Ten tekst poniżej, napisany w formie rozważania sprzyja-jącego pobożnemu świętowaniu Bożego Narodzenia, przepojony autentycznym duchem katoli-ckim, z pewnością pomoże czytelnikom w rozważaniu prawd wiary, jakie niesie ze sobą Boże Narodzenie
Wyobraźmy sobie przybycie Trzech Króli ze swymi karawanami, orszakami, zwierzętami objuczonymi skarbami oraz Gwiazdę Betlejemską. I ci trzej władcy: czarny Król Baltazar i dwóch innych, Melchior i Kacper, ofiarujących Dzieciątku Jezus w geście uwielbienia złoto, kadzidło i mirrę.
W Dzieciątku Jezus możemy rozważać, wśród wielu innych aspektów, Jego nieskończoną wielkość, z jednej strony, Jego niezwykłą przystępność, z drugiej strony. A wreszcie, Jego nieskończone współczucie. Który z tych aspektów sprawia, że poczulibyśmy się bardziej bliscy Boskiemu Dziecięciu?
Wielkość Dzieciątka Jezus i Jego Przenajświętszej Matki
Rozważając nieskończoną wielkość możemy wyobrazić sobie ogromną grotę, tak obszerną jak katedra, która nie przedstawia sobą żadnej określonej architektury, ale gdzie ruch kamieni sprawia, że w sposób mglisty przeczuwamy łuki gotyckiej katedry przyszłego średniowiecza.
Możemy sobie jeszcze wyobrazić żłóbek, który służył za kołyskę Dzieciątku Jezus, umieszczony w najważniejszym miejscu groty. I niebiańskie światło o blasku złota spływające na niego w tym momencie.
Boskie Dzieciątko z majestatem prawdziwego króla spoczywa w stajence, choć to przecież dopiero noworodek. On, Król, z całym swoim majestatem i całą chwałą. Stworzyciel Nieba i Ziemi, Bóg wcielony, który stał się człowiekiem. On, od pierwszej chwili swego poczęcia, więc już w łonie Maryi, był posiadaczem większego majestatu, większej wielkości, większej potęgi i władzy niż u kogokolwiek w całej historii ludzkości. On, znawca wszystkich rzeczy, wiedzący o wiele więcej niż jakikolwiek uczony. On, w wielu chwilach, w swojej zawsze odmiennej fizjonomii, miał majestat pełen świętości, mądrości, wiedzy i potęgi.
Wyobraźmy sobie, że dostrzegamy to wszystko w sposób tajemniczy wyrażone w fizjonomii tego Dzieciątka. Niekiedy, poruszając się, ukazuje swą królewską twarz. Otwierając oczy ukazuje w nich blask tak głęboki, że dostrzegamy w Nim wielkiego mędrca. A wszystkich, którzy zbliżają się do Niego, otacza atmosfera świętości. Atmosfera czystości takiej, że osoby, które zamierzają zbliżyć się do tego miejsca, zanim to uczynią, proszą o odpuszczenie grzechów. Ale jednocześnie czują się wezwane do pokuty przez świętość emanującą z tego miejsca.
Wyobraźmy sobie jeszcze Maryję u stóp Jezusa. Również Ona jak prawdziwa Królowa - ponieważ była Ona nią i jest - z godnością i wspaniałością taką, że nie potrzeba pięknych szat, aby rozbłysnęła pełnia Jej majestatu.
Majestat płynący ze świętości
O Świętej Teresce mówi się, że była tak wspaniała, że ojciec nazywał ją swoją małą królową.
Ogrodnik z klasztoru karmelitanek w Lisieux opowiadał podczas procesu kanonizacyjnego, że pewnego razu zobaczył jedną z sióstr, która wykonywała jakąś pracę i że była to właśnie Święta Tereska. Advocatus Diaboli spytał wówczas: „Skąd Pan wiedział, że była to siostra Teresa, skoro widział Pan ją tylko z tyłu?" Odpowiedź była bardzo znacząca: „Z powodu majestatu jej postaci, żadna z sióstr nie miała w sobie takiego majestatu".
Skoro taka była Święta Tereska, to jaka musiała być Maryja?
Wyobraźmy sobie pełną najwyższego majestatu Matkę Bożą, Przeczystą, modlącą się do Dzieciątka Jezus. Aniołowie w sposób niewidzialny intonowali po kolei pieśni pochwalne, a cała panująca atmosfera tego miejsca była przepojona taką wzniosłością, iż można by powiedzieć, że mimo ubóstwa była to atmosfera królewskiego dworu.
Wyobraźmy sobie, że zbliżamy się do żłóbka odczuwając wielkość Boskiego Dziecięcia. Uwielbiamy wszystko to, co jest szlachetne, piękne, święte, stałe i waleczne. Uwielbiamy to Dziecię, które jednocześnie przyciąga do siebie wszystkie formy wielkości, których źródłem jest On sam, a które są tylko odbiciem Jego samego; wszystkie formy czystości i świętości, które są zaledwie uczestnictwem w świętości Jego samego.
I tak, odsuwając daleko od siebie grzech, błędy, nieuporządkowanie, chaos, nawet nie ośmielamy się podnieść oczu na tę wspaniałą scenę w ubogiej Stajence, w której porządek, hierarchia, przepych i splendor dominują całkowicie.
Bezmierna przystępność Dzieciątka Jezus
Wyobraźmy sobie inny jeszcze aspekt: jego nieskończoną przystępność. Jest to rzeczą słuszną, ponieważ ten i wiele innych aspektów winno współistnieć w Stajence.
Wyobraźmy sobie, że Dzieciątko Jezus jest nieskończenie przystępne. Ten Król, tak pełen majestatu, w pewnym momencie otwiera do nas oczy. Zauważymy, że Jego przeczyste, najinteligentniejsze, pełne blasku spojrzenie przenika nasz wzrok. Widzi samą głębię naszych wad, jak również nasze najlepsze zalety. I w tym momencie dotyka naszej duszy, tak jak poruszył Świętego Piotra w czasie swej męki.
Ewangelie mówią, że ów wzrok skierowany przez Pana Jezusa na Świętego Piotra sprawił, iż ten oddalił się i zapłakał gorzko. Przez całe swoje życie Książę Apostołów nigdy nie zapomniał tego przejmującego spojrzenia, które stale powodowało u niego płacz.
To samo spojrzenie powoduje nasz głęboki smutek z powodu naszych wad. Wzbudza wstręt do naszych grzechów.
Ale także, przenikając nas swym spojrzeniem, nowo narodzony Odkupiciel okazuje nam swą miłość nie tylko ze względu na nasze zalety, ale również z powodu tego, iż jesteśmy Jego stworzeniami. Jest to miłość skierowana do nas, pomimo naszych wad, dlatego, że zostaliśmy stworzeni przez Niego i przeznaczeni do takiego stopnia świętości i doskonałości, jaki tylko może w nas istnieć, a który On zna i kocha.
A kiedy grzesznik najmniej się tego spodziewa, dzięki pełnej miłości modlitwy Maryi, On się uśmiecha. I ten uśmiech, pomimo całego Jego majestatu, sprawia, że czujemy iż odległości znikają, a przebaczenie ogarnia naszą duszę i jesteśmy do Niego przyciągani. Przyciągani w ten sposób, idziemy aby być przy Nim. Boskie Dzieciątko otacza nas czule ramionami i zwraca się do nas po imieniu.
„Synu mój, tak cię ukochałem i tak cię kocham! Pragnę dla ciebie tylu rzeczy i wybaczam ci tyle innych. Nie myśl więcej o swoich grzechach! Myśl od tej pory tylko o tym, aby mi służyć. I przy wszystkich okazjach w twoim życiu, kiedy najdą cię jakieś wątpliwości, wspomnij na tę łaskawość i przychylność, którymi teraz cię obdarzam. Uciekaj się do mnie za pośrednictwem Mojej Matki, a ja cię wysłucham. Będę twoim oparciem, twoją siłą, a te z pewnością doprowadzą cię do Nieba, gdzie będziesz królował u mojego boku przez całą wieczność."
Nieskończona litość
Wyobraźmy sobie miłosierdzie Dzieciątka Jezus, które nie tylko dostrzega nasze dobre uczynki oraz to, co w naszej duszy dobre i złe, lecz również bierze pod uwagę nędzną kondycję każdego człowieka na tym padole łez.
On patrzy na nasz smutek i cierpienia, które każdy z nas w sobie nosi: cierpienia przeszłe, obecne troski i cierpienia, które jeszcze nas czekają, a które On zna, bo jest Bogiem. Widzi także niebezpieczeństwo piekła stale grożące naszej duszy, ponieważ człowiek, dopóki żyje na tej ziemi, narażony jest na wtrącenie do piekła, gdzie jest nieustająca męka.
Wyobraźmy sobie Dzieciątko Jezus spoglądające na Czyściec i męki, jakie nas tam czekają, jeżeli nie będziemy całkowicie wierni.
Pojawia się wtedy u Niego spojrzenie pełne litości i głębokiego udziału w naszym bólu; pragnienie usunięcia tego bólu na tyle, na ile jest to możliwe, mając na uwadze nasze uświęcenie; pragnienie udzielenia nam siły, aby ten ból znieść, w miarę jak będzie to potrzebne dla naszego uświęcenia.
Zauważymy w Nim to, co tak bardzo pociesza człowieka: doskonałe współczucie.
Jest rzeczą właściwą naturze ludzkiej, i najzupełniej słuszną, okazywać współczucie drugiemu człowiekowi w godzinie cierpienia i pokazywać mu, że jest ktoś, kto wraz z nim odczuwa ból. Współczujący dzieli cierpienie, a zatem je zmniejsza. Człowiek jest stworzony w taki sposób, że w chwilach, w których odczuwa radość, dzieli się tą radością i podwaja ją. A kiedy jest smutny, mówi o swoim smutku i w ten sposób go dzieli - zmniejszając jego rozmiary. Tak też jest z nami, kiedy napotykamy w Dzieciątku Jezus doskonałe współczucie.
We wszystkich cierpieniach naszego życia, gdy czara, którą musimy wychylić, jest bardzo gorzka, musimy powtarzać za pośrednictwem Maryi Jego modlitwę. „Ojcze, jeżeli to możliwe oddal ode mnie ten kielich, ale nie moja, lecz Twoja wola niech się spełni."
I tak, w każdym momencie możemy prosić, aby ból ustał. Ale jeżeli wolą Jego było, aby cierpienie spadło na nas, mamy pewność, że w czasie, gdy będziemy cierpieć, napotkamy na Jego ból pełen współczucia. I powie nam: "Mój synu, cierpię z tobą! Cierpimy razem ponieważ ja cierpiałem za ciebie. Musi też nadejść chwila, kiedy ty będziesz dzielił na wieki moją radość." I możemy mieć pewność, że pełen współczucia wzrok Jezusa nie opuści nas nawet na moment przez całe życie.
Tym niemniej, we wszystkich problemach naszego codziennego życia musimy zachowywać tę potrójną świadomość - nieskończonego majestatu, nieskończonej przystępności i bezgranicznego współczucia Dzieciątka Jezus w stosunku do nas. Winna to być pełna świadomość, ponieważ staramy się ułożyć w naszej wyobraźni dokładny obraz, który wywołał wzruszenie naszej duszy.
Współistnienie trzech aspektów w duszy nowo narodzonego Odkupiciela
Natura ludzka Naszego Pana Jezusa Chrystusa obejmuje doskonałości, stany duszy, wszystkie z nich doskonałe istniejące w różnych stopniach, w tym samym czasie, zgodnie z okolicznościami Jego życia. Był On pełen majestatu, pełen przystępności, wybaczenia i współczucia dla ludzi już od chwili swojego Wcielenia.
I naturalne jest, że pomimo jego dziecięcej postaci, zgodnie z charakterem dusz jakie zbliżały się do Niego, ukazywał coraz to inny aspekt swej ludzkiej natury.
Byłoby rzeczą piękną, gdyby w jakimś kościele, zamiast tylko jednego, postawiono trzy żłóbki przy trzech różnych ołtarzach, w których figury i całe ich otoczenie przedstawiały te trzy wspomniane aspekty, ułatwiając w ten sposób każdej duszy taką medytację, która najbardziej by ją przeniknęła.
Szaleństwo czynienia dóbr przemijających głównym celem życia
Pan Jezus, gdyby chciał, nakazałby Aniołom zgromadzić w Stajence najdelikatniejsze jedwabie i najprzyjemniejsze pachnidła oraz grać najpiękniejszą muzykę.
Jeśli Aniołowie śpiewali pasterzom, o ileż więc radośniej śpiewali dla Dzieciątka Jezus! A nie ma takiej muzyki na ziemi, która dałaby się porównać z muzyką anielską.
Dzieciątko Jezus mogło mieć najcieplejsze okrycia, mogło od początku być karmione najlepszymi pokarmami, jednym słowem, mogłoby skupiać wokół siebie najlepsze rzeczy już od początku swego ziemskiego życia.
Tymczasem, jaka była Jego wola? Coś wręcz przeciwnego. Chciał narodzić się na słomie, która wcale nie jest materiałem przyjemnym dla ciała, chciał być w żłóbku, który, pomimo że Maryja i Józef pragnęli uczynić jak najczystszym, jak sądzimy, nie pachniał zbyt przyjemnie. Chciał On drżeć z zimna, urodził się o północy, zimą, a jako muzykę chciał mieć jedynie odgłosy zwierząt.
Ostatecznie możemy powiedzieć, że pragnął sytuacji, która była zaprzeczeniem przyjemności. Chciał w ten sposób pokazać ludziom, że szaleństwem jest czynienie z przyjemności głównego celu życia.
Lekcja jakiej w ten sposób nam udzielił, to coś wręcz przeciwnego niż poszukiwanie przyjemności. Czy to dla dobra dusz, czy dla chwały Boga musimy zrezygnować z wszelkich przyjemności, a szukać jedynie dobra, choć wiele na tej drodze będziemy musieli poświęcić i wielu rzeczy sobie odmówić.
Plinio Correa de Oliviera (1908-1995) - autor wielu książek, artykułów oraz esejów pisanych w obronie Kościoła Świętego i cywilizacji chrześcijańskiej. Kierował katedrą Historii Nowożytnej na Papieskim Uniwersytecie w Sao Paulo.
Nieco innej pogody spodziewaliśmy się po celu naszej podróży. Wyrwawszy się na moment z naszej jesiennej słoty, liczyliśmy choć na te kilka dni południowego słońca. Niestety, już przez okna lądującego samolotu widzimy, że upragniona Portugalia przywitała nas niskimi chmurami i deszczem. Ale nic to. Przynajmniej jest trochę cieplej niż w Polsce.
Po wylądowaniu i krótkim zwiedzaniu Lizbony pośród co chwilę odchodzącej i znów powracającej nadmorskiej mżawki, o zmroku wsiadamy do autobusu, który zawozi nas prosto do Fatimy – celu pielgrzymki naszego Apostolatu. Wpatrując się w strugi deszczu uderzające w szyby naszego pojazdu, odmawiamy pierwszy z wielu Różańców w czasie tej niesamowitej podróży. Padać przestaje dopiero, gdy zbliżamy się już do głównego celu naszego pielgrzymowania.
W Fatimie zakwaterowujemy się w hotelu, jemy kolację i udajemy się do Sanktuarium Matki Bożej Różańcowej. Witamy się z Fatimską Panią w kaplicy objawień, gdzie przed codziennym wieczornym nabożeństwem gromadzą się już pielgrzymi z całego świata. Słuchać ciche modlitwy w różnych językach. Wiele osób ma ze sobą flagi – tak dobrze widać tu powszechność Kościoła i to, jak Matka Boża przygarnia do Siebie wszystkie Swoje dzieci. Niektórzy obchodzą na kolanach figurę Maryi ustawioną w miejscu dębu, na którym ukazywała się fatimskim dzieciom. Inni idą do Niej na klęczkach przez cały plac…
Drugiego dnia udajemy się do Aljustrel – niegdyś małej wsi, a teraz osady położonej na obrzeżach miasta Fatima. To tutaj urodziła się trójka pastuszków – święci Franciszek i Hiacynta Marto oraz Służebnica Boża Łucja Dos Santos. Zanim jednak tam dotrzemy, wcześniej przejdziemy Drogą Krzyżową, którą ufundowali znajdującą się w pobliskim gaju oliwnym katoliccy uchodźcy z Węgier, uciekający przed komunistycznymi prześladowaniami. Przez całą drogę towarzyszy nam poranny, drobny deszczyk i lekki wiatr, dość typowy dla klimatu morskiego. Pani pilot przypomina nam, że pastuszkowie też często chodzili do Cova da Iria przy takiej właśnie pogodzie. Wtedy dociera do nas wartość tej z pozoru niezbyt sprzyjającej nam aury – zaczynamy rozumieć, że to specyficzne doświadczenie duchowe jest o wiele cenniejsze od wymarzonej przez nas słonecznej pogody.
Pod nieobecność kapłana, który niestety zachorował i nie mógł z nami polecieć, modlitwę prowadzi jeden z uczestników pielgrzymki, pan Jacek. Właśnie w tym momencie przekonujemy się, co znaczy nasza duchowa rodzina: wzajemne wspieranie się i prowadzenie na ścieżce zbawienia. Muszę przyznać, że dawno nie słyszałem tak pięknych, głębokich i pobożnych rozważań, jak te wygłoszone niemal na poczekaniu, bez przygotowania, przez osobę świecką. Do jego nietuzinkowej postaci jeszcze wrócimy…
Po przejściu Drogi Krzyżowej docieramy do Aljustrel. W tych okolicach doskonale zachowała się tradycyjna, portugalska architektura. Każdy dom ma pobielane ściany i spadzisty dach z pomarańczowej dachówki. Ponadto na bardzo wielu domostwach widnieją tradycyjne, porcelanowe obrazy z wizerunkiem Matki Bożej lub świętych. Właśnie dzięki takim detalom widać, że Portugalia jest naprawdę krajem katolickim, a jego mieszkańcy z dumą prezentują przywiązanie do swojej wiary. Odwiedzamy domy fatimskich dzieci. W nich spoglądamy na krzyże, przed którymi modlili się święci, czy kołyski, w których spali jako maleńkie dzieci. Odwiedzamy także miejsca objawień Anioła Portugalii, który przygotowywał fatimskich pastuszków na niełatwe w odbiorze Orędzie Matki Bożej.
Jak nie samym chlebem człowiek żyje, tak i nie samą modlitwą żyje pielgrzym. Dlatego trzeciego dnia, po pysznym śniadaniu w hotelu w Fatimie, udajemy się do pobliskiego miasta Tomar, nad którym góruje jeden z największych w Portugalii zamków, niegdyś główna siedziba słynnego zakonu templariuszy. Budowla oszałamia swoim rozmachem i starannością wykonania. Zwłaszcza w klasztornej kaplicy można by spędzić całe godziny, kontemplując każdy fresk, śledząc oczami każdy łuk, sklepienie, każde zdobienie i wyrzeźbiony w kamieniu wzorek. To również ważne doświadczenie formacyjne, móc zobaczyć, jak niesamowite dzieła stworzyła wspaniała cywilizacja chrześcijańska, której i my, Polacy, jesteśmy częścią!
Na koniec dnia wracamy do Fatimy. Przed wieczornym nabożeństwem okazuje się, że brakuje osób do niesienia drugiej figury Matki Bożej – tej, która okrąża plac przed sanktuarium na czele procesji. Szybka decyzja i z kilkoma Apostołami oraz pracownikami Stowarzyszenia idziemy za kaplicę, gdzie formuje się czoło procesji. Mam szczęście i zaszczyt wyjść wraz z pierwszą grupą. Jako nieco niższy wzrostem nie czuję na sobie aż tak bardzo ciężaru figury. Ale gdy przejmuje ją druga grupa, złożona z kobiet, szybko okazuje się, że idąca z przodu Hiszpanka nie daje rady jej utrzymać. Panowie ze służby sanktuarium podbiegają do mnie i proszą mnie o zastępstwo. Oczywiście nie mogę odmówić. Wtedy, jako trochę wyższy od niosących figurę pań, nagle biorę większość jej ciężaru na siebie. Aby temu sprostać, trzymam belkę obiema rękami, ale i tak sprawia mi to spory ból. Później, już w czasie drogi na lotnisko, wspomniany już pan Jacek będzie opowiadać o św. Rafce z Libanu, której kult propaguje w Polsce. Mniszka Rafka poprosiła Boga o cierpienia, bo wiedziała, że nie czując bólu Krzyża Chrystusa, nie da się wejść do Jego Królestwa…
Pisząc teraz to krótkie wspomnienie z pielgrzymki do Fatimy, wciąż czuję ciężar belki na moim lewym ramieniu…
Szanowni Państwo!
Życzę błogosławieństwa Bożego z okazji 25-lecia istnienia Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi. Serdecznie dziękuję Panu Prezesowi i całej Redakcji za modlitwę w mojej intencji. Jednocześnie pragnę podziękować za „Przymierze z Maryją”, które otrzymuję regularnie i czytam z wielkim zainteresowaniem. W miarę możliwości staram się wspierać dystrybucję tegoż pisma. Oczekuję go zawsze z wielką niecierpliwością.
Maria z Jarosławia
Szczęść Boże!
Jestem bardzo szczęśliwa, że prowadzicie takie akcje i kampanie, by coraz więcej ludzi znało i kochało Maryję z Guadalupe, naszą najukochańszą Mamę. W jej ramach pozwolę sobie wpisać imię swojej córki wraz z moim, ponieważ została zawierzona Matce Bożej z Guadalupe. 13 lat temu byłam w ciąży bardzo zagrożonej i według lekarzy nie miała szans na przeżycie. Mateńka z Guadalupe pomogła!
Kinga z Małopolski
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Pragnę serdecznie podziękować Panu za życzenia urodzinowe i za pamięć. Pozdrawiam wszystkich pracowników Stowarzyszenia i bardzo dziękuję za Wasz wkład w krzewienie prawd wiary, za otrzymywane od Was „Przymierze z Maryją”, które utwierdza mnie w wierze, za wszystkie przesyłki, a zwłaszcza za pakiet z obrazkiem „Maryjo, rozwiąż nasze węzły!”. Jestem przekonany, że Ona pomoże mi rozwiązać co najmniej większość z moich złych węzłów. Pragnę również podziękować za otrzymane materiały edukacyjne, które poszerzają moją wiedzę związaną z wiarą. Dziękuję także za otrzymywany magazyn „Polonia Christiana”, który czytam z wielką uwagą, często podkreślając to, co zwróciło moją uwagę i zainteresowanie. Pragnę wspierać finansowo Wasze i nasze Stowarzyszenie w miarę posiadanych przeze mnie środków. Zapewniam również całe Stowarzyszenie o swojej modlitwie w Waszej intencji, a także w intencji Apostołów Fatimy z ich rodzinami. Kończąc, pragnę złożyć na ręce Pana Prezesa i całej Redakcji moje pozdrowienia i podziękowania dla wszystkich pracowników Stowarzyszenia zaangażowanych w to zbożne dzieło. Niech Was Bóg i Matka Boża błogosławią i wspierają w każdy dzień.
Bronisław
Szanowni Państwo!
Wspieram wszystkie akcje Stowarzyszenia i dziękuję za wszelkie otrzymywane materiały, które pogłębiają moją wiarę, za wszystkie wizerunki Matki Bożej, z których w swoim sercu zrobiłam sobie „ołtarzyk”, do których modlę się na różańcu codziennie, za moje dzieci, wnuki i za męża alkoholika. Polecam swoje problemy Matce Najświętszej. Szczęść Boże!
Wiesława z Lubelskiego
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Pragnę podzielić się świadectwem… Koniec października 2020 roku. Leżę na łóżku. W pokoju panuje półmrok. Nie mogę zasnąć. Mój mąż jest chory i leży w drugim pokoju. Zamykam i otwieram oczy kilkukrotnie. Spoglądam w nogi łóżka i widzę stojącego młodzieńca (zakonnika) jakoś mi znajomego, który patrzy na mnie. Jego twarz robi wrażenie, jakby chciał mi coś powiedzieć. Ponownie zamknęłam oczy i otworzyłam z ciekawości, czy dalej będę go widzieć. Niestety, już go nie było. Znajoma postać nie dawała mi spokoju. Byłam jednak pewna, że to osoba święta. Na drugi dzień rano szukałam tej postaci w modlitewniku. I co się okazuje: to był święty Antoni z Padwy. Już wiele razy przychodził mi z pomocą w odnalezieniu zagubionych rzeczy. Widocznie chciał mi powiedzieć, że znów będę potrzebować jego pomocy. Od tej chwili postanowiłam obrać Go za swojego patrona. Za kilka dni znalazłam się w szpitalu w Kielcach na oddziale neurologicznym. I wtedy o pomoc poprosiłam właśnie św. Antoniego. Nie do wiary, że w tak trudnym czasie, drugiej fali pandemicznej, byłam znakomicie obsłużona przez lekarzy. Błyskawicznie miałam wykonane wszystkie badania okulistyczne, tomograf, rezonans magnetyczny. W szpitalu jednak nie zostałam. Wypisano mi zastrzyki. Dwa pierwsze otrzymałam już w szpitalu. Po przyjęciu całej serii opadnięta powieka wróciła do normy. Tak oto właśnie pomógł mi św. Antoni, za co dziękowałam mu modlitwą. Od tamtej pory we wszystkich trudnych sytuacjach zwracam się o pomoc do św. Antoniego – jest niezawodny. Dziękuję za Waszą akcję poświęconą temu świętemu!
Emilia
Szczęść Boże!
Uważam, że Wasza kampania „Matko Boża z Guadalupe, przymnóż nam wiary” jest, jak każde Wasze przedsięwzięcie, strzałem w „dziesiątkę”. Bardzo szlachetny cel, ponieważ bardzo dużo ludzi odchodzi od wiary w Boga, nie zdając sobie sprawy ze swojego postępowania. Może są zagubieni i trzeba ich ukierunkować w ich działaniu Być może jest im tak wygodnie, lecz obecna władza sprzyja odchodzeniu od Kościoła. Pamiętajmy bowiem o groźbie „opiłowywania katolików”
Wojciech z Buska-Zdroju
Szanowny Panie Prezesie!
Dziękuję za 137. numer „Przymierza z Maryją”. Zainteresował mnie szczególnie temat „Żal doskonały” ks. Bartłomieja Wajdy. Jest to temat ważny dla naszego zbawienia… Z okazji jubileuszu 25-lecia istnienia Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi życzę Panu Prezesowi i wszystkim pracownikom Stowarzyszenia dużo wytrwałości w działaniu. A nowe inicjatywy niech będą „drogą” otwierającą wiele ludzkich sumień. Z Panem Bogiem!
Maria z Zachodniopomorskiego
Szczęść Boże!
Bardzo kocham Matkę Bożą – pomogła mi rozwiązać tak wiele problemów. W rodzinie mojego syna Mateusza źle się działo, małżeństwo wisiało na włosku. Dzięki różańcowej modlitwie do Matki Bożej udało się uratować jego rodzinę. Syn Łukasz miał wypadek samochodowy, było z nim bardzo źle. Oboje z mężem codziennie odmawialiśmy Różaniec do Matki Bożej, a Ta wysłuchała naszych modlitw. W ramach tej pięknej kampanii „Maryjo, rozwiąż nasze węzły!” też możemy zwracać się do Maryi i tak wiele dla siebie wyprosić, nawet rzeczy, które wydają się niemożliwe.
Anna z Lubelskiego