O katolickiej nauce społecznej, najnowszej encyklice Fratelli tutti papieża Franciszka i o tym, co myślimy o przedsiębiorcach – z ks. dr. Jackiem Gniadkiem SVD, teologiem moralnym, rozmawia Paweł Kot.
Papież Franciszek wydał nową encyklikę Fratelli tutti – rozwiązaniem problemów społeczno-gospodarczych ma być według papieża powszechne braterstwo….
– Ale Kościół mówi to od 2000 tysięcy lat. Cały czas o tym mówimy i chcemy tym żyć. Dla mnie braterstwo jest pochodną wolności. Ono bez wolności się nie pojawi. Jeżeli będziemy na siłę zmuszać ludzi do życia w braterstwie, to jest to droga do totalitaryzmu.
Wiemy, że granicą mojej wolności jest wolność drugiego człowieka. Ale czy da się tę granicę precyzyjnie wytyczyć?
– Bardzo prosto – Dekalog mówi wyraźnie: nie kradnij, nie zabijaj. Według św. Tomasza z Akwinu państwo ma stworzyć przestrzeń, w której będziemy mogli realizować swoje cele, a te cele są różne i – w ramach Dekalogu – jest ich nieskończona ilość. Trzeba jednak podkreślić, że ostatecznym naszym celem jest szczęście wieczne.
Jaka jest wizja ekonomii według Franciszka, jak on sobie wyobraża idealną gospodarkę?
– Powiem szczerze – nie wiem. Franciszek krytykuje świat, który widzi wokół siebie. Jest to zasada, którą Jan XXIII wprowadził do katolickiej nauki społecznej: widzieć, oceniać i działać. Problem polega na tym, że to nie jest takie proste. Można widzieć, ale mimo to można pewnych rzeczy nie dostrzec z punktu widzenia pewnej ideologii i wydaje mi się, że w katolickiej nauce społecznej jest dziś zbyt dużo ideologii.
Czy wobec tego katolicka nauka społeczna zeszła na złą drogę?
– Katolicka nauka społeczna jest w swoich ogólnych założeniach trafna. Problem w tym, że obecnie bardzo często interpretujemy ją z perspektywy bardziej socjalistycznej. Dziś ekonomia, podobnie jak polityka, została odpersonalizowana. Mówi się o jakimś homo economicus, doskonałym człowieku ekonomicznym, który będzie alokował środki, w sposób, który da się opisać matematycznie. Natomiast są szkoły w ekonomii, jak np. szkoła austriacka, która krytykuje właśnie takie pojęcie człowieka ekonomicznego, a zwraca uwagę na ludzkie wybory i działanie. Prawdopodobnie Franciszkowi obce jest tego typu myślenie o ekonomii. Natomiast, tak jak większości ludzi, wydaje mu się, że jedyną właściwą szkołą jest keynesizm, czyli proponowanie daleko posuniętego państwowego interwencjonizmu.
Czego więc brakuje?
– W katolickiej nauce społecznej brakuje analizy moralnej poszczególnych systemów ekonomicznych. Na to zwracał uwagę Jan Paweł II, który w swoich encyklikach społecznych nawoływał dwukrotnie, aby wydziały katolickiej nauki społecznej zostały przeniesione z wydziałów nauk społecznych i stały się częścią teologii moralnej. Miejsce dla katolickiej nauki społecznej jest w teologii moralnej, ponieważ ekonomia to nauka o ludzkich wyborach, a to nie ma nic wspólnego z polityką – i nie powinno mieć, ponieważ wtedy gubimy się i zajmujemy się taką ekonomią polityczną, a nie analizujemy człowieka w działaniu.
Czy polityka aż tak zaciemnia obraz?
– Tak, popatrzymy na przykład na współczesny system pieniężny. Siódme przykazanie mówi nam, że nie wolno kraść. Ale przecież istnieje zjawisko inflacji, czyli dosypywanie innego kruszcu do złota i obniżanie siły nabywczej pieniądza. To było kiedyś uważane za grzech. Dzisiaj niektórzy politycy twierdzą, podobnie jak niektórzy ekonomiści, że inflacja jest dobrem, które napędza gospodarkę. A przecież to jest podstawowa rzecz, o której mówi też katolicka nauka społeczna: owoce pracy należą do człowieka, który je wyprodukował – nie można ich oddzielić od podmiotu, który je wypracował. A w dzisiejszym świecie tak właśnie jest, że pozbawia się nas owoców pracy w bardzo wyrafinowany sposób, jak na przykład poprzez inflację. Siła nabywcza pieniądza, tego papieru, które nam państwo drukuje, spada z czasem i tego jakoś nikt nie nazywa oszustwem czy wykorzystywaniem słabszego.
Jednak papież we Fratelli tutti wskazuje, że prawo do własności prywatnej jest podrzędne wobec zasady powszechnego przeznaczenia dóbr…
– Papież mówi, że tradycja chrześcijańska nigdy nie uznawała prawa do własności prywatnej za absolutne i nienaruszalne. Tak rzeczywiście jest. Ale trzeba podkreślić, że powszechne przeznaczenie dóbr jest konsekwencją prawa własności. Św. Tomasz z Akwinu dochodzi do tej kwestii rozumowo – mówi, że prawo własności pomaga nam w uporządkowaniu tego świata. Daje nam ono gwarancję bezpieczeństwa, gwarancję wolności swobód obywatelskich. W ramach własności prywatnej mogę podejmować autonomiczne decyzje. Nawiązuję relację z Bogiem i Pan Bóg pozwala mi działać w ramach przestrzeni, którą sobie tworzę. Prawo do własności prywatnej nabywam przez swoją pracę. Owoce tej pracy stają się moją własnością i w sposób dobrowolny dzielę się nimi z innymi. Jeżeli zatrzymywałbym owoce pracy, to nie mógłbym ich pomnożyć. Mogę je pomnożyć tylko wtedy, gdy wchodzę w interakcje z innymi, czyli właśnie wtedy następuje uniwersalne przeznaczenie dóbr. Dla mnie wspólne przeznaczenie dóbr nie wyklucza własności prywatnej, a wręcz przeciwnie – zakłada. Własność prywatna jest zawsze nakierowana na wspólne przeznaczenie dóbr. Natomiast jest zawsze taka pokusa, żeby istniał jakiś jeden umysł, człowiek, który te dobra będzie rozdzielał – to takie myślenie w kategoriach redystrybucji.
Może to dobry pomysł?
– Jest to utopia, ponieważ nie da się tego zrobić w przypadku milionów decyzji, jakie podejmują ludzie każdego dnia. Ludzie kierując się własnym sumieniem, osiągają własne cele, postępują racjonalnie i w sposób spontaniczny – co nie znaczy, że bezcelowo – realizują to dobro uniwersalne. Noblista z ekonomii, F. A. Hayek mówił o „zgubnej pysze rozumu”, mówił, że ludzie – na swoje nieszczęście – często myślą, że mogą wszystko kontrolować. Ale nie można zaprogramować społeczeństwa, żeby realizować jakiś projekt. W Polsce doświadczyliśmy takiego zgubnego myślenia w postaci komunizmu. Wydaje mi się, że nie mając takiego osobistego doświadczenia, papież uważa, że można to osiągnąć. Jest to jednak niemożliwe.
Papież napisał też, że sam rynek nie rozwiązuje wszystkiego, chociaż czasami chcą, abyśmy uwierzyli w ten dogmat wiary neoliberalnej.
– Nikt nie mówi, że rynek rozwiązuje wszystko, bo rynek to są ludzie, a nie jakiś mechanizm. Liberałowie gospodarczy mówią o tym, że bez wzajemnego zaufania na rynku nie można niczego zrobić. A papież, podejrzewam, ma na myśli „kapitalizm kolesiów” – ludzi, którzy są na styku ekonomii i polityki, którzy wykorzystują politykę do tego, żeby uprawiać biznes. To jest to, co się Franciszkowi nie podoba – i mnie również. Tylko że papież nie nazywa tego interwencjonistycznego systemu trafnie: mówi, że jest to kapitalizm i że to kapitalizm należy zmienić. Ja uważam odwrotnie: problem jest – tylko należy go zmienić poprzez redukcję państwowego interwencjonizmu, tak aby nieuczciwi ludzie nie mieli możliwości wykorzystywania systemu gospodarczego dla swoich celów.
Czy przypadkiem nie jest tak, że przedsiębiorcy nie znajdują zrozumienia u papieża Franciszka?
– Ja mam takie wrażenie. We Fratelli tutti Franciszek mówi o kapitalizmie, że to jest neoliberalizm i że to jest kiepska teoria. Mówi, że społeczeństwo trzeba budować na solidarności, na zaufaniu. A przecież to samo mówią liberałowie – oczywiście gospodarczy liberałowie, żeby tu nie mieszać terminów. Tylko mówią w inny sposób. Franciszek twierdzi, że rynek sam nie będzie działał i krytykuje liberałów, którzy według niego wierzą, iż rynek wszystko sam załatwi. Ale przecież liberałowie uważają, że dla funkcjonowania rynku konieczne jest zaufanie. Jak się idzie na jakieś szkolenia dla przedsiębiorców – to ciągle się o tym słyszy: Nie zbudujesz firmy, jeżeli nie będziesz bazował na zaufaniu wzajemnym. Jest jakiś fałszywy obraz ludzi przedsiębiorczych. Ja nie znam ludzi przedsiębiorczych, którzy by nadużywali alkoholu. Oni chcą mieć rodzinę, dom. Chcą mieć spokój – bo muszą mieć te warunki, żeby móc pracować.
Ale czy przypadkiem Franciszek nie krytykuje kogoś innego, o co innego mu chodzi?
– Ci, o których mówi Franciszek, to ludzie z pogranicza polityki i gospodarki, którzy wykorzystują swoją pozycję polityczną do tego, żeby robić nieczyste interesy, natomiast większość przedsiębiorców to są ludzie uczciwi. Oni wiedzą, że to im się opłaca, bo oni nie mają kontaktu z polityką i jeżeli tego zaufania sobie nie wyrobią u ludzi, to kto kupi ich towary czy usługi? Dlatego jestem za tym, żeby o ekonomii mówić na teologii moralnej i żeby mniej było w tym polityki. Zbyt dużo jest polityki u Franciszka. Rozwiązań globalnych – że państwa muszą coś zrobić. Ja uważam, że im mniej państwa, tym lepiej. Papież obrał sobie imię Franciszek, nawiązując do św. Franciszka z Asyżu. Ale przecież w czasach Franciszka z Asyżu żył święty Homobonus. To dwie fantastyczne postacie w Kościele. Św. Homobonus ma coś wspólnego ze św. Franciszkiem. Jeden i drugi jest synem bogatego kupca. Św. Franciszek rezygnuje z bogactwa, a św. Homobonus to bogactwo pomnaża i ze swoich pieniędzy buduje szkoły, szpitale, pomaga biednym. Umiera podczas Mszy Świętej i jest kanonizowany. Jest zapomnianym patronem przedsiębiorców. Mamy takie postacie w Kościele i nie korzystamy z ich wstwiennictwa. Pomagajmy innym! Jak najbardziej pomagajmy, tylko za swoje pieniądze, a nie za pieniądze podatników.
A czy w dzisiejszych czasach mamy świętych przedsiębiorców?
– Jest z tym pewien problem, bo współczesny Kościół na piedestale umieszcza raczej ludzi, którzy rozdają dobra, a nie tych, którzy te dobra produkują. Widzimy to w praktyce duszpasterskiej – o ludziach bogatych myślimy tylko, jak jest „dziura w dachu” – wtedy zwracamy się do nich z prośbą o pomoc.
Na co dzień posługujemy się fałszywym stereotypem, że robienie czegoś dla zysku jest złe. A przecież przeciwieństwem zysku jest strata. Nikt nie robi niczego, żeby stracić. Ta fraza, żeby „nie robić niczego dla zysku”, powtarzana na kazaniach, spycha ludzi przedsiębiorczych na jakiś margines. To oni są marginalizowani w Kościele, a nie biedni. O biednych się ciągle mówi, biednym trzeba pomagać, natomiast przedsiębiorcy, którzy chcą pracować uczciwie, nie są w ogóle doceniani… Każdy jest przedsiębiorcą. Każdy chce pomnażać dobra. Bóg daje nam wolność. Bogactwo możemy wykorzystać na zabawę, dla przyjemności, a może stać się środkiem do zbawienia. W ten sposób powinniśmy pozytywnie mówić o zysku. A tego mi dziś w Kościele trochę brakuje.
Dziękuję za rozmowę.
Nieco innej pogody spodziewaliśmy się po celu naszej podróży. Wyrwawszy się na moment z naszej jesiennej słoty, liczyliśmy choć na te kilka dni południowego słońca. Niestety, już przez okna lądującego samolotu widzimy, że upragniona Portugalia przywitała nas niskimi chmurami i deszczem. Ale nic to. Przynajmniej jest trochę cieplej niż w Polsce.
Po wylądowaniu i krótkim zwiedzaniu Lizbony pośród co chwilę odchodzącej i znów powracającej nadmorskiej mżawki, o zmroku wsiadamy do autobusu, który zawozi nas prosto do Fatimy – celu pielgrzymki naszego Apostolatu. Wpatrując się w strugi deszczu uderzające w szyby naszego pojazdu, odmawiamy pierwszy z wielu Różańców w czasie tej niesamowitej podróży. Padać przestaje dopiero, gdy zbliżamy się już do głównego celu naszego pielgrzymowania.
W Fatimie zakwaterowujemy się w hotelu, jemy kolację i udajemy się do Sanktuarium Matki Bożej Różańcowej. Witamy się z Fatimską Panią w kaplicy objawień, gdzie przed codziennym wieczornym nabożeństwem gromadzą się już pielgrzymi z całego świata. Słuchać ciche modlitwy w różnych językach. Wiele osób ma ze sobą flagi – tak dobrze widać tu powszechność Kościoła i to, jak Matka Boża przygarnia do Siebie wszystkie Swoje dzieci. Niektórzy obchodzą na kolanach figurę Maryi ustawioną w miejscu dębu, na którym ukazywała się fatimskim dzieciom. Inni idą do Niej na klęczkach przez cały plac…
Drugiego dnia udajemy się do Aljustrel – niegdyś małej wsi, a teraz osady położonej na obrzeżach miasta Fatima. To tutaj urodziła się trójka pastuszków – święci Franciszek i Hiacynta Marto oraz Służebnica Boża Łucja Dos Santos. Zanim jednak tam dotrzemy, wcześniej przejdziemy Drogą Krzyżową, którą ufundowali znajdującą się w pobliskim gaju oliwnym katoliccy uchodźcy z Węgier, uciekający przed komunistycznymi prześladowaniami. Przez całą drogę towarzyszy nam poranny, drobny deszczyk i lekki wiatr, dość typowy dla klimatu morskiego. Pani pilot przypomina nam, że pastuszkowie też często chodzili do Cova da Iria przy takiej właśnie pogodzie. Wtedy dociera do nas wartość tej z pozoru niezbyt sprzyjającej nam aury – zaczynamy rozumieć, że to specyficzne doświadczenie duchowe jest o wiele cenniejsze od wymarzonej przez nas słonecznej pogody.
Pod nieobecność kapłana, który niestety zachorował i nie mógł z nami polecieć, modlitwę prowadzi jeden z uczestników pielgrzymki, pan Jacek. Właśnie w tym momencie przekonujemy się, co znaczy nasza duchowa rodzina: wzajemne wspieranie się i prowadzenie na ścieżce zbawienia. Muszę przyznać, że dawno nie słyszałem tak pięknych, głębokich i pobożnych rozważań, jak te wygłoszone niemal na poczekaniu, bez przygotowania, przez osobę świecką. Do jego nietuzinkowej postaci jeszcze wrócimy…
Po przejściu Drogi Krzyżowej docieramy do Aljustrel. W tych okolicach doskonale zachowała się tradycyjna, portugalska architektura. Każdy dom ma pobielane ściany i spadzisty dach z pomarańczowej dachówki. Ponadto na bardzo wielu domostwach widnieją tradycyjne, porcelanowe obrazy z wizerunkiem Matki Bożej lub świętych. Właśnie dzięki takim detalom widać, że Portugalia jest naprawdę krajem katolickim, a jego mieszkańcy z dumą prezentują przywiązanie do swojej wiary. Odwiedzamy domy fatimskich dzieci. W nich spoglądamy na krzyże, przed którymi modlili się święci, czy kołyski, w których spali jako maleńkie dzieci. Odwiedzamy także miejsca objawień Anioła Portugalii, który przygotowywał fatimskich pastuszków na niełatwe w odbiorze Orędzie Matki Bożej.
Jak nie samym chlebem człowiek żyje, tak i nie samą modlitwą żyje pielgrzym. Dlatego trzeciego dnia, po pysznym śniadaniu w hotelu w Fatimie, udajemy się do pobliskiego miasta Tomar, nad którym góruje jeden z największych w Portugalii zamków, niegdyś główna siedziba słynnego zakonu templariuszy. Budowla oszałamia swoim rozmachem i starannością wykonania. Zwłaszcza w klasztornej kaplicy można by spędzić całe godziny, kontemplując każdy fresk, śledząc oczami każdy łuk, sklepienie, każde zdobienie i wyrzeźbiony w kamieniu wzorek. To również ważne doświadczenie formacyjne, móc zobaczyć, jak niesamowite dzieła stworzyła wspaniała cywilizacja chrześcijańska, której i my, Polacy, jesteśmy częścią!
Na koniec dnia wracamy do Fatimy. Przed wieczornym nabożeństwem okazuje się, że brakuje osób do niesienia drugiej figury Matki Bożej – tej, która okrąża plac przed sanktuarium na czele procesji. Szybka decyzja i z kilkoma Apostołami oraz pracownikami Stowarzyszenia idziemy za kaplicę, gdzie formuje się czoło procesji. Mam szczęście i zaszczyt wyjść wraz z pierwszą grupą. Jako nieco niższy wzrostem nie czuję na sobie aż tak bardzo ciężaru figury. Ale gdy przejmuje ją druga grupa, złożona z kobiet, szybko okazuje się, że idąca z przodu Hiszpanka nie daje rady jej utrzymać. Panowie ze służby sanktuarium podbiegają do mnie i proszą mnie o zastępstwo. Oczywiście nie mogę odmówić. Wtedy, jako trochę wyższy od niosących figurę pań, nagle biorę większość jej ciężaru na siebie. Aby temu sprostać, trzymam belkę obiema rękami, ale i tak sprawia mi to spory ból. Później, już w czasie drogi na lotnisko, wspomniany już pan Jacek będzie opowiadać o św. Rafce z Libanu, której kult propaguje w Polsce. Mniszka Rafka poprosiła Boga o cierpienia, bo wiedziała, że nie czując bólu Krzyża Chrystusa, nie da się wejść do Jego Królestwa…
Pisząc teraz to krótkie wspomnienie z pielgrzymki do Fatimy, wciąż czuję ciężar belki na moim lewym ramieniu…
Szanowni Państwo!
Życzę błogosławieństwa Bożego z okazji 25-lecia istnienia Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi. Serdecznie dziękuję Panu Prezesowi i całej Redakcji za modlitwę w mojej intencji. Jednocześnie pragnę podziękować za „Przymierze z Maryją”, które otrzymuję regularnie i czytam z wielkim zainteresowaniem. W miarę możliwości staram się wspierać dystrybucję tegoż pisma. Oczekuję go zawsze z wielką niecierpliwością.
Maria z Jarosławia
Szczęść Boże!
Jestem bardzo szczęśliwa, że prowadzicie takie akcje i kampanie, by coraz więcej ludzi znało i kochało Maryję z Guadalupe, naszą najukochańszą Mamę. W jej ramach pozwolę sobie wpisać imię swojej córki wraz z moim, ponieważ została zawierzona Matce Bożej z Guadalupe. 13 lat temu byłam w ciąży bardzo zagrożonej i według lekarzy nie miała szans na przeżycie. Mateńka z Guadalupe pomogła!
Kinga z Małopolski
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Pragnę serdecznie podziękować Panu za życzenia urodzinowe i za pamięć. Pozdrawiam wszystkich pracowników Stowarzyszenia i bardzo dziękuję za Wasz wkład w krzewienie prawd wiary, za otrzymywane od Was „Przymierze z Maryją”, które utwierdza mnie w wierze, za wszystkie przesyłki, a zwłaszcza za pakiet z obrazkiem „Maryjo, rozwiąż nasze węzły!”. Jestem przekonany, że Ona pomoże mi rozwiązać co najmniej większość z moich złych węzłów. Pragnę również podziękować za otrzymane materiały edukacyjne, które poszerzają moją wiedzę związaną z wiarą. Dziękuję także za otrzymywany magazyn „Polonia Christiana”, który czytam z wielką uwagą, często podkreślając to, co zwróciło moją uwagę i zainteresowanie. Pragnę wspierać finansowo Wasze i nasze Stowarzyszenie w miarę posiadanych przeze mnie środków. Zapewniam również całe Stowarzyszenie o swojej modlitwie w Waszej intencji, a także w intencji Apostołów Fatimy z ich rodzinami. Kończąc, pragnę złożyć na ręce Pana Prezesa i całej Redakcji moje pozdrowienia i podziękowania dla wszystkich pracowników Stowarzyszenia zaangażowanych w to zbożne dzieło. Niech Was Bóg i Matka Boża błogosławią i wspierają w każdy dzień.
Bronisław
Szanowni Państwo!
Wspieram wszystkie akcje Stowarzyszenia i dziękuję za wszelkie otrzymywane materiały, które pogłębiają moją wiarę, za wszystkie wizerunki Matki Bożej, z których w swoim sercu zrobiłam sobie „ołtarzyk”, do których modlę się na różańcu codziennie, za moje dzieci, wnuki i za męża alkoholika. Polecam swoje problemy Matce Najświętszej. Szczęść Boże!
Wiesława z Lubelskiego
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Pragnę podzielić się świadectwem… Koniec października 2020 roku. Leżę na łóżku. W pokoju panuje półmrok. Nie mogę zasnąć. Mój mąż jest chory i leży w drugim pokoju. Zamykam i otwieram oczy kilkukrotnie. Spoglądam w nogi łóżka i widzę stojącego młodzieńca (zakonnika) jakoś mi znajomego, który patrzy na mnie. Jego twarz robi wrażenie, jakby chciał mi coś powiedzieć. Ponownie zamknęłam oczy i otworzyłam z ciekawości, czy dalej będę go widzieć. Niestety, już go nie było. Znajoma postać nie dawała mi spokoju. Byłam jednak pewna, że to osoba święta. Na drugi dzień rano szukałam tej postaci w modlitewniku. I co się okazuje: to był święty Antoni z Padwy. Już wiele razy przychodził mi z pomocą w odnalezieniu zagubionych rzeczy. Widocznie chciał mi powiedzieć, że znów będę potrzebować jego pomocy. Od tej chwili postanowiłam obrać Go za swojego patrona. Za kilka dni znalazłam się w szpitalu w Kielcach na oddziale neurologicznym. I wtedy o pomoc poprosiłam właśnie św. Antoniego. Nie do wiary, że w tak trudnym czasie, drugiej fali pandemicznej, byłam znakomicie obsłużona przez lekarzy. Błyskawicznie miałam wykonane wszystkie badania okulistyczne, tomograf, rezonans magnetyczny. W szpitalu jednak nie zostałam. Wypisano mi zastrzyki. Dwa pierwsze otrzymałam już w szpitalu. Po przyjęciu całej serii opadnięta powieka wróciła do normy. Tak oto właśnie pomógł mi św. Antoni, za co dziękowałam mu modlitwą. Od tamtej pory we wszystkich trudnych sytuacjach zwracam się o pomoc do św. Antoniego – jest niezawodny. Dziękuję za Waszą akcję poświęconą temu świętemu!
Emilia
Szczęść Boże!
Uważam, że Wasza kampania „Matko Boża z Guadalupe, przymnóż nam wiary” jest, jak każde Wasze przedsięwzięcie, strzałem w „dziesiątkę”. Bardzo szlachetny cel, ponieważ bardzo dużo ludzi odchodzi od wiary w Boga, nie zdając sobie sprawy ze swojego postępowania. Może są zagubieni i trzeba ich ukierunkować w ich działaniu Być może jest im tak wygodnie, lecz obecna władza sprzyja odchodzeniu od Kościoła. Pamiętajmy bowiem o groźbie „opiłowywania katolików”
Wojciech z Buska-Zdroju
Szanowny Panie Prezesie!
Dziękuję za 137. numer „Przymierza z Maryją”. Zainteresował mnie szczególnie temat „Żal doskonały” ks. Bartłomieja Wajdy. Jest to temat ważny dla naszego zbawienia… Z okazji jubileuszu 25-lecia istnienia Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi życzę Panu Prezesowi i wszystkim pracownikom Stowarzyszenia dużo wytrwałości w działaniu. A nowe inicjatywy niech będą „drogą” otwierającą wiele ludzkich sumień. Z Panem Bogiem!
Maria z Zachodniopomorskiego
Szczęść Boże!
Bardzo kocham Matkę Bożą – pomogła mi rozwiązać tak wiele problemów. W rodzinie mojego syna Mateusza źle się działo, małżeństwo wisiało na włosku. Dzięki różańcowej modlitwie do Matki Bożej udało się uratować jego rodzinę. Syn Łukasz miał wypadek samochodowy, było z nim bardzo źle. Oboje z mężem codziennie odmawialiśmy Różaniec do Matki Bożej, a Ta wysłuchała naszych modlitw. W ramach tej pięknej kampanii „Maryjo, rozwiąż nasze węzły!” też możemy zwracać się do Maryi i tak wiele dla siebie wyprosić, nawet rzeczy, które wydają się niemożliwe.
Anna z Lubelskiego