Pierwszą z rzeczy ostatecznych czekających nieuchronnie każdego człowieka jest śmierć. Współczesna, zlaicyzowana kultura postrzega ją z jednej strony jako zjawisko czysto naturalne, to znaczy wpisane w naturę ludzką, a z drugiej jednak w jakiś sposób próbuje od tematu śmierci uciekać. W perspektywie chrześcijańskiej śmierć nie jest jednak czymś naturalnym w tym sensie, że Pan Bóg stwarzając Adama, nie stworzył śmierci. Dusza ludzka, jak wiemy jest nieśmiertelna. Śmierć jest odłączeniem duszy od ciała. To odłączenie dokonuje się ze względu na odwrócenie się Adama od Boga, poprzez grzech pierwszego człowieka.
Zatem Bóg nie jest „wynalazcą” śmierci, ale jak mówi Pismo Święte, śmierć weszła na świat przez zawiść diabła (Mdr 2,24). Człowiek umiera, gdyż śmierć jest skutkiem grzechu pierworodnego, który dotyka każdego człowieka, o czym pisze św. Paweł w Liście do Rzymian: Dlatego też jak przez jednego człowieka grzech wszedł na świat, a przez grzech śmierć, i w ten sposób śmierć przeszła na wszystkich ludzi, ponieważ wszyscy zgrzeszyli (Rz 5,12).
Skutkiem grzechu pierworodnego jest także osłabienie natury ludzkiej, popadnięcie w niewolę grzechu oraz sprowadzenie na człowieka gniewu Bożego. Możemy więc powiedzieć, że Bóg stworzył człowieka nieobciążonego słabościami woli i rozumu, stworzył go obdarzonego przyjaźnią Bożą, a celem tego człowieka miało być ostateczne zjednoczenie z Bogiem, który sam jest pełnią życia, i dzielenie z Nim Jego radości wiecznej. Grzech pierworodny cały ten pierwotny zamysł Boga niweczy. Gdyby więc nie zbawienie w Chrystusie, każdy człowiek nie tylko byłby skazany na śmierć (która jest skutkiem grzechu), ale byłby też skazany na potępienie, które jest owocem i konsekwencją grzechu.
Dzięki Chrystusowi zostaliśmy odkupieni. Owo odkupienie zostało podarowane każdemu człowiekowi, bo za wszystkich Zbawiciel umarł, ale nie oznacza to, że jest ono czymś dokonującym się automatycznie. Żeby być zbawionym należy uwierzyć i przyjąć chrzest, a następnie w tej wierze wytrwać i sukcesywnie starać się żyć według daru łaski, jaki został nam dany, a nie według okaleczonej ludzkiej natury, która pozostaje skłonna do grzechu.
Dzięki Chrystusowi zatem śmierć nie jest aktem ostatecznym lub aktem zmierzającym do wiecznego potępienia. Śmierć człowieka wierzącego może stać się bramą prowadzącą do ostatecznego zjednoczenia z Bogiem. Rodzi się więc pytanie, czy katolik powinien bać się śmierci, skoro jest ona nieuchronna i skoro zostaliśmy usprawiedliwieni w Chrystusie? Odpowiedź na to pytanie oczywiście nie jest całkowicie jednoznaczna. Chrystus nas zbawił, ale przecież zdajemy sobie sprawę, że na co dzień jest w nas jeszcze dużo „starego człowieka”. Nie zawsze jesteśmy wierni Bogu. Zarzewie grzechu w nas pozostaje i póki żyjemy, zmagamy się z nieprzyjacielem rodzaju ludzkiego.
Zatem to, czy dostąpimy zbawienia, nie jest dla nas oczywiste. Śmierć zaś jest wydarzeniem, w którym bardzo dotkliwie doświadczamy owego fundamentalnego okaleczenia naszej natury, stworzonej przecież dla życia. Powinniśmy zatem lękać się śmierci ze względu na świadomość własnej grzeszności i ze względu na fakt, że ze śmiercią wiąże się druga rzecz ostateczna, jaką jest sąd. Z drugiej strony życie chrześcijańskie, życie łaską uświęcającą, ma owocować coraz większą miłością do Boga i to realną i jednoczącą miłością. Chrześcijanin nie tylko wierzy, że Bóg jest, ale coraz bardziej Bogu się oddaje, coraz bardziej do Niego należy, z Nim się jednoczy i doświadcza Jego realnej obecności, bo Bóg coraz bardziej w nas naprawdę żyje.
Tajemnica zbawienia obiecuje nam nie tylko spotkanie z naszym Panem po śmierci, ale też obiecuje, że jeśli uwierzymy w Chrystusa i poddamy się Jego miłosnemu panowaniu w naszym życiu, to przyjdzie do nas i uczyni w nas mieszkanie wraz z Ojcem i Duchem Świętym. Chrześcijanin jest rzeczywiście świątynią Boga. Jeśli tę świątynię (własną duszę) bezcześci, to jeszcze bardziej będzie godzien gniewu Bożego. Jeśli zaś Boga umiłuje i w tej miłości Mu się odda, to coraz bardziej będzie za Nim tęsknił.
I rzeczywiście, niektórzy święci, właśnie ze względu na doskonałą miłość Bożą, która usuwa lęk (Por. 1J 4,18) coraz bardziej za Bogiem tęsknili. Z tego względu, kiedy św. Paweł pisał o swoim bliskim już „odejściu”, mówił, że dla niego dobrze jest odejść i że śmierć jest dla Niego zyskiem – bo jest aktem ostatecznego i całkowitego zjednoczenia z Chrystusem.
Również wielu innych świętych, ze względu na miłość Chrystusa, wręcz tęskniło za tym zjednoczeniem. Święta Teresa z Ávili mówiła na przykład, że umiera, bo nie umiera – to znaczy cierpi śmiertelne katusze ze względu na palącą ją tęsknotę, która zostanie ugaszona dopiero w momencie śmierci, w której ostatecznie zjednoczy się z Chrystusem. Miłość zatem przynagla nas do oczekiwania na spotkanie z Bogiem.
Świadomość własnej grzeszności rodzi obawę przed sądem. Wydaje się, że ani o jednym, ani o drugim w zdrowej duchowości nie powinniśmy zapominać, aczkolwiek miłość powinna zwyciężać lęk wraz z sukcesywnym pokonywaniem grzechu w naszym życiu.
Owa dwuznaczność i złożoność śmierci powinna też kształtować właściwą postawę wobec naszych bliskich, którzy odchodzą. Śmierć powinna budzić w nas troskę o ich zbawienie. Troska ta wynika oczywiście z nadziei płynącej z Bożego Miłosierdzia, ale też ze świadomości, że człowiek potrzebuje oczyszczenia, bo z powodu swoich grzechów zasługuje na karę. I chociaż pierwszym odruchem naszej natury w momencie odejścia bliskich są smutek, żal i tęsknota, to jednak pierwszym poruszeniem duszy ożywionej wiarą winna być troska o ich zbawienie.
Ta troska właściwie powinna nam bardzo mocno towarzyszyć, kiedy nasi bliscy jeszcze żyją, a zwłaszcza kiedy zbliżają się do końca ziemskiego życia. Żal, płacz i smutek oczywiście są również czymś naturalnym i właściwym. W niektórych sektach protestanckich uczy się wręcz, że w obliczu śmierci bliskich powinniśmy się radować, gdyż przeszli oni do lepszego życia. Jest to oczywiście skandaliczna postawa. Po pierwsze; nie mamy pewności, czy człowiek jest zbawiony. Mamy taką nadzieję ze względu na miłość i Miłosierdzie Boże. A po drugie; nawet gdybyśmy mieli pewność czyjegoś zbawienia, to żal i smutek są czymś naturalnym i oczywistym, zważywszy na to, czym sama śmierć jest – a jest ona, pomimo zbawienia, które daje nam udział w zmartwychwstaniu i życiu wiecznym, skutkiem grzechu pierworodnego i jest de facto rozłąką fizyczną z naszymi bliskimi.
Miara smutku jednak nie powinna przekraczać granicy rozpaczy. Właśnie ze względu na Chrystusa wierzymy i ufamy, że możemy mieć udział w zbawieniu, a więc nasza rozłąka z bliskimi nie musi być ostateczna. Zatem w obliczu śmierci bliskich powinniśmy się smucić smutkiem, który wypływa z miłości. Jednocześnie ten smutek ożywiony wiarą powinien skłaniać nas do modlitwy za zmarłych, a zwłaszcza do zamawiania intencji mszalnych za zmarłych, co jest największą pomocą dla ich zbawienia. Nadzieja w naszych sercach powinna zaś nas skłaniać do jeszcze większego umiłowania Boga i do jeszcze gorętszego zabiegania o własne zbawienie. Wreszcie pamięć o zbawczym dziele Chrystusa, który odebrał śmierci rys ostateczności, winna pobudzać nas do jeszcze większego umiłowania i wdzięczności względem Boga.
To przełamanie nadprzyrodzoną nadzieją ludzkiego żalu z powodu śmierci jest oczywiście owocem wiary i z niej wypływa. Wierzymy bowiem, że po śmierci człowiek natychmiast staje w obliczu sądu szczegółowego. Ten sąd jest indywidualny i dokonuje się na nim osądzenie naszego życia i naszych uczynków. Nie należy jednak postrzegać tego sądu jak pewnej miary ilościowej. Nie chodzi tutaj o to, czy ktoś miał więcej czynów dobrych, czy złych, ale o to, czy rzeczywiście kochał Boga. Będziemy sądzeni z miłości. Grzesznik, który pokochał Boga i się nawrócił, ma odpuszczone grzechy, a przez to ma udział w zbawieniu.
Człowiek sprawiedliwy, który Bogiem pogardzał, jest zagrożony karą potępienia wiecznego. I nie chodzi tutaj jedynie o miłość ludzką, ale o miłość nadprzyrodzoną, która jest w nas obecna, kiedy znajdujemy się w stanie łaski uświęcającej. Zatem człowiek, który umiera w stanie łaski uświęcającej, dostąpi zbawienia. Człowiek, który utracił tę łaskę i nie odzyskał jej w sakramencie pokuty lub przynajmniej nie wzbudził żalu ze względu na grzech i utratę owej łaski, będzie potępiony. Wyrok sądu szczegółowego dokonuje się niezwłocznie. Kara lub nagroda zostaje udzielona natychmiast – oczywiście samej duszy odłączonej od ciała i oczekującej na zmartwychwstanie. W przypadku zbawienia jednak, jeśli człowiek nie odpokutował za swoje grzechy i nie oczyścił się z ich skutków, nagroda Nieba i oglądania Boga (aczkolwiek jest pewne, co już powoduje radość duszy), zostają odroczone na czas oczyszczenia w czyśćcu.
Sąd Ostateczny, który dokona się na końcu czasów, nie jest ani powtórzeniem sądu szczegółowego, ani nie jest sądem „drugiej instancji”. Jest on czymś zupełnie innym. Jest sądem, można powiedzieć, globalnym. Jest ostatecznym zwycięstwem Chrystusa, ogłoszeniem Jego panowania i ujawnieniem Boskich zamysłów. Można powiedzieć, że jest to moment, w którym działanie Boga, jego obecność i nasze współdziałanie z Nim lub przeciwstawianie się Jemu stanie się jasne i jednoznaczne w kontekście całej historii zbawienia.
O ile na sądzie szczegółowym zostanie oceniona nasza indywidualna rola w wielkim spektaklu zbawienia, o tyle na Sądzie Ostatecznym zostanie ukazany cały ów spektakl Bożej historii oraz znaczenie naszej w nim roli. Będzie to bezwzględne objawienie Boskiego majestatu i Bożej mądrości. I będzie to jednocześnie moment zwieńczenia całego dzieła zbawienia – wraz z powszechnym zmartwychwstaniem, odrodzeniem i spełnieniem każdego zbawionego w całej jego osobie – również w jego cielesności.
Wszystko ma swój czas i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem (Koh 3,1). Po raz kolejny mogłam się o tym przekonać, kiedy dostałam możliwość towarzyszenia jako opiekun naszym Przyjaciołom – Apostołom Fatimy w pielgrzymce do miejsc, gdzie Matka Boża objawiła się trojgu pastuszkom.
Odkąd pamiętam, maj gra melodię „łąk umajonych”. Wszystko dzięki mojemu tacie, który od najmłodszych lat zabierał mnie na nabożeństwa majowe. Uczciwie trzeba przyznać, że z biegiem lat, wśród natłoku codziennych spraw i zmartwień, zdarza się zaniedbywać w sprawach Nieba, ale Matka Najświętsza o swoich dzieciach nie zapomina nigdy. Najlepszy dowód stanowi dla mnie ta możliwość, by miesiąc po ślubie móc razem z mężem zawierzyć nasze małżeństwo i rodzinę bezpośrednio Fatimskiej Pani.
Jestem przekonana, że choć nasza grupa pielgrzymów została wyłoniona na drodze losowania, nikt z nas nie znalazł się tutaj przypadkiem. I tak z sercami przepełnionymi wdzięcznością za ten niespodziewany dar, o trzeciej nad ranem 16 maja 2024 roku wyruszyliśmy w podróż do miejsca, gdzie Niebo dotknęło ziemi.
Fatima przywitała nas pochmurnym niebem i deszczem. Nie popsuło nam to bynajmniej radości z faktu, że dotarliśmy do naszej ukochanej Matki. Co ciekawe podobna pogoda towarzyszyła nam w ciągu całego wyjazdu. Szare i posępne poranki zamieniały się w słoneczne, ciepłe popołudnia. Całkiem jak w życiu, kiedy co dzień splatają się chwile radosne i smutne.
Po pierwsze: Fatima
Każdy dzień rozpoczynaliśmy od Mszy Świętej w Kaplicy Objawień, a kończyliśmy wspólnym Różańcem i procesją z figurą Matki Bożej. Niesamowity był to widok na wielki plac wypełniony modlitwą i śpiewem tysięcy ludzi, rozświetlony światłem tysięcy świec.
Jeden dzień naszej pielgrzymki poświęciliśmy, by poznać miejsca i historię związaną z objawieniami. Odwiedziliśmy muzeum, w którym przechowywane są wota ofiarowane w podzięce Matce Bożej. Przeszliśmy Drogę Krzyżową, wędrując ścieżkami, którymi chodzili Łucja, Hiacynta i Franciszek. Zobaczyliśmy miejsca, w których mieszkali. Mogliśmy wyobrazić sobie, jak wyglądało ich codzienne życie. Zwiedziliśmy również przepiękną bazylikę Matki Bożej Różańcowej, gdzie pochowani są pastuszkowie z Fatimy. Niestety, majestat tego miejsca objawień niszczy brzydota wybudowanej naprzeciwko bazyliki poświęconej Trójcy Przenajświętszej…
Po drugie: zachwyt
Pielgrzymka do Fatimy, oprócz uczty dla duszy, była okazją do zobaczenia perełek architektury portugalskiej. Klasztor hieronimitów w Lizbonie, zamek templariuszy w Tomar, klasztor cystersów w Alcobaça, klasztor Matki Bożej Zwycięskiej w Batalha… aż trudno uwierzyć, że te majestatyczne budowle zostały zbudowane przez ludzi, którzy do dyspozycji mieli tylko „sznurek i młotek”. Przez, zdawałoby się, zwykłe mury tchnie duch ad maiorem Dei gloriam i przypomina o czasach, kiedy ludzie w większości potrafili wyrzec się korzyści dla siebie, bo wiedzieli, po co i dla Kogo na tym świecie żyją. Może jeszcze wrócą czasy dzieł Bogu na chwałę i ludziom na pożytek…
W czasie pielgrzymowania mieliśmy także okazję odwiedzić małe, urocze miasteczko Obidos. Pełne wąskich uliczek, białych domów, gdzie czas płynie zdecydowanie wolniej i przypomina o tym, jak ważne jest dobre przeżywanie tu i teraz. Ogromne wrażenie zrobiła też na nas pięknie położona nadmorska miejscowość Nazaré, z przepiękną plażą i oceanem, którego ogrom jednocześnie przeraża i zachwyca. Tutaj także znajduje się najstarsze portugalskie sanktuarium Maryjne, gdzie przechowywana jest figurka Matki Bożej z Dzieciątkiem, którą – jak głoszą legendy – wyrzeźbił sam św. Józef!
Po trzecie: ludzie
Jednak te wszystkie miejsca, widoki, przeżycia nie byłyby takie same, gdyby nie towarzystwo. Wielką wartością było dla mnie poznanie naszych drogich Apostołów. Nieoceniona była również rola pani pilot, która swoimi barwnymi opowieściami ożywiała wszystkie odwiedzane przez nas miejsca.
Z dalekiej Fatimy…
To były cztery dni wypełnione modlitwą, zwiedzaniem, rozmowami… Intensywne, ale warte włożonego wysiłku. Odwiedzenie miejsca, do którego z Nieba osobiście przybyła Matka Najświętsza, to wielki przywilej i łaska. Nie można jednak zapominać, że najważniejsza jest prośba, którą kieruje Ona codziennie do każdego z nas – by chwycić za różaniec i zapraszać Ją do naszych zwyczajnych spraw i obowiązków!
Szanowna Redakcjo!
Dziękuję za wszystkie „Przymierza z Maryją”. To jest moja lektura, na którą czekam i którą czytam „od deski do deski”. Wciąż odnajduję w niej coś nowego i pożytecznego. Składam serdeczne podziękowania i życzę całej Redakcji dużo zdrowia i wytrwałości w tym, co robicie. Jest to dla wielu ludzi olbrzymim wsparciem!
Anna z Podkarpacia
Szczęść Boże!
Bardzo szlachetna i potrzebna jest Wasza kampania poświęcona Matce Bożej Rozwiązującej Węzły. Różne węzły-problemy dotykają bardzo wielu Polaków. Jestem również zaniepokojony, że coraz więcej dzieci i młodzieży zmaga się z depresją i zaburzeniami lękowymi, jak również z wszelkimi uzależnieniami, czy to od alkoholu, czy innych używek. To bardzo niepokojące, gdyż problem ten nasila się i jest bardzo trudny do rozwiązania. Myślę jednak, że uda się rozwiązać większość węzłów za sprawą Matki Najświętszej.
Wojciech z Buska-Zdroju
Szanowny Panie Prezesie!
Na Pana ręce składam najserdeczniejsze podziękowania za nadesłane mi piękne i budujące życzenia urodzinowe. Pamiętam w moich modlitwach zanoszonych do Bożej Opatrzności o wszystkich pracownikach Stowarzyszenia na czele z Panem. Modlę się o Boże błogosławieństwo w życiu osobistym i zawodowym.
Zofia z Mielca
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Jako Apostołka Fatimy, na temat kampanii „Maryja rozwiąże każdy Twój problem” wypowiadam się z wielką ufnością do Matki Bożej, która pomoże rozwiązać każdy problem, gdy Ją o to prosimy. Wierzę w to głęboko. Jestem wzruszona, gdy czytam, jakie ludzie mają ciężkie sytuacje życiowe. Szanowny Panie Prezesie! Serdecznie dziękuję za wielkie dzieła, jakie tworzycie w Waszym Stowarzyszeniu. Dziękuję za poświęcony piękny obrazek, za książeczkę Maryjo, rozwiąż nasze węzły!, kartę, na której zapisałam problemy rodzinne. W modlitwie polecam Bogu i Matce Najświętszej całe Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi. Szczęść Wam Boże na dalsze lata. Z Panem Bogiem!
Irena z Bielska-Białej
Szczęść Boże!
Serdecznie dziękuję za przesłanie książki Św. Rita z Cascii. Dla niej nie ma rzeczy niemożliwych. Już czytamy, modlimy się. Za jej wstawiennictwem wypraszamy potrzebne łaski i opiekę nad rodziną i naszą Ojczyzną. Co roku pielgrzymujemy z parafii do sanktuarium w Nowym Sączu. Od dawna modlę się codziennie, aby za jej wstawiennictwem otrzymać łaski nieraz w trudnych sytuacjach. Życzę Wam błogosławieństwa Bożego i obfitych łask w działalności. Szczęść Wam Boże!
Józefa z Małopolskiego