Historia
 
Czy Japonia mogła stać się chrześcijańska?
Marcin Więckowski

Św. Maksymilian Kolbe, którego 80. rocznicę śmierci właśnie obchodzimy, w 1930 roku przybył jako misjonarz do państwa nietypowego jak na kraj misyjny: stosunkowo zamożnego, z dobrze rozwiniętą infrastrukturą i technologią, pod wieloma względami znacznie przewyższającego ówczesną Polskę. Z drugiej strony był to wciąż – i pozostaje do dzisiaj – kraj niemal zupełnie pogański, w którym chrześcijanie stanowią zaledwie półtora procenta mieszkańców. Mowa tu oczywiście o Kraju Kwitnącej Wiśni. Dlaczego chrystianizacja w tym pięknym i fascynującym zakątku świata poszła tak źle i czy kiedykolwiek była szansa na to, aby Japonia stała się chrześcijańska?

Japonia była jednym z ostatnich miejsc na świecie odkrytych przez Europejczyków. Pierwsi przedstawiciele Starego Świata dotarli tam dopiero w 1542 roku. Tradycyjną religią Wysp Japońskich jest szintoizm, jedna z nielicznych do dziś wyznawanych religii politeistycznych, wywodząca się z mitologii japońskiej. Od VI wieku dołączył do niej – promieniujący z kontynentu azjatyckiego – buddyzm. Obie te religie wywarły decydujący wpływ na kształtowanie kultury, zwyczajów i sztuki japońskiej. Szerzenie chrześcijaństwa w kraju, który tak długo był izolowany od wpływów Europy z powodu swojego położenia geograficznego i zupełnie nie znał kodów kulturowych właściwych cywilizacji łacińskiej, wydawało się więc bardzo trudnym zadaniem, wręcz szalonym. Jednak „Bożych szaleńców” nie zabrakło.

Epoka szybkiej chrystianizacji

Siedem lat po odkryciu Japonii przez Europejczyków, w 1549 roku na brzeg wyspy Kiusiu zszedł hiszpański jezuita, św. Franciszek Ksawery, uważany za pierwszego misjonarza w Kraju Wschodzącego Słońca. Przypisuje mu się ochrzczenie ok. 3 tysięcy Japończyków w ciągu dwóch lat pobytu w tym kraju. Za jego śladem poszli kolejni misjonarze, głównie katolicy z Hiszpanii i Portugalii.

Szacuje się, że pod koniec XVI wieku w Japonii było już przeszło 300 tysięcy chrześcijan, 130 zakonników i 250 kościołów. Choć ukształtowani w kulturze szintoistyczno-buddyjskiej, chłopi, a nawet część panów feudalnych i samurajów chłonęła nową wiarę z wielką pasją i zaangażowaniem, utrzymując jednocześnie swoje ludowe zwyczaje, japońską kulturę, stroje i zachowania. Przez pewien czas wydawało się, że Japonia będzie kolejnym pięknym polem dla żniw Pańskich, jak Ameryka Południowa czy – w tej samej części świata – Filipiny. Historia potoczyła się jednak inaczej…

Epoka krwawych prześladowań

Pytanie o przyczyny rozpoczęcia prześladowań chrześcijan w Japonii do dziś spędza sen z powiek historykom. Pierwszą rzeczą, z jakiej musimy sobie zdawać sprawę, jest ówczesny ustrój polityczny Japonii. Podobnie jak w feudalnej Europie, władza zwierzchnia cesarza Japonii była mocno ograniczona (pomimo oddawanej mu boskiej czci), a faktycznymi władcami byli szogunowie oraz panowie feudalni rządzący swoimi prowincjami. Najbardziej rozpowszechniona interpretacja mówi o tym, że błędy popełniane przez Europejczyków na nowo odkrytych lądach, gdzie chrystianizację łączono z agresywnym kolonializmem i wyzyskiem miejscowej ludności, doprowadziły niektórych szogunów do obaw, że Japonia podzieli los np. Filipin, które stały się hiszpańską posiadłością.

Jako pierwszy represje wobec chrześcijan rozpoczął Hideyoshi Toyotomi, który kazał stracić grupę duchownych i świeckich katolików w pokazowej egzekucji, aby odstraszyć kolejnych Japończyków od przyjęcia chrztu. Św. Paweł Miki i jego 25 towarzyszy zostało ukrzyżowanych 5 lutego 1597 roku – w późniejszym czasie prześladowcy bardzo chętnie stosowali tę karę, wcześniej nieznaną w Japonii, do mordowania wyznawców Chrystusa. Dziś znamy tę grupę jako świętych męczenników z Nagasaki. Choć po śmierci Toyotomiego sytuacja na moment się uspokoiła, to przybycie na początku XVII wieku holenderskich i angielskich protestantów bardzo skomplikowało położenie japońskich katolików.

W 1614 roku szogun Ieyasu Tokugawa – którego potężna rodzina Tokugawów rozciągnęła swoją władzę na niemal cały obszar Wysp Japońskich – wydał niesławny edykt zniszczenia chrześcijaństwa. Na jego mocy zostało ono w Japonii zdelegalizowane jako religia obca i „niejapońska”, a jego wyznawcy musieli powrócić do szintoizmu lub buddyzmu pod groźbą kary śmierci. Epoka prześladowań rozpoczęła się na dobre i miała potrwać przez następne trzysta lat, aż do połowy XIX wieku.

Japońscy chrześcijanie stawili bohaterski opór. Początkowo przypadki apostazji były wśród nich bardzo rzadkie, dlatego Hidetata Tokugawa – syn Ieyasu, idący sumiennie w ślady ojca – nasilił represje. Chrześcijan mordowano grupowo, często całymi rodzinami. Zazwyczaj na sposób typowo japoński ścinano im głowy mieczem, kiedy indziej krzyżowano ich na placach, czasami byli paleni żywcem. Najbardziej charakterystyczną grupą dla tamtego etapu prześladowań jest bł. Piotr Kibe Kasui i 187 towarzyszy męczenników, zamordowanych w latach 1603–1639. Szerzyły się też profanacje, a japońska milicja demolowała kościoły, bezcześciła figury i obrazy, deptała Najświętszy Sakrament…

Jednym z największych przejawów oporu Japończyków przeciwko prześladowaniom religijnym było powstanie samurajów na półwyspie Shimabara w latach 1637–1638. Rebelia wybuchła jako forma samoobrony miejscowej ludności chrześcijańskiej przed najazdami siepaczy Tokugawy, choć inspirowana była przez miejscowych samurajów, zwolnionych ze służby przez swoich panów za to, że nie chcieli wyrzec się chrześcijaństwa. Dla samuraja takie zwolnienie jest największą zniewagą (bezpańskich samurajów nazywano pogardliwie rōninami) – dlatego chwycili za miecze. Pomimo początkowych sukcesów, powstanie pod wodzą Shirō Amakusy zostało brutalnie stłumione. Wyjątkowo oburzająca była postawa Holendrów, których flota cumowała u wybrzeży półwyspu i zamiast pomóc braciom chrześcijanom, zaopatrywała wojska Tokugawy. Samurajowie bronili się do ostatniego człowieka. W walce zginęli wszyscy co do jednego – jak na samurajów przystało – zamordowana została także większość chłopów biorących udział w powstaniu, co najmniej 27 tysięcy.

W połowie XVII wieku chrześcijaństwo w Japonii na przeszło dwa stulecia zeszło do podziemia. Chrześcijanie zostali całkowicie wygnani z miast, a tych, którzy się ukrywali, ścigano jak złoczyńców, wyznaczając nagrodę za ich głowy. Pozostali przy życiu japońscy wyznawcy Chrystusa zaczęli tworzyć maleńkie wspólnoty przypominające te z czasów pierwszych chrześcijan. Były to tzw. kakure-kirishitan, grupki wiernych liczące po 100–200 osób, mieszkające na maleńkich wysepkach. Przypomnijmy, że archipelag japoński składa się z przeszło 3 tysięcy wysp. Po tym, kiedy dla chrześcijan niemożliwe stało się życie na pięciu głównych wyspach Japonii, ocalenie dawały tylko te mniejsze ostrowy, których pogańskie władze z powodu ich trudnego położenia geograficznego praktycznie nie kontrolowały.

W okresie najcięższych prześladowań japońscy chrześcijanie cierpieli oczywiście na chroniczny brak kapłanów. Mimo prawnego zakazu kultu chrześcijańskiego w Japonii przez całą epokę prześladowań docierali tam pojedynczy, zagraniczni misjonarze, ryzykując życiem i ciężkimi torturami. 13 sierpnia 1642 roku grupa pięciu jezuitów, wśród których był Polak, o. Wojciech Męciński, została zamordowana w Nagasaki po kilku dniach stosowania na nich tzw. tortury dołu, czyli powieszenia za nogi, głową do dołu. Całkowita liczba ofiar antychrześcijańskiego terroru w Japonii do dziś nie jest znana.

Epoka „miękkiej” dyskryminacji

Chrześcijaństwo w Japonii trwało w podziemiu aż do połowy XIX wieku. W 1867 roku tron objął cesarz Mutsuhito, reformator pełniący podobną rolę w historii Japonii, co Piotr Wielki w Rosji. Otworzył kraj na Zachód, zaprosił zagranicznych przedsiębiorców, zreformował armię i flotę na styl pruski oraz brytyjski i nakazał członkom dworu nosić garnitury, a co dla nas najważniejsze, w 1873 roku wprowadził wolność wyznania. Dopiero wtedy chrześcijaństwo w Japonii zostało „uwolnione” – można było odtąd wyznawać je publicznie, a na Wyspy Japońskie natychmiast podążyły tłumy misjonarzy i nauczycieli, aby katechizować i budować nowe kościoły. Niestety, do tego czasu wyznawców Chrystusa w Kraju Wschodzącego Słońca pozostała zaledwie garstka.

Ponadto, zniesienie prześladowań nie oznaczało zakończenia dyskryminacji. Ta utrzymała się aż do końca II wojny światowej. Szczególne kontrowersje wywoływała kwestia boskości cesarza, na którą przysięgali żołnierze Cesarskiej Armii Japońskiej i marynarze Marynarki Wojennej Japonii. Za odmowę jej złożenia, jak też pod dowolnym, innym pretekstem, chrześcijańscy żołnierze i marynarze japońscy byli chłostani przy kolegach z oddziału, wyznaczani do dodatkowej pracy, zabierano im krzyżyki i książeczki do nabożeństw lub szykanowano na inne sposoby. Podejrzliwość władz japońskich wobec chrześcijan nasiliła się po 7 grudnia 1941 roku, kiedy Japonia zaatakowała trzy państwa chrześcijańskie: Stany Zjednoczone, posiadłości Wielkiej Brytanii oraz Holandii. Dopiero klęska Japonii w wojnie na Pacyfiku, jej kapitulacja i zrzeczenie się boskiego kultu przez cesarza Hirohito umożliwiło uznanie japońskich chrześcijan za pełnoprawnych obywateli. Trzeba przy tym dodać z wielkim smutkiem, że w Nagasaki, mieście zdmuchniętym przez amerykańską bombę atomową 9 sierpnia 1945 roku, mieszkało bardzo wielu chrześcijan.

Epoka wolności... i wyzwań

Dziś Japonia jest państwem demokratycznym, zapewniającym swoim obywatelom wolność wyznania zapisaną w konstytucji. Jednakże według spisu powszechnego z 2010 roku zaledwie 1,16 procenta mieszkańców Japonii to chrześcijanie, z czego tylko 0,4 procenta stanową katolicy.

Czy wciąż istnieje nadzieja na to, że Japonia będzie kiedyś chrześcijańska? Pomimo obecnego braku jakichkolwiek ograniczeń formalnych, wydaje się to zadaniem trudniejszym niż kiedykolwiek wcześniej. Choć nie ma już prześladowań, wiara jest dziś wystawiona na inne zagrożenia – powszechną laicyzację, konsumpcjonistyczny styl życia, relatywizację wartości. Społeczeństwo japońskie ma też ogromny problem z nałogami związanymi z urządzeniami elektronicznymi.

Historia pierwszych lat chrystianizacji Japonii udowodniła jednak, że chrześcijaństwo wcale nie kłóci się z japońskością, że można pogodzić prawdziwą wiarę z piękną i unikalną kulturą tego kraju. Udowadnia to też przykład sąsiedniej Korei Południowej, która w ostatnich latach nawraca się na masową skalę. Jednak aby Japonia stała się wreszcie chrześcijańska, potrzeba znów jakiegoś „Bożego szaleńca”. Kogoś na miarę św. Franciszka Ksawerego, św. Pawła Miki, o. Wojciecha Męcińskiego czy św. Maksymiliana Kolbego, którzy byli gotowi rzucić wszystko i podążać za Chrystusem aż na koniec świata, aż tam, gdzie wschodzi słońce, aż na krzyż – choć dziś nie ma już potrzeby krzyża w dosłownym tego słowa znaczeniu. Czy znajdzie się ktoś taki?



NAJNOWSZE WYDANIE:
Bóg uniżył się dla nas!
Dwa tysiące lat temu nie było miejsca dla godnych narodzin Króla Wszechświata, ale czy dziś jest miejsce dla Niego w sercach i duszach ludzkich? Iluż naszych bliźnich, sąsiadów, członków rodzin zamyka przed Nim – i to z hukiem! – swoje drzwi?

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
Małopolska pielgrzymka Apostołów Fatimy
Tomasz D. Kolanek

Kilka miesięcy temu moja starsza córka – Kinga – zapytała: Tato, ilu masz przyjaciół? Moja odpowiedź brzmiała: Jednego – wujka Kacpra, na co Kinga zareagowała słowami: Uuuuu… To bardzo mało. Podejrzewam, że nie zrozumiała nic z mojego miniwykładu, iż nie liczy się ilość, tylko jakość… Kacper nigdy mnie nie zawiódł; gdy tylko może, służy mi pomocną dłonią; nie wstydzi się odmawiać ze mną publicznie Różańca; zawsze potrafi mnie wysłuchać, gdy trzeba – pocieszyć lub przywołać do porządku…

 

Na pewno każda z osób czytających ten tekst ma teraz przed oczami swojego przyjaciela lub przyjaciółkę, którzy czasem potrafią być bliżsi niż rodzeństwo. Jak zareagowalibyście, Drodzy Państwo, gdybym poinformował, że pewnego wrześniowego, deszczowego tygodnia miałem zaszczyt i przyjemność poznać kilkanaście osób, których tak jak Kacpra mógłbym nazwać moimi przyjaciółmi? Tak, tak… Spotkałem takich ludzi i  co ciekawe – wszyscy znajdowali się w jednym miejscu, czyli Centrum Szkoleniowo-Konferencyjnym im. Ks. Piotra Skargi w Zawoi. Tak, proszę Państwa, chodzi o Apostołów Fatimy i ich bliskich, którymi dane mi było opiekować się podczas wyjazdu pielgrzymkowego po Małopolsce.


Pięć dni…


W ciągu trwającego pięć dni wyjazdu wysłuchałem dziesiątek przeróżnych – czasem smutnych, niekiedy poruszających, często zabawnych, ale zawsze opowiedzianych z pasją – historii, rozmawiałem na setki różnych tematów i odmówiłem niezliczoną liczbę przepięknych modlitw, litanii i koronek, ale o tym za moment…

Wszystko zaczęło się w poniedziałek od mojej… nadmiernej pewności siebie. Na niebie pięknie świeciło słońce, chmury znajdowały się gdzieś hen, daleko, a temperatura zdawała się z każdą minutą rosnąć. Mając to wszystko na uwadze, powiedziałem sam do siebie: Niemożliwe, żeby z dnia na dzień pogoda zmieniła się tak jak to zapowiadają. A prognozy głosiły, że nadchodzi tydzień deszczu, a temperatura spadnie o niemal 20 stopni. Ja jednak nie wziąłem ani kurtki, ani żadnego okrycia przeciwdeszczowego…


W Krakowie i Kalwarii…


I tak oto nastał wtorek. Bardzo szybko przekonałem się, że prognozy tym razem się sprawdziły. Apostołowie Fatimy patrzyli na mnie z lekko zażenowanym uśmiechem – jakby prawie wszyscy chcieli mi powiedzieć: A nie mówiliśmy?…


No nic… Trzeba ruszać w drogę. Pierwszym punktem na naszej pielgrzymkowej mapie było Sanktuarium św. Jana Pawła II w Krakowie. Równo w południe wzięliśmy udział we Mszy Świętej, po której odmówiliśmy Koronkę do Bożego Miłosierdzia wraz z Litanią do Najświętszego Serca Pana Jezusa, a następnie mieliśmy możliwość zwiedzania wraz z przewodnikiem miejscowego muzeum i całego sanktuarium. Dla mnie osobiście najważniejszym punktem tegoż zwiedzania była kaplica Świętej Kingi. Kto nie wie dlaczego, tego odsyłam do początku czytanego właśnie teraz tekstu.


Kolejnym punktem naszej trasy była Kalwaria Zebrzydowska i… czy trzeba pisać coś więcej? Napisać, że jest to jedno z najwspanialszych miejsc na duchowej mapie Polski, to nic nie napisać. Powiedzieć, że Apostołowie Fatimy, mimo nieustannie padającego deszczu, byli zachwyceni zarówno, jeśli idzie o doznania turystyczne oraz przede wszystkim religijne, to jakby nic nie powiedzieć.


Ze św. Charbelem…


Niezwykle wzruszającym momentem był dla mnie środowy poranek, kiedy to każdy z obecnych na naszej pielgrzymce zapytał mnie: czy weźmiemy udział we Mszy Świętej. Tak się stało i to pomimo faktu, że musieliśmy przejść pieszo półtora kilometra w nieustających strugach deszczu.


Środa w ogóle była „dniem na odpoczynek”. Apostołowie Fatimy mogli przeżyć ten dzień w dowolny sposób. Zdecydowali jednak, że spędzą go na wspólnej modlitwie i wysłuchaniu kilku przesłań duchowych, jakie dla nich przygotowałem. Na koniec dnia odwiedził nas Jacek Kotula. Wygłosił on poruszający wykład o św. Charbelu Makh­loufie, podczas którego mogliśmy uczcić jego relikwie. Następnie odśpiewaliśmy Apel Jasnogórski.


Fatimskie Sanktuarium na Krzeptówkach


Czwartek z kolei był dniem kulminacji złych warunków atmosferycznych. Tego dnia mieliśmy się udać do Zakopanego do Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej na Krzeptówkach. Nie dość, że deszcz padał i padał, to jeszcze – jak to w Zakopanem – mocno dawał o sobie znać porywisty wiatr. Apostołowie dzielnie to przetrwali…. Po Mszy Świętej zapytałem jednego z kapłanów, czy możemy wspólnie odmówić Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Duchowny oczywiście się zgodził, ale nie to było najbardziej poruszające, tylko to, że do naszej kilkunastoosobowej modlącej się grupy dołączyło kilkadziesiąt osób.


Tak jak wcześniej poinformowałem – starałem się wraz z Apostołami Fatimy odmawiać nie tylko Różaniec i Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Wielu z nich powiedziało, że nie znało wcześniej np. Koronki do Ducha Świętego, Koronki Anielskiej czy też koronek wstawienniczych m. in. do świętego Gerarda, świętego Peregryna czy świętego Franciszka. Odmawialiśmy również litanie, których ja sam nie znałem, jak Litania do Ducha Świętego, po odmówieniu której wywiązała się bardzo ciekawa dyskusja dotycząca wezwania: Duchu Święty, który nas umocniłeś w sakramencie bierzmowania, zmiłuj się nad nami. Apostołowie Fatimy zwrócili uwagę, że tak wielu dziś zapomina, czym jest sakrament bierzmowania i ubolewali, że równie wielu nie chce przyjąć darów Ducha Świętego.


Piękny czas


Cóż więcej mogę napisać? To był naprawdę przepiękny czas. Ludzie, których miałem przyjemność poznać, z którymi rozmawiałem, wspólnie modliłem się i posilałem, są skarbem Kościoła, Polski i naszego Stowarzyszenia. Ja osobiście czułem się, jakbym znał ich od zawsze i jednocześnie mógłbym powiedzieć im o wszystkim, co dobre i co złe. Każdy z Apostołów Fatimy miał swoją własną historię wzlotów i upadków, radości i cierpień, przy których moje problemy są zwykłą błahostką. Każdy jednak przetrwał dobry i trudny czas dzięki wierze w Chrystusa – naszego Pana i Zbawiciela!


Listy od Przyjaciół
 
Listy

Szanowni Państwo!

Cieszę się ze wszystkich kampanii, jakie prowadzicie. Jako osoba wierząca uważam, że jest to wspaniała uczta duchowa. Oglądałam jubileusz Stowarzyszenia ks. Piotra Skargi i życzę Wam wszelkiego dobra. Bóg Wam zapłać za wszystkie lata. Zostańcie z Bogiem!

Barbara ze Środy Śląskiej

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Jestem pełna podziwu za to, co Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi robi na rzecz rodzin. Ja prawdziwie wierzę, że rodzina jest podstawą ładu i porządku społecznego oraz istotnych wartości dla funkcjonowania społeczeństwa. Jestem bardzo wdzięczna Panu Prezesowi za tę kampanię, dzięki której ludzie mogą zrozumieć, co to znaczy być prawdziwym chrześcijaninem. Bardzo pragnę, by nasza polska rodzina stała się miejscem modlitwy, pokoju i chrześcijańskich wartości, na wzór Świętej Rodziny z Nazaretu.

Najświętsza Rodzino, bądź naszą obroną! Tego bardzo pragnie polskie społeczeństwo!

Janina z Lubelskiego

 

 

Szczęść Boże!

Jako Apostołka Fatimy jestem bardzo zadowolona z akcji na rzecz rodziny, ponieważ właśnie rodzina jest najważniejsza. W naszym kraju niestety niszczy się ją najbardziej, jak tylko się da. Mam nadzieję, że Matka Boża pomoże Wam ją obronić. Bez rodzin jesteśmy skończeni. Cieszę się, że są takie akcje jak Wasza. Bardzo proszę o modlitwę – o to żebym wyszła z nowotworu.

Bóg zapłać!

Helena z Krakowa

Szczęść Boże!

Bardzo dziękuję za przepiękne materiały z niedawnej kampanii, a w szczególności za piękną tabliczkę z wizerunkiem Świętej Rodziny. Uważam, że jest to najpiękniejsza akcja z dotychczasowych, które znam. Gratuluję kreatywności! Niech Duch Święty prowadzi Was każdego dnia.

Roman ze Rzgowa

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Od kilku lat moje życie toczy się w cieniu trudnych doświadczeń, które jednak zbliżyły mnie do Jezusa i Maryi. Przez długi czas zmagałam się z problemami rodzinnymi – mąż był chorobliwie zazdrosny, atmosfera w domu była pełna napięcia, a ja nie miałam siły, by się bronić. Do tego doszły obowiązki wobec dzieci, chora siostra i matka w szpitalu. Czułam się przytłoczona, rozważałam rozwód, ale modlitwa dawała mi nadzieję. Prosiłam Boga, by pomógł mi przetrwać albo zakończyć to, co mnie niszczyło. W 2023 roku moje zdrowie załamało się. Trafiłam do szpitala z hemoglobiną na poziomie 6. Przeszłam transfuzję, badania wykazały guzy, zapalenia jelit, wątroby, nadżerki. Lekarze podejrzewali nowotwór. Byłam słaba, nie mogłam jeść ani się modlić. Mimo to ofiarowałam swoje cierpienie za grzeszników. W styczniu 2024, w święto Matki Bożej Gromnicznej, miałam trafić do szpitala, ale mnie nie przyjęto. Oddałam wszystko Bogu, prosząc o siłę i prowadzenie. W kwietniu usłyszałam wewnętrzny głos: „26 kwietnia otrzymasz dobrą wiadomość”. I rzeczywiście – hematolog powiedziała, że przeszczep szpiku nie będzie konieczny. W czerwcu przeszłam operację, podczas której miałam mistyczne doświadczenie. To wydarzenie umocniło moją wiarę. Wróciłam do zdrowia, choć ZUS odmówił mi świadczeń, a sąd pracy nie uwzględnił mojej sytuacji. Mimo to wróciłam do pracy w DPS. Zaangażowałam się w modlitwę za kapłanów w ramach Apostolatu Margaretka i Róż Różańcowych. Mam 14 kapłanów pod opieką modlitewną i 8 róż. Codzienna modlitwa daje mi siłę. W styczniu uczestniczyłam w Dniu Skupienia w Licheniu. To głęboko poruszyło moje serce. Doświadczyłam też duchowych ataków – nocą pojawiały się dziwne światła, cienie, głosy. Modliłam się, odpędzałam je, czułam obecność Pana Jezusa, który mnie chronił. Wierzę, że to była próba. Dziś wiem, że Bóg prowadzi mnie przez wszystko. Moje życie się odmieniło. Po latach wróciłam do spowiedzi, przyjęłam Komunię Świętą… Widzę, jak świat się zmienia, jak ludzie oddalają się od Boga, a ja chcę być świadkiem Jego miłości. Dziękuję Bogu za uzdrowienie, za siłę, za prowadzenie. Moje świadectwo to dowód, że nawet w najciemniejszych chwilach można odnaleźć światło – jeśli tylko otworzy się serce na Bożą obecność.

Marzena

 

 

Szczęść Boże!

Wasza kampania o Aniele Stróżu jest bardzo potrzebna, aby ludzie w niego uwierzyli, prosili go o potrzebne łaski i modlili się do niego. Wszystkie Wasze akcje są bardzo pożyteczne i potrzebne!

Daniela z Włocławka

 

 

Szanowni Państwo!

Dziękuję! Wielkich dzieł dokonujecie. Cieszę się, że należę do Apostolatu Fatimy, że otrzymuję „Przymierze z Maryją”. Bardzo mnie to raduje. Niestety, ogólny kryzys jest odczuwalny. Dzisiaj to wszystko mnie stresuje. Istnieje realne zagrożenie, a społeczeństwo potrzebuje informacji; niestety jest jej mało. Ludzie nadal milczą i stresują się, a władza chce wprowadzać programy deprawujące dzieci i młodzież. Musimy więc uciekać się pod opiekę Świętej Rodziny! Brawo za tę akcję! To jest Boże prawo – proszę nie ustawać!

Mieczysława z Przemyśla

 

 

Szczęść Boże!

Bardzo się cieszę, że powstała akcja dotycząca obrony rodziny. Jestem ojcem piątki dzieci, dzięki którym jestem dumny i szczęśliwy. Dziękuję Bogu za ten wspaniały dar. Proszę o Jego błogosławieństwo dla wszystkich rodzin w naszej Ojczyźnie! Święty Józefie, módl się za nami!

Jan z Lubelskiego

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Bardzo dziękuję całemu Stowarzyszeniu za wszystkie akcje i za „Przymierze z Maryją”. Wasze kampanie prowadzą do szczęścia Bożego na tym świecie i pięknego życia w Niebie. Bóg zapłać, że przyjmujecie to potrzebne natchnienie od Ducha Świętego.

Apostołka Agnieszka z Łódzkiego