Jest taka czasem cierpienia granica,
za którą się uśmiech pogodny zaczyna.
Świat zdaje się być bardzo wesoły. Roześmiane twarze na reklamach, zadowoleni z siebie politycy, dowcipy, komedie, kabarety, huczne co wieczór dyskoteki… Jakby karnawał miał trwać bez końca i jakby nikt prawie nie pamiętał o ogłoszonym przez Kościół Wielkim Poście. Czyżby to ta odwieczna walka postu z karnawałem? I po czyjej stronie będzie wygrana? I czy ten się śmieje, kto śmieje się ostatni?
Pani to może być zadowolona z życia – mawiała sprzątaczka, pani Ola do Luizy – świetna pozycja, piękny gabinet, zdrowie, uroda, „ustawiony” mąż, zdolne i ładne dziecko… Czegóż tu brak do szczęścia?
Tak, Luiza była zadowolona z życia. Starannie dbała o swoje dobre samopoczucie, jak i o wizerunek. Starała się myśleć i patrzeć na wszystko pozytywnie, bronić się przed złymi myślami i nastrojami. Zresztą, w jej sferze należało to do dobrego tonu, było nawet obowiązkiem, postawą życiową. – Ja to bym chciała mieć choć ułomek pani radości z życia – westchnęła pani Ola, gdy Luiza opowiedziała jej dowcip, sama śmiejąc się z niego perliście. – Bo mnie to jakoś tak się wiedzie w życiu… Ale Luiza ucięła jej ewentualną skargę: – Droga pani Olu, nie można tak patrzeć na wszystko negatywnie. Samo to już przyciąga do człowieka niepowodzenia. Tworzy się wtedy wokół siebie jakby złą aurę. Tak nie można. Ja do wszystkiego podchodzę pozytywnie. Dlatego życie się do mnie uśmiecha. Uśmiech za uśmiech! I roześmiała się po swojemu. Pani Ola westchnęła, ale jakoś nie odpowiedziała uśmiechem. Może nikt jej tego nie nauczył, bo nie wyjeżdżała na treningi i kursy pozytywnego myślenia. Luiza poleciła jej kiedyś feng shui, ale pani Ola uważała to za jakieś czary.
Dużo radości sprawiał Luizie jej 5-letni syn Artur. Ciekawy świata, inteligentny, już czytający i tak mądrze pytający o wszystko. Któregoś dnia zaciągnął mamę do kościoła, bo nigdy tam nie bywali. Dla Luizy to była jakby obca przestrzeń. – Ciemnawe, ponure miejsce dla samopocieszania się nieudaczników – tak myślała. Artura wszystko tu interesowało, a ona nie bardzo potrafiła mu tłumaczyć. Szczególnie wpatrzył się w figurę Matki Bożej z ciałem Jezusa na kolanach i z podpisem „Mater Dolorosa”. – Co to znaczy? – szepnął, a gdy powiedziała mu, że to Matka Boleściwa, zapytał: – Dlaczego tak? Nie potrafiła jednak mu odpowiedzieć. Spojrzała na przerysowany wyraz bólu na twarzy Matki Bożej i aż się wzdrygnęła. – Jakiś artysta od siedmiu boleści – powiedziała do siebie, a do synka: – Chodźmy stąd, bo będziesz miał złe sny. Jednak to nie Artur miał zły sen, ale ona. Śniła jej się ta twarz figury, ale wpatrzona w nią z jakimś przejmującym wyrazem współczucia. Odpędziła jednak ten obraz na pożegnalnym bankiecie jej męża, który miał objąć placówkę dyplomatyczną. Oni potem mieli do niego dołączyć. Świetnie się tego wieczoru bawiła, dawno nie była tak szczęśliwa i roześmiana.
Na drugi dzień mąż odleciał, a ona odwoziła Artura na pierwszy trening aikido. Pamiętała tylko, że śmiali się oboje z jej nowego dowcipu, gdy potężne uderzenie taranującego ich na skrzyżowaniu tira, ucięło jakby wszystko. Obudziła się w szpitalu cała, choć mocno potłuczona. – Co z moim dzieckiem? – dopytywała się gorączkowo. – Walczymy o jego życie – powiedział lekarz. – Jest po operacji…ale…
Musiała go zobaczyć. Wbiegła na salę, gdy zaprzestano już reanimacji i pielęgniarka osłaniała martwe ciało synka. Rzuciła się ku niemu i jakoś tak nienaturalnie zaszlochała. Jakby odwykła od tego, a teraz brakło jej nagle łez, by to opłakać i wypłakać. Sama nie wiedząc dlaczego, wzięła ciało synka na kolana jak tamta Mater Dolorosa w kościele i siedziała tak, aż pielęgniarki musiały jej odebrać ciało dziecka. Wypisano ją ze szpitala nazajutrz. Samochód poszedł do kasacji, więc wracała pieszo i bezwiednie zatrzymała się przy tym kościele. Weszła do środka, kierując się od razu ku tamtej figurze. Właśnie tu chciała być, nie wyobrażając sobie, jak zareaguje na wyrazy żalu i sztucznego współczucia swoich znajomych. Jeśli był ktoś teraz jej bliski, to ta Matka. I tu dopiero zaczęły jej płynąć naprawdę łzy. Klęczała przy figurze aż do zamknięcia kościoła.
W pracy wzięła wolne dni i nie chciała się z nikim spotykać. Mąż zajął się pogrzebem, którego nie pamiętała, bo wzięła sporo środków uspokajających. Do jej domu przyszła ta sprzątaczka, pani Ola. – Dziecko moje – zaczęła od progu – co za nieszczęście! Kiedy się dowiedziałam, to wszystkie tajemnice bolesne Różańca odmówiłam za ciebie. Oj, nieszczęście spada niespodziewanie jak piorun i śmiechem go nie odpędzisz ani jakimiś czarami. A teraz wypłaczmy się jak kobiety, bo ja też dziecko straciłam parę lat temu – powiedziała ze smutkiem.
Usiadła obok Luizy na kanapie i ogarnęła ją macierzyńskim gestem, a Luiza nagle położyła głowę na jej kolanach w takim niemym płaczu. Słyszała, jak pani Ola mówi cicho: – Ból w życiu jest i może być jakoś ważny, byle go mieć utulić w kimś, kto cię zrozumie lepiej od ciebie samej. Luiza poczuła, jak kapią jej na twarz łzy pani Oli. Kiedyś by ją to brzydziło, ale teraz jakby spływało na nią jakieś zrozumienie…
Pani Ola przychodziła tak przez tydzień po pogrzebie Artura, a Luiza chodziła codziennie do tego kościoła pod tę figurę. Kiedyś niespodziewanie się tam obie spotkały. I gdy pani Ola objęła ją, to Luiza po raz pierwszy od dwóch tygodni uśmiechnęła się, ale jakże inaczej niż dotychczas…
Brat Tadeusz Ruciński FSC
ilustrował: Jacek Widor
Kocham Boga i ludzi
Pani Zofia Kłakowicz wspiera Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi od 2007 roku. Urodziła się w miejscowości Stary Las koło Głuchołaz w województwie opolskim. Tam należała do parafii pod wezwaniem św. Marcina, w której przyjęła wszystkie sakramenty. Po zawarciu małżeństwa, którego 60. rocznicę będzie obchodziła z mężem w przyszłym roku, przeprowadziła się do sąsiedniego Nowego Lasu, do parafii pw. św. Jadwigi Śląskiej.
– Kocham Boga, kocham ludzi i dobrze mi z tym. W domu urządziłam „kaplicę”: krzyż Trójcy Świętej, figury Boga Ojca, Jezusa Miłosiernego, Jezusa Chrystusa – Króla Polski i naszych rodzin oraz figurę Matki Bożej oraz wielu świętych.
Bóg mnie prowadzi
– Ja jestem tylko po siedmiu klasach szkoły podstawowej. Nie miałam możliwości dłużej się uczyć, bo ojciec był inwalidą, mama była po pobycie na Syberii, a poza mną mieli jeszcze troje dzieci i trzeba było ciężko pracować w polu. To niesamowite, jak Pan Bóg mnie prowadził w moim życiu.
Wraz z mężem ufamy Bogu i Go kochamy. Mamy gospodarkę, hodujemy kury, uprawiamy ziemniaki, owoców się pełno u nas rodzi, robimy przetwory, dzielimy się z ludźmi. Ze zdrowiem już różnie bywa, ale nie dajemy się, a córka Katarzyna nam pomaga. Córka mieszka w Bielsku-Białej, wyposaża apteki i szpitale, otwiera i projektuje ludziom apteki. Ma bardzo dobrego męża.
Maryja otarła moje łzy
– Syn Jan zmarł w tamtym roku. To był bardzo dobry człowiek dla ludzi, znana osoba w powiecie. Był mechanikiem samochodowym, miał swój warsztat i dobrze wykonywał swoją pracę. Jego syn i córka teraz pracują w tym warsztacie.
– W tamtym roku, podczas oktawy Bożego Ciała, w święto Najświętszego Serca Pana Jezusa pochowaliśmy go, a w tym roku Matka Boża otarła mi łzy, bo akurat w oktawie zaprosiła mnie do Fatimy. Pan Bóg dał, że córka też skorzystała i była ze mną w tym miejscu, bo też bardzo kocha Pana Boga. Uważam, że to była też nagroda z Nieba.
Z Apostolatem w Fatimie
– Przed wyjazdem do Fatimy córka mi mówiła: „Mamuś, to jest jakieś Stowarzyszenie, ty pieniądze dajesz, a dzisiaj świat jest jaki jest; nie byłaś tam, nie wiesz. Trzeba wziąć pieniądze, bo nie wiadomo, jak będzie. Może trzeba będzie za nocleg zapłacić, może za jakieś obiady”. Ona wzięła i ja wzięłam i był kłopot, bo faktycznie, co się okazało – i to nas bardzo zaskoczyło – że wszystko było domknięte, wszystko było zadbane, była bardzo dobra opieka…
Co było dla mnie bardzo fajne, to pierwsze przeżycie, jeszcze w Krakowie, w hotelu, gdy pan prezes bardzo miło nas przywitał, z uśmiechem i serdecznością, słowami: „Szczęść Boże”. To było dla mnie takie piękne!
Na pielgrzymce poznaliśmy pracowników Stowarzyszenia; moja córka dużo z nimi przebywała. Pani przewodnik powiedziała, że taka paczka, jak nasza, to jest mało spotykana. Było pięknie, nie było kłopotów i na wszystko było dużo czasu. Córka dbała o mnie i Bogu dzięki, że była ze mną. Ja wiem, że to był palec Boży i zasługa Matki Bożej.
W Fatimie wychodziłam trochę wcześniej na Mszę Świętą o szóstej rano. Mieliśmy kapłana, z którym dużo rozmawiałam. Zamówiliśmy Mszę Świętą za Stowarzyszenie, za pracowników Stowarzyszenia oraz ich rodziny i ksiądz ją odprawił. Chcieliśmy w ten sposób wynagrodzić i żeby Pan Bóg Wam wynagrodził, Waszym rodzinom i całej organizacji.
Podziękowania
– Dziękuję Bogu Najwyższemu, Ojcu, Synowi i Duchowi Świętemu, a także Matce Najświętszej za wielkie łaski, którymi mnie obdarzyli. Dziękuję, że żyję bez żadnych uszczerbków na ciele. Jestem pewna, że Pan Jezus czuwa nade mną. Jest to znak, że krzyż jest naszą obroną zawsze, a szczególnie na te ostateczne czasy. Za wszystkie łaski i błogosławieństwa dla mnie i całej rodziny serdecznie dziękuję Stwórcy. Twoja cześć i chwała, po wszystkie wieki wieków. Amen. Wdzięczna Twoja służebnica Zofia.
Oprac. JK
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Pragnę podziękować za wszelkie informacje, broszury i książeczki, jakie otrzymuję od Państwa. Najbardziej cieszy mnie wydawane „Przymierze z Maryją”, ponieważ wiele trudnych spraw zostaje przedstawionych w klarowny sposób, wnosi wiele radości, ale przede wszystkim przybliża nam drogę do naszego Ojca. Czasami trzeba wrócić do początku i odnaleźć siebie, a to niełatwe. Wy w tym pomagacie. I róbcie to nadal, bo tego potrzebujemy.
„Przymierze z Maryją” jest początkiem. I z tego zrezygnować nie warto. To moje skromne zdanie, które podyktowane jest szczerą troską o byt „Przymierza…”. Sama jestem w trudnej sytuacji finansowej, dwoje dzieci uczących się poza domem to niemałe koszty. I dlatego z mężem postanowiliśmy ograniczyć wszystko do minimum przez jakiś czas, żeby stać nas było na utrzymanie domu. W dzisiejszych czasach jest to niełatwe zadanie, bo przez ostatnie lata przyzwyczailiśmy się do spełniania wszystkich swoich pragnień i zachcianek i nas też to się tyczy. Jednak trzeba wybrać, co w danym momencie jest ważniejsze. Nawet w pewnym momencie rozważaliśmy rezygnację z comiesięcznego datku na rzecz Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi, ale moje sumienie by tego nie zniosło, więc nadal będziemy Państwa wspierać finansowo oraz codzienną modlitwą. Proszę Was zarazem o modlitwę za moją rodzinę, by wspólnie umiała przetrwać trudne chwile. Ja nie mogę ofiarować nic poza tym. Zatem bardzo mi przykro, że tak jest, ale z ufnością patrzę w przyszłość i wiem, że będziemy oglądać owoce Waszej działalności. Serdecznie pozdrawiam i polecam Was opiece naszej Matuchny Matki Bożej Rychwałdzkiej.
Dagmara z mężem
Szanowni Państwo
Bardzo dziękuję za Wasz wkład w krzewienie prawd wiary. Pragnę podziękować za otrzymane materiały edukacyjne, które poszerzają moją wiedzę religijną. Życzę Wam błogosławieństwa Bożego i obfitych łask w działalności. Trzeba dbać o to, aby wiara nie wygasła. Szczęść Wam Boże!
Jadwiga
Szczęść Boże!
Dziękuję za prowadzenie tak pięknych i potrzebnych akcji katolickich. W miarę moich możliwości wspieram Was w tym pięknym dziele materialnie i duchowo. Życzę Wam, abyście kontynuowali to dzieło jak najdłużej. Pozdrawiam serdecznie!
Janina z Krakowa
Szanowny Panie Prezesie
Wspominając niedawną konferencję „Czy chrześcijanie są skazani na ewolucję”, chciałbym bardzo podziękować za niezwykłą możliwość uczestniczenia w niej. Jest to dla mnie jedyna okazja do kontaktu na żywo z najwybitniejszymi naukowcami, którzy sami odnaleźli właściwą drogę prawdy, a teraz wskazują ją innym. Takie spotkanie to coś absolutnie bezcennego, co będę wspominał jako najpiękniejsze chwile w moim życiu. Pragnę podziękować wszystkim osobom zaangażowanym w to niezwykle ważne przedsięwzięcie.
Te wszystkie dzieła, co zrozumiałe, wymagają poświęcenia oraz wsparcia również finansowego. Chyba wszyscy to rozumieją, widząc przecież efekty Państwa działalności, ale zapewne widzi to również ta druga strona, która robi wszystko, aby to zniszczyć, co jest najlepszym dowodem na właściwy kierunek Państwa działalności. Doskonale zdają sobie z tego sprawę wszystkie siły, które wiedzą, że tego ewolucjonistycznego matactwa zapewne nie da się już długo utrzymać. Myślę, że właśnie dlatego sam plan zniszczenia musi być doskonały i właśnie dlatego postanowiono uderzyć w korzenie, czyli członków Państwa organizacji, tak, by nie mogli wesprzeć dalszego rozwoju tych dzieł.
Rozwiązania, które obecnie wdraża się w firmach produkcyjnych, to kierunek dokładnie wskazany przez śp. Pana Krzysztofa Karonia w polecanym przez niego filmie „Amerykańska fabryka” – dostępnym na Netflixie. Plan, który przygotowany jest krok po kroku dla wszystkich narodów. Myślę, że dlatego choć chcielibyśmy ogromnie pomóc dalszemu rozwojowi Państwa działalności, to będzie to coraz trudniejsze.
Rozwój Państwa wszechstronnej działalności na polu wiary – (by wspomnieć choćby o Apostolacie Fatimy czy piśmie „Przymierze z Maryją”), historii, polityki, prawa – Ordo Iuris, nauki – „Polonia Christiana” i informacji – PCh24.pl, Klubie Przyjaciół, to wszystko z dumą przypomina mi, że jestem Polakiem, a moi bracia i siostry, twórcy tych pięknych dzieł, przypominają mi o właściwej postawie moralnej.
Temat ewolucji inspirował mnie, odkąd pamiętam. Brakujące ogniwo, które „na pewno jest” i „niebawem wam go ukażemy”, to temat flagowy wszystkich „naukowych czasopism”. A ja, posiadając jedynie maturę, mam nadzieję, że większość wykładów rozumiem, bo przedstawione są w takiej formie, aby wszyscy mogli zobaczyć to, co najwybitniejszym umysłom udało się dostrzec pod mikroskopem. Ich geniusz dodatkowo polega na obserwacji zjawisk zachodzących w ułamkach sekund w mikro i makroskali.
Podsumowując, w mojej skromnej opinii pomysł udostępnienia tej wiedzy wszystkim chętnym jest wyrazem chrześcijańskiej miłości, wskazującej właściwą drogę do Boga. Przecież to nasz Stwórca oddał nam ziemię, abyśmy czynili ją sobie poddaną, nie czyniąc wiedzy tajemną, tylko dla wybranych. Jeszcze raz niech będzie mi wolno podziękować za całą działalność Państwa organizacji.
Z wyrazami szacunku
Czytelnik
Szczęść Boże!
Wasza działalność zasługuje na szacunek i podziw! Otwieracie drzwi do serc ludzi zagubionych, pokazujecie inną drogę – uświadamiając, że życie to nie tylko praca, ale przede wszystkim duchowe potrzeby, które dają nadzieję i siłę do życia. Walczcie o serca, które są jeszcze uśpione. Powodzenia!
Anna z Mysłowic
Szczęść Boże!
Pragnę z całego serca podziękować za dwumiesięcznik „Przymierze z Maryją”. Od kilku lat gości on w moim rodzinnym domu, niosąc umocnienie duchowe, światło i pokój. I niech tak pozostanie jak najdłużej.
Daniel