Wśród budujących przykładów męczeństwa polskiego duchowieństwa w czasie II wojny światowej i okresie powojennym wymienimy bez zastanowienia 108 męczenników wyniesionych na ołtarze przez św. Jana Pawła II, opisywanego już na łamach „Przymierza z Maryją” ks. Władysława Gurgacza czy 11 sióstr nazaretanek z Nowogródka. Jednak mało kto wie o tym, że podobna postać żyła także… na Łotwie, gdzie polski ksiądz przez wiele lat dzielnie walczył z okupantem zarówno sowieckim, jak i hitlerowskim.
Antoni Juchniewicz – po łotewsku Antons Juhņevičs – urodził się 8 października 1905 roku we wsi Bikava w Łatgalii – jednej z krain historycznych tworzących dzisiejszą Łotwę. Jeszcze od czasów Rzeczypospolitej Obojga Narodów, kiedy ziemie te należały do Inflant, zamieszkiwała tam duża społeczność polska, która wyróżniała się nie tylko językiem, strojem i zwyczajami, ale także wiarą katolicką pośród w większości protestanckich Łotyszów.
Łotewski Polak studiował teologię i filozofię w Seminarium Duchownym w Rydze, a następnie prawo kanoniczne na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów i w 1932 roku przyjął święcenia kapłańskie. Pełnił posługę jako wikariusz w trzech parafiach katolickich na wschodzie Łotwy, by w 1938 roku wreszcie zostać proboszczem parafii św. Anny w Vanagi – z którym to miejscem miała być związana jego zasadnicza działalność i ostatecznie męczeństwo.
Uzbrojeni parafianie w obronie kościoła
Na Łotwie II wojna światowa zaczęła się 17 czerwca 1940 roku, kiedy terytorium całego kraju zostało zajęte przez Armię Czerwoną bez oporu ze strony słabej i mało licznej armii łotewskiej. Ks. Juchniewicz od razu po wkroczeniu sowietów zaangażował się w niepodległościowy ruch oporu, który odmawiał wcielenia Łotwy do państwa bolszewickiego jako nowej republiki sowieckiej. Nie uznał również nowej okupacji hitlerowskiej, która rozpoczęła się latem 1941 roku po ataku Niemiec i ich sojuszników na ZSRS, co spowodowało wyparcie wojsk sowieckich z krajów bałtyckich na trzy lata, ale nie odnowiło ich niepodległości. Kiedy na Łotwie wybuchła epidemia tyfusu i niemieckie władze okupacyjne zakazały wszelkich zgromadzeń publicznych, w tym nabożeństw, ks. Juchniewicz zignorował zakaz i dalej odprawiał Msze Święte, za co tylko cudem uniknął aresztowania.
Sowieci ponownie zajęli Łotwę w roku 1944. Bez względu na to, kto aktualnie był okupantem, ks. Juchniewicz przez cały ten czas ukrywał miejscowych mężczyzn, którzy odmówili przymusowej służby wojskowej w Armii Czerwonej lub w łotewskich formacjach Waffen-SS. Z czasem stali się oni zrębem powstających na Łotwie oddziałów partyzanckich, tzw. Leśnych Braci, którzy podobnie jak polscy Żołnierze Wyklęci walczyli z bronią w ręku przeciwko obydwu okupantom, często płacąc za to najwyższą cenę.
Za sprawą działalności ks. Juchniewicza parafia w Vanagi stała się prawdziwym zagłębiem łotewskiego, antysowieckiego ruchu oporu. Dzięki jego pomocy na Czarcim Bagnie nieopodal wsi wybudowano cztery dobrze zakamuflowane bunkry, w których stacjonował ponad dwudziestoosobowy oddział partyzancki, a kolejnych siedem osób ukrywało się na plebanii. Jednocześnie odważny kapłan prowadził agitację, zachęcając mężczyzn objętych poborem do wstępowania w szeregi oddziałów partyzanckich, aby nie musieli służyć okupantowi. Aktywnie sprzeciwiał się rugowaniu lekcji religii ze szkół. Z ambony otwarcie nazywał sowieckich okupantów „czerwonymi draniami” i wzywał do walki z nimi. Jednocześnie szkolił miejscową ludność w posługiwaniu się bronią oraz w dyscyplinie wojskowej.
Oczywiście taka działalność księdza nie mogła umknąć uwadze służb. Po tym, jak publicznie zrzucił ze ściany portret Stalina w miejscowej szkole, 28 stycznia 1945 roku plebania i kościół w Vanagi zostały zaatakowane przez grupę operacyjną wojsk NKWD. Ks. Juchniewicz natychmiast skrzyknął oddział i rozdał broń mężczyznom ze swojej parafii, którzy stawili się na ochotnika, by bronić swojej świątyni. Spełniając rycerski obowiązek obrony kościoła, łotewscy partyzanci i uzbrojeni parafianie skutecznie odparli atak o wiele lepiej wyposażonego i wyszkolonego przeciwnika, a zaskoczeni oporem enkawudziści wycofali się w upokorzeniu, ponosząc wiele strat.
Program odrodzenia Łotwy i wierność do końca
Oczywiście, po otwartej bitwie z sowieckimi siepaczami ks. Juchniewicz nie mógł dłużej pozostawać w Vanagi i zszedł do podziemia wraz z większością uczestników styczniowej potyczki. Przyjął konspiracyjne pseudonimy „Vientulis” oraz „Monakus”. Ukrywając się, organizował kolejne oddziały i odprawiał Msze Święte dla katolickich partyzantów.
W sierpniu 1945 roku współtworzył Łotewskie Zjednoczenie Strażników (Partyzantów) Ojczyzny, które w założeniach miało być scentralizowaną organizacją koordynującą działalność różnych oddziałów partyzanckich w całym kraju. Ks. Juchniewicz został pierwszym przewodniczącym jego prezydium i dowódcą pionu wojskowego organizacji. Tym sposobem polski ksiądz zapisał się na kartach historii jako jedna z najważniejszych postaci podziemia niepodległościowego na Łotwie! Polak współtworzył również program Zjednoczenia, w którym postulował utworzenie nie tylko organizacji wojskowej, ale też rozbudowanego państwa podziemnego i ruchu społecznego, którego celem byłoby narodowe oraz religijne odrodzenie Łotwy. Z organizacji byli wykluczeni wszyscy, którzy kolaborowali zarówno z sowietami, jak i z Niemcami, a przyszłe państwo łotewskie według wizji ks. Juchniewicza miało być praworządne i narodowe, wolne od komunizmu i nazizmu.
Szczytne idee głoszone przez ks. Juchniewicza i jego towarzyszy musiały jednak zmierzyć się z potężną falą akcji represyjnych i obław organizowanych na łotewskich partyzantów przez coraz silniejsze oddziały Armii Czerwonej i NKWD. Widząc, jak łotewski ruch oporu doświadcza kolejnych klęsk w walce z ekspedycjami karnymi, a najbardziej cierpi na tym ludność cywilna posądzona – słusznie lub nie – o wspieranie partyzantów, polski kapłan postanowił skontaktować się z komisarzem bezpieczeństwa wewnętrznego Łotewskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej i uzgodnić z nim warunki złożenia broni oraz amnestii dla członków podziemia.
Okazało się to katastrofalnym błędem. 27 stycznia 1946 roku ks. Juchniewicz ujawnił się przed władzami sowieckimi w stolicy kraju, Rydze, i wbrew poprzednim zapewnieniom o darowaniu wolności został momentalnie aresztowany. Po wielu miesiącach tortur i pokazowym „procesie” księdza osądzono za „zdradę narodu” i skazano na karę śmierci. Wyrok wykonano na zamku w Rydze przekształconym przez władze sowieckie w więzienie, 14 lutego 1947 roku, metodą „strzału katyńskiego” – w potylicę. Miał 41 lat. Niedługo po tym NKWD aresztowało również najbliższych współpracowników ks. Juchniewicza – ich także wkrótce zamordowano. Tyle właśnie warte były bolszewickie obietnice.
Ks. Antoni Juchniewicz oddał życie za wiarę katolicką i wolną ojczyznę. Jako Polak z pochodzenia był jednocześnie lojalnym obywatelem Łotwy, kraju, w którym się urodził, mieszkał i posługiwał, a z którego narodem Bóg związał jego losy. Ta prawie nieznana w naszym kraju historia jest przepięknym świadectwem wierności, wytrwałości i męstwa polskiego kapłana na dalekich, północnych kresach dawnej Rzeczypospolitej. Niech jego męczeństwo i dobre życie, a także postawa parafian z Vanagi, którzy nie bali się stanąć z bronią w ręku w obronie Kościoła przeciwko wysłannikom stalinowskiego imperium, będzie natchnieniem dla nas, żyjących w tych coraz trudniejszych dla katolików czasach.
Oni „zachowali się jak trzeba” – my też bądźmy gotowi…
Kocham Boga i ludzi
Pani Zofia Kłakowicz wspiera Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi od 2007 roku. Urodziła się w miejscowości Stary Las koło Głuchołaz w województwie opolskim. Tam należała do parafii pod wezwaniem św. Marcina, w której przyjęła wszystkie sakramenty. Po zawarciu małżeństwa, którego 60. rocznicę będzie obchodziła z mężem w przyszłym roku, przeprowadziła się do sąsiedniego Nowego Lasu, do parafii pw. św. Jadwigi Śląskiej.
– Kocham Boga, kocham ludzi i dobrze mi z tym. W domu urządziłam „kaplicę”: krzyż Trójcy Świętej, figury Boga Ojca, Jezusa Miłosiernego, Jezusa Chrystusa – Króla Polski i naszych rodzin oraz figurę Matki Bożej oraz wielu świętych.
Bóg mnie prowadzi
– Ja jestem tylko po siedmiu klasach szkoły podstawowej. Nie miałam możliwości dłużej się uczyć, bo ojciec był inwalidą, mama była po pobycie na Syberii, a poza mną mieli jeszcze troje dzieci i trzeba było ciężko pracować w polu. To niesamowite, jak Pan Bóg mnie prowadził w moim życiu.
Wraz z mężem ufamy Bogu i Go kochamy. Mamy gospodarkę, hodujemy kury, uprawiamy ziemniaki, owoców się pełno u nas rodzi, robimy przetwory, dzielimy się z ludźmi. Ze zdrowiem już różnie bywa, ale nie dajemy się, a córka Katarzyna nam pomaga. Córka mieszka w Bielsku-Białej, wyposaża apteki i szpitale, otwiera i projektuje ludziom apteki. Ma bardzo dobrego męża.
Maryja otarła moje łzy
– Syn Jan zmarł w tamtym roku. To był bardzo dobry człowiek dla ludzi, znana osoba w powiecie. Był mechanikiem samochodowym, miał swój warsztat i dobrze wykonywał swoją pracę. Jego syn i córka teraz pracują w tym warsztacie.
– W tamtym roku, podczas oktawy Bożego Ciała, w święto Najświętszego Serca Pana Jezusa pochowaliśmy go, a w tym roku Matka Boża otarła mi łzy, bo akurat w oktawie zaprosiła mnie do Fatimy. Pan Bóg dał, że córka też skorzystała i była ze mną w tym miejscu, bo też bardzo kocha Pana Boga. Uważam, że to była też nagroda z Nieba.
Z Apostolatem w Fatimie
– Przed wyjazdem do Fatimy córka mi mówiła: „Mamuś, to jest jakieś Stowarzyszenie, ty pieniądze dajesz, a dzisiaj świat jest jaki jest; nie byłaś tam, nie wiesz. Trzeba wziąć pieniądze, bo nie wiadomo, jak będzie. Może trzeba będzie za nocleg zapłacić, może za jakieś obiady”. Ona wzięła i ja wzięłam i był kłopot, bo faktycznie, co się okazało – i to nas bardzo zaskoczyło – że wszystko było domknięte, wszystko było zadbane, była bardzo dobra opieka…
Co było dla mnie bardzo fajne, to pierwsze przeżycie, jeszcze w Krakowie, w hotelu, gdy pan prezes bardzo miło nas przywitał, z uśmiechem i serdecznością, słowami: „Szczęść Boże”. To było dla mnie takie piękne!
Na pielgrzymce poznaliśmy pracowników Stowarzyszenia; moja córka dużo z nimi przebywała. Pani przewodnik powiedziała, że taka paczka, jak nasza, to jest mało spotykana. Było pięknie, nie było kłopotów i na wszystko było dużo czasu. Córka dbała o mnie i Bogu dzięki, że była ze mną. Ja wiem, że to był palec Boży i zasługa Matki Bożej.
W Fatimie wychodziłam trochę wcześniej na Mszę Świętą o szóstej rano. Mieliśmy kapłana, z którym dużo rozmawiałam. Zamówiliśmy Mszę Świętą za Stowarzyszenie, za pracowników Stowarzyszenia oraz ich rodziny i ksiądz ją odprawił. Chcieliśmy w ten sposób wynagrodzić i żeby Pan Bóg Wam wynagrodził, Waszym rodzinom i całej organizacji.
Podziękowania
– Dziękuję Bogu Najwyższemu, Ojcu, Synowi i Duchowi Świętemu, a także Matce Najświętszej za wielkie łaski, którymi mnie obdarzyli. Dziękuję, że żyję bez żadnych uszczerbków na ciele. Jestem pewna, że Pan Jezus czuwa nade mną. Jest to znak, że krzyż jest naszą obroną zawsze, a szczególnie na te ostateczne czasy. Za wszystkie łaski i błogosławieństwa dla mnie i całej rodziny serdecznie dziękuję Stwórcy. Twoja cześć i chwała, po wszystkie wieki wieków. Amen. Wdzięczna Twoja służebnica Zofia.
Oprac. JK
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Pragnę podziękować za wszelkie informacje, broszury i książeczki, jakie otrzymuję od Państwa. Najbardziej cieszy mnie wydawane „Przymierze z Maryją”, ponieważ wiele trudnych spraw zostaje przedstawionych w klarowny sposób, wnosi wiele radości, ale przede wszystkim przybliża nam drogę do naszego Ojca. Czasami trzeba wrócić do początku i odnaleźć siebie, a to niełatwe. Wy w tym pomagacie. I róbcie to nadal, bo tego potrzebujemy.
„Przymierze z Maryją” jest początkiem. I z tego zrezygnować nie warto. To moje skromne zdanie, które podyktowane jest szczerą troską o byt „Przymierza…”. Sama jestem w trudnej sytuacji finansowej, dwoje dzieci uczących się poza domem to niemałe koszty. I dlatego z mężem postanowiliśmy ograniczyć wszystko do minimum przez jakiś czas, żeby stać nas było na utrzymanie domu. W dzisiejszych czasach jest to niełatwe zadanie, bo przez ostatnie lata przyzwyczailiśmy się do spełniania wszystkich swoich pragnień i zachcianek i nas też to się tyczy. Jednak trzeba wybrać, co w danym momencie jest ważniejsze. Nawet w pewnym momencie rozważaliśmy rezygnację z comiesięcznego datku na rzecz Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi, ale moje sumienie by tego nie zniosło, więc nadal będziemy Państwa wspierać finansowo oraz codzienną modlitwą. Proszę Was zarazem o modlitwę za moją rodzinę, by wspólnie umiała przetrwać trudne chwile. Ja nie mogę ofiarować nic poza tym. Zatem bardzo mi przykro, że tak jest, ale z ufnością patrzę w przyszłość i wiem, że będziemy oglądać owoce Waszej działalności. Serdecznie pozdrawiam i polecam Was opiece naszej Matuchny Matki Bożej Rychwałdzkiej.
Dagmara z mężem
Szanowni Państwo
Bardzo dziękuję za Wasz wkład w krzewienie prawd wiary. Pragnę podziękować za otrzymane materiały edukacyjne, które poszerzają moją wiedzę religijną. Życzę Wam błogosławieństwa Bożego i obfitych łask w działalności. Trzeba dbać o to, aby wiara nie wygasła. Szczęść Wam Boże!
Jadwiga
Szczęść Boże!
Dziękuję za prowadzenie tak pięknych i potrzebnych akcji katolickich. W miarę moich możliwości wspieram Was w tym pięknym dziele materialnie i duchowo. Życzę Wam, abyście kontynuowali to dzieło jak najdłużej. Pozdrawiam serdecznie!
Janina z Krakowa
Szanowny Panie Prezesie
Wspominając niedawną konferencję „Czy chrześcijanie są skazani na ewolucję”, chciałbym bardzo podziękować za niezwykłą możliwość uczestniczenia w niej. Jest to dla mnie jedyna okazja do kontaktu na żywo z najwybitniejszymi naukowcami, którzy sami odnaleźli właściwą drogę prawdy, a teraz wskazują ją innym. Takie spotkanie to coś absolutnie bezcennego, co będę wspominał jako najpiękniejsze chwile w moim życiu. Pragnę podziękować wszystkim osobom zaangażowanym w to niezwykle ważne przedsięwzięcie.
Te wszystkie dzieła, co zrozumiałe, wymagają poświęcenia oraz wsparcia również finansowego. Chyba wszyscy to rozumieją, widząc przecież efekty Państwa działalności, ale zapewne widzi to również ta druga strona, która robi wszystko, aby to zniszczyć, co jest najlepszym dowodem na właściwy kierunek Państwa działalności. Doskonale zdają sobie z tego sprawę wszystkie siły, które wiedzą, że tego ewolucjonistycznego matactwa zapewne nie da się już długo utrzymać. Myślę, że właśnie dlatego sam plan zniszczenia musi być doskonały i właśnie dlatego postanowiono uderzyć w korzenie, czyli członków Państwa organizacji, tak, by nie mogli wesprzeć dalszego rozwoju tych dzieł.
Rozwiązania, które obecnie wdraża się w firmach produkcyjnych, to kierunek dokładnie wskazany przez śp. Pana Krzysztofa Karonia w polecanym przez niego filmie „Amerykańska fabryka” – dostępnym na Netflixie. Plan, który przygotowany jest krok po kroku dla wszystkich narodów. Myślę, że dlatego choć chcielibyśmy ogromnie pomóc dalszemu rozwojowi Państwa działalności, to będzie to coraz trudniejsze.
Rozwój Państwa wszechstronnej działalności na polu wiary – (by wspomnieć choćby o Apostolacie Fatimy czy piśmie „Przymierze z Maryją”), historii, polityki, prawa – Ordo Iuris, nauki – „Polonia Christiana” i informacji – PCh24.pl, Klubie Przyjaciół, to wszystko z dumą przypomina mi, że jestem Polakiem, a moi bracia i siostry, twórcy tych pięknych dzieł, przypominają mi o właściwej postawie moralnej.
Temat ewolucji inspirował mnie, odkąd pamiętam. Brakujące ogniwo, które „na pewno jest” i „niebawem wam go ukażemy”, to temat flagowy wszystkich „naukowych czasopism”. A ja, posiadając jedynie maturę, mam nadzieję, że większość wykładów rozumiem, bo przedstawione są w takiej formie, aby wszyscy mogli zobaczyć to, co najwybitniejszym umysłom udało się dostrzec pod mikroskopem. Ich geniusz dodatkowo polega na obserwacji zjawisk zachodzących w ułamkach sekund w mikro i makroskali.
Podsumowując, w mojej skromnej opinii pomysł udostępnienia tej wiedzy wszystkim chętnym jest wyrazem chrześcijańskiej miłości, wskazującej właściwą drogę do Boga. Przecież to nasz Stwórca oddał nam ziemię, abyśmy czynili ją sobie poddaną, nie czyniąc wiedzy tajemną, tylko dla wybranych. Jeszcze raz niech będzie mi wolno podziękować za całą działalność Państwa organizacji.
Z wyrazami szacunku
Czytelnik
Szczęść Boże!
Wasza działalność zasługuje na szacunek i podziw! Otwieracie drzwi do serc ludzi zagubionych, pokazujecie inną drogę – uświadamiając, że życie to nie tylko praca, ale przede wszystkim duchowe potrzeby, które dają nadzieję i siłę do życia. Walczcie o serca, które są jeszcze uśpione. Powodzenia!
Anna z Mysłowic
Szczęść Boże!
Pragnę z całego serca podziękować za dwumiesięcznik „Przymierze z Maryją”. Od kilku lat gości on w moim rodzinnym domu, niosąc umocnienie duchowe, światło i pokój. I niech tak pozostanie jak najdłużej.
Daniel