Niewielu zna tego włoskiego świętego z XII wieku – a wielka szkoda, bo postać to wyjątkowa, naprawdę godna naśladowania i wcale nie dziwi, że papież Jan Paweł II określił go mianem świętego dla Kościoła i społeczeństwa naszych czasów.
Homobonus Tucenghi urodził się na początku XII wieku w Cremonie w Lombardii. Rodzice, jakby pod Bożym natchnieniem, nadali mu imię, które doskonale oddawało całą jego życiową postawę – włoskie Omobono, z łaciny homo bonus, znaczy bowiem: „dobry człowiek”. Jego ojciec był z zawodu krawcem i kupcem, handlującym głównie tkaninami. Właśnie po nim przyszły święty odziedziczył fach i rodzinny interes. Nauczył się od ojca przede wszystkim, jak prowadzić działalność przedsiębiorczą sumiennie i uczciwie, w żaden sposób nie narażając swojego dobrego imienia. Homobonus uważał swój zawód za dar Boży i środek, by jak najlepiej służyć swojej rodzinie i społeczności.
Ideał chrześcijanina
Homobonus dużo się modlił i podczas pracy często myślał o Matce Bożej i Panu Jezusie, a także zwracał się do aniołów – strażników jego zakładu. Odmawiał także brewiarz i codziennie przed pracą odwiedzał kościół. Zdarzyło się, że pewnego razu przyszedł do świątyni, gdy jej bramy były jeszcze zamknięte, jednak gdy podszedł bliżej, okazało się, że w cudowny sposób się otworzyły. Codziennie brał też udział we Mszy Świętej. Bardzo często czynił to, leżąc krzyżem. Był także znany jako wielki czciciel Krzyża Chrystusowego.
W swoim życiu obrał drogę, która wielu wydawała się wtedy – w Średniowieczu – niemożliwa. Połączył sukces w działalności gospodarczej z wyjątkową pobożnością i zaangażowaniem na rzecz potrzebujących. Homobonus pomnażał dobra – talenty dane mu przez Boga, ale także wiele środków przeznaczał na podnoszenie poziomu wykształcenia i życia ludzi ubogich. Biednych, których w jego epoce było naprawdę wielu, z życzliwością przyjmował w swoim domu i sklepie – był dla nich stale dostępny. Starał się odpowiadać na konkretne potrzeby, jednak zawsze zachęcał rozmówcę do prowadzenia pełnowartościowego, chrześcijańskiego życia. Jego wielka hojność była znana w całej Cremonie i okolicach.
Pan Bóg błogosławił mu w jego dziełach, tak że mógł czynić więcej, niż wydawało się możliwe. Pewnego dnia mieszkańcy pobliskiej wioski, być może zmęczeni podróżą, poprosili go o trochę wina. Homobonus odparł, że nie ma wina i muszą zadowolić się wodą, którą nalał im do naczyń, ale gdy ci spróbowali, powiedzieli: Jakie dobre wino nam dałeś. Homobonus sam spróbował i stwierdził, że, rzeczywiście, woda przemieniła się w wino. Innym razem, gdy głodni ludzie na ulicy poprosili go o chleb, oddał im swój bochenek, ale zmartwił się przy tym, bo wiedział, że w tym czasie nie było więcej chleba w jego domu. Kiedy jednak służąca otworzyła kredens, okazało się, że w cudowny sposób wypełnił się bochenkami.
Homobonus był człowiekiem pokoju. Gdy tylko ludzie popadali w jakiś spór, niezwłocznie starał się go załagodzić. Z drugiej jednak strony zawsze energicznie bronił Prawdy i zabiegał o dochowanie wierności Kościołowi. Wytrwale bronił przed heretykami Prawdy o realnej obecności Chrystusa w Najświętszym Sakramencie.
Wszystko to nie przychodziło mu jednak łatwo, ponieważ ciągle musiał pokonywać różne przeszkody, jak choćby te ze strony rodziny, ponieważ żona nie pochwalała jego życiowych decyzji, albo te ze strony proboszcza, który podejrzliwie odnosił się do jego głębokiej, choć surowej pobożności. Spotykały go także przykrości ze strony innych kupców, którzy być może po części nie popierali jego działań, a po części pewnie zazdrościli mu sukcesów i popularności.
W wieku pięćdziesięciu lat zmienił swój styl życia – zrezygnował z handlu i poświęcił się całkowicie pracy dobroczynnej, modlitwie i praktykom ascetycznym.
Santo subito
Homobonus zmarł w wieku około 80 lat, 13 listopada 1197 roku. Odszedł do Pana podczas Mszy Świętej, w kościele św. Idziego – w momencie, gdy śpiewał hymn Chwała na wysokości Bogu. W pewnym momencie skrzyżował ręce na piersi i upadł na posadzkę. Na początku nikt nie zauważył, co się stało, bo wszyscy myśleli, że był to jakiś pobożny gest. Jednak kiedy nie wstał w czasie czytania Ewangelii, ktoś podszedł i stało się jasne, że Homobonus od tamtej chwili chwalił już Stworzyciela przed Jego tronem. Trudno tych okoliczności nie odczytać jako znaku od Boga, podobnie jak wszystkich cudów, które zaczęły się dziać tuż po jego śmierci.
Wkrótce został uleczony pewien bardzo chory żołnierz. Inna osoba, która nie mogła chodzić, natychmiast odzyskała władzę w nogach. Nieme dziecko zaczęło mówić. Wiele innych osób zostało uleczonych i wielu zaczęło wierzyć w Boga. Liczne grono tych, których dręczył niepokój, odzyskało spokój ducha.
Ówczesny biskup Cremony, Siccardo, tak pisał w swojej kronice: W tym czasie, w Cremonie, żył człowiek prosty, bardzo wierzący i pobożny, który nazywał się Homobonus; po jego śmierci i za jego wstawiennictwem Bóg uczynił wiele cudów.
Powszechne przekonanie o jego świętości było tak silne, że biskup zdecydował się udać wraz proboszczem parafii i delegacją wiernych do papieża, aby prosić o ogłoszenie Homobonusa świętym. Po przebadaniu sprawy, 12 stycznia 1199 roku, a więc zaledwie po 14 miesiącach od śmierci, papież Innocenty III podpisał bullę Quia pietas i wpisał Homobonusa do katalogu świętych. Warto przy tym wspomnieć, jakich określeń używał papież. Nazywał Homobonusa ojcem ubogich, pocieszycielem strapionych, człowiekiem pokoju i jego sprawcą, człowiekiem dobrego imienia i czynów, pracowitym w stałej modlitwie i świętym, który jak drzewo zasadzone przez strumienie wody, przynosi owoce w naszych czasach. Z pewnością postać Homobonusa zrobiła na papieżu ogromne wrażenie.
Niebiański kupiec
24 czerwca 1997 roku w liście z okazji osiemsetlecia śmierci świętego Homobonusa, św. Jan Paweł II nie tylko nazwał go „niebiańskim kupcem”, ale odniósł się też do słów papieża Innocentego III: Chociaż tak oddalony w czasie, Homobonus wydaje się rzeczywiście świętym dla Kościoła i społeczeństwa naszych czasów. (…) Homobonus jest świętym, który przemawia do serc.
Św. Homobonus udowodnił, że można być handlowcem, biznesmenem, inwestorem i zostać świętym. Nie był papieżem czy królem, nie dokonał doniosłych odkryć, nie odbył wielkich podróży – mieszkał, modlił się i pracował całe życie w nie tak dużym mieście – ale wypełniał wszystko najlepiej jak umiał – tak jak ci dwaj energiczni słudzy z przypowieści o talentach. I być może tak jak oni, 13 listopada 1197 roku usłyszał: Dobrze, sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana! (Mt 25,21)
Św. Homobonus jest patronem przedsiębiorców, krawców, tkaczy, szewców i miasta Cremona. Jego kult rozwinął się nie tyko we Włoszech, ale także w Niemczech (gdzie jest znany jako Gutman), Francji, Hiszpanii i Belgii. Jego wspomnienie przypada na 13 listopada, a ciało znajduje się w krypcie w katedrze Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Cremonie. Zazwyczaj jest prezentowany z sakiewką lub torbą, często także z nożycami i metrem krawieckim.
To bez wątpienia odpowiednia osoba, by zwracać się o pomoc w takich kwestiach jak powodzenie w interesach czy rozwiązanie problemów finansowych. Mówi się, że sakiewka św. Homobonusa jest zawsze pełna…
Wszystko ma swój czas i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem (Koh 3,1). Po raz kolejny mogłam się o tym przekonać, kiedy dostałam możliwość towarzyszenia jako opiekun naszym Przyjaciołom – Apostołom Fatimy w pielgrzymce do miejsc, gdzie Matka Boża objawiła się trojgu pastuszkom.
Odkąd pamiętam, maj gra melodię „łąk umajonych”. Wszystko dzięki mojemu tacie, który od najmłodszych lat zabierał mnie na nabożeństwa majowe. Uczciwie trzeba przyznać, że z biegiem lat, wśród natłoku codziennych spraw i zmartwień, zdarza się zaniedbywać w sprawach Nieba, ale Matka Najświętsza o swoich dzieciach nie zapomina nigdy. Najlepszy dowód stanowi dla mnie ta możliwość, by miesiąc po ślubie móc razem z mężem zawierzyć nasze małżeństwo i rodzinę bezpośrednio Fatimskiej Pani.
Jestem przekonana, że choć nasza grupa pielgrzymów została wyłoniona na drodze losowania, nikt z nas nie znalazł się tutaj przypadkiem. I tak z sercami przepełnionymi wdzięcznością za ten niespodziewany dar, o trzeciej nad ranem 16 maja 2024 roku wyruszyliśmy w podróż do miejsca, gdzie Niebo dotknęło ziemi.
Fatima przywitała nas pochmurnym niebem i deszczem. Nie popsuło nam to bynajmniej radości z faktu, że dotarliśmy do naszej ukochanej Matki. Co ciekawe podobna pogoda towarzyszyła nam w ciągu całego wyjazdu. Szare i posępne poranki zamieniały się w słoneczne, ciepłe popołudnia. Całkiem jak w życiu, kiedy co dzień splatają się chwile radosne i smutne.
Po pierwsze: Fatima
Każdy dzień rozpoczynaliśmy od Mszy Świętej w Kaplicy Objawień, a kończyliśmy wspólnym Różańcem i procesją z figurą Matki Bożej. Niesamowity był to widok na wielki plac wypełniony modlitwą i śpiewem tysięcy ludzi, rozświetlony światłem tysięcy świec.
Jeden dzień naszej pielgrzymki poświęciliśmy, by poznać miejsca i historię związaną z objawieniami. Odwiedziliśmy muzeum, w którym przechowywane są wota ofiarowane w podzięce Matce Bożej. Przeszliśmy Drogę Krzyżową, wędrując ścieżkami, którymi chodzili Łucja, Hiacynta i Franciszek. Zobaczyliśmy miejsca, w których mieszkali. Mogliśmy wyobrazić sobie, jak wyglądało ich codzienne życie. Zwiedziliśmy również przepiękną bazylikę Matki Bożej Różańcowej, gdzie pochowani są pastuszkowie z Fatimy. Niestety, majestat tego miejsca objawień niszczy brzydota wybudowanej naprzeciwko bazyliki poświęconej Trójcy Przenajświętszej…
Po drugie: zachwyt
Pielgrzymka do Fatimy, oprócz uczty dla duszy, była okazją do zobaczenia perełek architektury portugalskiej. Klasztor hieronimitów w Lizbonie, zamek templariuszy w Tomar, klasztor cystersów w Alcobaça, klasztor Matki Bożej Zwycięskiej w Batalha… aż trudno uwierzyć, że te majestatyczne budowle zostały zbudowane przez ludzi, którzy do dyspozycji mieli tylko „sznurek i młotek”. Przez, zdawałoby się, zwykłe mury tchnie duch ad maiorem Dei gloriam i przypomina o czasach, kiedy ludzie w większości potrafili wyrzec się korzyści dla siebie, bo wiedzieli, po co i dla Kogo na tym świecie żyją. Może jeszcze wrócą czasy dzieł Bogu na chwałę i ludziom na pożytek…
W czasie pielgrzymowania mieliśmy także okazję odwiedzić małe, urocze miasteczko Obidos. Pełne wąskich uliczek, białych domów, gdzie czas płynie zdecydowanie wolniej i przypomina o tym, jak ważne jest dobre przeżywanie tu i teraz. Ogromne wrażenie zrobiła też na nas pięknie położona nadmorska miejscowość Nazaré, z przepiękną plażą i oceanem, którego ogrom jednocześnie przeraża i zachwyca. Tutaj także znajduje się najstarsze portugalskie sanktuarium Maryjne, gdzie przechowywana jest figurka Matki Bożej z Dzieciątkiem, którą – jak głoszą legendy – wyrzeźbił sam św. Józef!
Po trzecie: ludzie
Jednak te wszystkie miejsca, widoki, przeżycia nie byłyby takie same, gdyby nie towarzystwo. Wielką wartością było dla mnie poznanie naszych drogich Apostołów. Nieoceniona była również rola pani pilot, która swoimi barwnymi opowieściami ożywiała wszystkie odwiedzane przez nas miejsca.
Z dalekiej Fatimy…
To były cztery dni wypełnione modlitwą, zwiedzaniem, rozmowami… Intensywne, ale warte włożonego wysiłku. Odwiedzenie miejsca, do którego z Nieba osobiście przybyła Matka Najświętsza, to wielki przywilej i łaska. Nie można jednak zapominać, że najważniejsza jest prośba, którą kieruje Ona codziennie do każdego z nas – by chwycić za różaniec i zapraszać Ją do naszych zwyczajnych spraw i obowiązków!
Szanowna Redakcjo!
Dziękuję za wszystkie „Przymierza z Maryją”. To jest moja lektura, na którą czekam i którą czytam „od deski do deski”. Wciąż odnajduję w niej coś nowego i pożytecznego. Składam serdeczne podziękowania i życzę całej Redakcji dużo zdrowia i wytrwałości w tym, co robicie. Jest to dla wielu ludzi olbrzymim wsparciem!
Anna z Podkarpacia
Szczęść Boże!
Bardzo szlachetna i potrzebna jest Wasza kampania poświęcona Matce Bożej Rozwiązującej Węzły. Różne węzły-problemy dotykają bardzo wielu Polaków. Jestem również zaniepokojony, że coraz więcej dzieci i młodzieży zmaga się z depresją i zaburzeniami lękowymi, jak również z wszelkimi uzależnieniami, czy to od alkoholu, czy innych używek. To bardzo niepokojące, gdyż problem ten nasila się i jest bardzo trudny do rozwiązania. Myślę jednak, że uda się rozwiązać większość węzłów za sprawą Matki Najświętszej.
Wojciech z Buska-Zdroju
Szanowny Panie Prezesie!
Na Pana ręce składam najserdeczniejsze podziękowania za nadesłane mi piękne i budujące życzenia urodzinowe. Pamiętam w moich modlitwach zanoszonych do Bożej Opatrzności o wszystkich pracownikach Stowarzyszenia na czele z Panem. Modlę się o Boże błogosławieństwo w życiu osobistym i zawodowym.
Zofia z Mielca
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Jako Apostołka Fatimy, na temat kampanii „Maryja rozwiąże każdy Twój problem” wypowiadam się z wielką ufnością do Matki Bożej, która pomoże rozwiązać każdy problem, gdy Ją o to prosimy. Wierzę w to głęboko. Jestem wzruszona, gdy czytam, jakie ludzie mają ciężkie sytuacje życiowe. Szanowny Panie Prezesie! Serdecznie dziękuję za wielkie dzieła, jakie tworzycie w Waszym Stowarzyszeniu. Dziękuję za poświęcony piękny obrazek, za książeczkę Maryjo, rozwiąż nasze węzły!, kartę, na której zapisałam problemy rodzinne. W modlitwie polecam Bogu i Matce Najświętszej całe Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi. Szczęść Wam Boże na dalsze lata. Z Panem Bogiem!
Irena z Bielska-Białej
Szczęść Boże!
Serdecznie dziękuję za przesłanie książki Św. Rita z Cascii. Dla niej nie ma rzeczy niemożliwych. Już czytamy, modlimy się. Za jej wstawiennictwem wypraszamy potrzebne łaski i opiekę nad rodziną i naszą Ojczyzną. Co roku pielgrzymujemy z parafii do sanktuarium w Nowym Sączu. Od dawna modlę się codziennie, aby za jej wstawiennictwem otrzymać łaski nieraz w trudnych sytuacjach. Życzę Wam błogosławieństwa Bożego i obfitych łask w działalności. Szczęść Wam Boże!
Józefa z Małopolskiego