Temat numeru
 
Nie było dla nich miejsca…
Valdis Grinsteins

 – I co teraz zrobimy? Musimy zdecydować, którego z kuzynów przyjąć w domu! – głos Samuela był donośny, lecz brzmiało w nim niezdecydowanie. Jego siostry, Sara i Debora, zawsze zmuszały go do podejmowania decyzji, bo gdyby tego nie robiły, żyliby w kompletnej niepewności i nigdy nie wiedzieliby, co czynić.

 

– Wybierz Józefa – powiedziała Sara. – Jest w końcu dziedzicem tronu Izraela, a poza tym jego żona Maria spodziewa się pierwszego dziecka. Przydadzą się nam dobre stosunki z kimś, kto pewnego dnia, jeśli polityka się zmieni i Rzymianie wyniosą się z Izraela, może zostać królem.
– Nie!
– sprzeciwiła się Debora. – Lepiej wybrać Jonatana. Jest bogaty, mieszka w Jerozolimie, nie to, co zwykły cieśla z Nazaretu. Skoro musimy co roku bywać w Jerozolimie, lepiej mieć dobre stosunki z kimś, kto posiada tam wygodny, nowoczesny dom.

Problem polegał na tym, że Samuel i jego siostry mieszkali w Betlejem – miasteczku tak małym, że ­właściwie było mieściną, w której nic się nigdy nie działo. Wiadomo było jednak, że Betlejem to miejsce pochodzenia króla Dawida i jego potomków. A tak się złożyło, że akurat rzymski cesarz August nakazał przeprowadzić spis ludności i wszyscy musieli się zapisać w miejscu, z którego pochodziła ich rodzina. Dlatego wszyscy członkowie królewskiego rodu, który już nie rządził, lecz zachował wpływy, mieli przybyć do Betlejem, by się zapisać zgodnie z rozkazem cesarza.

 

– Dobrze – podsumował Samuel. – Mamy powody, by przyjąć i jednego, i drugiego. Właściwie obaj są naszymi kuzynami i kto wie, czy nie byłoby lepiej ugościć ich obu.
– Nieee!
– zawołały jednym głosem dwie siostry.

– W domu zrobi się ciasno i niewygodnie, jeśli przybędzie tyle osób – rzekła Sara.

– Za dużo pracy przy tylu gościach – dodała Debora.

Dyskusja wróciła do punktu wyjścia.

– Trzeba wybrać jednego z dwóch – stwierdził Samuel.

– Lepiej bogatych niż biednych. Są bardziej wpływowi – podsunęła Debora.

– Lepiej wybierz bliższego krewnego, czyli Józefa, mimo że jest cieślą. Jeśli go nie przyjmiemy, co powiedzą sąsiedzi – przekonywała Sara.

 

To ostatnie zdanie odnosiło się do tego, że gościnność była w tamtych czasach świętą powinnością. Z wyjątkiem dużych miast, takich jak Jerozolima, nie istniały gospody ani inne miejsca, w których można by przenocować za opłatą. Wprawdzie w miejscowościach położonych na szlakach handlowych znajdowały się otoczone murami domy zajezdne, w których kupcy mogli złożyć na noc towary, zjeść i przenocować, ale Betlejem nawet w snach nie zbliżało się do wielkiego handlu. Bóg wybrał je na narodziny króla Dawida właśnie dlatego, że była to ostatnia, najpośledniejsza z miejscowości Izraela. A skoro nie było się gdzie zatrzymać, i to w czasach kiedy podróżowało się pieszo lub konno, gościnność miała kluczowe znaczenie – była nieodzowna. Przybywający podróżni zawsze mogli liczyć na nocleg – przyjęcie ich pod swój dach uważano za powinność, choćby byli obcymi. Tym większym moralnym obowiązkiem stawało się ugoszczenie krewnych albo przynajmniej znajomych. Można więc sobie wyobrazić, że osobom nieskorym do wysiłku, egoistycznym i wygodnickim, jak Samuel, Debora i Sara, nie uśmiechała się perspektywa spędzenia kilku dni w niewygodzie z powodu wypełniania tej powinności.

 

Sęk w tym, że musieli się zdecydować, a nie mieli zbyt wiele czasu. Zbliżała się zima, która – zgodnie z przepowiedniami – w tym roku miała być szczególnie chłodna.

 

– Cóż, trzeba coś postanowić – orzekł Samuel, ale niedane mu było powiedzieć nic więcej.

– O, w jakich ciężkich żyjemy czasach! – zaczęła jak zwykle narzekać Sara. – Co za utrapienie! Jesteśmy zmuszeni decydować! A wszystko dlatego, że jeśli przyjmiemy dwóch kuzynów z rodzinami, nie będziemy miały czasu na pogaduszki i plotki, będziemy przez cały dzień uwiązane pracami w kuchni i przy sprzątaniu! A co gorsza, to o nas będą mówili wszyscy sąsiedzi…
– Uważam, że powinniśmy przyjąć Jonatana z rodziną. On zawsze nosi się elegancko w nowych szatach, ma wspaniałe konie. Sąsiedzi będą nam zazdrościli
– Debora bardzo lubiła znajdować się w centrum zainteresowania.

– Dobrze więc – rzekł Samuel. – Zdecydujcie i dajcie mi znać, co mam zrobić.

Dwie siostry zaczęły się naradzać. Największy problem polegał na tym, że jeżeli nie ugoszczą krewnego w potrzebie, sąsiedzi dowiedzą się o tym i wezmą ich na języki. A skoro one chętnie obmawiały sąsiadów, ci zapewne skorzystają z nadarzającej się okazji, by się zemścić. Jednak co dwie głowy, to nie jedna i siostry szybko podjęły decyzję.

 

– No to kogo w końcu przyjmiemy? – spytał Samuel.

– Jonatana – odpowiedziały razem. – Jest bardziej wpływowy i użyteczny, ponieważ później on ugości nas w Jerozolimie. A żeby sąsiedzi nie mówili, że nie przyjęliśmy kuzyna Józefa z jego żoną Marią, zaproponujemy im nocleg w stajence, którą mamy na obrzeżu miasta. Jeśli nie będzie się miał jak ogrzać, z konieczności zgłosi się szybko na spis i wróci do swojego Nazaretu, zanim ktokolwiek go zauważy. Bo to ważne, żeby nikt nie spostrzegł, że nie przyjmujemy go w domu.
– Dobrze, zatem postanowione
– zgodził się Samuel.

A potem dni biegły aż do przyjazdu gości…

 

Zima rzeczywiście okazała się tego roku bardzo chłodna. Śnieg nie przestawał padać, co w tych stronach należało do rzadkości, a ponieważ wiele osób przybyło na spis powszechny, brakowało drewna do ogrzewania domów.


Jonatan i jego rodzina przybyli konno oraz w powozie i zostali serdecznie przywitani przez kuzyna Samuela i jego dwie siostry. Wkrótce potem pojawił się Józef ze swoją małżonką Marią, która jechała na osiołku, ponieważ spodziewała się dziecka i nie powinna była wędrować pieszo ani się zbytnio przemęczać. Samuel zaczął się rozpływać w przeprosinach i usprawiedliwieniach, ale kazał ubogiemu krewnemu zatrzymać się w stajence na końcu miasteczka. Na próżno Józef próbował go przekonać, żeby przenocował przynajmniej jego żonę, a on sam jakoś sobie poradzi. Kuzyn pozostał nieubłagany i nie dał mu innego wyboru, jak przyjąć to nędzne miejsce, bo inaczej zostaliby na ulicy. Deborze i Sarze zrobiło się trochę żal Marii, która w zaawansowanej ciąży bez skargi znosiła zimno, ale w końcu interesowne wygodnictwo zwyciężyło i obie siostry bez problemów pożegnały kuzyna Józefa, mając nadzieję, że sąsiedzi nic nie widzieli. No a skoro nikt się nie dowiedział, to nic się nie stało. Taki był tok ich rozumowania…

 

Jednakże ścieżki Boże są inne od ludzkich. Najpierw nad Betlejem pojawiła się wielka gwiazda i sprawiła, że wszyscy zaczęli się zastanawiać, co może oznaczać. Później, w środku nocy, Samuel, jego siostry i ich goście zauważyli niezwykły ruch na ulicach. Przed domem przechodzili grupami pasterze, śpiewając i obwieszczając, że ukazał im się Anioł i ogłosił narodzenie Odkupiciela. Jak przystało na osoby religijne, Samuel i jego siostry mieli świadomość, że przyszedł czas, w którym powinien się objawić Mesjasz, nikt jednak nie wiedział, jak ma to nastąpić. Ale najwyraźniej ci wszyscy pasterze wiedzieli i ze śpiewem na ustach kierowali się do stajenki.

Sara i Debora zaniepokoiły się. A sąsiedzi zaczynali już szemrać:

 

– Jak to możliwe, że ktoś musiał rodzić dziecko w stajence, skoro ma w tej miejscowości krewnych.
– Co robimy?
– zapytała jedna.

– A możemy coś zrobić? – odpowiedziała druga.

– No to co zrobimy? – wtrącił Samuel. – Lepiej szybko się zdecydujmy!

W końcu postanowili nie robić nic i zobaczyć, czy wszystko to nie rozejdzie się samo po kościach za dzień albo dwa. Zimno zapewne sprawi, że ludzie się zmęczą chodzeniem do stajni i wrócą do swych wygodnych domów.

 

Boże ścieżki są jednak inne od ludzkich… Gdy nikt się tego nie spodziewał, ze Wschodu przybyła bogata karawana z trzema Królami i liczną służbą, wielbłądami i końmi. I dokąd podążyła? Prosto do ubogiej stajenki, gdzie Dzieciątko spało u boku swej Matki i świętego Józefa, mając za towarzyszy tylko osła i wołu.

 

I jeżeli przedtem ludzie szemrali, teraz zwracali się otwarcie przeciw Samuelowi i jego siostrom.

 

– Co za wstyd! – mówili mieszkańcy Betlejem. – Nawet Królowie wypytywali, jacyż to ludzie tu mieszkają, że nie mieli serca, by przyjąć pod swój dach krewnego w potrzebie! Wszyscy przez nich wyjdziemy na bandę interesownych, bezdusznych egoistów.

Samuel i jego siostry nie wiedzieli, gdzie się schować. Cały ich plan opierał się na tym, żeby się nikt nie dowiedział, a teraz cały świat zdawał się wiedzieć o tym, co zrobili! Co gorsza, trzej Królowie ze Wschodu nie zatrzymali się w żadnym z domów zajezdnych, tylko rozbili swoje bogate namioty z pięknych, drogich tkanin tuż obok stajni. Jeden z nich odstąpili świętemu Józefowi, Marii i Dzieciątku, sami zaś rozlokowali się w pozostałych.

 

Mieszkańcy Betlejem poczuli się nadzwyczaj urażeni i zaciekle krytykowali Samuela i jego siostry. I jak zwykle jedno nieszczęście pociąga za sobą inne – kuzyn Jonatan nie chciał więcej słyszeć o pozostawaniu u nich, a ponieważ syn Józefa miał być ofiarowany w Świątyni, Jonatan zaprosił Józefa z rodziną, by zatrzymali się u niego w Jerozolimie. O Samuelu i jego siostrach zaś zupełnie zapomniał.

 

W rezultacie Samuel i jego siostry z powodu gniewu sąsiadów musieli się wyprowadzić z Betlejem i przez długi czas tułali się po miasteczkach Judei, błagając różnych krewnych o nocleg. Skończyło się ich egoistyczne i wygodne życie. A dlaczego ich to spotkało? Ponieważ myśleli, że jeżeli zachowają się niegodnie i zgrzeszą, nikt się nie dowie o tym, co zrobili. Bóg jednak wie wszystko i za dobre wynagradza, a za złe karze. Nieprawdaż, Drogi Czytelniku?

 



NAJNOWSZE WYDANIE:
Jezus Chrystus - Bóg i Człowiek
Co by było, gdyby Chrystus nie przyszedł na świat? Jak wyglądałoby nasze życie? Nie dostąpilibyśmy przecież odkupienia. Nie stworzono by tych wszystkich dzieł Miłosierdzia związanych z realizacją chrześcijańskiego powołania. Nie byłoby cywilizacji chrześcijańskiej ze wspaniałymi arcydziełami w dziedzinie architektury, literatury, muzyki… Ponadto nadal byśmy błądzili po omacku w poszukiwaniu Prawdy, sensu i celu życia.

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
Chcę czuć ciężar Twego Orędzia, Maryjo…
Marcin Więckowski

Nieco innej pogody spodziewaliśmy się po celu naszej podróży. Wyrwawszy się na moment z naszej jesiennej słoty, liczyliśmy choć na te kilka dni południowego słońca. Niestety, już przez okna lądującego samolotu widzimy, że upragniona Portugalia przywitała nas niskimi chmurami i deszczem. Ale nic to. Przynajmniej jest trochę cieplej niż w Polsce.

 

Po wylądowaniu i krótkim zwiedzaniu Lizbony pośród co chwilę odchodzącej i znów powracającej nadmorskiej mżawki, o zmroku wsiadamy do autobusu, który zawozi nas prosto do Fatimy – celu pielgrzymki naszego Apostolatu. Wpatrując się w strugi deszczu uderzające w szyby naszego pojazdu, odmawiamy pierwszy z wielu Różańców w czasie tej niesamowitej podróży. Padać przestaje dopiero, gdy zbliżamy się już do głównego celu naszego pielgrzymowania.


W Fatimie zakwaterowujemy się w hotelu, jemy kolację i udajemy się do Sanktuarium Matki Bożej Różańcowej. Witamy się z Fatimską Panią w kaplicy objawień, gdzie przed codziennym wieczornym nabożeństwem gromadzą się już pielgrzymi z całego świata. Słuchać ciche modlitwy w różnych językach. Wiele osób ma ze sobą flagi – tak dobrze widać tu powszechność Kościoła i to, jak Matka Boża przygarnia do Siebie wszystkie Swoje dzieci. Niektórzy obchodzą na kolanach figurę Maryi ustawioną w miejscu dębu, na którym ukazywała się fatimskim dzieciom. Inni idą do Niej na klęczkach przez cały plac…


Drugiego dnia udajemy się do Aljustrel – niegdyś małej wsi, a teraz osady położonej na obrzeżach miasta Fatima. To tutaj urodziła się trójka pastuszków – święci Franciszek i Hiacynta Marto oraz Służebnica Boża Łucja Dos Santos. Zanim jednak tam dotrzemy, wcześniej przejdziemy Drogą Krzyżową, którą ufundowali znajdującą się w pobliskim gaju oliwnym katoliccy uchodźcy z Węgier, uciekający przed komunistycznymi prześladowaniami. Przez całą drogę towarzyszy nam poranny, drobny deszczyk i lekki wiatr, dość typowy dla klimatu morskiego. Pani pilot przypomina nam, że pastuszkowie też często chodzili do Cova da Iria przy takiej właśnie pogodzie. Wtedy dociera do nas wartość tej z pozoru niezbyt sprzyjającej nam aury – zaczynamy rozumieć, że to specyficzne doświadczenie duchowe jest o wiele cenniejsze od wymarzonej przez nas słonecznej pogody.


Pod nieobecność kapłana, który niestety zachorował i nie mógł z nami polecieć, modlitwę prowadzi jeden z uczestników pielgrzymki, pan Jacek. Właśnie w tym momencie przekonujemy się, co znaczy nasza duchowa rodzina: wzajemne wspieranie się i prowadzenie na ścieżce zbawienia. Muszę przyznać, że dawno nie słyszałem tak pięknych, głębokich i pobożnych rozważań, jak te wygłoszone niemal na poczekaniu, bez przygotowania, przez osobę świecką. Do jego nietuzinkowej postaci jeszcze wrócimy…


Po przejściu Drogi Krzyżowej docieramy do Aljustrel. W tych okolicach doskonale zachowała się tradycyjna, portugalska architektura. Każdy dom ma pobielane ściany i spadzisty dach z pomarańczowej dachówki. Ponadto na bardzo wielu domostwach widnieją tradycyjne, porcelanowe obrazy z wizerunkiem Matki Bożej lub świętych. Właśnie dzięki takim detalom widać, że Portugalia jest naprawdę krajem katolickim, a jego mieszkańcy z dumą prezentują przywiązanie do swojej wiary. Odwiedzamy domy fatimskich dzieci. W nich spoglądamy na krzyże, przed którymi modlili się święci, czy kołyski, w których spali jako maleńkie dzieci. Odwiedzamy także miejsca objawień Anioła Portugalii, który przygotowywał fatimskich pastuszków na niełatwe w odbiorze Orędzie Matki Bożej.


Jak nie samym chlebem człowiek żyje, tak i nie samą modlitwą żyje pielgrzym. Dlatego trzeciego dnia, po pysznym śniadaniu w hotelu w Fatimie, udajemy się do pobliskiego miasta Tomar, nad którym góruje jeden z największych w Portugalii zamków, niegdyś główna siedziba słynnego zakonu templariuszy. Budowla oszałamia swoim rozmachem i starannością wykonania. Zwłaszcza w klasztornej kaplicy można by spędzić całe godziny, kontemplując każdy fresk, śledząc oczami każdy łuk, sklepienie, każde zdobienie i wyrzeźbiony w kamieniu wzorek. To również ważne doświadczenie formacyjne, móc zobaczyć, jak niesamowite dzieła stworzyła wspaniała cywilizacja chrześcijańska, której i my, Polacy, jesteśmy częścią!


Na koniec dnia wracamy do Fatimy. Przed wieczornym nabożeństwem okazuje się, że brakuje osób do niesienia drugiej figury Matki Bożej – tej, która okrąża plac przed sanktuarium na czele procesji. Szybka decyzja i z kilkoma Apostołami oraz pracownikami Stowarzyszenia idziemy za kaplicę, gdzie formuje się czoło procesji. Mam szczęście i zaszczyt wyjść wraz z pierwszą grupą. Jako nieco niższy wzrostem nie czuję na sobie aż tak bardzo ciężaru figury. Ale gdy przejmuje ją druga grupa, złożona z kobiet, szybko okazuje się, że idąca z przodu Hiszpanka nie daje rady jej utrzymać. Panowie ze służby sanktuarium podbiegają do mnie i proszą mnie o zastępstwo. Oczywiście nie mogę odmówić. Wtedy, jako trochę wyższy od niosących figurę pań, nagle biorę większość jej ciężaru na siebie. Aby temu sprostać, trzymam belkę obiema rękami, ale i tak sprawia mi to spory ból. Później, już w czasie drogi na lotnisko, wspomniany już pan Jacek będzie opowiadać o św. Rafce z Libanu, której kult propaguje w Polsce. Mniszka Rafka poprosiła Boga o cierpienia, bo wiedziała, że nie czując bólu Krzyża Chrystusa, nie da się wejść do Jego Królestwa…


Pisząc teraz to krótkie wspomnienie z pielgrzymki do Fatimy, wciąż czuję ciężar belki na moim lewym ramieniu…


Listy od Przyjaciół
 
Listy

Szanowni Państwo!

Życzę błogosławieństwa Bożego z okazji 25-lecia istnienia Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi. Serdecznie dziękuję Panu Prezesowi i całej Redakcji za modlitwę w mojej intencji. Jednocześnie pragnę podziękować za „Przymierze z Maryją”, które otrzymuję regularnie i czytam z wielkim zainteresowaniem. W miarę możliwości staram się wspierać dystrybucję tegoż pisma. Oczekuję go zawsze z wielką niecierpliwością.

Maria z Jarosławia

 

 

Szczęść Boże!

Jestem bardzo szczęśliwa, że prowadzicie takie akcje i kampanie, by coraz więcej ludzi znało i kochało Maryję z Guadalupe, naszą najukochańszą Mamę. W jej ramach pozwolę sobie wpisać imię swojej córki wraz z moim, ponieważ została zawierzona Matce Bożej z Guadalupe. 13 lat temu byłam w ciąży bardzo zagrożonej i według lekarzy nie miała szans na przeżycie. Mateńka z Guadalupe pomogła!

Kinga z Małopolski

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Pragnę serdecznie podziękować Panu za życzenia urodzinowe i za pamięć. Pozdrawiam wszystkich pracowników Stowarzyszenia i bardzo dziękuję za Wasz wkład w krzewienie prawd wiary, za otrzymywane od Was „Przymierze z Maryją”, które utwierdza mnie w wierze, za wszystkie przesyłki, a zwłaszcza za pakiet z obrazkiem „Maryjo, rozwiąż nasze węzły!”. Jestem przekonany, że Ona pomoże mi rozwiązać co najmniej większość z moich złych węzłów. Pragnę również podziękować za otrzymane materiały edukacyjne, które poszerzają moją wiedzę związaną z wiarą. Dziękuję także za otrzymywany magazyn „Polonia Christiana”, który czytam z wielką uwagą, często podkreślając to, co zwróciło moją uwagę i zainteresowanie. Pragnę wspierać finansowo Wasze i nasze Stowarzyszenie w miarę posiadanych przeze mnie środków. Zapewniam również całe Stowarzyszenie o swojej modlitwie w Waszej intencji, a także w intencji Apostołów Fatimy z ich rodzinami. Kończąc, pragnę złożyć na ręce Pana Prezesa i całej Redakcji moje pozdrowienia i podziękowania dla wszystkich pracowników Stowarzyszenia zaangażowanych w to zbożne dzieło. Niech Was Bóg i Matka Boża błogosławią i wspierają w każdy dzień.

Bronisław

 

 

Szanowni Państwo!

Wspieram wszystkie akcje Stowarzyszenia i dziękuję za wszelkie otrzymywane materiały, które pogłębiają moją wiarę, za wszystkie wizerunki Matki Bożej, z których w swoim sercu zrobiłam sobie „ołtarzyk”, do których modlę się na różańcu codziennie, za moje dzieci, wnuki i za męża alkoholika. Polecam swoje problemy Matce Najświętszej. Szczęść Boże!

Wiesława z Lubelskiego

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Pragnę podzielić się świadectwem… Koniec października 2020 roku. Leżę na łóżku. W pokoju panuje półmrok. Nie mogę zasnąć. Mój mąż jest chory i leży w drugim pokoju. Zamykam i otwieram oczy kilkukrotnie. Spoglądam w nogi łóżka i widzę stojącego młodzieńca (zakonnika) jakoś mi znajomego, który patrzy na mnie. Jego twarz robi wrażenie, jakby chciał mi coś powiedzieć. Ponownie zamknęłam oczy i otworzyłam z ciekawości, czy dalej będę go widzieć. Niestety, już go nie było. Znajoma postać nie dawała mi spokoju. Byłam jednak pewna, że to osoba święta. Na drugi dzień rano szukałam tej postaci w modlitewniku. I co się okazuje: to był święty Antoni z Padwy. Już wiele razy przychodził mi z pomocą w odnalezieniu zagubionych rzeczy. Widocznie chciał mi powiedzieć, że znów będę potrzebować jego pomocy. Od tej chwili postanowiłam obrać Go za swojego patrona. Za kilka dni znalazłam się w szpitalu w Kielcach na oddziale neurologicznym. I wtedy o pomoc poprosiłam właśnie św. Antoniego. Nie do wiary, że w tak trudnym czasie, drugiej fali pandemicznej, byłam znakomicie obsłużona przez lekarzy. Błyskawicznie miałam wykonane wszystkie badania okulistyczne, tomograf, rezonans magnetyczny. W szpitalu jednak nie zostałam. Wypisano mi zastrzyki. Dwa pierwsze otrzymałam już w szpitalu. Po przyjęciu całej serii opadnięta powieka wróciła do normy. Tak oto właśnie pomógł mi św. Antoni, za co dziękowałam mu modlitwą. Od tamtej pory we wszystkich trudnych sytuacjach zwracam się o pomoc do św. Antoniego – jest niezawodny. Dziękuję za Waszą akcję poświęconą temu świętemu!

Emilia

 

 

Szczęść Boże!

Uważam, że Wasza kampania „Matko Boża z Guadalupe, przymnóż nam wiary” jest, jak każde Wasze przedsięwzięcie, strzałem w „dziesiątkę”. Bardzo szlachetny cel, ponieważ bardzo dużo ludzi odchodzi od wiary w Boga, nie zdając sobie sprawy ze swojego postępowania. Może są zagubieni i trzeba ich ukierunkować w ich działaniu Być może jest im tak wygodnie, lecz obecna władza sprzyja odchodzeniu od Kościoła. Pamiętajmy bowiem o groźbie „opiłowywania katolików”

Wojciech z Buska-Zdroju


Szanowny Panie Prezesie!

Dziękuję za 137. numer „Przymierza z Maryją”. Zainteresował mnie szczególnie temat „Żal doskonały” ks. Bartłomieja Wajdy. Jest to temat ważny dla naszego zbawienia… Z okazji jubileuszu 25-lecia istnienia Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi życzę Panu Prezesowi i wszystkim pracownikom Stowarzyszenia dużo wytrwałości w działaniu. A nowe inicjatywy niech będą „drogą” otwierającą wiele ludzkich sumień. Z Panem Bogiem!

Maria z Zachodniopomorskiego

 

 

Szczęść Boże!

Bardzo kocham Matkę Bożą – pomogła mi rozwiązać tak wiele problemów. W rodzinie mojego syna Mateusza źle się działo, małżeństwo wisiało na włosku. Dzięki różańcowej modlitwie do Matki Bożej udało się uratować jego rodzinę. Syn Łukasz miał wypadek samochodowy, było z nim bardzo źle. Oboje z mężem codziennie odmawialiśmy Różaniec do Matki Bożej, a Ta wysłuchała naszych modlitw. W ramach tej pięknej kampanii „Maryjo, rozwiąż nasze węzły!” też możemy zwracać się do Maryi i tak wiele dla siebie wyprosić, nawet rzeczy, które wydają się niemożliwe.

Anna z Lubelskiego