W dziejach chrześcijaństwa kilka dat służyło za początek roku. Pierwszy stycznia przyjął się relatywnie niedawno; wcześniej – nie bez słuszności – obchodzono początek roku 25 marca, w dzień Zwiastowania. Bo też dzieje Zbawienia naszego zaczęły się właśnie wtedy…
Rok liturgiczny poniekąd trzyma się tej dawnej tradycji, rozpoczynając się wprawdzie nie w marcu, ale początkiem Adwentu – kontemplując więc tąż samą tajemnicę Wcielenia i korzystając z niej jako z punktu wyjścia do pogłębienia naszego przygotowania na ponowne przyjście Chrystusa. Z perspektywy duchowej – także w jej aspekcie „organizacyjnym” – warto na ten początek zwrócić uwagę. Dobrze przeżyty Adwent dobrze wprowadzi nas w nowy rok „świecki”. Ustawienie właściwego kursu właśnie teraz, w grudniu, jest łatwiejsze niż później, w początkach kolejnego roku – już choćby dlatego, że w styczniu mamy do nadrobienia mnóstwo zaległości z końca grudnia…
Wielkie jest więc znaczenie Adwentu dla naszego życia duchowego! Trzeba więc umieć docenić ten błogosławiony okres liturgiczny – i nie pozwolić, aby jego znaczenie uległo zafałszowaniu.
Ciemność i światło
– Trzeba być ślepym, żeby nie zdawać sobie sprawy z głębokiego kryzysu w Kościele – powiedział na krótko przed śmiercią kardynał Karol Caffarra (+2017). Z tego kryzysu doskonale zdajemy sobie sprawę; a wiedząc także, że Kościół jest dla świata tym, czym dusza dla ciała – nie może nas dziwić przygnębiająca kondycja Europy i świata. Można powiedzieć, że świat ten spowijają gęste ciemności. I właśnie w tym czasie panowania ciemności światełko betlejemskiej stajenki jest i musi być dla nas tym jaśniejszym znakiem tym pewniejszej nadziei. Wtedy także ciemności panowały na świecie. Wystarczy pomyśleć o rządach Heroda (zwanego zresztą Wielkim), o faryzejskiej obłudzie, o psujących się szybko obyczajach rzymskiego imperium… Owszem, ludzie byli spragnieni prawdy – i to, niestety, jest chyba ważna różnica pomiędzy tamtymi czasami a naszymi. Czym innym jest pogaństwo czekające na oświecenie Prawdą – a czym innym neopogaństwo, które Prawdę odrzuciło i odrzuca. Współczesne „czarownice”, urządzające bluźniercze szturmy na kościoły, są na pewno bardziej przerażające od starożytnych poganek. Niemniej jednak, mrok tamtych czasów także był gęsty. I także gęsty mrok naszych czasów może być rozproszony przez toż samo Dzieciątko i tąż samą Matkę Jego.
Pokora i miłość
W życiu duchowym dwie cnoty zajmują szczególne miejsce. Jedna jest korzeniem, druga – przynoszącą owoce koroną drzewa. Albo też – jedna jest fundamentem, druga kopułą. Te cnoty to pokora i miłość. I bardziej jeszcze aniżeli w dendrologii, w życiu duchowym sprawdza się ta reguła, że czym głębsze korzenie (głębokiej pokory), tym wyższe, tym bardziej strzeliste i tym mocniejsze drzewo. W tajemnicy Wcielenia możemy podziwiać miłość i pokorę Pana Jezusa; miłość i pokorę Najświętszej Panny Maryi; miłość i pokorę świętego Józefa. Oczywiście, nie tylko te dwie cnoty – ale i wszystkie pozostałe. Niemniej jednak, właśnie z powodu tego fundamentalnie-szczytowego charakteru pokory i miłości, warto na nie zwrócić szczególną uwagę. Pokora Słowa Wcielonego. Pan Niebiosów obnażony, ma granice Nieskończony. Bóg porzuca szczęście swoje. Nawet gdyby Pan Jezus narodził się w najbogatszym z ziemskich pałaców, pokora Słowa Wcielonego (i Jego ubóstwo) pozostałaby niedoścignionym wzorcem dla nas.
Jeśli Czytelnik daruje mi, że uderzę w ton poetycki, pozwolę sobie na chwilę przejść na trzynastozgłoskowiec.
Któryś z Ojca, o Panie, zrodzony przed wiekiem
Nie wzgardziłeś i w czasie porodzeniem z Panny:
Dawca życia dzieciątkiem; Stworzyciel – człowiekiem;
Wszechobecny – Wszechmocny – Wieczny – Nieustanny –
Dzieckiem w żłóbku – bezbronnym – w czasie – śmiertelnikiem…
Więc cześć Tobie i chwała, choć ludzkim językiem –
Niepojęta, niezmierna, więc – niewysłowiona!
I dlaczegoż to Wcielenie? Dla Miłości. Miłości Ojca i miłości stworzenia. Święty Franciszek wyrazi to w przepięknej modlitwie Absorbeat:
O Panie! Niechaj słodka i płomienna potęga Twojej miłości porwie moje serce, odrywając je od wszystkiego tego, co jest poniżej Niebios – tak, abym umarł dla miłości Twojej miłości, jak Ty raczyłeś umrzeć dla miłości mojej miłości.
To przepełnione miłością Wcielenie było wszak już początkiem ponadtrzydziestoletniej Drogi Krzyżowej. Pan Jezus przyszedł, aby umrzeć – o czym wiedziała doskonale Najświętsza Panienka, kiedy wypowiadała swoje niech mi się stanie. Oto miara miłości – miłości Boga, miłości ludzi…
W tym bezwarunkowym poddaniu własnej woli Woli Bożej, dotykamy tajemnicy ludzkiej wszechmocy. Święty Maksymilian będzie o niej mówił w kontekście posłuszeństwa zakonnego… Kiedy zgadzamy się całkowicie z Wolą Bożą, stajemy się uczestnikami Bożej wszechmocy. To także dobry punkt do rozważenia w tym błogosławionym czasie. Maryja swoim fiat dała nam Zbawiciela, a więc i zbawienie.
Pokorą i miłością promienieje cały ten święty czas. Od Zwiastowania, przez nawiedzenie świętej Elżbiety, po skrajne ubóstwo betlejemskiej stajenki. I niepodobna nie pomyśleć także o cichej i pokornej, a przepojonej miłością obecności świętego Józefa, który jest najgłębiej upokorzony faktem, że oto przychodzi mu być głową Świętej Rodziny – zarazem jednak z pokorą przyjmuje na siebie to zadanie i rzeczywiście pełni swe obowiązki (jakkolwiek czyni to względem osoby Boskiej i najdoskonalszej osoby ludzkiej!). W tym obrazku mogłaby się zmieścić cała nauka o chrześcijańskim małżeństwie.
Szopka Bożonarodzeniowa
Wyszliśmy od mroków gęstych, przerażających, straszliwych – które spowijają świat i które wdarły się do samego Kościoła. Dostrzegliśmy atoli światło bijące z betlejemskiej groty i z przemożną siłą rozprzestrzeniające się na świat cały. Zajrzeliśmy do stajenki, podziwiając piękno pokory i miłości, jakie kontemplować możemy w Świętej Rodzinie… Ułomnym słowem przedstawiliśmy więc pejzaż z szopką bożonarodzeniową. A to z kolei prowadzi nas do uwagi trochę na marginesie, ale – jak ufam – bardzo pożytecznej.
Tradycję bożonarodzeniowych szopek zapoczątkował w Greccio święty Franciszek z Asyżu. Pragnął on, aby to fizyczne przedstawienie ubóstwa, jakie dla nas wycierpiał Pan Jezus i Jego Matka, pomagało jemu samemu oraz wszystkim wiernym w rozpalaniu w nas ognia Bożej miłości. Obyż ta miłość mogła ogrzać Dzieciątko! Betlejemska stajenka powinna bez wątpienia zajmować szczególne miejsce w naszych sercach. Ale czy nie byłoby dobrze, aby zagościła także w naszych domach? We Włoszech już z początkiem Adwentu całe rodziny pracują nad przygotowaniem pięknej szopki. Czego tam nie ma! Mech, liście, kamienie. Figurki – zwłaszcza te z szopek neapolitańskich… piękne detale, prawdziwe dzieła sztuki. Wszystko jest przygotowane, brakuje tylko Dzieciątka, które trafia do kołyski w noc bożonarodzeniową. To stopniowe upiększanie szopki przez cztery tygodnie sprawia, że Adwent staje się naprawdę czasem oczekiwania i naprawdę oczekiwania radosnego…
Radość czy pokuta?
No właśnie. Czas radosnego oczekiwania. Jednak przez wiele wieków Adwent był okresem pokuty. Wierni przygotowywali się na Boże Narodzenie, poszcząc. Zresztą, także cała liturgia przywodziła (i nadal przywodzi!) nam myśl o pokucie: głównymi „bohaterami” tego okresu są wszak prorok Izajasz – piszący w czasie największych utrapień, jakie cierpiał naród wybrany – oraz wielki pokutnik św. Jan Chrzciciel. Skoro Jan „przygotowywał drogę” Mesjaszowi surową pokutą, to nie ma nic niestosownego w tym, że i wierni podejmują w okresie Adwentu praktyki pokutne. O pokucie przypomina nam także fioletowy kolor szat liturgicznych. Z drugiej strony, już od ponad stu lat Kościół nie wymaga postu w okresie Adwentu. Jak się w tym odnaleźć?
Przede wszystkim pamiętajmy o celu Adwentu. Jest nim z jednej strony przypomnienie nam o przygotowaniu się na powtórne przyjście Pana Jezusa (zwłaszcza pierwsza połowa Adwentu). To przyjście, o którym święty Paweł mówi, że skoro czas jest krótki i przemija postać tego świata, to powinniśmy używać tego świata jak gdybyśmy z niego nie korzystali (por. 1Kor 7,29–31). Święci wszystkich czasów wzywali wiernych do przygotowywania się na powtórne przyjście Pana poprzez pokutę – jakkolwiek dla nas, którzy wierzymy, perspektywa Jego przyjścia jest radosna. Z drugiej strony, Adwent – szczególnie od 17 grudnia, kiedy w liturgii zaczyna się śpiewać wielkie antyfony (których inicjały układają się w słowa: ero cras, czyli jutro będę) – przygotowuje nas na pełne radości święto Bożego Narodzenia. O ile Wielki Post przygotowuje nas na całe święte Triduum, a więc nie tylko na radość Zmartwychwstania, ale także na Mękę Pana Jezusa, o tyle oczekiwanie adwentowe jest rzeczywiście przepełnione radością. Czy jednak radość i pokuta są ze sobą sprzeczne? Najbardziej radosny ze świętych, św. Franciszek z Asyżu, przygotowywał się do Bożego Narodzenia surowym postem, który rozpoczynał już 2 listopada (i który w Regule przepisał wszystkim braciom). Dalej, praktyki pokutne pozwalają nam uczestniczyć w tamtym oczekiwaniu. W ubóstwie i niedostatku, jakie cierpieli Maryja i Józef.
Trzeba nam więc uniknąć skrajności. Niech nas nie zwiedzie fioletowy kolor i wielbłądzia skóra Jana Chrzciciela. Mamy być prawdziwie radośni. Jednocześnie jednak niech nas nie zwiedzie konsumistyczny klimat adwentowych jarmarków i coraz łagodniejsza dyscyplina pokutna Adwentu. Ten czas ma być błogosławiony. Ma być czasem nawrócenia, a nawrócenie w Piśmie Świętym zawsze idzie w parze z pokutą.
o. Wawrzyniec Maria Waszkiewicz
Nieco innej pogody spodziewaliśmy się po celu naszej podróży. Wyrwawszy się na moment z naszej jesiennej słoty, liczyliśmy choć na te kilka dni południowego słońca. Niestety, już przez okna lądującego samolotu widzimy, że upragniona Portugalia przywitała nas niskimi chmurami i deszczem. Ale nic to. Przynajmniej jest trochę cieplej niż w Polsce.
Po wylądowaniu i krótkim zwiedzaniu Lizbony pośród co chwilę odchodzącej i znów powracającej nadmorskiej mżawki, o zmroku wsiadamy do autobusu, który zawozi nas prosto do Fatimy – celu pielgrzymki naszego Apostolatu. Wpatrując się w strugi deszczu uderzające w szyby naszego pojazdu, odmawiamy pierwszy z wielu Różańców w czasie tej niesamowitej podróży. Padać przestaje dopiero, gdy zbliżamy się już do głównego celu naszego pielgrzymowania.
W Fatimie zakwaterowujemy się w hotelu, jemy kolację i udajemy się do Sanktuarium Matki Bożej Różańcowej. Witamy się z Fatimską Panią w kaplicy objawień, gdzie przed codziennym wieczornym nabożeństwem gromadzą się już pielgrzymi z całego świata. Słuchać ciche modlitwy w różnych językach. Wiele osób ma ze sobą flagi – tak dobrze widać tu powszechność Kościoła i to, jak Matka Boża przygarnia do Siebie wszystkie Swoje dzieci. Niektórzy obchodzą na kolanach figurę Maryi ustawioną w miejscu dębu, na którym ukazywała się fatimskim dzieciom. Inni idą do Niej na klęczkach przez cały plac…
Drugiego dnia udajemy się do Aljustrel – niegdyś małej wsi, a teraz osady położonej na obrzeżach miasta Fatima. To tutaj urodziła się trójka pastuszków – święci Franciszek i Hiacynta Marto oraz Służebnica Boża Łucja Dos Santos. Zanim jednak tam dotrzemy, wcześniej przejdziemy Drogą Krzyżową, którą ufundowali znajdującą się w pobliskim gaju oliwnym katoliccy uchodźcy z Węgier, uciekający przed komunistycznymi prześladowaniami. Przez całą drogę towarzyszy nam poranny, drobny deszczyk i lekki wiatr, dość typowy dla klimatu morskiego. Pani pilot przypomina nam, że pastuszkowie też często chodzili do Cova da Iria przy takiej właśnie pogodzie. Wtedy dociera do nas wartość tej z pozoru niezbyt sprzyjającej nam aury – zaczynamy rozumieć, że to specyficzne doświadczenie duchowe jest o wiele cenniejsze od wymarzonej przez nas słonecznej pogody.
Pod nieobecność kapłana, który niestety zachorował i nie mógł z nami polecieć, modlitwę prowadzi jeden z uczestników pielgrzymki, pan Jacek. Właśnie w tym momencie przekonujemy się, co znaczy nasza duchowa rodzina: wzajemne wspieranie się i prowadzenie na ścieżce zbawienia. Muszę przyznać, że dawno nie słyszałem tak pięknych, głębokich i pobożnych rozważań, jak te wygłoszone niemal na poczekaniu, bez przygotowania, przez osobę świecką. Do jego nietuzinkowej postaci jeszcze wrócimy…
Po przejściu Drogi Krzyżowej docieramy do Aljustrel. W tych okolicach doskonale zachowała się tradycyjna, portugalska architektura. Każdy dom ma pobielane ściany i spadzisty dach z pomarańczowej dachówki. Ponadto na bardzo wielu domostwach widnieją tradycyjne, porcelanowe obrazy z wizerunkiem Matki Bożej lub świętych. Właśnie dzięki takim detalom widać, że Portugalia jest naprawdę krajem katolickim, a jego mieszkańcy z dumą prezentują przywiązanie do swojej wiary. Odwiedzamy domy fatimskich dzieci. W nich spoglądamy na krzyże, przed którymi modlili się święci, czy kołyski, w których spali jako maleńkie dzieci. Odwiedzamy także miejsca objawień Anioła Portugalii, który przygotowywał fatimskich pastuszków na niełatwe w odbiorze Orędzie Matki Bożej.
Jak nie samym chlebem człowiek żyje, tak i nie samą modlitwą żyje pielgrzym. Dlatego trzeciego dnia, po pysznym śniadaniu w hotelu w Fatimie, udajemy się do pobliskiego miasta Tomar, nad którym góruje jeden z największych w Portugalii zamków, niegdyś główna siedziba słynnego zakonu templariuszy. Budowla oszałamia swoim rozmachem i starannością wykonania. Zwłaszcza w klasztornej kaplicy można by spędzić całe godziny, kontemplując każdy fresk, śledząc oczami każdy łuk, sklepienie, każde zdobienie i wyrzeźbiony w kamieniu wzorek. To również ważne doświadczenie formacyjne, móc zobaczyć, jak niesamowite dzieła stworzyła wspaniała cywilizacja chrześcijańska, której i my, Polacy, jesteśmy częścią!
Na koniec dnia wracamy do Fatimy. Przed wieczornym nabożeństwem okazuje się, że brakuje osób do niesienia drugiej figury Matki Bożej – tej, która okrąża plac przed sanktuarium na czele procesji. Szybka decyzja i z kilkoma Apostołami oraz pracownikami Stowarzyszenia idziemy za kaplicę, gdzie formuje się czoło procesji. Mam szczęście i zaszczyt wyjść wraz z pierwszą grupą. Jako nieco niższy wzrostem nie czuję na sobie aż tak bardzo ciężaru figury. Ale gdy przejmuje ją druga grupa, złożona z kobiet, szybko okazuje się, że idąca z przodu Hiszpanka nie daje rady jej utrzymać. Panowie ze służby sanktuarium podbiegają do mnie i proszą mnie o zastępstwo. Oczywiście nie mogę odmówić. Wtedy, jako trochę wyższy od niosących figurę pań, nagle biorę większość jej ciężaru na siebie. Aby temu sprostać, trzymam belkę obiema rękami, ale i tak sprawia mi to spory ból. Później, już w czasie drogi na lotnisko, wspomniany już pan Jacek będzie opowiadać o św. Rafce z Libanu, której kult propaguje w Polsce. Mniszka Rafka poprosiła Boga o cierpienia, bo wiedziała, że nie czując bólu Krzyża Chrystusa, nie da się wejść do Jego Królestwa…
Pisząc teraz to krótkie wspomnienie z pielgrzymki do Fatimy, wciąż czuję ciężar belki na moim lewym ramieniu…
Szanowni Państwo!
Życzę błogosławieństwa Bożego z okazji 25-lecia istnienia Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi. Serdecznie dziękuję Panu Prezesowi i całej Redakcji za modlitwę w mojej intencji. Jednocześnie pragnę podziękować za „Przymierze z Maryją”, które otrzymuję regularnie i czytam z wielkim zainteresowaniem. W miarę możliwości staram się wspierać dystrybucję tegoż pisma. Oczekuję go zawsze z wielką niecierpliwością.
Maria z Jarosławia
Szczęść Boże!
Jestem bardzo szczęśliwa, że prowadzicie takie akcje i kampanie, by coraz więcej ludzi znało i kochało Maryję z Guadalupe, naszą najukochańszą Mamę. W jej ramach pozwolę sobie wpisać imię swojej córki wraz z moim, ponieważ została zawierzona Matce Bożej z Guadalupe. 13 lat temu byłam w ciąży bardzo zagrożonej i według lekarzy nie miała szans na przeżycie. Mateńka z Guadalupe pomogła!
Kinga z Małopolski
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Pragnę serdecznie podziękować Panu za życzenia urodzinowe i za pamięć. Pozdrawiam wszystkich pracowników Stowarzyszenia i bardzo dziękuję za Wasz wkład w krzewienie prawd wiary, za otrzymywane od Was „Przymierze z Maryją”, które utwierdza mnie w wierze, za wszystkie przesyłki, a zwłaszcza za pakiet z obrazkiem „Maryjo, rozwiąż nasze węzły!”. Jestem przekonany, że Ona pomoże mi rozwiązać co najmniej większość z moich złych węzłów. Pragnę również podziękować za otrzymane materiały edukacyjne, które poszerzają moją wiedzę związaną z wiarą. Dziękuję także za otrzymywany magazyn „Polonia Christiana”, który czytam z wielką uwagą, często podkreślając to, co zwróciło moją uwagę i zainteresowanie. Pragnę wspierać finansowo Wasze i nasze Stowarzyszenie w miarę posiadanych przeze mnie środków. Zapewniam również całe Stowarzyszenie o swojej modlitwie w Waszej intencji, a także w intencji Apostołów Fatimy z ich rodzinami. Kończąc, pragnę złożyć na ręce Pana Prezesa i całej Redakcji moje pozdrowienia i podziękowania dla wszystkich pracowników Stowarzyszenia zaangażowanych w to zbożne dzieło. Niech Was Bóg i Matka Boża błogosławią i wspierają w każdy dzień.
Bronisław
Szanowni Państwo!
Wspieram wszystkie akcje Stowarzyszenia i dziękuję za wszelkie otrzymywane materiały, które pogłębiają moją wiarę, za wszystkie wizerunki Matki Bożej, z których w swoim sercu zrobiłam sobie „ołtarzyk”, do których modlę się na różańcu codziennie, za moje dzieci, wnuki i za męża alkoholika. Polecam swoje problemy Matce Najświętszej. Szczęść Boże!
Wiesława z Lubelskiego
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Pragnę podzielić się świadectwem… Koniec października 2020 roku. Leżę na łóżku. W pokoju panuje półmrok. Nie mogę zasnąć. Mój mąż jest chory i leży w drugim pokoju. Zamykam i otwieram oczy kilkukrotnie. Spoglądam w nogi łóżka i widzę stojącego młodzieńca (zakonnika) jakoś mi znajomego, który patrzy na mnie. Jego twarz robi wrażenie, jakby chciał mi coś powiedzieć. Ponownie zamknęłam oczy i otworzyłam z ciekawości, czy dalej będę go widzieć. Niestety, już go nie było. Znajoma postać nie dawała mi spokoju. Byłam jednak pewna, że to osoba święta. Na drugi dzień rano szukałam tej postaci w modlitewniku. I co się okazuje: to był święty Antoni z Padwy. Już wiele razy przychodził mi z pomocą w odnalezieniu zagubionych rzeczy. Widocznie chciał mi powiedzieć, że znów będę potrzebować jego pomocy. Od tej chwili postanowiłam obrać Go za swojego patrona. Za kilka dni znalazłam się w szpitalu w Kielcach na oddziale neurologicznym. I wtedy o pomoc poprosiłam właśnie św. Antoniego. Nie do wiary, że w tak trudnym czasie, drugiej fali pandemicznej, byłam znakomicie obsłużona przez lekarzy. Błyskawicznie miałam wykonane wszystkie badania okulistyczne, tomograf, rezonans magnetyczny. W szpitalu jednak nie zostałam. Wypisano mi zastrzyki. Dwa pierwsze otrzymałam już w szpitalu. Po przyjęciu całej serii opadnięta powieka wróciła do normy. Tak oto właśnie pomógł mi św. Antoni, za co dziękowałam mu modlitwą. Od tamtej pory we wszystkich trudnych sytuacjach zwracam się o pomoc do św. Antoniego – jest niezawodny. Dziękuję za Waszą akcję poświęconą temu świętemu!
Emilia
Szczęść Boże!
Uważam, że Wasza kampania „Matko Boża z Guadalupe, przymnóż nam wiary” jest, jak każde Wasze przedsięwzięcie, strzałem w „dziesiątkę”. Bardzo szlachetny cel, ponieważ bardzo dużo ludzi odchodzi od wiary w Boga, nie zdając sobie sprawy ze swojego postępowania. Może są zagubieni i trzeba ich ukierunkować w ich działaniu Być może jest im tak wygodnie, lecz obecna władza sprzyja odchodzeniu od Kościoła. Pamiętajmy bowiem o groźbie „opiłowywania katolików”
Wojciech z Buska-Zdroju
Szanowny Panie Prezesie!
Dziękuję za 137. numer „Przymierza z Maryją”. Zainteresował mnie szczególnie temat „Żal doskonały” ks. Bartłomieja Wajdy. Jest to temat ważny dla naszego zbawienia… Z okazji jubileuszu 25-lecia istnienia Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi życzę Panu Prezesowi i wszystkim pracownikom Stowarzyszenia dużo wytrwałości w działaniu. A nowe inicjatywy niech będą „drogą” otwierającą wiele ludzkich sumień. Z Panem Bogiem!
Maria z Zachodniopomorskiego
Szczęść Boże!
Bardzo kocham Matkę Bożą – pomogła mi rozwiązać tak wiele problemów. W rodzinie mojego syna Mateusza źle się działo, małżeństwo wisiało na włosku. Dzięki różańcowej modlitwie do Matki Bożej udało się uratować jego rodzinę. Syn Łukasz miał wypadek samochodowy, było z nim bardzo źle. Oboje z mężem codziennie odmawialiśmy Różaniec do Matki Bożej, a Ta wysłuchała naszych modlitw. W ramach tej pięknej kampanii „Maryjo, rozwiąż nasze węzły!” też możemy zwracać się do Maryi i tak wiele dla siebie wyprosić, nawet rzeczy, które wydają się niemożliwe.
Anna z Lubelskiego