Ciąg dalszy z poprzedniego numeru
Ada nie mogła całkowicie zrozumieć niepokoju matki, ale jej serce dążyło do ulżenia jej strapieniu. Pewnego takiego wieczoru, kiedy mijały godziny oczekiwania na pana Mertona odliczane bezlitośnie tykaniem zegara w gabinecie, Ada postanowiła pomóc matce w taki sposób, w jaki tylko potrafiła. Pobiegła do swojego pokoju i po chwili wróciła do gabinetu, trzymając obraz Najświętszego Serca Pana Jezusa.
- A teraz mamusiu - powiedziała - nie możesz się tak martwić. Zamierzam zawiesić mój obraz w twoim pokoju. Kiedy będziesz patrzeć na niego w ciągu dnia, jestem pewna, że na nowo pokochasz to Serce bardzo mocno.
Powiedziawszy to Ada zawiesiła obraz, nie dostrzegłszy cierpienia, jakie w tym momencie odmalowało się na twarzy biednej kobiety. Tego wieczoru pan Merton wrócił do domu wcześniej niż zwykle. Po sposobie chodzenia jego żona od razu zauważyła, że był pijany. On z kolei zirytował się bólem widocznym na jej twarzy i postanowił udowodnić, że jest panem samego siebie. Nagle dojrzał na ścianie obraz Najświętszego Serca Chrystusowego. W napadzie furii zepchnął go i wyszedł na obiad. Ada spotkała go w jadalni i o niczym nie wiedząc, przywitała ojca radośnie.
- Tatusiu, już tylko tydzień.
- Co znaczy tydzień?
- Do mojej Pierwszej Komunii - powiedziała Ada.
Ta odpowiedź bardzo rozgniewała pana Mertona. Zaczął rozmawiać z Adą takim tonem, jakiego wcześniej nie używał. Oczy Ady napełniły się łzami. Zdziwiona dziewczynka słuchała z przerażeniem rzeczy, których nie rozumiała. Pan Merton zarzucił jej, że podąża za rzeczami, które ranią jego uczucia. Uderzając pięścią w stół obiecał, że wypisze ją ze szkoły przy klasztorze, gdyż siostry nie zapewnią jej właściwego wykształcenia. Biedna dziewczynka nie mogła uwierzyć, że to ten sam ojciec, który dotąd nigdy nie rozmawiał z nią w taki sposób. Zawsze czynił to z miłością i delikatnością. Mama Ady próbowała bez skutku wstrzymać ten złośliwy potok słów męża, ale pan Merton celowo ją ignorował. Kiedy wreszcie wypowiedział ostatnie zdanie, pani Merton zwróciła się do niego tłumiąc żal.
- Posłuchaj Janie. Wiedz, że ja nie zgadzam się z tym, co powiedziałeś. Jestem katoliczką i muszę nalegać na to, aby Ada kształciła się w szkole katolickiej.
- Mario - odpowiedział - nie ma sensu dłużej zwodzić Ady. Dla nas nie ma nic bardziej świętego niż prawda...
W tym momencie pani Merton przerwała mężowi:
- Janie - prawie krzyknęła - zważywszy na całą twą miłość nie mów nic więcej... nie jesteś sobą!
- Będę mówić więcej - odpowiedział zawzięcie
- Mario, zgodnie z prawdą powiedz dziecku, że przez ten rok porzuciłaś wiarę w Boga i że ...
Nigdy nie dokończył tego zdania. Smutny jęk zmroził jego duszę. Pan Merton zerwał się ze swojego miejsca, przerażony widokiem nieprzytomnej Ady, leżącej w objęciach matki i wybiegł z jadalni.
Próba
Świat Ady rozpadł się. Dziewczynka dowiedziawszy się o odstępstwie matki była w straszliwym szoku i głębokim smutku. Od tego okropnego wieczoru w jadalni Ada już nigdy nie poruszyła tematu zbliżającej się Pierwszej Komunii św. Jednak dużo się modliła o pomoc. Kiedy początkowy szok minął, dziewczynka podziękowała Zbawcy za to, że cierpi w pewien sposób dla Niego. Bardzo ubolewała nad tym, że matka może już nie spotkać dobrego Boga.
„Co mogę zrobić? Co powinnam zrobić?" - te pytania Ada zadawała sobie w duchu.
Tymczasem interesy pana Mertona zaczęły iść gorzej. Pewnego dnia, po otworzeniu przez ojca Ady pewnego listu, pani Merton usłyszała wiązankę przekleństw. Właśnie bank ogłosił bankructwo, co oznaczało, że rodzice Ady stracili większość swoich oszczędności.
- Ten kasjer! - powiedział strasznym tonem pan Merton. - Jeszcze wczoraj wziął depozyt, uśmiechając się, podczas gdy przez cały czas wiedział, że to się stanie. Pani Merton widziała jak mąż sięgnął po pistolet, który znajdował się nad kominkiem i wybiegł z domu. Tego samego wieczoru wrócił swoim powozem nieprzytomny. Jedynym śladem walki jaką stoczył z kasjerem była mała rana na głowie. Do Niedzieli Wielkanocnej pan Merton całkiem wydobrzał. Był to dzień Pierwszej Komunii Ady. Jej twarz tego dnia promieniowała niewypowiedzianym szczęściem. Dziewczynka wyglądała „jak istota, która dopiero co wyszła spod rąk Stwórcy".
W drodze do kościoła Ada nie wypowiedziała ani jednego słowa. Cała była skupiona na wielkiej tajemnicy Eucharystii, którą miała przyjąć. Kiedy opuściła ławkę w kościele, aby po raz pierwszy przyjąć Pana Jezusa rodzice nie mogli spuścić z niej oczu. Nawet pan Merton musiał przyznać, że wokół Ady była jasność, która nie mogła być przypisana blaskowi jasno świecących świec. Państwo Mertonowie nie wiedzieli, że w momencie przyjmowania Pana Jezusa, Ada ofiarowała swojemu drogiemu Zbawicielowi własne życie w zamian za nawrócenie rodziców.
Kiedy wszyscy wrócili do domu, pan Merton powiedział, że musi wyjść, bo ma załatwienia biurowe. Zauważył jak na twarzy żony pojawił się niepokój. Przed wyjściem wziął na ręce ubraną na biało córeczkę i objął ją z niebywałą czułością.
- Do widzenia Ado - powiedział, mocno tuląc ją przez chwilę, w obawie, że być może więcej jej nie ujrzy.
Miał silne przeczucie, nakazujące mu pozostać w domu. Mimo to wyszedł. Chciał odnaleźć kasjera, który kiedyś go oszukał. Jeden z nich mógł zginąć tego dnia. Jego intencje zdradzał pistolet ukryty w marynarce. Pan Merton chodził od tawerny do tawerny pytając każdego, czy nie widział łotra - kasjera. Tu i tam wypijał lampkę wina chcąc opanować gniew. W końcu udało mu się odnaleźć bar, w którym zwykł przesiadywać kasjer. Wszedł do niego, zamówił kolejną butelkę wina i czekał. Po upływie godziny zapadł w głęboki sen. Wkrótce potem do baru wszedł kasjer, ale zaraz uciekł, gdy tylko rozpoznał drzemiącego mężczyznę. Ktoś trącił Jana, aby się przebudził i poinformował go, że był tu człowiek, którego szukał. Wówczas ojciec Ady wstał na równe nogi. Chociaż całkowicie był oszołomiony i dzwoniło mu w uszach, wskoczył do powozu i uderzył batem konia.
Koń stanął dęba, poczym ruszył w szaleńczym pościgu, wywracając wóz i woźnicę. Pan Merton leżał przez chwilę nieruchomo na drodze. Później przeniesiono go do gospody, gdzie odzyskał na krótko przytomność. Potem znowu zasnął. Śniło mu się, że ścigał swojego wroga przez dziki kraj. Nagle sen zmienił się. Pojawiła się w nim Ada, która zgubiła się na pustyni. Próbował odnaleźć córkę, ale kiedy już miał ją w zasięgu ręki, nagle pojawiała się ogromna góra piaskowa. Po chwili pan Merton został obudzony głosem, który tak dobrze znał: „Ja się nie zgubiłam tatusiu. To ty się zgubiłeś. Chodź do domu". Kochana malutka twarzyczka, cierpiąca i jaśniejąca od łez, zniżyła się i ucałowała go w policzek. Pan Merton przebudził się, wstał na równe nogi i wykrzyknął:
- Jak długo tu jestem? Wiem, że mnie potrzebują w domu! Proszę niech mnie ktoś tam zawiezie!
Dokończenie w następnym numerze
Z angielskiego przełożyła Agnieszka Stelmach na podst.: Ada Merton, Crusade - Magazine of the American TFP July - August 1998. Tę prawdziwą historię opisał w swojej książce jezuita o. Francis J. Finn
Nieco innej pogody spodziewaliśmy się po celu naszej podróży. Wyrwawszy się na moment z naszej jesiennej słoty, liczyliśmy choć na te kilka dni południowego słońca. Niestety, już przez okna lądującego samolotu widzimy, że upragniona Portugalia przywitała nas niskimi chmurami i deszczem. Ale nic to. Przynajmniej jest trochę cieplej niż w Polsce.
Po wylądowaniu i krótkim zwiedzaniu Lizbony pośród co chwilę odchodzącej i znów powracającej nadmorskiej mżawki, o zmroku wsiadamy do autobusu, który zawozi nas prosto do Fatimy – celu pielgrzymki naszego Apostolatu. Wpatrując się w strugi deszczu uderzające w szyby naszego pojazdu, odmawiamy pierwszy z wielu Różańców w czasie tej niesamowitej podróży. Padać przestaje dopiero, gdy zbliżamy się już do głównego celu naszego pielgrzymowania.
W Fatimie zakwaterowujemy się w hotelu, jemy kolację i udajemy się do Sanktuarium Matki Bożej Różańcowej. Witamy się z Fatimską Panią w kaplicy objawień, gdzie przed codziennym wieczornym nabożeństwem gromadzą się już pielgrzymi z całego świata. Słuchać ciche modlitwy w różnych językach. Wiele osób ma ze sobą flagi – tak dobrze widać tu powszechność Kościoła i to, jak Matka Boża przygarnia do Siebie wszystkie Swoje dzieci. Niektórzy obchodzą na kolanach figurę Maryi ustawioną w miejscu dębu, na którym ukazywała się fatimskim dzieciom. Inni idą do Niej na klęczkach przez cały plac…
Drugiego dnia udajemy się do Aljustrel – niegdyś małej wsi, a teraz osady położonej na obrzeżach miasta Fatima. To tutaj urodziła się trójka pastuszków – święci Franciszek i Hiacynta Marto oraz Służebnica Boża Łucja Dos Santos. Zanim jednak tam dotrzemy, wcześniej przejdziemy Drogą Krzyżową, którą ufundowali znajdującą się w pobliskim gaju oliwnym katoliccy uchodźcy z Węgier, uciekający przed komunistycznymi prześladowaniami. Przez całą drogę towarzyszy nam poranny, drobny deszczyk i lekki wiatr, dość typowy dla klimatu morskiego. Pani pilot przypomina nam, że pastuszkowie też często chodzili do Cova da Iria przy takiej właśnie pogodzie. Wtedy dociera do nas wartość tej z pozoru niezbyt sprzyjającej nam aury – zaczynamy rozumieć, że to specyficzne doświadczenie duchowe jest o wiele cenniejsze od wymarzonej przez nas słonecznej pogody.
Pod nieobecność kapłana, który niestety zachorował i nie mógł z nami polecieć, modlitwę prowadzi jeden z uczestników pielgrzymki, pan Jacek. Właśnie w tym momencie przekonujemy się, co znaczy nasza duchowa rodzina: wzajemne wspieranie się i prowadzenie na ścieżce zbawienia. Muszę przyznać, że dawno nie słyszałem tak pięknych, głębokich i pobożnych rozważań, jak te wygłoszone niemal na poczekaniu, bez przygotowania, przez osobę świecką. Do jego nietuzinkowej postaci jeszcze wrócimy…
Po przejściu Drogi Krzyżowej docieramy do Aljustrel. W tych okolicach doskonale zachowała się tradycyjna, portugalska architektura. Każdy dom ma pobielane ściany i spadzisty dach z pomarańczowej dachówki. Ponadto na bardzo wielu domostwach widnieją tradycyjne, porcelanowe obrazy z wizerunkiem Matki Bożej lub świętych. Właśnie dzięki takim detalom widać, że Portugalia jest naprawdę krajem katolickim, a jego mieszkańcy z dumą prezentują przywiązanie do swojej wiary. Odwiedzamy domy fatimskich dzieci. W nich spoglądamy na krzyże, przed którymi modlili się święci, czy kołyski, w których spali jako maleńkie dzieci. Odwiedzamy także miejsca objawień Anioła Portugalii, który przygotowywał fatimskich pastuszków na niełatwe w odbiorze Orędzie Matki Bożej.
Jak nie samym chlebem człowiek żyje, tak i nie samą modlitwą żyje pielgrzym. Dlatego trzeciego dnia, po pysznym śniadaniu w hotelu w Fatimie, udajemy się do pobliskiego miasta Tomar, nad którym góruje jeden z największych w Portugalii zamków, niegdyś główna siedziba słynnego zakonu templariuszy. Budowla oszałamia swoim rozmachem i starannością wykonania. Zwłaszcza w klasztornej kaplicy można by spędzić całe godziny, kontemplując każdy fresk, śledząc oczami każdy łuk, sklepienie, każde zdobienie i wyrzeźbiony w kamieniu wzorek. To również ważne doświadczenie formacyjne, móc zobaczyć, jak niesamowite dzieła stworzyła wspaniała cywilizacja chrześcijańska, której i my, Polacy, jesteśmy częścią!
Na koniec dnia wracamy do Fatimy. Przed wieczornym nabożeństwem okazuje się, że brakuje osób do niesienia drugiej figury Matki Bożej – tej, która okrąża plac przed sanktuarium na czele procesji. Szybka decyzja i z kilkoma Apostołami oraz pracownikami Stowarzyszenia idziemy za kaplicę, gdzie formuje się czoło procesji. Mam szczęście i zaszczyt wyjść wraz z pierwszą grupą. Jako nieco niższy wzrostem nie czuję na sobie aż tak bardzo ciężaru figury. Ale gdy przejmuje ją druga grupa, złożona z kobiet, szybko okazuje się, że idąca z przodu Hiszpanka nie daje rady jej utrzymać. Panowie ze służby sanktuarium podbiegają do mnie i proszą mnie o zastępstwo. Oczywiście nie mogę odmówić. Wtedy, jako trochę wyższy od niosących figurę pań, nagle biorę większość jej ciężaru na siebie. Aby temu sprostać, trzymam belkę obiema rękami, ale i tak sprawia mi to spory ból. Później, już w czasie drogi na lotnisko, wspomniany już pan Jacek będzie opowiadać o św. Rafce z Libanu, której kult propaguje w Polsce. Mniszka Rafka poprosiła Boga o cierpienia, bo wiedziała, że nie czując bólu Krzyża Chrystusa, nie da się wejść do Jego Królestwa…
Pisząc teraz to krótkie wspomnienie z pielgrzymki do Fatimy, wciąż czuję ciężar belki na moim lewym ramieniu…
Szanowni Państwo!
Życzę błogosławieństwa Bożego z okazji 25-lecia istnienia Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi. Serdecznie dziękuję Panu Prezesowi i całej Redakcji za modlitwę w mojej intencji. Jednocześnie pragnę podziękować za „Przymierze z Maryją”, które otrzymuję regularnie i czytam z wielkim zainteresowaniem. W miarę możliwości staram się wspierać dystrybucję tegoż pisma. Oczekuję go zawsze z wielką niecierpliwością.
Maria z Jarosławia
Szczęść Boże!
Jestem bardzo szczęśliwa, że prowadzicie takie akcje i kampanie, by coraz więcej ludzi znało i kochało Maryję z Guadalupe, naszą najukochańszą Mamę. W jej ramach pozwolę sobie wpisać imię swojej córki wraz z moim, ponieważ została zawierzona Matce Bożej z Guadalupe. 13 lat temu byłam w ciąży bardzo zagrożonej i według lekarzy nie miała szans na przeżycie. Mateńka z Guadalupe pomogła!
Kinga z Małopolski
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Pragnę serdecznie podziękować Panu za życzenia urodzinowe i za pamięć. Pozdrawiam wszystkich pracowników Stowarzyszenia i bardzo dziękuję za Wasz wkład w krzewienie prawd wiary, za otrzymywane od Was „Przymierze z Maryją”, które utwierdza mnie w wierze, za wszystkie przesyłki, a zwłaszcza za pakiet z obrazkiem „Maryjo, rozwiąż nasze węzły!”. Jestem przekonany, że Ona pomoże mi rozwiązać co najmniej większość z moich złych węzłów. Pragnę również podziękować za otrzymane materiały edukacyjne, które poszerzają moją wiedzę związaną z wiarą. Dziękuję także za otrzymywany magazyn „Polonia Christiana”, który czytam z wielką uwagą, często podkreślając to, co zwróciło moją uwagę i zainteresowanie. Pragnę wspierać finansowo Wasze i nasze Stowarzyszenie w miarę posiadanych przeze mnie środków. Zapewniam również całe Stowarzyszenie o swojej modlitwie w Waszej intencji, a także w intencji Apostołów Fatimy z ich rodzinami. Kończąc, pragnę złożyć na ręce Pana Prezesa i całej Redakcji moje pozdrowienia i podziękowania dla wszystkich pracowników Stowarzyszenia zaangażowanych w to zbożne dzieło. Niech Was Bóg i Matka Boża błogosławią i wspierają w każdy dzień.
Bronisław
Szanowni Państwo!
Wspieram wszystkie akcje Stowarzyszenia i dziękuję za wszelkie otrzymywane materiały, które pogłębiają moją wiarę, za wszystkie wizerunki Matki Bożej, z których w swoim sercu zrobiłam sobie „ołtarzyk”, do których modlę się na różańcu codziennie, za moje dzieci, wnuki i za męża alkoholika. Polecam swoje problemy Matce Najświętszej. Szczęść Boże!
Wiesława z Lubelskiego
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Pragnę podzielić się świadectwem… Koniec października 2020 roku. Leżę na łóżku. W pokoju panuje półmrok. Nie mogę zasnąć. Mój mąż jest chory i leży w drugim pokoju. Zamykam i otwieram oczy kilkukrotnie. Spoglądam w nogi łóżka i widzę stojącego młodzieńca (zakonnika) jakoś mi znajomego, który patrzy na mnie. Jego twarz robi wrażenie, jakby chciał mi coś powiedzieć. Ponownie zamknęłam oczy i otworzyłam z ciekawości, czy dalej będę go widzieć. Niestety, już go nie było. Znajoma postać nie dawała mi spokoju. Byłam jednak pewna, że to osoba święta. Na drugi dzień rano szukałam tej postaci w modlitewniku. I co się okazuje: to był święty Antoni z Padwy. Już wiele razy przychodził mi z pomocą w odnalezieniu zagubionych rzeczy. Widocznie chciał mi powiedzieć, że znów będę potrzebować jego pomocy. Od tej chwili postanowiłam obrać Go za swojego patrona. Za kilka dni znalazłam się w szpitalu w Kielcach na oddziale neurologicznym. I wtedy o pomoc poprosiłam właśnie św. Antoniego. Nie do wiary, że w tak trudnym czasie, drugiej fali pandemicznej, byłam znakomicie obsłużona przez lekarzy. Błyskawicznie miałam wykonane wszystkie badania okulistyczne, tomograf, rezonans magnetyczny. W szpitalu jednak nie zostałam. Wypisano mi zastrzyki. Dwa pierwsze otrzymałam już w szpitalu. Po przyjęciu całej serii opadnięta powieka wróciła do normy. Tak oto właśnie pomógł mi św. Antoni, za co dziękowałam mu modlitwą. Od tamtej pory we wszystkich trudnych sytuacjach zwracam się o pomoc do św. Antoniego – jest niezawodny. Dziękuję za Waszą akcję poświęconą temu świętemu!
Emilia
Szczęść Boże!
Uważam, że Wasza kampania „Matko Boża z Guadalupe, przymnóż nam wiary” jest, jak każde Wasze przedsięwzięcie, strzałem w „dziesiątkę”. Bardzo szlachetny cel, ponieważ bardzo dużo ludzi odchodzi od wiary w Boga, nie zdając sobie sprawy ze swojego postępowania. Może są zagubieni i trzeba ich ukierunkować w ich działaniu Być może jest im tak wygodnie, lecz obecna władza sprzyja odchodzeniu od Kościoła. Pamiętajmy bowiem o groźbie „opiłowywania katolików”
Wojciech z Buska-Zdroju
Szanowny Panie Prezesie!
Dziękuję za 137. numer „Przymierza z Maryją”. Zainteresował mnie szczególnie temat „Żal doskonały” ks. Bartłomieja Wajdy. Jest to temat ważny dla naszego zbawienia… Z okazji jubileuszu 25-lecia istnienia Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi życzę Panu Prezesowi i wszystkim pracownikom Stowarzyszenia dużo wytrwałości w działaniu. A nowe inicjatywy niech będą „drogą” otwierającą wiele ludzkich sumień. Z Panem Bogiem!
Maria z Zachodniopomorskiego
Szczęść Boże!
Bardzo kocham Matkę Bożą – pomogła mi rozwiązać tak wiele problemów. W rodzinie mojego syna Mateusza źle się działo, małżeństwo wisiało na włosku. Dzięki różańcowej modlitwie do Matki Bożej udało się uratować jego rodzinę. Syn Łukasz miał wypadek samochodowy, było z nim bardzo źle. Oboje z mężem codziennie odmawialiśmy Różaniec do Matki Bożej, a Ta wysłuchała naszych modlitw. W ramach tej pięknej kampanii „Maryjo, rozwiąż nasze węzły!” też możemy zwracać się do Maryi i tak wiele dla siebie wyprosić, nawet rzeczy, które wydają się niemożliwe.
Anna z Lubelskiego