Jest jednym z najpopularniejszych świętych – niezwykle bliskim ludzkim sercom. Jego figury czy obrazu do niedawna nie mogło zabraknąć w żadnym kościele. To ten sympatyczny franciszkanin z Dzieciątkiem Jezus na ręku. Ten, co zawsze zbiera ofiary na biednych, a my zwracamy się do niego, gdy zgubimy coś ważnego. Jakże bardzo musiał spodobać się Panu Bogu, skoro Stwórca czyni tak wiele cudów za jego wstawiennictwem… Dla Bożej chwały przyjrzyjmy się tutaj kilku z nich.
Choć jest znany jako św. Antoni z Padwy, to wcale nie był z urodzenia Włochem. Przyszedł na świat w portugalskiej Lizbonie, a na chrzcie św. otrzymał imię Ferdynand. Stało się to 15 sierpnia 1195 roku – w święto Wniebowzięcia Matki Bożej. I na pewno nie był to przypadek. Przez całe życie był bowiem wielkim czcicielem Niebieskiej Królowej, a nawet można by rzec: jednym z Jej najwybitniejszych ziemskich ambasadorów. Pomińmy w tym miejscu szczegóły jego fascynującej biografii i przejdźmy do cudownych zdarzeń, do których dochodziło dzięki jego modlitwie.
Patron od rzeczy i ludzi zaginionych
Podstawą, by uznać św. Antoniego za szczególnie skutecznego w tej materii, stało się pewne wydarzenie… Otóż, gdy Antoni sprawował funkcję wykładowcy w Montpellier, jeden z nowicjuszów w tamtejszym klasztorze franciszkanów odchodząc z zakonu, ukradł mu jego psałterz, na którym ten czynił notatki potrzebne w pracy wykładowcy. Zmartwiony Antoni pogrążył się w modlitwie i w imię Chrystusa nakazał szatanowi oddać notatki. Jak głosi podanie, diabeł odebrał cenne zapiski złodziejowi i zwrócił je słudze Bożemu. Nie wiemy dokładnie, czy zrobił to bezpośrednio kusiciel, czy też skruszony winowajca. W każdym razie psałterz wrócił do Antoniego. Co więcej, poruszony złodziejaszek nawrócił się i pozwolono mu nawet – co było rzadkością – wrócić do zakonu…
Rozpowszechnienie praktyki zwracania się do św. Antoniego w takich sprawach spowodowało także inne, późniejsze wydarzenie. Pewien człowiek z Alcácer do Sal w Portugalii, mający wielkie nabożeństwo do św. Antoniego, pracując na swojej posiadłości, około południa udał się do studni, aby umyć spoconą twarz i ręce. Zdjął wtedy z palca złoty pierścień i położył go na brzegu studni. Przez nieuwagę strącił pierścień do wody. Mimo wielu wysiłków nie udało się go znaleźć. Zaczął więc modlić się do św. Antoniego, aby pomógł mu go odzyskać. Po wielu miesiącach, kiedy mężczyzna modlił się w kościele w dniu wspomnienia Świętego, nagle do świątyni wszedł jego pracownik z pierścieniem w dłoni. Odnalazł go, wyciągając kijem wiadro wody ze studni – pierścień w dziwny sposób przyczepił się do kija.
Św. Antoni jest też patronem odnajdywania zaginionych ludzi – ale to, zwłaszcza w aspekcie duchowym, zasługuje na osobny artykuł.
Kazanie do ryb
Otrzymawszy misję nawracania heretyków, święty Antoni dzięki swej pobożności, błyskotliwemu umysłowi i ascetycznemu życiu, odnosił duże sukcesy. Jednak gdy usłyszał o szerzącej się herezji we włoskim Rimini i przybył tam, by nauczać, został całkowicie zignorowany przez mieszkańców. Antoni zbliżył się więc do brzegu rzeki Marecchia w miejscu, w którym wpływa do Adriatyku, i zawołał: Ryby, posłuchajcie głosu Pana, ponieważ heretycy w tym mieście nie chcą go słyszeć. Na te słowa przy brzegu zaczęły się tłoczyć ryby, a następnie ustawiły się w rzędy niczym w audytorium. Ten cud poruszył dusze wielu ludzi…
Muł
Pewnego dnia Antoni został wystawiony przez pewnego heretyka na szczególną próbę. Przyprowadził on swojego specjalnie głodzonego od trzech dni muła do Świętego, który niósł w monstrancji konsekrowaną Hostię. Przeciwnik Antoniego postawił przed mułem kosz napełniony zbożem, jednak zwierzę obwąchało pokarm i mimo że było głodne, nie chciało jeść. Zwróciło się natomiast ku Antoniemu, pochyliło głowę i uklękło przed Najświętszym Sakramentem, jakby w geście uwielbienia. Wydarzenie to zdumiało obecnych i skłoniło heretyka do nawrócenia.
Cud przyrośnięcia stopy
Mimo że św. Antoni z powodu skuteczności w walce z herezjami był nazywany „młotem na heretyków”, to jednak miał bardzo łagodne usposobienie. Dlatego szczególnie poruszyła go pewna sytuacja, w którą mimowolnie został zaangażowany. Otóż, pewien młody człowiek imieniem Leonard wyznał mu na spowiedzi, że kopnął swoją matkę. Spowiednik surowo zganił go: Twój grzech jest tak poważny, że zasługiwałbyś na odcięcie stopy, którą kopnąłeś. A widząc żal młodzieńca, dał mu rozgrzeszenie. Jednak ten, będąc pod wielkim wrażeniem słów Antoniego, w chwili uniesienia odciął sobie stopę siekierą. Matka nieszczęśnika, ujrzawszy co się stało, przybiegła do Antoniego, oskarżając go o spowodowanie tej tragedii. Wówczas zakonnik poszedł do młodzieńca, wziął odciętą stopę i przyłożył ją do okaleczonej nogi, a te zrosły się na powrót!
Serce lichwiarza
Łagodne usposobienie nie przeszkadzało jednak Świętemu w głoszeniu pełnej prawdy – dla dobra dusz. Będąc we Florencji, Antoni natknął się na kondukt pogrzebowy pewnego bogatego lichwiarza. Zatrzymał pochód i rzekł: Co robicie? Chcecie w poświęconym miejscu złożyć tego, którego dusza jest już pogrzebana w piekle? I ku zdumieniu wszystkich mówił dalej: Jak głosi Ewangelia: gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje. Otwórzcie jego pierś, a nie znajdziecie serca, które znajduje się tam, gdzie jego skarb. Ludzie pobiegli wówczas do domu lichwiarza, gdzie zgromadzone były wszystkie jego bogactwa, otwarli szkatułę wypełnioną pieniędzmi i znaleźli w niej ludzkie serce. Otwarli także pierś zmarłego, lecz jego serca tam nie było…
Cud mówiącego noworodka
Żył w Ferrarze pewien szlachcic. Był uczciwym człowiekiem, ale szaleńczo wręcz zazdrosnym o piękną żonę. Gdy małżonka zaszła w ciążę, zaczął podejrzewać, że dziecko jest owocem cudzołóstwa. Żona starała się go uspokoić – daremnie. Gdy nadeszła chwila rozwiązania i urodził się syn o ciemnej karnacji, utwierdził się w przekonaniu, że to syn ciemnoskórego służącego. Okrutne sceny zazdrości i zniesławiające oskarżenia sprawiały szlachetnej kobiecie wielkie cierpienie. Pewnego razu jednak Antoni spotkał dwoje małżonków, gdy wraz z krewnymi i przyjaciółmi szli do kościoła, aby ochrzcić nowo narodzone dziecko. Antoni, który znał cały dramat zazdrości, zbliżył się do dziecka, pogłaskał je, wziął w ramiona i poprosił, aby wobec wszystkich powiedziało, kto jest jego ojcem. Niemowlę mające zaledwie kilka dni, odwróciło się i wskazując rączką, powiedziało: On jest moim ojcem! Sytuacja wywołała zdumienie wszystkich obecnych oraz szczery żal zazdrosnego męża, który prosił o wybaczenie Boga i małżonkę.
Wskrzeszenie umarłego
W Lizbonie żyło dwóch ludzi, którzy bardzo się nienawidzili. Pewnego wieczoru w pobliżu domu rodziców św. Antoniego spotkali się synowie obu adwersarzy. Jeden z nich, przepełniony nienawiścią, widząc, że nikogo nie ma w pobliżu, zabił tego drugiego sztyletem, a następnie zakopał jego zwłoki w ogrodzie ojca Antoniego. Wkrótce odnaleziono ciało, a za śmierć młodzieńca obwiniono właściciela posesji. Ojciec zakonnika próbował udowodnić swoją niewinność, ale makabryczne dowody znalezione w rodzinnym ogrodzie niestety wystarczyły, by skazać go za morderstwo.
Właśnie wtedy, gdy sprawy przybrały taki obrót, Pan Bóg objawił Antoniemu, który przebywał w Padwie, trudną sytuację jego ojca. Z powodu otrzymania tej wieści Święty uzyskał pozwolenie na wyjazd z klasztoru – poprosił tylko o jeden dzień. Jednakże odległość z Padwy do Lizbony to w prostej linii prawie 1900 kilometrów. Na ówczesne warunki to podróż wielotygodniowa… Jednak dzięki Bożej interwencji Antoni dotarł tam w ciągu kilku godzin! Wkroczył do sali sądowej i poprosił o pokazanie ciała zamordowanego mężczyzny. Gdy to uczyniono, podszedł do zwłok i stanowczym głosem nakazał nieżyjącemu, aby powiedział, kto go zabił. Ku zdumieniu wszystkich zmarły wstał i wyraźnie wypowiedział imię mordercy, tym samym potwierdzając niewinność ojca Antoniego, którego natychmiast uwolniono. Co więcej, ożywiony mężczyzna zwrócił się do Antoniego i poprosił o rozgrzeszenie, a uzyskawszy je, ponownie umarł. W cudowny sposób następnego dnia Święty znalazł się już z powrotem w Padwie…
Nieco innej pogody spodziewaliśmy się po celu naszej podróży. Wyrwawszy się na moment z naszej jesiennej słoty, liczyliśmy choć na te kilka dni południowego słońca. Niestety, już przez okna lądującego samolotu widzimy, że upragniona Portugalia przywitała nas niskimi chmurami i deszczem. Ale nic to. Przynajmniej jest trochę cieplej niż w Polsce.
Po wylądowaniu i krótkim zwiedzaniu Lizbony pośród co chwilę odchodzącej i znów powracającej nadmorskiej mżawki, o zmroku wsiadamy do autobusu, który zawozi nas prosto do Fatimy – celu pielgrzymki naszego Apostolatu. Wpatrując się w strugi deszczu uderzające w szyby naszego pojazdu, odmawiamy pierwszy z wielu Różańców w czasie tej niesamowitej podróży. Padać przestaje dopiero, gdy zbliżamy się już do głównego celu naszego pielgrzymowania.
W Fatimie zakwaterowujemy się w hotelu, jemy kolację i udajemy się do Sanktuarium Matki Bożej Różańcowej. Witamy się z Fatimską Panią w kaplicy objawień, gdzie przed codziennym wieczornym nabożeństwem gromadzą się już pielgrzymi z całego świata. Słuchać ciche modlitwy w różnych językach. Wiele osób ma ze sobą flagi – tak dobrze widać tu powszechność Kościoła i to, jak Matka Boża przygarnia do Siebie wszystkie Swoje dzieci. Niektórzy obchodzą na kolanach figurę Maryi ustawioną w miejscu dębu, na którym ukazywała się fatimskim dzieciom. Inni idą do Niej na klęczkach przez cały plac…
Drugiego dnia udajemy się do Aljustrel – niegdyś małej wsi, a teraz osady położonej na obrzeżach miasta Fatima. To tutaj urodziła się trójka pastuszków – święci Franciszek i Hiacynta Marto oraz Służebnica Boża Łucja Dos Santos. Zanim jednak tam dotrzemy, wcześniej przejdziemy Drogą Krzyżową, którą ufundowali znajdującą się w pobliskim gaju oliwnym katoliccy uchodźcy z Węgier, uciekający przed komunistycznymi prześladowaniami. Przez całą drogę towarzyszy nam poranny, drobny deszczyk i lekki wiatr, dość typowy dla klimatu morskiego. Pani pilot przypomina nam, że pastuszkowie też często chodzili do Cova da Iria przy takiej właśnie pogodzie. Wtedy dociera do nas wartość tej z pozoru niezbyt sprzyjającej nam aury – zaczynamy rozumieć, że to specyficzne doświadczenie duchowe jest o wiele cenniejsze od wymarzonej przez nas słonecznej pogody.
Pod nieobecność kapłana, który niestety zachorował i nie mógł z nami polecieć, modlitwę prowadzi jeden z uczestników pielgrzymki, pan Jacek. Właśnie w tym momencie przekonujemy się, co znaczy nasza duchowa rodzina: wzajemne wspieranie się i prowadzenie na ścieżce zbawienia. Muszę przyznać, że dawno nie słyszałem tak pięknych, głębokich i pobożnych rozważań, jak te wygłoszone niemal na poczekaniu, bez przygotowania, przez osobę świecką. Do jego nietuzinkowej postaci jeszcze wrócimy…
Po przejściu Drogi Krzyżowej docieramy do Aljustrel. W tych okolicach doskonale zachowała się tradycyjna, portugalska architektura. Każdy dom ma pobielane ściany i spadzisty dach z pomarańczowej dachówki. Ponadto na bardzo wielu domostwach widnieją tradycyjne, porcelanowe obrazy z wizerunkiem Matki Bożej lub świętych. Właśnie dzięki takim detalom widać, że Portugalia jest naprawdę krajem katolickim, a jego mieszkańcy z dumą prezentują przywiązanie do swojej wiary. Odwiedzamy domy fatimskich dzieci. W nich spoglądamy na krzyże, przed którymi modlili się święci, czy kołyski, w których spali jako maleńkie dzieci. Odwiedzamy także miejsca objawień Anioła Portugalii, który przygotowywał fatimskich pastuszków na niełatwe w odbiorze Orędzie Matki Bożej.
Jak nie samym chlebem człowiek żyje, tak i nie samą modlitwą żyje pielgrzym. Dlatego trzeciego dnia, po pysznym śniadaniu w hotelu w Fatimie, udajemy się do pobliskiego miasta Tomar, nad którym góruje jeden z największych w Portugalii zamków, niegdyś główna siedziba słynnego zakonu templariuszy. Budowla oszałamia swoim rozmachem i starannością wykonania. Zwłaszcza w klasztornej kaplicy można by spędzić całe godziny, kontemplując każdy fresk, śledząc oczami każdy łuk, sklepienie, każde zdobienie i wyrzeźbiony w kamieniu wzorek. To również ważne doświadczenie formacyjne, móc zobaczyć, jak niesamowite dzieła stworzyła wspaniała cywilizacja chrześcijańska, której i my, Polacy, jesteśmy częścią!
Na koniec dnia wracamy do Fatimy. Przed wieczornym nabożeństwem okazuje się, że brakuje osób do niesienia drugiej figury Matki Bożej – tej, która okrąża plac przed sanktuarium na czele procesji. Szybka decyzja i z kilkoma Apostołami oraz pracownikami Stowarzyszenia idziemy za kaplicę, gdzie formuje się czoło procesji. Mam szczęście i zaszczyt wyjść wraz z pierwszą grupą. Jako nieco niższy wzrostem nie czuję na sobie aż tak bardzo ciężaru figury. Ale gdy przejmuje ją druga grupa, złożona z kobiet, szybko okazuje się, że idąca z przodu Hiszpanka nie daje rady jej utrzymać. Panowie ze służby sanktuarium podbiegają do mnie i proszą mnie o zastępstwo. Oczywiście nie mogę odmówić. Wtedy, jako trochę wyższy od niosących figurę pań, nagle biorę większość jej ciężaru na siebie. Aby temu sprostać, trzymam belkę obiema rękami, ale i tak sprawia mi to spory ból. Później, już w czasie drogi na lotnisko, wspomniany już pan Jacek będzie opowiadać o św. Rafce z Libanu, której kult propaguje w Polsce. Mniszka Rafka poprosiła Boga o cierpienia, bo wiedziała, że nie czując bólu Krzyża Chrystusa, nie da się wejść do Jego Królestwa…
Pisząc teraz to krótkie wspomnienie z pielgrzymki do Fatimy, wciąż czuję ciężar belki na moim lewym ramieniu…
Szanowni Państwo!
Życzę błogosławieństwa Bożego z okazji 25-lecia istnienia Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi. Serdecznie dziękuję Panu Prezesowi i całej Redakcji za modlitwę w mojej intencji. Jednocześnie pragnę podziękować za „Przymierze z Maryją”, które otrzymuję regularnie i czytam z wielkim zainteresowaniem. W miarę możliwości staram się wspierać dystrybucję tegoż pisma. Oczekuję go zawsze z wielką niecierpliwością.
Maria z Jarosławia
Szczęść Boże!
Jestem bardzo szczęśliwa, że prowadzicie takie akcje i kampanie, by coraz więcej ludzi znało i kochało Maryję z Guadalupe, naszą najukochańszą Mamę. W jej ramach pozwolę sobie wpisać imię swojej córki wraz z moim, ponieważ została zawierzona Matce Bożej z Guadalupe. 13 lat temu byłam w ciąży bardzo zagrożonej i według lekarzy nie miała szans na przeżycie. Mateńka z Guadalupe pomogła!
Kinga z Małopolski
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Pragnę serdecznie podziękować Panu za życzenia urodzinowe i za pamięć. Pozdrawiam wszystkich pracowników Stowarzyszenia i bardzo dziękuję za Wasz wkład w krzewienie prawd wiary, za otrzymywane od Was „Przymierze z Maryją”, które utwierdza mnie w wierze, za wszystkie przesyłki, a zwłaszcza za pakiet z obrazkiem „Maryjo, rozwiąż nasze węzły!”. Jestem przekonany, że Ona pomoże mi rozwiązać co najmniej większość z moich złych węzłów. Pragnę również podziękować za otrzymane materiały edukacyjne, które poszerzają moją wiedzę związaną z wiarą. Dziękuję także za otrzymywany magazyn „Polonia Christiana”, który czytam z wielką uwagą, często podkreślając to, co zwróciło moją uwagę i zainteresowanie. Pragnę wspierać finansowo Wasze i nasze Stowarzyszenie w miarę posiadanych przeze mnie środków. Zapewniam również całe Stowarzyszenie o swojej modlitwie w Waszej intencji, a także w intencji Apostołów Fatimy z ich rodzinami. Kończąc, pragnę złożyć na ręce Pana Prezesa i całej Redakcji moje pozdrowienia i podziękowania dla wszystkich pracowników Stowarzyszenia zaangażowanych w to zbożne dzieło. Niech Was Bóg i Matka Boża błogosławią i wspierają w każdy dzień.
Bronisław
Szanowni Państwo!
Wspieram wszystkie akcje Stowarzyszenia i dziękuję za wszelkie otrzymywane materiały, które pogłębiają moją wiarę, za wszystkie wizerunki Matki Bożej, z których w swoim sercu zrobiłam sobie „ołtarzyk”, do których modlę się na różańcu codziennie, za moje dzieci, wnuki i za męża alkoholika. Polecam swoje problemy Matce Najświętszej. Szczęść Boże!
Wiesława z Lubelskiego
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Pragnę podzielić się świadectwem… Koniec października 2020 roku. Leżę na łóżku. W pokoju panuje półmrok. Nie mogę zasnąć. Mój mąż jest chory i leży w drugim pokoju. Zamykam i otwieram oczy kilkukrotnie. Spoglądam w nogi łóżka i widzę stojącego młodzieńca (zakonnika) jakoś mi znajomego, który patrzy na mnie. Jego twarz robi wrażenie, jakby chciał mi coś powiedzieć. Ponownie zamknęłam oczy i otworzyłam z ciekawości, czy dalej będę go widzieć. Niestety, już go nie było. Znajoma postać nie dawała mi spokoju. Byłam jednak pewna, że to osoba święta. Na drugi dzień rano szukałam tej postaci w modlitewniku. I co się okazuje: to był święty Antoni z Padwy. Już wiele razy przychodził mi z pomocą w odnalezieniu zagubionych rzeczy. Widocznie chciał mi powiedzieć, że znów będę potrzebować jego pomocy. Od tej chwili postanowiłam obrać Go za swojego patrona. Za kilka dni znalazłam się w szpitalu w Kielcach na oddziale neurologicznym. I wtedy o pomoc poprosiłam właśnie św. Antoniego. Nie do wiary, że w tak trudnym czasie, drugiej fali pandemicznej, byłam znakomicie obsłużona przez lekarzy. Błyskawicznie miałam wykonane wszystkie badania okulistyczne, tomograf, rezonans magnetyczny. W szpitalu jednak nie zostałam. Wypisano mi zastrzyki. Dwa pierwsze otrzymałam już w szpitalu. Po przyjęciu całej serii opadnięta powieka wróciła do normy. Tak oto właśnie pomógł mi św. Antoni, za co dziękowałam mu modlitwą. Od tamtej pory we wszystkich trudnych sytuacjach zwracam się o pomoc do św. Antoniego – jest niezawodny. Dziękuję za Waszą akcję poświęconą temu świętemu!
Emilia
Szczęść Boże!
Uważam, że Wasza kampania „Matko Boża z Guadalupe, przymnóż nam wiary” jest, jak każde Wasze przedsięwzięcie, strzałem w „dziesiątkę”. Bardzo szlachetny cel, ponieważ bardzo dużo ludzi odchodzi od wiary w Boga, nie zdając sobie sprawy ze swojego postępowania. Może są zagubieni i trzeba ich ukierunkować w ich działaniu Być może jest im tak wygodnie, lecz obecna władza sprzyja odchodzeniu od Kościoła. Pamiętajmy bowiem o groźbie „opiłowywania katolików”
Wojciech z Buska-Zdroju
Szanowny Panie Prezesie!
Dziękuję za 137. numer „Przymierza z Maryją”. Zainteresował mnie szczególnie temat „Żal doskonały” ks. Bartłomieja Wajdy. Jest to temat ważny dla naszego zbawienia… Z okazji jubileuszu 25-lecia istnienia Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi życzę Panu Prezesowi i wszystkim pracownikom Stowarzyszenia dużo wytrwałości w działaniu. A nowe inicjatywy niech będą „drogą” otwierającą wiele ludzkich sumień. Z Panem Bogiem!
Maria z Zachodniopomorskiego
Szczęść Boże!
Bardzo kocham Matkę Bożą – pomogła mi rozwiązać tak wiele problemów. W rodzinie mojego syna Mateusza źle się działo, małżeństwo wisiało na włosku. Dzięki różańcowej modlitwie do Matki Bożej udało się uratować jego rodzinę. Syn Łukasz miał wypadek samochodowy, było z nim bardzo źle. Oboje z mężem codziennie odmawialiśmy Różaniec do Matki Bożej, a Ta wysłuchała naszych modlitw. W ramach tej pięknej kampanii „Maryjo, rozwiąż nasze węzły!” też możemy zwracać się do Maryi i tak wiele dla siebie wyprosić, nawet rzeczy, które wydają się niemożliwe.
Anna z Lubelskiego