- Proszę wejść! - powiedziała matka przełożona klasztoru dominikanek w Bolonii, odpowiadając na dyskretne pukanie.
W wielkich drzwiach stanęła siostra furtianka, której wygląd zdradzał jednocześnie zaniepokojenie i zdziwienie.
- Ona ponownie wróciła, czcigodna Matko.
- Mała Imelda Lambertini?
- Tak. Prosi, aby przyjąć ją do zakonu. Muszę przyznać, że coraz trudniej jest mi oprzeć się jej wielkim, niewinnym oczom, które tak poważnie błagają.
- Siostro, ona ma zaledwie dziewięć lat. Czy w Bolonii, a nawet w całych Włoszech, ktokolwiek słyszał o podobnym przypadku, aby dziewięcioletnia dziewczynka została zakonnicą? Nawet gdybyśmy chciały ją przyjąć, to jak to zrobić? Przecież po trzech dniach umierałaby z tęsknoty za domem... Dobrze, porozmawiam z nią.
Matka przełożona wstała. Wraz z siostrą podążyła długim korytarzem w kierunku pokoju przyjęć. Jak tylko weszła do niego, dziewczynka powstała z szacunkiem. Była śliczna i równie pięknie ubrana.
Imelda Lambertini należała do bardzo szacownej rodziny bolońskiej. Jej ojciec - Egano Lambertini - był hrabią. Zarówno matka, jak i ojciec byli bardzo pobożni i kochali swoją córkę jak nikogo na świecie. Zauważyli jednak, że Imelda, mimo iż odwzajemniała ich wielką miłość, to bardziej kochała kogoś spoza tego świata.
Często zdarzało się, że matka po długim poszukiwaniu, odnajdywała klęczącą i pogrążoną w modlitwie córeczkę gdzieś w odległym zakamarku wielkiej posesji.
Gdy mówiono o Bogu, jej oczy jaśniały, a uwaga skupiała się na każdym słowie. Rodzice zauważyli, że ilekroć widziała Najświętszy Sakrament, to twarz dziewczynki zmieniała się, jakby wewnątrz dokonywała się jakaś przemiana.
- Mamusiu, kiedy wreszcie będę mogła przyjąć Pana Jezusa do swojego serca? - pytała błagalnie.
- Musisz zaczekać aż skończysz dwanaście lat - odpowiadała pani Lambertini.1
Ponieważ nie mogła teraz przystąpić do Pierwszej Komunii Świętej, więc dziewczynka postanowiła uciec się do ukochanego Jezusa. Głęboko w swojej duszy zaufała Mu, wierząc, że na pewno jej pomoże.
Jednocześnie zazdrościła siostrom dominikankom ze Zgromadzenia św. Marii Magdaleny, które często odwiedzali jej rodzice. - Żeby tak móc mieszkać w tym samym domu, co Jezus - marzyła. - Co za szczęście!
Pewnego razu pomyślała o rozwiązaniu swojego problemu. - Zapukam do drzwi klasztoru i poproszę, aby mnie przyjęto jako nowicjuszkę. Jeśli na razie nie mogę Go przyjąć, to przynajmniej będę mieszkać w tym samym domu z Nim i Mu służyć w dzień i w nocy - pomyślała Imelda.
Dla małego dziecka zakochanego w Panu Jezusie, ten plan wydawał się prosty do zrealizowania. Imelda po prostu poszła do klasztoru dominikanek, zapukała do drzwi i spytała: - Siostro, proszę zapytaj matkę przełożoną, czy mogę z wami zamieszkać i zostać nowicjuszką?
- Ale Imeldo, my tutaj poświęciłyśmy się życiu zakonnemu. Pewnego dnia prawdopodobnie przyłączysz się do nas, a my będziemy szczęśliwe mając cię pośród nas. Na razie jednak musisz zaczekać kilka lat. Masz tak dobrych rodziców, moje dziecko. Nie jesteś z nimi szczęśliwa? - zapytała furtianka.
- Jestem bardzo szczęśliwa, ale wy tutaj macie naszego Pana! - odpowiedziała Imelda.
- Jednak nasze życie jest bardzo ciężkie. Ciężko pracujemy, dużo się modlimy, nawet w środku nocy wstajemy do brewiarza.
- Wcale się tego nie obawiam. Byłabym posłuszna i szczęśliwa mogąc robić wszystko to, co by mi kazano. Siostro, proszę!
Oczywiście, znamy reakcję matki przełożonej. Jak zawsze dobra dla Imeldy, musiała ją jednak odesłać. Tymczasem dziewczynka nalegała...
Tego dnia, kiedy matka przełożona ujrzała dziecko stojące w pokoju przyjęć z tak błagalną miną, to coś drgnęło w jej dobrotliwej duszy. - Tak wielka uporczywość w kimś tak młodym... - pomyślała. - Czuję w tym palec Boży. Być może powinnam jej pozwolić spróbować.
Ku wielkiej radości Imeldy, tym razem matka przełożona nie odesłała dziewczynki, tylko długo z nią rozmawiała. Następnie powiedziała, że jeśli jej rodzice zezwolą, to zostanie przyjęta do klasztoru na okres próbny.
Rodzice Imeldy bardzo się zasmucili, jednak nie zdziwili. Byli głęboko przekonani, że coś niezwykłego przytrafi się ich dziecku. I rzeczywiście. Bóg wcześnie o nią poprosił, a oni oddali Mu ją tak, jak św. Joachim i św. Anna oddali do świątyni trzyletnią córkę, młodziutką błogosławioną Maryję.
W klasztorze mała Imelda czuła się znakomicie. Kochała ciszę, habity zakonnic, psalmy, modlitwę i pracę. Jednak najbardziej kochała tabernakulum! W końcu znalazła się pod tym samym dachem, co jej Jezus! Kiedy tylko na to pozwalał klasztorny plan, Imelda klękała na balkonie chóralnym z widokiem na kaplicę klasztorną, a jej oczy wpatrywały się w tabernakulum.
We wspólnocie zakonnej była jak promyk słońca pośród tak wielu dorosłych sióstr. One uwielbiały jej towarzystwo. Jednak wielokrotnie matka przełożona przestrzegała, aby nie "psuć" Imeldy. Wciąż, ze względu na młody wiek dziewczynki, przeorysza nie chciała, żeby uczestniczyła ona we wszystkich aktach wspólnoty, w szczególności, by nie wstawała w nocy do brewiarza.
Imelda jednak błagała, by jej zezwolono na robienie wszystkiego, co robią nowicjuszki. Nikt jej nie mógł zatrzymać.
Minęły dwa lata. Imelda ukończyła jedenaście lat.
Tylko jeden aspekt życia klasztornego ją smucił. Wciąż nie mogła przyjąć Pana Jezusa w Komunii Świętej. Kiedy obserwowała siostry, które przyjmowały Jezusa, jej dusza płonęła. Czasami było tak, że nie mogła powstrzymać łez. Długo trwała na modlitwie, błagając niebiosa, aby zlitowały się nad nią i pozwoliły jej w jakiś sposób przyjąć ukochanego Pana.
Pewnego razu, po tym jak siostry wypełniły chór po mszy, ostatnia z szeregu odwróciła się, by ujrzeć klęczącą maleńką białą postać. Imelda zwykle dłużej pozostawała w bezruchu, pogrążona w modlitwie. Wspólnota przyzwyczajona do tego, pozwalała jej na to. Zawsze jednak ostatnia siostra odwracała się, aby zerknąć i nacieszyć się cudownym widokiem małego cudu eucharystycznej pobożności.
Jednak tym razem, kiedy jedna z zakonnic odwróciła się, nagle zesztywniała i upadła na podłogę. Ujrzała bowiem małą dziewczynkę, klęczącą z pochyloną głową, nad którą unosiła się Hostia, jaśniejąca niewypowiedzianym blaskiem.
- Szybko, czcigodna Matko! Siostry wracajcie! Patrzcie!
Cała wspólnota pospiesznie wróciła na balkon do kaplicy i wszystkie upadły na kolana, widząc niewiarygodny blask.
Matka przełożona zrozumiała. Bez wątpienia nasz Stwórca i Pan chciał, aby ta jedenastoletnia dziewczynka przyjęła Go do swego serca.
Przeorysza wezwała kapłana, który z wielką trwogą zbliżył się do Hostii. Jak tylko doszedł do klęczącej dziewczynki, Hostia spoczęła na pozłacanej patenie!
Wtedy Imelda, która przez cały czas miała opuszczoną głowę, a oczy zmrużone, tak jakby zapomniała o świecie, powoli podniosła rozpromienioną twarz i otwarła usta. Kapłan udzielił jej Pierwszej Komunii Świętej. Następnie Imelda opuściła głowę i pozostała bez ruchu.
Po dłuższej chwili do dziewczynki zbliżyła się matka przełożona i powiedziała: - Imeldo, moje dziecko już czas stąd iść.
Ale Imelda nie odpowiedziała.
Ponownie matka przełożona przemówiła, ale znów nie usłyszała odpowiedzi. Wziąwszy delikatnie dziewczynkę pod ramiona, dobra siostra próbowała ją podnieść. Jednak wtedy Imelda zsunęła się w jej ramiona. Jej twarz zastygła z wyrazem niewypowiedzianej błogości.
Pewnego razu Imelda powiedziała: - Nie wiem, jak to jest możliwe, że ktokolwiek przyjmuje naszego Pana, nie umiera od razu.
Teraz i ona go przyjęła i to pierwsze spotkanie z eucharystycznym Jezusem okazało się zbyt dużym przeżyciem dla maleńkiego, płonącego wielką miłością serduszka. Imelda odeszła wraz z ukochanym Jezusem.
Imelda Lambertini została beatyfikowana w 1826 roku przez Leona XII. W 1910 roku papież św. Pius X, ogłosił ją patronką wszystkich przystępujących do Pierwszej Komunii Świętej. W tym samym roku św. Pius X zarządził, że dzieci będą mogły przyjmować Pierwszą Komunię Świętą w wieku ośmiu lat.
Obecnie ciało Imeldy spoczywa nienaruszone w kościele św. Zygmunta w Bolonii. Wyraz ekstatycznej błogości promieniuje z jej pięknej twarzy i wydaje się mówić: "Mój Jezus! On jest moją największą nagrodą".
1 Kościół nie zezwalał wtedy młodszym dzieciom przystępować do Pierwszej Komunii Świętej.
Wszystko ma swój czas i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem (Koh 3,1). Po raz kolejny mogłam się o tym przekonać, kiedy dostałam możliwość towarzyszenia jako opiekun naszym Przyjaciołom – Apostołom Fatimy w pielgrzymce do miejsc, gdzie Matka Boża objawiła się trojgu pastuszkom.
Odkąd pamiętam, maj gra melodię „łąk umajonych”. Wszystko dzięki mojemu tacie, który od najmłodszych lat zabierał mnie na nabożeństwa majowe. Uczciwie trzeba przyznać, że z biegiem lat, wśród natłoku codziennych spraw i zmartwień, zdarza się zaniedbywać w sprawach Nieba, ale Matka Najświętsza o swoich dzieciach nie zapomina nigdy. Najlepszy dowód stanowi dla mnie ta możliwość, by miesiąc po ślubie móc razem z mężem zawierzyć nasze małżeństwo i rodzinę bezpośrednio Fatimskiej Pani.
Jestem przekonana, że choć nasza grupa pielgrzymów została wyłoniona na drodze losowania, nikt z nas nie znalazł się tutaj przypadkiem. I tak z sercami przepełnionymi wdzięcznością za ten niespodziewany dar, o trzeciej nad ranem 16 maja 2024 roku wyruszyliśmy w podróż do miejsca, gdzie Niebo dotknęło ziemi.
Fatima przywitała nas pochmurnym niebem i deszczem. Nie popsuło nam to bynajmniej radości z faktu, że dotarliśmy do naszej ukochanej Matki. Co ciekawe podobna pogoda towarzyszyła nam w ciągu całego wyjazdu. Szare i posępne poranki zamieniały się w słoneczne, ciepłe popołudnia. Całkiem jak w życiu, kiedy co dzień splatają się chwile radosne i smutne.
Po pierwsze: Fatima
Każdy dzień rozpoczynaliśmy od Mszy Świętej w Kaplicy Objawień, a kończyliśmy wspólnym Różańcem i procesją z figurą Matki Bożej. Niesamowity był to widok na wielki plac wypełniony modlitwą i śpiewem tysięcy ludzi, rozświetlony światłem tysięcy świec.
Jeden dzień naszej pielgrzymki poświęciliśmy, by poznać miejsca i historię związaną z objawieniami. Odwiedziliśmy muzeum, w którym przechowywane są wota ofiarowane w podzięce Matce Bożej. Przeszliśmy Drogę Krzyżową, wędrując ścieżkami, którymi chodzili Łucja, Hiacynta i Franciszek. Zobaczyliśmy miejsca, w których mieszkali. Mogliśmy wyobrazić sobie, jak wyglądało ich codzienne życie. Zwiedziliśmy również przepiękną bazylikę Matki Bożej Różańcowej, gdzie pochowani są pastuszkowie z Fatimy. Niestety, majestat tego miejsca objawień niszczy brzydota wybudowanej naprzeciwko bazyliki poświęconej Trójcy Przenajświętszej…
Po drugie: zachwyt
Pielgrzymka do Fatimy, oprócz uczty dla duszy, była okazją do zobaczenia perełek architektury portugalskiej. Klasztor hieronimitów w Lizbonie, zamek templariuszy w Tomar, klasztor cystersów w Alcobaça, klasztor Matki Bożej Zwycięskiej w Batalha… aż trudno uwierzyć, że te majestatyczne budowle zostały zbudowane przez ludzi, którzy do dyspozycji mieli tylko „sznurek i młotek”. Przez, zdawałoby się, zwykłe mury tchnie duch ad maiorem Dei gloriam i przypomina o czasach, kiedy ludzie w większości potrafili wyrzec się korzyści dla siebie, bo wiedzieli, po co i dla Kogo na tym świecie żyją. Może jeszcze wrócą czasy dzieł Bogu na chwałę i ludziom na pożytek…
W czasie pielgrzymowania mieliśmy także okazję odwiedzić małe, urocze miasteczko Obidos. Pełne wąskich uliczek, białych domów, gdzie czas płynie zdecydowanie wolniej i przypomina o tym, jak ważne jest dobre przeżywanie tu i teraz. Ogromne wrażenie zrobiła też na nas pięknie położona nadmorska miejscowość Nazaré, z przepiękną plażą i oceanem, którego ogrom jednocześnie przeraża i zachwyca. Tutaj także znajduje się najstarsze portugalskie sanktuarium Maryjne, gdzie przechowywana jest figurka Matki Bożej z Dzieciątkiem, którą – jak głoszą legendy – wyrzeźbił sam św. Józef!
Po trzecie: ludzie
Jednak te wszystkie miejsca, widoki, przeżycia nie byłyby takie same, gdyby nie towarzystwo. Wielką wartością było dla mnie poznanie naszych drogich Apostołów. Nieoceniona była również rola pani pilot, która swoimi barwnymi opowieściami ożywiała wszystkie odwiedzane przez nas miejsca.
Z dalekiej Fatimy…
To były cztery dni wypełnione modlitwą, zwiedzaniem, rozmowami… Intensywne, ale warte włożonego wysiłku. Odwiedzenie miejsca, do którego z Nieba osobiście przybyła Matka Najświętsza, to wielki przywilej i łaska. Nie można jednak zapominać, że najważniejsza jest prośba, którą kieruje Ona codziennie do każdego z nas – by chwycić za różaniec i zapraszać Ją do naszych zwyczajnych spraw i obowiązków!
Szanowna Redakcjo!
Dziękuję za wszystkie „Przymierza z Maryją”. To jest moja lektura, na którą czekam i którą czytam „od deski do deski”. Wciąż odnajduję w niej coś nowego i pożytecznego. Składam serdeczne podziękowania i życzę całej Redakcji dużo zdrowia i wytrwałości w tym, co robicie. Jest to dla wielu ludzi olbrzymim wsparciem!
Anna z Podkarpacia
Szczęść Boże!
Bardzo szlachetna i potrzebna jest Wasza kampania poświęcona Matce Bożej Rozwiązującej Węzły. Różne węzły-problemy dotykają bardzo wielu Polaków. Jestem również zaniepokojony, że coraz więcej dzieci i młodzieży zmaga się z depresją i zaburzeniami lękowymi, jak również z wszelkimi uzależnieniami, czy to od alkoholu, czy innych używek. To bardzo niepokojące, gdyż problem ten nasila się i jest bardzo trudny do rozwiązania. Myślę jednak, że uda się rozwiązać większość węzłów za sprawą Matki Najświętszej.
Wojciech z Buska-Zdroju
Szanowny Panie Prezesie!
Na Pana ręce składam najserdeczniejsze podziękowania za nadesłane mi piękne i budujące życzenia urodzinowe. Pamiętam w moich modlitwach zanoszonych do Bożej Opatrzności o wszystkich pracownikach Stowarzyszenia na czele z Panem. Modlę się o Boże błogosławieństwo w życiu osobistym i zawodowym.
Zofia z Mielca
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Jako Apostołka Fatimy, na temat kampanii „Maryja rozwiąże każdy Twój problem” wypowiadam się z wielką ufnością do Matki Bożej, która pomoże rozwiązać każdy problem, gdy Ją o to prosimy. Wierzę w to głęboko. Jestem wzruszona, gdy czytam, jakie ludzie mają ciężkie sytuacje życiowe. Szanowny Panie Prezesie! Serdecznie dziękuję za wielkie dzieła, jakie tworzycie w Waszym Stowarzyszeniu. Dziękuję za poświęcony piękny obrazek, za książeczkę Maryjo, rozwiąż nasze węzły!, kartę, na której zapisałam problemy rodzinne. W modlitwie polecam Bogu i Matce Najświętszej całe Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi. Szczęść Wam Boże na dalsze lata. Z Panem Bogiem!
Irena z Bielska-Białej
Szczęść Boże!
Serdecznie dziękuję za przesłanie książki Św. Rita z Cascii. Dla niej nie ma rzeczy niemożliwych. Już czytamy, modlimy się. Za jej wstawiennictwem wypraszamy potrzebne łaski i opiekę nad rodziną i naszą Ojczyzną. Co roku pielgrzymujemy z parafii do sanktuarium w Nowym Sączu. Od dawna modlę się codziennie, aby za jej wstawiennictwem otrzymać łaski nieraz w trudnych sytuacjach. Życzę Wam błogosławieństwa Bożego i obfitych łask w działalności. Szczęść Wam Boże!
Józefa z Małopolskiego