
Pierwszą z rzeczy ostatecznych czekających nieuchronnie każdego człowieka jest śmierć. Współczesna, zlaicyzowana kultura postrzega ją z jednej strony jako zjawisko czysto naturalne, to znaczy wpisane w naturę ludzką, a z drugiej jednak w jakiś sposób próbuje od tematu śmierci uciekać. W perspektywie chrześcijańskiej śmierć nie jest jednak czymś naturalnym w tym sensie, że Pan Bóg stwarzając Adama, nie stworzył śmierci. Dusza ludzka, jak wiemy jest nieśmiertelna. Śmierć jest odłączeniem duszy od ciała. To odłączenie dokonuje się ze względu na odwrócenie się Adama od Boga, poprzez grzech pierwszego człowieka.
Zatem Bóg nie jest „wynalazcą” śmierci, ale jak mówi Pismo Święte, śmierć weszła na świat przez zawiść diabła (Mdr 2,24). Człowiek umiera, gdyż śmierć jest skutkiem grzechu pierworodnego, który dotyka każdego człowieka, o czym pisze św. Paweł w Liście do Rzymian: Dlatego też jak przez jednego człowieka grzech wszedł na świat, a przez grzech śmierć, i w ten sposób śmierć przeszła na wszystkich ludzi, ponieważ wszyscy zgrzeszyli (Rz 5,12).
Skutek grzechu pierworodnego
Skutkiem grzechu pierworodnego jest także osłabienie natury ludzkiej, popadnięcie w niewolę grzechu oraz sprowadzenie na człowieka gniewu Bożego. Możemy więc powiedzieć, że Bóg stworzył człowieka nieobciążonego słabościami woli i rozumu, stworzył go obdarzonego przyjaźnią Bożą, a celem tego człowieka miało być ostateczne zjednoczenie z Bogiem, który sam jest pełnią życia, i dzielenie z Nim Jego radości wiecznej. Grzech pierworodny cały ten pierwotny zamysł Boga niweczy. Gdyby więc nie zbawienie w Chrystusie, każdy człowiek nie tylko byłby skazany na śmierć (która jest skutkiem grzechu), ale byłby też skazany na potępienie, które jest owocem i konsekwencją grzechu.
Dzięki Chrystusowi zostaliśmy odkupieni. Owo odkupienie zostało podarowane każdemu człowiekowi, bo za wszystkich Zbawiciel umarł, ale nie oznacza to, że jest ono czymś dokonującym się automatycznie. Żeby być zbawionym należy uwierzyć i przyjąć chrzest, a następnie w tej wierze wytrwać i sukcesywnie starać się żyć według daru łaski, jaki został nam dany, a nie według okaleczonej ludzkiej natury, która pozostaje skłonna do grzechu.
Bać się śmierci?
Dzięki Chrystusowi zatem śmierć nie jest aktem ostatecznym lub aktem zmierzającym do wiecznego potępienia. Śmierć człowieka wierzącego może stać się bramą prowadzącą do ostatecznego zjednoczenia z Bogiem. Rodzi się więc pytanie, czy katolik powinien bać się śmierci, skoro jest ona nieuchronna i skoro zostaliśmy usprawiedliwieni w Chrystusie? Odpowiedź na to pytanie oczywiście nie jest całkowicie jednoznaczna. Chrystus nas zbawił, ale przecież zdajemy sobie sprawę, że na co dzień jest w nas jeszcze dużo „starego człowieka”. Nie zawsze jesteśmy wierni Bogu. Zarzewie grzechu w nas pozostaje i póki żyjemy, zmagamy się z nieprzyjacielem rodzaju ludzkiego.
Zatem to, czy dostąpimy zbawienia, nie jest dla nas oczywiste. Śmierć zaś jest wydarzeniem, w którym bardzo dotkliwie doświadczamy owego fundamentalnego okaleczenia naszej natury, stworzonej przecież dla życia. Powinniśmy zatem lękać się śmierci ze względu na świadomość własnej grzeszności i ze względu na fakt, że ze śmiercią wiąże się druga rzecz ostateczna, jaką jest sąd. Z drugiej strony życie chrześcijańskie, życie łaską uświęcającą, ma owocować coraz większą miłością do Boga i to realną i jednoczącą miłością. Chrześcijanin nie tylko wierzy, że Bóg jest, ale coraz bardziej Bogu się oddaje, coraz bardziej do Niego należy, z Nim się jednoczy i doświadcza Jego realnej obecności, bo Bóg coraz bardziej w nas naprawdę żyje.
Tęsknota za Bogiem
Tajemnica zbawienia obiecuje nam nie tylko spotkanie z naszym Panem po śmierci, ale też obiecuje, że jeśli uwierzymy w Chrystusa i poddamy się Jego miłosnemu panowaniu w naszym życiu, to przyjdzie do nas i uczyni w nas mieszkanie wraz z Ojcem i Duchem Świętym. Chrześcijanin jest rzeczywiście świątynią Boga. Jeśli tę świątynię (własną duszę) bezcześci, to jeszcze bardziej będzie godzien gniewu Bożego. Jeśli zaś Boga umiłuje i w tej miłości Mu się odda, to coraz bardziej będzie za Nim tęsknił.
I rzeczywiście, niektórzy święci, właśnie ze względu na doskonałą miłość Bożą, która usuwa lęk (Por. 1J 4,18) coraz bardziej za Bogiem tęsknili. Z tego względu, kiedy św. Paweł pisał o swoim bliskim już „odejściu”, mówił, że dla niego dobrze jest odejść i że śmierć jest dla Niego zyskiem – bo jest aktem ostatecznego i całkowitego zjednoczenia z Chrystusem.
Również wielu innych świętych, ze względu na miłość Chrystusa, wręcz tęskniło za tym zjednoczeniem. Święta Teresa z Ávili mówiła na przykład, że umiera, bo nie umiera – to znaczy cierpi śmiertelne katusze ze względu na palącą ją tęsknotę, która zostanie ugaszona dopiero w momencie śmierci, w której ostatecznie zjednoczy się z Chrystusem. Miłość zatem przynagla nas do oczekiwania na spotkanie z Bogiem.
Świadomość własnej grzeszności rodzi obawę przed sądem. Wydaje się, że ani o jednym, ani o drugim w zdrowej duchowości nie powinniśmy zapominać, aczkolwiek miłość powinna zwyciężać lęk wraz z sukcesywnym pokonywaniem grzechu w naszym życiu.
Troska o zbawienie bliźnich
Owa dwuznaczność i złożoność śmierci powinna też kształtować właściwą postawę wobec naszych bliskich, którzy odchodzą. Śmierć powinna budzić w nas troskę o ich zbawienie. Troska ta wynika oczywiście z nadziei płynącej z Bożego Miłosierdzia, ale też ze świadomości, że człowiek potrzebuje oczyszczenia, bo z powodu swoich grzechów zasługuje na karę. I chociaż pierwszym odruchem naszej natury w momencie odejścia bliskich są smutek, żal i tęsknota, to jednak pierwszym poruszeniem duszy ożywionej wiarą winna być troska o ich zbawienie.
Ta troska właściwie powinna nam bardzo mocno towarzyszyć, kiedy nasi bliscy jeszcze żyją, a zwłaszcza kiedy zbliżają się do końca ziemskiego życia. Żal, płacz i smutek oczywiście są również czymś naturalnym i właściwym. W niektórych sektach protestanckich uczy się wręcz, że w obliczu śmierci bliskich powinniśmy się radować, gdyż przeszli oni do lepszego życia. Jest to oczywiście skandaliczna postawa. Po pierwsze; nie mamy pewności, czy człowiek jest zbawiony. Mamy taką nadzieję ze względu na miłość i Miłosierdzie Boże. A po drugie; nawet gdybyśmy mieli pewność czyjegoś zbawienia, to żal i smutek są czymś naturalnym i oczywistym, zważywszy na to, czym sama śmierć jest – a jest ona, pomimo zbawienia, które daje nam udział w zmartwychwstaniu i życiu wiecznym, skutkiem grzechu pierworodnego i jest de facto rozłąką fizyczną z naszymi bliskimi.
Miara smutku jednak nie powinna przekraczać granicy rozpaczy. Właśnie ze względu na Chrystusa wierzymy i ufamy, że możemy mieć udział w zbawieniu, a więc nasza rozłąka z bliskimi nie musi być ostateczna. Zatem w obliczu śmierci bliskich powinniśmy się smucić smutkiem, który wypływa z miłości. Jednocześnie ten smutek ożywiony wiarą powinien skłaniać nas do modlitwy za zmarłych, a zwłaszcza do zamawiania intencji mszalnych za zmarłych, co jest największą pomocą dla ich zbawienia. Nadzieja w naszych sercach powinna zaś nas skłaniać do jeszcze większego umiłowania Boga i do jeszcze gorętszego zabiegania o własne zbawienie. Wreszcie pamięć o zbawczym dziele Chrystusa, który odebrał śmierci rys ostateczności, winna pobudzać nas do jeszcze większego umiłowania i wdzięczności względem Boga.
Sąd szczegółowy
To przełamanie nadprzyrodzoną nadzieją ludzkiego żalu z powodu śmierci jest oczywiście owocem wiary i z niej wypływa. Wierzymy bowiem, że po śmierci człowiek natychmiast staje w obliczu sądu szczegółowego. Ten sąd jest indywidualny i dokonuje się na nim osądzenie naszego życia i naszych uczynków. Nie należy jednak postrzegać tego sądu jak pewnej miary ilościowej. Nie chodzi tutaj o to, czy ktoś miał więcej czynów dobrych, czy złych, ale o to, czy rzeczywiście kochał Boga. Będziemy sądzeni z miłości. Grzesznik, który pokochał Boga i się nawrócił, ma odpuszczone grzechy, a przez to ma udział w zbawieniu.
Człowiek sprawiedliwy, który Bogiem pogardzał, jest zagrożony karą potępienia wiecznego. I nie chodzi tutaj jedynie o miłość ludzką, ale o miłość nadprzyrodzoną, która jest w nas obecna, kiedy znajdujemy się w stanie łaski uświęcającej. Zatem człowiek, który umiera w stanie łaski uświęcającej, dostąpi zbawienia. Człowiek, który utracił tę łaskę i nie odzyskał jej w sakramencie pokuty lub przynajmniej nie wzbudził żalu ze względu na grzech i utratę owej łaski, będzie potępiony. Wyrok sądu szczegółowego dokonuje się niezwłocznie. Kara lub nagroda zostaje udzielona natychmiast – oczywiście samej duszy odłączonej od ciała i oczekującej na zmartwychwstanie. W przypadku zbawienia jednak, jeśli człowiek nie odpokutował za swoje grzechy i nie oczyścił się z ich skutków, nagroda Nieba i oglądania Boga (aczkolwiek jest pewne, co już powoduje radość duszy), zostają odroczone na czas oczyszczenia w czyśćcu.
Sąd ostateczny
Sąd Ostateczny, który dokona się na końcu czasów, nie jest ani powtórzeniem sądu szczegółowego, ani nie jest sądem „drugiej instancji”. Jest on czymś zupełnie innym. Jest sądem, można powiedzieć, globalnym. Jest ostatecznym zwycięstwem Chrystusa, ogłoszeniem Jego panowania i ujawnieniem Boskich zamysłów. Można powiedzieć, że jest to moment, w którym działanie Boga, jego obecność i nasze współdziałanie z Nim lub przeciwstawianie się Jemu stanie się jasne i jednoznaczne w kontekście całej historii zbawienia.
O ile na sądzie szczegółowym zostanie oceniona nasza indywidualna rola w wielkim spektaklu zbawienia, o tyle na Sądzie Ostatecznym zostanie ukazany cały ów spektakl Bożej historii oraz znaczenie naszej w nim roli. Będzie to bezwzględne objawienie Boskiego majestatu i Bożej mądrości. I będzie to jednocześnie moment zwieńczenia całego dzieła zbawienia – wraz z powszechnym zmartwychwstaniem, odrodzeniem i spełnieniem każdego zbawionego w całej jego osobie – również w jego cielesności.
Kilka miesięcy temu moja starsza córka – Kinga – zapytała: Tato, ilu masz przyjaciół? Moja odpowiedź brzmiała: Jednego – wujka Kacpra, na co Kinga zareagowała słowami: Uuuuu… To bardzo mało. Podejrzewam, że nie zrozumiała nic z mojego miniwykładu, iż nie liczy się ilość, tylko jakość… Kacper nigdy mnie nie zawiódł; gdy tylko może, służy mi pomocną dłonią; nie wstydzi się odmawiać ze mną publicznie Różańca; zawsze potrafi mnie wysłuchać, gdy trzeba – pocieszyć lub przywołać do porządku…
Na pewno każda z osób czytających ten tekst ma teraz przed oczami swojego przyjaciela lub przyjaciółkę, którzy czasem potrafią być bliżsi niż rodzeństwo. Jak zareagowalibyście, Drodzy Państwo, gdybym poinformował, że pewnego wrześniowego, deszczowego tygodnia miałem zaszczyt i przyjemność poznać kilkanaście osób, których tak jak Kacpra mógłbym nazwać moimi przyjaciółmi? Tak, tak… Spotkałem takich ludzi i – co ciekawe – wszyscy znajdowali się w jednym miejscu, czyli Centrum Szkoleniowo-Konferencyjnym im. Ks. Piotra Skargi w Zawoi. Tak, proszę Państwa, chodzi o Apostołów Fatimy i ich bliskich, którymi dane mi było opiekować się podczas wyjazdu pielgrzymkowego po Małopolsce.
Pięć dni…
W ciągu trwającego pięć dni wyjazdu wysłuchałem dziesiątek przeróżnych – czasem smutnych, niekiedy poruszających, często zabawnych, ale zawsze opowiedzianych z pasją – historii, rozmawiałem na setki różnych tematów i odmówiłem niezliczoną liczbę przepięknych modlitw, litanii i koronek, ale o tym za moment…
Wszystko zaczęło się w poniedziałek od mojej… nadmiernej pewności siebie. Na niebie pięknie świeciło słońce, chmury znajdowały się gdzieś hen, daleko, a temperatura zdawała się z każdą minutą rosnąć. Mając to wszystko na uwadze, powiedziałem sam do siebie: Niemożliwe, żeby z dnia na dzień pogoda zmieniła się tak jak to zapowiadają. A prognozy głosiły, że nadchodzi tydzień deszczu, a temperatura spadnie o niemal 20 stopni. Ja jednak nie wziąłem ani kurtki, ani żadnego okrycia przeciwdeszczowego…
W Krakowie i Kalwarii…
I tak oto nastał wtorek. Bardzo szybko przekonałem się, że prognozy tym razem się sprawdziły. Apostołowie Fatimy patrzyli na mnie z lekko zażenowanym uśmiechem – jakby prawie wszyscy chcieli mi powiedzieć: A nie mówiliśmy?…
No nic… Trzeba ruszać w drogę. Pierwszym punktem na naszej pielgrzymkowej mapie było Sanktuarium św. Jana Pawła II w Krakowie. Równo w południe wzięliśmy udział we Mszy Świętej, po której odmówiliśmy Koronkę do Bożego Miłosierdzia wraz z Litanią do Najświętszego Serca Pana Jezusa, a następnie mieliśmy możliwość zwiedzania wraz z przewodnikiem miejscowego muzeum i całego sanktuarium. Dla mnie osobiście najważniejszym punktem tegoż zwiedzania była kaplica Świętej Kingi. Kto nie wie dlaczego, tego odsyłam do początku czytanego właśnie teraz tekstu.
Kolejnym punktem naszej trasy była Kalwaria Zebrzydowska i… czy trzeba pisać coś więcej? Napisać, że jest to jedno z najwspanialszych miejsc na duchowej mapie Polski, to nic nie napisać. Powiedzieć, że Apostołowie Fatimy, mimo nieustannie padającego deszczu, byli zachwyceni zarówno, jeśli idzie o doznania turystyczne oraz przede wszystkim religijne, to jakby nic nie powiedzieć.
Ze św. Charbelem…
Niezwykle wzruszającym momentem był dla mnie środowy poranek, kiedy to każdy z obecnych na naszej pielgrzymce zapytał mnie: czy weźmiemy udział we Mszy Świętej. Tak się stało i to pomimo faktu, że musieliśmy przejść pieszo półtora kilometra w nieustających strugach deszczu.
Środa w ogóle była „dniem na odpoczynek”. Apostołowie Fatimy mogli przeżyć ten dzień w dowolny sposób. Zdecydowali jednak, że spędzą go na wspólnej modlitwie i wysłuchaniu kilku przesłań duchowych, jakie dla nich przygotowałem. Na koniec dnia odwiedził nas Jacek Kotula. Wygłosił on poruszający wykład o św. Charbelu Makhloufie, podczas którego mogliśmy uczcić jego relikwie. Następnie odśpiewaliśmy Apel Jasnogórski.
Fatimskie Sanktuarium na Krzeptówkach
Czwartek z kolei był dniem kulminacji złych warunków atmosferycznych. Tego dnia mieliśmy się udać do Zakopanego do Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej na Krzeptówkach. Nie dość, że deszcz padał i padał, to jeszcze – jak to w Zakopanem – mocno dawał o sobie znać porywisty wiatr. Apostołowie dzielnie to przetrwali…. Po Mszy Świętej zapytałem jednego z kapłanów, czy możemy wspólnie odmówić Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Duchowny oczywiście się zgodził, ale nie to było najbardziej poruszające, tylko to, że do naszej kilkunastoosobowej modlącej się grupy dołączyło kilkadziesiąt osób.
Tak jak wcześniej poinformowałem – starałem się wraz z Apostołami Fatimy odmawiać nie tylko Różaniec i Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Wielu z nich powiedziało, że nie znało wcześniej np. Koronki do Ducha Świętego, Koronki Anielskiej czy też koronek wstawienniczych m. in. do świętego Gerarda, świętego Peregryna czy świętego Franciszka. Odmawialiśmy również litanie, których ja sam nie znałem, jak Litania do Ducha Świętego, po odmówieniu której wywiązała się bardzo ciekawa dyskusja dotycząca wezwania: Duchu Święty, który nas umocniłeś w sakramencie bierzmowania, zmiłuj się nad nami. Apostołowie Fatimy zwrócili uwagę, że tak wielu dziś zapomina, czym jest sakrament bierzmowania i ubolewali, że równie wielu nie chce przyjąć darów Ducha Świętego.
Piękny czas
Cóż więcej mogę napisać? To był naprawdę przepiękny czas. Ludzie, których miałem przyjemność poznać, z którymi rozmawiałem, wspólnie modliłem się i posilałem, są skarbem Kościoła, Polski i naszego Stowarzyszenia. Ja osobiście czułem się, jakbym znał ich od zawsze i jednocześnie mógłbym powiedzieć im o wszystkim, co dobre i co złe. Każdy z Apostołów Fatimy miał swoją własną historię wzlotów i upadków, radości i cierpień, przy których moje problemy są zwykłą błahostką. Każdy jednak przetrwał dobry i trudny czas dzięki wierze w Chrystusa – naszego Pana i Zbawiciela!
Szanowni Państwo!
Cieszę się ze wszystkich kampanii, jakie prowadzicie. Jako osoba wierząca uważam, że jest to wspaniała uczta duchowa. Oglądałam jubileusz Stowarzyszenia ks. Piotra Skargi i życzę Wam wszelkiego dobra. Bóg Wam zapłać za wszystkie lata. Zostańcie z Bogiem!
Barbara ze Środy Śląskiej
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Jestem pełna podziwu za to, co Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi robi na rzecz rodzin. Ja prawdziwie wierzę, że rodzina jest podstawą ładu i porządku społecznego oraz istotnych wartości dla funkcjonowania społeczeństwa. Jestem bardzo wdzięczna Panu Prezesowi za tę kampanię, dzięki której ludzie mogą zrozumieć, co to znaczy być prawdziwym chrześcijaninem. Bardzo pragnę, by nasza polska rodzina stała się miejscem modlitwy, pokoju i chrześcijańskich wartości, na wzór Świętej Rodziny z Nazaretu.
Najświętsza Rodzino, bądź naszą obroną! Tego bardzo pragnie polskie społeczeństwo!
Janina z Lubelskiego
Szczęść Boże!
Jako Apostołka Fatimy jestem bardzo zadowolona z akcji na rzecz rodziny, ponieważ właśnie rodzina jest najważniejsza. W naszym kraju niestety niszczy się ją najbardziej, jak tylko się da. Mam nadzieję, że Matka Boża pomoże Wam ją obronić. Bez rodzin jesteśmy skończeni. Cieszę się, że są takie akcje jak Wasza. Bardzo proszę o modlitwę – o to żebym wyszła z nowotworu.
Bóg zapłać!
Helena z Krakowa
Szczęść Boże!
Bardzo dziękuję za przepiękne materiały z niedawnej kampanii, a w szczególności za piękną tabliczkę z wizerunkiem Świętej Rodziny. Uważam, że jest to najpiękniejsza akcja z dotychczasowych, które znam. Gratuluję kreatywności! Niech Duch Święty prowadzi Was każdego dnia.
Roman ze Rzgowa
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Od kilku lat moje życie toczy się w cieniu trudnych doświadczeń, które jednak zbliżyły mnie do Jezusa i Maryi. Przez długi czas zmagałam się z problemami rodzinnymi – mąż był chorobliwie zazdrosny, atmosfera w domu była pełna napięcia, a ja nie miałam siły, by się bronić. Do tego doszły obowiązki wobec dzieci, chora siostra i matka w szpitalu. Czułam się przytłoczona, rozważałam rozwód, ale modlitwa dawała mi nadzieję. Prosiłam Boga, by pomógł mi przetrwać albo zakończyć to, co mnie niszczyło. W 2023 roku moje zdrowie załamało się. Trafiłam do szpitala z hemoglobiną na poziomie 6. Przeszłam transfuzję, badania wykazały guzy, zapalenia jelit, wątroby, nadżerki. Lekarze podejrzewali nowotwór. Byłam słaba, nie mogłam jeść ani się modlić. Mimo to ofiarowałam swoje cierpienie za grzeszników. W styczniu 2024, w święto Matki Bożej Gromnicznej, miałam trafić do szpitala, ale mnie nie przyjęto. Oddałam wszystko Bogu, prosząc o siłę i prowadzenie. W kwietniu usłyszałam wewnętrzny głos: „26 kwietnia otrzymasz dobrą wiadomość”. I rzeczywiście – hematolog powiedziała, że przeszczep szpiku nie będzie konieczny. W czerwcu przeszłam operację, podczas której miałam mistyczne doświadczenie. To wydarzenie umocniło moją wiarę. Wróciłam do zdrowia, choć ZUS odmówił mi świadczeń, a sąd pracy nie uwzględnił mojej sytuacji. Mimo to wróciłam do pracy w DPS. Zaangażowałam się w modlitwę za kapłanów w ramach Apostolatu Margaretka i Róż Różańcowych. Mam 14 kapłanów pod opieką modlitewną i 8 róż. Codzienna modlitwa daje mi siłę. W styczniu uczestniczyłam w Dniu Skupienia w Licheniu. To głęboko poruszyło moje serce. Doświadczyłam też duchowych ataków – nocą pojawiały się dziwne światła, cienie, głosy. Modliłam się, odpędzałam je, czułam obecność Pana Jezusa, który mnie chronił. Wierzę, że to była próba. Dziś wiem, że Bóg prowadzi mnie przez wszystko. Moje życie się odmieniło. Po latach wróciłam do spowiedzi, przyjęłam Komunię Świętą… Widzę, jak świat się zmienia, jak ludzie oddalają się od Boga, a ja chcę być świadkiem Jego miłości. Dziękuję Bogu za uzdrowienie, za siłę, za prowadzenie. Moje świadectwo to dowód, że nawet w najciemniejszych chwilach można odnaleźć światło – jeśli tylko otworzy się serce na Bożą obecność.
Marzena
Szczęść Boże!
Wasza kampania o Aniele Stróżu jest bardzo potrzebna, aby ludzie w niego uwierzyli, prosili go o potrzebne łaski i modlili się do niego. Wszystkie Wasze akcje są bardzo pożyteczne i potrzebne!
Daniela z Włocławka
Szanowni Państwo!
Dziękuję! Wielkich dzieł dokonujecie. Cieszę się, że należę do Apostolatu Fatimy, że otrzymuję „Przymierze z Maryją”. Bardzo mnie to raduje. Niestety, ogólny kryzys jest odczuwalny. Dzisiaj to wszystko mnie stresuje. Istnieje realne zagrożenie, a społeczeństwo potrzebuje informacji; niestety jest jej mało. Ludzie nadal milczą i stresują się, a władza chce wprowadzać programy deprawujące dzieci i młodzież. Musimy więc uciekać się pod opiekę Świętej Rodziny! Brawo za tę akcję! To jest Boże prawo – proszę nie ustawać!
Mieczysława z Przemyśla
Szczęść Boże!
Bardzo się cieszę, że powstała akcja dotycząca obrony rodziny. Jestem ojcem piątki dzieci, dzięki którym jestem dumny i szczęśliwy. Dziękuję Bogu za ten wspaniały dar. Proszę o Jego błogosławieństwo dla wszystkich rodzin w naszej Ojczyźnie! Święty Józefie, módl się za nami!
Jan z Lubelskiego
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Bardzo dziękuję całemu Stowarzyszeniu za wszystkie akcje i za „Przymierze z Maryją”. Wasze kampanie prowadzą do szczęścia Bożego na tym świecie i pięknego życia w Niebie. Bóg zapłać, że przyjmujecie to potrzebne natchnienie od Ducha Świętego.
Apostołka Agnieszka z Łódzkiego