Św. Ludwik Maria Grignion de Montfort
Rzymu nie da się zburzyć w jeden dzień, lecz należy mu pozwolić rozpaść się w proch i pył stopniowo i niepostrzeżenie; wówczas nastanie nowa religia i nowy Dekalog – tak pisał na początku XX wieku jeden z przywódców herezji modernizmu, która od wewnątrz stara się tak zmieniać nauczanie i dyscyplinę w Świętym Kościele Katolickim, aby w końcu go rozsadzić od środka. A teraz można odnieść wrażenie, jakby wrogowie Kościoła – zarówno ci zewnętrzni, jak i ci wewnątrz – przechodzili do decydującej ofensywy przeciwko Mistycznemu Ciału Chrystusa. Jakby na naszych oczach spełniały się straszliwe przepowiednie Najświętszej Maryi Panny wypowiedziane przez Nią w La Salette, Fatimie czy Akicie, gdzie zapowiadała wielką wojnę wewnątrz Kościoła. Czy Kościół Święty, podążając za swoim Mistrzem i Panem, będzie przechodził swą Kalwarię i czy nastąpi poranek Zmartwychwstania?
Koniec XIX wieku, a zwłaszcza początek XX były pełne optymizmu i wiary w niewyczerpane możliwości ludzkiego rozumu i niemal nieograniczony postęp techniczny. Upojona osiągnięciami rewolucji technicznej cywilizacja zachodnia wydawała się wchodzić w nową świetlaną erę postępu, dobrobytu i pokoju. Ludzie chrześcijańskiej niegdyś Europy i obu Ameryk zadufani w sobie zapominali o Bogu i Jego przykazaniach. W niepamięć i we wzgardzie odchodziły świetlane karty dawnego chrześcijańskiego porządku, które przecież stały u podstaw sukcesu Zachodu. Kościół Święty, a wraz z nim Prawo Boże, stawał się coraz większą zawadą w budowaniu tego raju na Ziemi. Wrogie chrześcijaństwu ideologie – liberalizm i socjalizm oraz wyrastający później z niego, strojący się w maskę prawicy, faszyzm, dawały recepty na budowę wiecznego lub przynajmniej tysiącletniego dobrobytu i szczęścia bez Boga. Jednym z najlepszych symboli ówczesnej pychy i zadufania w ludzki rozum były słowa wypisane na burcie słynnego transatlantyckiego statku pasażerskiego „Titanica”, buńczucznie rzucające wyzwanie Niebu: Sam Chrystus nie zdoła go zatopić.
Jednak Niebo nie zwlekało długo z odpowiedzią na wypisane na statku bluźnierstwo. „Titanic” – ów wytwór ludzkiego geniuszu i myśli technicznej – zatonął w swoim dziewiczym rejsie po zderzeniu z górą lodową, grzebiąc w swoim wnętrzu liczne ofiary tej katastrofy. I gdyby ludzie nie byli wówczas głusi i ślepi choćby tylko na to jedno wydarzenie, z pewnością dostrzegliby w owej tragedii przestrogę Bożej Opatrzności dla całej ówczesnej cywilizacji. Jednakże los „Titanica” zmierzającego nieuchronnie w kierunku katastrofy miał się stać symbolem i zapowiedzią tego wszystkiego, co dopiero czekało ówczesny świat i co wciąż czeka współczesnego, zbuntowanego przeciw Bogu człowieka.
Niestety, nie tylko świat wchodził na drogę buntu. Do tego wszystkiego, co działo się w świecie i co prowadziło wiele dusz na potępienie, doszedł jeszcze atak wrogów Kościoła, którzy przeniknęli do Jego środka. Ufundowali oni kolejną herezję – modernizm, który, jak zauważył św. Pius X, stał się kwintesencją wszystkich dotychczasowych herezji. Głosząc relatywizm w tłumaczeniu prawd wiary i konieczność ciągłego dopasowywania Bożego Prawa i Ewangelii do wymogów wciąż zmieniającej się współczesności, moderniści przygotowali grunt pod demontaż Kościoła. I choć pontyfikaty świętych papieży, zwłaszcza bł. Piusa IX i św. Piusa X, zdołały ujawnić i zdławić spisek przeciw Kościołowi oraz na jakiś czas powstrzymać rozwój tej herezji, to jednak wrogów nie udało się całkowicie pokonać. Przeszli oni wówczas do większej konspiracji, by z czasem ich gorliwi naśladowcy podjęli się kolejnej ofensywy. Dzisiaj jest ona w apogeum decydującej walki wewnątrzkościelnej, której stawką jest zmiana i „uwspółcześnienie” odwiecznego nauczania Kościoła, a celem usunięcie lub zniekształcenie słów Pana Jezusa o nierozerwalności sakramentu małżeństwa oraz grzeszności aktów homoseksualnych.
Wiemy, jak zakończyły się wszystkie próby budowy raju na ziemi bez Pana Boga w XX wieku. Do czego doprowadziły utopie liberalizmu oraz socjalizmu w wersji narodowej i międzynarodowej, obłęd powszechnej, niczym nieskrępowanej demokracji bez zasad… Najpierw dramat I wojny światowej, miliony ofiar bezsensownej walki i zniszczenie resztek porządku politycznego dawnej cywilizacji chrześcijańskiej. Później rewolucja bolszewicka i powstanie państwa sowieckiego, plującego jadem nienawiści na wszystko co chrześcijańskie. Znów miliony ofiar głodu i terroru, rozpylenie zarazy komunizmu na cały świat, wojny i prześladowania Kościoła. Skutki tego wydarzenia na każdym niemal polu odczuwamy aż do tej chwili. Następnie niewyobrażalna tragedia II wojny światowej i znów dziesiątki milionów ofiar, obozy koncentracyjne, terror, zbrodnie na masową skalę ze strony tak nazistów, jak i komunistów. Konsekwencje tych wydarzeń w postaci podziału Europy, zniszczenia elit i wzmocnienia Sowietów odczuwamy aż do dziś. A wszystkie te wybuchy ufundowane były na „wzniosłych” przesłankach budowy na Ziemi raju bez Boga i Jego przykazań. Każda też z tych zbrodniczych ideologii trwa w swoich mutacjach aż do dziś, wydając różne zatrute owoce w postaci neomarksizmu, niczym nieskrępowanej wolności do złego, całkowitego podporządkowania człowieka machinie totalitarnego państwa i wyłączenia polityki spod prymatu prawdy i Bożego Prawa. Dlatego nie mogą dziwić konsekwencje obranego przez „Titanica cywilizacji” kursu wprost na lodową górę i nieuchronną tragedię, do której zmierza współczesny nam świat. Po ludzku mówiąc: nie ma już odwrotu i wszystko stracone.
Ale czy tylko taka, pesymistyczna wizja jest naszą przyszłością? Czy patrzenie na historię i rzeczywistość, w której żyjemy tylko w tym ziemskim wymiarze, jest właściwą, tj. katolicką perspektywą? Czy uświadamiając sobie całą tragiczność położenia i popadając przy tym w przygnębienie, nie uleglibyśmy w ten sposób pokusie rozpaczy i zwątpienia? Z pewnością tak. Dlatego na tym poprzestać nie możemy, jeśli chcemy zachować Bożą perspektywę całej historii Zbawienia, która wykracza daleko poza nasze życie i dalej – w wieczność.
– Zaprawdę, z katolickiego punktu widzenia istnieje tylko jedna ogólna przyczyna wszystkich ludzkich spraw, mianowicie: Boża Opatrzność – zauważył hiszpański konserwatysta Donoso Cortés.
To prawda. Niezależnie od tego, jak wiele wysiłku szatan i jego słudzy włożyliby w to, aby świat stał się zaprzeczeniem Bożych Praw, jeden jest tylko Pan historii, Jeden Początek i Koniec, Alfa i Omega. Ośrodkiem tej historii jest Jezus Chrystus – Król królów i Pan panujących oraz Jego Mistyczne Ciało – Jeden Święty Kościół Katolicki. To wokół tego ośrodka toczy się cała batalia z mocami ciemności i w tej właśnie walce konieczne jest nasze zdecydowane opowiedzenie się za Chrystusem i Jego Kościołem. I nie może to być żaden dialog i próba dogadania się za cenę względnego spokoju, w którym giną dusze, ale odwieczna walka, a nawet wojna taka, jak ją przedstawiają święci – Paweł Apostoł, Augustyn z Hippony, Ignacy Loyola, Ludwik Maria Grignion de Montfort, Maksymilian Maria Kolbe i wielu innych. To prawdziwa wojna, która trwa nieprzerwanie od momentu wypowiedzenia przez Pana Boga do Węża słów: Położę nieprzyjaźń między tobą a niewiastą, i między nasieniem twoim a nasieniem jej; ona zetrze twoją głowę, a ty czyhać będziesz na piętę jej.
Św. Ludwik Maria Grignion de Montfort tak wyjaśnia ten fragment Pisma Świętego: Raz jeden tylko Bóg położył tę nieprzyjaźń, ale nieprzyjaźń nieprzejednaną, która trwać będzie i wzrastać aż do końca. To nieprzyjaźń między Maryją, czcigodną Bogarodzicą, a szatanem, między dziećmi i sługami Najświętszej Panny a dziećmi i wspólnikami Lucyfera. Tylko w tym kontekście możemy właściwie zrozumieć wszystko to, co dzieje się na tym świecie i w nas samych. To wojna dwóch państw – Bożego i szatana, jak uczył św. Augustyn, albo dwóch sztandarów według św. Ignacego, z których jeden należy do Chrystusa – najwyższego Wodza i Pana, a drugi do Lucyfera – wroga śmiertelnego ludzkiej natury. Przy czym nie jest to równa walka, bo nijak szatan nie może równać się z Bogiem. Jednak może on zadać i zadaje dotkliwe ciosy skażonemu grzechem pierworodnym rodzajowi ludzkiemu. I choć bez pomocy ludzkiej woli tej batalii o duszę szatan wygrać nie może, to jednak gdy człowiek odrzuci łaskę i wystawi się na działanie Złego, może zatracić duszę swoją na wieki, a więc przegrać.
I tak jak w życiu każdego z nas Pan Bóg nie zostawia nas samych w tej walce z wrogiem naszego zbawienia, najpierw przez Krzyż i Mękę Zbawiciela ustanawiając święte sakramenty, posyłając nam aniołów stróżów i całe zastępy aniołów oraz świętych, aby wraz z nami wojowali przeciwko ciemności, tak też w wymiarze społecznym i historycznym nie zostawił nas sierotami. Mimo grzechu pierwszych rodziców, cały czas troszczył się o człowieka i pomagał mu, by w końcu we Wcieleniu swego Syna Jezusa Chrystusa wejść osobowo w historię świata, zmieniając jej bieg. To od tego momentu Wcielenia, Narodzenia, Śmierci i Zmartwychwstania, Pan Bóg zmienia bieg historii i sprawia, że również Jego Kościół jest osią historii i wokół niego rozgrywa się cała walka. Tego Kościoła nie pozostawia w osamotnieniu, najpierw dając mu osobiście gwarancje, że bramy piekielne go nie przemogą, by później, w ciągu wieków, za pomocą sakramentów, papieży, nauczania Kościoła, świętych, naturalnych i nadprzyrodzonych interwencji, czuwać nad wiernymi duszami.
Choć historia apostazji narodów chrześcijańskich swoją genezą sięga upadku średniowiecza i rewolucji protestanckiej, to Pan Bóg nigdy nie cofnął swego przymierza i nie pozostawił nas bez pomocy. W XIX i XX wieku także dawał wielokrotnie temu wyraz. W objawieniach Matki Najświętszej danych św. Katarzynie Labouré przy Rue du Bac w Paryżu, Maryja przestrzegła przed niebezpieczeństwami i dała do pomocy sakramentalium w postaci Cudownego Medalika. Później – jako płacząca Pani – objawiła się dzieciom w La Salette, przestrzegając przed zepsuciem w łonie samego Kościoła i mówiąc o karach za grzechy. W Lourdes osobiście potwierdziła ogłoszony wcześniej przez bł. Piusa IX dogmat o Jej Niepokalanym Poczęciu, zapowiadając niejako Swój triumf nad mocami ciemności. W Fatimie, zwracając się do trójki pastuszków, przestrzegła przed karami, jakie spadną na ludzkość, jeśli ta się nie nawróci. Zapowiedziała też błędy Rosji, która rozszerzy je na cały świat i wywoła wojny oraz prześladowania Kościoła. Mówiła, że jeśli ludzie się nie nawrócą, nadejdzie II wojna światowa i olbrzymie zniszczenie. Przestrzegła też przed kolejnymi cierpieniami i zniszczeniami całych narodów, domagając się nawrócenia, modlitwy różańcowej i nabożeństwa wynagradzającego Jej Niepokalanemu Sercu.
Ale zapowiedziała też wyraźnie, że po tych karach Jej Niepokalane Serce zatriumfuje! W Akita, w latach 70. XX wieku, mówiła o prawdziwej wojnie wewnątrz Kościoła pomiędzy biskupami i kardynałami, o potwornym spustoszeniu winnicy Jej Syna i o karze, jaka musi spaść dla opamiętania i ratowania dusz. Jednakże znów potwierdziła, że po tym oczyszczeniu – które musi nadejść, jeśli ludzie się nie nawrócą – nadejdzie zwycięstwo Jej Syna i wywyższenie Kościoła Świętego, który zostanie odnowiony.
Myśl o triumfie Kościoła jeszcze na tym świecie nie jest bynajmniej nowa i pojawia się też w wizjach oraz nauczaniu różnych świętych. Na długo przed św. Ludwikiem Marią Grigion de Montfort, który zapowiadał nadejście Królestwa Maryi, o doczesnym zwycięstwie Kościoła pisał Doktor Seraficki, św. Bonawentura. Jego myśl w taki oto sposób streścił kardynał Ratzinger: Teologia historii św. Bonawentury znajduje swój punkt kulminacyjny w nadziei na dziejową epokę szabatowego spokoju ofiarowanego przez Boga. (…) Nie chodzi tu o niekończący się pokój w wieczności Boga, który nastanie na końcu świata, lecz o taki pokój, który Bóg ustanowi na ziemi – skąpanej w morzu krwi i łez – jak gdyby w pragnieniu pokazania w ostatniej chwili, jak mogła i powinna wyglądać rzeczywistość zgodna z Jego planem.
Nadchodzi wielka epoka – głosił św. Alojzy Orione – będziemy mieli novos Coelos et novam terram (nowe Niebo i nową ziemię – przyp. red.). Społeczeństwo odnowione w Chrystusie objawi się młodszym i bardziej jaśniejącym, ukaże się na nowo ożywione, odnowione i prowadzone przez Kościół. Katolicyzm pełen Boskiej prawdy, miłości, młodości i nadprzyrodzonej siły podniesie się w świecie i stanie na czele rodzącego się stulecia, by je prowadzić ku uczciwości, wierze i zbawieniu.
Zaś św. Maksymilian Maria Kolbe pisał: Żyjemy w epoce, która mogłaby być nazwaną początkiem epoki Niepokalanej. (…) Pod Jej sztandarem zostanie stoczona wielka bitwa i zatkniemy Jej flagi na twierdzy księcia ciemności. A Niepokalana będzie Królową całego świata i każdej duszy z osobna, jak to przepowiedziała błogosławiona Katarzyna Labouré.
Kiedy papież Pius XII ustanowił święto Najświętszej Maryi Panny Królowej, nakazał jednocześnie aby co roku tego dnia odnawiać poświęcenie ludzkości Niepokalanemu Sercu Maryi. W ten sposób chciał zawrzeć, jak napisał, nadzieję, iż rozpocznie się nowa era radująca się Chrystusowym pokojem i trumfem religii. Ogłosił też, że wzywanie Królestwa Maryi jest głosem chrześcijańskiej wiary i nadziei. W jednym z ostatnich wystąpień potwierdził pewność, iż odbudowa Królestwa Chrystusowego przez Maryję nie może się nie powieść.
Wielki obrońca Kościoła Świętego, prof. Plinio Corrêa de Oliveira, zapatrzony w przykład i naukę św. Ludwika Marii Grignion de Montfort, tak pisał: Za wielce prawdopodobnym smutkiem i karą, ku którym zmierzamy, jaśnieje święty blask jutrzenki Królestwa Maryi. „W końcu moje Niepokalane Serca zatriumfuje”. To wielka perspektywa wszechświatowego zwycięstwa królewskiego i matczynego Serca Najświętszej Dziewicy. To uspakajająca, upragniona i, nade wszystko, królewska obietnica.
Zaiste, triumf Maryi to triumf Kościoła – Mistycznego Ciała Chrystusa!
Nieco innej pogody spodziewaliśmy się po celu naszej podróży. Wyrwawszy się na moment z naszej jesiennej słoty, liczyliśmy choć na te kilka dni południowego słońca. Niestety, już przez okna lądującego samolotu widzimy, że upragniona Portugalia przywitała nas niskimi chmurami i deszczem. Ale nic to. Przynajmniej jest trochę cieplej niż w Polsce.
Po wylądowaniu i krótkim zwiedzaniu Lizbony pośród co chwilę odchodzącej i znów powracającej nadmorskiej mżawki, o zmroku wsiadamy do autobusu, który zawozi nas prosto do Fatimy – celu pielgrzymki naszego Apostolatu. Wpatrując się w strugi deszczu uderzające w szyby naszego pojazdu, odmawiamy pierwszy z wielu Różańców w czasie tej niesamowitej podróży. Padać przestaje dopiero, gdy zbliżamy się już do głównego celu naszego pielgrzymowania.
W Fatimie zakwaterowujemy się w hotelu, jemy kolację i udajemy się do Sanktuarium Matki Bożej Różańcowej. Witamy się z Fatimską Panią w kaplicy objawień, gdzie przed codziennym wieczornym nabożeństwem gromadzą się już pielgrzymi z całego świata. Słuchać ciche modlitwy w różnych językach. Wiele osób ma ze sobą flagi – tak dobrze widać tu powszechność Kościoła i to, jak Matka Boża przygarnia do Siebie wszystkie Swoje dzieci. Niektórzy obchodzą na kolanach figurę Maryi ustawioną w miejscu dębu, na którym ukazywała się fatimskim dzieciom. Inni idą do Niej na klęczkach przez cały plac…
Drugiego dnia udajemy się do Aljustrel – niegdyś małej wsi, a teraz osady położonej na obrzeżach miasta Fatima. To tutaj urodziła się trójka pastuszków – święci Franciszek i Hiacynta Marto oraz Służebnica Boża Łucja Dos Santos. Zanim jednak tam dotrzemy, wcześniej przejdziemy Drogą Krzyżową, którą ufundowali znajdującą się w pobliskim gaju oliwnym katoliccy uchodźcy z Węgier, uciekający przed komunistycznymi prześladowaniami. Przez całą drogę towarzyszy nam poranny, drobny deszczyk i lekki wiatr, dość typowy dla klimatu morskiego. Pani pilot przypomina nam, że pastuszkowie też często chodzili do Cova da Iria przy takiej właśnie pogodzie. Wtedy dociera do nas wartość tej z pozoru niezbyt sprzyjającej nam aury – zaczynamy rozumieć, że to specyficzne doświadczenie duchowe jest o wiele cenniejsze od wymarzonej przez nas słonecznej pogody.
Pod nieobecność kapłana, który niestety zachorował i nie mógł z nami polecieć, modlitwę prowadzi jeden z uczestników pielgrzymki, pan Jacek. Właśnie w tym momencie przekonujemy się, co znaczy nasza duchowa rodzina: wzajemne wspieranie się i prowadzenie na ścieżce zbawienia. Muszę przyznać, że dawno nie słyszałem tak pięknych, głębokich i pobożnych rozważań, jak te wygłoszone niemal na poczekaniu, bez przygotowania, przez osobę świecką. Do jego nietuzinkowej postaci jeszcze wrócimy…
Po przejściu Drogi Krzyżowej docieramy do Aljustrel. W tych okolicach doskonale zachowała się tradycyjna, portugalska architektura. Każdy dom ma pobielane ściany i spadzisty dach z pomarańczowej dachówki. Ponadto na bardzo wielu domostwach widnieją tradycyjne, porcelanowe obrazy z wizerunkiem Matki Bożej lub świętych. Właśnie dzięki takim detalom widać, że Portugalia jest naprawdę krajem katolickim, a jego mieszkańcy z dumą prezentują przywiązanie do swojej wiary. Odwiedzamy domy fatimskich dzieci. W nich spoglądamy na krzyże, przed którymi modlili się święci, czy kołyski, w których spali jako maleńkie dzieci. Odwiedzamy także miejsca objawień Anioła Portugalii, który przygotowywał fatimskich pastuszków na niełatwe w odbiorze Orędzie Matki Bożej.
Jak nie samym chlebem człowiek żyje, tak i nie samą modlitwą żyje pielgrzym. Dlatego trzeciego dnia, po pysznym śniadaniu w hotelu w Fatimie, udajemy się do pobliskiego miasta Tomar, nad którym góruje jeden z największych w Portugalii zamków, niegdyś główna siedziba słynnego zakonu templariuszy. Budowla oszałamia swoim rozmachem i starannością wykonania. Zwłaszcza w klasztornej kaplicy można by spędzić całe godziny, kontemplując każdy fresk, śledząc oczami każdy łuk, sklepienie, każde zdobienie i wyrzeźbiony w kamieniu wzorek. To również ważne doświadczenie formacyjne, móc zobaczyć, jak niesamowite dzieła stworzyła wspaniała cywilizacja chrześcijańska, której i my, Polacy, jesteśmy częścią!
Na koniec dnia wracamy do Fatimy. Przed wieczornym nabożeństwem okazuje się, że brakuje osób do niesienia drugiej figury Matki Bożej – tej, która okrąża plac przed sanktuarium na czele procesji. Szybka decyzja i z kilkoma Apostołami oraz pracownikami Stowarzyszenia idziemy za kaplicę, gdzie formuje się czoło procesji. Mam szczęście i zaszczyt wyjść wraz z pierwszą grupą. Jako nieco niższy wzrostem nie czuję na sobie aż tak bardzo ciężaru figury. Ale gdy przejmuje ją druga grupa, złożona z kobiet, szybko okazuje się, że idąca z przodu Hiszpanka nie daje rady jej utrzymać. Panowie ze służby sanktuarium podbiegają do mnie i proszą mnie o zastępstwo. Oczywiście nie mogę odmówić. Wtedy, jako trochę wyższy od niosących figurę pań, nagle biorę większość jej ciężaru na siebie. Aby temu sprostać, trzymam belkę obiema rękami, ale i tak sprawia mi to spory ból. Później, już w czasie drogi na lotnisko, wspomniany już pan Jacek będzie opowiadać o św. Rafce z Libanu, której kult propaguje w Polsce. Mniszka Rafka poprosiła Boga o cierpienia, bo wiedziała, że nie czując bólu Krzyża Chrystusa, nie da się wejść do Jego Królestwa…
Pisząc teraz to krótkie wspomnienie z pielgrzymki do Fatimy, wciąż czuję ciężar belki na moim lewym ramieniu…
Szanowni Państwo!
Życzę błogosławieństwa Bożego z okazji 25-lecia istnienia Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi. Serdecznie dziękuję Panu Prezesowi i całej Redakcji za modlitwę w mojej intencji. Jednocześnie pragnę podziękować za „Przymierze z Maryją”, które otrzymuję regularnie i czytam z wielkim zainteresowaniem. W miarę możliwości staram się wspierać dystrybucję tegoż pisma. Oczekuję go zawsze z wielką niecierpliwością.
Maria z Jarosławia
Szczęść Boże!
Jestem bardzo szczęśliwa, że prowadzicie takie akcje i kampanie, by coraz więcej ludzi znało i kochało Maryję z Guadalupe, naszą najukochańszą Mamę. W jej ramach pozwolę sobie wpisać imię swojej córki wraz z moim, ponieważ została zawierzona Matce Bożej z Guadalupe. 13 lat temu byłam w ciąży bardzo zagrożonej i według lekarzy nie miała szans na przeżycie. Mateńka z Guadalupe pomogła!
Kinga z Małopolski
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Pragnę serdecznie podziękować Panu za życzenia urodzinowe i za pamięć. Pozdrawiam wszystkich pracowników Stowarzyszenia i bardzo dziękuję za Wasz wkład w krzewienie prawd wiary, za otrzymywane od Was „Przymierze z Maryją”, które utwierdza mnie w wierze, za wszystkie przesyłki, a zwłaszcza za pakiet z obrazkiem „Maryjo, rozwiąż nasze węzły!”. Jestem przekonany, że Ona pomoże mi rozwiązać co najmniej większość z moich złych węzłów. Pragnę również podziękować za otrzymane materiały edukacyjne, które poszerzają moją wiedzę związaną z wiarą. Dziękuję także za otrzymywany magazyn „Polonia Christiana”, który czytam z wielką uwagą, często podkreślając to, co zwróciło moją uwagę i zainteresowanie. Pragnę wspierać finansowo Wasze i nasze Stowarzyszenie w miarę posiadanych przeze mnie środków. Zapewniam również całe Stowarzyszenie o swojej modlitwie w Waszej intencji, a także w intencji Apostołów Fatimy z ich rodzinami. Kończąc, pragnę złożyć na ręce Pana Prezesa i całej Redakcji moje pozdrowienia i podziękowania dla wszystkich pracowników Stowarzyszenia zaangażowanych w to zbożne dzieło. Niech Was Bóg i Matka Boża błogosławią i wspierają w każdy dzień.
Bronisław
Szanowni Państwo!
Wspieram wszystkie akcje Stowarzyszenia i dziękuję za wszelkie otrzymywane materiały, które pogłębiają moją wiarę, za wszystkie wizerunki Matki Bożej, z których w swoim sercu zrobiłam sobie „ołtarzyk”, do których modlę się na różańcu codziennie, za moje dzieci, wnuki i za męża alkoholika. Polecam swoje problemy Matce Najświętszej. Szczęść Boże!
Wiesława z Lubelskiego
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Pragnę podzielić się świadectwem… Koniec października 2020 roku. Leżę na łóżku. W pokoju panuje półmrok. Nie mogę zasnąć. Mój mąż jest chory i leży w drugim pokoju. Zamykam i otwieram oczy kilkukrotnie. Spoglądam w nogi łóżka i widzę stojącego młodzieńca (zakonnika) jakoś mi znajomego, który patrzy na mnie. Jego twarz robi wrażenie, jakby chciał mi coś powiedzieć. Ponownie zamknęłam oczy i otworzyłam z ciekawości, czy dalej będę go widzieć. Niestety, już go nie było. Znajoma postać nie dawała mi spokoju. Byłam jednak pewna, że to osoba święta. Na drugi dzień rano szukałam tej postaci w modlitewniku. I co się okazuje: to był święty Antoni z Padwy. Już wiele razy przychodził mi z pomocą w odnalezieniu zagubionych rzeczy. Widocznie chciał mi powiedzieć, że znów będę potrzebować jego pomocy. Od tej chwili postanowiłam obrać Go za swojego patrona. Za kilka dni znalazłam się w szpitalu w Kielcach na oddziale neurologicznym. I wtedy o pomoc poprosiłam właśnie św. Antoniego. Nie do wiary, że w tak trudnym czasie, drugiej fali pandemicznej, byłam znakomicie obsłużona przez lekarzy. Błyskawicznie miałam wykonane wszystkie badania okulistyczne, tomograf, rezonans magnetyczny. W szpitalu jednak nie zostałam. Wypisano mi zastrzyki. Dwa pierwsze otrzymałam już w szpitalu. Po przyjęciu całej serii opadnięta powieka wróciła do normy. Tak oto właśnie pomógł mi św. Antoni, za co dziękowałam mu modlitwą. Od tamtej pory we wszystkich trudnych sytuacjach zwracam się o pomoc do św. Antoniego – jest niezawodny. Dziękuję za Waszą akcję poświęconą temu świętemu!
Emilia
Szczęść Boże!
Uważam, że Wasza kampania „Matko Boża z Guadalupe, przymnóż nam wiary” jest, jak każde Wasze przedsięwzięcie, strzałem w „dziesiątkę”. Bardzo szlachetny cel, ponieważ bardzo dużo ludzi odchodzi od wiary w Boga, nie zdając sobie sprawy ze swojego postępowania. Może są zagubieni i trzeba ich ukierunkować w ich działaniu Być może jest im tak wygodnie, lecz obecna władza sprzyja odchodzeniu od Kościoła. Pamiętajmy bowiem o groźbie „opiłowywania katolików”
Wojciech z Buska-Zdroju
Szanowny Panie Prezesie!
Dziękuję za 137. numer „Przymierza z Maryją”. Zainteresował mnie szczególnie temat „Żal doskonały” ks. Bartłomieja Wajdy. Jest to temat ważny dla naszego zbawienia… Z okazji jubileuszu 25-lecia istnienia Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi życzę Panu Prezesowi i wszystkim pracownikom Stowarzyszenia dużo wytrwałości w działaniu. A nowe inicjatywy niech będą „drogą” otwierającą wiele ludzkich sumień. Z Panem Bogiem!
Maria z Zachodniopomorskiego
Szczęść Boże!
Bardzo kocham Matkę Bożą – pomogła mi rozwiązać tak wiele problemów. W rodzinie mojego syna Mateusza źle się działo, małżeństwo wisiało na włosku. Dzięki różańcowej modlitwie do Matki Bożej udało się uratować jego rodzinę. Syn Łukasz miał wypadek samochodowy, było z nim bardzo źle. Oboje z mężem codziennie odmawialiśmy Różaniec do Matki Bożej, a Ta wysłuchała naszych modlitw. W ramach tej pięknej kampanii „Maryjo, rozwiąż nasze węzły!” też możemy zwracać się do Maryi i tak wiele dla siebie wyprosić, nawet rzeczy, które wydają się niemożliwe.
Anna z Lubelskiego