Gdy w kościołach czy też przy kapliczkach śpiewamy Chwalcie łąki umajone, z reguły nie zastanawiamy się nad tym, kto był autorem tej pięknej pieśni. Podobnie dzieje się w Wielkim Poście, gdy modlimy się słowami pieśni: W Krzyżu cierpienie. Wzruszające słowa obu utworów napisał polski jezuita, ks. Karol Antoniewicz. Życie tego kapłana, pełne cierpienia, ale także wytrwałej służby Bogu i bliźnim, jest nie tylko pouczające, ale także niezwykle interesujące.
Karol Bołoz Antoniewicz przyszedł na świat 6 listopada 1807 roku we Lwowie. Pochodził z zamożnej rodziny ziemiańskiej z ormiańskimi korzeniami. Ojciec Józef był prawnikiem. Matka Józefa z Niktorowiczów prowadziła dom i dokładała starań, by wychować trójkę dzieci na dobrych katolików i polskich patriotów. Podstawy wykształcenia dał chłopcu zatrudniony przez rodziców prywatny nauczyciel. Karol poznał biegle język niemiecki i francuski, którymi w domu rodzinnym posługiwano się na równi z polskim (przez kilka lat rodzina mieszkała w Wiedniu). Wyśmienicie władał także łaciną, greką oraz językiem Szekspira.
W 1818 roku schorowany ojciec porzucił palestrę. Rodzina przeniosła się do majątku ziemskiego Skwarzawa koło Lwowa. Karol pokochał wieś i przyrodę. Potrafił całe godziny spędzać na wyprawach konnych po okolicy.
Idąc w ślady ojca, zapisał się na studia prawnicze, które odbył w latach 1824–1827 we Lwowie. Bardziej pociągała go jednak literatura i muzyka. Po ukończeniu uniwersytetu wyjechał więc do Wiednia, by poznać środowisko literackie stolicy Austrii. Sam tworzył zarówno w języku polskim, jak i niemieckim.
Gdy wybuchło powstanie listopadowe, Antoniewicz zaciągnął się w szeregi polskiego wojska. Wraz z korpusem Józefa Dwernickiego brał udział w nieudanej, podobnie jak cała insurekcja, kampanii na Wołyniu. Przyparty do granicy oddział został rozbrojony przez Austriaków. Młody poeta wyjechał do Wiednia…
Udręki ojca
Po powrocie do kraju poznał we Lwowie kuzynkę Zofię Nikorowiczównę. Połączyła ich miłość. W roku 1832, po uzyskaniu papieskiej dyspensy, wzięli ślub. Niestety, nad siedmioma latami wspólnego pożycia cieniem położyły się pogrzeby ich pięciorga dzieci, zmarłych w wieku niemowlęcym. Zrozpaczeni małżonkowie pociechy szukali w Bogu oraz pracy na rzecz społeczności Skwarzawy. Poważnie traktowali bowiem feudalne obowiązki właścicieli wsi, które wielu członków warstwy ziemiańskiej zupełnie lekceważyło. Poszli nawet dalej. W jednej z izb dworu urządzili klasę szkolną, w której Karol uczył synów włościan, a Zofia ich córki. W innej izbie otwarli szpitalik, w którym pielęgnowali chorych wiejskich biedaków. Gdy w 1838 roku ze względów zdrowotnych przenieśli się do Lwowa, wiele czasu spędzali w przytułku dla biednych i chorych, prowadzonym przez Siostry Miłosierdzia. Dojrzewała w nich decyzja, by resztę życia spędzić, służąc Bogu w zakonach. Oboje złożyli ślub czystości. Niestety, dotknięta gruźlicą Zofia zmarła w lipcu 1839 roku. Dopuszczona na łożu śmierci do ślubów zakonnych, spoczęła w trumnie ubrana w habit szarytek.
Jezuita wyrywający ze szponów nałogu
Owdowiały Karol postanowił zrealizować wspólny plan i we wrześniu 1839 roku wstąpił do nowicjatu Towarzystwa Jezusowego w Starej Wsi. Dwa lata później złożył wieczyste śluby zakonne i wyjechał do Tarnopola na studia filozoficzne. Rozdysponowując majątek rodzinny, część środków przeznaczył na pokrycie kosztów sprowadzenia z Francji do Lwowa sióstr sercanek (Sacré Coeur).
Po ukończeniu kursu filozofii przeniósł się do klasztoru w Nowym Sączu, by zgłębiać teologię. Jesienią 1844 roku przyjął święcenia kapłańskie i dał się poznać jako trafiający do serc wiernych złotousty kaznodzieja. Zapraszany przez wiejskich proboszczów, wywierał zbawienny wpływ na alkoholików. Wyrywał ich ze szponów nałogu i nakłaniał do składania ślubów abstynenckich i wstępowania do bractw.
W lutym 1846 roku południowa Małopolska spłynęła krwią. Podburzeni przez cesarskich urzędników chłopi dopuścili się tysięcy brutalnych mordów na szlachcie i służbie dworskiej. Przestraszone skalą przemocy władze austriackie wystąpiły do Towarzystwa Jezusowego z prośbą o wysłanie do parafii, na terenie których doszło do pogromów, misjonarzy. Cieszący się sławą zdolnego kaznodziei ks. Karol trafił do miejsc, w których doszło do najgorszych zbrodni.
Tytan słowa
Przez prawie siedem miesięcy z wielkim oddaniem i męstwem przemierzał ziemię tarnowską, sądecką, wadowicką i bocheńską, stając twarzą w twarz ze splamionymi bratnią krwią uczestnikami rozruchów. Przebieg tych rekolekcji z reguły był podobny. Po przyjeździe do parafii ks. Karola witały pełne niechęci, ponure spojrzenia, czasem wrogie docinki. W miarę kolejnych kazań topniały lody, a pod konfesjonałami rosły kolejki. Jezuita sam był zdziwiony, jak to się dzieje, że w pogrążonych do niedawna w śmiertelnych grzechach chłopach nagle topniało serce i zmieniali się w ufnych, pobożnych ludzi.
Po miesiącach ciężkiej pracy ksiądz Antoniewicz podupadł na zdrowiu. Wypocząwszy nieco w uzdrowisku, udał się do Tarnopola, gdzie odbył tzw. trzecią probację. Na polecenie przełożonych zamieszkał we lwowskim konwikcie przy kościele św. Mikołaja. W tym czasie wielkim powodzeniem wśród wiernych cieszyły się kazania głoszone przez ks. Karola w jezuickim kościele pw. Świętych Piotra i Pawła.
Pracowite i uregulowane życie klasztorne ks. Karola zakłóciły wydarzenia Wiosny Ludów. 7 maja 1848 roku rząd Austrii wydał rozporządzenie znoszące na terenie cesarstwa zakon jezuitów. Co bolesne, akt ten został wydany z inicjatywy polskich środowisk „patriotyczno-rewolucyjnych” we Lwowie, które taki postulat zawarły w petycji wystosowanej do władz państwowych w Wiedniu.
Ks. Karol Antoniewicz opuścił więc Lwów i ruszył do Piekar Śląskich, gdzie wygłosił rekolekcje. Stamtąd udał się do Nowego Sącza, a potem do Krakowa. Za patriotyczne kazania władze zaborcze wydaliły go ze stolicy Małopolski Zachodniej. Czasy były niespokojne i sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie. Dzięki temu nasz kaznodzieja mógł ponownie odbyć wędrówkę po miastach i miasteczkach Galicji. Gdy dobiegła go informacja o wielkim pożarze Krakowa, pospieszył natychmiast do królewskiego miasta, by podnosić na duchu jego mieszkańców. Wzywał ich do nawrócenia i pokuty, niezbędnych aby wybłagać u Boga błogosławieństwo na przyszłość. Często jeździł do podkrakowskich Staniątek. Tam modlił się gorąco przed słynącym łaskami obrazem Matki Bożej Bolesnej.
W lipcu 1851 roku ponownie wyruszył na Górny Śląsk, gdzie wraz z kilku towarzyszami głosił misje, na które znów ciągnęły tłumy. Wielkie owoce pracy misjonarskiej ks. Antoniewicza dostrzegł arcybiskup gnieźnieńsko-poznański Leon Przyłuski i zaprosił jezuickiego kaznodzieję do Wielkopolski. Ks. Karol pospieszył tam wiosną następnego roku. Witały go i z uwagą słuchały kolejne wspólnoty parafialne od Krobi po Poznań. Zachwycony arcypasterz zapragnął mieć jezuitów u siebie i przekazał Towarzystwu Jezusowemu pocysterski klasztor w Obrze. Pierwszym przełożonym nowej wspólnoty został ks. Karol Antoniewicz.
Posługa pośród zarazy
Tymczasem dla Wielkopolan nadszedł czas wielkiej próby. Tereny Wielkiego Księstwa Poznańskiego opanowała epidemia cholery. Nie dbając o własne bezpieczeństwo, ks. Karol niósł pociechę duchową chorym i umierającym. Jako świadectwo jego gorliwości dość przytoczyć wspomnienie jednego ze świadków: W rozmowie nadmieniłem, iż tu znajduje się jedna rodzina opuszczona, której zapewne ani lekarz, ani ksiądz nie odwiedzi, ponieważ znajduje się w chlewie.
Ks. Antoniewicz natychmiast wstał i wyszedł… W środku zastał męża i żonę, leżących na gnoju w ostatnim stadium cholery, obok siedziało dwoje skulonych dzieci. Ks. Antoniewicz zaraz zaczął spowiadać chorych, ale gdy żadne ze słabości nie mogło się podnieść, kładł się kolejno przy każdym z nich na gnoju, żeby ich wyspowiadać i nie opuścił ich, aż wydali ostatnie tchnienie. Wyprowadził z chlewa dwoje zanieczyszczonych i brudnych dzieci, sam je umył i poprosił mnie, bym miał na nich staranie, póki się kto z krewnych nie znajdzie.
Wśród tak ofiarnej posługi ks. Karol Bołoz Antoniewicz zaraził się i zmarł 14 listopada 1852 roku w wieku 45 lat. Jego ciało spoczęło w krypcie obrzańskiego kościoła.
Artysta
Na zakończenie naszej opowieści dodajmy parę słów o działalności literackiej ks. Karola. Był on bowiem nie tylko autorem wielu kazań, które ukazywały się w druku ku zadowoleniu wiernych i mniej biegłych kaznodziejów, ale także poetą. Wspominaliśmy już o jego artystycznych fascynacjach młodości. Po wstąpieniu do zakonu nie złamał pióra. Wręcz przeciwnie, zachęcany przez światłych przełożonych, dbałych o wykorzystanie na chwałę Bożą wszystkich talentów kapłana, tworzył poezje religijne. Do dziś oprócz pieśni wymienionych we wstępie znane są także inne, jak: Do Betlejemu, pełni radości czy O Maryjo, przyjm w ofierze.
Kocham Boga i ludzi
Pani Zofia Kłakowicz wspiera Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi od 2007 roku. Urodziła się w miejscowości Stary Las koło Głuchołaz w województwie opolskim. Tam należała do parafii pod wezwaniem św. Marcina, w której przyjęła wszystkie sakramenty. Po zawarciu małżeństwa, którego 60. rocznicę będzie obchodziła z mężem w przyszłym roku, przeprowadziła się do sąsiedniego Nowego Lasu, do parafii pw. św. Jadwigi Śląskiej.
– Kocham Boga, kocham ludzi i dobrze mi z tym. W domu urządziłam „kaplicę”: krzyż Trójcy Świętej, figury Boga Ojca, Jezusa Miłosiernego, Jezusa Chrystusa – Króla Polski i naszych rodzin oraz figurę Matki Bożej oraz wielu świętych.
Bóg mnie prowadzi
– Ja jestem tylko po siedmiu klasach szkoły podstawowej. Nie miałam możliwości dłużej się uczyć, bo ojciec był inwalidą, mama była po pobycie na Syberii, a poza mną mieli jeszcze troje dzieci i trzeba było ciężko pracować w polu. To niesamowite, jak Pan Bóg mnie prowadził w moim życiu.
Wraz z mężem ufamy Bogu i Go kochamy. Mamy gospodarkę, hodujemy kury, uprawiamy ziemniaki, owoców się pełno u nas rodzi, robimy przetwory, dzielimy się z ludźmi. Ze zdrowiem już różnie bywa, ale nie dajemy się, a córka Katarzyna nam pomaga. Córka mieszka w Bielsku-Białej, wyposaża apteki i szpitale, otwiera i projektuje ludziom apteki. Ma bardzo dobrego męża.
Maryja otarła moje łzy
– Syn Jan zmarł w tamtym roku. To był bardzo dobry człowiek dla ludzi, znana osoba w powiecie. Był mechanikiem samochodowym, miał swój warsztat i dobrze wykonywał swoją pracę. Jego syn i córka teraz pracują w tym warsztacie.
– W tamtym roku, podczas oktawy Bożego Ciała, w święto Najświętszego Serca Pana Jezusa pochowaliśmy go, a w tym roku Matka Boża otarła mi łzy, bo akurat w oktawie zaprosiła mnie do Fatimy. Pan Bóg dał, że córka też skorzystała i była ze mną w tym miejscu, bo też bardzo kocha Pana Boga. Uważam, że to była też nagroda z Nieba.
Z Apostolatem w Fatimie
– Przed wyjazdem do Fatimy córka mi mówiła: „Mamuś, to jest jakieś Stowarzyszenie, ty pieniądze dajesz, a dzisiaj świat jest jaki jest; nie byłaś tam, nie wiesz. Trzeba wziąć pieniądze, bo nie wiadomo, jak będzie. Może trzeba będzie za nocleg zapłacić, może za jakieś obiady”. Ona wzięła i ja wzięłam i był kłopot, bo faktycznie, co się okazało – i to nas bardzo zaskoczyło – że wszystko było domknięte, wszystko było zadbane, była bardzo dobra opieka…
Co było dla mnie bardzo fajne, to pierwsze przeżycie, jeszcze w Krakowie, w hotelu, gdy pan prezes bardzo miło nas przywitał, z uśmiechem i serdecznością, słowami: „Szczęść Boże”. To było dla mnie takie piękne!
Na pielgrzymce poznaliśmy pracowników Stowarzyszenia; moja córka dużo z nimi przebywała. Pani przewodnik powiedziała, że taka paczka, jak nasza, to jest mało spotykana. Było pięknie, nie było kłopotów i na wszystko było dużo czasu. Córka dbała o mnie i Bogu dzięki, że była ze mną. Ja wiem, że to był palec Boży i zasługa Matki Bożej.
W Fatimie wychodziłam trochę wcześniej na Mszę Świętą o szóstej rano. Mieliśmy kapłana, z którym dużo rozmawiałam. Zamówiliśmy Mszę Świętą za Stowarzyszenie, za pracowników Stowarzyszenia oraz ich rodziny i ksiądz ją odprawił. Chcieliśmy w ten sposób wynagrodzić i żeby Pan Bóg Wam wynagrodził, Waszym rodzinom i całej organizacji.
Podziękowania
– Dziękuję Bogu Najwyższemu, Ojcu, Synowi i Duchowi Świętemu, a także Matce Najświętszej za wielkie łaski, którymi mnie obdarzyli. Dziękuję, że żyję bez żadnych uszczerbków na ciele. Jestem pewna, że Pan Jezus czuwa nade mną. Jest to znak, że krzyż jest naszą obroną zawsze, a szczególnie na te ostateczne czasy. Za wszystkie łaski i błogosławieństwa dla mnie i całej rodziny serdecznie dziękuję Stwórcy. Twoja cześć i chwała, po wszystkie wieki wieków. Amen. Wdzięczna Twoja służebnica Zofia.
Oprac. JK
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Pragnę podziękować za wszelkie informacje, broszury i książeczki, jakie otrzymuję od Państwa. Najbardziej cieszy mnie wydawane „Przymierze z Maryją”, ponieważ wiele trudnych spraw zostaje przedstawionych w klarowny sposób, wnosi wiele radości, ale przede wszystkim przybliża nam drogę do naszego Ojca. Czasami trzeba wrócić do początku i odnaleźć siebie, a to niełatwe. Wy w tym pomagacie. I róbcie to nadal, bo tego potrzebujemy.
„Przymierze z Maryją” jest początkiem. I z tego zrezygnować nie warto. To moje skromne zdanie, które podyktowane jest szczerą troską o byt „Przymierza…”. Sama jestem w trudnej sytuacji finansowej, dwoje dzieci uczących się poza domem to niemałe koszty. I dlatego z mężem postanowiliśmy ograniczyć wszystko do minimum przez jakiś czas, żeby stać nas było na utrzymanie domu. W dzisiejszych czasach jest to niełatwe zadanie, bo przez ostatnie lata przyzwyczailiśmy się do spełniania wszystkich swoich pragnień i zachcianek i nas też to się tyczy. Jednak trzeba wybrać, co w danym momencie jest ważniejsze. Nawet w pewnym momencie rozważaliśmy rezygnację z comiesięcznego datku na rzecz Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi, ale moje sumienie by tego nie zniosło, więc nadal będziemy Państwa wspierać finansowo oraz codzienną modlitwą. Proszę Was zarazem o modlitwę za moją rodzinę, by wspólnie umiała przetrwać trudne chwile. Ja nie mogę ofiarować nic poza tym. Zatem bardzo mi przykro, że tak jest, ale z ufnością patrzę w przyszłość i wiem, że będziemy oglądać owoce Waszej działalności. Serdecznie pozdrawiam i polecam Was opiece naszej Matuchny Matki Bożej Rychwałdzkiej.
Dagmara z mężem
Szanowni Państwo
Bardzo dziękuję za Wasz wkład w krzewienie prawd wiary. Pragnę podziękować za otrzymane materiały edukacyjne, które poszerzają moją wiedzę religijną. Życzę Wam błogosławieństwa Bożego i obfitych łask w działalności. Trzeba dbać o to, aby wiara nie wygasła. Szczęść Wam Boże!
Jadwiga
Szczęść Boże!
Dziękuję za prowadzenie tak pięknych i potrzebnych akcji katolickich. W miarę moich możliwości wspieram Was w tym pięknym dziele materialnie i duchowo. Życzę Wam, abyście kontynuowali to dzieło jak najdłużej. Pozdrawiam serdecznie!
Janina z Krakowa
Szanowny Panie Prezesie
Wspominając niedawną konferencję „Czy chrześcijanie są skazani na ewolucję”, chciałbym bardzo podziękować za niezwykłą możliwość uczestniczenia w niej. Jest to dla mnie jedyna okazja do kontaktu na żywo z najwybitniejszymi naukowcami, którzy sami odnaleźli właściwą drogę prawdy, a teraz wskazują ją innym. Takie spotkanie to coś absolutnie bezcennego, co będę wspominał jako najpiękniejsze chwile w moim życiu. Pragnę podziękować wszystkim osobom zaangażowanym w to niezwykle ważne przedsięwzięcie.
Te wszystkie dzieła, co zrozumiałe, wymagają poświęcenia oraz wsparcia również finansowego. Chyba wszyscy to rozumieją, widząc przecież efekty Państwa działalności, ale zapewne widzi to również ta druga strona, która robi wszystko, aby to zniszczyć, co jest najlepszym dowodem na właściwy kierunek Państwa działalności. Doskonale zdają sobie z tego sprawę wszystkie siły, które wiedzą, że tego ewolucjonistycznego matactwa zapewne nie da się już długo utrzymać. Myślę, że właśnie dlatego sam plan zniszczenia musi być doskonały i właśnie dlatego postanowiono uderzyć w korzenie, czyli członków Państwa organizacji, tak, by nie mogli wesprzeć dalszego rozwoju tych dzieł.
Rozwiązania, które obecnie wdraża się w firmach produkcyjnych, to kierunek dokładnie wskazany przez śp. Pana Krzysztofa Karonia w polecanym przez niego filmie „Amerykańska fabryka” – dostępnym na Netflixie. Plan, który przygotowany jest krok po kroku dla wszystkich narodów. Myślę, że dlatego choć chcielibyśmy ogromnie pomóc dalszemu rozwojowi Państwa działalności, to będzie to coraz trudniejsze.
Rozwój Państwa wszechstronnej działalności na polu wiary – (by wspomnieć choćby o Apostolacie Fatimy czy piśmie „Przymierze z Maryją”), historii, polityki, prawa – Ordo Iuris, nauki – „Polonia Christiana” i informacji – PCh24.pl, Klubie Przyjaciół, to wszystko z dumą przypomina mi, że jestem Polakiem, a moi bracia i siostry, twórcy tych pięknych dzieł, przypominają mi o właściwej postawie moralnej.
Temat ewolucji inspirował mnie, odkąd pamiętam. Brakujące ogniwo, które „na pewno jest” i „niebawem wam go ukażemy”, to temat flagowy wszystkich „naukowych czasopism”. A ja, posiadając jedynie maturę, mam nadzieję, że większość wykładów rozumiem, bo przedstawione są w takiej formie, aby wszyscy mogli zobaczyć to, co najwybitniejszym umysłom udało się dostrzec pod mikroskopem. Ich geniusz dodatkowo polega na obserwacji zjawisk zachodzących w ułamkach sekund w mikro i makroskali.
Podsumowując, w mojej skromnej opinii pomysł udostępnienia tej wiedzy wszystkim chętnym jest wyrazem chrześcijańskiej miłości, wskazującej właściwą drogę do Boga. Przecież to nasz Stwórca oddał nam ziemię, abyśmy czynili ją sobie poddaną, nie czyniąc wiedzy tajemną, tylko dla wybranych. Jeszcze raz niech będzie mi wolno podziękować za całą działalność Państwa organizacji.
Z wyrazami szacunku
Czytelnik
Szczęść Boże!
Wasza działalność zasługuje na szacunek i podziw! Otwieracie drzwi do serc ludzi zagubionych, pokazujecie inną drogę – uświadamiając, że życie to nie tylko praca, ale przede wszystkim duchowe potrzeby, które dają nadzieję i siłę do życia. Walczcie o serca, które są jeszcze uśpione. Powodzenia!
Anna z Mysłowic
Szczęść Boże!
Pragnę z całego serca podziękować za dwumiesięcznik „Przymierze z Maryją”. Od kilku lat gości on w moim rodzinnym domu, niosąc umocnienie duchowe, światło i pokój. I niech tak pozostanie jak najdłużej.
Daniel