Święta Germana była niechcianym, maltretowanym i zaniedbywanym dzieckiem. Nigdy nie chodziła do szkoły. W tej mizerii doczesnego życia doświadczyła jednak niezwykłych mistycznych pocieszeń. Żyła tylko 22 lata. Zmarła w oborze. Po jej duszę przybył cudowny orszak…
Nasz „kopciuszek” urodził się w 1579 roku w małej wiosce we Francji o nazwie Pibrac. Wojny, głód i plagi sprawiły, że morale mieszkańców tej miejscowości ograniczało się do walki o przetrwanie. W tej mało znanej wiosce, dziesięć mil na południowy zachód od Tuluzy, leżała farma państwa Cousin. Niegdyś dobrze prosperująca, potem podupadła wskutek złego zarządzania. Ojciec dziewczynki – Laurent – otrzymał ją od swojego taty.
Owdowiały Laurent Cousin postanowił ożenić się ponownie – jak się okazało – z podłą i samolubną kobietą, Armandą de Rajols. Macocha traktowała Germanę bardzo źle. Przybyła na farmę Cousinów, gdy dziewczynka miała około czterech czy pięciu lat.
U samolubnej Armandy Germana wzbudzała odrazę. Sfrustrowana przedwczesną śmiercią własnych dzieci, odreagowywała złość i zniechęcenie na pasierbicy, chorującej na powszechne w owym czasie „skrofuły”. Na napuchniętej szyi i policzkach pojawiały się ropienie. Choroba miała też wpływ na kości i stawy, często powodując obrzęk i otwarte rany na kończynach.
Armanda nie mogła znieść widoku chorego dziecka i wyrzuciła je z rodzinnego domu do obory. Tam dziewczynka, w towarzystwie owiec, spała na słomianym „łożu”. Chodziła w łachmanach, zawsze z gołymi stopami. Była traktowana gorzej niż pies gospodarzy. Każdego ranka oczekiwała cierpliwie pod drzwiami, aż macocha łaskawie rzuci jej coś do jedzenia. Zwykle był to kawałek czerstwego chleba…
Madame Cousin powierzyła dziecku obowiązek wypasania owiec. Germana na pobliskie polany udawała się przez zabagniony las Bouconne. Macocha miała nadzieję, że któregoś dnia wieść o dziewczynce zaginie…
Wielokrotnie też sama próbowała przyspieszyć jej śmierć. Raz, w przypływie wściekłości, poparzyła ją wrzątkiem. Innym razem biła bez opamiętania.
Msze Święte wybawieniem…
Macocha często wpadała w złość i wyżywała się na naszym „kopciuszku”. Jedynym źródłem pocieszenia okazały się dla dziewczynki coniedzielne, a później także codzienne Msze Święte. Germana mogła co tydzień opuszczać farmę i uczestniczyć w nabożeństwie po drugiej stronie rzeki, w zaniedbanym wiejskim kościółku pw. św. Marii Magdaleny.
Dziewczynka z niecierpliwością chłonęła każde słowo kazania i nauki katechetycznej głoszonej po Eucharystii dla dzieci. To tutaj zostało zasiane ziarno wiary. Germana powoli dojrzewała. Zrozumiała siebie i zaczęła pojmować sens swojego mizernego życia. To była misja miłości, poświęcenia i wypraszania łask dla innych – chociażby łaski nawrócenia dla straszliwej macochy.
Mimo że Germana nigdy nie chodziła do szkoły, okazała się sumienną uczennicą w szkole Boskiej Miłości. Doskonale opanowała Katechizm. Nauczyła się go na pamięć. Po każdej niedzielnej nauce przez tydzień rozważała to, czego się dowiedziała. Jej Eucharystyczny Zbawiciel stał się umiłowanym towarzyszem podczas samotnego życia. Często pozostawała w świątyni dłużej niż inni, kontemplując godzinami usłyszane słowo.
W miarę upływu lat Germana odczuwała głęboką potrzebę adoracji Pana Jezusa.
Dziewczyna na czas Mszy pozostawiała stado owiec bez opieki. I mimo że okoliczne lasy roiły się od wilków, cud Boski sprawił, że nigdy jej stado nie zostało zaatakowane. Każdego ranka pobliski kościół parafialny biciem dzwonów wzywał ją na Mszę. Deszcz, śnieg czy burza nigdy nie przeszkadzały jej w sumiennym wykonywaniu świętej praktyki.
Sąsiedzi nie mogli się nadziwić, że owieczki Germany były tak zdyscyplinowane i nigdy nie opuściły terenu, który dziewczyna wyznaczała za pomocą wełny.
Dobroć i niewinność
Wkrótce wiejskie dzieciaki zaczęły dostrzegać w ubogiej pasterce dobroć i niewinność. W niewypowiedziany sposób dzieci garnęły się do skromnej Germany chodzącej w łachmanach, zdeformowanej i pokrytej ropniami.
Po szkole biegły do niej na wzgórze, gdzie zrobiła sobie kapliczkę z dwóch prymitywnych kawałków drewna, ułożonych w kształcie krzyża i przypominających o Męce kochającego Zbawiciela. W swych dłoniach pasterka dzierżyła różaniec zrobiony ze sznurka i słomy. Po modlitwie dzieci siadały wokół niej i rozmawiały.
Germana nigdy nie mówiła o sobie. Nie uskarżała się. Opowiadała o Świętej Wierze, która rozwijała się dzięki długim godzinom ciszy, modlitwy i cierpienia. Kontemplowanie piękna natury i liczne łaski obudziły w jej sercu płomienną miłość do Boga. Opowiadała o swoim żarliwym pragnieniu, by pomóc innym kochać Go bardziej. Kiedy jej lojalni towarzysze ubolewali nad poszarpanym ubraniem, niedostatkiem jedzenia czy siniakami, które widzieli na ciele, Germana pomagała im dostrzec, że wszystkie te cierpienia to okazje do wspominania Męki naszego Pana.
Boskie życie Germany toczyło się z dnia na dzień. Mroźne zimy, upalne lata przynosiły ze sobą nowe krzyże, ale któregoś dnia Bóg uznał za stosowne, by wybranemu przez Siebie stworzeniu okazać swoją aprobatę przed ludźmi.
Była wczesna wiosna. Śniegi topniały i wylewały potoki. Germana, słysząc dzwony kościelne, wiedziała, że nie ma wystarczająco dużo czasu, aby dojść do mostu i zdążyć na Mszę. Postanowiła więc przejść przez potok Courbet, który w innych porach roku był jedynie strumieniem. Teraz okazał się rwącą rzeką. Dwaj jej przyjaciele po przeciwnej stronie krzyknęli, by nie próbowała wchodzić do rzeki, bo jest zbyt rwąca i głęboka. Młoda pasterka jednak wykonała znak krzyża i ku zdziwieniu gapiów, rozstąpiły się wody potoku – jak niegdyś Morze Czerwone – pozostawiając dla niej suchą ścieżkę.
Wiadomość o tym cudzie wkrótce rozeszła się po całej wiosce. Wywołała różne reakcje. Madame Cousin była rozgniewana, ponieważ wiele osób zaczęło okazywać szacunek młodej dziewczynie, której tak bardzo nienawidziła. Fakt, że zdarzył się cud, nie zmienił jednak jej serca. Dlatego Germana modliła się za swoją macochę jeszcze bardziej. Wiedziała, jak bardzo nienawiść obraża Boga i że dopóki macocha się nie zmieni, trudno będzie ocalić jej duszę.
Dziewczyna, chociaż sama nic nie miała, pomagała żebrakom. Dzieliła się z nimi czerstwym chlebem. Madame Cousin słyszała o tym i biła Germanę, krzycząc, że nie będzie żywić wszystkich okolicznych żebraków.
Kwiaty zimową porą
Pewnego bardzo mroźnego zimowego dnia nasz „kopciuszek” udał się do kuchni, by zabrać kilka odpadków dla swoich wygłodniałych przyjaciół. Macocha zauważyła to i w pośpiechu udała się za Germaną. Rozzłoszczona kobieta podniosła laskę. Zaczęła gonić pasierbicę, wrzeszcząc w niebogłosy i starając się udowodnić wszystkim, że dziewczyna jest złodziejką. Wymachując kijem nad jej głową, madame Cousin – w obecności tłumu mieszkańców – zażądała od Germany, by rozchyliła swój fartuch. Dziewczyna wzbraniała się. W końcu opuściła rąbki fartucha. Jakież było zdziwienie, gdy zamiast kawałków chleba wysypały się – w środku srogiej zimy – kolorowe i niespotykane w tych rejonach kwiaty.
Zbyt wielu świadków było obecnych, by madame Cousin mogła zdyskredytować dziewczynę. Od tego momentu współczucie i podziw wieśniaków dla pobożnej pasterki zaczęły wzrastać.
Wkrótce pojawiły się inne oznaki, które dowiodły, że Bóg obdarzył ją błogosławieństwem. Doniesiono, że obora, w której spała, w nocy płonęła jakimś cudownym światłem. Przechodzący obok słyszeli niebiański śpiew…
Po prawie dwudziestu latach zaniedbań słaby Laurent Cousin uderzył pięścią w stół i zażądał od swojej drugiej żony zmiany sposobu traktowania Germany. Serdecznie przeprosił córkę za zaniedbania. Chciał, by ponownie zajęła miejsce w izbie. Dziewczyna wyjaśniła jednak, że jest całkowicie zadowolona ze swojego dotychczasowego „mieszkania”.
W cierpieniu i samotności znalazła Chrystusa, i nie porzuciła Go dla wygód ludzkich. Lata poświęcone na modlitwę i ofiarowane cierpienia zaczęły przynosić owoce. Madame Armanda zaczęła się zmieniać. Próbowała nawet – już u schyłku życia naszego „kopciuszka” – wynagrodzić pasierbicy całe zło, jakiego ta doświadczyła za jej przyczyną.
Wizja królewskiego orszaku
W końcu sam Bóg postanowił wezwać Germanę do siebie. Wiosną 1601 roku ksiądz z Gaskonii podróżował do Tuluzy. Była noc, kiedy zbliżał się do Pibrac i ledwie mógł dojrzeć drogę w ciemności. Nagle niebiańska jasność przeniknęła noc. Miał wizję. Ujrzał procesję świętych dziewic, schodzącą z Nieba. W tym samym czasie podróżujący z innej strony dwaj zakonnicy również w ciemności nocy zgubili drogę. Poszukali więc schronienia w ruinach zamku Pibrac. Oni także widzieli dziewice otoczone jaskrawym światłem.
Jednocześnie ojciec Germany, zaniepokojony niezwykłym beczeniem owiec, głośno zawołał córkę po imieniu. Zatrwożył się, gdy nie odpowiedziała.
Tymczasem tego samego ranka podróżujący ksiądz i pozostali dwaj zakonnicy pośpieszyli, by opowiedzieć wieśniakom z Pibrac o tym, czego byli świadkami. Mówili między innymi o swych wizjach. Widzieli w niej dziewicę w towarzystwie aniołów wstępującą do Nieba. Mieszkańcy wioski – z opisu, jaki podali podróżnicy – od razu wywnioskowali, że „święta pasterka” zmarła.
Na farmie zastali Germanę martwą. Jej anielskie oblicze pozbawione było strachu i przerażenia. Dziewczyna promieniała niewypowiedzianym pięknem. W całej wiosce szybko rozeszła się wieść o śmierci pasterki. Jej wierni przyjaciele, dzieci, zebrały dzikie goździki i łodygi żyta, by zrobić wieniec. Odmieniona madame Cousin ubrała „kopciuszka” w piękną sukienkę, jakiej Germanie nigdy w życiu nie było dane nosić. W ręce włożono jej gromnicę. Ciało pochowano w wiejskim kościele, gdzie uwielbiała się modlić. Było to jedyne miejsce na ziemi, w którym naprawdę czuła się jak u siebie w domu.
Cuda
Pamięć o pasterce z Pibrac z pewnością zaginęłaby, gdyby nie interwencja Boska. Czterdzieści trzy lata po śmierci Germany zmarła starsza kobieta z tej samej parafii. W testamencie zastrzegła, że chce być pochowana w kościele. Dwóch robotników zaczęło usuwać kamienne płyty i osłupieli, widząc tuż pod powierzchnią ciało młodej dziewczyny. Jej delikatny nosek krwawił wskutek uderzenia łopatą.
Jak szaleńcy wybiegli z kościoła i oznajmiali napotkanym wieśniakom, co ich spotkało. Wkrótce przy ciele dziewczyny zjawił się tłum gapiów, z których dwóch było członkami rodziny Cousinów. Tych dwoje zidentyfikowało ciało pasterki. Wyciągnięto je i umieszczono w szklanej trumnie w przedsionku kościoła, aby wszyscy mogli je zobaczyć.
Pewien bogaty parafianin i jego młoda żona nie byli zadowoleni z tego powodu. Poskarżyli się proboszczowi, który polecił przenieść trumnę do zakrystii. Jeszcze tej samej nocy młoda żona i jej nowo narodzone dziecko zostali dotknięci tajemniczą chorobą. W ciągu kilku dni oboje znaleźli się na granicy śmierci. Mąż błagał pasterkę z Pibrac o pomoc. Prosił o wybaczenie, że nie okazał jej szacunku i błagał o wyleczenie żony oraz dziecka. W czasie trwania nowenny umierającej kobiecie ukazała się Germana. Położyła dłoń na dotkniętym chorobą ciele. Następnego ranka zarówno matka, jak i dziecko odzyskali zdrowie.
Kult Germany rozprzestrzeniał się w szybkim tempie do tego stopnia, że w 1789 roku, prawie 200 lat po jej śmierci, siła wiary w tym regionie Francji stała się przeszkodą dla rewolucjonistów. Ci niegodziwi ludzie, którzy usiłowali „obalić tron i ołtarz”, by unicestwić katolicyzm, musieli zniszczyć przywiązanie narodu do tej prostej niewykształconej sieroty. Trzech żołnierzy weszło do wiejskiego kościoła i usunęło giętkie ciało Germany. Wrzucili je do dołu wykopanego w tym celu i przykryli wapnem palonym, aby przyspieszyć proces rozkładu. Ci, którzy dokonali tego świętokradzkiego czynu, nagle zostali dotknięci różnymi oszpecającymi chorobami. Najmłodszy z oprawców, który z trudem mógł chodzić, nie nawrócił się i umarł w nędznym stanie. Dwaj inni pokutowali za swoje grzechy. Doznali całkowitego uleczenia za wstawiennictwem Germany.
Pomimo sprzeciwu i wściekłości rewolucjonistów wierni nadal czcili Służebnicę Bożą. Jej ciało w cudowny sposób odbudowało się i było jeszcze piękniejsze niż przed wrzuceniem do rowu z wapnem. Do stóp pogardzanego za życia „kopciuszka” przybywali królowie i ich poddani, młodzi i starzy, uczeni i niepiśmienni. Wobec licznych i wielkich znaków dokonanych za jej wstawiennictwem, papież Pius IX ogłosił ją świętą w 1867 roku. Jej wspomnienie przypada 15 czerwca. Jest patronką ludzi niechcianych i odrzuconych.
Ilustrował: Jacek Widor
Dzisiaj prezentujemy Państwu sylwetkę pana Zdzisława Czajki, który wspiera Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi od 2004 roku, a od 2008 roku należy do Apostolatu Fatimy. W listopadzie ubiegłego roku wziął udział w pielgrzymce Apostolatu do Sanktuarium Matki Bożej w Fatimie. Oto co nam o sobie opowiedział…
– Urodziłem się w Leżajsku na Podkarpaciu, a ochrzczony zostałem przez ks. Józefa Węgłowskiego w parafii pw. św. Józefa w Tarnawcu koło Leżajska. Potem wyjechałem z rodzicami, Władysławem i Reginą, na Opolszczyznę. Zamieszkaliśmy w Myszowicach, a należeliśmy do parafii pw. Świętej Trójcy w Korfantowie. W dzieciństwie byłem ministrantem i służyłem do Mszy Świętej w małej kapliczce w Myszowicach.
Zaangażowanie w życie Kościoła
– Po zawarciu małżeństwa przeprowadziłem się do swojej obecnej parafii pw. św. Marcina Biskupa w Jasienicy Dolnej, choć uczęszczam do kościoła filialnego pw. św. Mateusza w Mańkowicach. Przez kilka lat należałem wraz z żoną do Żywego Różańca, który teraz już niestety u nas nie istnieje. Poza tym przez 12 lat śpiewałem w chórze parafialnym.
– Kiedyś dostałem od mojego kolegi album poświęcony położonemu niedaleko od Mańkowic Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej na Szwedzkiej Górce. Nazwa Szwedzka Górka jest związana w obecnością na tych terenach w czasie wojny trzydziestoletniej wojsk szwedzkich. W czasach PRL-u jeździłem tam na coroczną Mszę Świętą z okazji tzw. dnia ludowego.
Obecnie w drugi dzień Zielonych Świątek odbywa się tam Zjazd Rolników.
– Od kilku lat sympatyzuję z Trzecim Zakonem ojców franciszkanów w Nysie. Do tej pory nie złożyłem przyrzeczeń, ale jeżdżę tam co jakiś czas na Msze Święte. W każdą ostatnią niedzielę miesiąca jest tam odprawiana Msza Święta w intencji powołań do Trzeciego Zakonu świeckich franciszkanów.
Duchowni w rodzinie
– Brat mojego ojca, Jan Czajka, i jego stryj, Wawrzyniec Czajka, byli księżmi. Miło wspominam zwłaszcza ks. Jana, który przez 42 lata, jako proboszcz i kanonik, posługiwał w parafii Świętych Piotra i Pawła w Zagorzycach Dolnych koło Sędziszowa w Małopolsce.
– Moja siostra stryjeczna Lucyna Czajka – siostra Katarzyna – jest zakonnicą w Zgromadzeniu Córek Bożej Miłości. Obecnie pracuje jako nauczycielka w przedszkolu prowadzonym przez swoje zgromadzenie w Wilkowicach koło Bielska-Białej.
Wspieranie Stowarzyszenia
– Dwadzieścia lat temu, wracając z pracy, znalazłem przed wejściem do mieszkania ulotkę informującą o możliwości wspierania Stowarzyszenia i tak się to zaczęło. Od 2005 roku zgromadziłem wszystkie kalendarze „365 dni z Maryją” i mam prawie 100% wydań „Przymierza z Maryją”, nie mówiąc o innych dewocjonaliach, które otrzymałem: figurce Matki Bożej Fatimskiej czy różańcach, zwłaszcza tym wydanym na 100-lecie Objawień Fatimskich.
Pielgrzymka do Fatimy
– Na 20-lecie swojego wspierania Stowarzyszenia zostałem wylosowany na pielgrzymkę do Fatimy. Byłem z tego powodu bardzo szczęśliwy. W Fatimie podobały mi się szczególnie: plac przed bazyliką, droga krzyżowa, domy, w których mieszkały dzieci fatimskie oraz zamki, kościoły i klasztor templariuszy w Tomar. Miło wspominam również to, że podczas pielgrzymki moja żona wylosowała figurkę Matki Bożej Fatimskiej, która była nagrodą za zakupy zrobione w jednym ze sklepów.
– Bardzo dziękuję za pielgrzymkę i pozdrawiam szczególnie całą naszą grupę oraz panią przewodnik, która opiekowała się nami i przekazała nam bardzo dużo wiadomości.
Oprac. JK
Szanowna Redakcjo!
Dziękuję serdecznie za przesłany kalendarz i egzemplarze „Przymierza z Maryją”. Czytam je z ochotą i uwagą „od deski do deski”. Artykuły są wartościowe i ciekawe. Życzę dalszej owocnej pracy w tym zakresie. Wasze kalendarze są przepiękne, wspieram datkiem akcję ich rozprowadzania. Życzę wytrwałości w działalności Stowarzyszenia, wspierając ją na ile mogę niemal od początku powstania organizacji, a mam już prawie 90 lat. Niech Boża Opatrzność czuwa nad Wami.
Stanisława ze Śląskiego
Szczęść Boże!
Dziękuję za prowadzenie tak pięknych i potrzebnych akcji katolickich. W miarę moich możliwości wspieram Was w tym pięknym dziele materialnie i duchowo. Życzę Wam, abyście kontynuowali to dzieło jak najdłużej i niech Was Matka Boża Fatimska ma w Swojej opiece i pomaga Wam w tych trudnych dla naszego kraju czasach. Szczęść Wam Boże!
Tadeusz z Małopolski
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Bardzo dziękuję za przesłane pozdrowienia, upominki oraz pozostałe materiały. Ogromnie ucieszyła mnie informacja, że Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi oraz Apostolat Fatimy rozpoczęły kampanię mającą na celu ożywienie kultu św. Antoniego z Padwy. Był on bowiem ukochanym świętym mojej prababci, babci i mamy. Z czasem stał się bardzo bliski i mojemu sercu. Ale nie zawsze tak było. Był taki czas w moim życiu, gdy jako nastolatka miałam do niego wiele żalu. Szczególnie wówczas, gdy widziałam moją ukochaną mamę, stojącą w kościele, pod figurą św. Antoniego i z ufnością modlącą się do niego, a on jej nie pomagał w powrocie do zdrowia i w codziennych troskach. Tak wówczas to widziałam. Przyszedł jednak czas, gdy zrozumiałam, że to obecność tego świętego w życiu mojej mamy sprawiała, że było jej lżej nieść trudy choroby i życia.
Gdy zostałam tercjarką franciszkańską, zapragnęłam, aby w mojej parafii rozwinął się kult św. Antoniego. Żeby wierni mogli z ufnością zawierzać swoje sprawy – często tak bardzo trudne i beznadziejne – Bożemu Cudotwórcy. Aby w ich sercach nigdy nie zaginęła nadzieja Jego wstawiennictwa u Boga i otrzymania skutecznej pomocy. Ta sama nadzieja, jaką żywiła w sercu przez całe życie moja mama. Za każdym razem, gdy wspominam tę historię, to odnoszę wrażenie, graniczące z pewnością, że to sam św. Antoni prowadził mnie w działaniach, które miały rozszerzyć jego kult, na chwałę Bożą, w moim parafialnym kościele. Tu muszę dodać, że zostałam tercjarką w kościele, w którym znajduje się figura św. Antoniego, przed którą tak często modliła się moja mama. I to dzięki Ojcom Franciszkanom z tej świątyni mogłam zaangażować się w ożywienie kultu św. Antoniego w moim kościele parafialnym.
Proszę pozwolić, że poniżej krótko opiszę, jak obecnie przedstawia się ten kult w mojej parafii:
W 2000 roku uroczyście powitaliśmy w naszej parafii relikwie św. Antoniego przybyłe prosto z Padwy. W kościele stanęła figura Świętego, obok której jest umieszczony koszyczek z cytatami z kazań św. Antoniego. Tym samym mogą one stanowić formę modlitwy za wstawiennictwem tego Świętego. W każdy wtorek, po Mszy Świętej, odmawiana jest litania do św. Antoniego z Padwy. Każdego 13 czerwca, gdy Kościół obchodzi jego wspomnienie, w intencjach złożonych przez parafian odprawiana jest Msza z poświęceniem chlebków, które później wierni zabierają do domów. Chlebki mają przypominać o chrześcijańskim obowiązku niesienia pomocy potrzebującym i ubogim. Przy figurze umieszczona jest również kasetka na ofiary, które przekazywane są parafialnej Caritas. Tak zebrane pieniądze służą do organizowania różnorakiej pomocy potrzebującym w naszej parafii.
Pozdrawiam Was serdecznie i ufam, że kampania mająca ożywić kult św. Antoniego z Padwy przyniesie liczne duchowe owoce – o co, z całą gorliwością, będę się modliła! Szczęść Boże!
Mariola – Apostołka Fatimy
Szczęść Boże!
Dziękuję bardzo za wszystkie piękne i wartościowe broszurki. Św. Antoni i św. Józef są moimi szczególnymi patronami, chociaż św. Ojciec Pio i św. Jan Paweł II też są moimi wielkimi orędownikami. Dziękuję za Wasze akcje i piękne publikacje. Ja i moja mamusia (91 lat) chętnie dowiadujemy się z nich dużo o życiu świętych, a modlitwy są piękne. Dlatego z całego serca Wam dziękuję. Bóg zapłać za wszystko, co buduje oraz umacnia moją wiarę i miłość do Pana Boga, Jego Syna i naszej Matki.
Grażyna z Torunia
Szanowny Panie Prezesie!
Bardzo dziękuję za niezmierzone wsparcie duchowe, modlitwy oraz wszystkie przesyłki. Wasze kampanie są bardzo szlachetne i potrzebne. Proszę pozwolić, że dam przykład… W zeszłym roku pewnej rodzinie podarowałam kalendarz Maryjny. Od tej pory jej członkowie zaczęli częściej chodzić do kościoła, a ostatnio nawet jeżdżą na pielgrzymki. Nie jest to jedyna rodzina, bo przekazywałam też „Przymierze z Maryją” – zdarzało się, że zostawiałam je na stoliku w przychodni zdrowia. W każdym „Przymierzu…” można znaleźć bardzo ciekawe i pouczające artykuły oraz nowe modlitwy, za co serdecznie dziękuję!
Czas bardzo szybko upływa, już jesteśmy razem od 2009 roku. Mam nadzieję, że dobry Pan Bóg i Najświętsza Maryja Panna pobłogosławią nam i jeszcze dłuższy czas będziemy razem. Choć niestety muszę przyznać, że ostatnio choroby bardzo nękają mnie i mojego męża… Czasem jest mi bardzo ciężko, ale staram się wytrwale modlić i odzyskuję siły. Modlę się też za Was wszystkich codziennie, wypraszając zdrowie, błogosławieństwo Boże we wszystkim oraz opiekę Matki Bożej. Serdecznie pozdrawiam i życzę wszystkiego co najlepsze – zwłaszcza zdrowia, błogosławieństwa Bożego, opieki Najświętszej Maryi Panny oraz darów Ducha Świętego dla Was wszystkich.
Z Panem Bogiem
Irena z Jastrzębia Zdroju
Szczęść Boże!
Wspieram każdą akcję, którą organizuje Wasze Stowarzyszenie ku czci Pana Jezusa i Matki Najświętszej. Uważam, że są one bardzo potrzebne. Mimo sędziwego wieku, śledzę je na bieżąco. Niech Matuchna Fatimska Wam błogosławi!
Henryk z Tychów