Dotyka nas masowe poczucie braku życiodajnych więzi międzyludzkich. Pod koniec 2022 roku po raz pierwszy zbadano zjawisko samotności, biorąc pod uwagę wszystkie kraje Unii Europejskiej. W badaniu wzięło udział ponad 20 000 osób. Po opracowaniu wyników okazało się, że nawet ponad połowa mieszkańców UE może doświadczać poczucia samotności. W tym samym roku w Polsce to niepokojące zjawisko badał Instytut Pokolenia. Wyniki badań wskazują, że aż 53 procent naszych rodaków doświadcza poczucia samotności…
Najgorzej pod tym względem jest w grupie młodych dorosłych (18–35 lat), gdzie niemal co druga osoba czuje się samotna; więc to nie osoby starsze, jak mogłoby się wydawać, najczęściej skarżą się na poczucie osamotnienia. Ma ono twarz młodego mężczyzny – aż 55 procent populacji w tej grupie doświadcza tego stanu. Dotyka on młodych nie z powodu izolacji społecznej – na co dzień przecież często spotykają wielu ludzi w szkole czy w pracy. Powodem są przekonania na swój temat i na temat innych ludzi, które blokują relacje.
Inni zagrożeniem? Nie!
Bliźnich potrzebujemy do przeżycia podobnie jak wody. Jesteśmy istotami społecznymi, źle znosimy osamotnienie i chcemy się z niego wydobyć. Paradoksalnie zaś, jeśli ktoś trwa w poczuciu osamotnienia, coraz bardziej nabiera przekonania, że inni ludzie są mu nieprzychylni. Badania prowadzone przez Pracownię Neuronauki Społecznej Polskiej Akademii Nauk wskazują, że przedłużająca się samotność może prowadzić do zniekształcania i negatywnego postrzegania rzeczywistości. Ludziom, którzy przez długi czas pozostają samotni, trudno jest potem nawiązywać relacje, gdyż nieprawidłowo odczytują sygnały płynące z otoczenia. W rezultacie przestają wierzyć, że ich sytuacja może się zmienić, że inni ludzie mogą im sprzyjać, że posiadają zalety osobiste, aby budować relacje. W ten sposób powstaje błędne koło: pojawia się przekonanie, że inni są zagrożeniem, co blokuje przed otwarciem się na relacje mogące wydobyć z samotności. Z kolei zaś brak innych ludzi wokół siebie powoduje, że o wiele trudniej zmienić sposób myślenia o sobie i bliźnich. A to właśnie różne sytuacje, w których spotykamy innych ludzi, mogą być szansą nowych odkryć na temat siebie i innych, a tym samym szansą zmiany przekonań i zbudowania relacji.
„Portret” osoby samotnej
Osoby, które szczególnie odczuwają samotność, posiadają pewne charakterystyczne cechy, wynikające w dużej mierze ze zniekształceń w ich myśleniu, które wręcz napędzają pętlę samotności. Są to: brak zaufania do innych ludzi, lęk przed krytyką i co za tym idzie niechęć do odkrywania się, żal do bliskich w związku z brakiem oczekiwanej pomocy w trudnych chwilach i nieumiejętność wybaczenia, niechęć do spędzania czasu w grupie niezwiązanej z pracą zawodową, poczucie inności i niezrozumienia przez otoczenie, poczucie samowystarczalności, nadmierne eksponowanie swojej słabości, chwiejność emocjonalna. Takim osobom nie jest łatwo nawiązywać relacje przełamujące poczucie osamotnienia.
Warto uświadomić sobie, że samotność to specyficzny stresor, który zwiększa w organizmie aktywność układów mających go obronić przed negatywnymi skutkami tego stanu. U osób odczuwających samotność organizm jest ciągle pobudzony. Badacze obserwują na przykład obniżoną zmienność rytmu serca, co uniemożliwia solidny odpoczynek i regenerację organizmu. W efekcie tej ciągłej podwyższonej aktywności dochodzi do osłabienia, wyczerpania, mniejszej odporności, a konsekwencje takiego stanu można w zasadzie odczuwać w każdym narządzie. Człowiek samotny jest bardziej spięty, a to dodatkowo utrudnia otwarcie się na innych ludzi.
Samotność czy osamotnienie?
Dla lepszego zrozumienia zjawiska samotności należy też przyjrzeć się pojęciom, które je opisują. W języku polskim zasadniczo mamy jedno słowo „samotność”, które oznacza zarówno jej aspekt negatywny, jak i pozytywny. W kontekście negatywnym samotność należałoby określać jako poczucie osamotnienia, brak drugiego człowieka. Zjawisko to ma zawsze subiektywny charakter, jednak biorąc pod uwagę jego poważne konsekwencje, trzeba poważnie traktować deklaracje innych co do odczuwania samotności – jeśli ktoś czuje się samotny, to znaczy, że jest samotny.
Poczucie osamotnienia ma wiele odsłon – w zasadzie tyle, ilu ludzi go doświadcza. Dyżurni telefonów zaufania, psychologowie, psychoterapeuci bardzo często są powiernikami historii, w których poczucie osamotnienia gra pierwszą rolę. Można czuć się samotnie, bo po pracy wraca się do pustego mieszkania. Ktoś może czuć się samotnie, bo uważa, że mąż lub żona nie troszczy się o niego. Można przeżywać samotność z powodu lęku przed kontaktami czy z żalu do ludzi, którzy są wokół, z powodu wykluczenia przez klasę młodej osoby z grupy w mediach społecznościowych, itd.
Pozytywna samotność
Samotność przeżywana w pozytywnym aspekcie jest wyborem, w przeciwieństwie do poczucia osamotnienia. Każdy potrzebuje chwil samotności, które wykorzysta na bycie z samym sobą, odpoczynek, refleksję, wewnętrzne poszukiwania. Dobra samotność to umiejętność dotrzymywania towarzystwa samemu sobie. Jest to też wreszcie czas na budowanie osobistej relacji z Bogiem.
Czy samotność to „wynalazek” współczesności?
Z pewnością poczucie osamotnienia zaczęło przybierać na sile od czasu, kiedy ludzie masowo zaczęli migrować i wykorzeniać się z mniejszych społeczności. Wówczas też problem samotności zaczął być nazywany. W dawniejszych czasach samotność była czymś ekskluzywnym, była dostępna dla ludzi z wyższych sfer lub dla mnichów i stanowiła narzędzie rozwoju duchowego i budowania relacji z Bogiem. Obecnie jednak trudno o ten rodzaj samotności, powodów jest z pewnością wiele. Wydaje się, że można jednak przyjąć, iż zalewające wręcz wielu współczesnych ludzi poczucie osamotnienia, brak stabilności, którą dają więzi z innymi, uniemożliwia im przeżywanie… dobrej, rozwijającej samotności!
Cdn.
Agnieszka Szymańska, psycholog, Fundacja „Auxilium”
Nieco innej pogody spodziewaliśmy się po celu naszej podróży. Wyrwawszy się na moment z naszej jesiennej słoty, liczyliśmy choć na te kilka dni południowego słońca. Niestety, już przez okna lądującego samolotu widzimy, że upragniona Portugalia przywitała nas niskimi chmurami i deszczem. Ale nic to. Przynajmniej jest trochę cieplej niż w Polsce.
Po wylądowaniu i krótkim zwiedzaniu Lizbony pośród co chwilę odchodzącej i znów powracającej nadmorskiej mżawki, o zmroku wsiadamy do autobusu, który zawozi nas prosto do Fatimy – celu pielgrzymki naszego Apostolatu. Wpatrując się w strugi deszczu uderzające w szyby naszego pojazdu, odmawiamy pierwszy z wielu Różańców w czasie tej niesamowitej podróży. Padać przestaje dopiero, gdy zbliżamy się już do głównego celu naszego pielgrzymowania.
W Fatimie zakwaterowujemy się w hotelu, jemy kolację i udajemy się do Sanktuarium Matki Bożej Różańcowej. Witamy się z Fatimską Panią w kaplicy objawień, gdzie przed codziennym wieczornym nabożeństwem gromadzą się już pielgrzymi z całego świata. Słuchać ciche modlitwy w różnych językach. Wiele osób ma ze sobą flagi – tak dobrze widać tu powszechność Kościoła i to, jak Matka Boża przygarnia do Siebie wszystkie Swoje dzieci. Niektórzy obchodzą na kolanach figurę Maryi ustawioną w miejscu dębu, na którym ukazywała się fatimskim dzieciom. Inni idą do Niej na klęczkach przez cały plac…
Drugiego dnia udajemy się do Aljustrel – niegdyś małej wsi, a teraz osady położonej na obrzeżach miasta Fatima. To tutaj urodziła się trójka pastuszków – święci Franciszek i Hiacynta Marto oraz Służebnica Boża Łucja Dos Santos. Zanim jednak tam dotrzemy, wcześniej przejdziemy Drogą Krzyżową, którą ufundowali znajdującą się w pobliskim gaju oliwnym katoliccy uchodźcy z Węgier, uciekający przed komunistycznymi prześladowaniami. Przez całą drogę towarzyszy nam poranny, drobny deszczyk i lekki wiatr, dość typowy dla klimatu morskiego. Pani pilot przypomina nam, że pastuszkowie też często chodzili do Cova da Iria przy takiej właśnie pogodzie. Wtedy dociera do nas wartość tej z pozoru niezbyt sprzyjającej nam aury – zaczynamy rozumieć, że to specyficzne doświadczenie duchowe jest o wiele cenniejsze od wymarzonej przez nas słonecznej pogody.
Pod nieobecność kapłana, który niestety zachorował i nie mógł z nami polecieć, modlitwę prowadzi jeden z uczestników pielgrzymki, pan Jacek. Właśnie w tym momencie przekonujemy się, co znaczy nasza duchowa rodzina: wzajemne wspieranie się i prowadzenie na ścieżce zbawienia. Muszę przyznać, że dawno nie słyszałem tak pięknych, głębokich i pobożnych rozważań, jak te wygłoszone niemal na poczekaniu, bez przygotowania, przez osobę świecką. Do jego nietuzinkowej postaci jeszcze wrócimy…
Po przejściu Drogi Krzyżowej docieramy do Aljustrel. W tych okolicach doskonale zachowała się tradycyjna, portugalska architektura. Każdy dom ma pobielane ściany i spadzisty dach z pomarańczowej dachówki. Ponadto na bardzo wielu domostwach widnieją tradycyjne, porcelanowe obrazy z wizerunkiem Matki Bożej lub świętych. Właśnie dzięki takim detalom widać, że Portugalia jest naprawdę krajem katolickim, a jego mieszkańcy z dumą prezentują przywiązanie do swojej wiary. Odwiedzamy domy fatimskich dzieci. W nich spoglądamy na krzyże, przed którymi modlili się święci, czy kołyski, w których spali jako maleńkie dzieci. Odwiedzamy także miejsca objawień Anioła Portugalii, który przygotowywał fatimskich pastuszków na niełatwe w odbiorze Orędzie Matki Bożej.
Jak nie samym chlebem człowiek żyje, tak i nie samą modlitwą żyje pielgrzym. Dlatego trzeciego dnia, po pysznym śniadaniu w hotelu w Fatimie, udajemy się do pobliskiego miasta Tomar, nad którym góruje jeden z największych w Portugalii zamków, niegdyś główna siedziba słynnego zakonu templariuszy. Budowla oszałamia swoim rozmachem i starannością wykonania. Zwłaszcza w klasztornej kaplicy można by spędzić całe godziny, kontemplując każdy fresk, śledząc oczami każdy łuk, sklepienie, każde zdobienie i wyrzeźbiony w kamieniu wzorek. To również ważne doświadczenie formacyjne, móc zobaczyć, jak niesamowite dzieła stworzyła wspaniała cywilizacja chrześcijańska, której i my, Polacy, jesteśmy częścią!
Na koniec dnia wracamy do Fatimy. Przed wieczornym nabożeństwem okazuje się, że brakuje osób do niesienia drugiej figury Matki Bożej – tej, która okrąża plac przed sanktuarium na czele procesji. Szybka decyzja i z kilkoma Apostołami oraz pracownikami Stowarzyszenia idziemy za kaplicę, gdzie formuje się czoło procesji. Mam szczęście i zaszczyt wyjść wraz z pierwszą grupą. Jako nieco niższy wzrostem nie czuję na sobie aż tak bardzo ciężaru figury. Ale gdy przejmuje ją druga grupa, złożona z kobiet, szybko okazuje się, że idąca z przodu Hiszpanka nie daje rady jej utrzymać. Panowie ze służby sanktuarium podbiegają do mnie i proszą mnie o zastępstwo. Oczywiście nie mogę odmówić. Wtedy, jako trochę wyższy od niosących figurę pań, nagle biorę większość jej ciężaru na siebie. Aby temu sprostać, trzymam belkę obiema rękami, ale i tak sprawia mi to spory ból. Później, już w czasie drogi na lotnisko, wspomniany już pan Jacek będzie opowiadać o św. Rafce z Libanu, której kult propaguje w Polsce. Mniszka Rafka poprosiła Boga o cierpienia, bo wiedziała, że nie czując bólu Krzyża Chrystusa, nie da się wejść do Jego Królestwa…
Pisząc teraz to krótkie wspomnienie z pielgrzymki do Fatimy, wciąż czuję ciężar belki na moim lewym ramieniu…
Szanowni Państwo!
Życzę błogosławieństwa Bożego z okazji 25-lecia istnienia Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi. Serdecznie dziękuję Panu Prezesowi i całej Redakcji za modlitwę w mojej intencji. Jednocześnie pragnę podziękować za „Przymierze z Maryją”, które otrzymuję regularnie i czytam z wielkim zainteresowaniem. W miarę możliwości staram się wspierać dystrybucję tegoż pisma. Oczekuję go zawsze z wielką niecierpliwością.
Maria z Jarosławia
Szczęść Boże!
Jestem bardzo szczęśliwa, że prowadzicie takie akcje i kampanie, by coraz więcej ludzi znało i kochało Maryję z Guadalupe, naszą najukochańszą Mamę. W jej ramach pozwolę sobie wpisać imię swojej córki wraz z moim, ponieważ została zawierzona Matce Bożej z Guadalupe. 13 lat temu byłam w ciąży bardzo zagrożonej i według lekarzy nie miała szans na przeżycie. Mateńka z Guadalupe pomogła!
Kinga z Małopolski
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Pragnę serdecznie podziękować Panu za życzenia urodzinowe i za pamięć. Pozdrawiam wszystkich pracowników Stowarzyszenia i bardzo dziękuję za Wasz wkład w krzewienie prawd wiary, za otrzymywane od Was „Przymierze z Maryją”, które utwierdza mnie w wierze, za wszystkie przesyłki, a zwłaszcza za pakiet z obrazkiem „Maryjo, rozwiąż nasze węzły!”. Jestem przekonany, że Ona pomoże mi rozwiązać co najmniej większość z moich złych węzłów. Pragnę również podziękować za otrzymane materiały edukacyjne, które poszerzają moją wiedzę związaną z wiarą. Dziękuję także za otrzymywany magazyn „Polonia Christiana”, który czytam z wielką uwagą, często podkreślając to, co zwróciło moją uwagę i zainteresowanie. Pragnę wspierać finansowo Wasze i nasze Stowarzyszenie w miarę posiadanych przeze mnie środków. Zapewniam również całe Stowarzyszenie o swojej modlitwie w Waszej intencji, a także w intencji Apostołów Fatimy z ich rodzinami. Kończąc, pragnę złożyć na ręce Pana Prezesa i całej Redakcji moje pozdrowienia i podziękowania dla wszystkich pracowników Stowarzyszenia zaangażowanych w to zbożne dzieło. Niech Was Bóg i Matka Boża błogosławią i wspierają w każdy dzień.
Bronisław
Szanowni Państwo!
Wspieram wszystkie akcje Stowarzyszenia i dziękuję za wszelkie otrzymywane materiały, które pogłębiają moją wiarę, za wszystkie wizerunki Matki Bożej, z których w swoim sercu zrobiłam sobie „ołtarzyk”, do których modlę się na różańcu codziennie, za moje dzieci, wnuki i za męża alkoholika. Polecam swoje problemy Matce Najświętszej. Szczęść Boże!
Wiesława z Lubelskiego
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Pragnę podzielić się świadectwem… Koniec października 2020 roku. Leżę na łóżku. W pokoju panuje półmrok. Nie mogę zasnąć. Mój mąż jest chory i leży w drugim pokoju. Zamykam i otwieram oczy kilkukrotnie. Spoglądam w nogi łóżka i widzę stojącego młodzieńca (zakonnika) jakoś mi znajomego, który patrzy na mnie. Jego twarz robi wrażenie, jakby chciał mi coś powiedzieć. Ponownie zamknęłam oczy i otworzyłam z ciekawości, czy dalej będę go widzieć. Niestety, już go nie było. Znajoma postać nie dawała mi spokoju. Byłam jednak pewna, że to osoba święta. Na drugi dzień rano szukałam tej postaci w modlitewniku. I co się okazuje: to był święty Antoni z Padwy. Już wiele razy przychodził mi z pomocą w odnalezieniu zagubionych rzeczy. Widocznie chciał mi powiedzieć, że znów będę potrzebować jego pomocy. Od tej chwili postanowiłam obrać Go za swojego patrona. Za kilka dni znalazłam się w szpitalu w Kielcach na oddziale neurologicznym. I wtedy o pomoc poprosiłam właśnie św. Antoniego. Nie do wiary, że w tak trudnym czasie, drugiej fali pandemicznej, byłam znakomicie obsłużona przez lekarzy. Błyskawicznie miałam wykonane wszystkie badania okulistyczne, tomograf, rezonans magnetyczny. W szpitalu jednak nie zostałam. Wypisano mi zastrzyki. Dwa pierwsze otrzymałam już w szpitalu. Po przyjęciu całej serii opadnięta powieka wróciła do normy. Tak oto właśnie pomógł mi św. Antoni, za co dziękowałam mu modlitwą. Od tamtej pory we wszystkich trudnych sytuacjach zwracam się o pomoc do św. Antoniego – jest niezawodny. Dziękuję za Waszą akcję poświęconą temu świętemu!
Emilia
Szczęść Boże!
Uważam, że Wasza kampania „Matko Boża z Guadalupe, przymnóż nam wiary” jest, jak każde Wasze przedsięwzięcie, strzałem w „dziesiątkę”. Bardzo szlachetny cel, ponieważ bardzo dużo ludzi odchodzi od wiary w Boga, nie zdając sobie sprawy ze swojego postępowania. Może są zagubieni i trzeba ich ukierunkować w ich działaniu Być może jest im tak wygodnie, lecz obecna władza sprzyja odchodzeniu od Kościoła. Pamiętajmy bowiem o groźbie „opiłowywania katolików”
Wojciech z Buska-Zdroju
Szanowny Panie Prezesie!
Dziękuję za 137. numer „Przymierza z Maryją”. Zainteresował mnie szczególnie temat „Żal doskonały” ks. Bartłomieja Wajdy. Jest to temat ważny dla naszego zbawienia… Z okazji jubileuszu 25-lecia istnienia Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi życzę Panu Prezesowi i wszystkim pracownikom Stowarzyszenia dużo wytrwałości w działaniu. A nowe inicjatywy niech będą „drogą” otwierającą wiele ludzkich sumień. Z Panem Bogiem!
Maria z Zachodniopomorskiego
Szczęść Boże!
Bardzo kocham Matkę Bożą – pomogła mi rozwiązać tak wiele problemów. W rodzinie mojego syna Mateusza źle się działo, małżeństwo wisiało na włosku. Dzięki różańcowej modlitwie do Matki Bożej udało się uratować jego rodzinę. Syn Łukasz miał wypadek samochodowy, było z nim bardzo źle. Oboje z mężem codziennie odmawialiśmy Różaniec do Matki Bożej, a Ta wysłuchała naszych modlitw. W ramach tej pięknej kampanii „Maryjo, rozwiąż nasze węzły!” też możemy zwracać się do Maryi i tak wiele dla siebie wyprosić, nawet rzeczy, które wydają się niemożliwe.
Anna z Lubelskiego