Świętujesz Boże Narodzenie co roku. Cieszysz się, że Chrystus przyszedł na świat, kłaniasz się Mu, śpiewasz kolędy, przyjmujesz Komunię, spotykasz z rodziną… Oto Pan, Zbawiciel, przychodzi na ziemię! A właściwie przyszedł – dwa tysiące lat temu. Nowina ta, nawet najpobożniejszym z nas, spowszedniała tak bardzo, że prawie w ogóle się nad nią nie zastanawiamy. Co prawda, pobożni kaznodzieje co roku przypominają nam o znaczeniu Narodzin Pana Jezusa, ale czy kiedykolwiek zastanawiałeś się, co stałoby się ze światem, jaki los czekałby ciebie, gdyby Chrystus się… nie narodził? Gdyby świat nadal czekał na Mesjasza?
Kościół Święty nie zadaje nam tego pytania w okresie samego Bożego Narodzenia, jednak w swej wielowiekowej mądrości próbuje przypomnieć nam tę przerażającą wizję w okresie Adwentu, kiedy z utęsknieniem oczekujemy przyjścia Pana i kiedy prosimy podczas Mszy roratnich:
Spuśćcie nam na ziemskie niwy, Zbawcę z Niebios obłoki!
Świat przez grzechy nieszczęśliwy, Wołał w nocy głębokiej.
Przecież tak właśnie było – świat był nieszczęśliwy przez grzechy i pogrążony w głębokim mroku. Jakby tego było mało, Kościół przypomina nam także, śpiewając:
Gdy wśród przekleństwa od Boga Czart panował, śmierć i trwoga, A ciężkie przewinienia
Zamkły bramy zbawienia.
Śpiewamy to co roku, niektórzy z nas nawet kilka razy w tygodniu. Może tegoroczny Adwent lub okres Bożego Narodzenia to dobry czas, byśmy przeanalizowali sobie te słowa dokładniej? Co to znaczy, że panował czart, śmierć i trwoga? Co to znaczy, że bramy zbawienia były zamknięte? I przede wszystkim – dlaczego ta sytuacja się zmieniła. Dlaczego dziś grzechy, nawet te najcięższe, niekoniecznie – jeśli ich głęboko żałujemy – muszą zamykać nam drogę do Nieba?
Odpowiedź na ostatnie pytanie jest prosta: bo narodził się Chrystus, Pan, Zbawiciel, wszego świata Odkupiciel! A więc, podpowiada logika, gdyby się nie narodził, świat nadal pogrążony byłby w mroku, książę ciemności wciąż by triumfował, a żegnając swoich najświątobliwszych nawet bliskich nikt z nas nie ośmieliłby się nawet pomyśleć, że oni mogą znajdować się w Niebie…
Odchodząc jednak od mądrości zawartej w dwóch strofach jednej tylko pieśni, musimy pamiętać, że Bóg, który umiłował każdego z nas, dał nam swojego ukochanego Syna w konkretnym celu. I tą właśnie decyzją zmienił świat nie do poznania.
Jak bowiem wyglądałby świat, gdyby Chrystus się nie narodził?
Po pierwsze, posiadaczami wiedzy o jedynym prawdziwym Bogu po dziś dzień byliby przedstawiciele tylko jednego narodu – wybranego. Byłaby to religia de facto plemienna, do której przedstawiciele innych narodów, poganie, nie mieliby prawa. Mogliby ją tylko obserwować z dziedzińców świątyni.
Po drugie, najbardziej fundamentalnym skutkiem nieobecności Chrystusa w historii byłby brak odkupienia grzechów. To właśnie przez narodziny, śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa została złożona ofiara za grzechy ludzkości. Gdyby Chrystus się nie narodził, pozostalibyśmy w stanie grzechu pierworodnego. Nie mielibyśmy dostępu do łaski zbawienia.
Po trzecie, nie istniałyby sakramenty, które znamy przecież jako kanały łaski. Bez narodzin Chrystusa nie istniałaby Eucharystia, sakrament pokuty ani inne sakramenty, które odgrywają kluczową rolę w życiu duchowym katolików. Eucharystia, będąca Ciałem i Krwią Chrystusa, jest uznawana za „źródło i szczyt” życia chrześcijańskiego. Gdyby Chrystus się nie narodził, nie byłoby możliwości uczestniczenia w Jego ofierze w sposób sakramentalny. A na przykład bez sakramentu pokuty ludzkość nie miałaby dostępu do przebaczenia grzechów, co oznaczałoby trwałe oddzielenie człowieka od Boga. A przecież sakramenty są nie tylko źródłem łaski, ale również dają nam pewność Bożej obecności w codziennym życiu. Wyobrażasz sobie swoje życie bez sakramentów?
Po czwarte, Pan nasz Jezus Chrystus jest pełnym i ostatecznym objawieniem Boga. W Nim Stwórca ukazał swoją miłość, miłosierdzie oraz plan zbawienia ludzkości. Jezus powiedział o sobie: Ja jestem drogą, prawdą i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie (J 14,6). To objawienie ukazało ludziom, że Bóg nie jest odległym i surowym sędzią, ale kochającym Ojcem, który pragnie bliskiej relacji z każdym człowiekiem. Gdyby Chrystus nie przyszedł na świat, ludzkość nie miałaby dostępu do tego pełnego Objawienia. Relacja człowieka z Bogiem byłaby nadal oparta na niepewności i lęku, a pełnia prawdy o Bożym Miłosierdziu i miłości pozostawałaby poza naszym zasięgiem.
Po piąte, musimy pamiętać, że jednym z centralnych elementów nauczania Pana Jezusa była nowa zasada moralna, oparta na miłości: miłości do Boga oraz do bliźniego. W Starym Testamencie moralność była często oparta na szczegółowych przepisach prawa, które regulowały codzienne życie Izraelitów. Chrystus, jak podkreśla Kościół, przyszedł nie po to, aby znieść prawo, ale by je wypełnić w duchu miłości i miłosierdzia. Aż trudno sobie wyobrazić, jak wyglądałby dzisiejszy świat bez chrześcijańskiej moralności, miłosierdzia, dobroczynności, przebaczenia. A może wcale nie tak trudno to sobie wyobrazić? Może wystarczy zmrużyć oczy i przypomnieć sobie, jak wyglądał świat tworzony w kontrze do chrześcijaństwa? Jak wyglądał nazizm, jak komunizm i inne ateistyczne czy pogańskie systemy polityczne?
Po szóste, bez Bożego Narodzenia… nie byłoby Kościoła. To przecież Chrystus Pan ustanowił Kościół jako swoje Ciało Mistyczne na ziemi. Kościół pełni funkcję nie tylko duchowej wspólnoty, ale także nauczyciela i przewodnika na drodze do Nieba. Kościół jest również miejscem, w którym człowiek może znaleźć wsparcie duchowe, moralne i intelektualne. Przez wieki Kościół Katolicki kształtował moralność, kulturę, sztukę i naukę, wpływając na całe społeczeństwa. Gdyby Chrystus się nie narodził, nie byłoby tej instytucji, która prowadzi ludzkość do głębszego poznania Boga i Jego Miłości.
Po siódme, to Chrystus przybliżył nam, można stwierdzić, że wręcz urealnił nadzieję na życie wieczne. Otworzył dla ludzkości bramy Nieba. Gdyby się nie narodził, człowiek nie miałby tej nadziei. Nauczanie Kościoła podkreśla, że bez Chrystusa nie byłoby zmartwychwstania ciał, a życie po śmierci byłoby niepewne. Chrystus przyniósł ludzkości nadzieję na życie wieczne w Bożej obecności. Jego Narodziny przyniosły nam pewność, że życie nie kończy się wraz ze śmiercią, a każdy człowiek ma możliwość osiągnięcia wiecznego szczęścia w Bogu.
Warto zastanowić się nad tym wszystkim w dniach oczekiwania lub świętowania Bożego Narodzenia: co Jezus Chrystus przyniósł na świat – nam wszystkim, ale i każdemu z osobna; co też zaoferował Tobie?
Wspomnijmy o tym, witając Zbawcę z dawna żądanego, tyle tysięcy lat wyglądanego, na którego czekali króle i prorocy, a który tej szczególnej nocy, właśnie nam się objawił…
Bardzo często możemy spotkać się dziś ze stwierdzeniem, że nieważne, jaką religię wyznajesz, ważne, żebyś był dobrym człowiekiem, a wówczas osiągniesz zbawienie. Takie nastawienie nazywamy indyferentyzmem religijnym. Jest on absolutnie sprzeczny z dogmatem katolickiej wiary. Niemniej w niniejszym artykule przede wszystkim skupię się na bezsensowności tego stwierdzenia z punktu widzenia „czystego” rozumu.
Otóż, po pierwsze jest ono niekonsekwentne, ponieważ z jednej strony zdaje się mówić, że nie wiadomo, która wersja rzeczywistości (w tym życia po śmierci) jest prawdziwa (skoro wszystkie religie są równe), a z drugiej strony podświadomie zakłada ono w jakiś sposób chrześcijańską koncepcję wieczności, w tym sensie, że istnieje wieczne szczęście i wieczne nieszczęście („gdzie trafisz, jeśli byłeś złym człowiekiem”).
[Pełny tekst w wydaniu papierowym]
Nieco innej pogody spodziewaliśmy się po celu naszej podróży. Wyrwawszy się na moment z naszej jesiennej słoty, liczyliśmy choć na te kilka dni południowego słońca. Niestety, już przez okna lądującego samolotu widzimy, że upragniona Portugalia przywitała nas niskimi chmurami i deszczem. Ale nic to. Przynajmniej jest trochę cieplej niż w Polsce.
Po wylądowaniu i krótkim zwiedzaniu Lizbony pośród co chwilę odchodzącej i znów powracającej nadmorskiej mżawki, o zmroku wsiadamy do autobusu, który zawozi nas prosto do Fatimy – celu pielgrzymki naszego Apostolatu. Wpatrując się w strugi deszczu uderzające w szyby naszego pojazdu, odmawiamy pierwszy z wielu Różańców w czasie tej niesamowitej podróży. Padać przestaje dopiero, gdy zbliżamy się już do głównego celu naszego pielgrzymowania.
W Fatimie zakwaterowujemy się w hotelu, jemy kolację i udajemy się do Sanktuarium Matki Bożej Różańcowej. Witamy się z Fatimską Panią w kaplicy objawień, gdzie przed codziennym wieczornym nabożeństwem gromadzą się już pielgrzymi z całego świata. Słuchać ciche modlitwy w różnych językach. Wiele osób ma ze sobą flagi – tak dobrze widać tu powszechność Kościoła i to, jak Matka Boża przygarnia do Siebie wszystkie Swoje dzieci. Niektórzy obchodzą na kolanach figurę Maryi ustawioną w miejscu dębu, na którym ukazywała się fatimskim dzieciom. Inni idą do Niej na klęczkach przez cały plac…
Drugiego dnia udajemy się do Aljustrel – niegdyś małej wsi, a teraz osady położonej na obrzeżach miasta Fatima. To tutaj urodziła się trójka pastuszków – święci Franciszek i Hiacynta Marto oraz Służebnica Boża Łucja Dos Santos. Zanim jednak tam dotrzemy, wcześniej przejdziemy Drogą Krzyżową, którą ufundowali znajdującą się w pobliskim gaju oliwnym katoliccy uchodźcy z Węgier, uciekający przed komunistycznymi prześladowaniami. Przez całą drogę towarzyszy nam poranny, drobny deszczyk i lekki wiatr, dość typowy dla klimatu morskiego. Pani pilot przypomina nam, że pastuszkowie też często chodzili do Cova da Iria przy takiej właśnie pogodzie. Wtedy dociera do nas wartość tej z pozoru niezbyt sprzyjającej nam aury – zaczynamy rozumieć, że to specyficzne doświadczenie duchowe jest o wiele cenniejsze od wymarzonej przez nas słonecznej pogody.
Pod nieobecność kapłana, który niestety zachorował i nie mógł z nami polecieć, modlitwę prowadzi jeden z uczestników pielgrzymki, pan Jacek. Właśnie w tym momencie przekonujemy się, co znaczy nasza duchowa rodzina: wzajemne wspieranie się i prowadzenie na ścieżce zbawienia. Muszę przyznać, że dawno nie słyszałem tak pięknych, głębokich i pobożnych rozważań, jak te wygłoszone niemal na poczekaniu, bez przygotowania, przez osobę świecką. Do jego nietuzinkowej postaci jeszcze wrócimy…
Po przejściu Drogi Krzyżowej docieramy do Aljustrel. W tych okolicach doskonale zachowała się tradycyjna, portugalska architektura. Każdy dom ma pobielane ściany i spadzisty dach z pomarańczowej dachówki. Ponadto na bardzo wielu domostwach widnieją tradycyjne, porcelanowe obrazy z wizerunkiem Matki Bożej lub świętych. Właśnie dzięki takim detalom widać, że Portugalia jest naprawdę krajem katolickim, a jego mieszkańcy z dumą prezentują przywiązanie do swojej wiary. Odwiedzamy domy fatimskich dzieci. W nich spoglądamy na krzyże, przed którymi modlili się święci, czy kołyski, w których spali jako maleńkie dzieci. Odwiedzamy także miejsca objawień Anioła Portugalii, który przygotowywał fatimskich pastuszków na niełatwe w odbiorze Orędzie Matki Bożej.
Jak nie samym chlebem człowiek żyje, tak i nie samą modlitwą żyje pielgrzym. Dlatego trzeciego dnia, po pysznym śniadaniu w hotelu w Fatimie, udajemy się do pobliskiego miasta Tomar, nad którym góruje jeden z największych w Portugalii zamków, niegdyś główna siedziba słynnego zakonu templariuszy. Budowla oszałamia swoim rozmachem i starannością wykonania. Zwłaszcza w klasztornej kaplicy można by spędzić całe godziny, kontemplując każdy fresk, śledząc oczami każdy łuk, sklepienie, każde zdobienie i wyrzeźbiony w kamieniu wzorek. To również ważne doświadczenie formacyjne, móc zobaczyć, jak niesamowite dzieła stworzyła wspaniała cywilizacja chrześcijańska, której i my, Polacy, jesteśmy częścią!
Na koniec dnia wracamy do Fatimy. Przed wieczornym nabożeństwem okazuje się, że brakuje osób do niesienia drugiej figury Matki Bożej – tej, która okrąża plac przed sanktuarium na czele procesji. Szybka decyzja i z kilkoma Apostołami oraz pracownikami Stowarzyszenia idziemy za kaplicę, gdzie formuje się czoło procesji. Mam szczęście i zaszczyt wyjść wraz z pierwszą grupą. Jako nieco niższy wzrostem nie czuję na sobie aż tak bardzo ciężaru figury. Ale gdy przejmuje ją druga grupa, złożona z kobiet, szybko okazuje się, że idąca z przodu Hiszpanka nie daje rady jej utrzymać. Panowie ze służby sanktuarium podbiegają do mnie i proszą mnie o zastępstwo. Oczywiście nie mogę odmówić. Wtedy, jako trochę wyższy od niosących figurę pań, nagle biorę większość jej ciężaru na siebie. Aby temu sprostać, trzymam belkę obiema rękami, ale i tak sprawia mi to spory ból. Później, już w czasie drogi na lotnisko, wspomniany już pan Jacek będzie opowiadać o św. Rafce z Libanu, której kult propaguje w Polsce. Mniszka Rafka poprosiła Boga o cierpienia, bo wiedziała, że nie czując bólu Krzyża Chrystusa, nie da się wejść do Jego Królestwa…
Pisząc teraz to krótkie wspomnienie z pielgrzymki do Fatimy, wciąż czuję ciężar belki na moim lewym ramieniu…
Rzeczpospolita czasów saskich nie cieszy się dobrą opinią u potomnych. Wielu jej obywateli grzeszyło pychą, butą i egoizmem. Na tym ponurym tle szczególnym blaskiem świeci postać o. Rafała Chylińskiego – szlachcica, żołnierza, a w końcu pobożnego zakonnika i gorliwego duszpasterza, opiekuna ubogich i chorych.
6 stycznia 1694 roku spełniło się pragnienie Jana Arnolfa i Marianny Małgorzaty Chylińskich – na świat przyszedł długo wyczekiwany syn. Urodzonego w należącym do rodziny dworze Wysoczka w Wielkopolsce małego szlachcica do chrztu trzymali ubodzy z pobliskiego przytułku. Oprócz Melchiora, bo takie imię dla syna wybrali Chylińscy, mieli oni jeszcze sześcioro dzieci (pięć córek i drugiego syna).
Młody szlachcic
Melchior był dzieckiem łagodnym, skromnym i ustępliwym. Od najmłodszych lat chętnie bawił się w kapłana, głosząc kazania dzieciom z folwarku. Dużo się modlił. Lubił w imieniu rodziców udzielać jałmużny biednym i potrzebującym. Ojciec, który oczekiwał od syna, jako kontynuatora rodu, raczej przebojowości, nie bez nutki zawodu nazywał go pieszczotliwie „mniszkiem”.
[Pełny tekst w wydaniu papierowym]
Podziwianie stworzonego wszechświata jest być może jednym z najważniejszych sposobów wyrażania naszej miłości do Boga. W praktykowaniu tej cnoty wyróżniało się wielu świętych, by wspomnieć choćby św. Tereskę od Dzieciątka Jezus…
Spójrzmy więc w niebo, podziwiajmy ten gwiezdny bezmiar… Dla francuskiego biskupa François Alexandre’a de la Bouillerie (1810–1882) takie obserwacje były okazją do głębszych refleksji i snucia analogii: Gwiazdy są ozdobą nieba, ale nie tylko. One rzucają na nas swoje światło. To światło prowadzi nas przez odległe oceany na krańce świata. Podobnie aniołowie, których uderzające piękno zdobi Dwór Niebieski, zniżają się do ziemi, aby nas prowadzić ku Niebu… Katechizm Kościoła Katolickiego uczy nas bowiem, że Pan Bóg w Swojej dobroci powierza każdą duszę opiece Anioła Stróża.
Święci Doktorzy Kościoła są zgodni co do tego, że ciała niebieskie są obrazem wybranych Bożych. I tego się trzymajmy! Nie bądźmy jak ci poganie, którzy oddawali gwiazdom kult należny tylko Bogu!
Pismo Święte ukazuje nam Lucyfera – niegdyś najjaśniejszą z niebiańskich gwiazd, najwspanialszego z aniołów, spadającego – po buncie przeciw Bogu – w otchłań piekielną i ciągnącego za sobą legiony złych duchów. W Nowym Testamencie czytamy o gwiazdach, które spadną z nieba. Ale te gwiazdy, to nie tylko upadli aniołowie, lecz także sprawiedliwi, którzy nie wytrwali w dobrym.
A czyż racji nie ma Ojciec i Doktor Kościoła, św. Ambroży, gdy zauważa: Słusznie Chrystusa nazywa się Gwiazdą Zaranną, której dajemy nazwę „Jutrzenka”: jak ona bowiem wschodząc rano, blask swój rozlewa na cały świat, tak i Chrystus przybywając na świat, rozjaśnił jego oblicze (…). Zaiste prawda!
Zbliża się ten piękny czas Bożego Narodzenia. Wspomnijmy więc o pewnym gwiezdnym fenomenie… Gdy nadeszła pełnia czasu, trzem magom ze Wschodu, szukającym nowo narodzonego króla żydowskiego, ukazała się niezwykła gwiazda – osobliwe i wywołane przez Boga zjawisko świetlne, wymykające się wszelkim astronomicznym domysłom. Święty Ignacy Antiocheński, męczennik i biskup, głosi pochwałę tej gwiazdy, gdyż jest ona objawieniem tajemnicy Chrystusa. Była ona – powiada – jaśniejsza ponad wszystkie gwiazdy, a światło jej niewypowiedziane i zadziwiała swoją nowością. Wszystkie inne gwiazdy razem ze słońcem (…) chórem ją otoczyły, a ona dawała więcej światła niż wszystkie pozostałe. Zapanowało zdumienie, skąd ta nowość tak do nich niepodobna. A wspomniany już św. Ambroży dodaje: „(…) Jak tajemnica wcielenia wskazuje – Chrystus jest gwiazdą (…), swoim więc własnym światłem świeci”.
Podziwiajmy więc gwiazdy! Ich symbolika jest nader bogata…
Obraz Świętej Rodziny jest większości katolików doskonale znany i dość konkretny. Na jego przywołanie przed oczami naszej wyobraźni pojawia się jednak zapewne tylko parę wydarzeń z Ewangelii oraz tych z popularnych przedstawień i wizerunków. Czy jednak te rozpowszechnione, nieraz cukierkowe obrazy, nie przesłaniają nam zasadniczych prawd o Świętej Rodzinie? Czy ona sama nie stała się dla nas częścią jakiegoś baśniowego świata, zamiast być prawdziwym wzorem, realną pomocą i punktem odniesienia dla naszych, tak często dzisiaj pokaleczonych i poranionych rodzin? Czy wołamy w naszych utrapieniach: Jezu, Maryjo i Józefie Święty, ratujcie nas!?
Gdy rozważamy tajemnice Różańca Świętego, w pierwszej jego części – zwanej przecież radosną, dostrzegamy pewien paradoks. Oto mówimy o tajemnicach radosnych, ale kiedy się głębiej zastanowimy, owa radość rozważanych przez nas wydarzeń z życia Świętej Rodziny daleka jest od beztroski.
[Pełny tekst w wydaniu papierowym]
Szanowni Państwo!
Życzę błogosławieństwa Bożego z okazji 25-lecia istnienia Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi. Serdecznie dziękuję Panu Prezesowi i całej Redakcji za modlitwę w mojej intencji. Jednocześnie pragnę podziękować za „Przymierze z Maryją”, które otrzymuję regularnie i czytam z wielkim zainteresowaniem. W miarę możliwości staram się wspierać dystrybucję tegoż pisma. Oczekuję go zawsze z wielką niecierpliwością.
Maria z Jarosławia
Szczęść Boże!
Jestem bardzo szczęśliwa, że prowadzicie takie akcje i kampanie, by coraz więcej ludzi znało i kochało Maryję z Guadalupe, naszą najukochańszą Mamę. W jej ramach pozwolę sobie wpisać imię swojej córki wraz z moim, ponieważ została zawierzona Matce Bożej z Guadalupe. 13 lat temu byłam w ciąży bardzo zagrożonej i według lekarzy nie miała szans na przeżycie. Mateńka z Guadalupe pomogła!
Kinga z Małopolski
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Pragnę serdecznie podziękować Panu za życzenia urodzinowe i za pamięć. Pozdrawiam wszystkich pracowników Stowarzyszenia i bardzo dziękuję za Wasz wkład w krzewienie prawd wiary, za otrzymywane od Was „Przymierze z Maryją”, które utwierdza mnie w wierze, za wszystkie przesyłki, a zwłaszcza za pakiet z obrazkiem „Maryjo, rozwiąż nasze węzły!”. Jestem przekonany, że Ona pomoże mi rozwiązać co najmniej większość z moich złych węzłów. Pragnę również podziękować za otrzymane materiały edukacyjne, które poszerzają moją wiedzę związaną z wiarą. Dziękuję także za otrzymywany magazyn „Polonia Christiana”, który czytam z wielką uwagą, często podkreślając to, co zwróciło moją uwagę i zainteresowanie. Pragnę wspierać finansowo Wasze i nasze Stowarzyszenie w miarę posiadanych przeze mnie środków. Zapewniam również całe Stowarzyszenie o swojej modlitwie w Waszej intencji, a także w intencji Apostołów Fatimy z ich rodzinami. Kończąc, pragnę złożyć na ręce Pana Prezesa i całej Redakcji moje pozdrowienia i podziękowania dla wszystkich pracowników Stowarzyszenia zaangażowanych w to zbożne dzieło. Niech Was Bóg i Matka Boża błogosławią i wspierają w każdy dzień.
Bronisław
Szanowni Państwo!
Wspieram wszystkie akcje Stowarzyszenia i dziękuję za wszelkie otrzymywane materiały, które pogłębiają moją wiarę, za wszystkie wizerunki Matki Bożej, z których w swoim sercu zrobiłam sobie „ołtarzyk”, do których modlę się na różańcu codziennie, za moje dzieci, wnuki i za męża alkoholika. Polecam swoje problemy Matce Najświętszej. Szczęść Boże!
Wiesława z Lubelskiego
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Pragnę podzielić się świadectwem… Koniec października 2020 roku. Leżę na łóżku. W pokoju panuje półmrok. Nie mogę zasnąć. Mój mąż jest chory i leży w drugim pokoju. Zamykam i otwieram oczy kilkukrotnie. Spoglądam w nogi łóżka i widzę stojącego młodzieńca (zakonnika) jakoś mi znajomego, który patrzy na mnie. Jego twarz robi wrażenie, jakby chciał mi coś powiedzieć. Ponownie zamknęłam oczy i otworzyłam z ciekawości, czy dalej będę go widzieć. Niestety, już go nie było. Znajoma postać nie dawała mi spokoju. Byłam jednak pewna, że to osoba święta. Na drugi dzień rano szukałam tej postaci w modlitewniku. I co się okazuje: to był święty Antoni z Padwy. Już wiele razy przychodził mi z pomocą w odnalezieniu zagubionych rzeczy. Widocznie chciał mi powiedzieć, że znów będę potrzebować jego pomocy. Od tej chwili postanowiłam obrać Go za swojego patrona. Za kilka dni znalazłam się w szpitalu w Kielcach na oddziale neurologicznym. I wtedy o pomoc poprosiłam właśnie św. Antoniego. Nie do wiary, że w tak trudnym czasie, drugiej fali pandemicznej, byłam znakomicie obsłużona przez lekarzy. Błyskawicznie miałam wykonane wszystkie badania okulistyczne, tomograf, rezonans magnetyczny. W szpitalu jednak nie zostałam. Wypisano mi zastrzyki. Dwa pierwsze otrzymałam już w szpitalu. Po przyjęciu całej serii opadnięta powieka wróciła do normy. Tak oto właśnie pomógł mi św. Antoni, za co dziękowałam mu modlitwą. Od tamtej pory we wszystkich trudnych sytuacjach zwracam się o pomoc do św. Antoniego – jest niezawodny. Dziękuję za Waszą akcję poświęconą temu świętemu!
Emilia
Szczęść Boże!
Uważam, że Wasza kampania „Matko Boża z Guadalupe, przymnóż nam wiary” jest, jak każde Wasze przedsięwzięcie, strzałem w „dziesiątkę”. Bardzo szlachetny cel, ponieważ bardzo dużo ludzi odchodzi od wiary w Boga, nie zdając sobie sprawy ze swojego postępowania. Może są zagubieni i trzeba ich ukierunkować w ich działaniu Być może jest im tak wygodnie, lecz obecna władza sprzyja odchodzeniu od Kościoła. Pamiętajmy bowiem o groźbie „opiłowywania katolików”
Wojciech z Buska-Zdroju
Szanowny Panie Prezesie!
Dziękuję za 137. numer „Przymierza z Maryją”. Zainteresował mnie szczególnie temat „Żal doskonały” ks. Bartłomieja Wajdy. Jest to temat ważny dla naszego zbawienia… Z okazji jubileuszu 25-lecia istnienia Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi życzę Panu Prezesowi i wszystkim pracownikom Stowarzyszenia dużo wytrwałości w działaniu. A nowe inicjatywy niech będą „drogą” otwierającą wiele ludzkich sumień. Z Panem Bogiem!
Maria z Zachodniopomorskiego
Szczęść Boże!
Bardzo kocham Matkę Bożą – pomogła mi rozwiązać tak wiele problemów. W rodzinie mojego syna Mateusza źle się działo, małżeństwo wisiało na włosku. Dzięki różańcowej modlitwie do Matki Bożej udało się uratować jego rodzinę. Syn Łukasz miał wypadek samochodowy, było z nim bardzo źle. Oboje z mężem codziennie odmawialiśmy Różaniec do Matki Bożej, a Ta wysłuchała naszych modlitw. W ramach tej pięknej kampanii „Maryjo, rozwiąż nasze węzły!” też możemy zwracać się do Maryi i tak wiele dla siebie wyprosić, nawet rzeczy, które wydają się niemożliwe.
Anna z Lubelskiego
„Przymierze z Maryją” powstało, gdyż odnaleźliśmy w sobie potrzebę podzielenia się z Czytelnikami wspaniałym darem – świadomością niezmierzonej opieki, jaką Maryja otacza nas i nasze rodziny.
Każdy kolejny numer pisma daje nam nowe doświadczenia pozwalające kstałtować „Przymierze z Maryją” jako czasopismo dla rodzin, dla małżeństw oraz dla każdego, kto czuje więź z katolicką Wiarą i Tradycją. Na tym fundamencie propagujemy postać Matki Bożej, która w tak wielu okolicznościach otacza opieką nasz naród.
Od pierwszego numeru, kiedy to rozesłaliśmy czasopismo do niewielkiego grona korespondentów aż do dzisiaj czujemy obecność Matki Bożej, która stała się dla nas życiowym drogowskazem, za którym chcemy podążąć zarówno w publikowanych artykułach, jak i w codziennym życiu. Maryja to przewodniczka i opiekunka na każdy czas – w pracy, w domu, w szkole. Dlatego czynimy wszystko w myśl założenia, by każda katolicka rodzina mogła znaleźć w „Przymierzu z Maryją” wartości, które pozwolą jej wzrastać w wierze i miłości.
Maryja obecna jest na kartach naszego czasopisma dla rodzin katolickich w różnych kontekstach. Najważniejsze tematy, które poruszamy to:
... i wiele innych spraw, wśród których nie brakuje kwestii dotykających kryzysu naszej cywilizacji, takich jak kondycja współczesnych rodzin, czy też walka o życie nienarodzonych.
„Przymierze z Maryją” zaprasza do lektury!
CZYLI OD POMYSŁU NA BIULETYN KATOLICKI DO OGÓLNOPOLSKIEGO CZASOPISMA CZYTANEGO PRZEZ SETKI TYSIĘCY KATOLIKÓW
Kiedy w październiku 2001 roku wydrukowaliśmy pierwszy numer „Przymierza z Maryją”, niewiele osób dawało nam szanse na „sukces”. Sceptyków lub pesymistów patrzących na przyświecającą nam misję było więcej niż optymistów. Dziś jednak chyba nie ma wątpliwości – setki tysięcy rodzin, które otrzymują pismo, to najlepszy dowód na to jak ważny i potrzebny jest nasz dwumiesięcznik.
Wszelkie łaski, jakie otrzymaliśmy od pierwszego do bieżącego numeru, w tym każdego nowego korespondenta, który zaczął czytać „Przymierze z Maryją”, oddajemy z wyrazami wdzięczności jednej, szczególnej osobie – to Maryja, której fatimskie oblicze zdobi okładkę naszego pisma jest sprawczynią sukcesu, jaki odniosło skromne czasopismo dla rodzin katolickich. Maryja daje nam pomoc, którą czujemy na każdym kroku. I Jej też zawierzamy nasze pismo, z wiarą oczekując triumfu Jej Niepokalanego Serca!
„Przymierze z Maryją” przeszło długą drogę – od czarno-białego biuletynu do wielkonakładowego, bogato ilustrowanego pisma, z którego opinią liczą się duchowni i świeccy katolicy. Korzystając z sukcesu, jaki stał się udziałem naszych Czytelników oraz redakcji, z okazji wydania 100. numeru, przygotowaliśmy dla naszego magazynu nową okładkę. Oprócz tego, przebudowaliśmy układ wewnętrzny, aby jak najlepiej spełniał oczekiwania wszystkich, którym „Przymierze z Maryją” będzie służyć w przyszłości.