Słowo kapłana
 
Gdy dzieci tracą wiarę...

Akurat jestem w trakcie tradycyjnej „kolędy”, więc można powiedzieć, że obecnie jeszcze bardziej żyję problemami naszych parafian niż w ciągu całego roku. A trzeba przyznać, że tych problemów mają ludzie niemało. Coraz częściej dziękuję Bogu za łaskę powołania i życia w celibacie, gdyż problemy ludzi świeckich w obecnych czasach są naprawdę bardzo złożone.


Weźmy jeden z problemów, który dręczy ludzi wierzących, a jest nim pewne niezrozumienie tradycyjnych wartości religijnych i narodowych przez młodsze pokolenie. Matki, ojcowie, dziadkowie, babcie bardzo cierpią z tego powodu, że ich bliscy nie mają zrozumienia dla tradycji Wigilii, łamania się opłatkiem, odwiedzania starszych i chorych, troski o to, by w tym dniu wigilijnym nikt nie czuł się sam…

Jeszcze większe cierpienie powoduje jednak odchodzenie od wiary i tradycyjnej katolickiej moralności dzieci i wnuków. Często słychać gorzkie, bezsilne pytanie: – Proszę księdza, co zrobiliśmy złego? Jakie błędy wychowawcze popełniliśmy, że nasz syn (czy córka) nie tylko nie przywiązuje wagi do wiary i życia sakramentalnego, ale nawet ostentacyjnie kpi z Bożych przykazań, łamie je nagminnie i uważa, że w dzisiejszych „złotych czasach wolności” człowiek może wszystko, nawet ustanawiać dla siebie prawa, które wyraźnie sprzeciwiają się prawu Bożemu.

Żeby jednak nie minąć się z prawdą, trzeba przyznać, że wielu rodziców doprowadziło do tego, że ich dzieci straciły wiarę. Uczynili to przez własną obojętność religijną, udawanie, wiarę na pokaz i tylko od święta. Jeszcze dziś są rodzice, którzy mówią swoim dzieciom: – Musisz iść do kościoła, bo ja tak chcę. Jak będziesz pełnoletni, to zrobisz co będziesz chciał, ale teraz masz słuchać. Jest to wielki błąd wychowawczy, ukazujący wiarę nie jako wartość, która daje człowiekowi radość życia, ale jako przymus, któremu młodzi muszą podlegać, jak długo są nieletni. Błąd tym bardziej szkodliwy, jeżeli rodzice już w ogóle nie chodzą do kościoła albo czynią to od wielkiego święta.

O zgrozo! Słyszałem nawet o przypadkach, kiedy rodzice obiecali dorastającemu synowi czy córce: – Jak dostaniesz dobrą ocenę, to w nagrodę „odpuszczę” ci w niedzielę kościół, a w zamian pójdziemy na zakupy… Wprost brakuje słów, by skomentować takie postawy. Tacy rodzice niech się spodziewają najgorszego po swoich dzieciach, bo odbierając im wiarę lub pokazując, że jest ona tylko ciężarem, przyczyniają się bezpośrednio do tego, że kiedyś ich starość będzie bardzo gorzka i smutna. Nie będą potrzebni, będą tylko przeszkadzać, a zatem nie ma sobie co zawracać nimi głowy… Przykazania przecież nie obowiązują…

Nie brakuje jednak sytuacji, kiedy rodzice szczerze religijni, oddani Bogu i wierze nie wiedzą, skąd się u ich dzieci wzięło lekceważenie wiary, przykazań, skoro oni zrobili, co było w ich mocy, by nauczyć swoje dzieci, jak kochać Boga i ludzi. Pragnęli zawsze, by ich dzieci a potem wnuki były przywiązane do wiary. A okazało się, że wszystko jest inaczej. Dzieci się zmieniły. Dobrze jeszcze, jeżeli tolerują wiarę i przekonania rodziców, bo są i tacy, którzy z nich kpią. Później jeszcze bardziej „postępowo” wychowują swoje własne dzieci i starsi ludzie nie potrafią się już porozumieć ani z własnymi dziećmi, ani z wnukami.

Przyczyn takiego stanu rzeczy jest na pewno wiele. Trzeba pamiętać, że diabeł nigdy nie odpoczywa i wykorzystuje wszelkie środki, by odebrać wiarę. Szczególnie łatwo przychodzi mu to wtedy, gdy człowiek popada w obojętność, kiedy przestaje się spowiadać, przyjmować Komunię Świętą, wreszcie przestaje się modlić. Wtedy wystarczy „podesłać” kolegę, który jest nowoczesny, „wyluzowany” i kpi sobie z Bożych przykazań i ludzkich zasad. Czasem jest to dziewczyna lub chłopak, którzy proponują zamieszkanie razem przed ślubem, a żeby uciszyć sumienie, które woła, że tak nie wolno, wyrzuca się Boga z serca, niech już się nie odzywa, niech milczy, niech nie psuje chwil szczęścia…

Nie trzeba dodawać, że tacy młodzi ludzie gotują sobie piekło już na ziemi własnymi rękami, bo zwykle takie „związki” kończą się szybkim, niechcianym małżeństwem, a potem domowym piekłem i przemocą. Próżne wtedy pytanie: „Gdzie ja miałam rozum?”, „Czemu nie posłuchałam?”. Czasem wtedy traci się resztki wiary, bo za swoją lekkomyślność i grzech wini się Boga, że to On się mści… Straszne to skutki grzechu i lekceważenia Bożych przykazań.

Wielu rodziców dorosłych już dzieci pyta, jak należy postępować, kiedy widzą, że ich „pociechy”, a nawet wnuki odchodzą od wiary albo żyją wbrew jakiejkolwiek chrześcijańskiej moralności? Są to niezwykle trudne pytania i myślę, że nie ma tutaj stałej i pewnej recepty, która sprawdziłaby się w każdym przypadku. Jedno jest pewne: trzeba „widzieć” swoje dzieci, mieć z nimi kontakt, rozmawiać z nimi. Trzeba je wychowywać, a nie czekać, aż zrobi to za nas ktoś inny. Na pewno to zrobi, ale nie będziemy zadowoleni. Kiedy widzimy, że nasz młodzieniec czy panna zaczyna przeżywać kryzys wiary czy wartości, nie wolno ich zostawiać samych. Trzeba z nimi być. To wystarczy. Kiedy rodzice „są” ze swoimi dziećmi, rozumieją się wzajemnie, mają autorytet, wówczas będą w stanie odpowiednio poradzić swojemu dziecku, gdzie szukać odpowiedzi na dręczące ich pytania. Sami nie muszą być ekspertami. Wystarczy, że będą rodzicami.

Kiedy jednak dorosły syn czy córka odeszli od wiary, kiedy nawet śmieją się z „naiwności i zacofania” rodziców, co wtedy? Czy się od nich odwrócić? Czy powiedzieć, że nie chcemy ich widzieć na oczy, dopóki się nie poprawią? Znam rodziców i dziadków, którzy stosują tę metodę. Osobiście jej nie polecam. Nawet błądzący człowiek reaguje przyjaźniej, kiedy wie, że jest kochany. Dlatego nie należy takim błądzącym z dala od Boga bliskim zabierać naszej miłości i serdeczności.

Z drugiej strony nasza postawa musi być bardzo czytelna, żadnej fałszywej „tolerancji”. Należy dać do zrozumienia: „Kocham cię i będę cię kochać zawsze. Musisz jednak wiedzieć, że swoim postępowaniem bardzo mnie zasmucasz. Zrobię wszystko, byś był szczęśliwy, ale zrobię jeszcze więcej, byś wrócił do Boga i do życia wiarą”. Okazując miłość i serdeczność, nie zapominajmy od czasu do czasu, ale stale i konsekwentnie zadawać pytanie: „Czy byłeś już u spowiedzi?”, „Kiedy weźmiesz ślub kościelny?”, „Kiedy zostawisz swoją rozwiedzioną ››przyjaciółkę?‹‹”, etc.

Dobrze jest pamiętać o słowach św. Franciszka Salezego, który radził działać fortiter in re, sed suaviter in modo. Moglibyśmy powiedzieć inaczej: zdecydowanie, lecz delikatnie… I nie traćmy ducha. Nawet jeżeli nasze dobre chęci spotkają się z odrzuceniem, złością, lekceważeniem, nie poddawajmy się. Potężnym orężem jest miłość, jeszcze potężniejszym modlitwa. Historia zna wiele przykładów, nawet wielkich świętych, których rodzice zwyciężyli „zza grobu”’. Umarli, nie widząc nawrócenia swoich dzieci, ale wiele lat po ich śmierci, nawet kiedy te dzieci osiągnęły dno grzechu, z głębokości swojego upadku wspominali modlitwy i prośby swoich rodziców i w ich życiu następowała przemiana. Miłość jest wieczna!

Kochani, nie spodziewaliśmy się, że katolicyzm w Polsce okaże się taki słaby, uczuciowy, często kończący się na emocjach i kilku łzach przy jakiejś ważnej okazji. Teraz jest czas weryfikacji naszej wiary. Teraz okaże się, którzy są naprawdę wypróbowani. Nie traćmy ducha. Nawet gdyby została nas garstka wiernych Chrystusowi. On zwyciężył świat. Amen.

Ks. Adam Martyna


NAJNOWSZE WYDANIE:
Budzimy sumienia Polaków!
Obchodzimy właśnie piękny jubileusz… 25 lat temu w Krakowie grupa młodych katolików powołała do życia Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej im. Ks. Piotra Skargi, by wzorem swego patrona budzić uśpione sumienia Polaków – wzywać do nawrócenia, dbać o duchowe dobro kraju i pielęgnować tradycyjną pobożność.

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
Pielgrzymka do Fatimy - Maryja nas zaprasza!
Agnieszka Kowalska

Wszystko ma swój czas i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem (Koh 3,1). Po raz kolejny mogłam się o tym przekonać, kiedy dostałam możliwość towarzyszenia jako opiekun naszym Przyjaciołom – Apostołom Fatimy w pielgrzymce do miejsc, gdzie Matka Boża objawiła się trojgu pastuszkom.

 

Odkąd pamiętam, maj gra melodię „łąk umajonych”. Wszystko dzięki mojemu tacie, który od najmłodszych lat zabierał mnie na nabożeństwa majowe. Uczciwie trzeba przyznać, że z biegiem lat, wśród natłoku codziennych spraw i zmartwień, zdarza się zaniedbywać w sprawach Nieba, ale Matka Najświętsza o swoich dzieciach nie zapomina nigdy. Najlepszy dowód stanowi dla mnie ta możliwość, by miesiąc po ślubie móc razem z mężem zawierzyć nasze małżeństwo i rodzinę bezpośrednio Fatimskiej Pani.


Jestem przekonana, że choć nasza grupa pielgrzymów została wyłoniona na drodze losowania, nikt z nas nie znalazł się tutaj przypadkiem. I tak z sercami przepełnionymi wdzięcznością za ten niespodziewany dar, o trzeciej nad ranem 16 maja 2024 roku wyruszyliśmy w podróż do miejsca, gdzie Niebo dotknęło ziemi.


Fatima przywitała nas pochmurnym niebem i deszczem. Nie popsuło nam to bynajmniej radości z faktu, że dotarliśmy do naszej ukochanej Matki. Co ciekawe podobna pogoda towarzyszyła nam w ciągu całego wyjazdu. Szare i posępne poranki zamieniały się w słoneczne, ciepłe popołudnia. Całkiem jak w życiu, kiedy co dzień splatają się chwile radosne i smutne.


Po pierwsze: Fatima


Każdy dzień rozpoczynaliśmy od Mszy Świętej w Kaplicy Objawień, a kończyliśmy wspólnym Różańcem i procesją z figurą Matki Bożej. Niesamowity był to widok na wielki plac wypełniony modlitwą i śpiewem tysięcy ludzi, rozświetlony światłem tysięcy świec.


Jeden dzień naszej pielgrzymki poświęciliśmy, by poznać miejsca i historię związaną z objawieniami. Odwiedziliśmy muzeum, w którym przechowywane są wota ofiarowane w podzięce Matce Bożej. Przeszliśmy Drogę Krzyżową, wędrując ścieżkami, którymi chodzili Łucja, Hiacynta i Franciszek. Zobaczyliśmy miejsca, w których mieszkali. Mogliśmy wyobrazić sobie, jak wyglądało ich codzienne życie. Zwiedziliśmy również przepiękną bazylikę Matki Bożej Różańcowej, gdzie pochowani są pastuszkowie z Fatimy. Niestety, majestat tego miejsca objawień niszczy brzydota wybudowanej naprzeciwko bazyliki poświęconej Trójcy Przenajświętszej…


Po drugie: zachwyt


Pielgrzymka do Fatimy, oprócz uczty dla duszy, była okazją do zobaczenia perełek architektury portugalskiej. Klasztor hieronimitów w Lizbonie, zamek templariuszy w Tomar, klasztor cystersów w Alcobaça, klasztor Matki Bożej Zwycięskiej w Batalha… aż trudno uwierzyć, że te majestatyczne budowle zostały zbudowane przez ludzi, którzy do dyspozycji mieli tylko „sznurek i młotek”. Przez, zdawałoby się, zwykłe mury tchnie duch ad maiorem Dei gloriam i przypomina o czasach, kiedy ludzie w większości potrafili wyrzec się korzyści dla siebie, bo wiedzieli, po co i dla Kogo na tym świecie żyją. Może jeszcze wrócą czasy dzieł Bogu na chwałę i ludziom na pożytek…


W czasie pielgrzymowania mieliśmy także okazję odwiedzić małe, urocze miasteczko Obidos. Pełne wąskich uliczek, białych domów, gdzie czas płynie zdecydowanie wolniej i przypomina o tym, jak ważne jest dobre przeżywanie tu i teraz. Ogromne wrażenie zrobiła też na nas pięknie położona nadmorska miejscowość Nazaré, z przepiękną plażą i oceanem, którego ogrom jednocześnie przeraża i zachwyca. Tutaj także znajduje się najstarsze portugalskie sanktuarium Maryjne, gdzie przechowywana jest figurka Matki Bożej z Dzieciątkiem, którą – jak głoszą legendy – wyrzeźbił sam św. Józef!


Po trzecie: ludzie


Jednak te wszystkie miejsca, widoki, przeżycia nie byłyby takie same, gdyby nie towarzystwo. Wielką wartością było dla mnie poznanie naszych drogich Apostołów. Nieoceniona była również rola pani pilot, która swoimi barwnymi opowieściami ożywiała wszystkie odwiedzane przez nas miejsca.


Z dalekiej Fatimy…


To były cztery dni wypełnione modlitwą, zwiedzaniem, rozmowami… Intensywne, ale warte włożonego wysiłku. Odwiedzenie miejsca, do którego z Nieba osobiście przybyła Matka Najświętsza, to wielki przywilej i łaska. Nie można jednak zapominać, że najważniejsza jest prośba, którą kieruje Ona codziennie do każdego z nas – by chwycić za różaniec i zapraszać Ją do naszych zwyczajnych spraw i obowiązków!


Listy od Przyjaciół
 
Listy

Szanowna Redakcjo!

Dziękuję za wszystkie „Przymierza z Maryją”. To jest moja lektura, na którą czekam i którą czytam „od deski do deski”. Wciąż odnajduję w niej coś nowego i pożytecznego. Składam serdeczne podziękowania i życzę całej Redakcji dużo zdrowia i wytrwałości w tym, co robicie. Jest to dla wielu ludzi olbrzymim wsparciem!

Anna z Podkarpacia

 

 

Szczęść Boże!

Bardzo szlachetna i potrzebna jest Wasza kampania poświęcona Matce Bożej Rozwiązującej Węzły. Różne węzły-problemy dotykają bardzo wielu Polaków. Jestem również zaniepokojony, że coraz więcej dzieci i młodzieży zmaga się z depresją i zaburzeniami lękowymi, jak również z wszelkimi uzależnieniami, czy to od alkoholu, czy innych używek. To bardzo niepokojące, gdyż problem ten nasila się i jest bardzo trudny do rozwiązania. Myślę jednak, że uda się rozwiązać większość węzłów za sprawą Matki Najświętszej.

Wojciech z Buska-Zdroju

 

 

Szanowny Panie Prezesie!

Na Pana ręce składam najserdeczniejsze podziękowania za nadesłane mi piękne i budujące życzenia urodzinowe. Pamiętam w moich modlitwach zanoszonych do Bożej Opatrzności o wszystkich pracownikach Stowarzyszenia na czele z Panem. Modlę się o Boże błogosławieństwo w życiu osobistym i zawodowym.

Zofia z Mielca

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Jako Apostołka Fatimy, na temat kampanii „Maryja rozwiąże każdy Twój problem” wypowiadam się z wielką ufnością do Matki Bożej, która pomoże rozwiązać każdy problem, gdy Ją o to prosimy. Wierzę w to głęboko. Jestem wzruszona, gdy czytam, jakie ludzie mają ciężkie sytuacje życiowe. Szanowny Panie Prezesie! Serdecznie dziękuję za wielkie dzieła, jakie tworzycie w Waszym Stowarzyszeniu. Dziękuję za poświęcony piękny obrazek, za książeczkę Maryjo, rozwiąż nasze węzły!, kartę, na której zapisałam problemy rodzinne. W modlitwie polecam Bogu i Matce Najświętszej całe Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi. Szczęść Wam Boże na dalsze lata. Z Panem Bogiem!

Irena z Bielska-Białej

 

 

Szczęść Boże!

Serdecznie dziękuję za przesłanie książki Św. Rita z Cascii. Dla niej nie ma rzeczy niemożliwych. Już czytamy, modlimy się. Za jej wstawiennictwem wypraszamy potrzebne łaski i opiekę nad rodziną i naszą Ojczyzną. Co roku pielgrzymujemy z parafii do sanktuarium w Nowym Sączu. Od dawna modlę się codziennie, aby za jej wstawiennictwem otrzymać łaski nieraz w trudnych sytuacjach. Życzę Wam błogosławieństwa Bożego i obfitych łask w działalności. Szczęść Wam Boże!

Józefa z Małopolskiego