Codziennie dojeżdżając tramwajem do pracy, mijam późnobarokowy kościół bonifratrów. Spod jego drzwi wejściowych schody opadają prosto na chodnik, a wysoka fasada góruje nad okolicą. Nie sposób go przeoczyć. Oczywiście za każdym razem, przejeżdżając przed nim tak w jedną, jak i w drugą stronę, czynię znak krzyża. Reakcją pasażerów jest na ogół obojętność, czasami zdziwienie, ale kilka razy zdarzyło się, że osoba siedząca twarzą do mnie, po chwili zadumy, też postanowiła się przeżegnać.
Z tej osobistej refleksji można wyciągnąć co najmniej dwa wnioski: pierwszy i bardzo przygnębiający to fakt, że niestety stary, polski zwyczaj żegnania się przed kościołem, kapliczką czy krzyżem przydrożnym już praktycznie zamarł. W autobusach, tramwajach i innych publicznych środkach transportu możemy zauważyć, że nawet wśród osób starszych robią to już w zasadzie nieliczni, a na moje pokolenie… lepiej spuścić zasłonę milczenia. Drugi kluczowy wniosek jest nieco bardziej optymistyczny i to on skłonił mnie do napisania tego tekstu: otóż, jak widać, nasz przykład ma sens. I dlatego warto go dawać.
Dlaczego powinniśmy się przeżegnać przed kościołem?
Nasze rozważania zacznijmy od zastanowienia się, skąd w ogóle się wziął ten piękny zwyczaj? Czy żegnanie się przed świątyniami i innymi obiektami sakralnymi jest obowiązkiem? Oczywiście nie, w takim znaczeniu, że nieuczynienie tego co do zasady nie jest grzechem (ale do tej kwestii jeszcze wrócimy). Takiego obowiązku nie nakładają na nas przykazania Boże ani kościelne, jest to więc praktyka dobrowolna. A jednak przez wieki całe pokolenia Polaków były uczone przez swoje matki i babcie, że przechodząc przed kościołem, koniecznie należy się przeżegnać. Dlaczego?
Przede wszystkim z szacunku dla Boga i świętości. Tak, ze zwyczajnego, ludzkiego szacunku wobec najbardziej cenionych w życiu wartości! Nieważne, czy chłop, czy szlachcic, czy – rzecz jasna – ksiądz, zakonnik lub biskup, w dawnej Polsce każdy prócz innowierców oddawał cześć miejscu poświęconemu Bogu tym prostym znakiem krzyża. Czyniliśmy to także – a może w szczególności! – w okresach niewoli, jak zabory, okupacja niemiecka czy czasy PRL-u. Zwyczaj, którego nie byli w stanie wykorzenić pruscy żandarmi ani milicyjne pałki, niestety nie wytrzymał konfrontacji z neoliberalizmem i laicyzacją płynącą z Zachodu. Tak jak jeszcze w latach 80., pod komunistyczną władzą, w autobusach czyniła znak krzyża przed kościołami spora część pasażerów, tak po ponad 30 latach „wolnej Polski” nie zostało z tego praktycznie nic.
Zwyczaj żegnania się przed świątyniami zawsze wyróżniał nas spośród sąsiednich narodów. Pomiędzy protestanckimi Niemcami i ich wyzuciem z wszelkiej duchowości oraz odarciem z symboliki a prawosławną Rusią z jej zupełnie odmiennymi tradycjami i sposobami wyrażania wiary, trwaliśmy w cywilizacji łacińskiej, którą łączyliśmy z unikalną, słowiańską wrażliwością. Zewnętrzne przejawy naszej wiary, takie jak uroczyste procesje Bożego Ciała, ale także zwyczajny, niemal mniszy w swej prostocie znak krzyża przed kościołem, były widocznym z daleka świadectwem – dowodem na przynależność do polskości i wiary ojców. Nikt nie chciał przecież być utożsamiany z Prusakiem lub Moskalem, nawet jeśli trwanie przy polskiej i katolickiej tożsamości oznaczało dla niego narażenie się na ciężkie represje.
Co innego dziś, kiedy zamożny Zachód mami nas i kusi swoją „luzacką” obojętnością na Boga…
Świadectwo wiary
Ale może to właśnie teraz, w takich warunkach, zwyczaj żegnania się przed kościołami, kapliczkami i krzyżami ma większe znaczenie niż kiedykolwiek? Nigdy przecież tak wielu ludzi nie odchodziło od Kościoła, nigdy w historii Polski tak wielu z nas nie przestawało praktykować wiary i żyć tak, jakby Bóg nie istniał. A więc z drugiej strony nigdy też jednym, prostym znakiem krzyża nie dawaliśmy świadectwa wiary tak wielu wątpiącym i porzucającym wiarę! Praktycznie w każdym tramwaju i autobusie podróżujemy wspólnie z takimi osobami. W tej sytuacji nasze świadectwo wiary będzie wielkim aktem chrześcijańskiego miłosierdzia względem nich: przypomnienia im o Bogu, który ich kocha, a o którym zapomnieli!
Jednocześnie jest to dziś też pewien akt odwagi. Kiedyś, żegnając się gremialnie, utwierdzaliśmy się nawzajem w wierze. Teraz, czyniąc to jako jedyna osoba w miejscu publicznym, poddajemy naszą wiarę próbie. Jednak Pan Jezus powiedział nam jasno: Kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed Moim Ojcem, który jest w Niebie (Mt 10,33). Wracając do poprzedniej myśli zawartej w tym artykule, choć żegnanie się przed kościołami nie jest obowiązkiem wynikającym z przykazań czy nakazów, to nierobienie tego z powodu strachu przed byciem wyśmianym przez kolegów może i powinno być uznane za słabość i w pewnym sensie zaparcie się wiary. Uczynienie znaku krzyża przed miejscem poświęconym Bogu jest publicznym wyrazem naszego przyznania się do Jezusa. W obecnych czasach staje się to już nie tylko zwyczajem, ale w coraz większym stopniu formą Nowej Ewangelizacji. Tym bardziej jest potrzebny i powinien być praktykowany zwłaszcza przez młodych.
Oczywiście, we wszystkim należy zachować umiar. Jeśli na przykład jedziemy w daleką trasę, a wiadomo, że w naszym polskim krajobrazie mijamy jakiś kościół co kilka, kilkanaście kilometrów, dość nieporęczne byłoby żegnanie się przed każdym z nich. Dlatego w takim wypadku wystarczy zrobić to raz, przed pierwszym napotkanym na naszej drodze. Również w zabytkowym centrum Krakowa, gdzie świątynię mijamy na co drugiej ulicy, można ograniczyć się do jednej wybranej. Chrześcijańska roztropność zobowiązuje nas też do tego, aby swoje zewnętrzne gesty wiary wyrażać w sposób rozsądny, nie narażając się na śmieszność. Jeśli ktoś w tramwaju poza przeżegnaniem się przed kościołem zacząłby po trzykroć kłaniać się i śpiewać suplikację Święty Boże, byłaby to oczywiście spora przesada i raczej nikogo obojętnego na Bożą miłość takie świadectwo by nie przekonało.
Czy ten zwyczaj można jeszcze ożywić?
W czasie pisania tego artykułu przejrzałem mnóstwo wątków na katolickich forach internetowych, gdzie wielu ludzi z pewną dezorientacją pytało, czy należy żegnać się przed kościołami. Oznacza to, że zwyczaj ten gdzieś jeszcze się tli i jest jakaś nadzieja, by go przywrócić. Straszne były natomiast niektóre odpowiedzi, w których żegnanie się przed kościołami nazywano „faryzeizmem” (słowo-wytrych na wszystko), obnoszeniem się z wiarą, a nawet głupotą i niedorzecznością.
To dobrze pokazuje, jak głęboko nawet w umysłach praktykujących katolików zakorzeniło się myślenie liberalne, nowoczesne „wartości” i przekonanie, że religia jest sprawą prywatną, o której lepiej nie mówić publicznie. By udowodnić, że tak być nie musi, przytoczę pewien przykład. W ubiegłym roku reżim Łukaszenki wypuścił z aresztu trzy działaczki mniejszości polskiej na Białorusi. Kobiety natychmiast wyjechały do Polski, gdzie otrzymały azyl polityczny. W wywiadzie dla polskich mediów udzielonym zaraz po dotarciu do Warszawy jedna z nich powiedziała: My naprawdę jesteśmy Polakami, my nawet dzieci uczymy, że trzeba zdjąć czapkę i przeżegnać się przed kapliczką, chociaż już nawet w Polsce dzisiaj się tego nie uczy! I to jest jednocześnie najpiękniejsza, jak i najsmutniejsza wypowiedź na ten temat, którą słyszałem. Polacy na Kresach, odłączeni od kraju, praktykują stare zwyczaje, które we współczesnej Polsce uległy zapomnieniu, zmyte przez globalizację i nijakość.
Niech słowa tej Polki będą dla nas powodem do dumy i… wstydu. Dumy z tego, że rodacy na wschodzie pomimo szykan nadal dają świadectwo przynależności do naszej wiary i narodu, czyniąc znak krzyża przed kościołami i kapliczkami. A wstydu z tego powodu, że my, nie musząc się obawiać praktycznie niczego, porzucamy tak piękne zwyczaje, łączące pokolenia.
Ile we współczesnej Polsce domów, gdzie kruszynę chleba podnosi się z ziemi przez uszanowanie dla darów Nieba, znalazłby Norwid?
– Pewnego razu otrzymałam zaproszenie do Apostolatu Fatimy i odpowiedziałam, że oczywiście chcę należeć. W Apostolacie cenię sobie zwłaszcza wspólnotę i modlitwę, bo to pomaga w życiu – mówi pani Brygida Sosna z parafii Matki Bożej Królowej Pokoju w Tarnowskich Górach.
Pani Brygida pochodzi z leżących w województwie śląskim Koszwic, a została ochrzczona w kościele pw. św. Jadwigi w Łagiewnikach Małych. – Moja wiara jest zasługą wszystkich moich bliskich: dziadków i rodziców. Jestem osobą bardzo wierzącą oraz praktykującą i wiele rzeczy już wymodliłam – opowiada.
Wysłuchane modlitwy
Kilka lat temu pani Brygida poważnie zachorowała. Pełna obaw udała się do specjalisty, który skierował ją na operację. – Bardzo się bałam, ale modliłam się cały czas i prosiłam Matkę Bożą o opiekę. Odmawiałam przede wszystkim Różaniec i modliłam się do Pana Jezusa. Operacja się udała – wspomina.
Jako przykład wymodlonej łaski podaje też operację serca swojego męża: – Wszystko poszło dobrze, choć były powikłania, ale Pan Bóg i Maryja wysłuchali moich modlitw.
Zaczęło się od Różańca świętego
Pani Brygida zaczęła wspierać Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi wiele lat temu: – Kiedyś prenumerowałam „Gościa Niedzielnego” i tam znalazłam informację, że można zamówić różaniec papieski, i to zrobiłam. Od tego momentu otrzymuję „Przymierze z Maryją” i wpłacam datki. Niektóre artykuły z „Przymierza z Maryją” – np. o tym, jak są celebrowane Święta Bożego Narodzenia w różnych krajach czy skąd się wzięła choinka – wykorzystywałam w szkole, na lekcjach wychowawczych.
Po pewnym czasie pani Brygida dostała też zaproszenie do Apostolatu Fatimy, na które pozytywnie odpowiedziała. Od tego czasu otrzymuje również czasopismo „Apostoł Fatimy” oraz magazyn „Polonia Christiana”, które czyta także jej małżonek, pan Andrzej.
Pielgrzymka do sanktuarium w Fatimie
W końcu nadszedł też dzień, gdy pani Brygida dowiedziała się, że wylosowała udział w pielgrzymce Apostolatu do Sanktuarium Fatimskiej Pani w Portugalii…
– Gdy dostałam telefon, że wylosowałam pielgrzymkę do Fatimy, byłam bardzo zaskoczona. Raz już byliśmy z mężem w Fatimie. To był taki objazd po Portugalii. Dla mnie, nauczyciela geografii w szkole średniej jest to bardzo interesujący kraj, który darzę sympatią i zawsze chciałam tam pojechać.
– Na pielgrzymce Apostolatu wszystko było wspaniale zorganizowane, zawsze na czas, a ponadto nasza grupa była zdyscyplinowana: nikt się nie spóźniał, nie zgubił, wszystko było perfekt. Zachwyciło mnie to, co zwiedzaliśmy: bazylika Matki Bożej Różańcowej, bazylika Trójcy Przenajświętszej, kaplica Chrystusa Króla, procesja ze świecami, Kaplica Objawień oraz Droga Krzyżowa, i za to bardzo dziękuję.
– Zawsze byłam osobą towarzyską, a na pielgrzymce mogłam poznać i porozmawiać z innymi uczestnikami pielgrzymki. Najbliżej poznałam państwa Bożenę i Stanisława z Cieszyna oraz panią Krystynę ze Starego Sącza.
Przysłuchujący się naszej rozmowie mąż pani Brygidy, który towarzyszył jej podczas pielgrzymki, podzielił się także swoją opinią: – Obawiałem się tego wyjazdu, bo ja też jestem po operacji. Jednak sił nie zabrakło i poradziliśmy sobie. Chcę podkreślić życzliwość pracowników Stowarzyszenia, którzy z nami byli. W wyjeździe do Fatimy najbardziej – oprócz zabytków i wycieczek – podobały nam się aspekty religijne: Droga Krzyżowa, Msze Święte, procesje, wspólny Różaniec.
A pani Brygida dodaje: – Po powrocie z Fatimy mój mąż poszedł na pieszą pielgrzymkę do Sanktuarium Matki Bożej Sprawiedliwości i Miłości Społecznej w Piekarach Śląskich. W jedną stronę idzie się 14 km i małżonek, po tak ciężkiej operacji, przeszedł ten dystans w obie strony. Uważam, że to jest zasługa Matki Bożej Fatimskiej, że to Ona mu pozwoliła i nie wrócił taki zmęczony.
Pani Brygidzie dziękujemy za wspieranie Stowarzyszenia, za miłe słowa pod adresem naszych pracowników i życzymy jeszcze wielu łask Bożych otrzymanych za pośrednictwem Najświętszej Maryi Panny.
oprac. Janusz Komenda
Szczęść Boże!
Pragnę podziękować za przesłanie pięknego prezentu na okazję Chrztu Świętego. Zależało mi, aby podarunek podkreślał katolicki wymiar przyjęcia tego sakramentu. Bardzo doceniam Państwa akcje oraz ciekawe artykuły religijne, patriotyczne i historyczne, odwołujące się również do pięknego okresu w historii, jakim było Średniowiecze.
Mariusz
Szczęść Boże!
Z całego serca dziękuję za list i bardzo ciekawy folder o św. Ojcu Pio, obrazek z relikwią, a także za poświęcony różaniec na palec. Cieszę się niezmiernie. Dziękuję za otrzymane dary, a szczególnie za ciepłe i mądre słowa, przenikające do głębi mojej duszy. Jestem bardzo wdzięczna za ten kontakt. Jednocześnie przepraszam za moje dłuższe milczenie. Miałam wiele problemów, kłopotów rodzinnych, a przede wszystkim trudności z poruszaniem się. Mieszkam 7 kilometrów od najbliższej poczty. Nie jest łatwo skończyłam 81 lat. Liczy się każda pomoc w dowiezieniu do kościoła, lekarza itd. Ale… nie chcę narzekać! Mam przecież za co dziękować Panu Bogu i Matce Najświętszej. Gorąco Was pozdrawiam i dziękuję za pamięć.
Teresa z Mazowieckiego
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Serdecznie dziękuję za „Przymierze z Maryją”, które dostałam leżąc w szpitalu i walcząc o życie i to w same święta wielkanocne! To była trudna i niebezpieczna operacja. Rozległa przepuklina pępkowa, leżałam w tym szpitalu prawie trzy tygodnie, żywiona wyłącznie kroplówką podtrzymującą funkcje życiowe. Przez ten czas, mimo ostrego bólu, nie rozstawałam się z różańcem. Cały czas, gdy tylko otworzyłam oczy, modliłam się do Matki Najświętszej o ocalenie. Tak bardzo chciałam żyć! Teraz jestem po pobycie w szpitalu, dzieci się mną opiekują, bo sama niewiele mogę. Jestem ogromnie wdzięczna za wszystkie książeczki, które tak wiele dobrego wniosły do mojego życia. Najbardziej zaś za to, że istnieje taka organizacja, jak Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi. Bez Waszego Stowarzyszenia nie doświadczyłabym tego, czego teraz mam okazję doświadczyć. Dziękuję serdecznie, że jesteście i działacie tak prężnie!
Janina z Lubelskiego
Szczęść Boże!
Na początku bardzo serdecznie dziękuję za Waszą przesyłkę. Broszurę czytam z wielką radością, bo są to bardzo ciekawe wiadomości, nad którymi można się zastanowić. Pyta Pan, co dla mnie jest ważne w tym „Przymierzu z Maryją”? Dla mnie wszystko jest ważne, a ludzie powinni czytać to pismo i zastanowić się nad sobą. Przede wszystkim podziwiam tych, którzy prowadzą to wielkie dzieło, że są tak zaangażowani i wychodzą z pismem do ludzi. Trzeba dbać o to, aby wiara nie wygasła. Starsi ludzie na pewno chętnie, podobnie jak ja, czytają „Przymierze…”. Ja wiary nie straciłam. W tym roku kończę 88 lat, też nie mam wiele siły i zdrowia, ale dziękuję Panu Bogu za wszystko. Nie jestem sama, mieszkam z dziećmi, mam malutką prawnusię – ma 14 miesięcy. Jest bardzo kochana, taki śmieszek, aniołeczek. Pozdrawiam wszystkich Przyjaciół „Przymierza z Maryją”, nadal będę się za Was modlić i proszę o modlitwę. Pozostańcie z Panem Bogiem, Panem Jezusem Chrystusem i Maryją Matką naszą na wieki.
Helena ze Strzegomia
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Utrzymuję z Państwem kontakt od wielu lat i uważam, że otrzymane materiały dotyczące św. Antoniego są jednymi z najlepszych – są najciekawsze z dotychczas przesłanych. Jest to bardzo ważny święty w moim życiu, mój patron (podczas chrztu św. w 1941 roku, w bardzo ciężkich czasach, dostałem na drugie imię Antoni). Często się do niego modlę i moje prośby są wysłuchiwane.
Wiesław z Warszawy
Szanowny Panie Prezesie!
Każdy Pana list czytam z wielkim zainteresowaniem, bo jest jakby zwierciadłem naszego życia, aktualności, ducha Maryjnego, niestety też smutnej sytuacji tzn. „rządów” obecnych! Obserwuję to wszystko. Dlatego pragniemy zwracać się do naszej Matki Bożej Rozwiązującej Węzły o rozwiązanie węzłów naszych własnych, naszych bliźnich i naszej Ojczyzny. Panie Prezesie, dziękuję za wszystkie prezenty. Na kartce powierzyłam węzły przed cudowny obraz Maryi w Augsburgu z moją obecnością duchową 15 sierpnia. Obrazek oprawiłam w pracowni w piękną ramkę.
Jolanta
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Bardzo się cieszę, że należę do Apostolatu Fatimy i bardzo jestem wdzięczna za przesyłanie mi „Przymierza z Maryją” oraz wszystkie dotychczas otrzymane przesyłki. W obecnym czasie dotyka nas niepewność o jutro, czy zdołamy ocalić siebie w trudnej sytuacji życiowej, w jakiej przyszło nam żyć. Niekończąca się wojna na Ukrainie i Bliskim Wschodzie, susza, głód, pożary, brak perspektyw na spokojne i szczęśliwe życie. Walka człowieka z Bogiem, Kościołem i Krzyżem. A to często doprowadza osoby starsze i młodych ludzi do depresji, a w ostateczności do samobójstwa. Często młodzi ludzie nie posiadają dobrych wzorców, opartych na głębokiej wierze i decydują się, niestety, nawet na ten drastyczny krok. Niech Matka Najświętsza otacza nas na co dzień płaszczem dobroci i miłości. O to proszę codziennie w modlitwie za siebie, rodzinę, kraj i Apostolat Fatimy. Pozdrawiam Was, Kochani, ciepło i serdecznie.
Alina z Gliwic
Szczęść Boże!
Bardzo dziękuję za przesłanie mi pakietu poświęconego Matce Bożej Rozwiązującej Węzły, w tym Jej przepięknego wizerunku. Z tego powodu jest mi ogromnie miło. Tak w ogóle bardzo sobie cenię Państwa działalność, w tym przesyłane do mnie piękne sakramentalia. Jest mi szczególnie miło, że pamiętacie Państwo o corocznym Maryjnym kalendarzu. Każdego roku z niego korzystam i sprawia mi to ogromną radość. Życzę Państwu samych dobrych dzieł, pomysłów i wytrwałości w pracy na rzecz Dobra. Bóg zapłać!
Z wyrazami poważania i szacunku
Stała Czytelniczka