Charbel (Szarbel) Makhlouf to niezwykły pustelnik libański, który żył ponad 100 lat temu. Tysiące ludzi na całym świecie za jego wstawiennictwem odzyskało zdrowie. Świadectwa cudów napływają każdego dnia do klasztoru maronitów w Annaya, w którym mieszkał. Napisano o nim wiele książek i artykułów, wyemitowano liczne filmy w różnych językach. Za jego przyczyną dokonało się tysiące spektakularnych uzdrowień.
Liban, kraj położony na Bliskim Wschodzie, graniczący z Syrią i Izraelem pełen jest katolickich kościołów i sanktuariów maronickiego obrządku. Żywy jest tam także kult maryjny.
Kraj ten wielokrotnie był wspominany w Piśmie Świętym. Według Ewangelii mieszkańcy Tyru (obecnego Syru na południu Libanu) oraz pobliskiego Sydonu udawali się na południe do Galilei, by słuchać nauczania Mistrza z Nazaretu (Mk 3, 8). Sam Jezus był w okolicach Tyru i Sydonu (Mk 7, 24). Mówił m.in. o tym, że oba te miasta – wówczas pogańskie – spotka lepszy los na Sądzie Ostatecznym niż miasta palestyńskie, które Go nie przyjęły (Mt 11, 21-22). Bezpośredni kontakt z Jezusem pozostawił trwałe ślady wśród mieszkańców tych obszarów. Późniejsza wieść o męce Mistrza z Nazaretu i śmierci oraz powstaniu z martwych, wielu utwierdziła w wierze w Niego.
To w górskiej libańskiej miejscowości Bigah-Kafra 8 maja 1828 roku przyszedł na świat jeden z największych współczesnych świętych, którego kult jest żywy na całym świecie.
CUDOWNY ZNAK
Charbel Makhlouf na chrzcie otrzymał imię Youssef (Józef). Od najmłodszych lat pociągała go kontemplacja. Często udawał się do pobliskiej jaskini, by tam oddawać się modlitwie i choć przez chwilę przebywać sam na sam z Bogiem. Jego rówieśnicy wyśmiewali się z „jaskini świętego”, w której palił kadzidło i recytował modlitwy. Mimo sprzeciwu rodziny, opuścił dom w wieku 23 lat i wstąpił do klasztoru św. Marona w miejscowości Annaya. Święcenia kapłańskie otrzymał w 1859 roku. Jako młody ksiądz, w 1869 r. był świadkiem masakry przeszło 20 tysięcy chrześcijan, dokonanej przez muzułmanów i druzów. Bojówki muzułmańskie mordowały całe rodziny, plądrowały, grabiły, paliły kościoły, klasztory i domy wyznawców Chrystusa. Uciekinierzy szukali schronienia w klasztorze w Annaya. Ojciec Charbel im pomagał, modlił się, pościł i stosował surowe praktyki pokutne, ofiarowując siebie Bogu w duchu ekspiacji za popełnione zbrodnie i błagając o Boże Miłosierdzie dla prześladowców oraz ich ofiar.
Po 16 latach życia w klasztorze otrzymał zgodę od przełożonych do przejścia do pobliskiej pustelni świętych Piotra i Pawła. Był to wyjątkowy przywilej, a znak wskazujący na jego gotowość do opuszczenia klasztoru objawił się w cudowny sposób.
Ojciec Charbel otrzymawszy zlecenie pilnego przygotowania raportu, usiadł w nocy, aby nad nim popracować. W lampie jednak zabrakło oleju. Zakonnik poprosił jednego ze sług świeckich, by ją napełnił. Ten, chcąc sobie zażartować z zakonnika, zamiast oleju wlał do lampy wodę. Mimo to lampa zapłonęła jasnym światłem. Sam przełożony przyszedł do celi zakonnika sprawdzić to nadzwyczajne zjawisko. Przekonał się, że lampa, która była napełniona wodą, świeciła tylko wtedy, gdy zapalał ją ojciec Charbel. Był to znak z Nieba, świadczący o gotowości zakonnika do podjęcia wyzwań życia pustelniczego.
CHCĘ ŻYĆ W NIEDOSTATKU...
Przez pozostałe dwadzieścia trzy lata ojciec Charbel nosił włosiennicę, spał na sienniku z deski i zjadał jeden posiłek w ciągu dnia (zwykle były to rozgotowane zboża lub oliwki; nigdy nie skosztował owoców). Wykonywał najcięższe prace stolarskie i rolnicze. Pustelnik znany był z tego, że długo i dokładnie przygotowywał się do celebracji Mszy Świętej, a po niej co najmniej przez dwie godziny pozostawał na modlitwie dziękczynnej. Zawsze pokorny, choć niewolny od pokus, z miłością odnosił się do każdego bliźniego i sumiennie wykonywał wszystkie swoje obowiązki. Już za życia za jego przyczyną działy się cuda. A to odstraszył groźnego węża, innym razem uratował uprawy przed szarańczą i uzdrowił chorego psychicznie Jibraila Sabę.
Pustelnik, który pozostał pod jurysdykcją przełożonego klasztoru, wielokrotnie powtarzał: – Ubóstwo sprzyja zbawieniu. Skromność wzmacnia duszę. Chcę żyć w niedostatku, ignorując przyjemności i słodycz tego świata. Chcę być sługą Chrystusa i moich braci.
Prowadząc niezwykle surowe życie, narażony na zimno i skwar, pozbawiony jakichkolwiek wygód i czułości ludzkiej był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. 16 grudnia 1898 r. ojciec Charbel tak jak zawsze o godz. 11.00 w swojej kapliczce rozpoczął odprawianie Mszy św. W momencie Podniesienia doznał ataku paraliżu, dokładnie w chwili, gdy odmawiał modlitwę maronickiej liturgii: Ojcze wszelkiej prawdy, oto ofiara Syna Twego, który umarł za mnie... Spojrzyj na Jego Krew przelaną na Golgocie dla mojego zbawienia i przyjmij moją ofiarę. Agonia trwała jeszcze przez 8 dni. Przez cały ten czas o. Makhlouf starał się dokończyć przerwaną modlitwę eucharystyczną. Umarł w wigilię Bożego Narodzenia, w dniu 24 grudnia 1898 roku, w zimowy mroźny dzień. Miał wówczas 70 lat. Został pochowany na wiejskim cmentarzu w Boże Narodzenie.
CO SIĘ DZIEJE Z CIAŁEM OJCA CHARBELA?
Mnich chciał umrzeć w całkowitym zapomnieniu, ale Bóg miał inne plany. W dzień po pogrzebie okoliczni mieszkańcy zauważyli jasną smugę światła unoszącą się i opadającą nad mogiłą. To nieziemskie zjawisko powtarzało się przez 45 nocy. Zaczęto mówić o „świętym Charbelu”, ukrywającym się za życia. W tym czasie, w ciągu zaledwie trzech pierwszych miesięcy od śmierci, zanotowano 350 uzdrowień. Górale libańscy postanowili wykopać ciało i rozdzielić jego cząstki jako relikwie. Władze kościelne, chcąc temu przeszkodzić, postanowiły ekshumować zwłoki i złożyć je w niedostępnym dla wiernych miejscu.
Ciało pozostało nienaruszone. Wydzielało jednak krew i pot, zachowało też temperaturę żywego człowieka... Zostało ono złożone w nowej trumnie. W miarę napływu pielgrzymów, mnożyły się wyjątkowe łaski otrzymane za jego pośrednictwem. W 1950 r. podczas tzw. wielkiej ekshumacji, grób został ponownie otwarty w obecności oficjalnej komisji kościelnej, w skład której wchodzili wybitni lekarze. Przystąpiła ona do sprawdzenia nienaruszalności zwłok. Ciało o. Charbela pokryte było warstwą białawej pleśni. Po jej usunięciu stwierdzono, że zakonnik w 52 lata po śmierci spoczywał jak gdyby był pogrążony we śnie. Ciało wydzielało przyjemną woń. Na jego obliczu było widać pogodny uśmiech. Nieskażone ciało wydawało się „żyć” nadal. Było giętkie. Głowa, ręce, muskuły – nic nie straciły ze swej elastyczności. Ojciec Charbel wciąż miał włosy i bujną brodę. Z pleców i boków wydobywała się obficie krew, która bez żadnego zapachu wydawała się pochodzić ze świeżej rany kogoś żyjącego. Zraszała odzienie, przenikała trumnę z drzewa cedrowego, murowaną ścianę grobowca i wydostawała się na zewnątrz. Te właśnie fenomenalne krwawienia były powodem licznych ekshumacji ciała pustelnika. Zmieniano często jego bieliznę, przyodziewano w nowy habit. Orzeczenia komisji lekarskiej brzmiały za każdym razem jednakowo: zjawiska zachodzące w ciele o. Makhloufa przekraczają możliwości naturalnego poznania i są z naukowego punktu widzenia niewytłumaczalne.
CUDA PRZY GROBIE ŚWIĘTEGO
Setki ludzi, którzy oblegali jego grobowiec, odzyskało wzrok, słuch, sparaliżowani i nieuleczalnie chorzy nagle stali się zdrowi.
W archiwach klasztoru znajdują się tysiące listów i świadectw, które są najlepszymi dowodami rozpowszechniania się jego świętości. Dzięki rozwojowi jego kultu pogłębiło się życie religijne bliskowschodnich chrześcijan i nastąpiło ożywienie cnót wśród wiernych.
Grób libańskiego pustelnika stał się magnesem przyciągającym ku sobie ludzi, bez względu na pochodzenie i stan czy też wyznawaną religię. Jednakże prawdziwymi cudami i wielkimi działaniami Świętego są bardzo liczne nawrócenia.
Proces beatyfikacyjny o. Charbela rozpoczął się w 1925 r. Po 40 latach – 5 grudnia 1965 r. – papież Paweł VI przewodniczył ceremonii beatyfikacji o. Charbela, a w roku 1977 libański pustelnik ogłoszony został świętym.
Wśród licznych cudów, które dokonały się za wstawiennictwem Świętego, Kościół zbadał dwa, które wykorzystano w procesie beatyfikacyjnym i później trzeci potrzebny do kanonizacji. Pierwszy dotyczył uzdrowienia siostry Marii Abel Gamari z Kongregacji Świętych Serc, która przez 14 lat znosiła nieopisane bóle. Cierpiała na wrzód podstawy zęba, była dwukrotnie operowana. Ostatecznie uznana została za całkowicie wyleczoną 12 lipca 1950 r. dzięki wstawiennictwu o. Charbela. Drugi cud dotyczył Iskandera Naima Obid z Beabdate, libańskiego artysty, który przestał widzieć na jedno oko w 1937 r. Zagrożony koniecznością usunięcia go dla ratowania drugiego oka, zaczął modlić się do o. Charbela, prosząc o wstawiennictwo i po wizycie w Annaya w 1950 r. odzyskał wzrok. Trzeci cud uznany w procesie kanonizacyjnym dotyczył Marii Assaf Aouad, u której w roku 1966 zdiagnozowano nowotwór złośliwy prawego migdała. Lekarze byli bezradni, nie dawali jej żadnej nadziei powrotu do zdrowia. Kobieta bardzo cierpiała, bo nowotwór utrudniał oddychanie i przełykanie. Po zwróceniu się do o. Charbela Maria została całkowicie wyleczona rok po fatalnej diagnozie.
Jedno z najsłynniejszych uzdrowień, które dokonało się za przyczyną o. Charbela, miało miejsce w roku 1950. Wywołało ono ogromne poruszenie nie tylko w Bejrucie, ale w całym Libanie. Dotyczyło uzdrowienia pięćdziesięcioletniej szwaczki Mountaha Daher Boulos, która była garbata od pierwszego roku życia. Podczas wizyty przy grobie mnicha modliła się za swoich siostrzeńców, którzy nie mieli już rodziców. Poprosiła także w imieniu własnym o to, aby zachować dobry wzrok, by móc kontynuować pracę jako szwaczka. Trzy dni później, po powrocie do domu, gdy obudziła się rano, odkryła, że nie ma już garbu.
BOŻY CHIRURG
O ojcu Charbelu stało się głośniej w latach 90. ubiegłego wieku. W 1993 roku miało miejsce cudowne uzdrowienie pięćdziesięcioletniej kobiety, matki 12 dzieci – Nouhad ElShami, cierpiącej na częściowy paraliż i obstrukcję szyi. Lekarze nie dawali jej szans na wyzdrowienie. Najstarszy syn chorej udał się do klasztoru w Annaya, by tam zawierzyć los matki świętemu zakonnikowi. Po tej pielgrzymce kobieta miała sen. Widziała w nim dwóch mnichów. Jednym z nich był św. Charbel, który „zoperował” jej szyję. Kiedy się obudziła, odkryła, że jest całkowicie wyleczona. Drugim mnichem ze snu był św. Maron, syryjski męczennik, założyciel maronickiego zakonu. Nouhad mówiła: – Dwóch mnichów podeszło do mojego łóżka. Jeden z nich, św. Charbel, podszedł bliżej, odkrył szyję, położył rękę na niej i powiedział: „Przyszedłem cię zoperować”. Odwróciłam głowę, aby zobaczyć jego twarz, ale nie mogłam, bo światło, które biło od jego ciała i oczu było zbyt oślepiające i potężne. Byłam zmieszana i zapytałam go: „Ojcze, dlaczego chcesz mnie operować? Lekarze nie mówili, że potrzebuję operacji”. Ale św. Charbel odparł, że na pewno jest potrzebna. Kobieta relacjonowała, że nagle poczuła straszny ból pod palcami ojca Charbela, który tarł jej szyję. Gdy święty zakończył „operację,” drugi mnich posadził ją w pozycji pionowej, poprawił poduszkę za plecami i podał wodę do picia. Kobieta mówiła, że nie może pić bez słomki, a wtedy on odparł, że jest już zdrowa, może sama pić, jeść, wstać i chodzić, a nawet pracować.
Nouhad poszła do łazienki i spojrzała w lustro. Widziała dwie rany na 12 cm po obu stronach szyi, z których zwisały czarne szwy. Weszła do pokoju męża. Jej szyja i nocna koszula były całe zakrwawione. Kiedy małżonek się przebudził, zaczął krzyczeć ze strachu. Wołał: – Co się z nią stało, przecież była sparaliżowana i sama w ogóle nie mogła wstać z łóżka? Skąd tyle krwi? Nouhad uspokoiła go i w szczegółach opowiedziała o nocnej wizycie św. Charbela, o przebytej operacji oraz swoim całkowitym uzdrowieniu.
Jeszcze tego samego dnia cała rodzina El-Shami pojechała do klasztoru w Annaya, żeby donieść przełożonemu o cudzie uzdrowienia za pośrednictwem św. Charbela. Następnego dnia Nouhad zgłosiła się do szpitala w Bejrucie, by spotkać się z lekarzami, którzy ją leczyli. Wszyscy byli zaskoczeni oględzinami. Medycy po dokładnym badaniu i usunięciu szwów stwierdzili, że z medycznego punktu widzenia nie da się wytłumaczyć jej całkowitego powrotu do zdrowia. Dodali, że tak perfekcyjnie założonych szwów jeszcze nigdy nie widzieli!
KRWAWIĄCA RANA
W sanktuarium w Annaya znajduje się obfita dokumentacja o przeszło 6 tysiącach cudownych uzdrowień i nawróceń za wstawiennictwem św. Charbela. 10 procent z nich dotyczy osób nieochrzczonych, muzułmanów, Żydów, druzów i wyznawców innych religii.
Spektakularne uzdrowienia za wstawiennictwem libańskiego pustelnika dokonują się cały czas. W klasztorze 22. dnia każdego miesiąca – zgodnie z prośbą Świętego, skierowaną do uzdrowionej Nouhad – odbywa się uroczysta Msza św. i procesja, a rany pooperacyjne kobiety krwawią. Krew wydostaje się z nich także w każdy pierwszy piątek miesiąca. Św. Charbel powiedział jej: – Zoperowałem cię, aby ludzie się nawracali, widząc, że zostałaś cudownie uzdrowiona. Wielu ludzi oddaliło się od Boga, przestali się modlić, przystępować do sakramentów i żyją tak, jakby Bóg nie istniał. Proszę cię, abyś uczestniczyła we Mszy św. w klasztorze w Annaya 22. dnia każdego miesiąca. Na pamiątkę twojego uzdrowienia, do końca ziemskiego życia, w każdy pierwszy piątek miesiąca oraz 22. dnia każdego miesiąca twoje pooperacyjne rany będą krwawić.
– Pewnego razu otrzymałam zaproszenie do Apostolatu Fatimy i odpowiedziałam, że oczywiście chcę należeć. W Apostolacie cenię sobie zwłaszcza wspólnotę i modlitwę, bo to pomaga w życiu – mówi pani Brygida Sosna z parafii Matki Bożej Królowej Pokoju w Tarnowskich Górach.
Pani Brygida pochodzi z leżących w województwie śląskim Koszwic, a została ochrzczona w kościele pw. św. Jadwigi w Łagiewnikach Małych. – Moja wiara jest zasługą wszystkich moich bliskich: dziadków i rodziców. Jestem osobą bardzo wierzącą oraz praktykującą i wiele rzeczy już wymodliłam – opowiada.
Wysłuchane modlitwy
Kilka lat temu pani Brygida poważnie zachorowała. Pełna obaw udała się do specjalisty, który skierował ją na operację. – Bardzo się bałam, ale modliłam się cały czas i prosiłam Matkę Bożą o opiekę. Odmawiałam przede wszystkim Różaniec i modliłam się do Pana Jezusa. Operacja się udała – wspomina.
Jako przykład wymodlonej łaski podaje też operację serca swojego męża: – Wszystko poszło dobrze, choć były powikłania, ale Pan Bóg i Maryja wysłuchali moich modlitw.
Zaczęło się od Różańca świętego
Pani Brygida zaczęła wspierać Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi wiele lat temu: – Kiedyś prenumerowałam „Gościa Niedzielnego” i tam znalazłam informację, że można zamówić różaniec papieski, i to zrobiłam. Od tego momentu otrzymuję „Przymierze z Maryją” i wpłacam datki. Niektóre artykuły z „Przymierza z Maryją” – np. o tym, jak są celebrowane Święta Bożego Narodzenia w różnych krajach czy skąd się wzięła choinka – wykorzystywałam w szkole, na lekcjach wychowawczych.
Po pewnym czasie pani Brygida dostała też zaproszenie do Apostolatu Fatimy, na które pozytywnie odpowiedziała. Od tego czasu otrzymuje również czasopismo „Apostoł Fatimy” oraz magazyn „Polonia Christiana”, które czyta także jej małżonek, pan Andrzej.
Pielgrzymka do sanktuarium w Fatimie
W końcu nadszedł też dzień, gdy pani Brygida dowiedziała się, że wylosowała udział w pielgrzymce Apostolatu do Sanktuarium Fatimskiej Pani w Portugalii…
– Gdy dostałam telefon, że wylosowałam pielgrzymkę do Fatimy, byłam bardzo zaskoczona. Raz już byliśmy z mężem w Fatimie. To był taki objazd po Portugalii. Dla mnie, nauczyciela geografii w szkole średniej jest to bardzo interesujący kraj, który darzę sympatią i zawsze chciałam tam pojechać.
– Na pielgrzymce Apostolatu wszystko było wspaniale zorganizowane, zawsze na czas, a ponadto nasza grupa była zdyscyplinowana: nikt się nie spóźniał, nie zgubił, wszystko było perfekt. Zachwyciło mnie to, co zwiedzaliśmy: bazylika Matki Bożej Różańcowej, bazylika Trójcy Przenajświętszej, kaplica Chrystusa Króla, procesja ze świecami, Kaplica Objawień oraz Droga Krzyżowa, i za to bardzo dziękuję.
– Zawsze byłam osobą towarzyską, a na pielgrzymce mogłam poznać i porozmawiać z innymi uczestnikami pielgrzymki. Najbliżej poznałam państwa Bożenę i Stanisława z Cieszyna oraz panią Krystynę ze Starego Sącza.
Przysłuchujący się naszej rozmowie mąż pani Brygidy, który towarzyszył jej podczas pielgrzymki, podzielił się także swoją opinią: – Obawiałem się tego wyjazdu, bo ja też jestem po operacji. Jednak sił nie zabrakło i poradziliśmy sobie. Chcę podkreślić życzliwość pracowników Stowarzyszenia, którzy z nami byli. W wyjeździe do Fatimy najbardziej – oprócz zabytków i wycieczek – podobały nam się aspekty religijne: Droga Krzyżowa, Msze Święte, procesje, wspólny Różaniec.
A pani Brygida dodaje: – Po powrocie z Fatimy mój mąż poszedł na pieszą pielgrzymkę do Sanktuarium Matki Bożej Sprawiedliwości i Miłości Społecznej w Piekarach Śląskich. W jedną stronę idzie się 14 km i małżonek, po tak ciężkiej operacji, przeszedł ten dystans w obie strony. Uważam, że to jest zasługa Matki Bożej Fatimskiej, że to Ona mu pozwoliła i nie wrócił taki zmęczony.
Pani Brygidzie dziękujemy za wspieranie Stowarzyszenia, za miłe słowa pod adresem naszych pracowników i życzymy jeszcze wielu łask Bożych otrzymanych za pośrednictwem Najświętszej Maryi Panny.
oprac. Janusz Komenda
Szczęść Boże!
Pragnę podziękować za przesłanie pięknego prezentu na okazję Chrztu Świętego. Zależało mi, aby podarunek podkreślał katolicki wymiar przyjęcia tego sakramentu. Bardzo doceniam Państwa akcje oraz ciekawe artykuły religijne, patriotyczne i historyczne, odwołujące się również do pięknego okresu w historii, jakim było Średniowiecze.
Mariusz
Szczęść Boże!
Z całego serca dziękuję za list i bardzo ciekawy folder o św. Ojcu Pio, obrazek z relikwią, a także za poświęcony różaniec na palec. Cieszę się niezmiernie. Dziękuję za otrzymane dary, a szczególnie za ciepłe i mądre słowa, przenikające do głębi mojej duszy. Jestem bardzo wdzięczna za ten kontakt. Jednocześnie przepraszam za moje dłuższe milczenie. Miałam wiele problemów, kłopotów rodzinnych, a przede wszystkim trudności z poruszaniem się. Mieszkam 7 kilometrów od najbliższej poczty. Nie jest łatwo skończyłam 81 lat. Liczy się każda pomoc w dowiezieniu do kościoła, lekarza itd. Ale… nie chcę narzekać! Mam przecież za co dziękować Panu Bogu i Matce Najświętszej. Gorąco Was pozdrawiam i dziękuję za pamięć.
Teresa z Mazowieckiego
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Serdecznie dziękuję za „Przymierze z Maryją”, które dostałam leżąc w szpitalu i walcząc o życie i to w same święta wielkanocne! To była trudna i niebezpieczna operacja. Rozległa przepuklina pępkowa, leżałam w tym szpitalu prawie trzy tygodnie, żywiona wyłącznie kroplówką podtrzymującą funkcje życiowe. Przez ten czas, mimo ostrego bólu, nie rozstawałam się z różańcem. Cały czas, gdy tylko otworzyłam oczy, modliłam się do Matki Najświętszej o ocalenie. Tak bardzo chciałam żyć! Teraz jestem po pobycie w szpitalu, dzieci się mną opiekują, bo sama niewiele mogę. Jestem ogromnie wdzięczna za wszystkie książeczki, które tak wiele dobrego wniosły do mojego życia. Najbardziej zaś za to, że istnieje taka organizacja, jak Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi. Bez Waszego Stowarzyszenia nie doświadczyłabym tego, czego teraz mam okazję doświadczyć. Dziękuję serdecznie, że jesteście i działacie tak prężnie!
Janina z Lubelskiego
Szczęść Boże!
Na początku bardzo serdecznie dziękuję za Waszą przesyłkę. Broszurę czytam z wielką radością, bo są to bardzo ciekawe wiadomości, nad którymi można się zastanowić. Pyta Pan, co dla mnie jest ważne w tym „Przymierzu z Maryją”? Dla mnie wszystko jest ważne, a ludzie powinni czytać to pismo i zastanowić się nad sobą. Przede wszystkim podziwiam tych, którzy prowadzą to wielkie dzieło, że są tak zaangażowani i wychodzą z pismem do ludzi. Trzeba dbać o to, aby wiara nie wygasła. Starsi ludzie na pewno chętnie, podobnie jak ja, czytają „Przymierze…”. Ja wiary nie straciłam. W tym roku kończę 88 lat, też nie mam wiele siły i zdrowia, ale dziękuję Panu Bogu za wszystko. Nie jestem sama, mieszkam z dziećmi, mam malutką prawnusię – ma 14 miesięcy. Jest bardzo kochana, taki śmieszek, aniołeczek. Pozdrawiam wszystkich Przyjaciół „Przymierza z Maryją”, nadal będę się za Was modlić i proszę o modlitwę. Pozostańcie z Panem Bogiem, Panem Jezusem Chrystusem i Maryją Matką naszą na wieki.
Helena ze Strzegomia
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Utrzymuję z Państwem kontakt od wielu lat i uważam, że otrzymane materiały dotyczące św. Antoniego są jednymi z najlepszych – są najciekawsze z dotychczas przesłanych. Jest to bardzo ważny święty w moim życiu, mój patron (podczas chrztu św. w 1941 roku, w bardzo ciężkich czasach, dostałem na drugie imię Antoni). Często się do niego modlę i moje prośby są wysłuchiwane.
Wiesław z Warszawy
Szanowny Panie Prezesie!
Każdy Pana list czytam z wielkim zainteresowaniem, bo jest jakby zwierciadłem naszego życia, aktualności, ducha Maryjnego, niestety też smutnej sytuacji tzn. „rządów” obecnych! Obserwuję to wszystko. Dlatego pragniemy zwracać się do naszej Matki Bożej Rozwiązującej Węzły o rozwiązanie węzłów naszych własnych, naszych bliźnich i naszej Ojczyzny. Panie Prezesie, dziękuję za wszystkie prezenty. Na kartce powierzyłam węzły przed cudowny obraz Maryi w Augsburgu z moją obecnością duchową 15 sierpnia. Obrazek oprawiłam w pracowni w piękną ramkę.
Jolanta
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Bardzo się cieszę, że należę do Apostolatu Fatimy i bardzo jestem wdzięczna za przesyłanie mi „Przymierza z Maryją” oraz wszystkie dotychczas otrzymane przesyłki. W obecnym czasie dotyka nas niepewność o jutro, czy zdołamy ocalić siebie w trudnej sytuacji życiowej, w jakiej przyszło nam żyć. Niekończąca się wojna na Ukrainie i Bliskim Wschodzie, susza, głód, pożary, brak perspektyw na spokojne i szczęśliwe życie. Walka człowieka z Bogiem, Kościołem i Krzyżem. A to często doprowadza osoby starsze i młodych ludzi do depresji, a w ostateczności do samobójstwa. Często młodzi ludzie nie posiadają dobrych wzorców, opartych na głębokiej wierze i decydują się, niestety, nawet na ten drastyczny krok. Niech Matka Najświętsza otacza nas na co dzień płaszczem dobroci i miłości. O to proszę codziennie w modlitwie za siebie, rodzinę, kraj i Apostolat Fatimy. Pozdrawiam Was, Kochani, ciepło i serdecznie.
Alina z Gliwic
Szczęść Boże!
Bardzo dziękuję za przesłanie mi pakietu poświęconego Matce Bożej Rozwiązującej Węzły, w tym Jej przepięknego wizerunku. Z tego powodu jest mi ogromnie miło. Tak w ogóle bardzo sobie cenię Państwa działalność, w tym przesyłane do mnie piękne sakramentalia. Jest mi szczególnie miło, że pamiętacie Państwo o corocznym Maryjnym kalendarzu. Każdego roku z niego korzystam i sprawia mi to ogromną radość. Życzę Państwu samych dobrych dzieł, pomysłów i wytrwałości w pracy na rzecz Dobra. Bóg zapłać!
Z wyrazami poważania i szacunku
Stała Czytelniczka