Święta Germana była niechcianym, maltretowanym i zaniedbywanym dzieckiem. Nigdy nie chodziła do szkoły. W tej mizerii doczesnego życia doświadczyła jednak niezwykłych mistycznych pocieszeń. Żyła tylko 22 lata. Zmarła w oborze. Po jej duszę przybył cudowny orszak…
Nasz „kopciuszek” urodził się w 1579 roku w małej wiosce we Francji o nazwie Pibrac. Wojny, głód i plagi sprawiły, że morale mieszkańców tej miejscowości ograniczało się do walki o przetrwanie. W tej mało znanej wiosce, dziesięć mil na południowy zachód od Tuluzy, leżała farma państwa Cousin. Niegdyś dobrze prosperująca, potem podupadła wskutek złego zarządzania. Ojciec dziewczynki – Laurent – otrzymał ją od swojego taty.
Owdowiały Laurent Cousin postanowił ożenić się ponownie – jak się okazało – z podłą i samolubną kobietą, Armandą de Rajols. Macocha traktowała Germanę bardzo źle. Przybyła na farmę Cousinów, gdy dziewczynka miała około czterech czy pięciu lat.
U samolubnej Armandy Germana wzbudzała odrazę. Sfrustrowana przedwczesną śmiercią własnych dzieci, odreagowywała złość i zniechęcenie na pasierbicy, chorującej na powszechne w owym czasie „skrofuły”. Na napuchniętej szyi i policzkach pojawiały się ropienie. Choroba miała też wpływ na kości i stawy, często powodując obrzęk i otwarte rany na kończynach.
Armanda nie mogła znieść widoku chorego dziecka i wyrzuciła je z rodzinnego domu do obory. Tam dziewczynka, w towarzystwie owiec, spała na słomianym „łożu”. Chodziła w łachmanach, zawsze z gołymi stopami. Była traktowana gorzej niż pies gospodarzy. Każdego ranka oczekiwała cierpliwie pod drzwiami, aż macocha łaskawie rzuci jej coś do jedzenia. Zwykle był to kawałek czerstwego chleba…
Madame Cousin powierzyła dziecku obowiązek wypasania owiec. Germana na pobliskie polany udawała się przez zabagniony las Bouconne. Macocha miała nadzieję, że któregoś dnia wieść o dziewczynce zaginie…
Wielokrotnie też sama próbowała przyspieszyć jej śmierć. Raz, w przypływie wściekłości, poparzyła ją wrzątkiem. Innym razem biła bez opamiętania.
Msze Święte wybawieniem…
Macocha często wpadała w złość i wyżywała się na naszym „kopciuszku”. Jedynym źródłem pocieszenia okazały się dla dziewczynki coniedzielne, a później także codzienne Msze Święte. Germana mogła co tydzień opuszczać farmę i uczestniczyć w nabożeństwie po drugiej stronie rzeki, w zaniedbanym wiejskim kościółku pw. św. Marii Magdaleny.
Dziewczynka z niecierpliwością chłonęła każde słowo kazania i nauki katechetycznej głoszonej po Eucharystii dla dzieci. To tutaj zostało zasiane ziarno wiary. Germana powoli dojrzewała. Zrozumiała siebie i zaczęła pojmować sens swojego mizernego życia. To była misja miłości, poświęcenia i wypraszania łask dla innych – chociażby łaski nawrócenia dla straszliwej macochy.
Mimo że Germana nigdy nie chodziła do szkoły, okazała się sumienną uczennicą w szkole Boskiej Miłości. Doskonale opanowała Katechizm. Nauczyła się go na pamięć. Po każdej niedzielnej nauce przez tydzień rozważała to, czego się dowiedziała. Jej Eucharystyczny Zbawiciel stał się umiłowanym towarzyszem podczas samotnego życia. Często pozostawała w świątyni dłużej niż inni, kontemplując godzinami usłyszane słowo.
W miarę upływu lat Germana odczuwała głęboką potrzebę adoracji Pana Jezusa.
Dziewczyna na czas Mszy pozostawiała stado owiec bez opieki. I mimo że okoliczne lasy roiły się od wilków, cud Boski sprawił, że nigdy jej stado nie zostało zaatakowane. Każdego ranka pobliski kościół parafialny biciem dzwonów wzywał ją na Mszę. Deszcz, śnieg czy burza nigdy nie przeszkadzały jej w sumiennym wykonywaniu świętej praktyki.
Sąsiedzi nie mogli się nadziwić, że owieczki Germany były tak zdyscyplinowane i nigdy nie opuściły terenu, który dziewczyna wyznaczała za pomocą wełny.
Dobroć i niewinność
Wkrótce wiejskie dzieciaki zaczęły dostrzegać w ubogiej pasterce dobroć i niewinność. W niewypowiedziany sposób dzieci garnęły się do skromnej Germany chodzącej w łachmanach, zdeformowanej i pokrytej ropniami.
Po szkole biegły do niej na wzgórze, gdzie zrobiła sobie kapliczkę z dwóch prymitywnych kawałków drewna, ułożonych w kształcie krzyża i przypominających o Męce kochającego Zbawiciela. W swych dłoniach pasterka dzierżyła różaniec zrobiony ze sznurka i słomy. Po modlitwie dzieci siadały wokół niej i rozmawiały.
Germana nigdy nie mówiła o sobie. Nie uskarżała się. Opowiadała o Świętej Wierze, która rozwijała się dzięki długim godzinom ciszy, modlitwy i cierpienia. Kontemplowanie piękna natury i liczne łaski obudziły w jej sercu płomienną miłość do Boga. Opowiadała o swoim żarliwym pragnieniu, by pomóc innym kochać Go bardziej. Kiedy jej lojalni towarzysze ubolewali nad poszarpanym ubraniem, niedostatkiem jedzenia czy siniakami, które widzieli na ciele, Germana pomagała im dostrzec, że wszystkie te cierpienia to okazje do wspominania Męki naszego Pana.
Boskie życie Germany toczyło się z dnia na dzień. Mroźne zimy, upalne lata przynosiły ze sobą nowe krzyże, ale któregoś dnia Bóg uznał za stosowne, by wybranemu przez Siebie stworzeniu okazać swoją aprobatę przed ludźmi.
Była wczesna wiosna. Śniegi topniały i wylewały potoki. Germana, słysząc dzwony kościelne, wiedziała, że nie ma wystarczająco dużo czasu, aby dojść do mostu i zdążyć na Mszę. Postanowiła więc przejść przez potok Courbet, który w innych porach roku był jedynie strumieniem. Teraz okazał się rwącą rzeką. Dwaj jej przyjaciele po przeciwnej stronie krzyknęli, by nie próbowała wchodzić do rzeki, bo jest zbyt rwąca i głęboka. Młoda pasterka jednak wykonała znak krzyża i ku zdziwieniu gapiów, rozstąpiły się wody potoku – jak niegdyś Morze Czerwone – pozostawiając dla niej suchą ścieżkę.
Wiadomość o tym cudzie wkrótce rozeszła się po całej wiosce. Wywołała różne reakcje. Madame Cousin była rozgniewana, ponieważ wiele osób zaczęło okazywać szacunek młodej dziewczynie, której tak bardzo nienawidziła. Fakt, że zdarzył się cud, nie zmienił jednak jej serca. Dlatego Germana modliła się za swoją macochę jeszcze bardziej. Wiedziała, jak bardzo nienawiść obraża Boga i że dopóki macocha się nie zmieni, trudno będzie ocalić jej duszę.
Dziewczyna, chociaż sama nic nie miała, pomagała żebrakom. Dzieliła się z nimi czerstwym chlebem. Madame Cousin słyszała o tym i biła Germanę, krzycząc, że nie będzie żywić wszystkich okolicznych żebraków.
Kwiaty zimową porą
Pewnego bardzo mroźnego zimowego dnia nasz „kopciuszek” udał się do kuchni, by zabrać kilka odpadków dla swoich wygłodniałych przyjaciół. Macocha zauważyła to i w pośpiechu udała się za Germaną. Rozzłoszczona kobieta podniosła laskę. Zaczęła gonić pasierbicę, wrzeszcząc w niebogłosy i starając się udowodnić wszystkim, że dziewczyna jest złodziejką. Wymachując kijem nad jej głową, madame Cousin – w obecności tłumu mieszkańców – zażądała od Germany, by rozchyliła swój fartuch. Dziewczyna wzbraniała się. W końcu opuściła rąbki fartucha. Jakież było zdziwienie, gdy zamiast kawałków chleba wysypały się – w środku srogiej zimy – kolorowe i niespotykane w tych rejonach kwiaty.
Zbyt wielu świadków było obecnych, by madame Cousin mogła zdyskredytować dziewczynę. Od tego momentu współczucie i podziw wieśniaków dla pobożnej pasterki zaczęły wzrastać.
Wkrótce pojawiły się inne oznaki, które dowiodły, że Bóg obdarzył ją błogosławieństwem. Doniesiono, że obora, w której spała, w nocy płonęła jakimś cudownym światłem. Przechodzący obok słyszeli niebiański śpiew…
Po prawie dwudziestu latach zaniedbań słaby Laurent Cousin uderzył pięścią w stół i zażądał od swojej drugiej żony zmiany sposobu traktowania Germany. Serdecznie przeprosił córkę za zaniedbania. Chciał, by ponownie zajęła miejsce w izbie. Dziewczyna wyjaśniła jednak, że jest całkowicie zadowolona ze swojego dotychczasowego „mieszkania”.
W cierpieniu i samotności znalazła Chrystusa, i nie porzuciła Go dla wygód ludzkich. Lata poświęcone na modlitwę i ofiarowane cierpienia zaczęły przynosić owoce. Madame Armanda zaczęła się zmieniać. Próbowała nawet – już u schyłku życia naszego „kopciuszka” – wynagrodzić pasierbicy całe zło, jakiego ta doświadczyła za jej przyczyną.
Wizja królewskiego orszaku
W końcu sam Bóg postanowił wezwać Germanę do siebie. Wiosną 1601 roku ksiądz z Gaskonii podróżował do Tuluzy. Była noc, kiedy zbliżał się do Pibrac i ledwie mógł dojrzeć drogę w ciemności. Nagle niebiańska jasność przeniknęła noc. Miał wizję. Ujrzał procesję świętych dziewic, schodzącą z Nieba. W tym samym czasie podróżujący z innej strony dwaj zakonnicy również w ciemności nocy zgubili drogę. Poszukali więc schronienia w ruinach zamku Pibrac. Oni także widzieli dziewice otoczone jaskrawym światłem.
Jednocześnie ojciec Germany, zaniepokojony niezwykłym beczeniem owiec, głośno zawołał córkę po imieniu. Zatrwożył się, gdy nie odpowiedziała.
Tymczasem tego samego ranka podróżujący ksiądz i pozostali dwaj zakonnicy pośpieszyli, by opowiedzieć wieśniakom z Pibrac o tym, czego byli świadkami. Mówili między innymi o swych wizjach. Widzieli w niej dziewicę w towarzystwie aniołów wstępującą do Nieba. Mieszkańcy wioski – z opisu, jaki podali podróżnicy – od razu wywnioskowali, że „święta pasterka” zmarła.
Na farmie zastali Germanę martwą. Jej anielskie oblicze pozbawione było strachu i przerażenia. Dziewczyna promieniała niewypowiedzianym pięknem. W całej wiosce szybko rozeszła się wieść o śmierci pasterki. Jej wierni przyjaciele, dzieci, zebrały dzikie goździki i łodygi żyta, by zrobić wieniec. Odmieniona madame Cousin ubrała „kopciuszka” w piękną sukienkę, jakiej Germanie nigdy w życiu nie było dane nosić. W ręce włożono jej gromnicę. Ciało pochowano w wiejskim kościele, gdzie uwielbiała się modlić. Było to jedyne miejsce na ziemi, w którym naprawdę czuła się jak u siebie w domu.
Cuda
Pamięć o pasterce z Pibrac z pewnością zaginęłaby, gdyby nie interwencja Boska. Czterdzieści trzy lata po śmierci Germany zmarła starsza kobieta z tej samej parafii. W testamencie zastrzegła, że chce być pochowana w kościele. Dwóch robotników zaczęło usuwać kamienne płyty i osłupieli, widząc tuż pod powierzchnią ciało młodej dziewczyny. Jej delikatny nosek krwawił wskutek uderzenia łopatą.
Jak szaleńcy wybiegli z kościoła i oznajmiali napotkanym wieśniakom, co ich spotkało. Wkrótce przy ciele dziewczyny zjawił się tłum gapiów, z których dwóch było członkami rodziny Cousinów. Tych dwoje zidentyfikowało ciało pasterki. Wyciągnięto je i umieszczono w szklanej trumnie w przedsionku kościoła, aby wszyscy mogli je zobaczyć.
Pewien bogaty parafianin i jego młoda żona nie byli zadowoleni z tego powodu. Poskarżyli się proboszczowi, który polecił przenieść trumnę do zakrystii. Jeszcze tej samej nocy młoda żona i jej nowo narodzone dziecko zostali dotknięci tajemniczą chorobą. W ciągu kilku dni oboje znaleźli się na granicy śmierci. Mąż błagał pasterkę z Pibrac o pomoc. Prosił o wybaczenie, że nie okazał jej szacunku i błagał o wyleczenie żony oraz dziecka. W czasie trwania nowenny umierającej kobiecie ukazała się Germana. Położyła dłoń na dotkniętym chorobą ciele. Następnego ranka zarówno matka, jak i dziecko odzyskali zdrowie.
Kult Germany rozprzestrzeniał się w szybkim tempie do tego stopnia, że w 1789 roku, prawie 200 lat po jej śmierci, siła wiary w tym regionie Francji stała się przeszkodą dla rewolucjonistów. Ci niegodziwi ludzie, którzy usiłowali „obalić tron i ołtarz”, by unicestwić katolicyzm, musieli zniszczyć przywiązanie narodu do tej prostej niewykształconej sieroty. Trzech żołnierzy weszło do wiejskiego kościoła i usunęło giętkie ciało Germany. Wrzucili je do dołu wykopanego w tym celu i przykryli wapnem palonym, aby przyspieszyć proces rozkładu. Ci, którzy dokonali tego świętokradzkiego czynu, nagle zostali dotknięci różnymi oszpecającymi chorobami. Najmłodszy z oprawców, który z trudem mógł chodzić, nie nawrócił się i umarł w nędznym stanie. Dwaj inni pokutowali za swoje grzechy. Doznali całkowitego uleczenia za wstawiennictwem Germany.
Pomimo sprzeciwu i wściekłości rewolucjonistów wierni nadal czcili Służebnicę Bożą. Jej ciało w cudowny sposób odbudowało się i było jeszcze piękniejsze niż przed wrzuceniem do rowu z wapnem. Do stóp pogardzanego za życia „kopciuszka” przybywali królowie i ich poddani, młodzi i starzy, uczeni i niepiśmienni. Wobec licznych i wielkich znaków dokonanych za jej wstawiennictwem, papież Pius IX ogłosił ją świętą w 1867 roku. Jej wspomnienie przypada 15 czerwca. Jest patronką ludzi niechcianych i odrzuconych.
Ilustrował: Jacek Widor
– Pewnego razu otrzymałam zaproszenie do Apostolatu Fatimy i odpowiedziałam, że oczywiście chcę należeć. W Apostolacie cenię sobie zwłaszcza wspólnotę i modlitwę, bo to pomaga w życiu – mówi pani Brygida Sosna z parafii Matki Bożej Królowej Pokoju w Tarnowskich Górach.
Pani Brygida pochodzi z leżących w województwie śląskim Koszwic, a została ochrzczona w kościele pw. św. Jadwigi w Łagiewnikach Małych. – Moja wiara jest zasługą wszystkich moich bliskich: dziadków i rodziców. Jestem osobą bardzo wierzącą oraz praktykującą i wiele rzeczy już wymodliłam – opowiada.
Wysłuchane modlitwy
Kilka lat temu pani Brygida poważnie zachorowała. Pełna obaw udała się do specjalisty, który skierował ją na operację. – Bardzo się bałam, ale modliłam się cały czas i prosiłam Matkę Bożą o opiekę. Odmawiałam przede wszystkim Różaniec i modliłam się do Pana Jezusa. Operacja się udała – wspomina.
Jako przykład wymodlonej łaski podaje też operację serca swojego męża: – Wszystko poszło dobrze, choć były powikłania, ale Pan Bóg i Maryja wysłuchali moich modlitw.
Zaczęło się od Różańca świętego
Pani Brygida zaczęła wspierać Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi wiele lat temu: – Kiedyś prenumerowałam „Gościa Niedzielnego” i tam znalazłam informację, że można zamówić różaniec papieski, i to zrobiłam. Od tego momentu otrzymuję „Przymierze z Maryją” i wpłacam datki. Niektóre artykuły z „Przymierza z Maryją” – np. o tym, jak są celebrowane Święta Bożego Narodzenia w różnych krajach czy skąd się wzięła choinka – wykorzystywałam w szkole, na lekcjach wychowawczych.
Po pewnym czasie pani Brygida dostała też zaproszenie do Apostolatu Fatimy, na które pozytywnie odpowiedziała. Od tego czasu otrzymuje również czasopismo „Apostoł Fatimy” oraz magazyn „Polonia Christiana”, które czyta także jej małżonek, pan Andrzej.
Pielgrzymka do sanktuarium w Fatimie
W końcu nadszedł też dzień, gdy pani Brygida dowiedziała się, że wylosowała udział w pielgrzymce Apostolatu do Sanktuarium Fatimskiej Pani w Portugalii…
– Gdy dostałam telefon, że wylosowałam pielgrzymkę do Fatimy, byłam bardzo zaskoczona. Raz już byliśmy z mężem w Fatimie. To był taki objazd po Portugalii. Dla mnie, nauczyciela geografii w szkole średniej jest to bardzo interesujący kraj, który darzę sympatią i zawsze chciałam tam pojechać.
– Na pielgrzymce Apostolatu wszystko było wspaniale zorganizowane, zawsze na czas, a ponadto nasza grupa była zdyscyplinowana: nikt się nie spóźniał, nie zgubił, wszystko było perfekt. Zachwyciło mnie to, co zwiedzaliśmy: bazylika Matki Bożej Różańcowej, bazylika Trójcy Przenajświętszej, kaplica Chrystusa Króla, procesja ze świecami, Kaplica Objawień oraz Droga Krzyżowa, i za to bardzo dziękuję.
– Zawsze byłam osobą towarzyską, a na pielgrzymce mogłam poznać i porozmawiać z innymi uczestnikami pielgrzymki. Najbliżej poznałam państwa Bożenę i Stanisława z Cieszyna oraz panią Krystynę ze Starego Sącza.
Przysłuchujący się naszej rozmowie mąż pani Brygidy, który towarzyszył jej podczas pielgrzymki, podzielił się także swoją opinią: – Obawiałem się tego wyjazdu, bo ja też jestem po operacji. Jednak sił nie zabrakło i poradziliśmy sobie. Chcę podkreślić życzliwość pracowników Stowarzyszenia, którzy z nami byli. W wyjeździe do Fatimy najbardziej – oprócz zabytków i wycieczek – podobały nam się aspekty religijne: Droga Krzyżowa, Msze Święte, procesje, wspólny Różaniec.
A pani Brygida dodaje: – Po powrocie z Fatimy mój mąż poszedł na pieszą pielgrzymkę do Sanktuarium Matki Bożej Sprawiedliwości i Miłości Społecznej w Piekarach Śląskich. W jedną stronę idzie się 14 km i małżonek, po tak ciężkiej operacji, przeszedł ten dystans w obie strony. Uważam, że to jest zasługa Matki Bożej Fatimskiej, że to Ona mu pozwoliła i nie wrócił taki zmęczony.
Pani Brygidzie dziękujemy za wspieranie Stowarzyszenia, za miłe słowa pod adresem naszych pracowników i życzymy jeszcze wielu łask Bożych otrzymanych za pośrednictwem Najświętszej Maryi Panny.
oprac. Janusz Komenda
Szczęść Boże!
Pragnę podziękować za przesłanie pięknego prezentu na okazję Chrztu Świętego. Zależało mi, aby podarunek podkreślał katolicki wymiar przyjęcia tego sakramentu. Bardzo doceniam Państwa akcje oraz ciekawe artykuły religijne, patriotyczne i historyczne, odwołujące się również do pięknego okresu w historii, jakim było Średniowiecze.
Mariusz
Szczęść Boże!
Z całego serca dziękuję za list i bardzo ciekawy folder o św. Ojcu Pio, obrazek z relikwią, a także za poświęcony różaniec na palec. Cieszę się niezmiernie. Dziękuję za otrzymane dary, a szczególnie za ciepłe i mądre słowa, przenikające do głębi mojej duszy. Jestem bardzo wdzięczna za ten kontakt. Jednocześnie przepraszam za moje dłuższe milczenie. Miałam wiele problemów, kłopotów rodzinnych, a przede wszystkim trudności z poruszaniem się. Mieszkam 7 kilometrów od najbliższej poczty. Nie jest łatwo skończyłam 81 lat. Liczy się każda pomoc w dowiezieniu do kościoła, lekarza itd. Ale… nie chcę narzekać! Mam przecież za co dziękować Panu Bogu i Matce Najświętszej. Gorąco Was pozdrawiam i dziękuję za pamięć.
Teresa z Mazowieckiego
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Serdecznie dziękuję za „Przymierze z Maryją”, które dostałam leżąc w szpitalu i walcząc o życie i to w same święta wielkanocne! To była trudna i niebezpieczna operacja. Rozległa przepuklina pępkowa, leżałam w tym szpitalu prawie trzy tygodnie, żywiona wyłącznie kroplówką podtrzymującą funkcje życiowe. Przez ten czas, mimo ostrego bólu, nie rozstawałam się z różańcem. Cały czas, gdy tylko otworzyłam oczy, modliłam się do Matki Najświętszej o ocalenie. Tak bardzo chciałam żyć! Teraz jestem po pobycie w szpitalu, dzieci się mną opiekują, bo sama niewiele mogę. Jestem ogromnie wdzięczna za wszystkie książeczki, które tak wiele dobrego wniosły do mojego życia. Najbardziej zaś za to, że istnieje taka organizacja, jak Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi. Bez Waszego Stowarzyszenia nie doświadczyłabym tego, czego teraz mam okazję doświadczyć. Dziękuję serdecznie, że jesteście i działacie tak prężnie!
Janina z Lubelskiego
Szczęść Boże!
Na początku bardzo serdecznie dziękuję za Waszą przesyłkę. Broszurę czytam z wielką radością, bo są to bardzo ciekawe wiadomości, nad którymi można się zastanowić. Pyta Pan, co dla mnie jest ważne w tym „Przymierzu z Maryją”? Dla mnie wszystko jest ważne, a ludzie powinni czytać to pismo i zastanowić się nad sobą. Przede wszystkim podziwiam tych, którzy prowadzą to wielkie dzieło, że są tak zaangażowani i wychodzą z pismem do ludzi. Trzeba dbać o to, aby wiara nie wygasła. Starsi ludzie na pewno chętnie, podobnie jak ja, czytają „Przymierze…”. Ja wiary nie straciłam. W tym roku kończę 88 lat, też nie mam wiele siły i zdrowia, ale dziękuję Panu Bogu za wszystko. Nie jestem sama, mieszkam z dziećmi, mam malutką prawnusię – ma 14 miesięcy. Jest bardzo kochana, taki śmieszek, aniołeczek. Pozdrawiam wszystkich Przyjaciół „Przymierza z Maryją”, nadal będę się za Was modlić i proszę o modlitwę. Pozostańcie z Panem Bogiem, Panem Jezusem Chrystusem i Maryją Matką naszą na wieki.
Helena ze Strzegomia
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Utrzymuję z Państwem kontakt od wielu lat i uważam, że otrzymane materiały dotyczące św. Antoniego są jednymi z najlepszych – są najciekawsze z dotychczas przesłanych. Jest to bardzo ważny święty w moim życiu, mój patron (podczas chrztu św. w 1941 roku, w bardzo ciężkich czasach, dostałem na drugie imię Antoni). Często się do niego modlę i moje prośby są wysłuchiwane.
Wiesław z Warszawy
Szanowny Panie Prezesie!
Każdy Pana list czytam z wielkim zainteresowaniem, bo jest jakby zwierciadłem naszego życia, aktualności, ducha Maryjnego, niestety też smutnej sytuacji tzn. „rządów” obecnych! Obserwuję to wszystko. Dlatego pragniemy zwracać się do naszej Matki Bożej Rozwiązującej Węzły o rozwiązanie węzłów naszych własnych, naszych bliźnich i naszej Ojczyzny. Panie Prezesie, dziękuję za wszystkie prezenty. Na kartce powierzyłam węzły przed cudowny obraz Maryi w Augsburgu z moją obecnością duchową 15 sierpnia. Obrazek oprawiłam w pracowni w piękną ramkę.
Jolanta
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Bardzo się cieszę, że należę do Apostolatu Fatimy i bardzo jestem wdzięczna za przesyłanie mi „Przymierza z Maryją” oraz wszystkie dotychczas otrzymane przesyłki. W obecnym czasie dotyka nas niepewność o jutro, czy zdołamy ocalić siebie w trudnej sytuacji życiowej, w jakiej przyszło nam żyć. Niekończąca się wojna na Ukrainie i Bliskim Wschodzie, susza, głód, pożary, brak perspektyw na spokojne i szczęśliwe życie. Walka człowieka z Bogiem, Kościołem i Krzyżem. A to często doprowadza osoby starsze i młodych ludzi do depresji, a w ostateczności do samobójstwa. Często młodzi ludzie nie posiadają dobrych wzorców, opartych na głębokiej wierze i decydują się, niestety, nawet na ten drastyczny krok. Niech Matka Najświętsza otacza nas na co dzień płaszczem dobroci i miłości. O to proszę codziennie w modlitwie za siebie, rodzinę, kraj i Apostolat Fatimy. Pozdrawiam Was, Kochani, ciepło i serdecznie.
Alina z Gliwic
Szczęść Boże!
Bardzo dziękuję za przesłanie mi pakietu poświęconego Matce Bożej Rozwiązującej Węzły, w tym Jej przepięknego wizerunku. Z tego powodu jest mi ogromnie miło. Tak w ogóle bardzo sobie cenię Państwa działalność, w tym przesyłane do mnie piękne sakramentalia. Jest mi szczególnie miło, że pamiętacie Państwo o corocznym Maryjnym kalendarzu. Każdego roku z niego korzystam i sprawia mi to ogromną radość. Życzę Państwu samych dobrych dzieł, pomysłów i wytrwałości w pracy na rzecz Dobra. Bóg zapłać!
Z wyrazami poważania i szacunku
Stała Czytelniczka