On jest nieprawdopodobnie cierpliwy, będzie czekał, aby Swoje Miłosierdzie wylać na nas. Ale potrzebne jest nasze otwarcie na Jego wolę. On czeka na nawet najmniejszy kontakt, sygnał z naszej strony – wyznaje Radosław Pazura, aktor. Wie, co mówi, bo jego nawrócenie zostało okupione tragicznym wypadkiem samochodowym i cierpieniem. Na miejscu zginął kierowca…
To trudne doświadczenie zaowocowało diametralną zmianą myślenia i życia: zaczął się modlić, wrócił do sakramentów świętych, ożenił się z Dorotą Chotecką (po kilkunastu latach życia w konkubinacie). – Jeśli zaufamy Jezusowi, otworzymy się na Niego, będziemy się nawracali, będziemy szukać punktów zaczepienia, wskazówek w Ewangelii – one podpowiedzą nam, jak żyć. My, chrześcijanie, katolicy, wiemy, że jeżeli żyjemy w Kościele i staramy się zgłębiać wiarę, to staramy się dostrzec te podpowiedzi, to Jego wspaniałe działanie na każdym kroku. I nasze serce zaczyna wtedy szybciej bić, podobnie jak uczniom zdążającym do Emaus – mówi Radosław Pazura.
Przeżyłem własną śmierć
Ale bywają i „cięższe” przypadki. Jan Ben Radecki oddalił się od Boga. Był wziętym malarzem. Pociągał go świat, bogactwo i pieniądze. Pewnego razu otrzymał propozycję namalowania dużego obrazu przedstawiającego diabła, który miał być zawieszony przy wejściu do kawiarni „Mefisto” na Rynku we Wrocławiu.
- Po wykonaniu „dzieła” właściciel „Mefista” zaprosił mnie na symboliczny koniaczek – wyznał w jednym z numerów czasopisma „Różaniec”. – Zostałem napadnięty i dotkliwie pobity przez kilku młodych opryszków. Straciłem przytomność. W szpitalu po przeprowadzeniu badań stwierdzono złamanie szczęki, skruszenie kości oczodołu prawego oka, złamanie nosa, wybicie kilku zębów, wstrząs mózgu, pęknięcie czaszki i wylew krwi do mózgu. Nie dawałem żadnych znaków życia, stwierdzono, że nie można już mnie uratować. Tylko jeden z lekarzy wypowiedział prorocze słowa: „Chyba, że stanie się cud”...
Pamiętał jednak, że miał szybko wrócić do domu, więc „wyszedł” ze szpitala. Nie zdawał sobie sprawy, że jest już godzina druga w nocy i że ciało jego zostało w szpitalu. „Biegł” ulicami Wrocławia, jakby unosząc się, płynąc, ponieważ nie czuł styczności z ziemią.
- Do mieszkania „wszedłem” normalnie, jak zwykle otwierając drzwi za klamkę, a ponieważ było ciemno, zapaliłem w przedpokoju światło. I nagle, w jednej chwili, jakby wciągnięty wirem o niezwykłej sile, raptownie zostałem porwany w górę. Nic nie czułem i nic nie widziałem, wszędzie było ciemno… Kiedy się odwróciłem, zobaczyłem niewypowiedziany ogrom potężnego i nieogarnionego światła. Jego silny i intensywny blask przenikał wszystko. Ta cudowna i niepojęta światłość patrzyła na mnie z taką dobrocią i miłością, że dusza moja rozpływała się ze szczęścia. Cała potęga tego światła była jakby jednym wzrokiem, który wszystko widzi i wszystko przenika. Niezwykły był też fakt, iż od razu wiedziałem, że stoję przed obliczem samego Boga. Boga o niewyobrażalnej Miłości i niezgłębionym Miłosierdziu.
I w tej właśnie chwili ujrzałem całe swoje dotychczasowe życie. Oglądałem – jakby na filmie – wszystkie sceny z mojego życia. Nie spodziewałem się, że wszystko będzie aż tak odkryte i obnażone. Jednocześnie czułem, że ktoś za mną stoi… Nie widziałem go, ale czułem, że jest to szatan, który nieustannie oskarża mnie przed Bogiem. A kiedy już zaczęły ukazywać się moje grzechy, dusza moja ze wstydu zaczęła palić się żywym ogniem, bolesnym i palącym, po prostu nie do wytrzymania. I za każdym razem, gdy ukazywały się moje grzechy, w tej samej chwili odczuwałem miłosne tchnienie, które jak niewidzialne fale przenikały moją duszę i całe to ogniste palenie natychmiast znikało, ustępowało i łagodziło oglądanie moich grzechów.
Odczułem też, że szatan, mimo konkretnych oskarżeń duszy, nie ma żadnego wpływu na decyzje Boga. Sam Bóg tak osłania duszę, jakby była Jego jedyną i tylko Jego własnością. To uczucie jest tak cudowne, że dusza nie obawia się już niczego, bo wie, że jest w ramionach najczulszego i wszechmocnego Ojca.
Nagle jednak wszystko się zatrzymało, otworzył oczy, leżał na łóżku w szpitalu… Czy zmienił swe życie?
Dziś jest kustoszem kaplicy Miłosierdzia Bożego pod wezwaniem św. Faustyny, którą sam wybudował jako wotum wdzięczności, oraz animatorem grupy modlitewnej Miłosierdzia Bożego w Tarcach Osiedlu koło Jarocina.
I cuda się zdarzają
Radosław Sawczyński pojechał w 2007 roku z pielgrzymką do Częstochowy i powiedział wprost Matce Bożej: – Wiem, że dzieją się tu cuda. Jak się jakiś stanie, to uwierzę.
Może trochę to zuchwałe, ale postawił wszystko na jedną kartę i odbył spowiedź z całego życia w Wieczerniku. – Pani Jasnogórska wysłuchała mojego wołania. Jako pokutę zadano mi pójść do Kaplicy Wieczystej Adoracji na Jasnej Górze. Wystawiony był Najświętszy Sakrament. Uklęknąłem przed obrazem Jezusa Miłosiernego. Patrząc na obraz z napisem „Jezu ufam Tobie!”, zauważyłem, jak na czole i dłoniach pojawia się Krew. Spływała z obrazu. Klęczałem jak nieruchomy i straciłem kontakt ze światem. Tak zaczął się mój powrót z mroku ciemności do Światła Prawdy.
Cierpliwości! Bóg wynagrodzi
Nic nie dzieje się przypadkiem. Wprawdzie nigdy nie będziemy na tyle godni, by sami z siebie zasłużyć na zbawienie i możemy polegać tylko na Bożej Łasce, ale gorliwa wytrwała modlitwa może zdziałać cuda. Święta Monika prawie 20 lat modliła się o nawrócenie syna. Dlaczego aż tak długo?! – spytamy. Odpowiedź jest w ogromie Łaski, którą dał jej Pan Bóg: jej syn został wielkim świętym, Doktorem Kościoła… Dziś już się to nie zdarza?
- Moja mama całe życie modliła się o to, aby przekonać ojca do ślubu kościelnego. Mijało 40 lat od momentu zawarcia związku, a wszelkie próby przekonania mojego ojca do zawarcia sakramentu małżeństwa zdawały się bezsensowne – wspomina Krzysztof, nasz Czytelnik. – Trafiłem w internecie na stronę Sióstr Bożego Miłosierdzia w momencie, kiedy sam doświadczyłem łask od Jezusa Miłosiernego. Modliłem się bardzo dużo, polecając Bożemu Miłosierdziu sprawę ślubu rodziców. W końcu napisałem do sióstr, prosząc o modlitwy w tej intencji. Równe 9 miesięcy trwały modlitwy sióstr i nasze. Nie wiem, jak to się stało, ale po krótkiej rozmowie mojej mamy z tatą, nie wiadomo z jakich powodów (w ludzkim rozumieniu oczywiście) ojciec zgodził sie na zawarcie małżeństwa w kościele. Podczas ceremonii, kiedy kapłan wypowiadał słowa, że związek został zawarty, ojciec rozpłakał się jak dziecko.
Od kpiny do uwielbienia
- Ładnych parę lat temu, kiedy studiowałem, zupełnie odpadłem od Kościoła. Eucharystia, sakramenty, modlitwa, Pismo Święte – wszystko to poszło w kąt. Znalazłem sobie bardziej zajmujące rzeczy – wspomina Adam Szewczyk, zawodowy muzyk, wykładowca na Wydziale Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach, związany dzisiaj z chrześcijańską sceną muzyczną, publikujący felietony w „Gościu Niedzielnym”. – Jakiś czas to działało. Jak u syna marnotrawnego. Po kilku latach głód społeczności z Bogiem i Kościołem był nie do zignorowania. Gdzieś tam słyszałem, jak babcie w kościele modliły się jakąś „koronką”. Co za pasmanteryjna nazwa – drwiłem w duchu. Nie przypuszczałem, że kiedyś Koronka do Bożego Miłosierdzia będzie początkiem mojego powrotu. Po nawróceniu napisał kilka piosenek i wydał swój pierwszy autorski materiał pod tytułem Ufam Tobie, by zbliżyć do Boga… swoją przyszłą żonę Magdę Anioł. – Owoce są konkretne: spowiedź życia i powrót – po kilkunastu latach – do Kościoła.
I pewnie to nie jedyna nawrócona… Podobnie rzecz się miała z innym artystą, Michałem Lorencem. Ten światowej sławy muzyk i kompozytor początkowo naśmiewał się z zapisków św. Faustyny:
- Przesłanie „Dzienniczka” nie od razu było dla mnie czytelne. Otóż język „Dzienniczka” odczytywałem jako język przedwojennej biuralistyki: „sekretarka miłosierdzia”, „kierownik duchowy” etc… To są pojęcia zaczerpnięte z „wielkiego świata BIURA”, które dla licznych stanowiło i do dziś zresztą stanowi szczyt marzeń o życiowej karierze. I nic w tym złego.
Wtedy, 15-20 lat temu, warstwa językowa „Dzienniczka” śmieszyła mnie, a w sensie znaczeniowym daleko wykraczała poza moją zdolność pojmowania rzeczywistości. Podchodziłem do tego dzieła tak, jak do całej rzeczywistości – szyderczo, z ironią, bez zrozumienia, byłem absolutnie z „tego świata”… Szyderstwo było moją podstawową duchową formacją. Ale to spojrzenie odwróciło się o 180 stopni, mogę to nazwać „gwałtowną zmianą grawitacji”.
Dziś dziękuje Bogu za łaskę wiary i odważnie staje po stronie Kościoła.
Kocham Boga i ludzi
Pani Zofia Kłakowicz wspiera Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi od 2007 roku. Urodziła się w miejscowości Stary Las koło Głuchołaz w województwie opolskim. Tam należała do parafii pod wezwaniem św. Marcina, w której przyjęła wszystkie sakramenty. Po zawarciu małżeństwa, którego 60. rocznicę będzie obchodziła z mężem w przyszłym roku, przeprowadziła się do sąsiedniego Nowego Lasu, do parafii pw. św. Jadwigi Śląskiej.
– Kocham Boga, kocham ludzi i dobrze mi z tym. W domu urządziłam „kaplicę”: krzyż Trójcy Świętej, figury Boga Ojca, Jezusa Miłosiernego, Jezusa Chrystusa – Króla Polski i naszych rodzin oraz figurę Matki Bożej oraz wielu świętych.
Bóg mnie prowadzi
– Ja jestem tylko po siedmiu klasach szkoły podstawowej. Nie miałam możliwości dłużej się uczyć, bo ojciec był inwalidą, mama była po pobycie na Syberii, a poza mną mieli jeszcze troje dzieci i trzeba było ciężko pracować w polu. To niesamowite, jak Pan Bóg mnie prowadził w moim życiu.
Wraz z mężem ufamy Bogu i Go kochamy. Mamy gospodarkę, hodujemy kury, uprawiamy ziemniaki, owoców się pełno u nas rodzi, robimy przetwory, dzielimy się z ludźmi. Ze zdrowiem już różnie bywa, ale nie dajemy się, a córka Katarzyna nam pomaga. Córka mieszka w Bielsku-Białej, wyposaża apteki i szpitale, otwiera i projektuje ludziom apteki. Ma bardzo dobrego męża.
Maryja otarła moje łzy
– Syn Jan zmarł w tamtym roku. To był bardzo dobry człowiek dla ludzi, znana osoba w powiecie. Był mechanikiem samochodowym, miał swój warsztat i dobrze wykonywał swoją pracę. Jego syn i córka teraz pracują w tym warsztacie.
– W tamtym roku, podczas oktawy Bożego Ciała, w święto Najświętszego Serca Pana Jezusa pochowaliśmy go, a w tym roku Matka Boża otarła mi łzy, bo akurat w oktawie zaprosiła mnie do Fatimy. Pan Bóg dał, że córka też skorzystała i była ze mną w tym miejscu, bo też bardzo kocha Pana Boga. Uważam, że to była też nagroda z Nieba.
Z Apostolatem w Fatimie
– Przed wyjazdem do Fatimy córka mi mówiła: „Mamuś, to jest jakieś Stowarzyszenie, ty pieniądze dajesz, a dzisiaj świat jest jaki jest; nie byłaś tam, nie wiesz. Trzeba wziąć pieniądze, bo nie wiadomo, jak będzie. Może trzeba będzie za nocleg zapłacić, może za jakieś obiady”. Ona wzięła i ja wzięłam i był kłopot, bo faktycznie, co się okazało – i to nas bardzo zaskoczyło – że wszystko było domknięte, wszystko było zadbane, była bardzo dobra opieka…
Co było dla mnie bardzo fajne, to pierwsze przeżycie, jeszcze w Krakowie, w hotelu, gdy pan prezes bardzo miło nas przywitał, z uśmiechem i serdecznością, słowami: „Szczęść Boże”. To było dla mnie takie piękne!
Na pielgrzymce poznaliśmy pracowników Stowarzyszenia; moja córka dużo z nimi przebywała. Pani przewodnik powiedziała, że taka paczka, jak nasza, to jest mało spotykana. Było pięknie, nie było kłopotów i na wszystko było dużo czasu. Córka dbała o mnie i Bogu dzięki, że była ze mną. Ja wiem, że to był palec Boży i zasługa Matki Bożej.
W Fatimie wychodziłam trochę wcześniej na Mszę Świętą o szóstej rano. Mieliśmy kapłana, z którym dużo rozmawiałam. Zamówiliśmy Mszę Świętą za Stowarzyszenie, za pracowników Stowarzyszenia oraz ich rodziny i ksiądz ją odprawił. Chcieliśmy w ten sposób wynagrodzić i żeby Pan Bóg Wam wynagrodził, Waszym rodzinom i całej organizacji.
Podziękowania
– Dziękuję Bogu Najwyższemu, Ojcu, Synowi i Duchowi Świętemu, a także Matce Najświętszej za wielkie łaski, którymi mnie obdarzyli. Dziękuję, że żyję bez żadnych uszczerbków na ciele. Jestem pewna, że Pan Jezus czuwa nade mną. Jest to znak, że krzyż jest naszą obroną zawsze, a szczególnie na te ostateczne czasy. Za wszystkie łaski i błogosławieństwa dla mnie i całej rodziny serdecznie dziękuję Stwórcy. Twoja cześć i chwała, po wszystkie wieki wieków. Amen. Wdzięczna Twoja służebnica Zofia.
Oprac. JK
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Pragnę podziękować za wszelkie informacje, broszury i książeczki, jakie otrzymuję od Państwa. Najbardziej cieszy mnie wydawane „Przymierze z Maryją”, ponieważ wiele trudnych spraw zostaje przedstawionych w klarowny sposób, wnosi wiele radości, ale przede wszystkim przybliża nam drogę do naszego Ojca. Czasami trzeba wrócić do początku i odnaleźć siebie, a to niełatwe. Wy w tym pomagacie. I róbcie to nadal, bo tego potrzebujemy.
„Przymierze z Maryją” jest początkiem. I z tego zrezygnować nie warto. To moje skromne zdanie, które podyktowane jest szczerą troską o byt „Przymierza…”. Sama jestem w trudnej sytuacji finansowej, dwoje dzieci uczących się poza domem to niemałe koszty. I dlatego z mężem postanowiliśmy ograniczyć wszystko do minimum przez jakiś czas, żeby stać nas było na utrzymanie domu. W dzisiejszych czasach jest to niełatwe zadanie, bo przez ostatnie lata przyzwyczailiśmy się do spełniania wszystkich swoich pragnień i zachcianek i nas też to się tyczy. Jednak trzeba wybrać, co w danym momencie jest ważniejsze. Nawet w pewnym momencie rozważaliśmy rezygnację z comiesięcznego datku na rzecz Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi, ale moje sumienie by tego nie zniosło, więc nadal będziemy Państwa wspierać finansowo oraz codzienną modlitwą. Proszę Was zarazem o modlitwę za moją rodzinę, by wspólnie umiała przetrwać trudne chwile. Ja nie mogę ofiarować nic poza tym. Zatem bardzo mi przykro, że tak jest, ale z ufnością patrzę w przyszłość i wiem, że będziemy oglądać owoce Waszej działalności. Serdecznie pozdrawiam i polecam Was opiece naszej Matuchny Matki Bożej Rychwałdzkiej.
Dagmara z mężem
Szanowni Państwo
Bardzo dziękuję za Wasz wkład w krzewienie prawd wiary. Pragnę podziękować za otrzymane materiały edukacyjne, które poszerzają moją wiedzę religijną. Życzę Wam błogosławieństwa Bożego i obfitych łask w działalności. Trzeba dbać o to, aby wiara nie wygasła. Szczęść Wam Boże!
Jadwiga
Szczęść Boże!
Dziękuję za prowadzenie tak pięknych i potrzebnych akcji katolickich. W miarę moich możliwości wspieram Was w tym pięknym dziele materialnie i duchowo. Życzę Wam, abyście kontynuowali to dzieło jak najdłużej. Pozdrawiam serdecznie!
Janina z Krakowa
Szanowny Panie Prezesie
Wspominając niedawną konferencję „Czy chrześcijanie są skazani na ewolucję”, chciałbym bardzo podziękować za niezwykłą możliwość uczestniczenia w niej. Jest to dla mnie jedyna okazja do kontaktu na żywo z najwybitniejszymi naukowcami, którzy sami odnaleźli właściwą drogę prawdy, a teraz wskazują ją innym. Takie spotkanie to coś absolutnie bezcennego, co będę wspominał jako najpiękniejsze chwile w moim życiu. Pragnę podziękować wszystkim osobom zaangażowanym w to niezwykle ważne przedsięwzięcie.
Te wszystkie dzieła, co zrozumiałe, wymagają poświęcenia oraz wsparcia również finansowego. Chyba wszyscy to rozumieją, widząc przecież efekty Państwa działalności, ale zapewne widzi to również ta druga strona, która robi wszystko, aby to zniszczyć, co jest najlepszym dowodem na właściwy kierunek Państwa działalności. Doskonale zdają sobie z tego sprawę wszystkie siły, które wiedzą, że tego ewolucjonistycznego matactwa zapewne nie da się już długo utrzymać. Myślę, że właśnie dlatego sam plan zniszczenia musi być doskonały i właśnie dlatego postanowiono uderzyć w korzenie, czyli członków Państwa organizacji, tak, by nie mogli wesprzeć dalszego rozwoju tych dzieł.
Rozwiązania, które obecnie wdraża się w firmach produkcyjnych, to kierunek dokładnie wskazany przez śp. Pana Krzysztofa Karonia w polecanym przez niego filmie „Amerykańska fabryka” – dostępnym na Netflixie. Plan, który przygotowany jest krok po kroku dla wszystkich narodów. Myślę, że dlatego choć chcielibyśmy ogromnie pomóc dalszemu rozwojowi Państwa działalności, to będzie to coraz trudniejsze.
Rozwój Państwa wszechstronnej działalności na polu wiary – (by wspomnieć choćby o Apostolacie Fatimy czy piśmie „Przymierze z Maryją”), historii, polityki, prawa – Ordo Iuris, nauki – „Polonia Christiana” i informacji – PCh24.pl, Klubie Przyjaciół, to wszystko z dumą przypomina mi, że jestem Polakiem, a moi bracia i siostry, twórcy tych pięknych dzieł, przypominają mi o właściwej postawie moralnej.
Temat ewolucji inspirował mnie, odkąd pamiętam. Brakujące ogniwo, które „na pewno jest” i „niebawem wam go ukażemy”, to temat flagowy wszystkich „naukowych czasopism”. A ja, posiadając jedynie maturę, mam nadzieję, że większość wykładów rozumiem, bo przedstawione są w takiej formie, aby wszyscy mogli zobaczyć to, co najwybitniejszym umysłom udało się dostrzec pod mikroskopem. Ich geniusz dodatkowo polega na obserwacji zjawisk zachodzących w ułamkach sekund w mikro i makroskali.
Podsumowując, w mojej skromnej opinii pomysł udostępnienia tej wiedzy wszystkim chętnym jest wyrazem chrześcijańskiej miłości, wskazującej właściwą drogę do Boga. Przecież to nasz Stwórca oddał nam ziemię, abyśmy czynili ją sobie poddaną, nie czyniąc wiedzy tajemną, tylko dla wybranych. Jeszcze raz niech będzie mi wolno podziękować za całą działalność Państwa organizacji.
Z wyrazami szacunku
Czytelnik
Szczęść Boże!
Wasza działalność zasługuje na szacunek i podziw! Otwieracie drzwi do serc ludzi zagubionych, pokazujecie inną drogę – uświadamiając, że życie to nie tylko praca, ale przede wszystkim duchowe potrzeby, które dają nadzieję i siłę do życia. Walczcie o serca, które są jeszcze uśpione. Powodzenia!
Anna z Mysłowic
Szczęść Boże!
Pragnę z całego serca podziękować za dwumiesięcznik „Przymierze z Maryją”. Od kilku lat gości on w moim rodzinnym domu, niosąc umocnienie duchowe, światło i pokój. I niech tak pozostanie jak najdłużej.
Daniel