Rodzina
 
Katolickie wychowanie dzieci

Gdy chcemy coś sensownie powiedzieć o jakimkolwiek ludzkim działaniu, przede wszystkim powinniśmy postawić pytanie o cel tegoż działania. W przeciwnym razie możemy błąkać się po obrzeżach tematu, nigdy nie dochodząc do sedna sprawy…

Pamiętam bezowocne wielogodzinne rozmowy niby o wychowaniu. Była to debata przed laty z kilkoma „edukatorami seksualnymi”, zamianowanymi przez ówczesnego ministra edukacji narodowej z komunistycznego nadania – profesora Jerzego Wiatra (niegdysiejszego piewcy wielkości Stalina).

Gdy uparcie próbowałem dojść do poznania celu wprowadzenia do szkół „edukacji seksualnej” (taki był zamysł ówczesnego MEN), panowie czynili zręczne uniki, konsekwentnie zasłaniając się „koniecznością” wprowadzenia w życie już przegłosowanej ustawy. Próba ustalenia hierarchii wartości, która będzie wyznacznikiem tej „edukacji”, też spełzła na niczym…

Wreszcie na koniec debaty postawiłem im dwa pytania. Pierwsze: Czy można używać norm moralnych przy ocenie zachowań seksualnych zwierząt? Odpowiedzieli chórem, że oczywiście nie, bo zwierząt to w ogóle nie dotyczy. Na to czekałem i… zadałem drugie pytanie: Czy wolno nie używać norm moralnych przy ocenie zachowań seksualnych ludzi? Zacisnęli zęby. Spuścili głowy. Żaden nie bąknął, że nie wolno. Zostali zdemaskowani…

Cały zamysł edukacji seksualnej bazował i bazuje nadal na tym, by zaciekawić i zachęcić do aktywności seksualnej młodych, ukazując wszelkie możliwe działania jako „równie dobre”. Żadnych ocen moralnych, żadnych ostrzeżeń o złych skutkach. Z jednoczesnym zakazem używania rozumu i woli w imię spontaniczności (czytaj: bezmyślności i bezwolności). Ciekawe, że wszystkie ważne działania człowiek planuje i pieczołowicie przygotowuje, a jedynie działania seksualne miałyby być „spontaniczne” na zasadzie „jak się zachce”.

Całkowitą bezkarność działań na polu seksualnym ma gwarantować, ochoczo reklamowana, „znakomita, niezawodna i całkowicie nieszkodliwa, nowoczesna” antykoncepcja. A w razie „wpadki” mamy jeszcze „dobrodziejstwo aborcji”, którą próbuje się ­dopisywać do praw człowieka! Słowem „bawcie się dobrze”…

Wierzę, że autorzy, propagatorzy i promotorzy programowej demoralizacji młodzieży doczekają się osądu jeżeli nie prawników, to przynajmniej historyków. A już na pewno nie opłaci im się ta plugawa działalność w „rozliczeniu ostatecznym”. Tak czy inaczej, sfera płciowości to teren śmiertelnych (dosłownie) zagrożeń dla naszych wychowanków.

Dobro wychowanka


Po tym przydługim wstępie przystąpmy do rozważań o wychowaniu. Pierwszy problem – cel wychowania. Można go określać różnie, lecz w rozsądnych propozycjach będzie to zawsze jakoś zdefiniowane dobro wychowanka. Skoro dla człowieka największym dobrem jest zbawienie, to można powiedzieć, że nadrzędnym celem wychowawczym jest zbawienie wychowanka.

Powstaje pytanie: przez co osiąga się zbawienie? Nikt nie zostanie zbawiony wbrew swej woli. Pan Bóg obdarowawszy człowieka wolną wolą, jest konsekwentny. Iluż ma o to do Boga pretensje, że pozwala człowiekowi źle czynić. A ze złych czynów człowieka (np. wojny) wyciąga wniosek, że Bóg nie istnieje.

Miłość, wiara i łaska…


Człowiek, by mógł być zbawiony, sam tego musi wpierw zapragnąć i podjąć osobisty trud. Trud użycia rozumu i woli w drodze do własnej świętości. Świętości, która w praktyce oznacza pełną wolność wyboru dobra i odrzucenia zła. Bez względu na to, jak to zło jawi się jako atrakcyjne i kuszące i jak kosztowne jest opowiedzenie się za dobrem. Szczytem świętości i zarazem tak rozumianej wolności jest zdolność oddania życia w obronie wyznawanych wartości. Człowiek wolny może wchodzić w piękne i trwałe relacje z innymi. Najdojrzalszą relacją jest miłość. Miłość rozumiana jako „bezinteresowny dar z siebie samego” (Jan Paweł II). Własny rozwój do granic człowieczych możliwości i piękne relacje z innymi są źródłem największego szczęścia na ziemi. Maksimum szczęścia gwarantuje dobra relacja z Bogiem – wiara. Gwarantuje ona również „płynne” przejście do domu Ojca, do wieczności.

By ten stan wolności i szczęścia zarazem osiągnąć, nie wystarczy nawet najdoskonalsze używanie rozumu i woli. Jest jeszcze potrzebna łaska. Możemy ją wypraszać przez modlitwę, lecz łaski sakramentalne otrzymujemy wyłącznie przez Kościół za pośrednictwem wyświęconych kapłanów. Choćbyśmy po ludzku zrobili najwięcej, jak to jest możliwe, to i tak nie zasłużymy sobie sami na zbawienie. Zbawieni możemy być tylko dzięki Bożemu Miłosierdziu. Do tegoż Miłosierdzia powinniśmy się uciekać i odwoływać.

Mamy zatem nakreśloną powyżej strategię wychowania: Po pierwsze wychowanek powinien zapragnąć, zatęsknić do własnego zbawienia. Następnie powinien wyrazić wewnętrzną gotowość do podjęcia osobistego trudu, wysiłku, pracy nad samym sobą. Dalej powinniśmy wdrożyć wychowanka do używania rozumu i woli na drodze własnego wzrostu do świętości. Dobre chęci powinniśmy pomóc przełożyć na konkretne czyny, które będą przemieniać osobę wychowanka. Równolegle powinniśmy wzbudzać tęsknotę do spotkania z Bogiem i miłość do Kościoła (jedynego pośrednika łask sakramentalnych), a także wprowadzać w życie Kościoła, w uczestnictwo w sakramentach.

Przykład rodziców


Po określeniu, co jest nadrzędnym celem wychowania, trzeba znaleźć środki do niego prowadzące. Zauważmy, jak wiele debat czy porad dotyczących wychowania koncentruje się wyłącznie na skutecznych środkach do zmuszenia dziecka, by robiło to, co my uważamy za stosowne. Najlepiej, żeby jeszcze wydawało mu się, że sam tego chce. Niestety, może to działać tylko na krótką metę. Przykładowo; nadmierne używanie kija i marchewki zwykle źle się kończy. Mały chłopczyk, gdy usłyszy od krewkiego taty: „Zrób to, bo ci wleję”, ze strachu jest gotów zrobić niemalże wszystko. W jego sercu jednak rodzi się bunt. I przyjdzie czas, że na takie zdanie ojca będzie mógł odpowiedzieć: „Tato, nie dasz rady!”, i co? Koniec ojcowskiego autorytetu?

Dziecko ma wybierać dobro nie dlatego, że mu się to opłaci, lecz dlatego, że taka jest człowiecza powinność. Bo bycie człowiekiem zobowiązuje do ludzkiego postępowania.

Jak to osiągnąć?


Pierwszym i najważniejszym środkiem wychowawczym jest przykład rodzicielski. Nic rodziców z tego nie zwolni i nikt z ludzi w pełni nie naprawi skutków złego przykładu. Nie znaczy to bynajmniej, by ktokolwiek, kto wzrastał w złej czy nawet patologicznej rodzinie, miał do końca życia tym wszystko usprawiedliwiać, czy wypowiadać zdania „Już taki jestem, a w ogóle to miałem w życiu pod górkę”. Człowiek ma w sobie moc przemiany samego siebie, a z pomocą łaski jest w stanie bardzo wyrosnąć ponad swój dom rodzinny. Mam na to sporo dowodów w postaci życiorysów konkretnych znanych mi osób.

Wróćmy jednak do dobrego przykładu rodziców. Chodzi tu o indywidualne postawy, wybory, zasady postępowania ojca i matki, ale też o ich relacje z innymi. W szczególności o jakość ich relacji miłości i głębię ich więzi małżeńskiej. Tu niczego nie da się zagrać czy udawać. Dzieci nie da się oszukać. Ich niezwykła wrażliwość i bystrość obserwacji domaga się bezwzględnej uczciwości ze strony rodziców. Tłumaczenie, nawet najbardziej sugestywne, że w życiu ważniejsze jest „być” niż „mieć”, nie będzie wiarygodne, gdy dziecko gołym okiem widzi, że „dla rodziców najważniejsza jest kasa”…

Zatem rodzicom nie pozostaje nic innego, jak tylko solidna inwestycja we własne osoby, w relacje małżeńskie, w relacje z Bogiem. By być świetlanym i pociągającym przykładem dla własnych dzieci.

Niestety, najwspanialszy nawet przykład rodziców nie gwarantuje jeszcze sukcesu w wychowaniu. Co rusz słyszymy bowiem: „z takiej porządnej rodziny, a tak się… pogubił, stoczył…”.

Uwaga na zagrożenia!


Na nasze dzieci czyha mnóstwo zagrożeń zewnętrznych. Są one profesjonalnie, wręcz perfekcyjnie zorganizowane… przeciwko naszym dzieciom. A ściślej przeciwko światu wartości, które pragniemy naszym dzieciom przekazać, przeciwko Bogu. Myślę tu głównie o liberalnych i bezbożnych mediach.

Telewizja poprzez atrakcyjny, szybkozmienny obraz jest szczególnie wciągająca dla małych dzieci. Wielka to pokusa dla rodziców, by dla chwili spokoju „uziemić dzieci przed telewizorem”. Wpływ telewizji może być jednak zgubny dla naszych dzieci. Oczywiście można korzystać z niektórych ofert TV, lecz zawsze oglądanie powinno odbywać się pod kontrolą rozumu i woli. Oglądanie wspólne z dziećmi pozwala na wskazanie im i skomentowanie treści złych, nieprzyzwoitych, brutalnych. To my mamy być panem telewizora, a nie on naszym. Zabronić oglądać telewizję to mało, trzeba dać dzieciom coś w zamian. W naszej rodzinie było wspólne czytanie, lecz absolutnym hitem okazała się opowieść, jak to rodzice się poznali, pokochali, pobrali, czekali na dzieci…

Drugim śmiertelnym zagrożeniem dla naszych dzieci jest internet. Z jednej strony bardzo pożyteczne narzędzie do uzyskiwania potrzebnych informacji, z drugiej śmietnik i rynsztok treści destrukcyjnych i nieprzyzwoitych (by nie powiedzieć obrzydliwych). Można zakładać blokady, stawiać komputer w ogólnie dostępnym i widocznym miejscu, ale tak naprawdę trzeba się nauczyć z niego korzystać i stać się panem, a nie niewolnikiem komputera.

Kolejne zagrożenie to gry komputerowe. Ciekawe, wciągające i… zniewalające. Najlepiej samemu całkowicie z nich zrezygnować i zachęcić do tego dzieci. Może ciekawsza okaże się wycieczka w góry czy choćby pokopanie piłki z tatą na przydomowym podwórku.

Rówieśnicy


Wreszcie niezwykle ważny czynnik wpływający na rozwój naszych dzieci – to rówieśnicy. Na ile to możliwe, powinniśmy otaczać nasze dzieci dobrymi rówieśnikami. Przy licznym rodzeństwie problem częściowo sam się rozwiązuje. Wszystkie najbliższe dzieci są z „tej samej bajki”. Warto poważnie pomyśleć o wyborze szkoły (tu kierowałbym się głównie osobowością dyrektora), o wpuszczaniu rówieśników naszych dzieci pod nasz dach (szansa poznania i dyskretnej kontroli). Wreszcie bezwzględnie warto uwzględnić rówieśników przy planowaniu wakacji. To bardzo ważny czas, w którym wiele można wygrać, ale też wiele stracić. Jedne wakacje w złym towarzystwie mogą zniszczyć całe przyszłe życie wychowanka. Od urodzenia dzieci, wszystkie wakacje spędzaliśmy w otoczeniu wybranych rodzin z dziećmi. Rodzin naszego pokroju, głównie z kręgu Duszpasterstwa Rodzin.

Na koniec myśl przewodnia. Słowa Stefana kardynała Wyszyńskiego, Prymasa Tysiąclecia: Ludzie mówią: czas to pieniądz, a ja wam mówię: czas to miłość. Poświęcajmy dzieciom czas. Nawet, gdy nam go dotkliwie brakuje. Wyrywajmy go sobie „z gardła”, za wszelką cenę. Nasze dziecko ma dzisiaj tyle lat, miesięcy i dni… Jutro już będzie za późno. Dzisiejszy dzień nie wróci, będzie miało o dzień więcej. Straconego w wychowaniu czasu w żaden sposób nie da się cofnąć, odwrócić. Obyśmy nie płakali na starość, patrząc bezradnie na zagubienie naszych dzieci, którym nie daliśmy dość miłości w postaci poświęconego im czasu.

Jacek Pulikowski



NAJNOWSZE WYDANIE:
Bóg uniżył się dla nas!
Dwa tysiące lat temu nie było miejsca dla godnych narodzin Króla Wszechświata, ale czy dziś jest miejsce dla Niego w sercach i duszach ludzkich? Iluż naszych bliźnich, sąsiadów, członków rodzin zamyka przed Nim – i to z hukiem! – swoje drzwi?

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
Małopolska pielgrzymka Apostołów Fatimy
Tomasz D. Kolanek

Kilka miesięcy temu moja starsza córka – Kinga – zapytała: Tato, ilu masz przyjaciół? Moja odpowiedź brzmiała: Jednego – wujka Kacpra, na co Kinga zareagowała słowami: Uuuuu… To bardzo mało. Podejrzewam, że nie zrozumiała nic z mojego miniwykładu, iż nie liczy się ilość, tylko jakość… Kacper nigdy mnie nie zawiódł; gdy tylko może, służy mi pomocną dłonią; nie wstydzi się odmawiać ze mną publicznie Różańca; zawsze potrafi mnie wysłuchać, gdy trzeba – pocieszyć lub przywołać do porządku…

 

Na pewno każda z osób czytających ten tekst ma teraz przed oczami swojego przyjaciela lub przyjaciółkę, którzy czasem potrafią być bliżsi niż rodzeństwo. Jak zareagowalibyście, Drodzy Państwo, gdybym poinformował, że pewnego wrześniowego, deszczowego tygodnia miałem zaszczyt i przyjemność poznać kilkanaście osób, których tak jak Kacpra mógłbym nazwać moimi przyjaciółmi? Tak, tak… Spotkałem takich ludzi i  co ciekawe – wszyscy znajdowali się w jednym miejscu, czyli Centrum Szkoleniowo-Konferencyjnym im. Ks. Piotra Skargi w Zawoi. Tak, proszę Państwa, chodzi o Apostołów Fatimy i ich bliskich, którymi dane mi było opiekować się podczas wyjazdu pielgrzymkowego po Małopolsce.


Pięć dni…


W ciągu trwającego pięć dni wyjazdu wysłuchałem dziesiątek przeróżnych – czasem smutnych, niekiedy poruszających, często zabawnych, ale zawsze opowiedzianych z pasją – historii, rozmawiałem na setki różnych tematów i odmówiłem niezliczoną liczbę przepięknych modlitw, litanii i koronek, ale o tym za moment…

Wszystko zaczęło się w poniedziałek od mojej… nadmiernej pewności siebie. Na niebie pięknie świeciło słońce, chmury znajdowały się gdzieś hen, daleko, a temperatura zdawała się z każdą minutą rosnąć. Mając to wszystko na uwadze, powiedziałem sam do siebie: Niemożliwe, żeby z dnia na dzień pogoda zmieniła się tak jak to zapowiadają. A prognozy głosiły, że nadchodzi tydzień deszczu, a temperatura spadnie o niemal 20 stopni. Ja jednak nie wziąłem ani kurtki, ani żadnego okrycia przeciwdeszczowego…


W Krakowie i Kalwarii…


I tak oto nastał wtorek. Bardzo szybko przekonałem się, że prognozy tym razem się sprawdziły. Apostołowie Fatimy patrzyli na mnie z lekko zażenowanym uśmiechem – jakby prawie wszyscy chcieli mi powiedzieć: A nie mówiliśmy?…


No nic… Trzeba ruszać w drogę. Pierwszym punktem na naszej pielgrzymkowej mapie było Sanktuarium św. Jana Pawła II w Krakowie. Równo w południe wzięliśmy udział we Mszy Świętej, po której odmówiliśmy Koronkę do Bożego Miłosierdzia wraz z Litanią do Najświętszego Serca Pana Jezusa, a następnie mieliśmy możliwość zwiedzania wraz z przewodnikiem miejscowego muzeum i całego sanktuarium. Dla mnie osobiście najważniejszym punktem tegoż zwiedzania była kaplica Świętej Kingi. Kto nie wie dlaczego, tego odsyłam do początku czytanego właśnie teraz tekstu.


Kolejnym punktem naszej trasy była Kalwaria Zebrzydowska i… czy trzeba pisać coś więcej? Napisać, że jest to jedno z najwspanialszych miejsc na duchowej mapie Polski, to nic nie napisać. Powiedzieć, że Apostołowie Fatimy, mimo nieustannie padającego deszczu, byli zachwyceni zarówno, jeśli idzie o doznania turystyczne oraz przede wszystkim religijne, to jakby nic nie powiedzieć.


Ze św. Charbelem…


Niezwykle wzruszającym momentem był dla mnie środowy poranek, kiedy to każdy z obecnych na naszej pielgrzymce zapytał mnie: czy weźmiemy udział we Mszy Świętej. Tak się stało i to pomimo faktu, że musieliśmy przejść pieszo półtora kilometra w nieustających strugach deszczu.


Środa w ogóle była „dniem na odpoczynek”. Apostołowie Fatimy mogli przeżyć ten dzień w dowolny sposób. Zdecydowali jednak, że spędzą go na wspólnej modlitwie i wysłuchaniu kilku przesłań duchowych, jakie dla nich przygotowałem. Na koniec dnia odwiedził nas Jacek Kotula. Wygłosił on poruszający wykład o św. Charbelu Makh­loufie, podczas którego mogliśmy uczcić jego relikwie. Następnie odśpiewaliśmy Apel Jasnogórski.


Fatimskie Sanktuarium na Krzeptówkach


Czwartek z kolei był dniem kulminacji złych warunków atmosferycznych. Tego dnia mieliśmy się udać do Zakopanego do Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej na Krzeptówkach. Nie dość, że deszcz padał i padał, to jeszcze – jak to w Zakopanem – mocno dawał o sobie znać porywisty wiatr. Apostołowie dzielnie to przetrwali…. Po Mszy Świętej zapytałem jednego z kapłanów, czy możemy wspólnie odmówić Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Duchowny oczywiście się zgodził, ale nie to było najbardziej poruszające, tylko to, że do naszej kilkunastoosobowej modlącej się grupy dołączyło kilkadziesiąt osób.


Tak jak wcześniej poinformowałem – starałem się wraz z Apostołami Fatimy odmawiać nie tylko Różaniec i Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Wielu z nich powiedziało, że nie znało wcześniej np. Koronki do Ducha Świętego, Koronki Anielskiej czy też koronek wstawienniczych m. in. do świętego Gerarda, świętego Peregryna czy świętego Franciszka. Odmawialiśmy również litanie, których ja sam nie znałem, jak Litania do Ducha Świętego, po odmówieniu której wywiązała się bardzo ciekawa dyskusja dotycząca wezwania: Duchu Święty, który nas umocniłeś w sakramencie bierzmowania, zmiłuj się nad nami. Apostołowie Fatimy zwrócili uwagę, że tak wielu dziś zapomina, czym jest sakrament bierzmowania i ubolewali, że równie wielu nie chce przyjąć darów Ducha Świętego.


Piękny czas


Cóż więcej mogę napisać? To był naprawdę przepiękny czas. Ludzie, których miałem przyjemność poznać, z którymi rozmawiałem, wspólnie modliłem się i posilałem, są skarbem Kościoła, Polski i naszego Stowarzyszenia. Ja osobiście czułem się, jakbym znał ich od zawsze i jednocześnie mógłbym powiedzieć im o wszystkim, co dobre i co złe. Każdy z Apostołów Fatimy miał swoją własną historię wzlotów i upadków, radości i cierpień, przy których moje problemy są zwykłą błahostką. Każdy jednak przetrwał dobry i trudny czas dzięki wierze w Chrystusa – naszego Pana i Zbawiciela!


Listy od Przyjaciół
 
Listy

Szanowni Państwo!

Cieszę się ze wszystkich kampanii, jakie prowadzicie. Jako osoba wierząca uważam, że jest to wspaniała uczta duchowa. Oglądałam jubileusz Stowarzyszenia ks. Piotra Skargi i życzę Wam wszelkiego dobra. Bóg Wam zapłać za wszystkie lata. Zostańcie z Bogiem!

Barbara ze Środy Śląskiej

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Jestem pełna podziwu za to, co Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi robi na rzecz rodzin. Ja prawdziwie wierzę, że rodzina jest podstawą ładu i porządku społecznego oraz istotnych wartości dla funkcjonowania społeczeństwa. Jestem bardzo wdzięczna Panu Prezesowi za tę kampanię, dzięki której ludzie mogą zrozumieć, co to znaczy być prawdziwym chrześcijaninem. Bardzo pragnę, by nasza polska rodzina stała się miejscem modlitwy, pokoju i chrześcijańskich wartości, na wzór Świętej Rodziny z Nazaretu.

Najświętsza Rodzino, bądź naszą obroną! Tego bardzo pragnie polskie społeczeństwo!

Janina z Lubelskiego

 

 

Szczęść Boże!

Jako Apostołka Fatimy jestem bardzo zadowolona z akcji na rzecz rodziny, ponieważ właśnie rodzina jest najważniejsza. W naszym kraju niestety niszczy się ją najbardziej, jak tylko się da. Mam nadzieję, że Matka Boża pomoże Wam ją obronić. Bez rodzin jesteśmy skończeni. Cieszę się, że są takie akcje jak Wasza. Bardzo proszę o modlitwę – o to żebym wyszła z nowotworu.

Bóg zapłać!

Helena z Krakowa

Szczęść Boże!

Bardzo dziękuję za przepiękne materiały z niedawnej kampanii, a w szczególności za piękną tabliczkę z wizerunkiem Świętej Rodziny. Uważam, że jest to najpiękniejsza akcja z dotychczasowych, które znam. Gratuluję kreatywności! Niech Duch Święty prowadzi Was każdego dnia.

Roman ze Rzgowa

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Od kilku lat moje życie toczy się w cieniu trudnych doświadczeń, które jednak zbliżyły mnie do Jezusa i Maryi. Przez długi czas zmagałam się z problemami rodzinnymi – mąż był chorobliwie zazdrosny, atmosfera w domu była pełna napięcia, a ja nie miałam siły, by się bronić. Do tego doszły obowiązki wobec dzieci, chora siostra i matka w szpitalu. Czułam się przytłoczona, rozważałam rozwód, ale modlitwa dawała mi nadzieję. Prosiłam Boga, by pomógł mi przetrwać albo zakończyć to, co mnie niszczyło. W 2023 roku moje zdrowie załamało się. Trafiłam do szpitala z hemoglobiną na poziomie 6. Przeszłam transfuzję, badania wykazały guzy, zapalenia jelit, wątroby, nadżerki. Lekarze podejrzewali nowotwór. Byłam słaba, nie mogłam jeść ani się modlić. Mimo to ofiarowałam swoje cierpienie za grzeszników. W styczniu 2024, w święto Matki Bożej Gromnicznej, miałam trafić do szpitala, ale mnie nie przyjęto. Oddałam wszystko Bogu, prosząc o siłę i prowadzenie. W kwietniu usłyszałam wewnętrzny głos: „26 kwietnia otrzymasz dobrą wiadomość”. I rzeczywiście – hematolog powiedziała, że przeszczep szpiku nie będzie konieczny. W czerwcu przeszłam operację, podczas której miałam mistyczne doświadczenie. To wydarzenie umocniło moją wiarę. Wróciłam do zdrowia, choć ZUS odmówił mi świadczeń, a sąd pracy nie uwzględnił mojej sytuacji. Mimo to wróciłam do pracy w DPS. Zaangażowałam się w modlitwę za kapłanów w ramach Apostolatu Margaretka i Róż Różańcowych. Mam 14 kapłanów pod opieką modlitewną i 8 róż. Codzienna modlitwa daje mi siłę. W styczniu uczestniczyłam w Dniu Skupienia w Licheniu. To głęboko poruszyło moje serce. Doświadczyłam też duchowych ataków – nocą pojawiały się dziwne światła, cienie, głosy. Modliłam się, odpędzałam je, czułam obecność Pana Jezusa, który mnie chronił. Wierzę, że to była próba. Dziś wiem, że Bóg prowadzi mnie przez wszystko. Moje życie się odmieniło. Po latach wróciłam do spowiedzi, przyjęłam Komunię Świętą… Widzę, jak świat się zmienia, jak ludzie oddalają się od Boga, a ja chcę być świadkiem Jego miłości. Dziękuję Bogu za uzdrowienie, za siłę, za prowadzenie. Moje świadectwo to dowód, że nawet w najciemniejszych chwilach można odnaleźć światło – jeśli tylko otworzy się serce na Bożą obecność.

Marzena

 

 

Szczęść Boże!

Wasza kampania o Aniele Stróżu jest bardzo potrzebna, aby ludzie w niego uwierzyli, prosili go o potrzebne łaski i modlili się do niego. Wszystkie Wasze akcje są bardzo pożyteczne i potrzebne!

Daniela z Włocławka

 

 

Szanowni Państwo!

Dziękuję! Wielkich dzieł dokonujecie. Cieszę się, że należę do Apostolatu Fatimy, że otrzymuję „Przymierze z Maryją”. Bardzo mnie to raduje. Niestety, ogólny kryzys jest odczuwalny. Dzisiaj to wszystko mnie stresuje. Istnieje realne zagrożenie, a społeczeństwo potrzebuje informacji; niestety jest jej mało. Ludzie nadal milczą i stresują się, a władza chce wprowadzać programy deprawujące dzieci i młodzież. Musimy więc uciekać się pod opiekę Świętej Rodziny! Brawo za tę akcję! To jest Boże prawo – proszę nie ustawać!

Mieczysława z Przemyśla

 

 

Szczęść Boże!

Bardzo się cieszę, że powstała akcja dotycząca obrony rodziny. Jestem ojcem piątki dzieci, dzięki którym jestem dumny i szczęśliwy. Dziękuję Bogu za ten wspaniały dar. Proszę o Jego błogosławieństwo dla wszystkich rodzin w naszej Ojczyźnie! Święty Józefie, módl się za nami!

Jan z Lubelskiego

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Bardzo dziękuję całemu Stowarzyszeniu za wszystkie akcje i za „Przymierze z Maryją”. Wasze kampanie prowadzą do szczęścia Bożego na tym świecie i pięknego życia w Niebie. Bóg zapłać, że przyjmujecie to potrzebne natchnienie od Ducha Świętego.

Apostołka Agnieszka z Łódzkiego