Święte wzory
 
Dobry jak chleb. Żywot św. Brata Alberta
Adam Kowalik

Obecny rok decyzją Konferencji Episkopatu Polski oraz Sejmu RP został ogłoszony Rokiem Św. Brata Alberta Chmielowskiego. Bezgraniczne oddanie Bogu i ofiarna praca na rzecz ubogich zdobywa temu świętemu sympatię kolejnych pokoleń katolików. Dla Polaków szczególne znaczenie ma fakt, że zarówno aktu beatyfikacji (22 czerwca 1983), jak i kanonizacji (12 listopada 1989) Brata Alberta dokonał papież-Polak św. Jan Paweł II. Doroczne wspomnienie Opiekuna Nędzarzy przypada 17 czerwca.

 
Smutna młodość
 
Adam Chmielowski przyszedł na świat w podkrakowskiej, ale znajdującej się wówczas w granicach zaboru rosyjskiego wsi Igołomia 20 sierpnia 1845 roku. Pochodził ze zubożałej rodziny szlacheckiej. Ojciec, Wojciech, był naczelnikiem miejscowej komory celnej, matka, Józefa z Borzysławskich, zajmowała się domem. W sierpniu 1853 roku ojciec zmarł. Troska o wychowanie czwórki dzieci spadła na barki matki (Adam miał dwóch młodszych braci i siostrę).
 
Najstarszego syna pani Józefa postanowiła zapisać do szkoły Korpusu Kadetów w Petersburgu, w której, jako dziecko byłego urzędnika państwowego, miał zapewnione bezpłatne miejsce. Jednak po roku, w obawie o zruszczenie chłopca, przeniosła go do jednego z warszawskich gimnazjów.
 
Wielkim ciosem dla Adama i jego rodzeństwa stała się śmierć matki 28 sierpnia 1859 roku. Dalszym wychowaniem i kształceniem młodych Chmielowskich zajęła się ciotka Petronela.

W szeregach powstańców
 
Po ukończeniu szkoły średniej Adam Chmielowski wstąpił do Instytutu Politechnicznego Rolniczo-Leśnego w Puławach. W styczniu 1863 roku, podobnie jak większość kolegów, opuścił mury uczelni, by walczyć w szeregach powstańców o wolną Polskę.
 
W służbie Ojczyzny nie oszczędzał się. Po rozbiciu przez Moskali jego pierwszego oddziału, przyłączył się do partii dowodzonej przez dyktatora Mariana Langiewicza. Patriotycznego zapału nie stłumiło w nim nawet aresztowanie przez Austriaków. Gdy tylko nadarzyła się ku temu sposobność, uciekł z niewoli, by zaciągnąć się w randze podoficera kawalerii w szeregi działającego na Kielecczyźnie oddziału Zygmunta Chmieleńskiego.
 
Żołnierskie szczęście opuściło go w trakcie potyczki pod Mełchowem, gdzie wybuch granatu artyleryjskiego ranił go w nogę. Pomocy medycznej udzielił mu rosyjski lekarz wojskowy. Zastosował rutynową wówczas metodę „leczenia” ciężkich ran nóg, czyli amputację. Operacja odbywała się bez znieczulenia, a mimo to Chmielowski nie wydał z siebie jęku.
 
Na szczęście przeżył, a dzięki pomocy bliskich, udało mu się także uniknąć zsyłki na Syberię. Na wszelki wypadek opuścił jednak kraj. Dzięki wsparciu finansowemu Komitetu Polsko-Francuskiego kupił sobie w Paryżu nowoczesną jak na owe czasy protezę, która służyła mu przez wiele lat. Mimo cierpień fizycznych i moralnych nie skarżył się na swój los.

Artysta
 
Po ogłoszeniu częściowej amnestii w 1865 roku Adam Chmielowski powrócił do Warszawy, gdzie zapisał się do utworzonej właśnie Klasy Rysunkowej. W kolejnych latach pogłębiał swe umiejętności plastyczne podczas krótkich pobytów w Paryżu i Krakowie. Wreszcie dzięki protekcji zaprzyjaźnionej rodziny Siemieńskich, otrzymał stypendium ufundowane przez hrabiego Wojciecha Dzieduszyckiego i wyjechał na studia malarskie do Monachium. W owym czasie w stolicy Bawarii istniało dość liczne środowisko malarzy polskich. Szczególna przyjaźń połączyła Adama Chmielowskiego z weteranami powstania styczniowego: Maksymilianem Gierymskim i malującym mimo utraty rąk Ludomirem Benedyktowiczem.
 
Wychowany przez bardzo religijną matkę, Chmielowski z czasem stracił dziecięcą gorliwość. Podczas jednej z bitew znalazł się w bardzo niebezpiecznym miejscu. Powstrzymał się jednak od wykonania znaku krzyża świętego. Tłumaczył to sobie „uczciwością” wobec Boga, do ­którego rzadko się wówczas modlił. Ale przecież Bóg nie żąda od ludzi wydumanej „uczciwości”, tylko nawrócenia i zawierzenia się Mu. Podobnie igrał z losem, gdy leżąc ranny, odmówił spowiedzi przed wiejskim plebanem, wezwanym zresztą na jego prośbę.
 
Z czasem jednak młody artysta religijnie dojrzał. Zrozumiał, że ideał piękna, którego przez lata usilnie poszukiwał, znajdzie nie w sztuce, lecz w Bogu. Postanowił zostać zakonnikiem. We wrześniu 1880 roku rozpoczął nowicjat w klasztorze o.o. Jezuitów w Starej Wsi. Jednak Najwyższy miał względem niego inne plany. Targany skrupułami nowicjusz popadł w ciężką depresję. Z polecenia przełożonych musiał nawet poddać się terapii w szpitalu dla nerwowo chorych. W tych warunkach przerwał formację zakonną.
 
Wydobrzał dopiero podczas pobytu w należącym do jego brata majątku Kudryńce. Wówczas ponownie chwycił za pędzel. Wkrótce powstały obrazy: Zjawienie się Pana Jezusa św. Marii Alacoque i chyba najbardziej znane jego dzieło – wizerunek Zbawiciela Ecce Homo. W poszukiwaniu tematów rozpoczął wędrówkę po Podolu. Chętnie zatrzymywał się na plebaniach i odnawiał obrazy religijne. Wielkim przeżyciem było dla niego zapoznanie się z treścią Reguły św. Franciszka. Pod jej wrażeniem zapisał się do III Zakonu Franciszkańskiego i stał się gorliwym apostołem tercjarstwa. Propagował je podczas swych wędrówek.

Służba najuboższym
 
Ta działalność Chmielowskiego zaniepokoiła władze carskie, które w 1884 roku zmusiły go do wyjazdu z kraju. Zamieszkał w Krakowie. Tam, na początku 1887 roku, prosto z balu karnawałowego udał się z kolegami do ogrzewalni miejskiej, w której zimowali bezdomni. Ogrom niedoli i nędzy moralnej jakie tam zobaczył, sprawił, że nasz bohater postanowił poświęcić się posłudze wśród biedaków.
 
25 sierpnia 1887 roku w kaplicy o.o. Kapucynów w Krakowie ubrał habit tercjarski i przyjął imię Albert, a rok później złożył śluby zakonne na ręce ks. kard. Albina Dunajewskiego. Zgodnie z ustaleniami umowy podpisanej przez Chmielowskiego z krakowskimi władzami miasta, od 1 listopada 1888 roku przejął obowiązek opieki nad ogrzewalnią działającą w dzielnicy Kazimierz. Postępując w duchu św. Franciszka, zrzekł się wszelkiego wynagrodzenia za pracę.
 
A była ona bardzo ciężka. W przytułkach pojawiali się ludzie zaniedbani, czasem chorzy, których należało umyć, ubrać, nakarmić i leczyć. Oprócz zwykłych nieudaczników życiowych wśród pomieszkujących w ogrzewalniach zdarzali się ludzie hardzi, skłonni do przemocy i łamania prawa. Na szczęście Brat Albert, dość szybko zdobył sobie szacunek także wśród nich.
 
Początkowo podstawą utrzymania przytułku była kwesta. Brat Chmielowski nie chciał jednak uzależniać finansów instytucji od jałmużny, a podopiecznych przyzwyczajać do nieróbstwa. Otworzył więc warsztat stolarski, w którym bezdomni mogli pracować i zarabiać na siebie. Od czasu do czasu wyciągał paletę i pędzel, by malować. Pozyskane ze sprzedaży obrazów pieniądze przeznaczał na utrzymanie schronisk.
Zgromadzenia albertyńskie
 
Nieomal od początku posługi biednym wokół Chmielowskiego pojawiali się współpracownicy. Z czasem wykształciły się z nich zgromadzenia Braci Tercjarzy i Sióstr Tercjarek św. Franciszka Serafickiego Posługujących Ubogim. Główną zasadą działalności jaką zaszczepił im Brat Albert, była służba najbiedniejszym i stała gotowość do niesienia im pomocy. Ewangelizacja miała dokonywać się przez przykład.
 
Ciężka praca oraz kontakt z chorymi wyczerpywały siły braci i sióstr. Ratowaniu ich zdrowia miała służyć pustelnia na Kalatówkach wybudowana w miejscu podarowanym przez hrabiego Władysława Zamoyskiego. Notabene, Brat Albert, zazdrosny o ukochaną siostrę biedę, przyjął od arystokraty zaledwie skrawek oferowanego terenu, i to nie na własność, lecz na zasadzie dzierżawy.
 
Wielkie nabożeństwo żywił Albert Chmielowski do Matki Bożej. Wystarczy wspomnieć, że wyposażanie ogrzewalni rozpoczął od powieszenia na ścianie obrazu Matki Bożej Częstochowskiej. Bogurodzicę uważał za fundatorkę zgromadzeń i jej zawierzał wszystkie problemy i kłopoty.
 
Pan Bóg pobłogosławił dziełu Brata Alberta, które rosło i rozszerzało się. Gdy Święty umierał 25 grudnia 1916 roku istniało 20 przytulisk prowadzonych przez jego dzieci duchowe, przede wszystkim w większych miastach Galicji.
 


NAJNOWSZE WYDANIE:
Wierzę w Ciebie Boże żywy!
Drodzy Przyjaciele! Przeżywając październik, pamiętajmy o naszej Matce – Królowej Różańca Świętego. Prośmy Ją w tej pięknej modlitwie, by wyjednała nam łaskę mocnej i żywej wiary. Niech nasze przylgnięcie do Prawdy będzie pełne miłości i ufności, wszak wiara chrześcijanina jest spotkaniem z Jezusem Chrystusem – Synem Boga żywego i Bogiem, który zbawia!

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
Apostolat pomaga w życiu

– Pewnego razu otrzymałam zaproszenie do Apostolatu Fatimy i odpowiedziałam, że oczywiście chcę należeć. W Apostolacie cenię sobie zwłaszcza wspólnotę i modlitwę, bo to pomaga w życiu – mówi pani Brygida Sosna z parafii Matki Bożej Królowej Pokoju w Tarnowskich Górach.

 

Pani Brygida pochodzi z leżących w województwie śląskim Koszwic, a została ochrzczona w kościele pw. św. Jadwigi w Łagiewnikach Małych. Moja wiara jest zasługą wszystkich moich bliskich: dziadków i rodziców. Jestem osobą bardzo wierzącą oraz praktykującą i wiele rzeczy już wymodliłam – opowiada.


Wysłuchane modlitwy


Kilka lat temu pani Brygida poważnie zachorowała. Pełna obaw udała się do specjalisty, który skierował ją na operację. Bardzo się bałam, ale modliłam się cały czas i prosiłam Matkę Bożą o opiekę. Odmawiałam przede wszystkim Różaniec i modliłam się do Pana Jezusa. Operacja się udała – wspomina.

Jako przykład wymodlonej łaski podaje też operację serca swojego męża: Wszystko poszło dobrze, choć były powikłania, ale Pan Bóg i Maryja wysłuchali moich modlitw.


Zaczęło się od Różańca świętego


Pani Brygida zaczęła wspierać Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi wiele lat temu: Kiedyś prenumerowałam „Gościa Niedzielnego” i tam znalazłam informację, że można zamówić różaniec papieski, i to zrobiłam. Od tego momentu otrzymuję „Przymierze z Maryją” i wpłacam datki. Niektóre artykuły z „Przymierza z Maryją” np. o tym, jak są celebrowane Święta Bożego Narodzenia w różnych krajach czy skąd się wzięła choinka wykorzystywałam w szkole, na lekcjach wychowawczych.


Po pewnym czasie pani Brygida dostała też zaproszenie do Apostolatu Fatimy, na które pozytywnie odpowiedziała. Od tego czasu otrzymuje również czasopismo „Apostoł Fatimy” oraz magazyn „Polonia Christiana”, które czyta także jej małżonek, pan Andrzej.


Pielgrzymka do sanktuarium w Fatimie


W końcu nadszedł też dzień, gdy pani Brygida dowiedziała się, że wylosowała udział w pielgrzymce Apostolatu do Sanktuarium Fatimskiej Pani w Portugalii…


Gdy dostałam telefon, że wylosowałam pielgrzymkę do Fatimy, byłam bardzo zaskoczona. Raz już byliśmy z mężem w Fatimie. To był taki objazd po Portugalii. Dla mnie, nauczyciela geografii w szkole średniej jest to bardzo interesujący kraj, który darzę sympatią i zawsze chciałam tam pojechać.


Na pielgrzymce Apostolatu wszystko było wspaniale zorganizowane, zawsze na czas, a ponadto nasza grupa była zdyscyplinowana: nikt się nie spóźniał, nie zgubił, wszystko było perfekt. Zachwyciło mnie to, co zwiedzaliśmy: bazylika Matki Bożej Różańcowej, bazylika Trójcy Przenajświętszej, kaplica Chrystusa Króla, procesja ze świecami, Kaplica Objawień oraz Droga Krzyżowa, i za to bardzo dziękuję.


Zawsze byłam osobą towarzyską, a na pielgrzymce mogłam poznać i porozmawiać z innymi uczestnikami pielgrzymki. Najbliżej poznałam państwa Bożenę i Stanisława z Cieszyna oraz panią Krystynę ze Starego Sącza.


Przysłuchujący się naszej rozmowie mąż pani Brygidy, który towarzyszył jej podczas pielgrzymki, podzielił się także swoją opinią: Obawiałem się tego wyjazdu, bo ja też jestem po operacji. Jednak sił nie zabrakło i poradziliśmy sobie. Chcę podkreślić życzliwość pracowników Stowarzyszenia, którzy z nami byli. W wyjeździe do Fatimy najbardziej oprócz zabytków i wycieczek podobały nam się aspekty religijne: Droga Krzyżowa, Msze Święte, procesje, wspólny Różaniec.


A pani Brygida dodaje: Po powrocie z Fatimy mój mąż poszedł na pieszą pielgrzymkę do Sanktuarium Matki Bożej Sprawiedliwości i Miłości Społecznej w Piekarach Śląskich. W jedną stronę idzie się 14 km i małżonek, po tak ciężkiej operacji, przeszedł ten dystans w obie strony. Uważam, że to jest zasługa Matki Bożej Fatimskiej, że to Ona mu pozwoliła i nie wrócił taki zmęczony.


Pani Brygidzie dziękujemy za wspieranie Stowarzyszenia, za miłe słowa pod adresem naszych pracowników i życzymy jeszcze wielu łask Bożych otrzymanych za pośrednictwem Najświętszej Maryi Panny.


oprac. Janusz Komenda

 


Listy od Przyjaciół
 
Listy

Szczęść Boże!

Pragnę podziękować za przesłanie pięknego prezentu na okazję Chrztu Świętego. Zależało mi, aby podarunek podkreślał katolicki wymiar przyjęcia tego sakramentu. Bardzo doceniam Państwa akcje oraz ciekawe artykuły religijne, patriotyczne i historyczne, odwołujące się również do pięknego okresu w historii, jakim było Średniowiecze.

Mariusz

 

 

Szczęść Boże!

Z całego serca dziękuję za list i bardzo ciekawy folder o św. Ojcu Pio, obrazek z relikwią, a także za poświęcony różaniec na palec. Cieszę się niezmiernie. Dziękuję za otrzymane dary, a szczególnie za ciepłe i mądre słowa, przenikające do głębi mojej duszy. Jestem bardzo wdzięczna za ten kontakt. Jednocześnie przepraszam za moje dłuższe milczenie. Miałam wiele problemów, kłopotów rodzinnych, a przede wszystkim trudności z poruszaniem się. Mieszkam 7 kilometrów od najbliższej poczty. Nie jest łatwo skończyłam 81 lat. Liczy się każda pomoc w dowiezieniu do kościoła, lekarza itd. Ale… nie chcę narzekać! Mam przecież za co dziękować Panu Bogu i Matce Najświętszej. Gorąco Was pozdrawiam i dziękuję za pamięć.

Teresa z Mazowieckiego

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Serdecznie dziękuję za „Przymierze z Maryją”, które dostałam leżąc w szpitalu i walcząc o życie i to w same święta wielkanocne! To była trudna i niebezpieczna operacja. Rozległa przepuklina pępkowa, leżałam w tym szpitalu prawie trzy tygodnie, żywiona wyłącznie kroplówką podtrzymującą funkcje życiowe. Przez ten czas, mimo ostrego bólu, nie rozstawałam się z różańcem. Cały czas, gdy tylko otworzyłam oczy, modliłam się do Matki Najświętszej o ocalenie. Tak bardzo chciałam żyć! Teraz jestem po pobycie w szpitalu, dzieci się mną opiekują, bo sama niewiele mogę. Jestem ogromnie wdzięczna za wszystkie książeczki, które tak wiele dobrego wniosły do mojego życia. Najbardziej zaś za to, że istnieje taka organizacja, jak Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi. Bez Waszego Stowarzyszenia nie doświadczyłabym tego, czego teraz mam okazję doświadczyć. Dziękuję serdecznie, że jesteście i działacie tak prężnie!

Janina z Lubelskiego

 

 

Szczęść Boże!

Na początku bardzo serdecznie dziękuję za Waszą przesyłkę. Broszurę czytam z wielką radością, bo są to bardzo ciekawe wiadomości, nad którymi można się zastanowić. Pyta Pan, co dla mnie jest ważne w tym „Przymierzu z Maryją”? Dla mnie wszystko jest ważne, a ludzie powinni czytać to pismo i zastanowić się nad sobą. Przede wszystkim podziwiam tych, którzy prowadzą to wielkie dzieło, że są tak zaangażowani i wychodzą z pismem do ludzi. Trzeba dbać o to, aby wiara nie wygasła. Starsi ludzie na pewno chętnie, podobnie jak ja, czytają „Przymierze…”. Ja wiary nie straciłam. W tym roku kończę 88 lat, też nie mam wiele siły i zdrowia, ale dziękuję Panu Bogu za wszystko. Nie jestem sama, mieszkam z dziećmi, mam malutką prawnusię – ma 14 miesięcy. Jest bardzo kochana, taki śmieszek, aniołeczek. Pozdrawiam wszystkich Przyjaciół „Przymierza z Maryją”, nadal będę się za Was modlić i proszę o modlitwę. Pozostańcie z Panem Bogiem, Panem Jezusem Chrystusem i Maryją Matką naszą na wieki.

Helena ze Strzegomia

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Utrzymuję z Państwem kontakt od wielu lat i uważam, że otrzymane materiały dotyczące św. Antoniego są jednymi z najlepszych – są najciekawsze z dotychczas przesłanych. Jest to bardzo ważny święty w moim życiu, mój patron (podczas chrztu św. w 1941 roku, w bardzo ciężkich czasach, dostałem na drugie imię Antoni). Często się do niego modlę i moje prośby są wysłuchiwane.

Wiesław z Warszawy

 

 

Szanowny Panie Prezesie!

Każdy Pana list czytam z wielkim zainteresowaniem, bo jest jakby zwierciadłem naszego życia, aktualności, ducha Maryjnego, niestety też smutnej sytuacji tzn. „rządów” obecnych! Obserwuję to wszystko. Dlatego pragniemy zwracać się do naszej Matki Bożej Rozwiązującej Węzły o rozwiązanie węzłów naszych własnych, naszych bliźnich i naszej Ojczyzny. Panie Prezesie, dziękuję za wszystkie prezenty. Na kartce powierzyłam węzły przed cudowny obraz Maryi w Augsburgu z moją obecnością duchową 15 sierpnia. Obrazek oprawiłam w pracowni w piękną ramkę.

Jolanta

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Bardzo się cieszę, że należę do Apostolatu Fatimy i bardzo jestem wdzięczna za przesyłanie mi „Przymierza z Maryją” oraz wszystkie dotychczas otrzymane przesyłki. W obecnym czasie dotyka nas niepewność o jutro, czy zdołamy ocalić siebie w trudnej sytuacji życiowej, w jakiej przyszło nam żyć. Niekończąca się wojna na Ukrainie i Bliskim Wschodzie, susza, głód, pożary, brak perspektyw na spokojne i szczęśliwe życie. Walka człowieka z Bogiem, Kościołem i Krzyżem. A to często doprowadza osoby starsze i młodych ludzi do depresji, a w ostateczności do samobójstwa. Często młodzi ludzie nie posiadają dobrych wzorców, opartych na głębokiej wierze i decydują się, niestety, nawet na ten drastyczny krok. Niech Matka Najświętsza otacza nas na co dzień płaszczem dobroci i miłości. O to proszę codziennie w modlitwie za siebie, rodzinę, kraj i Apostolat Fatimy. Pozdrawiam Was, Kochani, ciepło i serdecznie.

Alina z Gliwic

 

 

Szczęść Boże!

Bardzo dziękuję za przesłanie mi pakietu poświęconego Matce Bożej Rozwiązującej Węzły, w tym Jej przepięknego wizerunku. Z tego powodu jest mi ogromnie miło. Tak w ogóle bardzo sobie cenię Państwa działalność, w tym przesyłane do mnie piękne sakramentalia. Jest mi szczególnie miło, że pamiętacie Państwo o corocznym Maryjnym kalendarzu. Każdego roku z niego korzystam i sprawia mi to ogromną radość. Życzę Państwu samych dobrych dzieł, pomysłów i wytrwałości w pracy na rzecz Dobra. Bóg zapłać!

Z wyrazami poważania i szacunku

Stała Czytelniczka