Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Nie tak dawno temu świętowaliśmy Boże Narodzenie. Dookoła słychać narzekania, że te piękne święta pochłonęły ogrom wydatków… Co bardziej rezolutny obywatel jednak nie zapomni jeszcze dorzucić, że trzeba było wysupłać ostatni grosz, by dać księdzu na „kolędzie”, bo przecież wiadomo, że „im” tylko na pieniądzach zależy. Zaraz włącza się ktoś drugi i opowiada zwykle świeżo zasłyszaną gdzieś „historię”, jak to ksiądz w jednej parafii, ale nie pamięta której, ciągle mówi tylko o pieniądzach…
Chciałbym dziś, tak całkiem szczerze, opisać moją sytuację i „bogactwa” jakie rzekomo jako ksiądz muszę posiadać. Sytuacja jest o tyle ciekawa, że każdy zainteresowany tym tematem może to wszystko sprawdzić. Nie podpisuję się pseudonimem, nie ukrywam się. Osobiście można się przekonać, jak to z tym „bogactwem” jest.
Parafia, której jestem proboszczem, liczy około tysiąca wiernych. Jest więc raczej mała, ale zaręczam, że są mniejsze. Mój główny dochód to ofiary za odprawienie Mszy Świętej. Ile wynosi taka ofiara? Nie ma cennika, a ja nie mogę żądać określonej kwoty. Mniej więcej w całej Polsce wysokość tej ofiary jest bardzo zbliżona. Ale: wolno mi zatrzymać ofiarę tylko za jedną Mszę dziennie. Nawet jeżeli sytuacja wymaga, żebym ich odprawił trzy, to te pozostałe, jako własność Kościoła, prawnie należą się Kurii. Łatwo więc można sobie wyliczyć: dochód podstawowy – trzydzieści razy przeciętna ofiara za Mszę Świętą. Do tego dochodzą wyższe ofiary za ślub, pogrzeb, chrzest – ale również tutaj nie obowiązuje żaden cennik. Każdy daje tyle, ile uważa, że powinien dać.
Jestem księdzem, wykonuję posługę, a nie zawód, więc nie mogę powiedzieć narzeczonym: Drodzy Państwo, przykro mi, ale u nas jest przyjęte, że ofiara za ślub wynosi taką a taką sumę. Państwu brakło 50 zł, więc nie mogę wykonać usługi. To wykluczone. Ponadto jeszcze dochodzą ofiary z okazji wypominków i kolędy. Wysokość tych sum jest bardzo zróżnicowana w całej Polsce. Księdzu daje się inną ofiarę pod Wrocławiem i zupełnie inną pod Tarnowem. Zatem nie można, nawet w przybliżeniu, obliczać, ile polscy księża dostają na kolędę czy na wypominki. To właściwie wszystko o przychodach, bo innych nie ma.
Teraz co nieco o wydatkach. Jak każdy człowiek muszę jeść i jakoś ciepło się ubrać na zimę. To oczywiście nie z tacy, bo taca niedzielna i świąteczna, o której zapomniałem napisać powyżej, jest przeznaczona wyłącznie na cele kościelne. Mogą to być potrzeby kościoła własnego, a czasem Kościoła Powszechnego. Ponadto – taca na seminarium, taca na poszkodowanych przez kataklizm, powódź i tutaj tych potrzeb jest bardzo wiele. Tak więc muszę dokładnie oddzielić to co „moje” od tego, co stanowi własność parafii czy Kościoła w ogóle. To oddzielenie nie odbywa się na „słowo honoru”, ale muszę prowadzić księgę wydatków, która corocznie jest kontrolowana przez księdza dziekana.
Zatem za swoje pieniądze kupuję jedzenie, opał na plebanię, książki, ubranie, lekarstwa, jeśli potrzeba – meble, i jeśli potrzeba – także samochód, a w dzisiejszych czasach jest to konieczność. Do tego moje wyjazdy, urlopy, rekolekcje. Ale to nie wszystko. Z moich pieniędzy muszę jeszcze płacić podatki – można sprawdzić, że tak jest. Płacę więc państwu zryczałtowany podatek raz na kwartał wynoszący wielokrotność podstawowej sumy, jaką otrzymuję za Msze Święte, a także wpłacam pewną sumę na cele liturgiczno-kultowe do Kurii, też za każdy miesiąc. Do tego jeszcze dochodzi ubezpieczenie społeczne i zdrowotne. Niby niedużo, ale jeżeli się weźmie pod uwagę, że „pensja” podstawowa to wysokość ofiary za jedną Mszę Świętą na dzień razy 30 lub 31 dni, nie jest to takie proste.
Skąd zatem biorę na te podatki i nieprzewidziane wydatki? Z litościwych rąk, które dają na ofiarę, na wypominki i na kolędę. Także z wyższych ofiar za śluby, chrzty i pogrzeby. Jednak, aby mieć to wszystko z czego opłacić, muszę te ofiary bardzo szanować, nie mogę wydawać na byle co, bo może mi braknąć na podstawowe opłaty. A proszę mi wierzyć, są parafie, gdzie ofiary za Msze otrzymuje się tylko w soboty i niedziele. W tygodniu odprawia się dla dobra wspólnego…
Teraz ofiary z tacy idą na: wino do Mszy św., hostie, ogrzewanie, organistę, kościelnego (jeżeli jest), cieknący dach, sprzątających… Do tego nieprzewidziane wydatki: popsute mikrofony, głośniki, choinki, jeżeli dobrzy ludzie nie podarują… Do tego parafie utrzymują dzieła diecezjalne: radio, Caritas, wydawnictwa i wiele innych potrzebnych spraw, o których mówiący wiele o bogactwie księży parafianie nie mają pojęcia.
I jeszcze kilka uwag dotyczących urzędowania proboszcza… Wielu parafian irytuje się, gdy przyjeżdżają na parafię i ksiądz jest nieobecny. No cóż, najpierw należałoby się zapoznać z godzinami urzędowania księdza w kancelarii. Plebania jest tak pomyślana, że jest to zarazem biuro, jak i mieszkanie kapłana. Żaden urzędnik nie siedzi w biurze cały dzień, tym bardziej, jeżeli musi o wszystko zadbać sam, bo na przykład nie ma gospodyni, która by ugotowała obiad, ale nawet kościelnego i w kościele też musi wszystko przygotować do Mszy Świętej. Jeżeli ktoś nie może przyjść w godzinach urzędowania proboszcza, zwykle dostępny jest jego numer telefonu. Możemy więc zadzwonić i wyjaśnić naszą sytuację. Ksiądz na pewno zrozumie i umówi się z nami w czasie dogodnym dla obu stron.
To tyle, Drodzy Czciciele Matki Najświętszej, jeśli chodzi o rzekomo „bajeczne” dochody „kleru”. Naprawdę, można to wszystko sprawdzić, te wiadomości nie są tajne. A jeżeli zauważymy, że nasz proboszcz ma jakiś bardzo bogaty samochód, to zanim zaczniemy się domyślać, z jakich nieuczciwych źródeł go zakupił, możemy po prostu zapytać. To bardzo proste! Życzę wszystkim szczęśliwego, pełnego Bożych łask Nowego Roku i oddaję w opiekę Fatimskiej Pani.
Nieco innej pogody spodziewaliśmy się po celu naszej podróży. Wyrwawszy się na moment z naszej jesiennej słoty, liczyliśmy choć na te kilka dni południowego słońca. Niestety, już przez okna lądującego samolotu widzimy, że upragniona Portugalia przywitała nas niskimi chmurami i deszczem. Ale nic to. Przynajmniej jest trochę cieplej niż w Polsce.
Po wylądowaniu i krótkim zwiedzaniu Lizbony pośród co chwilę odchodzącej i znów powracającej nadmorskiej mżawki, o zmroku wsiadamy do autobusu, który zawozi nas prosto do Fatimy – celu pielgrzymki naszego Apostolatu. Wpatrując się w strugi deszczu uderzające w szyby naszego pojazdu, odmawiamy pierwszy z wielu Różańców w czasie tej niesamowitej podróży. Padać przestaje dopiero, gdy zbliżamy się już do głównego celu naszego pielgrzymowania.
W Fatimie zakwaterowujemy się w hotelu, jemy kolację i udajemy się do Sanktuarium Matki Bożej Różańcowej. Witamy się z Fatimską Panią w kaplicy objawień, gdzie przed codziennym wieczornym nabożeństwem gromadzą się już pielgrzymi z całego świata. Słuchać ciche modlitwy w różnych językach. Wiele osób ma ze sobą flagi – tak dobrze widać tu powszechność Kościoła i to, jak Matka Boża przygarnia do Siebie wszystkie Swoje dzieci. Niektórzy obchodzą na kolanach figurę Maryi ustawioną w miejscu dębu, na którym ukazywała się fatimskim dzieciom. Inni idą do Niej na klęczkach przez cały plac…
Drugiego dnia udajemy się do Aljustrel – niegdyś małej wsi, a teraz osady położonej na obrzeżach miasta Fatima. To tutaj urodziła się trójka pastuszków – święci Franciszek i Hiacynta Marto oraz Służebnica Boża Łucja Dos Santos. Zanim jednak tam dotrzemy, wcześniej przejdziemy Drogą Krzyżową, którą ufundowali znajdującą się w pobliskim gaju oliwnym katoliccy uchodźcy z Węgier, uciekający przed komunistycznymi prześladowaniami. Przez całą drogę towarzyszy nam poranny, drobny deszczyk i lekki wiatr, dość typowy dla klimatu morskiego. Pani pilot przypomina nam, że pastuszkowie też często chodzili do Cova da Iria przy takiej właśnie pogodzie. Wtedy dociera do nas wartość tej z pozoru niezbyt sprzyjającej nam aury – zaczynamy rozumieć, że to specyficzne doświadczenie duchowe jest o wiele cenniejsze od wymarzonej przez nas słonecznej pogody.
Pod nieobecność kapłana, który niestety zachorował i nie mógł z nami polecieć, modlitwę prowadzi jeden z uczestników pielgrzymki, pan Jacek. Właśnie w tym momencie przekonujemy się, co znaczy nasza duchowa rodzina: wzajemne wspieranie się i prowadzenie na ścieżce zbawienia. Muszę przyznać, że dawno nie słyszałem tak pięknych, głębokich i pobożnych rozważań, jak te wygłoszone niemal na poczekaniu, bez przygotowania, przez osobę świecką. Do jego nietuzinkowej postaci jeszcze wrócimy…
Po przejściu Drogi Krzyżowej docieramy do Aljustrel. W tych okolicach doskonale zachowała się tradycyjna, portugalska architektura. Każdy dom ma pobielane ściany i spadzisty dach z pomarańczowej dachówki. Ponadto na bardzo wielu domostwach widnieją tradycyjne, porcelanowe obrazy z wizerunkiem Matki Bożej lub świętych. Właśnie dzięki takim detalom widać, że Portugalia jest naprawdę krajem katolickim, a jego mieszkańcy z dumą prezentują przywiązanie do swojej wiary. Odwiedzamy domy fatimskich dzieci. W nich spoglądamy na krzyże, przed którymi modlili się święci, czy kołyski, w których spali jako maleńkie dzieci. Odwiedzamy także miejsca objawień Anioła Portugalii, który przygotowywał fatimskich pastuszków na niełatwe w odbiorze Orędzie Matki Bożej.
Jak nie samym chlebem człowiek żyje, tak i nie samą modlitwą żyje pielgrzym. Dlatego trzeciego dnia, po pysznym śniadaniu w hotelu w Fatimie, udajemy się do pobliskiego miasta Tomar, nad którym góruje jeden z największych w Portugalii zamków, niegdyś główna siedziba słynnego zakonu templariuszy. Budowla oszałamia swoim rozmachem i starannością wykonania. Zwłaszcza w klasztornej kaplicy można by spędzić całe godziny, kontemplując każdy fresk, śledząc oczami każdy łuk, sklepienie, każde zdobienie i wyrzeźbiony w kamieniu wzorek. To również ważne doświadczenie formacyjne, móc zobaczyć, jak niesamowite dzieła stworzyła wspaniała cywilizacja chrześcijańska, której i my, Polacy, jesteśmy częścią!
Na koniec dnia wracamy do Fatimy. Przed wieczornym nabożeństwem okazuje się, że brakuje osób do niesienia drugiej figury Matki Bożej – tej, która okrąża plac przed sanktuarium na czele procesji. Szybka decyzja i z kilkoma Apostołami oraz pracownikami Stowarzyszenia idziemy za kaplicę, gdzie formuje się czoło procesji. Mam szczęście i zaszczyt wyjść wraz z pierwszą grupą. Jako nieco niższy wzrostem nie czuję na sobie aż tak bardzo ciężaru figury. Ale gdy przejmuje ją druga grupa, złożona z kobiet, szybko okazuje się, że idąca z przodu Hiszpanka nie daje rady jej utrzymać. Panowie ze służby sanktuarium podbiegają do mnie i proszą mnie o zastępstwo. Oczywiście nie mogę odmówić. Wtedy, jako trochę wyższy od niosących figurę pań, nagle biorę większość jej ciężaru na siebie. Aby temu sprostać, trzymam belkę obiema rękami, ale i tak sprawia mi to spory ból. Później, już w czasie drogi na lotnisko, wspomniany już pan Jacek będzie opowiadać o św. Rafce z Libanu, której kult propaguje w Polsce. Mniszka Rafka poprosiła Boga o cierpienia, bo wiedziała, że nie czując bólu Krzyża Chrystusa, nie da się wejść do Jego Królestwa…
Pisząc teraz to krótkie wspomnienie z pielgrzymki do Fatimy, wciąż czuję ciężar belki na moim lewym ramieniu…
Szanowni Państwo!
Życzę błogosławieństwa Bożego z okazji 25-lecia istnienia Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi. Serdecznie dziękuję Panu Prezesowi i całej Redakcji za modlitwę w mojej intencji. Jednocześnie pragnę podziękować za „Przymierze z Maryją”, które otrzymuję regularnie i czytam z wielkim zainteresowaniem. W miarę możliwości staram się wspierać dystrybucję tegoż pisma. Oczekuję go zawsze z wielką niecierpliwością.
Maria z Jarosławia
Szczęść Boże!
Jestem bardzo szczęśliwa, że prowadzicie takie akcje i kampanie, by coraz więcej ludzi znało i kochało Maryję z Guadalupe, naszą najukochańszą Mamę. W jej ramach pozwolę sobie wpisać imię swojej córki wraz z moim, ponieważ została zawierzona Matce Bożej z Guadalupe. 13 lat temu byłam w ciąży bardzo zagrożonej i według lekarzy nie miała szans na przeżycie. Mateńka z Guadalupe pomogła!
Kinga z Małopolski
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Pragnę serdecznie podziękować Panu za życzenia urodzinowe i za pamięć. Pozdrawiam wszystkich pracowników Stowarzyszenia i bardzo dziękuję za Wasz wkład w krzewienie prawd wiary, za otrzymywane od Was „Przymierze z Maryją”, które utwierdza mnie w wierze, za wszystkie przesyłki, a zwłaszcza za pakiet z obrazkiem „Maryjo, rozwiąż nasze węzły!”. Jestem przekonany, że Ona pomoże mi rozwiązać co najmniej większość z moich złych węzłów. Pragnę również podziękować za otrzymane materiały edukacyjne, które poszerzają moją wiedzę związaną z wiarą. Dziękuję także za otrzymywany magazyn „Polonia Christiana”, który czytam z wielką uwagą, często podkreślając to, co zwróciło moją uwagę i zainteresowanie. Pragnę wspierać finansowo Wasze i nasze Stowarzyszenie w miarę posiadanych przeze mnie środków. Zapewniam również całe Stowarzyszenie o swojej modlitwie w Waszej intencji, a także w intencji Apostołów Fatimy z ich rodzinami. Kończąc, pragnę złożyć na ręce Pana Prezesa i całej Redakcji moje pozdrowienia i podziękowania dla wszystkich pracowników Stowarzyszenia zaangażowanych w to zbożne dzieło. Niech Was Bóg i Matka Boża błogosławią i wspierają w każdy dzień.
Bronisław
Szanowni Państwo!
Wspieram wszystkie akcje Stowarzyszenia i dziękuję za wszelkie otrzymywane materiały, które pogłębiają moją wiarę, za wszystkie wizerunki Matki Bożej, z których w swoim sercu zrobiłam sobie „ołtarzyk”, do których modlę się na różańcu codziennie, za moje dzieci, wnuki i za męża alkoholika. Polecam swoje problemy Matce Najświętszej. Szczęść Boże!
Wiesława z Lubelskiego
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Pragnę podzielić się świadectwem… Koniec października 2020 roku. Leżę na łóżku. W pokoju panuje półmrok. Nie mogę zasnąć. Mój mąż jest chory i leży w drugim pokoju. Zamykam i otwieram oczy kilkukrotnie. Spoglądam w nogi łóżka i widzę stojącego młodzieńca (zakonnika) jakoś mi znajomego, który patrzy na mnie. Jego twarz robi wrażenie, jakby chciał mi coś powiedzieć. Ponownie zamknęłam oczy i otworzyłam z ciekawości, czy dalej będę go widzieć. Niestety, już go nie było. Znajoma postać nie dawała mi spokoju. Byłam jednak pewna, że to osoba święta. Na drugi dzień rano szukałam tej postaci w modlitewniku. I co się okazuje: to był święty Antoni z Padwy. Już wiele razy przychodził mi z pomocą w odnalezieniu zagubionych rzeczy. Widocznie chciał mi powiedzieć, że znów będę potrzebować jego pomocy. Od tej chwili postanowiłam obrać Go za swojego patrona. Za kilka dni znalazłam się w szpitalu w Kielcach na oddziale neurologicznym. I wtedy o pomoc poprosiłam właśnie św. Antoniego. Nie do wiary, że w tak trudnym czasie, drugiej fali pandemicznej, byłam znakomicie obsłużona przez lekarzy. Błyskawicznie miałam wykonane wszystkie badania okulistyczne, tomograf, rezonans magnetyczny. W szpitalu jednak nie zostałam. Wypisano mi zastrzyki. Dwa pierwsze otrzymałam już w szpitalu. Po przyjęciu całej serii opadnięta powieka wróciła do normy. Tak oto właśnie pomógł mi św. Antoni, za co dziękowałam mu modlitwą. Od tamtej pory we wszystkich trudnych sytuacjach zwracam się o pomoc do św. Antoniego – jest niezawodny. Dziękuję za Waszą akcję poświęconą temu świętemu!
Emilia
Szczęść Boże!
Uważam, że Wasza kampania „Matko Boża z Guadalupe, przymnóż nam wiary” jest, jak każde Wasze przedsięwzięcie, strzałem w „dziesiątkę”. Bardzo szlachetny cel, ponieważ bardzo dużo ludzi odchodzi od wiary w Boga, nie zdając sobie sprawy ze swojego postępowania. Może są zagubieni i trzeba ich ukierunkować w ich działaniu Być może jest im tak wygodnie, lecz obecna władza sprzyja odchodzeniu od Kościoła. Pamiętajmy bowiem o groźbie „opiłowywania katolików”
Wojciech z Buska-Zdroju
Szanowny Panie Prezesie!
Dziękuję za 137. numer „Przymierza z Maryją”. Zainteresował mnie szczególnie temat „Żal doskonały” ks. Bartłomieja Wajdy. Jest to temat ważny dla naszego zbawienia… Z okazji jubileuszu 25-lecia istnienia Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi życzę Panu Prezesowi i wszystkim pracownikom Stowarzyszenia dużo wytrwałości w działaniu. A nowe inicjatywy niech będą „drogą” otwierającą wiele ludzkich sumień. Z Panem Bogiem!
Maria z Zachodniopomorskiego
Szczęść Boże!
Bardzo kocham Matkę Bożą – pomogła mi rozwiązać tak wiele problemów. W rodzinie mojego syna Mateusza źle się działo, małżeństwo wisiało na włosku. Dzięki różańcowej modlitwie do Matki Bożej udało się uratować jego rodzinę. Syn Łukasz miał wypadek samochodowy, było z nim bardzo źle. Oboje z mężem codziennie odmawialiśmy Różaniec do Matki Bożej, a Ta wysłuchała naszych modlitw. W ramach tej pięknej kampanii „Maryjo, rozwiąż nasze węzły!” też możemy zwracać się do Maryi i tak wiele dla siebie wyprosić, nawet rzeczy, które wydają się niemożliwe.
Anna z Lubelskiego