Temat numeru
 
Co nam chce powiedzieć św. Andrzej Bobola?
Paweł Kot

Podobnie jak inne kraje chrześcijańskie, Polska ma swoich patronów. W 2002 roku papież Jan Paweł II dołączył do tego grona św. Andrzeja Bobolę (1591–1657). Jednak wielu naszych rodaków wciąż nie wie nic o tym potężnym orędowniku. Również rozwój kultu świętego Andrzeja wydaje się nietypowy – Bobola sam dopomina się o to w objawieniach i jakby wszystkim kieruje. Jaka będzie jego rola w przyszłości Polski? Czy w ogóle udało nam się odczytać misję, jaką otrzymał od Boga Niezwyciężony Bohater Chrystusowy?

 

W Strachocinie koło Sanoka jest słoneczny wrześniowy dzień. W progu miejscowej plebani przy Sanktuarium św. Andrzeja Boboli serdecznie wita mnie ksiądz prałat Józef Niżnik – proboszcz i kustosz sanktuarium, a także kapłan, który… osobiście rozmawiał ze świętym Andrzejem Bobolą! Jako wielki krzewiciel kultu św. Andrzeja chętnie zgodził się, by opowiedzieć Czytelnikom „Przymierza z Maryją” o tym wielkim Patronie Polski oraz swoich własnych przeżyciach i przemyśleniach z nim związanych.

 

Od razu idziemy obejrzeć teren sanktuarium, a ksiądz Józef zaczyna opowieść. Od czasu do czasu przystaje – wtedy, gdy chce podkreślić coś szczególnie ważnego. Mam wrażenie, że gdy mówi o dokonaniach i nadprzyrodzonych interwencjach św. Andrzeja, w jego słowach brzmi jakieś ciepło i pewna duma – tak jak wtedy, gdy opowiada się komuś o sukcesach naprawdę dobrego przyjaciela.

 

Zacznijcie mnie czcić!

W 1938 roku przywieziono do Polski trumnę z ciałem Andrzeja Boboli. Mniej więcej w tym czasie kolejnym proboszczom w Strachocinie zaczął objawiać się duch jakiegoś księdza. Nic złego nikomu nie robił, ale przecież w każdym normalnym człowieku takie przeżycie musi wzbudzać ogromną trwogę. Dlatego mówiono, że na plebani w Strachocinie straszy. Nie pomagały Msze Święte i modlitwy – tajemniczy kapłan nadal przychodził. Tego właśnie doświadczył ks. Józef Niżnik – oddajmy mu głos: – Jako młody ksiądz przyjechałem w 1983 roku do parafii na zastępstwo za chorego proboszcza. Po kilku dniach 12 września po raz pierwszy ten kapłan przyszedł do mnie i pojawiał się prawie przez cztery lata. Aż wreszcie 16 maja 1987 przyszła odwaga i zadałem mu pytanie: kim jesteś i czego chcesz? Na to odpowiedział: „Jestem święty Andrzej Bobola. Zacznijcie mnie czcić w Strachocinie”. I od tego czasu przestał przychodzić. Zwróćmy uwagę, że 16 maja to nieprzypadkowa data – to właśnie dzień męczeństwa św. Andrzeja.

 

Ksiądz Niżnik postanowił wyjaśnić sprawę. Udał się do biskupa ordynariusza, Ignacego Tokarczuka, a ten wysłał go do ojców jezuitów, żeby ocenili całą sprawę. Okazało się, że już w 1936 roku ks. Jan Poplatek, jezuita odnotował, że Andrzej Bobola urodził się w Strachocinie.

 

Pochodzenie

Niestety, św. Andrzej w żadnym ze znanych dokumentów nie wskazał, gdzie się urodził. W podaniu o przyjęcie do zakonu jezuitów podpisał się „Andrzej Bobola Małopolanin”. Ks. Poplatek oparł swoje twierdzenie o pochodzeniu św. Andrzeja ze Strachociny na dokumentach mówiących o tym, że Strachocina była własnością rodziców św. Andrzeja i tam mieszkali. 33 lata po narodzinach ­Andrzeja musieli wyjechać z tej miejscowości z powodu najazdu Tatarów, którzy w 1624 roku całkowicie zniszczyli wioskę.

 

Gdy powoli zbliżamy się do pobliskiego wzgórza – Bobolówki, ksiądz Józef tłumaczy, że ten teren był własnością rodziny Bobolów. Tu znajdował się dwór, w którym mieszkali. Ksiądz kustosz podkreśla także, że była to słynna, bardzo katolicka i patriotyczna rodzina, niezwykle oddana czci dla Matki Bożej i przelewająca krew za ojczyznę: Znamienne, że jeden z Bobolów zginął walcząc pod Moskwą, a ostatni właściciel Bobolówki oddał życie pod Wiedniem. Po drugiej wojnie światowej teren upaństwowiono, a pod koniec ubiegłego wieku stał się własnością parafii – obecnie szybko nabiera on charakteru sakralnego.

Wróćmy jednak do św. Andrzeja…

 

Formacja

Pewne jest to, że młody Andrzej wyjechał na naukę do Braniewa. Tutaj wstąpił do Sodalicji Mariańskiej – stowarzyszenia założonego przez jezuitów ku czci Najświętszej Maryi Panny. Jako jej członek poświęcał się pracy charytatywnej dla najbardziej pokrzywdzonych przez los. W tym czasie bardzo silnie związał się z Matką Bożą, wypowiadając słowa Aktu oddania się Maryi. Wspaniałych skutków tej decyzji doświadczamy do dziś. Zaczął też zastanawiać się, jaka jest wobec niego wola Boża. Dużo się modlił i w końcu odkrył w sobie powołanie do życia zakonnego.

 

W 1611 roku wstąpił do jezuitów w Wilnie. Mimo swojego wielkiego zaangażowania nie został dopuszczony do egzaminów i wydalono go z zakonu – winny był pewnie jego porywczy charakter. Andrzej przyjął to jednak jako lekcję pokory i podjął pracę nad sobą. Spędzał długie godziny na nocnych adoracjach Najświętszego Sakramentu – to przemieniło jego charakter, ale i bardzo zbliżyło do Boga. W końcu spełniło się jego marzenie i został kapłanem.

 

Łowca dusz

Andrzej Bobola od początku dał się poznać jako wybitny kaznodzieja. Pracował na wielu placówkach. Jego duszpasterstwo zawsze wyróżniało się tym, że Andrzej poświęcał się głoszeniu Chrystusa ludności z okolicznych wiosek. Zdawał sobie sprawę, że najlepszą okazją do nauczania prawd wiary jest osobisty kontakt z ludźmi. Dlatego na terenie pińszczyzny znany był jako wędrowny kaznodzieja. Dzięki niemu wielu ludzi miało jedyną okazję wysłuchania Słowa Bożego. Słuchaczy przekonywała jego żarliwość, wielu z nich przyciągnął do Boga. Nawracały się nawet całe wioski. Nazywano go duszochwatem, czyli łowcą dusz. Swoją postawą zdobył sobie nawet szacunek wielu prawosławnych.

Innych te sukcesy jednak drażniły. Jego przełożeni zdawali sobie sprawę, że z tego powodu może grozić mu niebezpieczeństwo. Być może dlatego często przenosili go na różne placówki. Ksiądz Niżnik w taki sposób patrzy na tę sprawę: Bobola wyprzedził swoją epokę. Umiał patrzeć na człowieka jako na dziecko Boże. To, co ludzie nazywali z wyrzutem jako „nawracanie z prawosławia”, to była po prostu ewangelizacja, a ludzie widząc jego autentyzm przechodzili na katolicyzm.

 

W swojej posłudze o. Andrzej zawsze pamiętał o Matce Bożej, której był wiernym czcicielem – to właśnie on był autorem Ślubów Lwowskich, które w obliczu zagrożenia ojczyzny podczas potopu szwedzkiego złożył król Jan Kazimierz.

Postawa Andrzeja Boboli tak zainspirowała papieża Piusa XII, że w 300. rocznicę jego śmierci, 16 maja 1957 roku, opublikował encyklikę Invicti Athletæ ChristiNiezwyciężony bohater Chrystusowy.

Pius XII uznał, że taki przykład czystości i niezłomności wiary katolickiej ma szczególne znaczenie we współczesnym świecie i zalecił duchowieństwu i świeckim mężnie – na wzór św. Andrzeja Boboli – głosić wartości chrześcijańskie i bronić Kościoła i katolicyzmu przed atakami, nawet za cenę cierpienia i śmierci.

 

Męczeńska śmierć: Jestem katolickim kapłanem

Śmierć św. Andrzeja nastąpiła w bardzo niespokojnych czasach – przedstawionych w Ogniem i mieczem Sienkiewicza. Męczeństwo było jedną z konsekwencji powstania Bohdana Chmielnickiego. We wsi Mohilno Bobola dostał się w ręce Kozaków, którzy 16 maja 1657 wpadli do Janowa Poleskiego z zamiarem mordowania Polaków. Kozacy traktowali go jako wroga politycznego z powodu nawracania ruskiej ludności prawosławnej na katolicyzm.

Męczeństwo św. Andrzeja w Janowie Poleskim było jednym z najstraszliwszych w historii Kościoła. Rodzaje tortur można odczytać z integralnie zachowanych do dzisiaj relikwii Świętego.

Bity po całym ciele, przywiązany został następnie do konia, a później wleczony aż do Janowa, gdzie czekała go ostatnia katusza. Zapytany na koniec, czy jest łacińskim księdzem, odparł: Jestem katolickim kapłanem. W tej wierze się urodziłem i w niej też chcę umrzeć. Wiara moja jest prawdziwa i do zbawienia prowadzi. Wy powinniście żałować i pokutę czynić, bo bez tego w waszych błędach zbawienia nie dostąpicie. Przyjmując moją wiarę, poznacie prawdziwego Boga i wybawicie dusze swoje.

 

Te słowa wprawiły oprawców w taką wściekłość, że jak pisał Pius XII: Powtórnie obity biczami, na wzór Chrystusa uwieńczony został dotkliwym spowiciem głowy, policzkami straszliwie sponiewierany i zakrzywioną szablą zraniony upadł. Niebawem wyrwano mu prawe oko, w różnych miejscach zdarto mu skórę, okrutnie przypiekając rany ogniem i nacierając je szorstką plecionką. I na tym nie koniec: obcięto mu uszy, nos i wargi, a język wyrwano przez otwór zrobiony w karku, ostrym szydłem ugodzono go w serce. Aż nareszcie niezłomny bohater około godziny trzeciej po południu, dobity cięciem miecza, doszedł do palmy męczeńskiej, zostawiając wspaniały obraz chrześcijańskiego męstwa.

A stało się to 16 maja, w święto Wniebowstąpienia Pańskiego.

W tych czasach okrutnych mordów było tak dużo, że kilkadziesiąt lat po jego śmierci mało kto już o nim pamiętał, a miejsce pochowania ciała było nieznane.

 

Będę patronem Polski!

Dzieje kultu św. Andrzeja Boboli pokazują, że jemu samemu na tym zależało. Ks. Józef zwraca uwagę, że jest bardzo charakterystyczne, iż Andrzej Bobola pojawia się wtedy, gdy Polska jest w niebezpieczeństwie. Objawia się jako ten, który chciałby Polsce pomagać. Bobola wyznacza dzieło, które trzeba robić, a on będzie pomagał.

 

Miały miejsce trzy objawienia świętego Andrzeja. Oprócz opisanych już wydarzeń w Strachocinie, doszło do nich także w Pińsku w 1702 roku i w Wilnie w 1819 roku.

Pińskowi, gdzie znajdowało się Kolegium Ojców Jezuitów, groziło zniszczenie przez Szwedów. Rektor Kolegium, o. Marcin Godebski szukał pomocy w modlitwie. Wtedy 16 maja 1702 roku w jego celi pojawił się zakonnik, który powiedział: Jestem wasz współbrat Andrzej Bobola, męczennik. Jeśli odnajdziecie moją trumnę i oddzielicie od innych, ja was uratuję przed Szwedami. Trumnę odnaleziono w podziemiach kościoła z zachowanym od rozkładu ciałem. Uczyniono to, co powiedział, a Szwedzi rzeczywiście nie weszli do miasta. To objawienie odbiło się szerokim echem i przyczyniło się do beatyfikacji Andrzeja Boboli.

 

Z kolei ponad stulecie później w Wilnie objawił się o. Alojzemu ­Korzeniewskiemu, dominikaninowi, który nie mógł pogodzić się z utratą niepodległości przez Polskę. Głosząc kazania, budził ducha patriotycznego. Gdy dowiedzieli się o tym Rosjanie, zagrozili zamknięciem klasztoru i wyrzuceniem zakonników z miasta. Alojzy mógł odtąd poruszać się tylko po klasztorze i nie wolno mu było kontaktować się z ludźmi. Pewnego wieczoru, przed udaniem się na spoczynek, o. Alojzy modlił się, pytając Pana Boga czy i kiedy Polska odzyska niepodległość. Wtedy ukazał mu się kapłan, mówiąc: Jestem Andrzej Bobola, jezuita. Po czym polecił mu otworzyć okno. Korzeniewski zobaczył rozległą równinę, która była pokryta walczącymi wojskami wielu narodów. Andrzej Bobola przekazał mu trzy proroctwa dotyczące Polski:

  1. Powiedz Polakom, że gdy skończy się ta wielka wojna, znowu będą na mapach świata.
  2. Nadejdą czasy, że będę patronem Polski.
  3. Gdy będę jej głównym patronem, Polska będzie w pełnym rozkwicie.

Dwa proroctwa się spełniły, trzecie – dotyczące jego głównego patronatu nad Polską – jeszcze nie.

Kiedy latem 1920 roku armia bolszewicka ruszyła na Warszawę, obradujący w Częstochowie polscy biskupi wystosowali do Watykanu prośbę o kanonizację bł. Andrzeja, dając wyraz przekonaniu, że jego opieka uchroni Polskę od zagłady. Między 6 a 15 sierpnia na terenie archidiecezji warszawskiej odprawiono nowennę. 8 sierpnia, podczas stołecznej procesji, przy udziale 100 tysięcy osób oraz wtórze dział walczących tuż pod Warszawą wojsk, niesiono relikwie bł. Andrzeja Boboli i bł. Władysława z Gielniowa.

 

15 sierpnia – w uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, a zarazem w ostatnim dniu nowenny do bł. Andrzeja – Polacy odnieśli wielkie zwycięstwo nad Armią Czerwoną, a wydarzenie to przeszło do historii jako Cud nad Wisłą. Polskę i Europę uratowała wówczas Matka Boża. Podczas bitwy na przedpolach Warszawy Maryja objawiła się walczącym bolszewickim żołnierzom, którzy widząc na niebie Niepokalaną Dziewicę, w przerażeniu uciekli z pola boju. Nie można jednak zapominać, że Cud nad Wisłą wyprosił u Boga także św. Andrzej Bobola. Po tym niezwykłym wydarzeniu rozpoczęto starania o jego kanonizację.

Warto dodać, że około 1936 roku św. Siostra Faustyna Kowalska doznała objawienia: W pewnej chwili ujrzałam stolicę Baranka Bożego i przed tronem trzech świętych: Stanisława Kostkę, Andrzeja Bobolę i Kazimierza królewicza, którzy się wstawiali za Polskę (Dz. 689). Wizja ta miała miejsce dwa lata przed kanonizacją Boboli.

Uroczystej kanonizacji św. Andrzeja Boboli dokonał w Rzymie papież Pius XI 17 kwietnia 1938 r. Rozpoczął się wówczas triumfalny powrót relikwii Męczennika z Rzymu do Polski, a jego ciało ostatecznie spoczęło w Sanktuarium św. Andrzeja Boboli w Warszawie.

 

Sanktuarium w Strachocinie

Po tym, jak, Jezuici przekazali do Strachociny relikwie św. Andrzeja, szybko rozwinął się tam jego kult. Jak mówi ks. Józef: Wystarczyło 19 lat, aby św. Andrzej przekonał do siebie Kościół. W krótkim czasie tylu ludzi sobie wyprosiło tutaj łaski, że ks. abp Józef Michalik podniósł strachociński kościół do rangi sanktuarium.

 

Ks. Niżnik wyjaśnia, że słowa Zacznijcie mnie czcić św. Andrzej wypowiedział w Strachocinie, ale były skierowane do wszystkich Polaków. Mówi, że dopiero z perspektywy lat można zrozumieć pewne fakty – jak wszystko było prowadzone rękę Świętego. Jak inaczej wytłumaczyć decyzję o założeniu w Strachocinie klasztoru franciszkanek?

 

Żeński Niepokalanów, to zgromadzenie zakonne założone w Japonii. Klasztor w Strachocinie jest pierwszym w Polsce i w Europie. Za dzień jego powstania należy uznać 17 września 1988 r., kiedy to śluby zakonne złożyły pierwsze polskie franciszkanki, Rycerki Niepokalanej. Tego samego dnia poświęcono i wmurowano kamień węgielny pod klasztor zgromadzenia. Obecnie w Strachocinie posługuje 18 sióstr.

Ksiądz kustosz przyznaje: Wiem jedno, gdyby nie było tu sióstr, nie byłoby tak dynamicznie rozwijającego się kultu św. Andrzeja Boboli. Żeby mógł on się rozwijać, musi być baza. To znaczy muszą być ludzie, którzy zajmą się pielgrzymami, którzy będą pomagać przy organizacji różnych uroczystości. Postrzegam to z perspektywy lat jako wielką łaskę.

 

W sanktuarium kult św. Andrzeja jest bardzo żywy. Każdego 16 dnia miesiąca odbywa się specjalne nabożeństwo – wtedy odczytuje się indywidualne intencje, których bywa i po kilkaset. Ksiądz Niżnik mówi, że św. Andrzej po prostu działa – tak jak to obiecał – czego dowodem jest wielka liczba świadectw wyproszonych za jego pośrednictwem łask.

 

Miejmy tylko nadzieję, że kiedyś nabożeństwa do tego potężnego patrona Polski będą odprawiane w całym naszym kraju. Wypada również napisać, że sanktuarium w Strachocinie – pięknie położone wśród malowniczych karpackich pagórków – warto odwiedzić chociaż raz w życiu.

 

Święty na trudne czasy

Bez wątpienia Andrzej Bobola to wyjątkowy święty w historii naszego narodu. Ks. Niżnik uważa jednak, że nie jest on do końca odczytany: Myślę, że diabeł robi wszystko, żeby Polacy nie rozeznali do końca, kim jest święty Andrzej Bobola. Trudno zrozumieć, dlaczego jest tak pomijany, niedoceniany, mimo że o jego obecność w katalogu świętych zadbał sam Pan Bóg, by gdyby nie objawiał się po śmierci, to nigdy by go nie doceniono. Zwracam na to uwagę jako wieloletni czciciel Andrzeja: trzeba go mierzyć inną miarą niż innych świętych, dlatego że innych świętych to ludzie tworzą, Kościół tworzy – w tym znaczeniu, że ludzie dostrzegają w nich jakieś walory świętości i chcą to upamiętnić. Mamy przykład z Janem Pawłem II, Matką Teresą z Kalkuty.

 

Modląc się do św. Andrzeja zrozumiałem, dzięki niemu, że jest „głównym patronem Ojczyzny”. Tą godnością obdarzył go sam Bóg i zlecił opiekę nad polskim narodem. Kiedy to mi przekazał, dostarczono mi książkę z objawieniami Fulli Horak, mistyczki z XX wieku. I tam natrafiam na opis jej spotkania ze św. Andrzejem 3 maja 1938 roku. Ten opis zapiera mi dech – na pytanie: „czy będziesz Patronem Polski?”, on jej odpowiada: „Już nim jestem”. W tym czasie nie było żadnych nominacji papieskich o jego patronowaniu, a on jej mówi: „już nim jestem!”

 

Znak prorocki dla Ojczyzny

Warto dodać, że do wspomnianej mistyczki św. Andrzej powiedział także: Będę wam pomagał… Ludzie nie dość gorąco i nie tak jak trzeba zwracają się do mnie. Mogę być bardzo pomocny w zażegnywaniu wielkich katastrof. Mogę nieść ulgę w cierpieniu… Powiedz ludziom, że grożą im straszne rzeczy za to, że zaniedbują sprawy wewnętrznego życia. Możesz mnie zawsze prosić, a wysłucham cię.

Jan Paweł II nazwał św. Andrzeja „znakiem prorockim dla Ojczyzny” – czyli że powinniśmy się wpatrzyć w św. Andrzeja, żeby coś zrozumieć, czegoś się nauczyć.

 

Na koniec oddajmy raz jeszcze głos księdzu kustoszowi. – Wydaje się, że kiedy został on patronem Polski w 2002 roku, to po to, aby Polacy zobaczyli, że III tysiąclecie chrześcijaństwa nie będzie takie łatwe i trzeba będzie być takim jak Andrzej Bobola. Jan Paweł II postawił go nam za wzór do naśladowania, żebyśmy umieli trwać w katolickiej wierze, bronić jej i nie lękać się tych, którzy ją zwalczają. I drugie – trzeba być wiernym Polsce, ojczyźnie, bo to się jakby zazębia u Andrzeja Boboli. Bobola został nam dany, żeby ocalić tę resztę, która jest wierząca. Ma nas przeprowadzić przez trudne „dziś”. Jeśli będziemy umieli choć trochę naśladować Andrzeja Bobolę, to nie musimy się martwić o przyszłość Polski.

No właśnie, czy będziemy umieli naśladować św. Andrzeja?

 

Paweł Kot

 



NAJNOWSZE WYDANIE:
Cudotwórca z Libanu
Święci są naszymi sprzymierzeńcami, przewodnikami w drodze do Nieba. Spójrzmy na ich żywoty. To ludzie z krwi i kości, którzy jednak bezkompromisowo wybrali w życiu Boga. Z miłości do Chrystusa i w trosce o zbawienie swoje oraz bliźnich zaparli się siebie, odrzucili fałszywe „błyskotki” tego świata. W tym numerze przedstawiamy pustelnika, który w swym uniżeniu chciał być zapomniany przez wszystkich – św. Charbela Makhloufa.

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 

Kocham Boga i ludzi


Pani Zofia Kłakowicz wspiera Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi od 2007 roku. Urodziła się w miejscowości Stary Las koło Głuchołaz w województwie opolskim. Tam należała do parafii pod wezwaniem św. Marcina, w której przyjęła wszystkie sakramenty. Po zawarciu małżeństwa, którego 60. rocznicę będzie obchodziła z mężem w przyszłym roku, przeprowadziła się do sąsiedniego Nowego Lasu, do parafii pw. św. Jadwigi Śląskiej. 

– Kocham Boga, kocham ludzi i dobrze mi z tym. W domu urządziłam „kaplicę”: krzyż Trójcy Świętej, figury Boga Ojca, Jezusa Miłosiernego, Jezusa Chrystusa – Króla Polski i naszych rodzin oraz figurę Matki Bożej oraz wielu świętych.


Bóg mnie prowadzi


– Ja jestem tylko po siedmiu klasach szkoły podstawowej. Nie miałam możliwości dłużej się uczyć, bo ojciec był inwalidą, mama była po pobycie na Syberii, a poza mną mieli jeszcze troje dzieci i trzeba było ciężko pracować w polu. To niesamowite, jak Pan Bóg mnie prowadził w moim życiu.

Wraz z mężem ufamy Bogu i Go kochamy. Mamy gospodarkę, hodujemy kury, uprawiamy ziemniaki, owoców się pełno u nas rodzi, robimy przetwory, dzielimy się z ludźmi. Ze zdrowiem już różnie bywa, ale nie dajemy się, a córka Katarzyna nam pomaga. Córka mieszka w Bielsku-Białej, wyposaża apteki i szpitale, otwiera i projektuje ludziom apteki. Ma bardzo dobrego męża.


Maryja otarła moje łzy


– Syn Jan zmarł w tamtym roku. To był bardzo dobry człowiek dla ludzi, znana osoba w powiecie. Był mechanikiem samochodowym, miał swój warsztat i dobrze wykonywał swoją pracę. Jego syn i córka teraz pracują w tym warsztacie.

– W tamtym roku, podczas oktawy Bożego Ciała, w święto Najświętszego Serca Pana Jezusa pochowaliśmy go, a w tym roku Matka Boża otarła mi łzy, bo akurat w oktawie zaprosiła mnie do Fatimy. Pan Bóg dał, że córka też skorzystała i była ze mną w tym miejscu, bo też bardzo kocha Pana Boga. Uważam, że to była też nagroda z Nieba.


Z Apostolatem w Fatimie


– Przed wyjazdem do Fatimy córka mi mówiła: „Mamuś, to jest jakieś Stowarzyszenie, ty pieniądze dajesz, a dzisiaj świat jest jaki jest; nie byłaś tam, nie wiesz. Trzeba wziąć pieniądze, bo nie wiadomo, jak będzie. Może trzeba będzie za nocleg zapłacić, może za jakieś obiady”. Ona wzięła i ja wzięłam i był kłopot, bo faktycznie, co się okazało – i to nas bardzo zaskoczyło – że wszystko było domknięte, wszystko było zadbane, była bardzo dobra opieka…

Co było dla mnie bardzo fajne, to pierwsze przeżycie, jeszcze w Krakowie, w hotelu, gdy pan prezes bardzo miło nas przywitał, z uśmiechem i serdecznością, słowami: „Szczęść Boże”. To było dla mnie takie piękne!

Na pielgrzymce poznaliśmy pracowników Stowarzyszenia; moja córka dużo z nimi przebywała. Pani przewodnik powiedziała, że taka paczka, jak nasza, to jest mało spotykana. Było pięknie, nie było kłopotów i na wszystko było dużo czasu. Córka dbała o mnie i Bogu dzięki, że była ze mną. Ja wiem, że to był palec Boży i zasługa Matki Bożej.

W Fatimie wychodziłam trochę wcześniej na Mszę Świętą o szóstej rano. Mieliśmy kapłana, z którym dużo rozmawiałam. Zamówiliśmy Mszę Świętą za Stowarzyszenie, za pracowników Stowarzyszenia oraz ich rodziny i ksiądz ją odprawił. Chcieliśmy w ten sposób wynagrodzić i żeby Pan Bóg Wam wynagrodził, Waszym rodzinom i całej organizacji.


Podziękowania


– Dziękuję Bogu Najwyższemu, Ojcu, Synowi i Duchowi Świętemu, a także Matce Najświętszej za wielkie łaski, którymi mnie obdarzyli. Dziękuję, że żyję bez żadnych uszczerbków na ciele. Jestem pewna, że Pan Jezus czuwa nade mną. Jest to znak, że krzyż jest naszą obroną zawsze, a szczególnie na te ostateczne czasy. Za wszystkie łaski i błogosławieństwa dla mnie i całej rodziny serdecznie dziękuję Stwórcy. Twoja cześć i chwała, po wszystkie wieki wieków. Amen. Wdzięczna Twoja służebnica Zofia.


Oprac. JK


Listy od Przyjaciół
 
Listy

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Pragnę podziękować za wszelkie informacje, broszury i książeczki, jakie otrzymuję od Państwa. Najbardziej cieszy mnie wydawane „Przymierze z Maryją”, ponieważ wiele trudnych spraw zostaje przedstawionych w klarowny sposób, wnosi wiele radości, ale przede wszystkim przybliża nam drogę do naszego Ojca. Czasami trzeba wrócić do początku i odnaleźć siebie, a to niełatwe. Wy w tym pomagacie. I róbcie to nadal, bo tego potrzebujemy.

„Przymierze z Maryją” jest początkiem. I z tego zrezygnować nie warto. To moje skromne zdanie, które podyktowane jest szczerą troską o byt „Przymierza…”. Sama jestem w trudnej sytuacji finansowej, dwoje dzieci uczących się poza domem to niemałe koszty. I dlatego z mężem postanowiliśmy ograniczyć wszystko do minimum przez jakiś czas, żeby stać nas było na utrzymanie domu. W dzisiejszych czasach jest to niełatwe zadanie, bo przez ostatnie lata przyzwyczailiśmy się do spełniania wszystkich swoich pragnień i zachcianek i nas też to się tyczy. Jednak trzeba wybrać, co w danym momencie jest ważniejsze. Nawet w pewnym momencie rozważaliśmy rezygnację z comiesięcznego datku na rzecz Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi, ale moje sumienie by tego nie zniosło, więc nadal będziemy Państwa wspierać finansowo oraz codzienną modlitwą. Proszę Was zarazem o modlitwę za moją rodzinę, by wspólnie umiała przetrwać trudne chwile. Ja nie mogę ofiarować nic poza tym. Zatem bardzo mi przykro, że tak jest, ale z ufnością patrzę w przyszłość i wiem, że będziemy oglądać owoce Waszej działalności. Serdecznie pozdrawiam i polecam Was opiece naszej Matuchny Matki Bożej Rychwałdzkiej.

Dagmara z mężem



Szanowni Państwo

Bardzo dziękuję za Wasz wkład w krzewienie prawd wiary. Pragnę podziękować za otrzymane materiały edukacyjne, które poszerzają moją wiedzę religijną. Życzę Wam błogosławieństwa Bożego i obfitych łask w działalności. Trzeba dbać o to, aby wiara nie wygasła. Szczęść Wam Boże!

Jadwiga

 

 

Szczęść Boże!

Dziękuję za prowadzenie tak pięknych i potrzebnych akcji katolickich. W miarę moich możliwości wspieram Was w tym pięknym dziele materialnie i duchowo. Życzę Wam, abyście kontynuowali to dzieło jak najdłużej. Pozdrawiam serdecznie!

Janina z Krakowa

 

 

Szanowny Panie Prezesie

Wspominając niedawną konferencję „Czy chrześcijanie są skazani na ewolucję”, chciałbym bardzo podziękować za niezwykłą możliwość uczestniczenia w niej. Jest to dla mnie jedyna okazja do kontaktu na żywo z najwybitniejszymi naukowcami, którzy sami odnaleźli właściwą drogę prawdy, a teraz wskazują ją innym. Takie spotkanie to coś absolutnie bezcennego, co będę wspominał jako najpiękniejsze chwile w moim życiu. Pragnę podziękować wszystkim osobom zaangażowanym w to niezwykle ważne przedsięwzięcie.

Te wszystkie dzieła, co zrozumiałe, wymagają poświęcenia oraz wsparcia również finansowego. Chyba wszyscy to rozumieją, widząc przecież efekty Państwa działalności, ale zapewne widzi to również ta druga strona, która robi wszystko, aby to zniszczyć, co jest najlepszym dowodem na właściwy kierunek Państwa działalności. Doskonale zdają sobie z tego sprawę wszystkie siły, które wiedzą, że tego ewolucjonistycznego matactwa zapewne nie da się już długo utrzymać. Myślę, że właśnie dlatego sam plan zniszczenia musi być doskonały i właśnie dlatego postanowiono uderzyć w korzenie, czyli członków Państwa organizacji, tak, by nie mogli wesprzeć dalszego rozwoju tych dzieł.

Rozwiązania, które obecnie wdraża się w firmach produkcyjnych, to kierunek dokładnie wskazany przez śp. Pana Krzysztofa Karonia w polecanym przez niego filmie „Amerykańska fabryka” – dostępnym na Netflixie. Plan, który przygotowany jest krok po kroku dla wszystkich narodów. Myślę, że dlatego choć chcielibyśmy ogromnie pomóc dalszemu rozwojowi Państwa działalności, to będzie to coraz trudniejsze.

Rozwój Państwa wszechstronnej działalności na polu wiary – (by wspomnieć choćby o Apostolacie Fatimy czy piśmie „Przymierze z Maryją”), historii, polityki, prawa – Ordo Iuris, nauki – „Polonia Christiana” i informacji – PCh24.pl, Klubie Przyjaciół, to wszystko z dumą przypomina mi, że jestem Polakiem, a moi bracia i siostry, twórcy tych pięknych dzieł, przypominają mi o właściwej postawie moralnej.

Temat ewolucji inspirował mnie, odkąd pamiętam. Brakujące ogniwo, które „na pewno jest” i „niebawem wam go ukażemy”, to temat flagowy wszystkich „naukowych czasopism”. A ja, posiadając jedynie maturę, mam nadzieję, że większość wykładów rozumiem, bo przedstawione są w takiej formie, aby wszyscy mogli zobaczyć to, co najwybitniejszym umysłom udało się dostrzec pod mikroskopem. Ich geniusz dodatkowo polega na obserwacji zjawisk zachodzących w ułamkach sekund w mikro i makroskali.

Podsumowując, w mojej skromnej opinii pomysł udostępnienia tej wiedzy wszystkim chętnym jest wyrazem chrześcijańskiej miłości, wskazującej właściwą drogę do Boga. Przecież to nasz Stwórca oddał nam ziemię, abyśmy czynili ją sobie poddaną, nie czyniąc wiedzy tajemną, tylko dla wybranych. Jeszcze raz niech będzie mi wolno podziękować za całą działalność Państwa organizacji.

Z wyrazami szacunku

Czytelnik

 

 

Szczęść Boże!

Wasza działalność zasługuje na szacunek i podziw! Otwieracie drzwi do serc ludzi zagubionych, pokazujecie inną drogę – uświadamiając, że życie to nie tylko praca, ale przede wszystkim duchowe potrzeby, które dają nadzieję i siłę do życia. Walczcie o serca, które są jeszcze uśpione. Powodzenia!

Anna z Mysłowic

 

 

Szczęść Boże!

Pragnę z całego serca podziękować za dwumiesięcznik „Przymierze z Maryją”. Od kilku lat gości on w moim rodzinnym domu, niosąc umocnienie duchowe, światło i pokój. I niech tak pozostanie jak najdłużej.

Daniel