Nasz Czytelnik, Pan Bogusław ma dylemat: Jaką przyjąć postawę względem zdeklarowanych ateistów? Czy próbować ich przekonywać, czy „odpuścić”? Jaka może być „wspólna płaszczyzna” między katolikami a niewierzącymi?
Zanim przejdę do odpowiedzi na postawione pytania, warto najpierw zastanowić się nad zagadnieniem ateizmu. Otóż, termin „ateizm” wywodzi się z języka greckiego od słowa „atheos” („a” – negacja, przeczenie, „theos” – Bóg) i przede wszystkim oznacza doktrynę lub postawę człowieka, która wyraża negację istnienia Boga rozumianego jako byt w pełni doskonały, transcendentny, niezależny od świata i człowieka, konieczny, przyczyna całej rzeczywistości, osobowy Absolut, z którym człowiek może wejść w świadome relacje (religia).
Wracając jednak do podstawowego zagadnienia… Pragnę zauważyć, że z ateistami – zwłaszcza zdeklarowanymi i wojującymi – bardzo trudno jest rozmawiać. Przede wszystkim dlatego, że oczekują od rozmówcy bezwarunkowego przyjęcia swoich racji. W takim przypadku bardzo łatwo człowiekowi wierzącemu jest się zniechęcić, zwłaszcza wtedy, gdy ateista jest nieprzyjemny i usiłuje za wszelką cenę zdenerwować i obrazić rozmówcę. W takiej sytuacji może nam przyjść na myśl fragment z Drugiego Listu św. Pawła Apostoła do Koryntian:Nie wprzęgajcie się z niewierzącymi w jedno jarzmo. Cóż bowiem ma wspólnego sprawiedliwość z niesprawiedliwością? Albo cóż ma wspólnego światło z ciemnością? Albo jakaż jest wspólnota Chrystusa z Beliarem lub wierzącego z niewiernym? Co wreszcie łączy świątynię Boga z bożkami? (2 Kor 6,14–16).
Jednakże jako chrześcijanie jesteśmy przez Boga wezwani do miłości bliźniego a także do miłości nieprzyjaciół. Pan Jezus mówił do Apostołów: Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą; błogosławcie tym, którzy was przeklinają i módlcie się za tych, którzy was oczerniają (Łk 6,27–28). Jest to szczególne zobowiązanie Zbawiciela do heroicznej miłości. Nie jest łatwo kochać kogoś, kto zachowuje się wrogo, kto szydzi z wyznawanych przez nas wartości, kogoś, kto obraża to wszystko, w co święcie wierzymy, a jednocześnie żąda, aby szanować jego przekonania. Wszystko w nas może się wzburzyć, możemy poczuć zniechęcenie do człowieka, ale w głębi serca musimy próbować się przełamać, mając świadomość, że słońce – dzieło Bożych rąk – świeci i dla dobrych, i dla złych. Warto sobie zdać sprawę, że tak jak słońce świeci dla wszystkich, tak i Bóg z miłością patrzy na każdego człowieka, który – obdarzony przez Stwórcę godnością i wolnością – w taki czy inny sposób odnosi się do Niego.
Jaką w takim razie konkretnie postawę powinien przyjąć człowiek wierzący wobec ateisty czy agnostyka? Jeśli naprawdę wierzę Bogu i ufam Mu bez reszty, a nade wszystko kocham Go z całego serca i duszy, to wobec niewierzących moja postawa musi być pełna szacunku i zrozumienia oraz pełna godności.
Jak można by zobrazować taką postawę? Otóż, jak to pięknie podaje w swoim artykule ks. Jerzy Machacz: Wobec człowieka, który wierzy, że Bóg istnieje, znajduje się człowiek, który wierzy, że Bóg nie istnieje, a jeśli nawet istnieje, to nie można z Nim, z jakichś powodów, nawiązać kontaktu, albo że Jego istnienie jest bez znaczenia dla istnienia człowieka. Ważne jest, że drugi człowiek jest wobec mnie, a nie naprzeciw mnie. Naprzeciw są rzeczy. Naprzeciw siebie stają strony walczące ze sobą, próbujące zniszczyć siebie. Jeśli wobec mnie jest drugi człowiek, to jestem w stanie uszanować jego człowieczeństwo i jestem w stanie go zrozumieć. Ludzie powinni siebie rozumieć, ponieważ są osobami. Szkoda, że nie jest to takie oczywiste w życiu codziennym. Niestety, często uprzedmiotawiamy drugiego człowieka. A przecież nie jest on przedmiotem, lecz podmiotem. Jest osobą...
Często się zdarza, że właśnie ludzie niewierzący zmuszają nas, chrześcijan, swoimi pytaniami do zastanowienia się nad naszą wiarą. Często bardziej niż którykolwiek ksiądz na kazaniu czy nawet Papież przy wygłaszaniu przemówienia. Dlatego powinniśmy rozmawiać o trudnych tematach związanych z wiarą, niekoniecznie od razu przy tym zakładając, że musimy nawrócić naszych znajomych niewierzących.
My – katolicy, chrześcijanie – nie wiemy wszystkiego o Bogu, często z własnej winy, a szczególnie z lenistwa, bo przecież tak mało się modlimy, tak mało czytamy Pismo Święte i Katechizm. Przyznajmy się do tego przed niewierzącymi, a nie zbywajmy ich pytań i wątpliwości swoim zniechęceniem. Człowiek uznający się za niewierzącego powinien stać się dla nas zadaniem. Przecież nie przez przypadek Bóg go postawił na drodze naszego życia. Na pewno potrzebuje naszej życzliwości, naszej modlitwy i dobrego słowa, a nade wszystko potrzebuje przykładu wiary. I tu postawione jest przed nami szczególne zadanie; jak żyć, żeby ateista, patrząc na mnie, na moje życie, na moją postawę, na uśmiech na twarzy wobec przeciwności, mógł zastanowić się nad sobą i mógł poznać Boga. W pierwszych wiekach chrześcijaństwa całe rzesze niewierzących nawracały się, obserwując jednoznaczną postawę i świadectwo wiary wyznawców Chrystusa.
Musimy pamiętać, że Kościół odrzucając ateizm jako grzech przeciwko cnocie religijności, jednak nie stygmatyzuje ateistów. Odrzucając ateizm, zachęca nas do szczerego i roztropnego dialogu z niewierzącymi.
Przy czym pamiętajmy, że dialog nie oznacza jakiegoś relatywizowania wiary, czego obawia się dziś wielu szczerych katolików. Potrzeba dialogu, ponieważ dialog jest przejawem głębokiej, związanej z wiarą chrześcijańskiej miłości. Bo dialog jest częścią zwyczajnego codziennego życia. I ważne jest to, żebyśmy pamiętali, streszczając naukę Kościoła, że katolik nie staje naprzeciw, lecz wobec ateisty, bo naprzeciw siebie stają strony, które walczą ze sobą i próbują siebie zniszczyć.
Mając tego świadomość musimy podkreślić, że zadaniem człowieka wierzącego jest wyrwać drugiego człowieka z obojętności na Boga! Przecież ateista czy agnostyk może dojść do wiary dzięki spotkaniu człowieka wierzącego, który wyznaje swoją wiarę przykładem własnego życia, a nie górnolotnymi słowami. Człowieka, dla którego wiara nie jest pusto brzmiącym frazesem, złudzeniem, sentymentalizmem, ucieczką od rzeczywistości czy wygodnym schronieniem, ale jest zaangażowaniem całego życia – myśli, słów, postawy i czynów. Chrześcijańska wspólnota wierzących stanowi drogę dla ludzi obojętnych i wątpiących. Wymaga to jednak spełnienia pewnego warunku: świadectwo wiary każdego z nas musi stać się bardziej przejrzyste.
Ateistom należy pokazać wartości płynące z wiary – wartość życia, ofiarną i bezinteresowną miłość – które bez wiary w Boga właściwie nie znajdują ostatecznych podstaw. Ludzie, jak wiemy, często stają się ateistami wtedy, gdy, na przykład, poczują się „lepsi” od swojego Boga. Podobnie jak ludzie, którzy dzisiaj z taką premedytacją odrzucają Kościół, bo czują się „lepsi” od tego Mistycznego Ciała Chrystusa.
Postawa wierzącego katolika wobec ateisty nie może być lekceważąca czy obraźliwa, ale ma być życzliwa i bez uprzedzeń. Jednak z uwagi na wyznawane przez niego wartości nie może być bezkrytyczna. Przypomniał o tym papież Benedykt XVI, który podczas swojej wizyty w Hiszpanii skrytykował ludzi, którzy uważając siebie za bogów, myślą, że nie potrzebują więcej korzeni ani fundamentów poza samymi sobą. Papież ostrzegał przed pokusami wolności bez Boga i apelował, szczególnie do młodzieży, aby ich posłanie miłości odbiło się echem u niewierzących.
A więc katolik nie powinien przyjmować postawy milczenia czy obojętności wobec zła. Dlatego jesteśmy na tym świecie, aby dawać świadectwo i walczyć o prawdę. Bo zła nie można tolerować.
Katolik – człowiek wierzący, nie może popadać w jakąś bierną rezygnację czy w bezduszny fatalizm. Przeciwnie: jego świadomość i odwaga wiary powinny go zachęcać do przeciwstawiania się złu i do solidarności z prześladowanymi. Ks. dr Jarosław Grabowski, w artykule Wyrwać człowieka z obojętności na Boga, pisze: Taka solidarność katolików może przybliżyć, utwierdzić w prawdzie, że Bóg współdziała z człowiekiem w jego walce ze złem. A przypominając słowa św. Pawła: „Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam”. A więc wobec tego agresywnego wybuchu misyjnego ateizmu katolik ma prawo domagać się, by traktowano argumenty i przekonania ludzi wierzących z należytą powagą. Odnosi się on do ateistów z chrześcijańską miłością bliźniego. Niestety, wiemy, że ta miłość ze strony ateistów jest nie zawsze odwzajemniana. Katolik na przykład nie nazywa ateisty „chorym psychicznie”, tak jak czynią to niektórzy ateiści (…). My nie idziemy tą drogą. Nikogo nie nazywamy chorymi psychicznie, bo miłość do Boga nam na to nie pozwala, i miłość do człowieka. Ona nas motywuje do odwagi i świadectwa życia.
Podsumowując, pragnę podkreślić, że my, katolicy, mamy święty obowiązek ułatwiać dostęp do Boga drugiemu człowiekowi, mamy obowiązek okazywać obecność Boga w życiu publicznym i mamy czynić to przez świadectwo żywej, dojrzałej wiary. Dzisiaj właśnie my, uczniowie Jezusa Chrystusa, naszego Pana i Zbawiciela, którzy jesteśmy po wielokroć obrażani i spychani na margines życia publicznego i społecznego, nie możemy zgodzić się na odrzucanie Boga. Nie wolno nam zgodzić się na zamknięcie wiary w sferze prywatności, dzisiaj mamy obowiązek z odwagą wyznawać wiarę. Przypominajmy sobie nieustannie, każdego dnia o obowiązku świadectwa wiary w codziennym życiu i odwadze jej wyznawania wobec ludzi i współczesnego świata.
Wszystko ma swój czas i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem (Koh 3,1). Po raz kolejny mogłam się o tym przekonać, kiedy dostałam możliwość towarzyszenia jako opiekun naszym Przyjaciołom – Apostołom Fatimy w pielgrzymce do miejsc, gdzie Matka Boża objawiła się trojgu pastuszkom.
Odkąd pamiętam, maj gra melodię „łąk umajonych”. Wszystko dzięki mojemu tacie, który od najmłodszych lat zabierał mnie na nabożeństwa majowe. Uczciwie trzeba przyznać, że z biegiem lat, wśród natłoku codziennych spraw i zmartwień, zdarza się zaniedbywać w sprawach Nieba, ale Matka Najświętsza o swoich dzieciach nie zapomina nigdy. Najlepszy dowód stanowi dla mnie ta możliwość, by miesiąc po ślubie móc razem z mężem zawierzyć nasze małżeństwo i rodzinę bezpośrednio Fatimskiej Pani.
Jestem przekonana, że choć nasza grupa pielgrzymów została wyłoniona na drodze losowania, nikt z nas nie znalazł się tutaj przypadkiem. I tak z sercami przepełnionymi wdzięcznością za ten niespodziewany dar, o trzeciej nad ranem 16 maja 2024 roku wyruszyliśmy w podróż do miejsca, gdzie Niebo dotknęło ziemi.
Fatima przywitała nas pochmurnym niebem i deszczem. Nie popsuło nam to bynajmniej radości z faktu, że dotarliśmy do naszej ukochanej Matki. Co ciekawe podobna pogoda towarzyszyła nam w ciągu całego wyjazdu. Szare i posępne poranki zamieniały się w słoneczne, ciepłe popołudnia. Całkiem jak w życiu, kiedy co dzień splatają się chwile radosne i smutne.
Po pierwsze: Fatima
Każdy dzień rozpoczynaliśmy od Mszy Świętej w Kaplicy Objawień, a kończyliśmy wspólnym Różańcem i procesją z figurą Matki Bożej. Niesamowity był to widok na wielki plac wypełniony modlitwą i śpiewem tysięcy ludzi, rozświetlony światłem tysięcy świec.
Jeden dzień naszej pielgrzymki poświęciliśmy, by poznać miejsca i historię związaną z objawieniami. Odwiedziliśmy muzeum, w którym przechowywane są wota ofiarowane w podzięce Matce Bożej. Przeszliśmy Drogę Krzyżową, wędrując ścieżkami, którymi chodzili Łucja, Hiacynta i Franciszek. Zobaczyliśmy miejsca, w których mieszkali. Mogliśmy wyobrazić sobie, jak wyglądało ich codzienne życie. Zwiedziliśmy również przepiękną bazylikę Matki Bożej Różańcowej, gdzie pochowani są pastuszkowie z Fatimy. Niestety, majestat tego miejsca objawień niszczy brzydota wybudowanej naprzeciwko bazyliki poświęconej Trójcy Przenajświętszej…
Po drugie: zachwyt
Pielgrzymka do Fatimy, oprócz uczty dla duszy, była okazją do zobaczenia perełek architektury portugalskiej. Klasztor hieronimitów w Lizbonie, zamek templariuszy w Tomar, klasztor cystersów w Alcobaça, klasztor Matki Bożej Zwycięskiej w Batalha… aż trudno uwierzyć, że te majestatyczne budowle zostały zbudowane przez ludzi, którzy do dyspozycji mieli tylko „sznurek i młotek”. Przez, zdawałoby się, zwykłe mury tchnie duch ad maiorem Dei gloriam i przypomina o czasach, kiedy ludzie w większości potrafili wyrzec się korzyści dla siebie, bo wiedzieli, po co i dla Kogo na tym świecie żyją. Może jeszcze wrócą czasy dzieł Bogu na chwałę i ludziom na pożytek…
W czasie pielgrzymowania mieliśmy także okazję odwiedzić małe, urocze miasteczko Obidos. Pełne wąskich uliczek, białych domów, gdzie czas płynie zdecydowanie wolniej i przypomina o tym, jak ważne jest dobre przeżywanie tu i teraz. Ogromne wrażenie zrobiła też na nas pięknie położona nadmorska miejscowość Nazaré, z przepiękną plażą i oceanem, którego ogrom jednocześnie przeraża i zachwyca. Tutaj także znajduje się najstarsze portugalskie sanktuarium Maryjne, gdzie przechowywana jest figurka Matki Bożej z Dzieciątkiem, którą – jak głoszą legendy – wyrzeźbił sam św. Józef!
Po trzecie: ludzie
Jednak te wszystkie miejsca, widoki, przeżycia nie byłyby takie same, gdyby nie towarzystwo. Wielką wartością było dla mnie poznanie naszych drogich Apostołów. Nieoceniona była również rola pani pilot, która swoimi barwnymi opowieściami ożywiała wszystkie odwiedzane przez nas miejsca.
Z dalekiej Fatimy…
To były cztery dni wypełnione modlitwą, zwiedzaniem, rozmowami… Intensywne, ale warte włożonego wysiłku. Odwiedzenie miejsca, do którego z Nieba osobiście przybyła Matka Najświętsza, to wielki przywilej i łaska. Nie można jednak zapominać, że najważniejsza jest prośba, którą kieruje Ona codziennie do każdego z nas – by chwycić za różaniec i zapraszać Ją do naszych zwyczajnych spraw i obowiązków!
Szanowna Redakcjo!
Dziękuję za wszystkie „Przymierza z Maryją”. To jest moja lektura, na którą czekam i którą czytam „od deski do deski”. Wciąż odnajduję w niej coś nowego i pożytecznego. Składam serdeczne podziękowania i życzę całej Redakcji dużo zdrowia i wytrwałości w tym, co robicie. Jest to dla wielu ludzi olbrzymim wsparciem!
Anna z Podkarpacia
Szczęść Boże!
Bardzo szlachetna i potrzebna jest Wasza kampania poświęcona Matce Bożej Rozwiązującej Węzły. Różne węzły-problemy dotykają bardzo wielu Polaków. Jestem również zaniepokojony, że coraz więcej dzieci i młodzieży zmaga się z depresją i zaburzeniami lękowymi, jak również z wszelkimi uzależnieniami, czy to od alkoholu, czy innych używek. To bardzo niepokojące, gdyż problem ten nasila się i jest bardzo trudny do rozwiązania. Myślę jednak, że uda się rozwiązać większość węzłów za sprawą Matki Najświętszej.
Wojciech z Buska-Zdroju
Szanowny Panie Prezesie!
Na Pana ręce składam najserdeczniejsze podziękowania za nadesłane mi piękne i budujące życzenia urodzinowe. Pamiętam w moich modlitwach zanoszonych do Bożej Opatrzności o wszystkich pracownikach Stowarzyszenia na czele z Panem. Modlę się o Boże błogosławieństwo w życiu osobistym i zawodowym.
Zofia z Mielca
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Jako Apostołka Fatimy, na temat kampanii „Maryja rozwiąże każdy Twój problem” wypowiadam się z wielką ufnością do Matki Bożej, która pomoże rozwiązać każdy problem, gdy Ją o to prosimy. Wierzę w to głęboko. Jestem wzruszona, gdy czytam, jakie ludzie mają ciężkie sytuacje życiowe. Szanowny Panie Prezesie! Serdecznie dziękuję za wielkie dzieła, jakie tworzycie w Waszym Stowarzyszeniu. Dziękuję za poświęcony piękny obrazek, za książeczkę Maryjo, rozwiąż nasze węzły!, kartę, na której zapisałam problemy rodzinne. W modlitwie polecam Bogu i Matce Najświętszej całe Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi. Szczęść Wam Boże na dalsze lata. Z Panem Bogiem!
Irena z Bielska-Białej
Szczęść Boże!
Serdecznie dziękuję za przesłanie książki Św. Rita z Cascii. Dla niej nie ma rzeczy niemożliwych. Już czytamy, modlimy się. Za jej wstawiennictwem wypraszamy potrzebne łaski i opiekę nad rodziną i naszą Ojczyzną. Co roku pielgrzymujemy z parafii do sanktuarium w Nowym Sączu. Od dawna modlę się codziennie, aby za jej wstawiennictwem otrzymać łaski nieraz w trudnych sytuacjach. Życzę Wam błogosławieństwa Bożego i obfitych łask w działalności. Szczęść Wam Boże!
Józefa z Małopolskiego