Temat numeru
 
Miłość Ojczyzny drogą do niebieskiej chwały
Sławomir Skiba


Jakże mało dzisiaj słyszymy i sami mówimy o potrzebie miłości Ojczyzny. I kiedy ktoś publicznie lub – co jeszcze rzadsze – w gronie rodzinnym wspomniałby coś o potrzebie patriotyzmu, w iluż miejscach spotkałby się z gorzkim uśmiechem politowania. W szkole programowo odrzucono wychowanie patriotyczne, a co gorsza, często i w kościele młody człowiek nie spotyka się już z zachętą do poświęcenia i walki dla dobra Ojczyzny. Dla tzw. młodych i wykształconych z dużych miast to pusto brzmiące frazesy, które może dobre były dla babci i dziadka pamiętających wojnę czy mroczny czas komuny, ale nie dla nich – jak mniemają – „najmędrszych sceptyków”. Dla tak myślących młodych nie liczy się nic, co wykracza poza czubek własnego nosa. Nie mają żadnych ideałów i chęci poświęcania się za cokolwiek, prócz własnej wygody. A tymczasem, choć o tym zapominamy, obowiązek miłości Ojczyzny i troski o wypełnianie przez nią jej powołania wiąże się z naszym dobrem i zbawieniem.


Kiedy na pewnym spotkaniu formacyjnym dla chłopców jeden z prowadzących wykład, po omówieniu heroicznych przykładów walk z historii Polski, zapytał, kto z zebranych byłby gotów do takiego poświęcenia w walce za Ojczyznę, zapadła głucha i wymowna cisza. Warto dodać, że chłopcy ci nie pochodzili z jakichś obojętnych religijnie i społecznie domów. To byli wybrani z dobrych katolickich rodzin młodzi ludzie, których rodzice zapragnęli wpoić im zasady rycerskiego etosu – pojęcie honoru, poświęcenia, odwagi, męstwa w służbie Bogu i Ojczyźnie. Jak wobec tego mogłaby wyglądać reakcja przeciętnej dzisiaj grupy młodzieży, której rodziny w ogóle nie zabiegają o wpojenie dzieciom miłości do zasad i ideałów…

Do świętości przez miłość Ojczyzny


Oto społeczeństwo skrajnych egoistów, które powstaje na naszych oczach i z naszym przyzwoleniem. Tak, skrajnych egoistów, bo tylko taki egoista nie widzi potrzeby troski o dobro drugiego człowieka i dobro wspólne. Niestety, młodzi ludzie nie wynoszą tej troski o Ojczyznę z domów rodzinnych, bo króluje w nich często nie szacunek i pochwała dla poświęcenia oraz wysiłku w służbie bliźniemu, ale wszechogarniający „tumiwisizm”, apatia, telewizja i zamykający na świat potrzeb innych komputer. Nie pomaga szkoła, która zgodnie z najnowszymi programami edukacyjnymi i wytycznymi ministerstwa odrzuca zadanie wychowywania na rzecz kształcenia bezwolnej masy „kapitału ludzkiego”, migrującego za chlebem to tu, to tam bez żadnego przywiązania do kraju rodzinnego.

A i w kościele na kazaniach, czy na lekcji religii, brakuje odwołań do historycznych przykładów z życia świętych patriotów, którzy miłując Boga i Kościół Święty ponad wszystko, nie zapominali, że ich droga do świętości wiedzie często przez służbę i pracę dla bliźnich w umiłowanej Ojczyźnie. Zamiast tego można usłyszeć wiele na pozór uczonych zdań i sformułowań, które nie mają żadnego zaczepienia w codziennym życiu lub ledwie ślizgają się po jego powierzchni.

Dlaczego tak ważna jest miłość Ojczyzny dla katolika? Otóż, przede wszystkim dlatego, że nasz Pan i Stwórca zechciał nas powołać do życia w konkretnym miejscu i czasie, w obrębie określonego narodu i kraju. Sam Pan Jezus przyszedł na ten świat w konkretnym miejscu, czasie i narodzie. Dał nam też przykład troski o własną Ojczyznę i miłości do niej, kiedy płakał nad Jerozolimą, oporną na Jego naukę, w obliczu nadciągającej na nią kary całkowitego zniszczenia i rozproszenia Żydów. Przyszedł nie tylko do pojedynczego człowieka, ale i do tego narodu, który był Narodem Wybranym przez Boga do pełnienia konkretnej misji w historii – przyszedł do swoich, a swoi Go nie przyjęli.

Komu więcej zostało dane, od tego się więcej wymaga…


Ileż to razy na kartach Starego Testamentu znajdujemy przykłady tej wielkiej troski i miłości, jaką Bóg otacza nie tylko poszczególnych ludzi, ale właśnie cały naród. Błogosławi jego synom, gdy żyją bogobojnie i spełniają Boże prawa, napomina, gdy popadają w grzechy, i karze cały naród, gdy ten odrzuca Jego napomnienia. Pan Bóg powołuje też świętych patriarchów, proroków, sędziów i królów, którzy mają kierować całym ludem. I tak jak upadek jednego pociągał często naród, tak też świętość i heroiczna postawa innego ratowała wielokrotnie cały lud.W historii zbawienia są bowiem zawsze ludzie, którym Boża Opatrzność powierza szczególną misję i troskę o pozostałych. Od ich odpowiedzi na Boże wezwanie i realizowanie powołania zależą losy całych narodów i samego Kościoła. Skutki ich upadków bądź zdrad są zawsze tak potężne, że zmieniają bieg wydarzeń. Bo komu więcej zostało dane, od tego się więcej wymaga. Pomyślmy, co by było, gdyby znani nam z historii święci nie odpowiedzieli na Boży głos? Gdyby np. św. Józef wystraszył się swojego zadania, gdyby pod Krzyżem zabrakło św. Jana? Gdzie byłaby Europa, gdyby nie wierność powołaniu świętych Benedykta, Franciszka, Dominika, Grzegorza papieża, św. Joanny d’Arc, św. Ignacego, św. Piusa X i tylu, tylu innych? Bo i też wierność powołaniu tych szczególnie wybranych owocuje właśnie wspaniałymi zwrotami historii – na większą chwałę Bożą i pomyślność całych ­narodów.

Ale tak, jak Pan Bóg posługuje się poszczególnymi ludźmi dla realizacji swoich planów, tak też każdemu narodowi w chwili chrztu przeznacza określoną misję. Od jej wypełnienia lub zdrady zależy rozkwit lub upadek całych państw i cywilizacji.

Powołanie Polski


Historia naszego narodu, jak karta życia pojedynczych ludzi, zapisana jest pięknymi wzlotami heroicznych postaw i nawróceń, które owocowały wspaniałymi zwycięstwami oraz grzechami, którym nieuchronnie towarzyszy upadek całego kraju. Kiedy Polska przyjęła chrzest, rozpoczęła się wspaniała droga jej rozwoju pod rządami Piastów, a później Jagiellonów. Cnoty pojedynczych osób, które w sposób szczególny powołane zostały do troski o Rzeczpospolitą, owocowały wspaniałymi wydarzeniami. Wystarczy tu wspomnieć św. królową Jadwigę Andegaweńską, dzięki której doszło do nawrócenia Litwy i połączenia w jeden organizm państwowy Wielkiego Księstwa Litewskiego i Korony. Heroizm i odwaga o. Augustyna Kordeckiego oraz obrońców Jasnej Góry z pomocą Matki Najświętszej obróciły klęskę Polski w zwycięstwo nad Szwedami. Nawet wówczas, gdy kraj nie stał już u szczytu swej potęgi i sam zmierzał w złym kierunku, Polacy zdolni byli jeszcze do spektakularnych zwycięstw, jeśli tylko robili to z oddaniem i poświęceniem. Takim przecież wydarzeniem była odsiecz Wiednia. Wówczas król Polski Jan III Sobieski widząc zagrożenie, jakie dla całej Europy niesie ze sobą wrogo nastawiona do chrześcijaństwa armia turecka, ruszył na pomoc obleganej przez nią stolicy Austrii – Wiedniowi. Stając wtedy wraz z polską husarią na czele chrześcijańskich wojsk, Jan III Sobieski rozgromił muzułmańską armię Kara Mustafy. Jak wyglądałaby dzisiaj Europa, gdyby nasz król nie podjął się tego ­wyzwania?

Kiedy więc wiernie służyliśmy Bogu, Jego Kościołowi, wówczas zachowywaliśmy troskę o Ojczyznę i potrafiliśmy stać niewzruszenie jak twierdza, o którą rozbijały się tatarskie hordy, szwedzkie oddziały, tureccy janczarzy i moskiewskie pułki. Gdy zaś gasło pragnienie służby braciom, a grzechy królów, osób powołanych do przewodzenia narodowi, lub egoizm mieszkańców Rzeczypospolitej się wzmagały, wówczas przychodziła sprawiedliwa odpłata. Tak się stało, gdy król Bolesław Śmiały zamordował św. Stanisława biskupa krakowskiego, za co musiał uciekać z kraju, a Polska na 150 lat weszła w czas rozbicia dzielnicowego. Czyż nie obojętnemu podejściu do spraw Kościoła i brakowi troski o obronę prawdziwej religii ostatniego z Jagiellonów na tronie polskim zawdzięczała ta wielka dynastia, skoligacona z niemal wszystkimi panującymi w Europie rodami, swój upadek? Zawsze, kiedy troska o zbawienie dusz malała – nie tylko w Polsce – a grzechy narodów pozostawały bez nawrócenia i pokuty, wcześniej czy później przychodził smutny czas upadków i klęsk. Na przedpolach katolickiej Europy staliśmy jak twierdza, na której dumnie powiewał sztandar krzyża, jeśli tylko byliśmy mu wierni. Wówczas w najgorszych momentach, kiedy wszystko wydawało się stracone, potrafiliśmy stanąć do decydującej walki. Aby nam to przypominać, Pan Bóg posyłał i stale posyła swoich wysłanników. Przypominał o tym w ostatnim czasie m.in. przez św. Faustynę Kowalską i Służebnicę Bożą Rozalię Celakównę jasno wskazując, czego oczekuje od Polski i Polaków. Jako mądry i troskliwy Ojciec, Bóg czyni tak nie tylko względem naszego narodu, ale i innych, aby im przypomnieć o ich powołaniu. Swoją misję posłańca sam pięknie tłumaczy ks. Piotr Skarga słowami: Jać objawienia osobliwego od Pana Boga o was i o zgubie naszej nie mam, ale poselstwo do was mam od Pana Boga, i mam to poruczenie, abych wam złości wasze ukazował i pomstę na nie, jeśli ich nie oddalicie, opowiadał. Wszytkie królestwa z porządku kapłańskiego i prorockiego miały, którzy im wymiatali na oczy grzechy ich i upadek ­oznajmiali.

Słowa ks. Piotra wytykającego grzechy narodowe i wzywającego do pokuty są aktualne i dzisiaj. I jeśli chcemy zrozumieć, dlaczego Dobry Bóg dopuszczał na nasz kraj tyle klęsk i niepowodzeń, oraz dla zapobieżenia przyszłym, musimy wsłuchać się w słowa wielkiego kaznodziei. On jasno wskazał, jak miłosierna i sprawiedliwa ręka Bożej Opatrzności ingeruje w historię, wskazując drogi do wyjścia z grzechów i budowania potęgi państwa.

Niestety, jakże wiele powodów do sprawiedliwej Bożej kary znajdujemy dzisiaj w Polsce. Do starych grzechów doszły nowe. Pornografia i niemoralność wylewa się z telewizorów, internetu i plakatów rozklejonych na ulicach naszych miast. Wielu dzieciom poczętym nadal odmawia się prawa do narodzin i dzieje się tak, gdy w Sejmie zasiada większość posłów powołujących się na swój katolicyzm. W imię tzw. tolerancji organizowane są parady, na których bezkarnie promuje się grzech homoseksualizmu, za który niegdyś Pan Bóg spalił Sodomę. Szerzący się w codziennym życiu egoizm, prywata i brak troski o Rzeczpospolitą trapią nadal duszę narodu. Brak troski ze strony tak wielu dzisiejszych katolików o Boże przykazania i ich respektowanie w życiu publicznym, pod pretekstem szanowania praw innych do demonstrowania najgorszych nawet dewiacji, staje się zachętą do kolejnych grzechów i zgorszeń nawet tych najmłodszych. W ten sposób gnuśność i ospałość wielu powołanych do służby Kościołowi katolików otwiera pole do działania zła. Wszystko to spowija atmosfera tzw. tolerancji, która ma być alibi dla wszystkich letnich, ślepo zapatrzonych w kult własnego „świętego” spokoju. Dlatego aktualne są i te słowa ks. Skargi, w których zarzuca Polakom egoizm, prywatę i brak troski o dobro wspólne Ojczyzny: Na dobra też pospolite, z których wszytkim obywatelom pokój i obrona, i dobre rządzenie płynie, dziwnieśmy okrutni i wiele grzechów z tej miary ­popełniamy.

Gdy zastanawiamy się nad nieuczciwością dzisiejszych polityków, skorumpowanych urzędników i nad tym, co dzieje się z pieniędzmi z naszych i tak już nadmiernie wysokich podatków, czyż kolejne słowa kaznodziei nie odnoszą się i do naszych dni: Wiedzą i mówią o tym wszyscy, iż poborów ledwie połowica dochodzi, a druga skradziona ginie. To okrucieństwo wielkie na ojczyznę, na bracią, na ubogie poddane: ojczyznę łupiąc, jakoby matkę zabijali. Co na wszytkę domową bracią i czeladkę zarębują, to jeden zje, a na swój pożytek obróci; szpital łupi i chore zabija, kto na pospolite rękę ściąga.

Stawiając tę diagnozę ukazuje, jakim rodzajem głupców są ci, którzy myślą tylko o sobie: Na co twoje sobkowstwo wynidzie, gdy ojczyzna upadnie? Izali ty, w jednej łodzi z innymi będąc, swoich tłumoków, gdy się łódź zatopi, dochowasz? Izali sam ze wszytkim nie pogrąźniesz? Wielka ślepota na wielkich grzechach rosnąca.

A czyż i nasz Sejm nie zasługuje na tę zdecydowaną krytykę krótkowzroczności i egoizmu wypowiedzianą przez królewskiego kaznodzieję: Żaden zaś czas i miejsce jawnych i wielkich wszytkiej Korony grzechów i ślepoty, która z nich wychodzi, nie ukazuje, jako sejmy. Patrzmy, jakie w nich zaćmienie rozumów.(…) Bacznych i miłośników ojczyzny ochraniając, rzadki na sejm jedzie z miłości ku pospolitemu szczęściu, ale aby co sobie oberwał.



NAJNOWSZE WYDANIE:
Jezus Chrystus - Bóg i Człowiek
Co by było, gdyby Chrystus nie przyszedł na świat? Jak wyglądałoby nasze życie? Nie dostąpilibyśmy przecież odkupienia. Nie stworzono by tych wszystkich dzieł Miłosierdzia związanych z realizacją chrześcijańskiego powołania. Nie byłoby cywilizacji chrześcijańskiej ze wspaniałymi arcydziełami w dziedzinie architektury, literatury, muzyki… Ponadto nadal byśmy błądzili po omacku w poszukiwaniu Prawdy, sensu i celu życia.

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
Chcę czuć ciężar Twego Orędzia, Maryjo…
Marcin Więckowski

Nieco innej pogody spodziewaliśmy się po celu naszej podróży. Wyrwawszy się na moment z naszej jesiennej słoty, liczyliśmy choć na te kilka dni południowego słońca. Niestety, już przez okna lądującego samolotu widzimy, że upragniona Portugalia przywitała nas niskimi chmurami i deszczem. Ale nic to. Przynajmniej jest trochę cieplej niż w Polsce.

 

Po wylądowaniu i krótkim zwiedzaniu Lizbony pośród co chwilę odchodzącej i znów powracającej nadmorskiej mżawki, o zmroku wsiadamy do autobusu, który zawozi nas prosto do Fatimy – celu pielgrzymki naszego Apostolatu. Wpatrując się w strugi deszczu uderzające w szyby naszego pojazdu, odmawiamy pierwszy z wielu Różańców w czasie tej niesamowitej podróży. Padać przestaje dopiero, gdy zbliżamy się już do głównego celu naszego pielgrzymowania.


W Fatimie zakwaterowujemy się w hotelu, jemy kolację i udajemy się do Sanktuarium Matki Bożej Różańcowej. Witamy się z Fatimską Panią w kaplicy objawień, gdzie przed codziennym wieczornym nabożeństwem gromadzą się już pielgrzymi z całego świata. Słuchać ciche modlitwy w różnych językach. Wiele osób ma ze sobą flagi – tak dobrze widać tu powszechność Kościoła i to, jak Matka Boża przygarnia do Siebie wszystkie Swoje dzieci. Niektórzy obchodzą na kolanach figurę Maryi ustawioną w miejscu dębu, na którym ukazywała się fatimskim dzieciom. Inni idą do Niej na klęczkach przez cały plac…


Drugiego dnia udajemy się do Aljustrel – niegdyś małej wsi, a teraz osady położonej na obrzeżach miasta Fatima. To tutaj urodziła się trójka pastuszków – święci Franciszek i Hiacynta Marto oraz Służebnica Boża Łucja Dos Santos. Zanim jednak tam dotrzemy, wcześniej przejdziemy Drogą Krzyżową, którą ufundowali znajdującą się w pobliskim gaju oliwnym katoliccy uchodźcy z Węgier, uciekający przed komunistycznymi prześladowaniami. Przez całą drogę towarzyszy nam poranny, drobny deszczyk i lekki wiatr, dość typowy dla klimatu morskiego. Pani pilot przypomina nam, że pastuszkowie też często chodzili do Cova da Iria przy takiej właśnie pogodzie. Wtedy dociera do nas wartość tej z pozoru niezbyt sprzyjającej nam aury – zaczynamy rozumieć, że to specyficzne doświadczenie duchowe jest o wiele cenniejsze od wymarzonej przez nas słonecznej pogody.


Pod nieobecność kapłana, który niestety zachorował i nie mógł z nami polecieć, modlitwę prowadzi jeden z uczestników pielgrzymki, pan Jacek. Właśnie w tym momencie przekonujemy się, co znaczy nasza duchowa rodzina: wzajemne wspieranie się i prowadzenie na ścieżce zbawienia. Muszę przyznać, że dawno nie słyszałem tak pięknych, głębokich i pobożnych rozważań, jak te wygłoszone niemal na poczekaniu, bez przygotowania, przez osobę świecką. Do jego nietuzinkowej postaci jeszcze wrócimy…


Po przejściu Drogi Krzyżowej docieramy do Aljustrel. W tych okolicach doskonale zachowała się tradycyjna, portugalska architektura. Każdy dom ma pobielane ściany i spadzisty dach z pomarańczowej dachówki. Ponadto na bardzo wielu domostwach widnieją tradycyjne, porcelanowe obrazy z wizerunkiem Matki Bożej lub świętych. Właśnie dzięki takim detalom widać, że Portugalia jest naprawdę krajem katolickim, a jego mieszkańcy z dumą prezentują przywiązanie do swojej wiary. Odwiedzamy domy fatimskich dzieci. W nich spoglądamy na krzyże, przed którymi modlili się święci, czy kołyski, w których spali jako maleńkie dzieci. Odwiedzamy także miejsca objawień Anioła Portugalii, który przygotowywał fatimskich pastuszków na niełatwe w odbiorze Orędzie Matki Bożej.


Jak nie samym chlebem człowiek żyje, tak i nie samą modlitwą żyje pielgrzym. Dlatego trzeciego dnia, po pysznym śniadaniu w hotelu w Fatimie, udajemy się do pobliskiego miasta Tomar, nad którym góruje jeden z największych w Portugalii zamków, niegdyś główna siedziba słynnego zakonu templariuszy. Budowla oszałamia swoim rozmachem i starannością wykonania. Zwłaszcza w klasztornej kaplicy można by spędzić całe godziny, kontemplując każdy fresk, śledząc oczami każdy łuk, sklepienie, każde zdobienie i wyrzeźbiony w kamieniu wzorek. To również ważne doświadczenie formacyjne, móc zobaczyć, jak niesamowite dzieła stworzyła wspaniała cywilizacja chrześcijańska, której i my, Polacy, jesteśmy częścią!


Na koniec dnia wracamy do Fatimy. Przed wieczornym nabożeństwem okazuje się, że brakuje osób do niesienia drugiej figury Matki Bożej – tej, która okrąża plac przed sanktuarium na czele procesji. Szybka decyzja i z kilkoma Apostołami oraz pracownikami Stowarzyszenia idziemy za kaplicę, gdzie formuje się czoło procesji. Mam szczęście i zaszczyt wyjść wraz z pierwszą grupą. Jako nieco niższy wzrostem nie czuję na sobie aż tak bardzo ciężaru figury. Ale gdy przejmuje ją druga grupa, złożona z kobiet, szybko okazuje się, że idąca z przodu Hiszpanka nie daje rady jej utrzymać. Panowie ze służby sanktuarium podbiegają do mnie i proszą mnie o zastępstwo. Oczywiście nie mogę odmówić. Wtedy, jako trochę wyższy od niosących figurę pań, nagle biorę większość jej ciężaru na siebie. Aby temu sprostać, trzymam belkę obiema rękami, ale i tak sprawia mi to spory ból. Później, już w czasie drogi na lotnisko, wspomniany już pan Jacek będzie opowiadać o św. Rafce z Libanu, której kult propaguje w Polsce. Mniszka Rafka poprosiła Boga o cierpienia, bo wiedziała, że nie czując bólu Krzyża Chrystusa, nie da się wejść do Jego Królestwa…


Pisząc teraz to krótkie wspomnienie z pielgrzymki do Fatimy, wciąż czuję ciężar belki na moim lewym ramieniu…


Listy od Przyjaciół
 
Listy

Szanowni Państwo!

Życzę błogosławieństwa Bożego z okazji 25-lecia istnienia Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi. Serdecznie dziękuję Panu Prezesowi i całej Redakcji za modlitwę w mojej intencji. Jednocześnie pragnę podziękować za „Przymierze z Maryją”, które otrzymuję regularnie i czytam z wielkim zainteresowaniem. W miarę możliwości staram się wspierać dystrybucję tegoż pisma. Oczekuję go zawsze z wielką niecierpliwością.

Maria z Jarosławia

 

 

Szczęść Boże!

Jestem bardzo szczęśliwa, że prowadzicie takie akcje i kampanie, by coraz więcej ludzi znało i kochało Maryję z Guadalupe, naszą najukochańszą Mamę. W jej ramach pozwolę sobie wpisać imię swojej córki wraz z moim, ponieważ została zawierzona Matce Bożej z Guadalupe. 13 lat temu byłam w ciąży bardzo zagrożonej i według lekarzy nie miała szans na przeżycie. Mateńka z Guadalupe pomogła!

Kinga z Małopolski

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Pragnę serdecznie podziękować Panu za życzenia urodzinowe i za pamięć. Pozdrawiam wszystkich pracowników Stowarzyszenia i bardzo dziękuję za Wasz wkład w krzewienie prawd wiary, za otrzymywane od Was „Przymierze z Maryją”, które utwierdza mnie w wierze, za wszystkie przesyłki, a zwłaszcza za pakiet z obrazkiem „Maryjo, rozwiąż nasze węzły!”. Jestem przekonany, że Ona pomoże mi rozwiązać co najmniej większość z moich złych węzłów. Pragnę również podziękować za otrzymane materiały edukacyjne, które poszerzają moją wiedzę związaną z wiarą. Dziękuję także za otrzymywany magazyn „Polonia Christiana”, który czytam z wielką uwagą, często podkreślając to, co zwróciło moją uwagę i zainteresowanie. Pragnę wspierać finansowo Wasze i nasze Stowarzyszenie w miarę posiadanych przeze mnie środków. Zapewniam również całe Stowarzyszenie o swojej modlitwie w Waszej intencji, a także w intencji Apostołów Fatimy z ich rodzinami. Kończąc, pragnę złożyć na ręce Pana Prezesa i całej Redakcji moje pozdrowienia i podziękowania dla wszystkich pracowników Stowarzyszenia zaangażowanych w to zbożne dzieło. Niech Was Bóg i Matka Boża błogosławią i wspierają w każdy dzień.

Bronisław

 

 

Szanowni Państwo!

Wspieram wszystkie akcje Stowarzyszenia i dziękuję za wszelkie otrzymywane materiały, które pogłębiają moją wiarę, za wszystkie wizerunki Matki Bożej, z których w swoim sercu zrobiłam sobie „ołtarzyk”, do których modlę się na różańcu codziennie, za moje dzieci, wnuki i za męża alkoholika. Polecam swoje problemy Matce Najświętszej. Szczęść Boże!

Wiesława z Lubelskiego

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Pragnę podzielić się świadectwem… Koniec października 2020 roku. Leżę na łóżku. W pokoju panuje półmrok. Nie mogę zasnąć. Mój mąż jest chory i leży w drugim pokoju. Zamykam i otwieram oczy kilkukrotnie. Spoglądam w nogi łóżka i widzę stojącego młodzieńca (zakonnika) jakoś mi znajomego, który patrzy na mnie. Jego twarz robi wrażenie, jakby chciał mi coś powiedzieć. Ponownie zamknęłam oczy i otworzyłam z ciekawości, czy dalej będę go widzieć. Niestety, już go nie było. Znajoma postać nie dawała mi spokoju. Byłam jednak pewna, że to osoba święta. Na drugi dzień rano szukałam tej postaci w modlitewniku. I co się okazuje: to był święty Antoni z Padwy. Już wiele razy przychodził mi z pomocą w odnalezieniu zagubionych rzeczy. Widocznie chciał mi powiedzieć, że znów będę potrzebować jego pomocy. Od tej chwili postanowiłam obrać Go za swojego patrona. Za kilka dni znalazłam się w szpitalu w Kielcach na oddziale neurologicznym. I wtedy o pomoc poprosiłam właśnie św. Antoniego. Nie do wiary, że w tak trudnym czasie, drugiej fali pandemicznej, byłam znakomicie obsłużona przez lekarzy. Błyskawicznie miałam wykonane wszystkie badania okulistyczne, tomograf, rezonans magnetyczny. W szpitalu jednak nie zostałam. Wypisano mi zastrzyki. Dwa pierwsze otrzymałam już w szpitalu. Po przyjęciu całej serii opadnięta powieka wróciła do normy. Tak oto właśnie pomógł mi św. Antoni, za co dziękowałam mu modlitwą. Od tamtej pory we wszystkich trudnych sytuacjach zwracam się o pomoc do św. Antoniego – jest niezawodny. Dziękuję za Waszą akcję poświęconą temu świętemu!

Emilia

 

 

Szczęść Boże!

Uważam, że Wasza kampania „Matko Boża z Guadalupe, przymnóż nam wiary” jest, jak każde Wasze przedsięwzięcie, strzałem w „dziesiątkę”. Bardzo szlachetny cel, ponieważ bardzo dużo ludzi odchodzi od wiary w Boga, nie zdając sobie sprawy ze swojego postępowania. Może są zagubieni i trzeba ich ukierunkować w ich działaniu Być może jest im tak wygodnie, lecz obecna władza sprzyja odchodzeniu od Kościoła. Pamiętajmy bowiem o groźbie „opiłowywania katolików”

Wojciech z Buska-Zdroju


Szanowny Panie Prezesie!

Dziękuję za 137. numer „Przymierza z Maryją”. Zainteresował mnie szczególnie temat „Żal doskonały” ks. Bartłomieja Wajdy. Jest to temat ważny dla naszego zbawienia… Z okazji jubileuszu 25-lecia istnienia Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi życzę Panu Prezesowi i wszystkim pracownikom Stowarzyszenia dużo wytrwałości w działaniu. A nowe inicjatywy niech będą „drogą” otwierającą wiele ludzkich sumień. Z Panem Bogiem!

Maria z Zachodniopomorskiego

 

 

Szczęść Boże!

Bardzo kocham Matkę Bożą – pomogła mi rozwiązać tak wiele problemów. W rodzinie mojego syna Mateusza źle się działo, małżeństwo wisiało na włosku. Dzięki różańcowej modlitwie do Matki Bożej udało się uratować jego rodzinę. Syn Łukasz miał wypadek samochodowy, było z nim bardzo źle. Oboje z mężem codziennie odmawialiśmy Różaniec do Matki Bożej, a Ta wysłuchała naszych modlitw. W ramach tej pięknej kampanii „Maryjo, rozwiąż nasze węzły!” też możemy zwracać się do Maryi i tak wiele dla siebie wyprosić, nawet rzeczy, które wydają się niemożliwe.

Anna z Lubelskiego