Drodzy w Chrystusie Panu! Chciałbym dziś poruszyć temat trudny, taki, który rodzi wieczne nieporozumienia między wiernymi w kościele a celebransem, czego już nieraz doświadczyłem. Chodzi mi o zachowanie dzieci na Mszy Świętej. Oczywiście chodzi o dzieci młodsze, które nie bardzo wiedzą, gdzie się znajdują. Rzecz jasna, takie zachowanie to ich prawo, bo są dziećmi, ale przecież za te dzieci odpowiadają starsi: rodzice, dziadkowie.
Od razu się przyznaję: nie jestem zwolennikiem tzw. dzieciocentryzmu, którego wyznawcy uważają, że ich pociechom wszystko wolno, a ludzie powinni się zachwycać, jak pięknie ich „skarb” ściąga uwagę wszystkich na siebie, równocześnie odciągając wiernych od tego, co dzieje się na Ołtarzu. Kiedyś zwróciłem uwagę jednej pani, że powinna się zająć dzieckiem, które tak głośno płakało, że trudno mi się było skupić na modlitwie. W odpowiedzi ta pani powołała się na słowa pewnego księdza, który miał powiedzieć, że dziecko właśnie tak się modli. Być może tak właśnie jest, ale według mojego rozeznania, nawet jeżeli jest to modlitwa dwu- czy trzyletniego dziecka, to proponuję, żeby się modliło w domu. Do świątyni przyjdzie, kiedy będzie już w stanie choćby przez te pół godziny zachować względny spokój i ciszę.
Zdaję sobie sprawę z tego, że często rodzice chcą iść razem do kościoła, bo pragną wspólnie przeżywać Mszę Świętą. I to jest w porządku. Ale to ich też do czegoś zobowiązuje: dzieckiem trzeba się zająć. Można również na czas Mszy zanieść je do dziadków albo jedno z rodziców powinno z nim zostać, a do kościoła pójść później.
Dlaczego nie jestem zwolennikiem prowadzenia maleńkich dzieci do kościoła? Z czystej miłości bliźniego. Nie możemy myśleć tylko o tym, co dla nas wygodne. Trzeba wziąć pod uwagę wiernych, którzy przychodzą na Mszę. Wielu z nich tęskni za tymi chwilami szczerej modlitwy wraz z innymi po całotygodniowym hałasie i zabieganiu. Biegające i hałasujące dziecko nie pozwala się skupić na niczym innym, jak tylko na jego krzyku. Są też w kościele ludzie, którzy pragną coś wynieść z Mszy Świętej: wsłuchać się w Słowo Boże, posłuchać kazania. Krzyczące dziecko uniemożliwia słuchanie czegokolwiek poza swoim płaczem. Wreszcie na koniec warto pomyśleć o księdzu, który musi powiedzieć kazanie, a dziecko sprawia, że nie słyszy własnych myśli. Nie ma mowy o skupieniu, wrzaski i płacz dzieci wwiercają się w głowę i rozpraszają. Ksiądz i wierni w kościele mają wtedy już tylko jedno pragnienie: niech ten hałas się skończy.
Prócz krzyków można zaobserwować rodziców, którzy puszczają swoje dzieci z myślą „niech się pobawi, my trochę odpoczniemy”. I zaczyna się zabawa taka sama jak w parku: dziecko wszędzie zagląda, podchodzi do ludzi w kościele, kopie w ławkę albo klęcznik. Rodzicom jest wszystko jedno, bo mają przez chwilę spokój, a dziecko im z kościoła nie ucieknie, bo by to zauważyli. Moim zdaniem to brak miłosierdzia zarówno dla uczestniczących we Mszy Świętej, jak i dla kapłana, który ją odprawia.
Teraz można mi zarzucić brak wrażliwości, zrozumienia. Można mi zarzucić także, że odciągam dzieci od Pana Boga, który przecież je kocha. Jestem od tego bardzo daleki. Chodzi mi tylko o to, żeby inni wierni, którzy chcą jak najlepiej modlić się na Mszy Świętej, nie byli zmuszani do słuchania krzyków dzieci, albo, co gorsza, byli rozpraszani przez malucha spacerującego lub biegającego po kościele.
Czy zatem dzieci nie powinno się zabierać na Mszę? Ależ nic podobnego! Nie tylko powinno, ale nawet trzeba. Należy to jednak czynić roztropnie. Jeżeli rodzice wezmą do kościoła dziecko, które nie bardzo kojarzy jeszcze gdzie jest, biorą za nie odpowiedzialność. Kiedy ich syn czy córka nie chce się uspokoić, niech nie siedzą zadowoleni, jakby ich to nie dotyczyło. Niech się zajmą swoim dzieckiem, wyjdą z nim na chwilę na zewnątrz, tam sprawdzą, czy coś się stało, czy też dziecko płacze bez powodu. Po wcześniejszym uzgodnieniu z księdzem proboszczem można na przykład w zimie iść do zakrystii, jeżeli nie chcemy stać na dworze, bo na przykład pada.
Myślę, że nie powinniśmy pozwalać naszemu dziecku odchodzić za daleko i „zwiedzać” kościół, bo to jest nie tylko kłopotliwe, ale czasem niebezpieczne. Wyobraźmy sobie, że czteroletnie lub nieco starsze dzieci chodzą po świątyni i zainteresują się na przykład stojącą na półce ciężką figurą lub obrazem. Taki obraz może spaść, a skutków nie chcę sobie nawet wyobrażać.
Dzieci, które nie są w stanie słuchać i nie wiedzą, gdzie są, nie wyniosą nic z nabożeństwa. Nie wydaje mi się też, że sytuację z Ewangelii, gdzie Pan Jezus błogosławi dzieci, można by było porównać z każdą niedzielną Mszą Świętą. Są w trakcie roku różne okazje, gdzie nawet krzyczące dzieci są mile widziane: np. zakończenie Oktawy Bożego Ciała, w dzień św. Mikołaja i inne. Wtedy nikt nie będzie miał za złe, że dzieci hałasują, bo wierni idą już przygotowani psychicznie, że będzie dużo dzieci i że może w kościele nie być spokojnie. Natomiast zabieranie małych dzieci na Mszę Świętą wcale nie powoduje, że później te dzieci będą chętnie chodziły do kościoła. Moim zdaniem jest wprost przeciwnie. Dzieciom odtąd pobyt w kościele może się kojarzyć tylko z czasem dzieciństwa i jak tylko otrzymają sakrament bierzmowania, odchodzą od Kościoła na dobre, bo już dziećmi nie są.
Jest piękny sposób wtajemniczania dzieci, choćby najmłodszych, w uczestnictwo w życiu liturgicznym Kościoła. Dzisiaj już trudno zauważyć takie sceny, ale jeszcze się zdarzają. Matka, czasem ojciec, czasem babcia, przychodzą z dzieckiem do kościoła, kiedy nie ma w nim nabożeństwa, a kościół jest otwarty. Wtedy tłumaczą „pociesze”, co tu się znajduje. Z życzliwym uśmiechem pokazują na tabernakulum i uczą: Widzisz, tam mieszka Pan Jezus. Pokazują obrazy i figury, pouczają co lub kogo one przedstawiają. I to jest właściwe, bo kiedy dzieci przywykną już, że kościół jest miejscem wyjątkowym, innym niż dom czy park, będą później wyciszać się za każdym razem, kiedy w świątyni się znajdą. Poza tym jest to wspaniała lekcja religii według sprawdzonej zasady, że podstaw wiary uczymy się od wierzących najbliższych.
Drodzy w Panu Jezusie, wiem, że wyrażam pogląd, z którym nie wszyscy się zgodzą. Mają do tego prawo, ale bardzo proszę bezstronnie przemyśleć to, co napisałem. Może zgodzimy się choć z częścią argumentów, kiedy się nad nimi zastanowimy.
Niech Fatimska Pani uprosi nam obfite owoce Wielkiego Postu. Amen.
Dzisiaj prezentujemy Państwu sylwetkę pana Zdzisława Czajki, który wspiera Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi od 2004 roku, a od 2008 roku należy do Apostolatu Fatimy. W listopadzie ubiegłego roku wziął udział w pielgrzymce Apostolatu do Sanktuarium Matki Bożej w Fatimie. Oto co nam o sobie opowiedział…
– Urodziłem się w Leżajsku na Podkarpaciu, a ochrzczony zostałem przez ks. Józefa Węgłowskiego w parafii pw. św. Józefa w Tarnawcu koło Leżajska. Potem wyjechałem z rodzicami, Władysławem i Reginą, na Opolszczyznę. Zamieszkaliśmy w Myszowicach, a należeliśmy do parafii pw. Świętej Trójcy w Korfantowie. W dzieciństwie byłem ministrantem i służyłem do Mszy Świętej w małej kapliczce w Myszowicach.
Zaangażowanie w życie Kościoła
– Po zawarciu małżeństwa przeprowadziłem się do swojej obecnej parafii pw. św. Marcina Biskupa w Jasienicy Dolnej, choć uczęszczam do kościoła filialnego pw. św. Mateusza w Mańkowicach. Przez kilka lat należałem wraz z żoną do Żywego Różańca, który teraz już niestety u nas nie istnieje. Poza tym przez 12 lat śpiewałem w chórze parafialnym.
– Kiedyś dostałem od mojego kolegi album poświęcony położonemu niedaleko od Mańkowic Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej na Szwedzkiej Górce. Nazwa Szwedzka Górka jest związana w obecnością na tych terenach w czasie wojny trzydziestoletniej wojsk szwedzkich. W czasach PRL-u jeździłem tam na coroczną Mszę Świętą z okazji tzw. dnia ludowego.
Obecnie w drugi dzień Zielonych Świątek odbywa się tam Zjazd Rolników.
– Od kilku lat sympatyzuję z Trzecim Zakonem ojców franciszkanów w Nysie. Do tej pory nie złożyłem przyrzeczeń, ale jeżdżę tam co jakiś czas na Msze Święte. W każdą ostatnią niedzielę miesiąca jest tam odprawiana Msza Święta w intencji powołań do Trzeciego Zakonu świeckich franciszkanów.
Duchowni w rodzinie
– Brat mojego ojca, Jan Czajka, i jego stryj, Wawrzyniec Czajka, byli księżmi. Miło wspominam zwłaszcza ks. Jana, który przez 42 lata, jako proboszcz i kanonik, posługiwał w parafii Świętych Piotra i Pawła w Zagorzycach Dolnych koło Sędziszowa w Małopolsce.
– Moja siostra stryjeczna Lucyna Czajka – siostra Katarzyna – jest zakonnicą w Zgromadzeniu Córek Bożej Miłości. Obecnie pracuje jako nauczycielka w przedszkolu prowadzonym przez swoje zgromadzenie w Wilkowicach koło Bielska-Białej.
Wspieranie Stowarzyszenia
– Dwadzieścia lat temu, wracając z pracy, znalazłem przed wejściem do mieszkania ulotkę informującą o możliwości wspierania Stowarzyszenia i tak się to zaczęło. Od 2005 roku zgromadziłem wszystkie kalendarze „365 dni z Maryją” i mam prawie 100% wydań „Przymierza z Maryją”, nie mówiąc o innych dewocjonaliach, które otrzymałem: figurce Matki Bożej Fatimskiej czy różańcach, zwłaszcza tym wydanym na 100-lecie Objawień Fatimskich.
Pielgrzymka do Fatimy
– Na 20-lecie swojego wspierania Stowarzyszenia zostałem wylosowany na pielgrzymkę do Fatimy. Byłem z tego powodu bardzo szczęśliwy. W Fatimie podobały mi się szczególnie: plac przed bazyliką, droga krzyżowa, domy, w których mieszkały dzieci fatimskie oraz zamki, kościoły i klasztor templariuszy w Tomar. Miło wspominam również to, że podczas pielgrzymki moja żona wylosowała figurkę Matki Bożej Fatimskiej, która była nagrodą za zakupy zrobione w jednym ze sklepów.
– Bardzo dziękuję za pielgrzymkę i pozdrawiam szczególnie całą naszą grupę oraz panią przewodnik, która opiekowała się nami i przekazała nam bardzo dużo wiadomości.
Oprac. JK
Szanowna Redakcjo!
Dziękuję serdecznie za przesłany kalendarz i egzemplarze „Przymierza z Maryją”. Czytam je z ochotą i uwagą „od deski do deski”. Artykuły są wartościowe i ciekawe. Życzę dalszej owocnej pracy w tym zakresie. Wasze kalendarze są przepiękne, wspieram datkiem akcję ich rozprowadzania. Życzę wytrwałości w działalności Stowarzyszenia, wspierając ją na ile mogę niemal od początku powstania organizacji, a mam już prawie 90 lat. Niech Boża Opatrzność czuwa nad Wami.
Stanisława ze Śląskiego
Szczęść Boże!
Dziękuję za prowadzenie tak pięknych i potrzebnych akcji katolickich. W miarę moich możliwości wspieram Was w tym pięknym dziele materialnie i duchowo. Życzę Wam, abyście kontynuowali to dzieło jak najdłużej i niech Was Matka Boża Fatimska ma w Swojej opiece i pomaga Wam w tych trudnych dla naszego kraju czasach. Szczęść Wam Boże!
Tadeusz z Małopolski
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Bardzo dziękuję za przesłane pozdrowienia, upominki oraz pozostałe materiały. Ogromnie ucieszyła mnie informacja, że Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi oraz Apostolat Fatimy rozpoczęły kampanię mającą na celu ożywienie kultu św. Antoniego z Padwy. Był on bowiem ukochanym świętym mojej prababci, babci i mamy. Z czasem stał się bardzo bliski i mojemu sercu. Ale nie zawsze tak było. Był taki czas w moim życiu, gdy jako nastolatka miałam do niego wiele żalu. Szczególnie wówczas, gdy widziałam moją ukochaną mamę, stojącą w kościele, pod figurą św. Antoniego i z ufnością modlącą się do niego, a on jej nie pomagał w powrocie do zdrowia i w codziennych troskach. Tak wówczas to widziałam. Przyszedł jednak czas, gdy zrozumiałam, że to obecność tego świętego w życiu mojej mamy sprawiała, że było jej lżej nieść trudy choroby i życia.
Gdy zostałam tercjarką franciszkańską, zapragnęłam, aby w mojej parafii rozwinął się kult św. Antoniego. Żeby wierni mogli z ufnością zawierzać swoje sprawy – często tak bardzo trudne i beznadziejne – Bożemu Cudotwórcy. Aby w ich sercach nigdy nie zaginęła nadzieja Jego wstawiennictwa u Boga i otrzymania skutecznej pomocy. Ta sama nadzieja, jaką żywiła w sercu przez całe życie moja mama. Za każdym razem, gdy wspominam tę historię, to odnoszę wrażenie, graniczące z pewnością, że to sam św. Antoni prowadził mnie w działaniach, które miały rozszerzyć jego kult, na chwałę Bożą, w moim parafialnym kościele. Tu muszę dodać, że zostałam tercjarką w kościele, w którym znajduje się figura św. Antoniego, przed którą tak często modliła się moja mama. I to dzięki Ojcom Franciszkanom z tej świątyni mogłam zaangażować się w ożywienie kultu św. Antoniego w moim kościele parafialnym.
Proszę pozwolić, że poniżej krótko opiszę, jak obecnie przedstawia się ten kult w mojej parafii:
W 2000 roku uroczyście powitaliśmy w naszej parafii relikwie św. Antoniego przybyłe prosto z Padwy. W kościele stanęła figura Świętego, obok której jest umieszczony koszyczek z cytatami z kazań św. Antoniego. Tym samym mogą one stanowić formę modlitwy za wstawiennictwem tego Świętego. W każdy wtorek, po Mszy Świętej, odmawiana jest litania do św. Antoniego z Padwy. Każdego 13 czerwca, gdy Kościół obchodzi jego wspomnienie, w intencjach złożonych przez parafian odprawiana jest Msza z poświęceniem chlebków, które później wierni zabierają do domów. Chlebki mają przypominać o chrześcijańskim obowiązku niesienia pomocy potrzebującym i ubogim. Przy figurze umieszczona jest również kasetka na ofiary, które przekazywane są parafialnej Caritas. Tak zebrane pieniądze służą do organizowania różnorakiej pomocy potrzebującym w naszej parafii.
Pozdrawiam Was serdecznie i ufam, że kampania mająca ożywić kult św. Antoniego z Padwy przyniesie liczne duchowe owoce – o co, z całą gorliwością, będę się modliła! Szczęść Boże!
Mariola – Apostołka Fatimy
Szczęść Boże!
Dziękuję bardzo za wszystkie piękne i wartościowe broszurki. Św. Antoni i św. Józef są moimi szczególnymi patronami, chociaż św. Ojciec Pio i św. Jan Paweł II też są moimi wielkimi orędownikami. Dziękuję za Wasze akcje i piękne publikacje. Ja i moja mamusia (91 lat) chętnie dowiadujemy się z nich dużo o życiu świętych, a modlitwy są piękne. Dlatego z całego serca Wam dziękuję. Bóg zapłać za wszystko, co buduje oraz umacnia moją wiarę i miłość do Pana Boga, Jego Syna i naszej Matki.
Grażyna z Torunia
Szanowny Panie Prezesie!
Bardzo dziękuję za niezmierzone wsparcie duchowe, modlitwy oraz wszystkie przesyłki. Wasze kampanie są bardzo szlachetne i potrzebne. Proszę pozwolić, że dam przykład… W zeszłym roku pewnej rodzinie podarowałam kalendarz Maryjny. Od tej pory jej członkowie zaczęli częściej chodzić do kościoła, a ostatnio nawet jeżdżą na pielgrzymki. Nie jest to jedyna rodzina, bo przekazywałam też „Przymierze z Maryją” – zdarzało się, że zostawiałam je na stoliku w przychodni zdrowia. W każdym „Przymierzu…” można znaleźć bardzo ciekawe i pouczające artykuły oraz nowe modlitwy, za co serdecznie dziękuję!
Czas bardzo szybko upływa, już jesteśmy razem od 2009 roku. Mam nadzieję, że dobry Pan Bóg i Najświętsza Maryja Panna pobłogosławią nam i jeszcze dłuższy czas będziemy razem. Choć niestety muszę przyznać, że ostatnio choroby bardzo nękają mnie i mojego męża… Czasem jest mi bardzo ciężko, ale staram się wytrwale modlić i odzyskuję siły. Modlę się też za Was wszystkich codziennie, wypraszając zdrowie, błogosławieństwo Boże we wszystkim oraz opiekę Matki Bożej. Serdecznie pozdrawiam i życzę wszystkiego co najlepsze – zwłaszcza zdrowia, błogosławieństwa Bożego, opieki Najświętszej Maryi Panny oraz darów Ducha Świętego dla Was wszystkich.
Z Panem Bogiem
Irena z Jastrzębia Zdroju
Szczęść Boże!
Wspieram każdą akcję, którą organizuje Wasze Stowarzyszenie ku czci Pana Jezusa i Matki Najświętszej. Uważam, że są one bardzo potrzebne. Mimo sędziwego wieku, śledzę je na bieżąco. Niech Matuchna Fatimska Wam błogosławi!
Henryk z Tychów