Temat numeru
 
Cristeros – opór przeciwko prześladowaniom
Marcin Więckowski

Jako katolicy wierzymy w sens prześladowań znoszonych w imię Chrystusa, gdyż krew męczenników jest zasiewem wiary i fundamentem Kościoła. Nie oznacza to jednak, że przed zapędami złej władzy, dążącej do zniszczenia chrześcijaństwa, nie możemy się bronić. Wręcz przeciwnie: obrona wiary i dziedzictwa Kościoła jest nie tylko prawem, ale i obowiązkiem katolika. Piękny przykład takiego działania dali nam meksykańscy Cristeros.

 

Ameryka Łacińska kojarzy nam się z regionem silnie katolickim, z wielkimi świątyniami, procesjami wiernych ubranych w barwne stroje i spotykanymi niemal na każdym kroku kapliczkami. To oczywiście prawda. Niestety, jednocześnie to właśnie ten rejon świata od wieków jest zagrożony przez radykalne ruchy lewicowe i antyklerykalne. Tak jakby szatan wył najgłośniej tam, gdzie najmocniej depcze mu się po ogonie…


Szczególnie dobrze widoczne jest to zjawisko na przykładzie Meksyku, który od momentu uniezależnienia się od Hiszpanii w 1821 roku był areną stale powtarzających się walk wewnętrznych o kształt nowego państwa. W kolejnych wojnach domowych walczono o to, czy Meksyk będzie katolickim cesarstwem, czy liberalną, zsekularyzowaną republiką, w której religia zostanie zepchnięta wyłącznie do sfery prywatnej.


Szalone plany rewolucjonistów i opór katolików


Te dwie wizje państwa, katolicka i świecka, najbardziej krwawo starły się w czasie wieloletniej rewolucji meksykańskiej na początku XX wieku, w której zginęło ponad pół miliona walczących po obydwu stronach. W jej trakcie, w 1917 roku, ustanowiono antyklerykalną konstytucję Meksyku, która zarządzała przejęcie przez państwo wszystkich szkół prowadzonych przez Kościół, zakazywała procesji religijnych, publicznego noszenia stroju duchownego i odprawiania nabożeństw poza budynkami kościelnymi…


1 grudnia 1924 roku na prezydenta Meksyku został zaprzysiężony Plutarco Elías Calles, weteran antykatolickiej rewolucji, zafascynowany rządami bolszewików w sowieckiej Rosji. Po objęciu urzędu przyspieszył on proces sekularyzacji kraju. Duchownym odebrano prawa wyborcze, zlikwidowano prasę katolicką, nakazano całkowite usunięcie krzyży z przestrzeni publicznej, nawet z cmentarzy, zmieniane były nazwy miejscowości kojarzone z religią. Spowodowało to narastający opór społeczny. Od 1926 roku meksykańscy katolicy systematycznie bojkotowali posunięcia antyklerykalnych władz: gromadnie uczestniczyli w publicznych modlitwach i procesjach, na czele których kroczyli księża i biskupi w odświętnych szatach, katoliccy nauczyciele zwalniali się z pracy w przejmowanych przez państwo szkołach, odmawiano też zawierania wymuszanych przez reżim cywilnych związków małżeńskich, poprzestając na ceremonii ślubu kościelnego.


W czasie tych pierwszych demonstracji pojawiło się późniejsze zawołanie Cristeros: ¡Viva Cristo Rey!, czyli po hiszpańsku Niech żyje Chrystus Król! Maszerowano z krzyżami oraz chorągwiami z wizerunkiem Matki Bożej z Guadalupe, która miała wkrótce stać się symbolem powstańców. Działania meksykańskich katolików zyskały oficjalne poparcie papieża Piusa XI, gdyż były zgodne z ewangelicznym stopniowaniem środków oporu. Cristeros nie sięgnęli od razu po broń, lecz zaczęli od pokojowych metod protestu, takich jak demonstracje, strajki, petycje i blokady ulic, nie zapominając o modlitwie za swoich prześladowców, a następnie przeszli do obywatelskiego nieposłuszeństwa, czyli niewykonywania zarządzeń władz sprzecznych z sumieniem.


W imię Chrystusa Króla


3 sierpnia 1926 roku grupa ok. 400 katolików modlących się w centrum Gua­dalajary została zaatakowana przez meksykańską policję i wojsko, po czym zmuszona do zabarykadowania się w kościele pw. Matki Bożej z Guadalupe. Następnie mundurowi wyważyli drzwi i ostrzelali z karabinów zgromadzonych w środku wiernych, zabijając 18 osób i raniąc 40. To była kropla, która przelała czarę goryczy. Po opublikowaniu manifestu A la Nación (Do narodu) wzywającego do powstania powszechnego, uzbrojone grupy powstańców zaczęły zajmować posterunki policji i urzędy we wsiach w rejonie Guadalajary. Wkrótce powstanie rozlało się na inne stany Meksyku. Najgwałtowniejszy przebieg miało jednak w środkowozachodniej części kraju, na wybrzeżu Oceanu Spokojnego.


Prezydent Calles początkowo zlekceważył zbrojne wystąpienia, uważając, że powstańcy bez odpowiedniej organizacji i dowodzenia szybko rozejdą się po domach. Jednakże wielu z nich miało już doświadczenie bojowe zdobyte podczas zakończonej zaledwie kilka lat wcześniej rewolucji meksykańskiej. Do rozwoju ruchu powstańczego przyczyniła się postawa Kościoła: wiejscy proboszczowie organizowali magazyny broni, punkty opatrunkowe i wyżywienie dla walczących, a meksykańscy biskupi, choć pod stałą obserwacją służb Callesa, potajemnie zapewniali powstańcom dopływ wsparcia zza granicy. Do Meksyku przyjechała też walczyć grupa ochotników z międzynarodowego ruchu Rycerzy Kolumba.

Najważniejsze wsparcie przyszło jednak z zupełnie nieoczekiwanej strony. Powstanie poparł generał Enrique Gorostieta, jeden z najbardziej doświadczonych meksykańskich wojskowych. Był zdeklarowanym ateistą, ale zgodził się dowodzić armią Cristeros za pieniądze (a częściowo wskutek namów żony, głęboko wierzącej katoliczki). W pewnym sensie odegrał więc w Cristiadzie rolę Szymona Cyrenejczyka, który nie do końca przekonany, a trochę z przymusu pomógł nieść Krzyż Chrystusowi… Doskonałe dowodzenie Gorostiety i wprowadzona przez niego wojskowa dyscyplina w szeregach powstańców pozwoliły Cristeros opanować duże połacie Meksyku i walczyć skutecznie z wojskami rządowymi przez blisko trzy lata.


Zakończenie walk i dziedzictwo Cristeros


Pod koniec 1928 roku upłynęła czteroletnia kadencja prezydenta Callesa. Na jego następcę został powołany Álvaro Obregón, również wywodzący się z ruchu rewolucyjnego. W dniu zaprzysiężenia został jednak zastrzelony przez zamachowca związanego z Cristeros.


Zamach na prezydenta-elekta Meksyku wzmocnił zaniepokojenie Stanów Zjednoczonych. Protestanccy Anglosasi od początku powstania niechętnie patrzyli na katolicko-narodowy ruch Cristeros, a przy granicy z Meksykiem powstawały nawet, gotowe do użycia w razie potrzeby, bojówki skrajnie rasistowskiej i antykatolickiej organizacji Ku Klux Klan. Po zabójstwie Obregóna USA wmieszały się w konflikt u południowego sąsiada, sprzedając meksykańskiemu rządowi sprzęt wojskowy, w tym najnowocześniejsze samoloty.

To był punkt zwrotny. Wyposażone teraz w amerykańską broń i dysponujące wsparciem lotniczym rządowe wojska meksykańskie stopniowo zyskiwały przewagę, by w 1929 roku zepchnąć powstańców do ostatnich enklaw oporu. W dramatycznych walkach poległ generał Gorostieta, który przed śmiercią nawrócił się i przyjął chrzest od jednego ze swoich oficerów. Powstanie zostało stłumione, zaś Amerykanie, wcześniej uzbrajający rządowych siepaczy, teraz weszli w buty mediatorów i pomogli „pokojowo zakończyć spór”. Doszło do zawarcia porozumienia pomiędzy meksykańskim Kościołem a rządem, wskutek którego władze zdeklarowały się złagodzić antyklerykalną politykę, a powstańcy złożyć broń. Oficjalne zakończenie Cristiady nastąpiło 21 czerwca 1929 roku. W ciągu trzech lat w walkach zginęło blisko 90 tysięcy osób.


Wielu Meksykanów do dziś ma za złe swojemu episkopatowi, że zbyt łatwo zgodził się na zakończenie walk, przyjmując bardzo niekorzystne dla katolików porozumienie. Jeszcze wiele lat po powstaniu w Meksyku nadal ginęli ludzie, a elementy antyklerykalnej polityki były utrzymywane aż do lat 80. ubiegłego wieku – przy czym do jej ostatecznego zakończenia przyczyniła się pielgrzymka Jana Pawła II w 1979 roku. W 1988 beatyfikowanych zostało 12 uczestników Cristiady: w tym kapłani Miguel Agustin Pro Juárez, Cristobal Magallanes i Jose Maria Robles oraz wierni świeccy Anacleto Gonzalez Flores i 13-letni męczennik Jose Sánchez del Río (został kanonizowany w 2016 roku).


Choć ruch Cristeros militarnie poniósł porażkę, to jego dziedzictwo jest żywe do dziś. Cristiada pozostaje jednym z najpiękniejszych przykładów walki o wiarę katolicką w historii najnowszej, wzorem dla katolików z całego świata i groźbą wobec wrogów Kościoła, że prześladowani wyznawcy Chrystusa mogą i potrafią się bić w obronie najwyższych wartości. Po prawie stu latach od tamtych wydarzeń, w czasie Światowych Dni Młodzieży w Krakowie w 2016 roku, autor artykułu był wiele razy pozdrawiany przez meksykańskich pielgrzymów, dzierżących flagi z Matką Bożą z Gua­dalupe, okrzykiem ich walecznych przodków: ¡Viva Cristo Rey!



NAJNOWSZE WYDANIE:
Cudotwórca z Libanu
Święci są naszymi sprzymierzeńcami, przewodnikami w drodze do Nieba. Spójrzmy na ich żywoty. To ludzie z krwi i kości, którzy jednak bezkompromisowo wybrali w życiu Boga. Z miłości do Chrystusa i w trosce o zbawienie swoje oraz bliźnich zaparli się siebie, odrzucili fałszywe „błyskotki” tego świata. W tym numerze przedstawiamy pustelnika, który w swym uniżeniu chciał być zapomniany przez wszystkich – św. Charbela Makhloufa.

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 

Kocham Boga i ludzi


Pani Zofia Kłakowicz wspiera Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi od 2007 roku. Urodziła się w miejscowości Stary Las koło Głuchołaz w województwie opolskim. Tam należała do parafii pod wezwaniem św. Marcina, w której przyjęła wszystkie sakramenty. Po zawarciu małżeństwa, którego 60. rocznicę będzie obchodziła z mężem w przyszłym roku, przeprowadziła się do sąsiedniego Nowego Lasu, do parafii pw. św. Jadwigi Śląskiej. 

– Kocham Boga, kocham ludzi i dobrze mi z tym. W domu urządziłam „kaplicę”: krzyż Trójcy Świętej, figury Boga Ojca, Jezusa Miłosiernego, Jezusa Chrystusa – Króla Polski i naszych rodzin oraz figurę Matki Bożej oraz wielu świętych.


Bóg mnie prowadzi


– Ja jestem tylko po siedmiu klasach szkoły podstawowej. Nie miałam możliwości dłużej się uczyć, bo ojciec był inwalidą, mama była po pobycie na Syberii, a poza mną mieli jeszcze troje dzieci i trzeba było ciężko pracować w polu. To niesamowite, jak Pan Bóg mnie prowadził w moim życiu.

Wraz z mężem ufamy Bogu i Go kochamy. Mamy gospodarkę, hodujemy kury, uprawiamy ziemniaki, owoców się pełno u nas rodzi, robimy przetwory, dzielimy się z ludźmi. Ze zdrowiem już różnie bywa, ale nie dajemy się, a córka Katarzyna nam pomaga. Córka mieszka w Bielsku-Białej, wyposaża apteki i szpitale, otwiera i projektuje ludziom apteki. Ma bardzo dobrego męża.


Maryja otarła moje łzy


– Syn Jan zmarł w tamtym roku. To był bardzo dobry człowiek dla ludzi, znana osoba w powiecie. Był mechanikiem samochodowym, miał swój warsztat i dobrze wykonywał swoją pracę. Jego syn i córka teraz pracują w tym warsztacie.

– W tamtym roku, podczas oktawy Bożego Ciała, w święto Najświętszego Serca Pana Jezusa pochowaliśmy go, a w tym roku Matka Boża otarła mi łzy, bo akurat w oktawie zaprosiła mnie do Fatimy. Pan Bóg dał, że córka też skorzystała i była ze mną w tym miejscu, bo też bardzo kocha Pana Boga. Uważam, że to była też nagroda z Nieba.


Z Apostolatem w Fatimie


– Przed wyjazdem do Fatimy córka mi mówiła: „Mamuś, to jest jakieś Stowarzyszenie, ty pieniądze dajesz, a dzisiaj świat jest jaki jest; nie byłaś tam, nie wiesz. Trzeba wziąć pieniądze, bo nie wiadomo, jak będzie. Może trzeba będzie za nocleg zapłacić, może za jakieś obiady”. Ona wzięła i ja wzięłam i był kłopot, bo faktycznie, co się okazało – i to nas bardzo zaskoczyło – że wszystko było domknięte, wszystko było zadbane, była bardzo dobra opieka…

Co było dla mnie bardzo fajne, to pierwsze przeżycie, jeszcze w Krakowie, w hotelu, gdy pan prezes bardzo miło nas przywitał, z uśmiechem i serdecznością, słowami: „Szczęść Boże”. To było dla mnie takie piękne!

Na pielgrzymce poznaliśmy pracowników Stowarzyszenia; moja córka dużo z nimi przebywała. Pani przewodnik powiedziała, że taka paczka, jak nasza, to jest mało spotykana. Było pięknie, nie było kłopotów i na wszystko było dużo czasu. Córka dbała o mnie i Bogu dzięki, że była ze mną. Ja wiem, że to był palec Boży i zasługa Matki Bożej.

W Fatimie wychodziłam trochę wcześniej na Mszę Świętą o szóstej rano. Mieliśmy kapłana, z którym dużo rozmawiałam. Zamówiliśmy Mszę Świętą za Stowarzyszenie, za pracowników Stowarzyszenia oraz ich rodziny i ksiądz ją odprawił. Chcieliśmy w ten sposób wynagrodzić i żeby Pan Bóg Wam wynagrodził, Waszym rodzinom i całej organizacji.


Podziękowania


– Dziękuję Bogu Najwyższemu, Ojcu, Synowi i Duchowi Świętemu, a także Matce Najświętszej za wielkie łaski, którymi mnie obdarzyli. Dziękuję, że żyję bez żadnych uszczerbków na ciele. Jestem pewna, że Pan Jezus czuwa nade mną. Jest to znak, że krzyż jest naszą obroną zawsze, a szczególnie na te ostateczne czasy. Za wszystkie łaski i błogosławieństwa dla mnie i całej rodziny serdecznie dziękuję Stwórcy. Twoja cześć i chwała, po wszystkie wieki wieków. Amen. Wdzięczna Twoja służebnica Zofia.


Oprac. JK


Listy od Przyjaciół
 
Listy

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Pragnę podziękować za wszelkie informacje, broszury i książeczki, jakie otrzymuję od Państwa. Najbardziej cieszy mnie wydawane „Przymierze z Maryją”, ponieważ wiele trudnych spraw zostaje przedstawionych w klarowny sposób, wnosi wiele radości, ale przede wszystkim przybliża nam drogę do naszego Ojca. Czasami trzeba wrócić do początku i odnaleźć siebie, a to niełatwe. Wy w tym pomagacie. I róbcie to nadal, bo tego potrzebujemy.

„Przymierze z Maryją” jest początkiem. I z tego zrezygnować nie warto. To moje skromne zdanie, które podyktowane jest szczerą troską o byt „Przymierza…”. Sama jestem w trudnej sytuacji finansowej, dwoje dzieci uczących się poza domem to niemałe koszty. I dlatego z mężem postanowiliśmy ograniczyć wszystko do minimum przez jakiś czas, żeby stać nas było na utrzymanie domu. W dzisiejszych czasach jest to niełatwe zadanie, bo przez ostatnie lata przyzwyczailiśmy się do spełniania wszystkich swoich pragnień i zachcianek i nas też to się tyczy. Jednak trzeba wybrać, co w danym momencie jest ważniejsze. Nawet w pewnym momencie rozważaliśmy rezygnację z comiesięcznego datku na rzecz Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi, ale moje sumienie by tego nie zniosło, więc nadal będziemy Państwa wspierać finansowo oraz codzienną modlitwą. Proszę Was zarazem o modlitwę za moją rodzinę, by wspólnie umiała przetrwać trudne chwile. Ja nie mogę ofiarować nic poza tym. Zatem bardzo mi przykro, że tak jest, ale z ufnością patrzę w przyszłość i wiem, że będziemy oglądać owoce Waszej działalności. Serdecznie pozdrawiam i polecam Was opiece naszej Matuchny Matki Bożej Rychwałdzkiej.

Dagmara z mężem



Szanowni Państwo

Bardzo dziękuję za Wasz wkład w krzewienie prawd wiary. Pragnę podziękować za otrzymane materiały edukacyjne, które poszerzają moją wiedzę religijną. Życzę Wam błogosławieństwa Bożego i obfitych łask w działalności. Trzeba dbać o to, aby wiara nie wygasła. Szczęść Wam Boże!

Jadwiga

 

 

Szczęść Boże!

Dziękuję za prowadzenie tak pięknych i potrzebnych akcji katolickich. W miarę moich możliwości wspieram Was w tym pięknym dziele materialnie i duchowo. Życzę Wam, abyście kontynuowali to dzieło jak najdłużej. Pozdrawiam serdecznie!

Janina z Krakowa

 

 

Szanowny Panie Prezesie

Wspominając niedawną konferencję „Czy chrześcijanie są skazani na ewolucję”, chciałbym bardzo podziękować za niezwykłą możliwość uczestniczenia w niej. Jest to dla mnie jedyna okazja do kontaktu na żywo z najwybitniejszymi naukowcami, którzy sami odnaleźli właściwą drogę prawdy, a teraz wskazują ją innym. Takie spotkanie to coś absolutnie bezcennego, co będę wspominał jako najpiękniejsze chwile w moim życiu. Pragnę podziękować wszystkim osobom zaangażowanym w to niezwykle ważne przedsięwzięcie.

Te wszystkie dzieła, co zrozumiałe, wymagają poświęcenia oraz wsparcia również finansowego. Chyba wszyscy to rozumieją, widząc przecież efekty Państwa działalności, ale zapewne widzi to również ta druga strona, która robi wszystko, aby to zniszczyć, co jest najlepszym dowodem na właściwy kierunek Państwa działalności. Doskonale zdają sobie z tego sprawę wszystkie siły, które wiedzą, że tego ewolucjonistycznego matactwa zapewne nie da się już długo utrzymać. Myślę, że właśnie dlatego sam plan zniszczenia musi być doskonały i właśnie dlatego postanowiono uderzyć w korzenie, czyli członków Państwa organizacji, tak, by nie mogli wesprzeć dalszego rozwoju tych dzieł.

Rozwiązania, które obecnie wdraża się w firmach produkcyjnych, to kierunek dokładnie wskazany przez śp. Pana Krzysztofa Karonia w polecanym przez niego filmie „Amerykańska fabryka” – dostępnym na Netflixie. Plan, który przygotowany jest krok po kroku dla wszystkich narodów. Myślę, że dlatego choć chcielibyśmy ogromnie pomóc dalszemu rozwojowi Państwa działalności, to będzie to coraz trudniejsze.

Rozwój Państwa wszechstronnej działalności na polu wiary – (by wspomnieć choćby o Apostolacie Fatimy czy piśmie „Przymierze z Maryją”), historii, polityki, prawa – Ordo Iuris, nauki – „Polonia Christiana” i informacji – PCh24.pl, Klubie Przyjaciół, to wszystko z dumą przypomina mi, że jestem Polakiem, a moi bracia i siostry, twórcy tych pięknych dzieł, przypominają mi o właściwej postawie moralnej.

Temat ewolucji inspirował mnie, odkąd pamiętam. Brakujące ogniwo, które „na pewno jest” i „niebawem wam go ukażemy”, to temat flagowy wszystkich „naukowych czasopism”. A ja, posiadając jedynie maturę, mam nadzieję, że większość wykładów rozumiem, bo przedstawione są w takiej formie, aby wszyscy mogli zobaczyć to, co najwybitniejszym umysłom udało się dostrzec pod mikroskopem. Ich geniusz dodatkowo polega na obserwacji zjawisk zachodzących w ułamkach sekund w mikro i makroskali.

Podsumowując, w mojej skromnej opinii pomysł udostępnienia tej wiedzy wszystkim chętnym jest wyrazem chrześcijańskiej miłości, wskazującej właściwą drogę do Boga. Przecież to nasz Stwórca oddał nam ziemię, abyśmy czynili ją sobie poddaną, nie czyniąc wiedzy tajemną, tylko dla wybranych. Jeszcze raz niech będzie mi wolno podziękować za całą działalność Państwa organizacji.

Z wyrazami szacunku

Czytelnik

 

 

Szczęść Boże!

Wasza działalność zasługuje na szacunek i podziw! Otwieracie drzwi do serc ludzi zagubionych, pokazujecie inną drogę – uświadamiając, że życie to nie tylko praca, ale przede wszystkim duchowe potrzeby, które dają nadzieję i siłę do życia. Walczcie o serca, które są jeszcze uśpione. Powodzenia!

Anna z Mysłowic

 

 

Szczęść Boże!

Pragnę z całego serca podziękować za dwumiesięcznik „Przymierze z Maryją”. Od kilku lat gości on w moim rodzinnym domu, niosąc umocnienie duchowe, światło i pokój. I niech tak pozostanie jak najdłużej.

Daniel