Rodzina
 
O wulgarności
Nikt z nas nie lubi być bez powodu poniżany, lżony i przeklinany. Także zdecydowana większość, jak wskazują badania opinii publicznej, nie lubi jak inni przy nich przeklinają i używają wulgaryzmów. Ale też jeszcze więcej (prawie wszyscy pytani mężczyźni i jedna trzecia kobiet), przyznało się do używania tych, jak dawniej mówiono "mocnych słów". Czy jest się czym niepokoić?

Wyobraź sobie, drogi Czytelniku następującą sytuację...
Na pewnym przystanku, do tramwaju wsiada grupka młodych ludzi - dwóch mężczyzn i kobieta. Nie zważając na obecność innych prowadzą ożywioną rozmowę, w której co drugie słowo jest wulgaryzmem. Wszyscy obok nich czują się zażenowani. Po chwili jedna starsza pani zwraca im uwagę: - Przepraszam bardzo, to jest miejsce publiczne. Wystarczyło. Dziewczyna prychnęła tylko z oburzeniem, wlepiając wzrok w panią, jednak jej towarzysze musieli odreagować. Po opuszczeniu tramwaju, jeden z nich przy śmiechu drugiego wykrzyknął w kierunku Bogu ducha winnej zakonnicy, wysiadającej na tym samym przystanku, ostre przekleństwo.
To, co przedstawiłam, zdarzyło się naprawdę. I nie sądzę, aby był to przypadek odosobniony. Z agresywnymi i głośnymi wulgaryzmami oraz przekleństwami nazbyt często i prawie wszędzie się spotykamy. To jest znamienne właśnie dla naszych czasów, że przekracza się wszelkie granice, nie ma tabu, znosi się wszelkie zakazy.
 

Sens używania wulgaryzmów

Słowa wulgarne (ordynarne, prostackie określenia) używane są nie tylko w języku potocznym. One królują we współczesnej literaturze, sztuce, kinie, na salonach, innymi słowy w kulturze.
Dawniej, kiedy ich nie nadużywano, były upustem dla negatywnych emocji. Jednak ci, którzy ich używali, zawsze byli postrzegani jako osoby nietaktowne, pozbawione elementarnej kultury.
Dzisiaj służą one do osobistego i spontanicznego wyrażania własnych, bardzo różnych uczuć, stanów emocjonalnych, od gniewu po radość, od zdziwienia po zachwyt. Czasami pełnią też funkcję przecinka, przerywnika u kogoś, kto tak bardzo przyzwyczaił się do ich używania, że nie jest już w stanie panować nad tym, co mówi. Innymi słowy przekleństwa stały się nałogiem.

Z tych i innych powodów wyrazy ordynarne są lubiane przez młodzież. Co więcej, ich stosowanie ma komunikować, że ktoś jest równym gościem".
Wulgaryzmy są też wyrazem buntu młodych ludzi, którzy stosując je komunikują, że tylko oni sami są panami siebie i decydują o tym, co jest dobre a co złe. Nikt im nie ma prawa narzucać czegokolwiek.
Ostry język przypisuje się także prawdziwym mężczyznom" (w ich pojęciu), którzy nie bawią się w konwenanse, tylko mówią prosto z mostu, co im ślina na język przyniesie.
Tymczasem ci, którzy sobie tego nie życzą, są zmuszeni ich wysłuchiwać i czują się z tego powodu zażenowani. Są jednak tacy, dla których wysłuchiwanie wulgaryzmów, jak sami mówią, nie jest żadnym problemem. Niestety, reprezentują oni tę grupę, która już utraciła wrażliwość i nie potrafi krytycznie spojrzeć na siebie.


Czy jest się czym niepokoić?

Nadużywanie wulgaryzmów powoduje utratę ogólnej wrażliwości na piękno i dobro. Tacy ludzie są bardziej skłonni do przekraczania kolejnych granic, tabu i norm. W pewnym momencie nie będą już w stanie właściwie osądzić czy coś jest złe, czy dobre. Stąd nie będą mogli unikać okazji do zła, a tym bardziej nie unikną samego zła.
To z pozoru mało znaczące stępienie wrażliwości nie będzie bez znaczenia dla ich przyszłego życia. Za tym idzie brutalizacja wszystkiego. Człowiek taki łatwo daje się manipulować wszystkim tym, którzy mu schlebiają i utwierdzają w takiej postawie. Nie zdaje on sobie sprawy, że dokonuje się w nim rewolucja, której głównym celem jest zmiana jego mentalności, przyzwyczajenie do okropności, wpędzenie w stan przygnębienia, który można chwilowo ukoić poprzez konsumpcję przeróżnych dóbr". Wydaje mu się, że wszystko jest brzydkie, złe i bez sensu. Nawet piękne rzeczy potrafi zepsuć.
Nie jest on w stanie wznieść się wyżej i czerpać przyjemności z obcowania z pięknem i dobrem istniejącym w otaczającym nas świecie, przez które poznajemy Boga. Tym samym nie jest on w stanie Boga poznać i pokochać.
Ten, który używa wulgaryzmów i nie potrafi bez nich funkcjonować, naraża się na to, że wtedy, kiedy będzie chciał osiągnąć jakąś rzecz, czegoś się dowiedzieć, może nie uzyskać takiej pomocy, bo zostanie uznany za osobę wulgarną, a takiej przecież nie warto pomagać.
 
Żyjemy pośród innych i musimy się starać zgodnie współżyć. To nakazuje sam rozsądek. Dlatego też człowiek powinien umieć kontrolować to, co mówi, gdzie, w jakich okolicznościach, w jakim celu i w jaki sposób. Przez to okazuje się rozmówcy szacunek, do którego każdy ma prawo z tego tylko względu, że jest człowiekiem.
Bardzo głośne i agresywne wyrażenia ordynarne na pewno nikogo nie zbudują, a jedynie przygnębią i poniżą. Jeśli stosuje się je nader często w obecności dzieci, tylko się je psuje. Dzieci, które słyszą, jak dorośli przeklinają, myślą, że jest to zachowanie naturalne.
Takt i delikatność obowiązują wszystkich, zawsze i wszędzie. Chodzi tu przecież o jakość życia. Ponad sto lat temu John Ruskin, pierwszy profesor historii sztuki uniwersytetu w Oksfordzie powiedział, że kształceniem smaku kształci się charakter". I tak też jest. Dlatego też antidotum na ordynarność, prostactwo i wszelką brzydotę niech będzie wczesne rozmiłowywanie dzieci w doskonałym pięknie, aby jak najszybciej potrafiły się odwrócić od wszystkiego, co się temu pięknu sprzeciwia.
A w przypadku dorosłych zawsze można, jak to mówi profesor Jerzy Bralczyk, wykpić kalectwo językowe osób, które nie umieją posługiwać się innym słownictwem. I trzeba starać się zawsze i wszędzie ten potok brzydkich słów przerywać, jak choćby zrobiła to ta starsza pani z tramwaju.

Agnieszka Stelmach


NAJNOWSZE WYDANIE:
Jezus Chrystus - Bóg i Człowiek
Co by było, gdyby Chrystus nie przyszedł na świat? Jak wyglądałoby nasze życie? Nie dostąpilibyśmy przecież odkupienia. Nie stworzono by tych wszystkich dzieł Miłosierdzia związanych z realizacją chrześcijańskiego powołania. Nie byłoby cywilizacji chrześcijańskiej ze wspaniałymi arcydziełami w dziedzinie architektury, literatury, muzyki… Ponadto nadal byśmy błądzili po omacku w poszukiwaniu Prawdy, sensu i celu życia.

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
Chcę czuć ciężar Twego Orędzia, Maryjo…
Marcin Więckowski

Nieco innej pogody spodziewaliśmy się po celu naszej podróży. Wyrwawszy się na moment z naszej jesiennej słoty, liczyliśmy choć na te kilka dni południowego słońca. Niestety, już przez okna lądującego samolotu widzimy, że upragniona Portugalia przywitała nas niskimi chmurami i deszczem. Ale nic to. Przynajmniej jest trochę cieplej niż w Polsce.

 

Po wylądowaniu i krótkim zwiedzaniu Lizbony pośród co chwilę odchodzącej i znów powracającej nadmorskiej mżawki, o zmroku wsiadamy do autobusu, który zawozi nas prosto do Fatimy – celu pielgrzymki naszego Apostolatu. Wpatrując się w strugi deszczu uderzające w szyby naszego pojazdu, odmawiamy pierwszy z wielu Różańców w czasie tej niesamowitej podróży. Padać przestaje dopiero, gdy zbliżamy się już do głównego celu naszego pielgrzymowania.


W Fatimie zakwaterowujemy się w hotelu, jemy kolację i udajemy się do Sanktuarium Matki Bożej Różańcowej. Witamy się z Fatimską Panią w kaplicy objawień, gdzie przed codziennym wieczornym nabożeństwem gromadzą się już pielgrzymi z całego świata. Słuchać ciche modlitwy w różnych językach. Wiele osób ma ze sobą flagi – tak dobrze widać tu powszechność Kościoła i to, jak Matka Boża przygarnia do Siebie wszystkie Swoje dzieci. Niektórzy obchodzą na kolanach figurę Maryi ustawioną w miejscu dębu, na którym ukazywała się fatimskim dzieciom. Inni idą do Niej na klęczkach przez cały plac…


Drugiego dnia udajemy się do Aljustrel – niegdyś małej wsi, a teraz osady położonej na obrzeżach miasta Fatima. To tutaj urodziła się trójka pastuszków – święci Franciszek i Hiacynta Marto oraz Służebnica Boża Łucja Dos Santos. Zanim jednak tam dotrzemy, wcześniej przejdziemy Drogą Krzyżową, którą ufundowali znajdującą się w pobliskim gaju oliwnym katoliccy uchodźcy z Węgier, uciekający przed komunistycznymi prześladowaniami. Przez całą drogę towarzyszy nam poranny, drobny deszczyk i lekki wiatr, dość typowy dla klimatu morskiego. Pani pilot przypomina nam, że pastuszkowie też często chodzili do Cova da Iria przy takiej właśnie pogodzie. Wtedy dociera do nas wartość tej z pozoru niezbyt sprzyjającej nam aury – zaczynamy rozumieć, że to specyficzne doświadczenie duchowe jest o wiele cenniejsze od wymarzonej przez nas słonecznej pogody.


Pod nieobecność kapłana, który niestety zachorował i nie mógł z nami polecieć, modlitwę prowadzi jeden z uczestników pielgrzymki, pan Jacek. Właśnie w tym momencie przekonujemy się, co znaczy nasza duchowa rodzina: wzajemne wspieranie się i prowadzenie na ścieżce zbawienia. Muszę przyznać, że dawno nie słyszałem tak pięknych, głębokich i pobożnych rozważań, jak te wygłoszone niemal na poczekaniu, bez przygotowania, przez osobę świecką. Do jego nietuzinkowej postaci jeszcze wrócimy…


Po przejściu Drogi Krzyżowej docieramy do Aljustrel. W tych okolicach doskonale zachowała się tradycyjna, portugalska architektura. Każdy dom ma pobielane ściany i spadzisty dach z pomarańczowej dachówki. Ponadto na bardzo wielu domostwach widnieją tradycyjne, porcelanowe obrazy z wizerunkiem Matki Bożej lub świętych. Właśnie dzięki takim detalom widać, że Portugalia jest naprawdę krajem katolickim, a jego mieszkańcy z dumą prezentują przywiązanie do swojej wiary. Odwiedzamy domy fatimskich dzieci. W nich spoglądamy na krzyże, przed którymi modlili się święci, czy kołyski, w których spali jako maleńkie dzieci. Odwiedzamy także miejsca objawień Anioła Portugalii, który przygotowywał fatimskich pastuszków na niełatwe w odbiorze Orędzie Matki Bożej.


Jak nie samym chlebem człowiek żyje, tak i nie samą modlitwą żyje pielgrzym. Dlatego trzeciego dnia, po pysznym śniadaniu w hotelu w Fatimie, udajemy się do pobliskiego miasta Tomar, nad którym góruje jeden z największych w Portugalii zamków, niegdyś główna siedziba słynnego zakonu templariuszy. Budowla oszałamia swoim rozmachem i starannością wykonania. Zwłaszcza w klasztornej kaplicy można by spędzić całe godziny, kontemplując każdy fresk, śledząc oczami każdy łuk, sklepienie, każde zdobienie i wyrzeźbiony w kamieniu wzorek. To również ważne doświadczenie formacyjne, móc zobaczyć, jak niesamowite dzieła stworzyła wspaniała cywilizacja chrześcijańska, której i my, Polacy, jesteśmy częścią!


Na koniec dnia wracamy do Fatimy. Przed wieczornym nabożeństwem okazuje się, że brakuje osób do niesienia drugiej figury Matki Bożej – tej, która okrąża plac przed sanktuarium na czele procesji. Szybka decyzja i z kilkoma Apostołami oraz pracownikami Stowarzyszenia idziemy za kaplicę, gdzie formuje się czoło procesji. Mam szczęście i zaszczyt wyjść wraz z pierwszą grupą. Jako nieco niższy wzrostem nie czuję na sobie aż tak bardzo ciężaru figury. Ale gdy przejmuje ją druga grupa, złożona z kobiet, szybko okazuje się, że idąca z przodu Hiszpanka nie daje rady jej utrzymać. Panowie ze służby sanktuarium podbiegają do mnie i proszą mnie o zastępstwo. Oczywiście nie mogę odmówić. Wtedy, jako trochę wyższy od niosących figurę pań, nagle biorę większość jej ciężaru na siebie. Aby temu sprostać, trzymam belkę obiema rękami, ale i tak sprawia mi to spory ból. Później, już w czasie drogi na lotnisko, wspomniany już pan Jacek będzie opowiadać o św. Rafce z Libanu, której kult propaguje w Polsce. Mniszka Rafka poprosiła Boga o cierpienia, bo wiedziała, że nie czując bólu Krzyża Chrystusa, nie da się wejść do Jego Królestwa…


Pisząc teraz to krótkie wspomnienie z pielgrzymki do Fatimy, wciąż czuję ciężar belki na moim lewym ramieniu…


Listy od Przyjaciół
 
Listy

Szanowni Państwo!

Życzę błogosławieństwa Bożego z okazji 25-lecia istnienia Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi. Serdecznie dziękuję Panu Prezesowi i całej Redakcji za modlitwę w mojej intencji. Jednocześnie pragnę podziękować za „Przymierze z Maryją”, które otrzymuję regularnie i czytam z wielkim zainteresowaniem. W miarę możliwości staram się wspierać dystrybucję tegoż pisma. Oczekuję go zawsze z wielką niecierpliwością.

Maria z Jarosławia

 

 

Szczęść Boże!

Jestem bardzo szczęśliwa, że prowadzicie takie akcje i kampanie, by coraz więcej ludzi znało i kochało Maryję z Guadalupe, naszą najukochańszą Mamę. W jej ramach pozwolę sobie wpisać imię swojej córki wraz z moim, ponieważ została zawierzona Matce Bożej z Guadalupe. 13 lat temu byłam w ciąży bardzo zagrożonej i według lekarzy nie miała szans na przeżycie. Mateńka z Guadalupe pomogła!

Kinga z Małopolski

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Pragnę serdecznie podziękować Panu za życzenia urodzinowe i za pamięć. Pozdrawiam wszystkich pracowników Stowarzyszenia i bardzo dziękuję za Wasz wkład w krzewienie prawd wiary, za otrzymywane od Was „Przymierze z Maryją”, które utwierdza mnie w wierze, za wszystkie przesyłki, a zwłaszcza za pakiet z obrazkiem „Maryjo, rozwiąż nasze węzły!”. Jestem przekonany, że Ona pomoże mi rozwiązać co najmniej większość z moich złych węzłów. Pragnę również podziękować za otrzymane materiały edukacyjne, które poszerzają moją wiedzę związaną z wiarą. Dziękuję także za otrzymywany magazyn „Polonia Christiana”, który czytam z wielką uwagą, często podkreślając to, co zwróciło moją uwagę i zainteresowanie. Pragnę wspierać finansowo Wasze i nasze Stowarzyszenie w miarę posiadanych przeze mnie środków. Zapewniam również całe Stowarzyszenie o swojej modlitwie w Waszej intencji, a także w intencji Apostołów Fatimy z ich rodzinami. Kończąc, pragnę złożyć na ręce Pana Prezesa i całej Redakcji moje pozdrowienia i podziękowania dla wszystkich pracowników Stowarzyszenia zaangażowanych w to zbożne dzieło. Niech Was Bóg i Matka Boża błogosławią i wspierają w każdy dzień.

Bronisław

 

 

Szanowni Państwo!

Wspieram wszystkie akcje Stowarzyszenia i dziękuję za wszelkie otrzymywane materiały, które pogłębiają moją wiarę, za wszystkie wizerunki Matki Bożej, z których w swoim sercu zrobiłam sobie „ołtarzyk”, do których modlę się na różańcu codziennie, za moje dzieci, wnuki i za męża alkoholika. Polecam swoje problemy Matce Najświętszej. Szczęść Boże!

Wiesława z Lubelskiego

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Pragnę podzielić się świadectwem… Koniec października 2020 roku. Leżę na łóżku. W pokoju panuje półmrok. Nie mogę zasnąć. Mój mąż jest chory i leży w drugim pokoju. Zamykam i otwieram oczy kilkukrotnie. Spoglądam w nogi łóżka i widzę stojącego młodzieńca (zakonnika) jakoś mi znajomego, który patrzy na mnie. Jego twarz robi wrażenie, jakby chciał mi coś powiedzieć. Ponownie zamknęłam oczy i otworzyłam z ciekawości, czy dalej będę go widzieć. Niestety, już go nie było. Znajoma postać nie dawała mi spokoju. Byłam jednak pewna, że to osoba święta. Na drugi dzień rano szukałam tej postaci w modlitewniku. I co się okazuje: to był święty Antoni z Padwy. Już wiele razy przychodził mi z pomocą w odnalezieniu zagubionych rzeczy. Widocznie chciał mi powiedzieć, że znów będę potrzebować jego pomocy. Od tej chwili postanowiłam obrać Go za swojego patrona. Za kilka dni znalazłam się w szpitalu w Kielcach na oddziale neurologicznym. I wtedy o pomoc poprosiłam właśnie św. Antoniego. Nie do wiary, że w tak trudnym czasie, drugiej fali pandemicznej, byłam znakomicie obsłużona przez lekarzy. Błyskawicznie miałam wykonane wszystkie badania okulistyczne, tomograf, rezonans magnetyczny. W szpitalu jednak nie zostałam. Wypisano mi zastrzyki. Dwa pierwsze otrzymałam już w szpitalu. Po przyjęciu całej serii opadnięta powieka wróciła do normy. Tak oto właśnie pomógł mi św. Antoni, za co dziękowałam mu modlitwą. Od tamtej pory we wszystkich trudnych sytuacjach zwracam się o pomoc do św. Antoniego – jest niezawodny. Dziękuję za Waszą akcję poświęconą temu świętemu!

Emilia

 

 

Szczęść Boże!

Uważam, że Wasza kampania „Matko Boża z Guadalupe, przymnóż nam wiary” jest, jak każde Wasze przedsięwzięcie, strzałem w „dziesiątkę”. Bardzo szlachetny cel, ponieważ bardzo dużo ludzi odchodzi od wiary w Boga, nie zdając sobie sprawy ze swojego postępowania. Może są zagubieni i trzeba ich ukierunkować w ich działaniu Być może jest im tak wygodnie, lecz obecna władza sprzyja odchodzeniu od Kościoła. Pamiętajmy bowiem o groźbie „opiłowywania katolików”

Wojciech z Buska-Zdroju


Szanowny Panie Prezesie!

Dziękuję za 137. numer „Przymierza z Maryją”. Zainteresował mnie szczególnie temat „Żal doskonały” ks. Bartłomieja Wajdy. Jest to temat ważny dla naszego zbawienia… Z okazji jubileuszu 25-lecia istnienia Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi życzę Panu Prezesowi i wszystkim pracownikom Stowarzyszenia dużo wytrwałości w działaniu. A nowe inicjatywy niech będą „drogą” otwierającą wiele ludzkich sumień. Z Panem Bogiem!

Maria z Zachodniopomorskiego

 

 

Szczęść Boże!

Bardzo kocham Matkę Bożą – pomogła mi rozwiązać tak wiele problemów. W rodzinie mojego syna Mateusza źle się działo, małżeństwo wisiało na włosku. Dzięki różańcowej modlitwie do Matki Bożej udało się uratować jego rodzinę. Syn Łukasz miał wypadek samochodowy, było z nim bardzo źle. Oboje z mężem codziennie odmawialiśmy Różaniec do Matki Bożej, a Ta wysłuchała naszych modlitw. W ramach tej pięknej kampanii „Maryjo, rozwiąż nasze węzły!” też możemy zwracać się do Maryi i tak wiele dla siebie wyprosić, nawet rzeczy, które wydają się niemożliwe.

Anna z Lubelskiego