Życie św. Dominika stanowi nieustanną służbę Bogu i Kościołowi. Najpierw, odpowiadając na indywidualne powołanie, wstąpił w szeregi duchowieństwa. Potem, obserwując wielki kryzys wiary na południu Francji oraz w północnych Włoszech, poświęcił się głoszeniu wiary katolickiej wątpiącym i błędnowiercom. Następnie, pomnożył swe siły, tworząc Zakon Kaznodziejski – dominikanów.
Wychowany dla Kościoła
Przyszły zakonodawca urodził się w kastylijskiej wsi Caleruega. Rodzice Dominika – Feliks i Joanna – byli ludźmi bardzo pobożnymi. Matka została nawet zaliczona w poczet błogosławionych przez papieża Leona XII.
Krajan św. Dominika i jego syn duchowy, Roderyk z Cerrato, zaświadczał, że Joanna jaśniała cnotą, roztropnością i uczynkami miłosierdzia. Według tradycji, tuż przed przyjściem na świat Dominika, przyśniło jej się, że wydała na świat psa, który trzymaną w pysku pochodnią, podpalał świat. Stąd w ikonografii często przedstawia się św. Dominika w towarzystwie tego zwierzęcia.
Bogobojni rodzice ofiarowali Dominika Bogu i od najmłodszych lat wychowywali go z myślą, aby został dobrym kapłanem. Byli zamożni, więc nie szczędzili pieniędzy na kształcenie syna w szkole katedralnej w Palencii. Ze szczególnym zapałem młodzieniec studiował Pismo Święte. Rozwijał się także pod względem moralnym. Gdy w okolicy zapanował głód, sprzedał najcenniejsze rzeczy, jakie miał, to znaczy swoje księgi, a uzyskane w ten sposób pieniądze przeznaczył na pomoc ubogim.
Sława dobrego i pobożnego młodego duchownego rosła. Wkrótce dotarła do biskupa Osmy, który powołał Dominika w szeregi kapituły katedralnej, pragnąc ją zreformować. Dominik niebawem przyjął święcenia kapłańskie i oddał się nowym obowiązkom.
Walka z herezją
Odmianę w spokojnym życiu kanonickim przyniosły dwie podróże, prawdopodobnie do Danii, które ks. Dominik odbył z biskupem Diego Acébèsem. Obaj gorliwi kapłani, zetknąwszy się w drodze z błędnowiercami, zapragnęli poświęcić się misjom. Marzyli o nawracaniu ludów pogańskich. Udali się nawet do Rzymu, by uzyskać zgodę na wyjazd na peryferia chrześcijańskiej Europy, jednak papież odrzucił ich prośby. Uwagę Innocentego III absorbowała bardziej walka z szerzącymi się na terenach północnych Włoch i południowej Francji herezjami katarów i waldensów.
W drodze powrotnej do Osmy, która wiodła przez tereny zarażone herezją, biskup Diego i ksiądz Dominik spotkali legatów papieskich, mnichów cysterskich odpowiedzialnych za misje wśród odstępców. Zakonnicy żalili się na nikłe efekty swojej pracy. Wyznali, że heretycy ze szczególnym upodobaniem szydzą z przepychu, jakim otaczają się niektórzy duchowni katoliccy. Biskup Diego z towarzyszem postanowili dołączyć do legatów. Stosując się do ideału ewangelicznego, wyrzekli się wszelkich wygód. Na misje udali się pieszo i bez pieniędzy. Z ogromnym zapałem głosili kazania i toczyli dysputy teologiczne, budząc swą postawą oraz wiedzą podziw i szacunek.
Po pewnym czasie cystersi musieli wrócić do klasztorów, a biskup Acébès do Osmy, gdzie wkrótce zmarł (1207 r.). Pracę misyjną kontynuował już tylko Dominik, ale w jakże odmiennych warunkach. 18 stycznia 1208 roku pewien heretyk zamordował papieskiego legata, Piotra z Castelnau. Miarka się przebrała, na polecenie papieża przeciw splamionym zabójstwem heretykom wyruszyły zbrojne hufce krzyżowców. Południe Francji spłynęło krwią…
Ojciec wspólnoty
W końcu Dominik zamieszkał w Prouille. Osiadła tam także grupka nawróconych z herezji kobiet, które oddały się pod jego kierownictwo duchowe. Po pewnym czasie przyszły święty przeniósł się do Tuluzy. Tam przy wsparciu miejscowego biskupa Fulka prowadził działalność kaznodziejską. Wokół Dominika gromadzili się ludzie podzielający jego idee.
Rok 1215 przyniósł wielkie wydarzenie w życiu Kościoła, 11 listopada w rzymskiej bazylice św. Jana na Lateranie otwarto obrady soboru powszechnego. Wziął w nim udział także biskup Fulko, któremu towarzyszył Dominik. Obaj zabiegali o oficjalne zatwierdzenie przez Kościół wspólnoty kaznodziejskiej, która wyrosła u boku Dominika. Innocenty III zgodził się, ale nakazał, by powstający zakon przyjął którąś z już istniejących reguł. Po naradzie ze współbraćmi Dominik wybrał regułę św. Augustyna.
Wprawdzie papież rychło zmarł, jednak jego zgon nie zniweczył dzieła Dominika. Także jego następca, który przybrał imię Honoriusz III, doceniał zalety Zakonu Kaznodziejskiego i wkrótce zatwierdził jego działalność oraz zasady życia dwiema bullami wystawionymi 22 grudnia 1216 r. oraz 21 stycznia roku następnego. W tym czasie Dominik podczas modlitwy miał widzenie śwętych Piotra i Pawła. Apostołowie wręczyli mu laskę wędrowca oraz Ewangelię. Ujrzał także swych uczniów ruszających w świat.
Św. Dominik ogromną wagę przywiązywał do przygotowania intelektualnego kaznodziejów, tak by kształtowali wiernych zgodnie z nauką Chrystusa przekazywaną przez Kościół katolicki. Dlatego jeszcze w 1217 roku wysłał pierwszych braci na studia teologiczne do Paryża. W przyszłości starał się, by domy zakonne powstawały w centrach akademickich.
W latach 1218–1219 Dominik odbył podróż po Italii, Francji i Hiszpanii, odwiedzając istniejące domy dominikańskie oraz zakładając nowe. Wreszcie uznał, że nadszedł czas, by delegatów wszystkich wspólnot wezwać na pierwszą kapitułę. Spotkali się w Bolonii w maju 1220 roku. Dominik, uważając swą misję pierwszego zwierzchnika zakonu za zakończoną, złożył urząd. Jednak zebrani bracia ponownie powierzyli mu funkcję przełożonego. Owocem pierwszej kapituły było przede wszystkim ustalenie szczegółowych norm życia wspólnoty oraz przyjęcie przez zakon zasady apostolskiego ubóstwa, co wiązało się z rezygnacją z posiadania wielkich majątków przez klasztory. Podstawą utrzymania wspólnot stała się jałmużna. Poczynione decyzje dały solidne podstawy pod dalszy rozwój zakonu. Po zakończeniu kapituły Dominik ruszył w podróż kaznodziejską po północnych Włoszech.
W tym czasie zakon dominikański rozwijał się bardzo intensywnie. W jego szeregi wstępowali liczni kandydaci. Byli wśród nich pochodzący z Polski bracia Jacek i Czesław z możnego rodu Odrowążów. Poznali osobiście Dominika. Co więcej, z jego rąk otrzymali habity. Po latach zostali wyniesieni na ołtarze.
Ogłoszony świętym
Niestety, ziemska pielgrzymka św. Dominika dobiegała końca. Zdążył jeszcze poprowadzić drugą kapitułę, która dokonała m.in. podziału terytorialnego zakonu na prowincje, oraz odbyć kaznodziejską podróż po miastach Lombardii. Jednak zaraz po powrocie do Bolonii dostał wysokiej gorączki. Jako że od lat nie posiadał własnej celi, jeden ze współbraci użyczył mu swojej. U pryczy umierającego gromadzili się jego uczniowie. Założyciel pocieszał płaczących. Obiecywał, że będzie orędował za nimi u Boga. Naśladując Chrystusa, modlił się w ich intencji. Zmarł wieczorem 6 sierpnia 1221 roku. Bracia pochowali go pod posadzką kaplicy w Bolonii.
Osoby znające Dominika podkreślały, że promieniował od niego szczególny czar. Był osobą powszechnie lubianą i szanowaną, nawet przez niekatolików. Niewątpliwie sprzyjało to jego pracy duszpasterskiej i misyjnej. Do każdego podchodził z miłością. Nawet gdy kogoś musiał skarcić, robił to w sposób tak taktowny, że winowajca odchodził podniesiony na duchu. Ugruntowana wiara napełniała św. Dominika pewnością siebie oraz spokojem. Panował nad własnymi emocjami oraz językiem. Nie sposób było go przyłapać na obmowie. Nic dziwnego, gorąco kochał Boga i myśl o Najwyższym absorbowała go zupełnie. Podczas odprawiania Najświętszej Ofiary obfite łzy spływały po jego policzkach. Podobnie wzruszał się, gdy nauczał o Bogu. W dzień oddany obowiązkom, w nocy długie godziny poświęcał modlitwie. Narzucał sobie surowe posty, nosił włosiennicę i używał dyscypliny. Nie rozstawał się z Ewangelią św. Mateusza oraz Listami św. Pawła. Częsta ich lektura sprawiała, że znał je nieomal na pamięć.
Proces kanonizacji Dominika rozpoczął się już 12 lat po jego śmierci. Ostatecznie papież Grzegorz IX ogłosił go świętym 3 lipca 1234 r. Wspomnienie liturgiczne św. Dominika Kościół obchodzi 8 sierpnia.
fot. o. Lawrence Lew OP/flickr.com
Wszystko ma swój czas i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem (Koh 3,1). Po raz kolejny mogłam się o tym przekonać, kiedy dostałam możliwość towarzyszenia jako opiekun naszym Przyjaciołom – Apostołom Fatimy w pielgrzymce do miejsc, gdzie Matka Boża objawiła się trojgu pastuszkom.
Odkąd pamiętam, maj gra melodię „łąk umajonych”. Wszystko dzięki mojemu tacie, który od najmłodszych lat zabierał mnie na nabożeństwa majowe. Uczciwie trzeba przyznać, że z biegiem lat, wśród natłoku codziennych spraw i zmartwień, zdarza się zaniedbywać w sprawach Nieba, ale Matka Najświętsza o swoich dzieciach nie zapomina nigdy. Najlepszy dowód stanowi dla mnie ta możliwość, by miesiąc po ślubie móc razem z mężem zawierzyć nasze małżeństwo i rodzinę bezpośrednio Fatimskiej Pani.
Jestem przekonana, że choć nasza grupa pielgrzymów została wyłoniona na drodze losowania, nikt z nas nie znalazł się tutaj przypadkiem. I tak z sercami przepełnionymi wdzięcznością za ten niespodziewany dar, o trzeciej nad ranem 16 maja 2024 roku wyruszyliśmy w podróż do miejsca, gdzie Niebo dotknęło ziemi.
Fatima przywitała nas pochmurnym niebem i deszczem. Nie popsuło nam to bynajmniej radości z faktu, że dotarliśmy do naszej ukochanej Matki. Co ciekawe podobna pogoda towarzyszyła nam w ciągu całego wyjazdu. Szare i posępne poranki zamieniały się w słoneczne, ciepłe popołudnia. Całkiem jak w życiu, kiedy co dzień splatają się chwile radosne i smutne.
Po pierwsze: Fatima
Każdy dzień rozpoczynaliśmy od Mszy Świętej w Kaplicy Objawień, a kończyliśmy wspólnym Różańcem i procesją z figurą Matki Bożej. Niesamowity był to widok na wielki plac wypełniony modlitwą i śpiewem tysięcy ludzi, rozświetlony światłem tysięcy świec.
Jeden dzień naszej pielgrzymki poświęciliśmy, by poznać miejsca i historię związaną z objawieniami. Odwiedziliśmy muzeum, w którym przechowywane są wota ofiarowane w podzięce Matce Bożej. Przeszliśmy Drogę Krzyżową, wędrując ścieżkami, którymi chodzili Łucja, Hiacynta i Franciszek. Zobaczyliśmy miejsca, w których mieszkali. Mogliśmy wyobrazić sobie, jak wyglądało ich codzienne życie. Zwiedziliśmy również przepiękną bazylikę Matki Bożej Różańcowej, gdzie pochowani są pastuszkowie z Fatimy. Niestety, majestat tego miejsca objawień niszczy brzydota wybudowanej naprzeciwko bazyliki poświęconej Trójcy Przenajświętszej…
Po drugie: zachwyt
Pielgrzymka do Fatimy, oprócz uczty dla duszy, była okazją do zobaczenia perełek architektury portugalskiej. Klasztor hieronimitów w Lizbonie, zamek templariuszy w Tomar, klasztor cystersów w Alcobaça, klasztor Matki Bożej Zwycięskiej w Batalha… aż trudno uwierzyć, że te majestatyczne budowle zostały zbudowane przez ludzi, którzy do dyspozycji mieli tylko „sznurek i młotek”. Przez, zdawałoby się, zwykłe mury tchnie duch ad maiorem Dei gloriam i przypomina o czasach, kiedy ludzie w większości potrafili wyrzec się korzyści dla siebie, bo wiedzieli, po co i dla Kogo na tym świecie żyją. Może jeszcze wrócą czasy dzieł Bogu na chwałę i ludziom na pożytek…
W czasie pielgrzymowania mieliśmy także okazję odwiedzić małe, urocze miasteczko Obidos. Pełne wąskich uliczek, białych domów, gdzie czas płynie zdecydowanie wolniej i przypomina o tym, jak ważne jest dobre przeżywanie tu i teraz. Ogromne wrażenie zrobiła też na nas pięknie położona nadmorska miejscowość Nazaré, z przepiękną plażą i oceanem, którego ogrom jednocześnie przeraża i zachwyca. Tutaj także znajduje się najstarsze portugalskie sanktuarium Maryjne, gdzie przechowywana jest figurka Matki Bożej z Dzieciątkiem, którą – jak głoszą legendy – wyrzeźbił sam św. Józef!
Po trzecie: ludzie
Jednak te wszystkie miejsca, widoki, przeżycia nie byłyby takie same, gdyby nie towarzystwo. Wielką wartością było dla mnie poznanie naszych drogich Apostołów. Nieoceniona była również rola pani pilot, która swoimi barwnymi opowieściami ożywiała wszystkie odwiedzane przez nas miejsca.
Z dalekiej Fatimy…
To były cztery dni wypełnione modlitwą, zwiedzaniem, rozmowami… Intensywne, ale warte włożonego wysiłku. Odwiedzenie miejsca, do którego z Nieba osobiście przybyła Matka Najświętsza, to wielki przywilej i łaska. Nie można jednak zapominać, że najważniejsza jest prośba, którą kieruje Ona codziennie do każdego z nas – by chwycić za różaniec i zapraszać Ją do naszych zwyczajnych spraw i obowiązków!
Szanowna Redakcjo!
Dziękuję za wszystkie „Przymierza z Maryją”. To jest moja lektura, na którą czekam i którą czytam „od deski do deski”. Wciąż odnajduję w niej coś nowego i pożytecznego. Składam serdeczne podziękowania i życzę całej Redakcji dużo zdrowia i wytrwałości w tym, co robicie. Jest to dla wielu ludzi olbrzymim wsparciem!
Anna z Podkarpacia
Szczęść Boże!
Bardzo szlachetna i potrzebna jest Wasza kampania poświęcona Matce Bożej Rozwiązującej Węzły. Różne węzły-problemy dotykają bardzo wielu Polaków. Jestem również zaniepokojony, że coraz więcej dzieci i młodzieży zmaga się z depresją i zaburzeniami lękowymi, jak również z wszelkimi uzależnieniami, czy to od alkoholu, czy innych używek. To bardzo niepokojące, gdyż problem ten nasila się i jest bardzo trudny do rozwiązania. Myślę jednak, że uda się rozwiązać większość węzłów za sprawą Matki Najświętszej.
Wojciech z Buska-Zdroju
Szanowny Panie Prezesie!
Na Pana ręce składam najserdeczniejsze podziękowania za nadesłane mi piękne i budujące życzenia urodzinowe. Pamiętam w moich modlitwach zanoszonych do Bożej Opatrzności o wszystkich pracownikach Stowarzyszenia na czele z Panem. Modlę się o Boże błogosławieństwo w życiu osobistym i zawodowym.
Zofia z Mielca
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Jako Apostołka Fatimy, na temat kampanii „Maryja rozwiąże każdy Twój problem” wypowiadam się z wielką ufnością do Matki Bożej, która pomoże rozwiązać każdy problem, gdy Ją o to prosimy. Wierzę w to głęboko. Jestem wzruszona, gdy czytam, jakie ludzie mają ciężkie sytuacje życiowe. Szanowny Panie Prezesie! Serdecznie dziękuję za wielkie dzieła, jakie tworzycie w Waszym Stowarzyszeniu. Dziękuję za poświęcony piękny obrazek, za książeczkę Maryjo, rozwiąż nasze węzły!, kartę, na której zapisałam problemy rodzinne. W modlitwie polecam Bogu i Matce Najświętszej całe Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi. Szczęść Wam Boże na dalsze lata. Z Panem Bogiem!
Irena z Bielska-Białej
Szczęść Boże!
Serdecznie dziękuję za przesłanie książki Św. Rita z Cascii. Dla niej nie ma rzeczy niemożliwych. Już czytamy, modlimy się. Za jej wstawiennictwem wypraszamy potrzebne łaski i opiekę nad rodziną i naszą Ojczyzną. Co roku pielgrzymujemy z parafii do sanktuarium w Nowym Sączu. Od dawna modlę się codziennie, aby za jej wstawiennictwem otrzymać łaski nieraz w trudnych sytuacjach. Życzę Wam błogosławieństwa Bożego i obfitych łask w działalności. Szczęść Wam Boże!
Józefa z Małopolskiego