach, dostałem na drugie imię Antoni). Często się do niego modlę i moje prośby są wysłuchiwane.

Wiesław z Warszawy

 

 

Szanowny Panie Prezesie!

Każdy Pana list czytam z wielkim zainteresowaniem, bo jest jakby zwierciadłem naszego życia, aktualności, ducha Maryjnego, niestety też smutnej sytuacji tzn. „rządów” obecnych! Obserwuję to wszystko. Dlatego pragniemy zwracać się do naszej Matki Bożej Rozwiązującej Węzły o rozwiązanie węzłów naszych własnych, naszych bliźnich i naszej Ojczyzny. Panie Prezesie, dziękuję za wszystkie prezenty. Na kartce powierzyłam węzły przed cudowny obraz Maryi w Augsburgu z moją obecnością duchową 15 sierpnia. Obrazek oprawiłam w pracowni w piękną ramkę.

Jolanta

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Bardzo się cieszę, że należę do Apostolatu Fatimy i bardzo jestem wdzięczna za przesyłanie mi „Przymierza z Maryją” oraz wszystkie dotychczas otrzymane przesyłki. W obecnym czasie dotyka nas niepewność o jutro, czy zdołamy ocalić siebie w trudnej sytuacji życiowej, w jakiej przyszło nam żyć. Niekończąca się wojna na Ukrainie i Bliskim Wschodzie, susza, głód, pożary, brak perspektyw na spokojne i szczęśliwe życie. Walka człowieka z Bogiem, Kościołem i Krzyżem. A to często doprowadza osoby starsze i młodych ludzi do depresji, a w ostateczności do samobójstwa. Często młodzi ludzie nie posiadają dobrych wzorców, opartych na głębokiej wierze i decydują się, niestety, nawet na ten drastyczny krok. Niech Matka Najświętsza otacza nas na co dzień płaszczem dobroci i miłości. O to proszę codziennie w modlitwie za siebie, rodzinę, kraj i Apostolat Fatimy. Pozdrawiam Was, Kochani, ciepło i serdecznie.

Alina z Gliwic

 

 

Szczęść Boże!

Bardzo dziękuję za przesłanie mi pakietu poświęconego Matce Bożej Rozwiązującej Węzły, w tym Jej przepięknego wizerunku. Z tego powodu jest mi ogromnie miło. Tak w ogóle bardzo sobie cenię Państwa działalność, w tym przesyłane do mnie piękne sakramentalia. Jest mi szczególnie miło, że pamiętacie Państwo o corocznym Maryjnym kalendarzu. Każdego roku z niego korzystam i sprawia mi to ogromną radość. Życzę Państwu samych dobrych dzieł, pomysłów i wytrwałości w pracy na rzecz Dobra. Bóg zapłać!

Z wyrazami poważania i szacunku

Stała Czytelniczka