Problemy
 
Katolik wobec wojny
Marcin Więckowski

24 lutego 2022 roku nasz świat zmienił się radykalnie. Przez kilkadziesiąt lat żyliśmy w przekonaniu, że wojna w naszej części świata zdarzyć się już nie może. Słyszeliśmy o konfliktach na Bliskim Wschodzie czy w Afryce, ale Europa wydawała się nam miejscem wolnym od takiego zagrożenia, zaś agresja jednego państwa na drugie reliktem historii. Wojna za miedzą brutalnie wybudziła nas z tego letargu. Wojny wciąż istnieją i będą istnieć aż do końca ludzkości. Jaką więc postawę powinien zająć katolik wobec tego problemu?

 

Każda wojna oznacza śmierć wielu ludzi. Jest to najstarsza i nigdy niedezaktualizująca się prawda o świecie. Nieważne, jakimi narzędziami jest toczona wojna, zawsze giną w niej ludzie. Przez ostatnie dwa tysiące lat w setkach wojen uczestniczyły również państwa chrześcijańskie. Tymczasem jedno z przykazań Bożych, najważniejszego prawa obowiązującego wszystkich chrześcijan, a konkretnie piąte, w najpopularniejszym polskim przekładzie mówi: Nie zabijaj. Jak się odnaleźć w tej pozornej sprzeczności?


Tutaj poczynić należy bardzo ważną uwagę. W wielu językach świata, także w naszym, istnieje rozróżnienie pomiędzy zabiciem a zamordowaniem. Zabija się w walce, gdzie obie strony, przynajmniej teoretycznie, mają szansę na obronę, albo przez przypadek, np. na skutek wypadku. Morduje się z premedytacją, czyli z zamiarem odebrania życia i z niskich pobudek. W oryginale hebrajskim słowa Boga przekazane przez Mojżesza Lo tircach oznaczają precyzyjnie nie morduj, a nie nie zabijaj. A zatem Dekalog nie zakazuje katolikowi uczestniczenia w konfliktach zbrojnych i odbierania życia żołnierzom przeciwnika w uczciwej walce.


Oczywiście rozumienie „uczciwej walki” zmieniało się wraz z epoką. W średniowieczu nie do pomyślenia było atakowanie z zaskoczenia, a strony umawiały się na bitwę w określonym miejscu i czasie. Tamta epoka jest już jednak dawno za nami, a współczesne konflikty na przekór naszemu przekonaniu o „oświeceniu” i „moralnym wzroście” ludzkości coraz bardziej się barbaryzują i nie powstrzymują tego kolejne traktaty ani trybunały karne. Do pierwszej połowy XX wieku w wojnach ginęli przede wszystkim żołnierze. Od czasów II wojny światowej większość ich ofiar to bezbronni cywile. A świat bez Boga miał być – w założeniu ateuszy – taki piękny…

BRONIĆ SIĘ CZY NIE?

Piotr Apostoł, próbując bronić Jezusa w dniu pojmania, usłyszał: Schowaj miecz swój do pochwy, bo wszyscy, którzy za miecz chwytają, od miecza giną (Mt 26,51). Jednakże zaraz po tym Zbawiciel dodał: Czy myślisz, że nie mógłbym poprosić Ojca mojego, a zaraz wystawiłby Mi więcej niż dwanaście zastępów aniołów? Jakże więc spełnią się Pisma, że tak się stać musi? (Mt 26,53–54). Ofiara Pana Jezusa musiała się dokonać, aby dokonało się nasze Zbawienie. Dlatego Piotr, choć działał w dobrej wierze, nie mógł po ludzku uratować swojego Mistrza. Był to przypadek szczególny, jedyny taki w całej historii świata. Nie można go stosować do wszystkich sytuacji użycia siły wobec napastnika, jak to czynią np. niektóre wspólnoty protestanckie, zakazujące noszenia broni. Jest to całkowite wypaczenie sensu słów Chrystusa i świadczy o zupełnym niezrozumieniu historii naszego Odkupienia.

Nigdy w swoich dziejach Kościół nie zabraniał swoim wiernym obrony. Św. Tomasz z Akwinu pisał: Z samoobrony może wyniknąć dwojaki skutek: zachowanie własnego życia oraz zabójstwo napastnika. Pierwszy zamierzony, a drugi niezamierzony. Oczywiste jest wszakże dla każdego, kto kiedykolwiek brał udział w prawdziwej walce na froncie, że nie da się jej skuteczne prowadzić w taki sposób, aby nie zadawać śmierci. W sytuacji zagrożenia własnego życia strzela się po to, aby zabić ­przeciwnika. Jednak żołnierz nie przychodzi na pole bitwy z zamiarem odebrania życia konkretnemu człowiekowi, a zabijanie nie jest zasadniczym celem jego tam obecności. Ma on przede wszystkim wykonać zadanie powierzone mu przez dowódców, a śmierć nieprzyjaciół jest efektem ubocznym tego działania. A zatem przesłanka niezamierzonego skutku jest tutaj spełniona.

Katechizm Kościoła Katolickiego mówi wyraźnie, znów powołując się na świętego: Miłość samego siebie pozostaje podstawową zasadą moralności. Jest zatem uprawnione domaganie się przestrzegania własnego prawa do życia. Kto broni swojego życia, nie jest winny zabójstwa, nawet jeśli jest zmuszony zadać swemu napastnikowi śmiertelny cios. Jeśli ktoś w obronie własnego życia używa większej siły, niż potrzeba, będzie to niegodziwe. Dozwolona jest natomiast samoobrona, w której ktoś w sposób umiarkowany odpiera przemoc. Nie jest natomiast konieczne do zbawienia, by ktoś celem uniknięcia śmierci napastnika zaniechał czynności potrzebnej do należnej samoobrony, gdyż „człowiek powinien bardziej troszczyć się o własne życie niż o życie cudze” (św. Tomasz z Akwinu) (KKK 2264). Co więcej: Uprawniona obrona może być nie tylko prawem, ale poważnym obowiązkiem tego, kto jest odpowiedzialny za życie drugiej osoby. Obrona dobra wspólnego wymaga, aby niesprawiedliwy napastnik został pozbawiony możliwości wyrządzania szkody. Z tej racji prawowita władza ma obowiązek uciec się nawet do broni, aby odeprzeć napadających na wspólnotę cywilną powierzoną jej odpowiedzialności (KKK 2265). Władze publiczne mają w tym przypadku prawo i obowiązek nałożyć na obywateli zobowiązania konieczne dla obrony narodowej. Ci, którzy poświęcają się sprawie ojczyzny, służąc w wojsku, są sługami bezpieczeństwa i wolności narodów. Jeżeli wywiązują się należycie ze swojego zadania, prawdziwie przyczyniają się do dobra wspólnego narodu i utrwalenia pokoju (KKK 2310).

WOJNA SPRAWIEDLIWA, CZYLI JAKA?

To oczywiste, że wojnę samą w sobie należy zakwalifikować jako zło. Odbiera przecież ludziom życie w sposób nagły, kiedy mogą nie być przygotowani na odejście w jedności z Bogiem. Wojna zawsze jest okazją i wielką pokusą do czynienia zła, zwiększa anarchię, ogranicza możliwości działania organów zajmujących się strzeżeniem porządku. Niszczy dorobek ludzkiego życia, zabytki kultury i dziedzictwo materialne budowane przez pokolenia. Dlatego w Suplikacji Święty Boże… śpiewamy: Od powietrza, głodu, ognia i wojny wybaw nas Panie!, a Kościół naucza w Katechizmie: Z powodu zła i niesprawiedliwości, jakie pociąga za sobą wszelka wojna, Kościół usilnie wzywa wszystkich do modlitwy i działania, by dobroć Boża uwolniła nas od odwiecznego zniewolenia przez wojnę (KKK 2307).

Ale co czynić, kiedy napastnik przychodzi do naszego domu? Pozwolić mu się ograbić i ryzykować życiem swoim oraz rodziny? Logiczne rozumowanie prowadzi nas do wniosku, że przecież w takim wypadku bandyta może poczynić większe szkody, niż kiedy odpędzimy go strzałami z broni, nawet zadając mu przy tym ranę lub śmierć. Odnosi się to nie tylko do wymiaru indywidualnego czy rodzinnego, ale także narodowego. Takim też rozumowaniem kierowali się pierwsi chrześcijanie, wstępując w szeregi legionów, kiedy Rzym był zagrożony przez barbarzyńców. I tak narodziła się koncepcja wojny sprawiedliwej.

Najprościej tłumacząc, wojna sprawiedliwa to taka, która zapobiega większemu złu niż to, jakie dokonuje się przez nią samą. Katechizm wyjaśnia to w sposób bardziej szczegółowy: Należy ściśle wziąć pod uwagę dokładne warunki usprawiedliwiające uprawnioną obronę z użyciem siły militarnej. Powaga takiej decyzji jest podporządkowana ścisłym warunkom uprawnienia moralnego. Potrzeba jednocześnie w tym przypadku:

• aby szkoda wyrządzana przez napastnika narodowi lub wspólnocie narodów była długotrwała, poważna i niezaprzeczalna;

• aby wszystkie pozostałe środki zmierzające do położenia jej kresu okazały się nierealne lub nieskuteczne;

• aby były uzasadnione warunki powodzenia;

• aby użycie broni nie pociągnęło za sobą jeszcze poważniejszego zła i zamętu niż zło, które należy usunąć. W ocenie tego warunku należy uwzględnić potęgę współczesnych środków niszczenia.

Są to elementy tradycyjnie wymieniane w teorii tzw. wojny sprawiedliwej. Ocena warunków uprawnienia moralnego należy do roztropnego osądu tych, którzy ponoszą odpowiedzialność za dobro wspólne (KKK 2309).

Klasycznym przykładem wojny sprawiedliwej jest oczywiście walka w obronie własnego kraju przeciwko zewnętrznemu agresorowi. W tej sytuacji jako Polacy znajdowaliśmy się wielokrotnie, np. w 1920 roku i 1939 roku, taką samą wojnę toczą dziś Ukraińcy. Ale czy tylko wojna obronna może być sprawiedliwa? Czy np. wiedząc o ludobójstwie dokonywanym w sąsiednim kraju, nie mamy prawa rozpocząć interwencji zbrojnej, aby je powstrzymać? Oczywiście mamy i będzie to również wojna sprawiedliwa, mimo że w tej sytuacji bylibyśmy stroną atakującą. Tak należy traktować także krucjaty organizowane w celu powstrzymania profanacji miejsc świętych i prześladowania chrześcijan przez muzułmanów.

Co więcej, w niektórych przypadkach nawet wystąpienie przeciwko własnemu krajowi może być uznane za wojnę sprawiedliwą! Takim wydarzeniem była np. meksykańska Cristiada. Kiedy w latach 20. poprzedniego stulecia lewicowy rząd w imię „republikańskich wartości” zakazał używania dzwonów kościelnych, organizowania procesji, publicznego noszenia stroju kapłańskiego i jakichkolwiek praktyk religijnych poza świątyniami, katolicy zbuntowali się, najpierw wyczerpując wszelkie możliwe pokojowe środki rozwiązania konfliktu (jak petycje, protesty, strajki itd.). Kiedy jednak okazało się to bezskuteczne, a władza nasiliła represje, rozpoczęli zbrojne powstanie, postępując zgodnie z Dekalogiem i nauczaniem Kościoła.

W opozycji do wojny sprawiedliwej pozostaje wojna niesprawiedliwa. Należą do niej wojny napastnicze, toczone w celu rozwiązywania siłą problemów politycznych i gospodarczych, napadanie na słabsze państwa niestwarzające zagrożenia dla własnego kraju czy tłumienie słusznych aspiracji niepodległościowych podbitych narodów. Obecnie za naszą wschodnią granicą nie mamy do czynienia z niczym innym, jak z wojną sprawiedliwą toczoną przez Ukraińców i wojną niesprawiedliwą rozpętaną przez putinowską Rosję.
Na koniec warto poczynić jeszcze uwagę, że współczesnym elementem wojny sprawiedliwej jest prawo konfliktów zbrojnych, z konwencjami genewskimi na czele (nie przez przypadek zresztą pomysł na nie narodził się w państwach chrześcijańskich). Chyba każdy katolik intuicyjnie zgodzi się z tym, że regulacje takie, jak zakaz mordowania jeńców, rannych żołnierzy wroga i bezbronnej ludności cywilnej czy nietykalność personelu medycznego są jak najbardziej zgodne z chrześcijańską moralnością i koncepcją wojny sprawiedliwej. A na ile są dziś przestrzegane, to już kwestia tego, w jakim stopniu współczesny świat pozostał chrześcijański.

CO ROBIĆ?

Żaden katolik nie może dążyć do wojny z niskich pobudek, zdając sobie sprawę z wyrządzanego przez nią zła. Ale brak gotowości do podjęcia walki i powszechne rozbrojenie możne spowodować, że nie będziemy w stanie dać odporu agresorowi i pozwolimy mu na popełnienie znacznie większego zła. Człowiek jest skażony grzechem pierworodnym, więc musimy być stale czujni i gotowi do odparcia zagrożeń powodowanych przez cudzy grzech. Każdy zdrowy, dojrzały mężczyzna jest zobowiązany do obrony wspólnego dobra, jakim jest ojczyzna, do tego, by po rycersku chronić słabszych, kobiety i dzieci, w razie konieczności nawet własnym życiem. Jeśli państwo nie zapewnia mu odpowiedniego przygotowania w formie obowiązkowej służby wojskowej, to ma wiele innych możliwości uzyskania choć części potrzebnej wiedzy i umiejętności choćby w organizacjach proobronnych czy na strzelnicach. Świętym powołaniem i godnością kobiety jest zaś przekazanie życia przyszłym rekrutom, żeby kiedyś mogli stanąć również w jej obronie.
Si vis pacem, para bellum – Jeśli chcesz pokoju, szykuj się do wojny, jak mawiali starożytni Rzymianie. Nic się od ich czasów nie zmieniło.



NAJNOWSZE WYDANIE:
Chrystus Zmartwychwstał! Dla Ciebie i dla mnie
Wielki Post, Wielki Tydzień, Wielka Noc… Ten numer naszego pisma obejmuje czasowo jakże wielkie wydarzenia. Zatem pragniemy w temacie głównym odpowiedzieć na pytanie, dlaczego Męka, Śmierć i Zmartwychwstanie naszego Pana są Jego najwspanialszymi dla nas darami i dlaczego były niezbędne, byśmy mogli zbawić nasze dusze.

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
Wiarę wyniosłem z domu rodzinnego

Dzisiaj prezentujemy Państwu sylwetkę pana Zdzisława Czajki, który wspiera Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi od 2004 roku, a od 2008 roku należy do Apostolatu Fatimy. W listopadzie ubiegłego roku wziął udział w pielgrzymce Apostolatu do Sanktuarium Matki Bożej w Fatimie. Oto co nam o sobie opowiedział…

 

– Urodziłem się w Leżajsku na Podkarpaciu, a ochrzczony zostałem przez ks. Józefa Węgłowskiego w parafii pw. św. Józefa w Tarnawcu koło Leżajska. Potem wyjechałem z rodzicami, Władysławem i Reginą, na Opolszczyznę. Zamieszkaliśmy w Myszowicach, a należeliśmy do parafii pw. Świętej Trójcy w Korfantowie. W dzieciństwie byłem ministrantem i służyłem do Mszy Świętej w małej kapliczce w Myszowicach.


Zaangażowanie w życie Kościoła


– Po zawarciu małżeństwa przeprowadziłem się do swojej obecnej parafii pw. św. Marcina Biskupa w Jasienicy Dolnej, choć uczęszczam do kościoła filialnego pw. św. Mateusza w Mańkowicach. Przez kilka lat należałem wraz z żoną do Żywego Różańca, który teraz już niestety u nas nie istnieje. Poza tym przez 12 lat śpiewałem w chórze parafialnym.


– Kiedyś dostałem od mojego kolegi album poświęcony położonemu niedaleko od Mańkowic Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej na Szwedzkiej Górce. Nazwa Szwedzka Górka jest związana w obecnością na tych terenach w czasie wojny trzydziestoletniej wojsk szwedzkich. W czasach PRL-u jeździłem tam na coroczną Mszę Świętą z okazji tzw. dnia ludowego.

Obecnie w drugi dzień Zielonych Świątek odbywa się tam Zjazd Rolników.


– Od kilku lat sympatyzuję z Trzecim Zakonem ojców franciszkanów w Nysie. Do tej pory nie złożyłem przyrzeczeń, ale jeżdżę tam co jakiś czas na Msze Święte. W każdą ostatnią niedzielę miesiąca jest tam odprawiana Msza Święta w intencji powołań do Trzeciego Zakonu świeckich franciszkanów.


Duchowni w rodzinie


– Brat mojego ojca, Jan Czajka, i jego stryj, Wawrzyniec Czajka, byli księżmi. Miło wspominam zwłaszcza ks. Jana, który przez 42 lata, jako proboszcz i kanonik, posługiwał w parafii Świętych Piotra i Pawła w Zagorzycach Dolnych koło Sędziszowa w Małopolsce.


– Moja siostra stryjeczna Lucyna Czajka – siostra Katarzyna – jest zakonnicą w Zgromadzeniu Córek Bożej Miłości. Obecnie pracuje jako nauczycielka w przedszkolu prowadzonym przez swoje zgromadzenie w Wilkowicach koło Bielska-Białej.


Wspieranie Stowarzyszenia


– Dwadzieścia lat temu, wracając z pracy, znalazłem przed wejściem do mieszkania ulotkę informującą o możliwości wspierania Stowarzyszenia i tak się to zaczęło. Od 2005 roku zgromadziłem wszystkie kalendarze „365 dni z Maryją” i mam prawie 100% wydań „Przymierza z Maryją”, nie mówiąc o innych dewocjonaliach, które otrzymałem: figurce Matki Bożej Fatimskiej czy różańcach, zwłaszcza tym wydanym na 100-lecie Objawień Fatimskich.


Pielgrzymka do Fatimy


– Na 20-lecie swojego wspierania Stowarzyszenia zostałem wylosowany na pielgrzymkę do Fatimy. Byłem z tego powodu bardzo szczęśliwy. W Fatimie podobały mi się szczególnie: plac przed bazyliką, droga krzyżowa, domy, w których mieszkały dzieci fatimskie oraz zamki, kościoły i klasztor templariuszy w Tomar. Miło wspominam również to, że podczas pielgrzymki moja żona wylosowała figurkę Matki Bożej Fatimskiej, która była nagrodą za zakupy zrobione w jednym ze sklepów.

– Bardzo dziękuję za pielgrzymkę i pozdrawiam szczególnie całą naszą grupę oraz panią przewodnik, która opiekowała się nami i przekazała nam bardzo dużo wiadomości.


Oprac. JK

 


Listy od Przyjaciół
 
Listy

Szanowna Redakcjo!

Dziękuję serdecznie za przesłany kalendarz i egzemplarze „Przymierza z Maryją”. Czytam je z ochotą i uwagą „od deski do deski”. Artykuły są wartościowe i ciekawe. Życzę dalszej owocnej pracy w tym zakresie. Wasze kalendarze są przepiękne, wspieram datkiem akcję ich rozprowadzania. Życzę wytrwałości w działalności Stowarzyszenia, wspierając ją na ile mogę niemal od początku powstania organizacji, a mam już prawie 90 lat. Niech Boża Opatrzność czuwa nad Wami.

Stanisława ze Śląskiego

 

 Szczęść Boże!

Dziękuję za prowadzenie tak pięknych i potrzebnych akcji katolickich. W miarę moich możliwości wspieram Was w tym pięknym dziele materialnie i duchowo. Życzę Wam, abyście kontynuowali to dzieło jak najdłużej i niech Was Matka Boża Fatimska ma w Swojej opiece i pomaga Wam w tych trudnych dla naszego kraju czasach. Szczęść Wam Boże!

Tadeusz z Małopolski

 

 Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Bardzo dziękuję za przesłane pozdrowienia, upominki oraz pozostałe materiały. Ogromnie ucieszyła mnie informacja, że Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi oraz Apostolat Fatimy rozpoczęły kampanię mającą na celu ożywienie kultu św. Antoniego z Padwy. Był on bowiem ukochanym świętym mojej prababci, babci i mamy. Z czasem stał się bardzo bliski i mojemu sercu. Ale nie zawsze tak było. Był taki czas w moim życiu, gdy jako nastolatka miałam do niego wiele żalu. Szczególnie wówczas, gdy widziałam moją ukochaną mamę, stojącą w kościele, pod figurą św. Antoniego i z ufnością modlącą się do niego, a on jej nie pomagał w powrocie do zdrowia i w codziennych troskach. Tak wówczas to widziałam. Przyszedł jednak czas, gdy zrozumiałam, że to obecność tego świętego w życiu mojej mamy sprawiała, że było jej lżej nieść trudy choroby i życia.

Gdy zostałam tercjarką franciszkańską, zapragnęłam, aby w mojej parafii rozwinął się kult św. Antoniego. Żeby wierni mogli z ufnością zawierzać swoje sprawy – często tak bardzo trudne i beznadziejne – Bożemu Cudotwórcy. Aby w ich sercach nigdy nie zaginęła nadzieja Jego wstawiennictwa u Boga i otrzymania skutecznej pomocy. Ta sama nadzieja, jaką żywiła w sercu przez całe życie moja mama. Za każdym razem, gdy wspominam tę historię, to odnoszę wrażenie, graniczące z pewnością, że to sam św. Antoni prowadził mnie w działaniach, które miały rozszerzyć jego kult, na chwałę Bożą, w moim parafialnym kościele. Tu muszę dodać, że zostałam tercjarką w kościele, w którym znajduje się figura św. Antoniego, przed którą tak często modliła się moja mama. I to dzięki Ojcom Franciszkanom z tej świątyni mogłam zaangażować się w ożywienie kultu św. Antoniego w moim kościele parafialnym.

Proszę pozwolić, że poniżej krótko opiszę, jak obecnie przedstawia się ten kult w mojej parafii:

W 2000 roku uroczyście powitaliśmy w naszej parafii relikwie św. Antoniego przybyłe prosto z Padwy. W kościele stanęła figura Świętego, obok której jest umieszczony koszyczek z cytatami z kazań św. Antoniego. Tym samym mogą one stanowić formę modlitwy za wstawiennictwem tego Świętego. W każdy wtorek, po Mszy Świętej, odmawiana jest litania do św. Antoniego z Padwy. Każdego 13 czerwca, gdy Kościół obchodzi jego wspomnienie, w intencjach złożonych przez parafian odprawiana jest Msza z poświęceniem chlebków, które później wierni zabierają do domów. Chlebki mają przypominać o chrześcijańskim obowiązku niesienia pomocy potrzebującym i ubogim. Przy figurze umieszczona jest również kasetka na ofiary, które przekazywane są parafialnej Caritas. Tak zebrane pieniądze służą do organizowania różnorakiej pomocy potrzebującym w naszej parafii.

Pozdrawiam Was serdecznie i ufam, że kampania mająca ożywić kult św. Antoniego z Padwy przyniesie liczne duchowe owoce – o co, z całą gorliwością, będę się modliła! Szczęść Boże!

Mariola – Apostołka Fatimy

 

 Szczęść Boże!

Dziękuję bardzo za wszystkie piękne i wartościowe broszurki. Św. Antoni i św. Józef są moimi szczególnymi patronami, chociaż św. Ojciec Pio i św. Jan Paweł II też są moimi wielkimi orędownikami. Dziękuję za Wasze akcje i piękne publikacje. Ja i moja mamusia (91 lat) chętnie dowiadujemy się z nich dużo o życiu świętych, a modlitwy są piękne. Dlatego z całego serca Wam dziękuję. Bóg zapłać za wszystko, co buduje oraz umacnia moją wiarę i miłość do Pana Boga, Jego Syna i naszej Matki.

Grażyna z Torunia

 

 Szanowny Panie Prezesie!

Bardzo dziękuję za niezmierzone wsparcie duchowe, modlitwy oraz wszystkie przesyłki. Wasze kampanie są bardzo szlachetne i potrzebne. Proszę pozwolić, że dam przykład… W zeszłym roku pewnej rodzinie podarowałam kalendarz Maryjny. Od tej pory jej członkowie zaczęli częściej chodzić do kościoła, a ostatnio nawet jeżdżą na pielgrzymki. Nie jest to jedyna rodzina, bo przekazywałam też „Przymierze z Maryją” – zdarzało się, że zostawiałam je na stoliku w przychodni zdrowia. W każdym „Przymierzu…” można znaleźć bardzo ciekawe i pouczające artykuły oraz nowe modlitwy, za co serdecznie dziękuję!

Czas bardzo szybko upływa, już jesteśmy razem od 2009 roku. Mam nadzieję, że dobry Pan Bóg i Najświętsza Maryja Panna pobłogosławią nam i jeszcze dłuższy czas będziemy razem. Choć niestety muszę przyznać, że ostatnio choroby bardzo nękają mnie i mojego męża… Czasem jest mi bardzo ciężko, ale staram się wytrwale modlić i odzyskuję siły. Modlę się też za Was wszystkich codziennie, wypraszając zdrowie, błogosławieństwo Boże we wszystkim oraz opiekę Matki Bożej. Serdecznie pozdrawiam i życzę wszystkiego co najlepsze – zwłaszcza zdrowia, błogosławieństwa Bożego, opieki Najświętszej Maryi Panny oraz darów Ducha Świętego dla Was wszystkich.

Z Panem Bogiem

Irena z Jastrzębia Zdroju

 

 Szczęść Boże!

Wspieram każdą akcję, którą organizuje Wasze Stowarzyszenie ku czci Pana Jezusa i Matki Najświętszej. Uważam, że są one bardzo potrzebne. Mimo sędziwego wieku, śledzę je na bieżąco. Niech Matuchna Fatimska Wam błogosławi!

Henryk z Tychów